Samice alfa muszą pomagać samcom beta, tak jak samce alfa pomagają samicom beta
Samice alfa muszą pomagać samcom beta! Już samo takie stwierdzenie będzie odebrane przez niedojrzałe panny jako coś drastycznego, coś bolesnego. Powinność, której nikt nie ma prawa kobietom narzucić w żaden sposób. Ani radą, ani prośbą. Jednak równość płci wymaga zniwelowania tej różnicy jakimś sposobem, ponieważ mężczyźni są marginalizowani i brylujemy w niechlubnych, bolesnych statystykach.
Uzasadnienie większego wkładu kobiet o wysokim statusie społecznym jest z kilku względów proste. Duża liczba kobiet głosuje za podziałem majątków bogatych mężczyzn dla ludzi słabszych, gorzej prosperujących. Prawda? Nie mówię, że każda kobieta ma takie poglądy, ale sporo z nich. Czyli jeśli mężczyzna jest bogaty – winien się dzielić, by innych podciągać do góry.
Co zatem zrobić z kobietami, które od dłuższego czasu mają 200% możliwości ku temu, by również móc zbudować wysoki status społeczny? Mogą rozwijać się zawodowo, edukacyjnie, mogą nabywać rzeczy. Tylko czy w takiej samej sytuacji chcą dzielić się z mężczyznami i podciągać ich do góry? Niekoniecznie.
W równości płci nie chodzi przecież tylko o czekanie na zyski i przywileje dla kobiet. Powodzenie związków i społeczeństwa nie może zależeć od obładowywania ciężarami i trudniejszymi zadaniami tylko mężczyzn. Mężczyzn, którzy na ogół zachowują się inaczej wobec kobiet, niż kobiety wobec mężczyzn. Ot, samiec alfa prędzej pomoże samicy beta, niż samica alfa pomoże samcowi beta.
Kobieta bowiem przed szukaniem związku na ogół nie patrzy co może zrobić, by było mężczyźnie lepiej, tylko patrzy na siebie. Patrzy jak bardzo może skorzystać. Patrzy też krótkofalowo, ponieważ nie wybiega w przyszłość w stylu „jaki on będzie w przyszłości, gdy mu pomogę?”.
Dlatego tak często podawany jest w red pillu wywiad socjologa Tomasza Szlendaka, że milionerka będzie pragnęła miliardera. Dzielenie się z biedniejszym mężczyzną, który „ma słabości” jest prawie nierealne z kobiecej perspektywy „związkowej”. Każdego rodzynka, który ma inne postawy należy cenić, jak klejnot.
Samica alfa, samica beta – prawie wszystkie chcą samca alfa. Samiec alfa może pomóc samicy beta.
Przypominam, że mężczyźni wysokiego statusu społecznego – majętni, ustawieni, z zasobami, z władzą, kontaktami, silni psychicznie i fizycznie nie potrzebują kobiety, które dogania lub przegania ich w tych względach. Ci mężczyźni wolą dzielić się swoim statusem z kobietą niższego statusu, powiedzmy młodą, ciepłą i atrakcyjną. Na pewno ich szanującą.
Przypominam, że na tej samej zasadzie, kobiety wysokiego statusu społecznego mają pełne prawo również dzielić się z mężczyznami niższego statusu swoimi zdobyczami statusem.
Problem w tym, że większość kobiet jest hipergamiczna i nie chce działać w ten sposób, bo uważa to za stratę, podchodząc do relacji w sposób czysto biznesowy. Ile wyciągnę, ile zapłacę, ile stracę.
Kobiety mogą budować swój status, ale muszą wiedzieć, że cechy które rozwijają przydadzą się tylko mężczyznom, którzy mają braki w tych kwestiach w których one będą „do przodu”. Tych mężczyzn kobiety niekoniecznie chcą, bo wręcz kipią pogardą do tych „męskich braków”, co wynika z niezrozumienia specyfiki męskiego życia. Ot, ludziom wydaje się, że mężczyzna wstaje rano i ma szansę na wysoki status, tylko po prostu z lenistwa nie chce po niego sięgnąć. Tak nie jest. Droga wielu mężczyzn to krew, pot i zły. Kolce, łańcuchy, trud i osamotnienie w tej walce.
Mężczyzna wysokiego statusu społecznego, samiec alfa, król królów, nie ma braków w statusie społecznym. Nie musi mieć partnerki która sporo zarabia, jest agresywna, super zaradna i „zimna” jak on – bo jemu cecha chłodu pozwoliła bezwzględnie wspiąć się na szczyt.
Do niczego mu to u kobiety. On ma inne braki.
Tak jak inne braki ma mężczyzna „nie alfa”, który ma dużo więcej problemów ze znalezieniem kobiety ze względu na to, że nie jest taki „top”. Drugi powód jest taki, że z założenia mówi się, że mężczyzna powinien ogarniać wszystko SAM, a nie czekać na wsparcie kobiety. Kobieta w takiej pozycji jest traktowana bardziej ulgowo i łatwiej znajdzie pomoc.
Tak społeczeństwo zostało PRZYZWYCZAJONE i OTUMANIONE.
Inni mężczyźni potraktują u kobiety walkę o status, czy cechy mało delikatne jako próbę bycia „męską” i będą uganiać się za innymi kobietami. Czyli z takimi z którymi nie będą musieli ani rywalizować ani martwić się, że zaraz taka kobieta przegoni ich zarobkami, czy umiejętnościami i zaraz im to wypomni, że nie są „alfa”. Mężczyznom nie potrzeba takich kobiet – musztrujących, pouczających, nieszanujących, z którymi związek to ryzyko, pole minowe i w sumie nic bezpiecznego.
Im bardziej kobieta się wykłóca, tym bardziej przypomina mężczyznę. Mamy pole walki. Najgorzej, gdy kobieta nie ma racji, a mimo to brnie w udowadnianiu niższości mężczyźnie. Musi być spalona.
Dlatego najlepszym wyjściem dla mężczyzny jest zawsze dobranie kobiety, która traktuje go jak człowieka, a nie przedmiot do realizacji swoich celów. Gdy kobieta ma wysoki status, przecenia samą siebie, jak również ma postawy pogardliwe wobec „słabszych” (może być też biedniejszych) to szansa na dobre potraktowanie będzie nieznacząca.
Drugim ryzykiem jest branie kobiety niższego statusu, która czasowo może i szanuje, ale może okazać się materialistką-manipulantką, która udaje miłość, jak również pożądanie. Dlatego mężczyźni wcale nie mają prosto w dobieraniu kobiet i muszą mieć się na baczności.
Problem w tym, że społeczeństwo produkuje takie kobiety dzięki przywilejom, których nawet nie dostrzegają (nadal mówi im się, że mają gorzej). Mało kto zna i chce poznać życie przeciętnych mężczyzn. I nawet jak pozna, to nic sobie z tego nie robi. Wole, bawole weź się w garść.
Winne jest wspieranie tylko kobiet, a mężczyźnie grożenie palcem, że ma być silny, sprawny i zaradny – bez dyskusji, bez nauki, bez oferowania mu czegokolwiek, by takim się stał
Mimo, że mamy równościowe społeczeństwo (w teorii, w propagandzie), mimo, że mówimy, że dla mężczyzn może być lżej, bo nie jesteśmy konserwatywni to mimo tego i tak zakorzenione wśród ludzi są postawy tradycyjne wobec mężczyzn. Wobec kobiet niekoniecznie. Kobiety z wielu kagańców się uwolniły i mężczyźni ten stan w większości zaakceptowali. Tylko nieliczni się buntują.
Kobiety na odwrót. Nadal chcą jakby tradycyjnych postaw od mężczyzn, tego, by mężczyźni radzili sobie sami, byli zdobywcami, a nawet pomagali samym kobietom.
W myśl „jak ten mężczyzna pomoże kobiecie w życiu”, a prawie nigdy „jak ja, kobieta pomogę tego mężczyznę wyciągnąć z dołka, by stał się kimś lepszym”?
Niestety sporo mężczyzn utrzymuje ten, naganny stan traktowania mężczyzn, ponieważ pozwala to im poczuć się lepszym członkiem społeczeństwa. Czasem chodzi w tym o rekompensowanie niskiej pewności siebie i swojej męskości.
Nikt mi nie powie również, że znajdziemy w społeczeństwie więcej kobiet o postawach rycerskich, niż mężczyzn. W takiej sytuacji myślenie „ja zrobię, ja pomogę, ja ogarnę” jest zarezerwowane częściej od mężczyzn dla kobiet, niż na odwrót.
To milioner płci męskiej prędzej podzieli się z kobietą, która ma mniej. W zamian dostanie jej aprobatę, będzie przy nim czuła, miła i ciepła. Na seks też będzie marudzić rzadziej. Kobiety tak nie chcą. Gdzie nie usłyszysz, to czy w domu czy zawodowo to kobiety ZAWSZE pracują ciężej (choć ok, może głównie to przekaz feministek). Ale już nie za bardzo garną się by mężczyźni zostawali w domu robiąc te CIĘŻKIE rzeczy i wyręczając kobiety. W zamian mogłyby dostać takie same ciepło, dobro i kulturę jakich wymagają mężczyźni od kobiet. Nic z tego, równość jest zbyt bolesna dla nich.
I to jest fajna analogia. Nie chodzi o to, że teraz kobiety mają szukać milionerów i, że łatwo ich zdobyć, ale jest to zrozumienie, że mężczyzna który ma więcej potrafi się dzielić z kobietą, która ma mniej. U kobiet takie myślenie jest bardzo rzadkie. Do tego nie umieją szanować mężczyzny, który im nie dorównuje, lub nie przewyższa. Powód? Uczenie mentalności ofiary, uczenie roszczeniowości, agresji i pogardy do mężczyzn. Szczególnie tych „nie alfa”. Bo alfa sobie i tak poradzi.
Wymagania wobec której płci trudniej spełnić? Odpowiedz sobie, a dowiesz się kto jest płcią wspieraną, a od której się wymaga
Czy trudniej jest budować wysoki status, karierę, bogactwo, gromadzić zasoby, być skałą psychiczną i fizyczną, wspiąć się na szczyt w niesamowicie stresujących warunkach, nabyć masę umiejętności, czy wiedzy, by być zaradnym?
Czy może trudniej jest być miłą, grzeczną, ciepłą i kulturalną? A może jeszcze wstawić pranie do pralki automatycznej przy okazji? A może przy okazji nie przytyć? A może nawet być nieśmiałą, a więc okazać słabość dla uzyskania aprobaty, gdzie u mężczyzny to tak nie zadziała?
Jakby kobiety miały tak trudno to one by przodowały w samobójstwach, uzależnieniach, bezdomności, samotności. Nie spełniając wymogów byłyby wykluczane. Ale to jest życie mężczyzn. I obie płcie potrafią powiedzieć, że tak musi zostać, a nawet trzeba trochę mężczyznom dorzucić do pieca (do woja), bo się rozleniwili i za dużo „płaczą”. Ot, sadyzm. Potem się powie, że kobiety mają albo gorzej, albo RÓWNIE ciężko i tematy są zepchnięte w kąt. To taka manipulacja poprzez rozmywanie tematu.
Gadanie o dyskryminacji wyłącznie wobec kobiet dziś to już cwaniactwo
Logiczny mężczyzna nie przyzna racji kobietom, które robią z siebie największe ofiary społeczeństwa, mimo tak małej ilości surowych wymagań wobec nich w społeczeństwie (w porównaniu do mężczyzn i standardów męskości). Nigdy logiczny mężczyzna nie poprze mówienia, że kobiety chcą równości, póki same nie pokażą, że to one potrafią przejąć tą trudniejszą, męską rolę, by nie patrzeć na same korzyści uścielone łatwą drogą. Drogą zapewniania ich przez mężczyzn.
Proszę bardzo. W równości kobiety powinny doścignąć mężczyzn również w takich postawach, w takim poświęceniu i empatii na rzecz płci przeciwnej.
Narracje pt. „dyskryminowane kobiety, antykobiece państwo, piekło kobiet” fajnie się sprzedają, jednak statystycznie nie wygląda to tak drastycznie dla kobiet w porównaniu do mężczyzn w wielu sferach życia. Ba. Statystycznie nie wygląda to tak jak w narracjach mizoandryczek, że mężczyźni są zbędni, lub nie chcą „dorosnąć” tylko po to, by spełniać wymagania kobiet.
Zdecydowanie mniej jest postaw kobiet, które powiedzą, że one też muszą wyjść z inicjatywą, ofertą, pokazać, że są wartościowe. Nie. Mężczyzna według nich powinien traktować je jako wartościowe zanim w ogóle taką wartość pozna.
Nie bez powodu mamy przestarzały zwyczaj płacenia za kobiety na randkach. Nie musisz znać dobrze kobiety. Musisz zapłacić za nią jako znak postawienia kobiety wyżej. Jako jej opiekuna. Jako kogoś kto się zatroszczy i będzie hojny. Jako ktoś kto będzie potrafił porzucić swoje zasoby dla kobiety. Jako ktoś kto wie z góry, że ta kobieta jest wartościowa, więc z góry w nią zainwestuje. Mężczyzna musi mieć szklaną kulę, albo bardziej – musi ryzykować w ciemno.
W drugą stronę, w równości płci, coś jest na ten temat zbyt cicho. I nie chodzi tu tylko o płacenie, ale całą resztę postaw które są mało wzajemne ze strony kobiet.
W razie chęci dyskusji o piekle kobiet napisałem dwa artykuły wraz z źródłami porównującymi czy aby na pewno piekło kobiet to prawda. (1 i 2).
A co jeśli tak się nie stanie!? Co jeśli nie znajdziemy sposobu na odhipergamizowanie kobiet!?
Nic się nie stanie, bo TO JUŻ SIĘ DZIEJE! Stąd rosnące plagi singielek (szczególnie w dużych miastach), rosnąca liczba inceli.
Prawda jest taka, że oczekiwanie od kobiet, by wnosiły więcej jest głównie pobożnym życzeniem. Dokładnie takim samym jak myślenie, że nagle sprzedawca jakiegoś produktu zmniejszy nam cenę o połowę. Ot tak, bez powodu, bo my tak sobie chcemy.
Do zmian które są oczekiwane potrzeba dużo więcej. Potrzeba zmian grupowego myślenia, myślenia o płciach, o ich rolach, które się przedawniły. Potrzeba też innej polityki, w której empatia do mężczyzn będzie kluczem. To jest prawie niemożliwe, bo mężczyźni sami o to nie walczą w dużych liczbach (protestujących np. przed przywróceniem służby wojskowej wyzywali od bab i gorzej). Za to obie płcie walczą o interesy dla kobiet.
Innym wyjściem jest walka o to, by mężczyźni za podejmowane ciężary dostawali przywileje. Coś za coś. Albo bierność, albo harówka i nagroda. Bez nagród jest bierność. I tego społeczeństwo nie rozumie.
Kobiety przez nierówne (na ich korzyść) traktowanie czują się dziś bardzo wartościowe, nawet przesadnie. Czują, że są tą centralną częścią społeczeństwa, które musi na nich się skupiać, bo nie tylko są dyskryminowane, ale i ważniejsze, bardziej idealne, moralne, bardziej znające się na związkach. Dlatego związki nierzadko idą ich torem, lub tych związków nie ma.
Posłuchu dla mężczyzny nie będzie, bo posłuch zależy od statusu, a status wywalczyć jako mężczyzna jest ciężej w dzisiejszych czasach rywalizując z mężczyznami (już nie proste), kobietami (dodatkowy rywal), plus polityką która SZTUCZNIE wzmacnia kobiety. Wcale nie w kierunku równości. Oj nie.
To dlatego więcej mężczyzn, niż kobiet jest samotnych. To dlatego kobiety częściej inicjują rozwody i rozstania. To dlatego dziś więcej kobiet zdradza, niż w czasach przeszłych.
Kobiety mając do wyboru samotność, lub poświęcanie się dla samca beta wybiorą samotność. Mężczyźni mając do wyboru samotność lub poświęcanie się dla samicy beta, wybiorą samicę beta.
Co prawda te trendy powoli są w zaniku, ponieważ mężczyzn uczula się, by już nie byli tak „tolerancyjni” dla wad i słabości kobiet, ale to nadal mężczyźni są mniej wybredni i wymagają mniej. To jest kompletnie nierówne, a nawet bym powiedział, że odwrotnie proporcjonalne.
To mentalność traktowania płci pozostaje problemem. Mentalność wyniesiona latami budowania społeczeństw w sposób, które były łaskawsze dla kobiet (nawet gdy były dyskryminowane to w wielu aspektach traktowane były bardzo łagodnie, do tego były chronione). To jest ta mentalność która wpoiła, że to mężczyzna jest od zapewniania zasobów, ochrony, korzyści i różnych form „siły”. Ot definicja męskości. Definicja budująca kompleksy u tych mężczyzn, którzy jej nie spełniają, a którzy błędnie traktują ją jak niepodważalną świętość.
Nie bez powodu dużo łatwiej mówić o kryzysie męskości, mężczyzn, obrażać mężczyzn. Bo mężczyźni cierpią z winy samych siebie. Nigdy nie są dostosowani.
Kobiety są zawsze. I robią wszystko dobrze. I zawsze cierpiały i cierpią do dziś. Zawsze z winy innych.
Jeśli takim podejściem będziemy się kierować to związków i to dobrych będzie jeszcze mniej. Dlatego powtórzę. Mentalność kobiet jest do zmiany, bo one nasłuchały się, że wnosząc więcej, lub poświęcając się są „frajerkami”. Tylko księżniczka ma samca alfa, a samiec alfa sam wszystko zdobędzie, posiada i jeszcze się podzieli. I on nie ma słabości, przez co kobieta nie musi go nawet wspierać.
Mentalność mężczyzn jest do zmiany w innym kierunku – porzuceniu wielu tradycjonalistycznych standardów bycia mężczyzną, nadmiernych obowiązków nakładanych sobie i innym mężczyznom, jak i właśnie zbyt małej ilości wymagań wobec kobiet, mimo, że chcą nie tylko być równe, jak i nierzadko mieć jakąś władzę, głos.
Rządzisz? Najpierw wnieś wartość. Niestety masy mężczyzn wolą powiedzieć „rządź, nie wnoś wartości, musztruj, byleś była”.
Samoocena szoruje po podłodze. Dobrego wzorca dla mężczyzn też brakuje, bo albo mamy autorytet toksycznego gangstera zabijaki, albo upodlonego gościa który godzi się na nic dobrego. I tak to jest. Żyjemy w płciowym perpetuum mobile.
Obniżamy status mężczyznom, nie współczujemy, nie pomagamy, a potem się dziwimy „a czemu oni są w takim kryzysie”?
Super artykuł. Dobrze napisane. Szkoda, że więcej rzeczy nie wzięło się z wywiadu z panem Szlendakiem. I tutaj racja. Mówi się o ucisku i piekle kobiet. A jak jest? Dobrze opisała to książka Ester Vilhar „Tresowany mężczyzna”. Z drugiej strony są także trad cucki/cuckoldy czy też cuckserwatyści. Są to mężczyźni, których wiedza o związkach stanęła 20 lat temu i nie znają dzisiejszych realiów. Propagują oni toksyczne wymagania dla mężczyzn (mężczyzna ma kobiecie dać, mężczyzna ma być taki i owaki, obecnie mężczyzna to niedojrzały chłopiec) i mają zaspokajać wymagania kobiet. To jest atak na mężczyzn z drugiej strony ramię w ramię ze współczesnym feminizmem.
Nigdy nie wchodziłam w związek z samcem alfa, jego statusem, majątkiem.
Miałam lat 20 i poznałam fajnego człowieka, z którym lubiłam spędzać czas dzieląc myśli i doświadczenia.
Płaciłam za siebie, bo studia łączyłam z pracą, on studiował dziennie i kasę miał od rodziców. Nie widziałam w tym niczego złego.
Siłą rzeczy z czasem zaczęłam zarabiać dużo więcej, bo poza wykształceniem miałam praktykę zawodową, ale nie dzieliłam pieniędzy na moje i jego – bo żyliśmy wspólnie.
On dzięki temu miał możliwość szukania pracy, która będzie dawała mu satysfakcję i pieniądze.
Przez 19 lat były okresy, kiedy próbował własnej działalności, zmieniał kolejne firmy, przez miesiąc był bezrobotny i nigdy nie przeszło mi przez myśl, że jest mniej wartościowy.
Wspierałam go, gdy w czasie pandemii stracił pracę. Nigdy nie było z tego powodu żadnych dramatów, bo moje zarobki zapewniały nam i dzieciom bezpieczeństwo finansowe.
Teraz kiedy zaczął zarabiać odrobinę więcej słyszę, że mam naturę hipergamiczną…
Gdybym dziś miała 20 lat i wiedziała, jak mężczyźni postrzegają kobiety i co się dla nich liczy w życiu bym się w małżeństwo, wspieranie, bycie zawsze obok nie pakowała.
Miałam lat 20
W tym wieku ocenia się co najwyżej potencjał. Liczenie punktacji atrakcyjności odbywa się podświadomie (pomijając wygląd i wyznaczniki łatwo policzalne).
Siłą rzeczy z czasem zaczęłam zarabiać dużo więcej
Od niego? To fajnie.
i nigdy nie przeszło mi przez myśl, że jest mniej wartościowy.
I znowu fajnie.
Nigdy nie było z tego powodu żadnych dramatów, bo moje zarobki zapewniały nam i dzieciom bezpieczeństwo finansowe.
I jeszcze raz super. Taki los w loterii otrzymuje bardzo niewielka liczba mężczyzn. Gratulacje. Skąd wyniosłaś takie postawy, z domu?
Teraz kiedy zaczął zarabiać odrobinę więcej słyszę, że mam naturę hipergamiczną…
A Ty mu powiesz, że gdybyś miała, to byś 20 lat z nim nie była gdy nie wykazywał się dominacją statusem i finansami. Potrafisz uzasadniać swoje zdanie, prawda? Zarabiasz dobrze, więc umiesz się wysłowić? Więc mu powiedz, że się myli. Bo masz na to argumenty. I czyny.
Gdybym dziś miała 20 lat i wiedziała, jak mężczyźni postrzegają kobiety i co się dla nich liczy w życiu bym się w małżeństwo, wspieranie, bycie zawsze obok nie pakowała.
Uważam, że nadal mało wiesz, ponieważ nie znasz każdego mężczyzny i takie autorytarne stwierdzenia są wynikiem myślenia przez pryzmat danej emocji, którą wywołał aktualny stan waszego małżeństwa. Znasz jednego mężczyznę + pewnie kilka historii z internetu. A z tymi historiami to jest tak, że przebijają się najgłupsze, a te dobre są chowane w zaciszu domowym.
Ale może po prostu wyjaśnij co rozumiesz pod słowami ” jak mężczyźni postrzegają kobiety i co się dla nich liczy”.
Bo chciałbym np. wiedzieć co dla mnie jako mężczyzny się liczy i jak ja postrzegam kobiety. Odpowiesz za mnie? Chętnie się dowiem jakie mam poglądy. Podpowiem. Mam inne poglądy, niż mężczyzna z klatki obok, a on ma inne poglądy niż mężczyzna z miasta obok. Wmawianie czegoś drastycznego może być niesprawiedliwe.
Poza tym powiedz dlaczego nie pakowałabyś się w małżeństwo i wspieranie? Ponieważ usłyszałaś, że jesteś hipergamiczna od jednego mężczyzny? I to z nie wiadomo jakich względów tak powiedział i z nie wiadomo jakim skutkiem? Za mało danych, za dużo gorzkiej treści. Samo bycie hipergamiczną jest… no co tu dużo mówić, niczym, żadną obrazą. Bo to pewien fakt naukowy, albo jest to obserwacja socjologiczna. Co innego jak to się mówi w kontekście innym np. bycia wyrachowaną, materialistką, traktującą innych przedmiotowo. Takie coś już jest bolesne. Ale czy to mąż ma na myśli?
Pozwolę sobie postrzelać. Czyżby gość poczuł się pewniej z powodu zarobków i chce odejść, lub zdradzić? 🙂 Ja właśnie jestem na etapie kończenia artykułu o tym kto może zdradzić i jakie typy osobowości. Tłumione kompleksy czasem powodują takie zachowania. Czasem jest to projekcja (przypisuje się własne wady i winy komuś innemu, by wyzbyć się poczucia winy, czy stanu obniżonej samooceny).
Ale to czysty strzał, bo jak pisałem za mało informacji podałaś.
Alkoholik nie przyjmie żadnych argumentów.
Ponieważ usłyszałam to od TEGO mężczyzny, przy którym byłam przez połowę swojego życia.
Nadal nie chce odejść, bo jak twierdzi „nie stać go na to”. Tę decyzję też będę musiała podjąć ja.
Kobieta w związku takim jak mój, która wierzy jeszcze w romantyzm, zakochiwanie się itd. może zdradzić.
Kobieta w związku takim jak mój, która nie wierzy w motylki też może zdradzić – dla sportu.
Mężczyzna chyba nie potrzebuje wielkiego powodu by zdradzić, ot okazja.
Proszę o docenienie cytatów! 😉
Alkoholik nie przyjmie żadnych argumentów.
Więc to nie jest problem bycia hipergamiczną, ani nic innego, tylko alkoholizm i jego realna, lub wyparta przyczyna. A często jest to kompleks niższości, lęk przed zdradą, opuszczeniem. Wiele rzeczy, które powinny być omówione na terapii. Ale jak wiadomo zacięty alkoholik nie pójdzie sobie pomóc, bo jeszcze do niego samego to nie dotarło.
Ponieważ usłyszałam to od TEGO mężczyzny, przy którym byłam przez połowę swojego życia.
Ale to nic takiego jest usłyszeć, że jest się hipergamiczną. Samo w sobie to nic takiego. Pisałem wyżej. Chyba, że ma się coś innego na myśli niż to. Przecież nawet kobieta która dobiera sobie wyższego o 2cm od siebie mężczyznę może być hipergamiczna. Czy to jakiś problem? Wcale, bo większość mężczyzn jest wyższych od większości kobiet. Co innego jak kobieta poluje na cechy mocno dominujące nad nią w wielu aspektach. Wtedy jest to problem. A jeszcze gorzej gdy kobieta żąda od mężczyzny cech które ma na np tylko 20% mężczyzn, albo mniej.
Nadal nie chce odejść, bo jak twierdzi „nie stać go na to”. Tę decyzję też będę musiała podjąć ja.
Jeśli każe Ci odejść to pewnie tak. Dorosłe decyzje.
Kobieta w związku takim jak mój, która wierzy jeszcze w romantyzm, zakochiwanie się itd. może zdradzić.
Romantyzm i zdrada? Nie za bardzo. Raczej szukanie ujścia w nieszczęściu w tych motylkach poza związkiem. To akurat dość typowy schemat. Bo ona taka biedna w złym związku, więc musi szukać innego. I on się pojawia bez powodu, niespodziewanie, jest wielka miłość, a nawet długi romans za plecami aktualnego partnera. I wszystko dla miłości. Wszystko. I ona nie wie czemu tak się stało. I nie rozumie tego. Przecież tak kocha tego swojego mężczyznę od którego nie umie odejść…
No ale ten nowy uwiódł, bidulkę, ofiarę. Ona bez wpływu na to, po prostu romantyzm…
Kobieta w związku takim jak mój, która nie wierzy w motylki też może zdradzić – dla sportu.
Może, jak ma taki kureski charakter, to może.
Mężczyzna chyba nie potrzebuje wielkiego powodu by zdradzić, ot okazja.
Jak nie ma zasad to pewnie tak, choć wbrew temu co piszesz kobiety które opisywałaś robią to samo tylko szukają sobie racjonalizacji, a drugie – usprawiedliwień.
Proszę o docenienie cytatów!
Doceniam, doceniam. Zawsze jest lepiej cytując i odnosząc się do konkretnych słów, niż nie.
„Każe” mi każdego jednego dnia i nocy – swoim postępowaniem.
Werbalnie nie doczekam się tego, żeby kazał mi odejść – bo przecież go nie stać.
Jestem w stanie wyobrazić sobie, że mogła trafić na mężczyznę, który wiedział dokładnie jak pokierować swoim zachowaniem przy kobiecie z historią by osiągnąć cel…, a ona głupia mogła uwierzyć. I kiedy już chciała odejść… książę znikł ;).
Człowiek się chyba z nim nie rodzi, tak go życie kształtuje, więc każdy może go w sobie po czasie odkryć.
Werbalnie nie doczekam się tego, żeby kazał mi odejść – bo przecież go nie stać.
Jego nie stać, Ciebie nie stać. Co prawda w innych sytuacjach, ale jednak. Widzicie? Dobraliście się.
Jestem w stanie wyobrazić sobie, że mogła trafić na mężczyznę, który wiedział dokładnie jak pokierować swoim zachowaniem przy kobiecie z historią by osiągnąć cel…, a ona głupia mogła uwierzyć. I kiedy już chciała odejść… książę znikł ;).
Wyobrazić sobie można wszystko. Jednak odpowiedzialność za zdradę jest u zdradzającej, a nie u „księcia który bajerował”. Zresztą bajeruje się zawsze dziewczyny chętne, a nie niechętne, więc kobieta się godzi lub stopuje. Żaden bajerant nie mógłby zrobić niczego gdyby usłyszał stop. Granie uwiedzionej mimo zdrady jest bardziej dziecinne niż granie uwiedzionej nie zdradzając. W obu przypadkach jednak jest to postawa ofiary, która nic nie mogła, zero wpływu na wszystko. Nie mogła nawet odejść zanim zdradzi.
Człowiek się chyba z nim nie rodzi, tak go życie kształtuje, więc każdy może go w sobie po czasie odkryć.
Niektórzy się rodzą np. psychopaci (genetycznie). Ale to marna wymówka, że życie kształtuje kogoś w troglodytę.
W obu tych przypadkach gdzieś brakuje odpowiedzialności. I kobieta zdradzająca nie bierze tego na klatę, „bo on uwiódł” i zdradzający mówi, „bo mnie życie tak ukształtowało”.
Nie neguję tego co napisałeś, jednak sama dopiero uczę się nie szukać wytłumaczenia dla postępowania innych.
Miłego dnia.
Wytłumaczenia, empatia, litość – to wszystko jest super, nawet pochwalam, bo brakuje tego wielu ludziom i wolą iść w stronę dużej surowości, a to przysparza złości i osamotnienia. Ale całe te dobro jest dobre tylko do czasu. Nie gdy ktoś nachalnie i nieustannie rani, mimo tego, że daje mu się pomocną dłoń, wsparcie i ciepło. Zawsze warto mieć granice. Jedna osoba potrzebuje wybaczenia jednego błędu, druga dwóch, inna pięciu – zanim się poprawi. Ale nie może tak być 100 razy i nadal nie ma poprawy, a wręcz jest pogarda dla pomagającego. Co to to nie.
Jakieś decyzje muszą być podjęte, by problem naprawić, jeśli dotychczasowe działania nie są skuteczne. Robić w kółko to samo i oczekiwać innego rezultatu to szaleństwo (cytując klasyka).
Tym bardziej, że i na dzieci taki schemat można przenieść. Też można im łatwo wszystko wybaczać i niczego nie narzucać, przez co nie zawsze uczą się dobrego traktowania innych i będą oczekiwać łaski tylko dla siebie. Zawsze musi być balans między wymaganiami (wychowanie), a opieką. Tak tworzą się jednostki, które będą sprawne społecznie. Przechylenie w którąś stronę (nadmierna opieka/nadmierna surowość) może poczynić wielkie szkody.
Miłego dnia.
Miłego 🙂
Pytanie, czy kiedy mieliście po 20 lat, to już nadużywał alkoholu? W jakich okolicznościach powiedział Ci, że jesteś hipergamiczna?
Śmiem twierdzić, że kiedy mieliśmy 20 lat to obydwoje nadużywaliśmy alkoholu w studenckim mieszkaniu z całą bandą chętnych – więc jakoś nie postrzegałam go jako alkoholika.
W drugiej kwestii – mąż oświadczył mi, że JEGO pensja od dziś wpływa na JEGO konto, a na wspólne będzie wpłacał równowartość mojej. Kiedy zapytałam o powód usłyszałam, że ON wiedział, że jestem hipergamiczna i o kasę mi chodzi.
Później byłam też hipergamiczna, gdy swoją roczną pensję przelałam na własne konto, a nie zostawiłam na wspólnym…
Więc chyba zawsze jestem taka, gdy moja kasa nie jest wspólną.
Śmiem twierdzić, że kiedy mieliśmy 20 lat to obydwoje nadużywaliśmy alkoholu w studenckim mieszkaniu z całą bandą chętnych – więc jakoś nie postrzegałam go jako alkoholika.
Czasem to tak jest. Cierp ciało coś chciało. Albo czegoś nie wiedziało. Więc potem mówienie „mąż się zmienił w alkoholika” chyba nie do końca tu pasuje.
Więc chyba zawsze jestem taka, gdy moja kasa nie jest wspólną.
Mężczyźni też często słyszą od podobnych kobiet „co moje to moje, co twoje to nasze” w różnych podszczypujących formach. Z drugiej jak była umowa, że kasa jest wspólna no to warunków się nie zmienia. Ale to już wasze ustalenia, których pewnie było więcej i takie rzeczy analizować powinna osoba słysząca całą wersję historii, najlepiej z obu stron.
Później byłam też hipergamiczna, gdy swoją roczną pensję przelałam na własne konto, a nie zostawiłam na wspólnym…
Tak to jest, jak się nie ma sztywnych zasad, tylko są zmieniane. Albo jest jedno konto wspólne i wszyscy z niego biorą, albo są jakieś osobne i ludzie sobie ustalają po swojemu, jak chcą, kiedy chcą. I to rodzi czasem nerwy, podejrzenia. Albo są całkiem osobne konta i nic wspólnego (może poza rachunkami).
Ale to już jest dogadywanie się dwóch dorosłych ludzi na temat budżetu.
A to i tak wątek poboczny po alkoholu.
Tak czy siak na pewno nic nie da chodzenie po internecie przez lata, szukanie podobnych historii, gromadzenie złości (np. na mężczyzn, tak jak wcześniej pisałaś że już „nas znasz”) i nierozwiązywanie problemu. Wóz albo przewóz.
Czy ktokolwiek poznając partnera na studiach jest w stanie przewidzieć, że on „wiecznym studentem” pozostanie? – nie mam tu sobie nic do zarzucenia.
Z całej paczki funkcjonującej w tamtych czasach tak samo tylko on pozostał wierny alkoholowi.
Wmawianie kobietom, że przecież mogły to przewidzieć jest słabe.
Zawsze ważna jest rozmowa i ustalenie zasad – tu decyzja została podjęta jednostronnie. Zdążyłam otrząsnąć się z szoku i dostosować.
Każda historia jest inna.
Był moment, że szukałam w internecie informacji o RedPill – bo chciałam wiedzieć co dzieje się z mężem…. ale dla własnego zdrowia psychicznego przestałam :).
Nie gromadzę złości, ale czuję smutek widząc jak wygląda rzeczywistość w mediach społecznościowych (które dla wielu są wyznacznikiem tego jak należy żyć).
Tak ważnych decyzji nie podejmuję impulsywnie i pod wpływem emocji. Zawsze daję sobie czas na ich wystudzenie. Robię listę plusów i minusów (przez wielu wyśmiewaną ;)).
W tym wszystkim są dzieci, którym chcę oszczędzić dodatkowych atrakcji spowodowanych moim niezdecydowaniem – dlatego musiałam dojrzeć.Teraz staram się zabezpieczyć je emocjonalnie i działać.
Czy ktokolwiek poznając partnera na studiach jest w stanie przewidzieć, że on „wiecznym studentem” pozostanie? – nie mam tu sobie nic do zarzucenia.
Do zarzucenia można sobie mieć to, że
– nie wymagało się porzucenia takiego życia nawet po czasie (20 lat razem jesteście, nie 5)
– formalizuje się za szybko związek nie myśląc czy ktoś porzuci takie życie (a więc jak mówisz nieimpulsywne, a przemyślane decyzje – ja np. nie wziąłbym ślubu z kimś niesprawdzonym, kogo nie jestem pewnym i od kogo NIE oczekuję, że się zmieni, czyli nie akceptuję go jakim jest JUŻ TERAZ)
– dzieci może również za szybko, bo z kimś kto nadal jest na dawnym etapie, zamiast gotowym na bycie ojcem (jeszcze mocniejsza decyzja)
Spokojnie, da się mieć kilka pretensji do siebie. Nie można liczyć, że „on się zmieni”, za 20 lat. Albo po pojawieniu się dzieci. Chyba nie powiesz, mi że wina za zły związek zawsze leży albo w drugiej stronie, albo w sumie w nikim i „ot, tak się stało”? Może magiczne gwiazdy i jakieś fale księżyca mają wpływ?
Wmawianie kobietom, że przecież mogły to przewidzieć jest słabe.
Tu nie trzeba nic przewidywać i nie chodzi o płeć. Po prostu trzeba TRZEŹWO patrzeć. Jest sobie zabawowy imprezowicz na tym świecie i mamy tylko dwa pytania
– czy on taki będzie
– czy się zmieni
Myślenie, że ktoś się zmieni jest naiwne. Jak ja poznałbym prostytutkę która lubi koks i zdrady to nie wmawiam sobie, że się zmieni czy to za 2 czy 20 lat. Przyjmuję, że taka może być zawsze. Tak naprawdę jedyne sytuacje w których mogę uznać, że ktoś się zmienia to widoczna:
– pokora
– poczucie winy
– chęć zmian i działania w tym kierunku
– wysłuchiwanie jak się naprawić, zamiast wykłócania, buntowania i atakowania
– próba zrozumienia co doprowadziło do takiego „charakteru”
– odpowiedzialność za swoje wady i krzywdy wyrządzane
Do tego trzeba dojrzałości i refleksyjności.
Jeszcze rozumiem, jak ktoś próbuje coś zmieniać, robi wiele rzeczy, ale nie wychodzi. Albo poprawia się na np. długi czas, ale czasem się łamie.
Ale jeśli ktoś nic nie robi w tym kierunku, nie widzi problemu, atakuje, nie chce zagłębiać się w to, to to również to nasza odpowiedzialność gdy pozwalamy, potakujemy lub udajemy, że problemu nie ma.
Zaraz się okaże, że kobiety wiążące się z bad boyami nie są niczemu winne i ich postawa „on się przecież zmieni” jest super. Nic tylko gratulować. I to jeszcze bad boy który wcale nie oszukuje kim jest. Po prostu został zaakceptowany i chciany właśnie takim jakim jest.
Ja naprawdę współczuję 20 latkom które w niskiej samoocenie znalazły manipulatora udającego zakochanego, miłego, kulturalnego, rycerskiego, który robił to tylko w celach manipulacji, a potem wychodzi szydło z worka że to cham, kryminalista i inny gwałciciel. Tu mogę współczuć i rozumieć.
Ale jak ktoś akceptuje kogoś, wszystko jest szczere, a nawet taki ktoś mu się podoba i z takim kimś chce mieć dzieci to jest za swój wybór w pełni odpowiedzialny. I za tą odpowiedzialnością idą decyzje.
Nie gromadzę złości, ale czuję smutek widząc jak wygląda rzeczywistość w mediach społecznościowych (które dla wielu są wyznacznikiem tego jak należy żyć).
Czasem są tu wartościowe treści i mowa jak żyć 🙂 W życiu tak to wygląda. Selekcjonujesz. Nie tylko partnera, treści, cokolwiek. I potem podejmujesz decyzje. Ktoś z zewnątrz może nakierować, może odepchnąć od danej decyzji. Można uznać to za mądre lub idiotyczne. Ale na końcu odpowiedzialność jest na jednostce.
Zawsze daję sobie czas na ich wystudzenie.
A to nie trwa czasem lata? To równie dobrze może być kolejne 20 lat. Ludzie mają niesamowite mechanizmy przystosowywania się do tragicznych nawet sytuacji i wmawiania sobie, że będzie lepiej. W końcu, kiedyś. Jak grom z jasnego nieba to się stanie, byle nie własną decyzją. Ile to historii znam gdzie ktoś bije, czy rozkrada majątek rodziny i ludzie tolerują to wszystko, bo się przyzwyczaili? A ci co mają lepiej mówią „no przecież u nas tak źle nie ma, więc w sumie może tak zostać”. Ot, racjonalizacje stanu biernego.
W tym wszystkim są dzieci, którym chcę oszczędzić dodatkowych atrakcji spowodowanych moim niezdecydowaniem
A nie zapewniacie im innych „atrakcji” teraz? One co nieco pewnie chłoną, z obserwacji, z zasłyszanych tekstów, emocji, traktowania siebie, dostępności rodziców lub jednego. One się uczą tego co widzą. Uczą się swojej roli, uczą się traktowania innych, uczą się „rozwiązywania” (lub nie) problemów, uczą się negowania rzeczywistości, uczą się naiwności, braku granic. Wiele tego. Spokojnie, mechanizmy dysfunkcji są przekazywane dalej.
Więc pytanie czy wpisałaś to w minusy, bo powinny przeważać. Przynajmniej patrząc z tego co piszesz, ale pewnie piszesz nie całości.
https://psychologia.edu.pl/czytelnia/63-terapia-uzalenienia-i-wspouzalenienia/336-syndrom-wspoluzaleznienia.html
Za dużo chwalenia, nagród, za mało granic to też problem https://stopuzaleznieniom.pl/artykuly/czy-jestem-uzalezniony/narcyzm-a-uzaleznienie-czy-osoby-narcystyczne-czesciej-sie-uzalezniaja/
„Śmiem twierdzić, że kiedy mieliśmy 20 lat to obydwoje nadużywaliśmy alkoholu w studenckim mieszkaniu z całą bandą chętnych – więc jakoś nie postrzegałam go jako alkoholika”.
Zatem widziały gały, co brały. Skoro nadużywał alkoholu, to dlaczego miałby się zmienić? Być może jego niezaradność zawodowa wynikała właśnie z nadużywania alkoholu, czyli był to sygnał, że jest alkoholikiem.
„W drugiej kwestii – mąż oświadczył mi, że JEGO pensja od dziś wpływa na JEGO konto, a na wspólne będzie wpłacał równowartość mojej. Kiedy zapytałam o powód usłyszałam, że ON wiedział, że jestem hipergamiczna i o kasę mi chodzi. Później byłam też hipergamiczna, gdy swoją roczną pensję przelałam na własne konto, a nie zostawiłam na wspólnym… Więc chyba zawsze jestem taka, gdy moja kasa nie jest wspólną”.
Zrobił to samo, co Ty, więc w czym problem? To raz. Dwa nie ustalaliście na początku związku, jak będzie wyglądała kwestia finansów?
„Był moment, że szukałam w internecie informacji o RedPill – bo chciałam wiedzieć co dzieje się z mężem…. ale dla własnego zdrowia psychicznego przestałam :)”.
A nie lepiej było iść na terapię indywidualną, a potem małżeńską? Zwłaszcza, że „zasłaniasz” się rzekomym dobrem dzieci.
Dobry tekst, chyba pod wszystkim bym się podpisał. Jak pan chce, to potrafi pan pisać z rozumem i godnością człowieka, ograniczając przy tym symetryzowanie.
ograniczając przy tym symetryzowanie.
Bo nie muszę tutaj odpowiadać komuś na jego przekłamane tezy. Jak ktoś próbuje forsować wizję kłamliwą, uproszczoną lub czarno-białą na temat grupy społecznej (tutaj płci), to trzeba pokazać mu drugą stronę medalu. Inaczej nie będzie. W inny sposób widzi się tylko jedną stronę medalu, a to ma daleko od obiektywizmu.
Albo chcemy znać stan faktyczny, lub najbliższy takiemu stanowi, albo chcemy jedynie potwierdzać kogoś upodobania lub nieupodobania na temat grup społecznych.