36 pytań feministek do mężczyzn cz.2
Spis treści
Feministki pytają mężczyzn o wiele rzeczy, Np. czemu tyle kobiet nie jest uznawanych za dobrych liderów/kierowników. W tej serii (łącznie około 36 pytań) staram się odpowiedzieć jak najtrafniej na te, czasem absurdalne pytania feministek i kryptofeministek (czyli tych kobiet, które nie uznają się za feministki, ale mających wspólne z nimi poglądy). Często są to pytania z tezą, co jest swoistą manipulacją, aczkolwiek wybrniemy z tego. Dlaczego warto odpowiedzieć na te pytania? Ponieważ coraz więcej kobiet jest zmanipulowanych przez przekaz feministyczny mający na celu skonfliktować płcie, inne doszły do tych pytań na bazie doświadczeń i przekładają je na wszystkich mężczyzn, lub wzięły odpowiedzi z opowiadań „dobrych” „psiapsiółek”.
Warto się dobrze poznać. Warto poznać płcie. Warto też poznać moje, nie zawsze poprawne politycznie odpowiedzi, ponieważ uświadamiają jak jest naprawdę.
Część pierwszą pytań i odpowiedzi znajdziesz tutaj.
Film z ich pytaniami jest tutaj.
9. Kobiety pytają: w jakim świecie „nie” znaczy „tak”?
W tym pytaniu feministki pragną uderzyć w mężczyzn, którzy nie słuchają kobiecego „nie”, gdy słyszą ten rodzaj sprzeciwu (na przykład, gdy kobieta odmawia seksu, czy nawet randki). Nie powiem, że nie ma takiego problemu wśród pewnych mężczyzn, którzy absolutnie nie słuchają kobiecego przekazu, wręcz nakręcają się, gdy kobieta gra niedostępną, ale problem jest też w samych kobietach, którego przekaz często jest nie jest szczery i bezpośredni. Istnieją też kobiety, które lubią „gonić króliczka”, dlatego też nakręcają się, gdy to mężczyzna jest niedostępny i wykazuje się odmowami. Zatem ciężko mówić o tym, że jest to sprawa płci.
Zadam na początek pomocnicze pytanie: w którym świecie mężczyźni toksyczni i antyspołeczni są bożyszczami kobiet? Bo z tego co się SŁYSZY najlepsi są wrażliwi, wierni, stabilni, uczuciowi, romantyczni mężczyźni, a to ci najczęściej są… odrzucani, zdradzani i zostają co najwyżej przyjaciółmi. Z kolei toksyczni, niegrzeczni chłopcy mają tonę partnerek.
To tak w kwestii co wiele kobiet mówi (i czy warto zawsze tego słuchać), a co robi (po czynach je poznacie!).
Gdybym sam na kobiece „nie” reagował od razu załamaniem, czuł się odtrącony, czy też uważał, że jest to pewne co kobieta mówi i niezmienne (podkreślmy to słowo), to z kobietami wiele by mi nie wychodziło. Może nawet do niczego, by nie dochodziło, bo kobiety konkretne, bezpośrednie, proste, zdecydowane, aktywne, z inicjatywą to naprawdę mały procent kobiet. Może to wynika z wychowania, może z tzw. kobiecej natury, ale takie postawy u kobiet mężczyźni zauważają MASOWO. Co ciekawe większość kobiet, tych samych, które się tak zachowują pyta „a gdzie wy takie kobiety spotykacie?”. Jest to tym bardziej zabawne…
Więc tak. Mężczyźni sami zauważają, że muszą działać, by kobietę zdobyć/poderwać/znaleźć, czasem przełamując pewien kobiecy opór, który nie zawsze jest oporem silnym, a oporem w rodzaju gierki, którą kobiety stosują.
Nie jestem taka łatwa, wykaż się, pokaż, że Ty jesteś zdecydowany. Pokaż, że Ci zależy. Pokaż, że zrobisz tak, bym zechciała.
Podrażnij się ze mną trochę. Poudaję niedostępną. Zdobądź mnie. Pobawmy się tak. Poflirtuj, sprawdź mnie, a ja sprawdzę ciebie.
Wszak uważa się, że mężczyzna ma być człowiekiem czynu, a kobieta może być bierna, nie musi być aktywna, bo ktoś ją znajdzie, ktoś poderwie, ktoś zagada i prawie całą interakcję on wykona, a ona się ewentualnie zgodzi, lub odrzuci. Stanowczo, lub niepewnie. Wiecie:
Chciałabym, ale się boję.
Jest tona kobiet z takim podejściem. I takie kobiety żyją w świecie, gdzie „nie” znaczy „tak”. To co mówią niekoniecznie jest odzwierciedleniem tego co realnie chcą, lub nie chcą. Jedno mówią, a drugie robią, trzecie myślą, a czwarte czują. Do tego droczą się. Mężczyźni są więc uczeni, że to jest zabawa. Że te wszystkie niestanowcze kobiety tylko trochę kąsają, by nie wyjść na łatwe, ale ogólnie chcą czegoś więcej.
Niespójność kobiecych emocji z ich logiką często jest niezrozumiała nawet dla nich samych, dlatego też ciężko, by wszyscy mężczyźni reagowali na pewne, kobiece słowa zawsze w pełni poważnie.
Kobiecą logikę tłumaczę w innej kategorii wpisów.
Dlatego należy to podkreślić, że sami mężczyźni są często ofiarami kobiecych manipulacji, shit-testów, pokrętnej logiki, czy niezdecydowania, dlatego to kobiety muszą też się postarać, by wyrażać się wprost.
Ja z takimi kobietami często omawiam te problemy. One się często wzbraniają, potem zmieniają zachowanie, a na końcu im tłumaczę, że przecież dopiero mówiły coś innego. Co one odpowiadają?
Przy innym, bym tego nie zrobiła. Tak się zachowałam pierwszy raz – NIE WIEM CZEMU. TAK NA MNIE DZIAŁASZ.
I nie piszę o tym, by się czymkolwiek chwalić. Raz, że mężczyzna nie powinien przywiązywać wagi do słów kobiet, bo są dobre w mówieniu co inni chcą usłyszeć. Chodzi mi jedynie o to co się wydarzyło, na co kobieta się otwierała, gdy początkowo była niedostępna. Dwa, piszę tak, ponieważ mam doświadczenie w tym, chcę pomóc, chcę uczyć, ponieważ znam kobiecą psychikę, ponieważ kobiety zachowują się różnie wobec różnych mężczyzn. I dużo od mężczyzny zależy, czy trafi w pewne kobiece struny, może ona odczuje chemię, może bezpieczeństwo, a może męskie zdecydowanie, które jednocześnie nie będzie niczym nachalnym, a mężczyzna wyczuje gdzie jest prawdziwa granica, której nie można przekroczyć.
Chodzi zawsze o kobiece emocje, nie o to, co ona „teraz sądzi”. Emocje są zmienne, a fakty i opinie często właśnie do nich dostosowywane, a nie na odwrót.
Tyle, że nie chodzi właśnie tutaj o napieranie, roszczenia, wmawianie kobiecie, że chce nas, jak nie chce i bycie agresywnym – choć pewnie jakieś patologiczne kobiety i w ten sposób lubią.
Wszystko zależy czy będzie ten „flow”, chemia, flirt na tym samym poziomie i więź emocjonalna, a ona się przecież tworzy z czasem i często te kobiece „nie”, potrafi zmienić się w mgnieniu oka, gdy ona POCZUJE, że mężczyzna jest odpowiedni. A przecież poczuć może to nawet za 15 minut od wypowiedzenia „nie”, prawda? Ona się często „oswaja”, zaczyna ufać, ale mężczyzna musi mieć odpowiednie podejście, odpowiednią osobowość, reprezentować odpowiedni poziom.
Z nami mężczyznami jest tak ewolucyjnie, że musimy ryzykować, by nasze geny coś znaczyły, czy nawet się rozmnożyły. Mamy dwie szanse: wygramy i będziemy pić szampana, lub zostaniemy na dole drabiny społecznej (łącznie ze skutkiem śmierci). Mężczyźni ryzykują, by odnieść sukces i być wysoko. Bez tego mężczyźni nie mają szans się wybić, ale często okupują to utratą zdrowia, czasem życia i wolności.
Kobiety mogą być bierne, a i tak uzyskać sukces reprodukcyjny. I tak mogą zdobyć sobie mężczyznę po prostu pojawiając się w danym miejscu. Tyle im często wystarczy, bo mężczyzna wykona 90-99% działań w kierunku znajomości.
Dlatego chętnie bym powiedział, by mężczyźni nie ryzykowali i słuchali kobiecego „nie”, co też w konsekwencji mogłoby kiedyś nauczyć ich zdecydowania i mówienia wprost, ale… tego nikt nie posłucha. Mężczyzna będzie szukał szansy, jeśli ma choć gram testosteronu w sobie. I rozumiem, że kastracja mężczyzn z takich zachowań jest wygodna dla kobiet, aczkolwiek jeśli nikt nie podejmowałby ryzyka i inicjatywy – świat by zginął. Więc albo mężczyźni dalej będą to robić, albo kobiety staną się mężczyznami i przejmą te cechy. Jedno z dwóch. W to drugie nie wierzę, bo kobiety mają zupełnie inne strategie reprodukcyjne i choćby przez hipergamię może podchodziłyby, ale do wyłącznie 20% najatrakcyjniejszych mężczyzn, resztę zostawiając w niebycie. Sens tego jest żaden.
Podsumowując.
W którym świecie „nie” znaczy „tak”?
W świecie kobiet:
- niedojrzałych
- chwiejnych emocjonalnie (kobieta zmienną jest, prawda? ale nie wzbudzają one przez to zaufania)
- nieodpowiedzialnych
- o problematycznej logice (w świecie kobiet często występuje sporo sprzeczności. Im bardziej emocjonalna jest kobieta, tym tych sprzeczności będzie więcej. A jeśli będzie nieświadoma siebie to nie będzie tego kontrolować)
- manipulujących (lubiących gierki psychologiczne: robią to głównie kobiety borderline, narcystyczne i socjopatki)
- niezdecydowanych i niewiedzących czego chcą
- nieasertywnych
- z osobowością zależną
Czyli w świecie toksycznej kobiecości o której nie mówi się praktycznie wcale. To nie są atuty, TO NIE JEST „SŁODKIE”!
Te właśnie cechy przeszkadzają kobietom nie tylko, by zdobyć wartościowych mężczyzn i prowadzić z nimi życie bez konfliktów, ale m.in przez te cechy nie walczą o podwyżki w pracy, a potem kłamią, że gorzej im się płaci z powodu mizoginii kierowników i patriarchalnego spisku.
Społeczeństwo powinno uczyć kobiety innych zachowań. Kobiety muszą wiedzieć czego chcą. Muszą być aktywne i bezpośrednie. W czasach równości płci nie ma innej możliwości.
W innym wypadku tworzy się konflikt, niezrozumienie, a problem widzi się niesprawiedliwie tylko w mężczyznach. Kobieca odpowiedzialność za swój bezpośredni przekaz wobec danego mężczyzny, a nawet znajomość siebie samej to dzisiaj jest mus.
9a. Co się stało? NIC! Naprawdę?
Przypomnę taką fajną strefę kobiecej logiki, którą widać u niedojrzałych emocjonalnie kobiet, a która pasuje idealnie do tego, że kobieta nie mówi to co myśli stosując sprzeczny przekaz.
Mianowicie kobieta siedzi smutna. Mężczyzna to zauważa, podchodzi do niej i pyta: stało się coś?
Ona odpowiada: NIE.
On odchodzi, a ona się na niego zaczyna wydzierać, że ją nie kocha, że na niczym mu nie zależy i oczywiście atakuje go przemocą psychiczną. Tak, to nią jest! A przynajmniej jest to do niej wstęp.
Kobieta wzbudza w mężczyźnie poczucie winy, mimo, że sama prowokuje toksyczną relację i to ona jest tu materiałem do poprawy.
Kobieta niby powiedziała NIE, ale znaczyło to TAK.
Czyli tak jak mówię, kobiety może nawet nieświadomie (choć zwykle świadomie, chcą coś sprawdzić, lub dopiec psychicznie), ale wysyłają SPRZECZNE sygnały. Tak, że w jaki sposób można odczytywać kobiece słowa takimi jakimi są, jeśli one mówią coś odwrotnego, niż mają na myśli?
I takich sytuacji jest więcej w wykonaniu kobiet.
Uczcie je inaczej drogie feministki. Może po prostu wypowiadania się po męsku, bez tego kręcenia, intryg, kłamstw, manipulacji, półsłówek, półprawd, niebezpośrednich zwrotów, shit-testów i niezdecydowania.
Wasza to jest rola, bo wy przecież uważacie, że dziś każda mądra kobieta musi być feministką. Chcecie być autorytetem to uczcie dobrych postaw. Odpowiedzialność za to co się mówi to klucz.
10. Dlaczego uważacie, że kobiety są zbyt emocjonalne, żeby być liderami?
Ogólnie – ja tak nie uważam, ponieważ ciężko ocenić 100% ludzi, czy jak tutaj, 100% osób danej płci. Liderem powinna być osoba, która ma cechy lidera, pociąga za sobą tłum i jest skuteczna. Jednak mogę wyjaśnić skąd przekonanie, że kobiety mogą się nadawać statystycznie słabiej do roli lidera, czuć się gorzej w tej roli, lub po prostu jej nie chcieć.
I uwaga – to nie tylko mężczyźni tak uważają. Z tony ankiet można wywnioskować, że same kobiety wolą mężczyzn kierowników. Wolą też mężczyzn polityków. Wszak zwykle mało kobiet głosuje na kobietę-prezydenta (chyba, że jest to akcja ideologiczna).
Od czego zacząć temat? Od emocji.
Przede wszystkim więcej kobiet, niż mężczyzn jest neurotykami. To są ludzie z niską odpornością emocjonalną, niestabilni emocjonalnie.
Tutaj więcej o tym:
2. Kobiety częściej są neurotyczne i ugodowe (szukają bezpieczeństwa i akceptacji, boją się krytyki, czy odmawiania innym). – stąd często nie żyją jakby chciały same, z kim, by chciały, nie żyją zgodnie ze sobą, a ktoś kieruje nimi (zaczynając często od rodziców, po koleżanki, aż po chłopaka bo „jest blisko”) – i one powinny nad swoimi cechami PRACOWAĆ, nad asertywnością, tak jak muszą to robić mężczyźni, a nie szukać winnych dookoła.
By być dobrym liderem należy mieć emocje na wodzy, nie można długo ich przeżywać, trzymać urazów, bać się czegoś zmienić, nie umieć ruszyć nagle z działaniem, czy nie kierować się sympatiami nad dobrem przedsięwzięcia.
Kobiety mają problem z utrzymaniem równowagi emocjonalnej (tak samo jak wrażliwi mężczyźni o artystycznej duszy, którzy zazwyczaj prowadzą też inne role społeczne). Lub powiem więcej – staczają się na same jego dno z powodu niewytrzymywania męskiej presji, niechęci do bycia bezwzględnym, niższego poziomu agresji, czy większego poziomu empatii. To przez ich cechy osobowościowe, przez ich temperament, ale też wahania nastrojów uzyskują niski status społeczny (wyjątek to bycie jednym z nielicznych popularnych piosenkarzy, aktorów, czy pisarzy). W przeciwieństwie do feministek o nich nikt nie walczy, mimo posiadania cech, które też ich nie predysponują do bycia u szczytu władzy.
Po prostu uznaje się, że to ich własna wina, że mają niski status społeczny. Z kolei kobiety dziś się uczy, że winne swoich porażek nie są one, a patriarchalny system i sami mężczyźni, którzy te biedne kobiety ograniczają.
Cóż, żeby dojść wysoko czasem trzeba robić to po trupach. Każde przejmowanie się spowalnia proces uzyskiwania sukcesu. Najlepiej być robotem bez emocji, dlatego tak często to psychopaci piastują stanowiska kierownicze. Wśród kobiet dominują inne zaburzenia osobowościowe bardziej związane z emocjonalnością, niż ich brakiem (choć z psychopatami sporo wspólnego ma coraz częstszy kobiecy narcyzm – głównie praktykowany w zawodach gdzie manipulowanie innymi jest potrzebne).
U kobiet dodatkowo występuje comiesięczna menstruacja, związana ze zmianami hormonalnymi, co też może przekładać się na brak równowagi emocjonalnej, zmiany temperatury ciała, ból, mniejszą ilość energii, silniejsze przeżywanie rzeczy, które w innych dniach nie są byłyby tak bolesne, a to z kolei opóźnia podejmowanie decyzji, przysparza lęków przed ryzykiem, czy kończy się nawet rezygnacją (pomijam niedojrzałe kobiety, które w tych dniach stają się bardzo egocentryczne i stosują przemoc psychiczną na innych rozładowując się w ten sposób).
Tak zwany „PMS” może nawet tyczyć do 30% kobiet! I nawet jeśli kobieta nie ma PMS, a lżej przechodzi miesiączkę to nadal ona może zmieniać jej zachowanie i samopoczucie.
Do tego wiele kobiet jest z natury uległa, bierna, szukająca bezpieczeństwa (stąd pociąg wielu kobiet do państwa opiekuńczego, głosowanie na lewicę i do dominujących, pewnych siebie mężczyzn). Podejmowanie ryzyka może przecież boleć, tak jak każda przegrana i strata, tak jak każdy lęk.
Jak jest na coś moda te kobiety idą za modą, za grupą. Tu podam przykład. Tam gdzie kobietom się wmawia, że ich rolą jest słuchanie mężczyzn… tam kobiety to robią i pouczają inne kobiety, że postępują źle (wystarczy posłuchać wywiadów z muzułmankami). Tam gdzie kobiety uczy się, że powinny być „silne i niezależne”, cóż… widzimy co się dzieje.
Na ogół ciężko kobietom sprzeciwić się grupie, bo nie chcą być wykluczone, same, nieakceptowane.
Współczucie (jeśli jeszcze je mają) potrafi zasłonić im racjonalność, więc podejmują niekorzystne decyzje, by uchronić kogoś/siebie przed cierpieniem, ale nie myślą w przód, czy strata jednego człowieka, czy tzw. kara psychiczna nie da zysków w przyszłości dla większej ilości ludzi, a nawet dla siebie. Zbyt silna empatia, czy zbyt duża naiwność potrafi wstrzymać bardzo ważne działania, lub dać się zwieść i zmanipulować.
I to jest taki paradoks, bo mężczyźni rzadko kiedy dają sobą manipulować w biznesie, ale łatwo dają sobą manipulować kobietom (to one mają władzę w coraz większej ilości związków, mają swoich „pantofli” i lepiej wychodzą na rozwodach/rozstaniach – spadają na cztery łapy). Kobiety z kolei nie dają się manipulować mężczyznom (nie licząc tzw. „draniom”, których jest garstka, a którzy m.in mają właśnie cechy psychopatyczne), za to niekoniecznie odnoszą sukces przedsiębiorczy. I dlatego mężczyźni statystycznie są bardziej sukcesywni „poza domem” (choć jak wiemy dziś kobietom pomaga się w różny sposób).
Władza to nie pławienie się w luksusach, a potworny stres i obciążenia
Władza, czy bycie liderem są też związane z krytyką ludzi, często z ich nienawiścią, wielkimi oczekiwaniami wobec głowy jakiegoś projektu. Osoba zbyt wrażliwa nie wytrzyma tego, choć większość feministek sądzi, że władza to tylko profity, pieniądze i pochlebstwa. Zapominają jednak, że jest jeszcze ciężka odpowiedzialność, także za innych ludzi, bo trzeba decydować o ich losie, bo trzeba czasem sprawić im przykrość. Bo nie wszyscy dostaną po równo, bo często trzeba zwolnić kogoś kogo lubimy, zrugać go przy wszystkich, bo nawet jak kogoś nie lubimy, a jest skutecznym pracownikiem należy schować swoje ego z tyłu i go utrzymywać przy stołku.
Dojść na szczyt jest prościej, niż się na nim utrzymać.
To są emocje, to jest przesyt spraw, to są tysiące myśli, tysiące decyzji. Trzeba mieć sporo opanowania, by to wytrzymać i utrzymać.
Władza i bycie liderem to nie tylko różowe kwiatki, które można sobie ułożyć w bezpiecznym ognisku domowym, gdzie odpowiedzialność w nim jest albo zerowa (bo kobiety zwykle uciekają od mężczyzn za które mogłyby być odpowiedzialnymi nawet jakiś okres czasu), albo tylko za własne dziecko, a nie za duże skupiska ludzi przepełnionych często bardzo negatywną energią.
Bo za co w domu odpowiadasz? Za telewizor, który może się zepsuć raz na X-dziesiąt lat, albo wymienić dywan? Takie to stresujące?
Wiele kobiet stresuje się robiąc karierę na kasie w Biedronce, a feministki mimo to zachęcają je dalej do tego typu „wyzwolonej” pracy, ale też do uzyskiwania władzy.
A potem widzimy tysiące kobiet, które uczęszczają do psychologów i na terapie. Często to są właśnie kobiety dzierżące stanowiska kierownicze, czy też niewytrzymujące obowiązków w pracy z problemami z własnymi dziećmi.
W byciu liderem trzeba myśleć na chłodno, z pełnym spokojem, nie kierować się sympatiami, zażyłościami, mniejszymi bądź większymi złośliwościami. Więcej mężczyzn po prostu posiada cechy bliższe liderom, co nie znaczy, że wszyscy, co pisałem o wrażliwych duszach artystycznych, czy też mężczyznach psychopatycznych, którzy trafić mogą ostatecznie do więzień.
Jednak to nie spisek patriarchatu, że jacyś mężczyźni dostali się na szczyt. Po prostu posiadają odpowiednie do tego cechy, których brakuje u 90% populacji ludzi (ludzi, nie tylko kobiet, bo większość mężczyzn nie jest u władzy, a spełniają role pracowników szeregowych, wykonując często prace obrzydliwe, których kobiety nie podjęłyby się nigdy).
Niestety inżynieria społeczne póki co działa w taki sposób, by dominujące cechy u mężczyzn wykastrować, by kobiety wskoczyły na ich miejsce. Cóż, to jest obniżanie poziomu rywalizacji poprzez manipulacje. Nic fair, ale przede wszystkim nic co podnosiłoby jakość społeczeństwa.
To jest przykładowy mem obrazujący stereotypowe zachowania kobiet na które natknął się niejeden mężczyzna. I taki ktoś miałby sprawować władzę? Czas dorosnąć, a nie bredzić, że tylko mężczyźni to „duże dzieci, które dojrzewają później, albo wcale”.
Toksyczne kobiety uwielbiają powtarzać jak mantrę słowa typu „mężczyźni dojrzewają do 5 roku życia, potem tylko rosną”.
Albo mówią, aby zamknąć mężczyzn w piwnicy, by czekać aż dojrzeją:
Te panie zapomniały i nie zostały uświadomione, że będąc tak wywyższającymi się same są niedojrzałe emocjonalnie, a to co mówią to projekcja własnych cech na innych, by nie zacząć pracy NAD SOBĄ.
W jaki sposób taki człowiek, pozbawiony elementarnych cech, które powinien mieć lider miałby tym liderem być?
Ale nie odbieramy prawa do tego, by kobieta, która ma chłodne myślenie i kompetencje była liderem. Niech tylko to udowodni pracą, czynem, energią, umiejętnościami, a nie dostając stołek parytetem i po jej żalach/manipulacjach o patriarchalnym uciemiężaniu, biorąc mężczyzn na litość, czy grając ofiarę.
Ciąg dalszy nastąpi.