Zdrady kobiet: winnym zdrad nie jest mężczyzna. Zdradzającym kobietom się zbyt pobłaża
W matriarchalnym świecie kobiece zdrady, czy też ich „zmiany gałęzi” są bardzo częste. Społeczeństwo na czele z białymi rycerzami usprawiedliwia kobiety, gdy te postępują nagannie, by zyskać w ich oczach, ale i by poczuć się bardziej męskimi, czy nawet bardziej heteroseksualnymi na tle innych mężczyzn (vide: „patrzcie na mnie, bronię kobiet, więc jestem hetero”). Doprowadza to do tego, że kolejne kobiety jeszcze chętniej zdradzają i usprawiedliwiają swoje zdrady. To wszystko zaczyna się od wychowania dzieci w poczuciu, że dziewczynki to płeć niezdolna do złych uczynków, do przemocy i płeć za którą trzeba się zawsze wstawiać.
Dorosłe kobiety zauważają, że przez tak lekkie podejście społeczeństwa do nich mogą nie ustawać w kolejnych żądaniach wobec mężczyzn, czy to jeśli o zachowania przy tworzeniu związków, czy jeśli chodzi o przywileje (np. jako feministki, ale nie tylko).
Kobiety widzą, że konsekwencje ich toksycznych uczynków są żadne, moralności wykształcać nie muszą, a winę nawet za najgorsze zachowanie kobiety można z łatwością przerzucić na mężczyznę. Bo był on zbyt męski, zbyt mało męski, za słaby, zbyt władczy, za troskliwy, zbyt mało troskliwy. Nieważne. Trzeba mu pokazać, że to on jest sprawcą nieszczęścia i zdrady. Mężczyzna staje się jedyną dorosłą osobą w relacji. Jedyną, którą wolno krytykować i jedyną która ma ponosić konsekwencje – nawet za cudze, a więc kobiece, patologiczne zachowania. Jest to legalne niszczenie mężczyzn, ale i pozbawianie mężczyzn prawa do tego, by być ocenionymi sprawiedliwie (nie jako jedyni sprawcy nieszczęść), ale też, by mieć prawo do tego, by znaleźć kobietę dla nich wierną.
W czasach przyzwalania na zdrady kobiet staje się to praktycznie niemożliwym. Według badań zdrady kobiet oscylują wokół liczby 35%, tyle, że a) jedynie do tylu zdrad się przyznały, b) nie były pytane o tzw. zmiany gałęzi (to jest skok z jednej relacji w drugą; bliższe poznanie mężczyzny z którym są aktualnie w czasie trwania poprzedniego związku). Zmiana gałęzi to też zdrada, ale najczęściej zaczyna się od zdrady emocjonalnej – przekierowania emocji/uwagi na nowego mężczyznę w czasie trwania związku.
Rozwiązaniem byłoby uznanie, że zdrada to też przemoc za którą należy karać. Bo tak, multum mężczyzn zabiło się po zdradzie przez kobietę. Jest to ogromnie bolesne doświadczenie. A jeśli jest to tak bolesne to uznanie tego za przemoc nie byłoby wypaczeniem jej definicji (choć należałoby uwzględnić też przemoc psychiczną myśląc o niej).
To byłby jakiś krok w kierunku dbania o psychikę ludzi, tak zaniedbywaną sferę przez wieki. Bo dlaczego tyle się mówi, by mężczyźni panowali nad emocjami/instynktami, a kobietom tego się nie mówi w takim stopniu?
Relatywizm moralny i narcyzm, czyli „wszystko mi wolno, bo ja byłam i jestem w tej relacji najważniejsza”
Usprawiedliwiając u którejkolwiek osoby uczynki niemoralne buduje się w niej niedojrzały relatywizm moralny. Cechę nieodpowiedzialnego dziecka, a potem kłamcy, przemocowca i manipulatora. Będąc relatywistą (nie mylić z recydywistą, choć będzie to następstwem) nie trzeba mieć jasno określonej moralności, a wszystko co najgorsze da się sobie wytłumaczyć (zwykle winą poza sobą, czynnikami losowymi, lub innymi ludźmi).
Najłatwiej zrelatywizować sobie można zdradę w ten sposób:
Zdradzam, bo jestem ofiarą. To druga osoba jest problemem, więc mi wolno.
Ha, albo jeszcze lepiej.
To wcale nie była zdrada, tylko poszukiwanie prawdziwej miłości.
Chcemy trapiącego nasze relacje toksycznego narcyzmu? To uczmy dalej takich postaw. Pozwalanie kobietom na zdrady, traktowanie ich zdrad tak lekko, atakowanie mężczyzn gdy są zdradzani (skrzywdzeni) wraz z wiedzą, że kobiety już teraz mają dużo większą władzę na rynku matrymonialnym (związków, małżeństw i rodzin) pokazuje, że mężczyźni w takiej sytuacji są płcią dużo mniej wartościową. Czasem będą to odczuwać jakby byli śmieciem na którego można pluć. To nie ma prawa budować w mężczyznach dobrego samopoczucia, stabilności psychicznej, odporności (siły), czy wyzbycia się frustracji o której się tak trąbi. Wręcz przeciwnie. To jest jeden ze składników systemowego gnojenia i lekceważenia mężczyzn, które doprowadzają do tego, że mężczyźni nie są nawet chętnymi do budowania związków, czy zakładania rodzin, a czasem i do samego życia (ogromna liczba samobójstw mężczyzn).
Niestety winę za to wszystko społeczeństwo zobaczy też jedynie w zawsze wadliwych mężczyznach, nie spoglądając na prawdziwe przyczyny tego czemu wielu mężczyzn nie dojeżdża do poziomu zawsze super-pań (które dostają więcej luzu i nie muszą tak często flaków z siebie wypruwać, by zostać chcianymi oraz zaakceptowanymi).
I na nic ignoranci, którzy akurat są w związku z jakąś kobietą i jeszcze ich nie zdradziła, albo ci, którzy zamiast opieprzyć ostro kobiety, by kończyły swoje relacje zanim zdradzą, to oni sami namawiają je do zmian gałęzi. Na nic też ci, którzy twierdzą, że problem jest wyolbrzymiony, albo odwrócą kota ogonem, że statystycznie więcej mężczyzn zdradza (a raczej wychodzi ich więcej na jaw). Na nic ci, którzy twierdzą, że gdzieś tam kobiety są jednak obrażane, gdy zdradzają.
W porządku. Na ogół jednak nie ponoszą żadnych konsekwencji, dzięki czemu uczą się ukazywać mężczyzn w złym świetle, bo to zapewnia kobietom profit – oczyszczenie się, ale i dodatkową możliwość ataku na mężczyznę, którego chcą się pozbyć ze swojego życia (w końcu ex, zwykle niepotrzebny już do niczego – no, chyba że planuje się do niego wrócić, jakby z nowym nie wyszło).
„Mężczyźni są zbyt słabi na trudne, toksyczne kobiety.” Sporo mężczyzn jest pierwszymi do wybielania kobiet, ale do obwiniania i obrażania mężczyzn jeszcze szybszymi
Wszystko zaczyna się od samego związku dwójki ludzi, gdzie kobieta jest boginią, mężczyzna prymitywem. Gdzie kobieta ocenia, akceptuje, lub odrzuca, a mężczyzna ma się sprawdzić i odnieść sukces. Gdzie kobieta narzeka, czy gra ofiarę, a mężczyzna ma być twardy i wytrzymywać. Gdzie kobieta stosująca przemoc jest „wulkanem emocji, temperamentem, namiętnością, trudnością, którą należy okiełznać”, a mężczyzna przemocowcem, draniem, którego uwiązać trzeba po same jaja. Gdzie kobieta jak zdradza to ma powód w zawsze nieudolnym mężczyźnie, a poza tym szukała miłości serduszkiem, a mężczyzna… no cóż, prymitywna płeć nie umiała utrzymać genitaliów na wodzy. Wiadomo, mężczyźni nie umieją kochać, a kobiety są miłości ostoją. W I A D O M O.
Jeśli ktoś nie widzi demonizacji i dehumanizacji mężczyzn w porównaniu z kobietami, to albo posiadł zbyt mało wiedzy, albo jest osobą, która się do tej demonizacji mężczyzn przyczynia.
Ot, obwinić i obrazić mężczyzn dzisiaj po prostu TRZEBA. Taka moda.
Jeśli nie będzie ciągłości związków, to nie będzie ciągłości rodzin, a bez ciągłości rodzin czeka nas jedynie zagłada, ale też inne podziały wewnątrz społeczeństwa
Ogromnie trudno jest zabić się w pierś i powiedzieć, że się coś źle zrobiło, albo, że zachowuje się antyspołecznie (tak, to zaburzenie). Najłatwiej powiedzieć, że zawsze było się taką biedną, bezbronną, naiwną owieczką, która chciała rzeczy pięknych, a dostała nicość, bo zainwestowała w nie tego samca co potrzeba (on ją zwiódł, łanię jedną, ten oprawca, drapieżnik, łoo!). A tak naprawdę kobieta zdradziła bo znalazł się lepszy, przystojniejszy, zasobniejszy, czy nowszy model. Nowszy jako mniej znany może generować więcej emocji. To jest ogromna niedojrzałość, by wiązać się z tak płytkich pobudek emocjonalnych i nie umieć oddzielić ich od prawdziwego życia. To ogromna niedojrzałość traktować mężczyznę jak przedmiot – generator emocji. Ale tak, zmiana gałęzi w wykonaniu kobiet jest równie płytka i prymitywna, jak te same działanie w wykonaniu mężczyzn. Nie możemy przypisywać do zachowań kobiecych ciągle jakichś efemerycznych znaczeń, mimo, że postępują nie lepiej, niż mężczyźni.
I niestety są ludzie, którzy takich postaw bronią – „Przecież związki to nie więzienie! Możemy zmieniać sobie partnerów jak tylko chcemy i nic nikomu do tego!”
A myślałaś jedna z drugim jak to jest zmieniać fachowców od stawiania budynku w trakcie jego tworzenia raz po raz? Jaki będzie efekt końcowy? Chaos, a sama budowla się zawali, bo nie było solidnych fundamentów, planu i doświadczenia fachowców. Przekładając to na związki: nie umiejąc zbudować solidnych fundamentów związku, nie umiejąc pokonywać problemów w czasie budowania – nie buduje się niczego oprócz jakiejś ułudy, fasady, teatrzyku. Nie ma tam niczego prawdziwego, ale przede wszystkim niczego trwałego.
A najgorszą sytuacją jest wtedy jak każdy z pracowników obrzuca błotem drugiego i obwinia o własne błędy. Ty źle zrobiłeś, ja jestem święty. Ostatecznie odpowiedzialność ponosi ten nowy, młody pracownik bez żadnej władzy i decyzyjności. Tak często cierpią w związkach dzieci z rozbitych rodzin, ale tak też często cierpi mężczyzna, który pomimo tego, że nie miał władzy w takim związku, kobieta dyrygowała jak ma być, bo inaczej był foch, szantaż i zagrożenie rozstaniem, czy zdradą, to on jest ostatecznie jest obwiniany o wszystko co najgorsze. A jak jeszcze jest mężem, czy ojcem to musi się liczyć ze skutkami prawnymi (jak na wcześniejszym obrazku). Można go oskubać do cna. Z kontaktu z dziećmi, z pieniędzy, z godności.
Taki mamy patriarchat.
Lepiej myśleć wcześniej, niż po fakcie zdrady. Tylko po co, jeśli w sumie zdradzać wolno? – pomyśli zdradzająca
Nie ma dobrego powodu do zdrady. Nawet jak mężczyzna kobietę bije (ale naprawdę jeśli kobieta ma na to dowody, robi obdukcję, a nie tylko „papla” i oskarża). Ona musi zrobić wszystko, by odejść i musi mieć w głowie tą myśl, że następnym razem nie może wybrać podobnego typu mężczyzny. Musi pomyśleć dlaczego taki patus jej się spodobał? Co w sobie miał? Czy może ona ma w sobie TO SAMO zaburzenie i podobne przyciąga podobne? Może wcześniej już wykazywał się nieciekawymi zachowaniami, ale przymykała na nie oko, bo tkwiła w strefie komfortu – nie pokonując własnych ograniczeń i lęków, czego od mężczyzn wymaga się raz za razem? Może wykazywał się on toksycznymi zachowaniami, ale wobec innych ludzi, a ona sądziła, że dla niej będzie inny, bo była naiwna i myślała życzeniowo, czyli dziecinnie, a nie realistycznie? A może miał on coś w sobie czego ona potrzebuje, jak pieniądze, więc wliczyła przemoc w koszta związku?
Ona też ma coś do poprawienia w sobie, ma pracę do wykonania, bo i sam mental u niej szwankuje. Nie jest tak, że jest ofiarą i koniec, jej rola się kończy tylko na tym, by wytykać palcami błędy mężczyzny, a siebie mieć za 100% osobę bez wad, świętą i chwalebną.
Zdradzająca poucza i rości – niech mężczyzna będzie lepszy, to i zdrady nie będzie!
Przeczytałem w jednym z komentarzy na temat zdrad, że lepiej tak kierować związkiem, by nikt nikogo nie zdradzał. Taki tekst wypowiedziała kobieta, która owszem, ma za sobą zdradę, którą usprawiedliwiła.
Niestety w tym myśleniu kolejny raz przerzucona jest odpowiedzialność wyłącznie na mężczyznę, czyli:
„Ty MĘŻCZYZNO kieruj związkiem tak, bym JA KOBIETA nie musiała cię zdradzić.”
To trochę wygląda tak obwinianie ofiary, prawda?
„Ty kobieto ubieraj się tak, by nie zostać zgwałconą.”
Nie tędy droga.
Proporcjonalnie powinno to wyglądać tak:
A może lepiej tak wybierać mężczyzn do związków droga kobieto, by nie trzeba było ich zdradzać?
A może lepiej tak kierować związkiem JAKO KOBIETA, by nie trzeba było zdradzać – też jako KOBIETA?
Wtedy bierzesz na klatę dorosłe życie i dorosłe decyzje. Jesteś wtedy osobą równą mężczyźnie, bo i równie odpowiedzialną. Wtedy uznajesz, że możesz kierować, że Twoje decyzje mają wpływ na cokolwiek.
Obie płcie mogą się takimi dewizami kierować, choć kobiety jako płeć, która ma większy wybór wśród adoratorów powinny popracować dużo bardziej nad swoją selekcją. Trochę wstyd jak zagaduje do kobiety 30 mężczyzn, 29 dobrych, 1 toksyczny, a ona wybiera akurat tego toksycznego. No ale póki nie wykształci ona w sobie odpowiedzialności niczego nie zmieni. Facet jest tym złym, ona tą biedną. Dla niej rozmowa skończona, a ten kto o tym mówi to mizogin i cham nieczuły.
Ale to jest zwykły foch niedojrzałej relatywistki, która żąda od innych dużo, a od siebie zbyt mało.
Zdrada jest dobra, jeśli zdradzamy osobę, która nie spełniła jakichś naszych oczekiwań? Nie kpij!
Taką dewizą kierują się wszyscy relatywiści moralni uprawiający zdrady. W ten sposób kobiety też usprawiedliwiają swoje zdrady, próbując nazwać zdradę w jakikolwiek sposób dobrą.
Nie. Zdrada jest zła. Zawsze. Tylko w umyśle tej osoby, która robi z siebie ofiarę zdrada jest dobra, czyli każda która zrzuca z siebie odpowiedzialność za zdradę – „tak, jestem złą osobą, bo zdradzam, zamiast skończyć związek w przyzwoity sposób”. Każdy zdradzający może się w ten sposób usprawiedliwić. Każdy. Jest to jawne przyzwalanie na zdrady, ponieważ wystarczy zrobić z siebie ofiarę, poczuć się osobą pokrzywdzoną, czy oszukaną (bo chłop miał dać jakieś nieokreślone najlepiej szczęście, którego nie dał) i cyk – zdrada w notestiku rozpisana jako jedyny słuszny krok.
Nie. Gdy w relacji dzieje się naprawdę źle tylko rozstanie jest dobre (nie zapominając o wcześniejszych próbach naprawienia takiej relacji!). Tylko tego należy uczyć, a nie postawy, że jak coś jest nie tak w związku to trzeba poszukać sobie kogoś innego, albo stworzyć taką sytuację, by np. inicjujący mężczyzna znalazł bierną zawsze kobietę i on ją jak ten rycerz wyrwał ją z tego „złego” związku. Nie ma tu czego chwalić, mimo, że ona widzi to jako czyn chwalebny (bo wygodny), a on podąża za jej pochwałą (bo co ma biedak myśleć? że pozwolił na zdradę? że dał się poprowadzić jak na łańcuchu? przecież uzyskał z profit, a profit w takiej historii jest najważniejszy).
Tam gdzie myślenie samymi profitami, tam niedojrzała moralność, kłamstwa i wyrachowanie. Żeby było to jaśniejsze, profitem kieruje się nawet każdy stosujący przemoc. Gdy złodziej coś ukradnie nie myśli o odpowiedzialności, o własnym poprawianiu siebie, o tym, by zarobić. O tym, by nie krzywdzić innych, a o własnym proficie tu i teraz. Ewentualnie jakimś spełnieniu emocjonalnym, bo kradzież u takiej osoby też wywołuje przyjemne emocje, jak zdrada u osoby, która zmienia starą, nie tak namiętną już miłość na tą nową z nową osobą.
Przyzwalając na zdrady uczymy ludzi, że moralność nie istnieje, a miłość jest jedynie przedmiotowa. Dosłownie jak w życiu psychopatów i narcyzów. Brawa dla społeczeństwa.
Dobrzy mężczyźni też są zdradzani i też są ukazywani w złym świetle
To mit, że kobiety nie zdradzają dobrych mężczyzn. Wiele z nich zdradzając musi pogardzić obecnym partnerem, by oczyścić swój umysł z poczucia winy za zdradę. Musi na siłę znaleźć w mężczyźnie wady, albo je wyolbrzymić. Pije 2 piwa tygodniowo? Ona odchodzi od alkoholika! Albo bo ten kupował prezenty, a tamten nie. Prozaiczny powód. Czyli w jej umyśle (albo w umyśle tych, którymi manipuluje), to ona ma być była ofiarą poprzedniej relacji. Taką się widzi zawsze. Ona była według siebie ZANIEDBYWANA. A to przecież błąd mężczyzny! W przeciwnej sytuacji, gdyby on bardzo o nią dbał mogłaby uznać, że jest ZBYT DOBRY, zbyt natarczywy, zbyt zdesperowany, a poza tym to ją nudzi. Ale to już nie byłoby aż tak dobrze odebrane, gdyby tłumaczyła się ze zdrady. Oczywiście wiele osób poklepałoby ją po plecach, że po co jej mężczyzna, który nie ma poczucia własnej wartości, lub wmusza jej różne rzeczy? W gruncie zdecydowanie łatwiej się usprawiedliwić, gdy w mężczyźnie znajdzie się wady, przewinienia, przemoc (to jest teraz hiper modne zrobić z siebie jej ofiarę jako kobieta). Jeszcze lepiej jak to wszystko sprowokuje się np. czepialstwem, obwinianiem, kłócąc się i mówiąc, że to mężczyzna był tym konfliktowym, tym niedobrym, NIEOPANOWANYM (bo musiał wytrzymać, jak ona mu jechała po głowie), obrażającym zawsze biedną i słodką kobietę.
No bo jak to tak? Skrzywdzić kobietę? Mężczyzna? Nie wolno! I manipulatorki na tym przekonaniu społeczeństwa idealnie korzystają kreując swój związek i swojego ex już mężczyznę w taki właśnie sposób. Ona dobra, on nie.
Można się całe życie skupiać na tym byle w oczach własnych, lub cudzych wypaść lepiej, niż jest się faktycznie. By uznać, że to sam mężczyzna wpędził kobietę, zawsze biedną w sidła zdrady, porzucenia, czy nawet przemocy. Ot on nie zrobił czegoś tak, jakby chciała. I nie musiała tego mówić wcześniej. Ba, mogła mu mówić zupełnie na odwrót. Chwalić nawet za to, za co dzisiaj go zdradziła.
„Chłopcy, nie dajecie sobie z nami rady, więc zostajecie wyrzuceni na śmietnik”
Bo wczoraj byłeś dobry, gdy głaskałeś, dziś jakiś taki zbyt delikatny jesteś, a ona szuka kogoś męskiego. Argument niezaprzeczalny i zawsze wyglądający dobrze w oczach postronnych ludzi:
„A bo ja biedna szukałam kogoś DOJRZAŁEGO, DOJRZAŁEGO MĘŻCZYZNY, A NIE CHŁOPCA”.
Masa komentarzy kobiet jest z taką retoryką za pan brat. Jak kobiecie jest niedobrze z mężczyzną, odrzuca go, stosuje wobec niego przemoc, jest dla niego paskudna, lub zdradza, to na pewno on jest chłopcem. Jego wina.
Standardowa gadka szmatka, a kobieta wybielona, z poczuciem, że pomimo zachowywania się jak dziecko z zerową odpowiedzialnością czuje się jako najbardziej dojrzała jednostka w relacji.
Zdrada ma być dobra w jej umyśle, a zdradzony facet zawsze śmieciem, zawsze kimś kto ją zawiódł, zawsze kimś kto zrobił coś nie tak (ha, a znajdź mi osobą wolną od wad). Mężczyzna ma być zawsze kimś kto nie dorósł, czy sam z siebie, czy jej do pięt. To ona ma górować we własnym mniemaniu. Nie spełnisz czegokolwiek czego ona chce już jesteś chłopcem, a ona zawsze tą prawdziwą kobietą. Wyznacznikiem idealności i moralności. Boginią.
Jak w ogóle można dopuszczać do takiej aroganckiej i nienawistnej retoryki? A jednak, ludzie bardzo chętnie w ten sposób skłócają płcie.
Póki co problem jest taki, że nie ma dobrego rozwiązania tego zagadnienia. Musi się zmienić mentalność ludzi, a to jest długi proces. Proces zaburzony przez brak wiedzy, takiej którą przekazuje tutaj i zbyt mały poziom empatii wobec mężczyzn w stosunku do kobiet. O wpisaniu zdrad na listę przemocy już pisałem.
Tak, trzeba walczyć z prymitywnym instynktem, nawet jak ten instynkt mówi, że kobieta powinna być broniona częściej, bo jest kobietą. Za wielkie zasługi urodzenia się z waginą.
Zdradzająca nie zmieni się, gdy sama nie dozna krzywdy
Można zdradzającej kobiecie życzyć zdrady. Bo w poczuciu bezkarności, w poczuciu, że jej wszystko wolno, ona nigdy się nie zmieni. Każdy rozpuszczony gówniarz tak się zachowuje. Każdy, który nie miał przetartego nosa za to co zrobił złego. Nic tak nie uczy i nie rozwija człowieka tak bardzo jak odpowiedzialność i ponoszenie konsekwencji.
Pomyślmy sobie czy jakby mężczyzna mówił, że kobieta to mała dziewczynka gdy nie będzie wytrzymywała z jego jazdami i trudnością obcowania z nim w jednym pokoju to by to było chwalone? Każdy by skoczył do niego, że niech się weźmie za siebie, a nie zatruwa życie biednej kobiecinie. Tak to wygląda w „patriarchacie”.
Mężczyzna jest winny kobiecej zdrady!?
Zwykle u zdradzających kobiet słyszy się próby wmówienia, że wina leży w mężczyźnie za ten ich uczynek. Oczywiście. Tak jakby każdej zdradzie dało się zapobiec. Tak jest tylko w umyśle kogoś kto nie potrafił ZERWAĆ relacji, zamiast zdradzić. Wziąć dorosłą odpowiedzialność za swoją relacje i uczucia.
Jeśli mówimy o zapobieganiu prędzej można nie doprowadzać do tego, by się pary rozstawały. Na pewno rozwiązania ku temu są bardzo proste i każdy je podaje, każdy zna, teoretyka.
Ale nie, ludzie zdradzają z multum powodów. Nie tylko dlatego, że ktoś kogoś gnębi w relacji. Np. komuś się nudzi, albo chce komuś dowalić i pokazać że jest w tej relacji „kimś” o wyższej wartości. Mówieniem do ofiar zdrady, że da się im zapobiec zdradzie wzbudza się poczucie winy tylko u osób zdradzonych. Pierdoły kosmiczne.
Taka retoryka powoduje, że uznaje się, że faceci to dupki bo zdradzają, ale kobiety zdradzają z tego samego powodu – bo faceci to dupki. Wina musi leżeć po stronie mężczyzny, zawsze. Wrzucić wszystkich nas do jednego wora, obwinić i po sprawie. Zero dalszych refleksji u takich kobiet. Co najwyżej śmianie się, że ma się przywileje, gra się ofiarę i dostaje się kolejne przywileje, a faceci dają się na to nabierać raz za razem.
To samo z rozstaniami. Nie moja wina tylko tego drugiego zawsze. Umywanie rączek. W jaki sposób ktoś ma pracować nad relacją, czy odpowiednimi wyborami, jak wina jest zawsze po stronie kogoś innego? Potem są gadki o kompetencjach do tworzenia związków i wybierania odpowiedniej osoby. Tyle, że umie się to zarzucić tylko facetom, a kobietom wmawia się… ba, same siebie przekonują jako zawsze te najlepsze psycholożki studiujące masowo ten kierunek (ha, a nawet jak nie studiowały i tak wiedzą lepiej), że to one są od pouczania mężczyzn jak związek ma wyglądać, jaka ma być kobieta, co jej wolno, co mężczyźnie nie wolno, jaki ma być.
Takie są teraz trendy! Szczególnie w bardziej feministycznych kręgach, a o to nie trudno, bo edukacja wyższa została też poplamiona feministyczną propagandą.
Widzimy też masę artykułów pochwalających zdrady – w szczególności jak na zdradę pozwoli mężczyzna kobiecie. Co ja mówię „pozwoli” – przecież kobiecie dzisiaj nie można niczego zabronić, bo się uwolniła z tych wiecznie niedobrych, męskich ograniczeń moralnych, a raczej jej pełnej swobody – w kroku, w drenowaniu mężczyzn, w oszukiwaniu…
Tragiczna farsa: kobieta chce rządzić w związku, ale gdy pokieruje nim źle winny jest mężczyzna
Ludzie nie chcą zauważyć, że rządzą nimi prymitywne instynkty biologiczne w których kobieta jest wartościowsza tylko dlatego, że może urodzić i dlatego ludzie „łaskawiej” zachowują się wobec niej próbując sobie logicznie tłumaczyć czemu tak MUSI BYĆ. Po prostu musi w ich umysłach i koniec.
Człowiek jednak nie składa się tylko z jednej funkcji (rozrodczej) – tym bardziej takiej z której nie każda kobieta korzysta, bo dzietność mamy słabiutką.
Wyuczenie kobiet braku odpowiedzialności za swoje związki i zdrady brzmi jakby kobieta była wybierana do relacji i nie mogła się sprzeciwić. Jakby jej wybór nie istniał, nie zachodził. W czasie trwania relacji jakby miała zero do gadania, nie wpływała na jakość tego związku, na tego jaka jest ona sama, czy jaki jest mężczyzna, a dodatkowo też jakby jedyne na co czekała to na kogoś ktoś ją „uratuje” z takiej relacji w której jest bezwolna.
Przecież to wygląda jak albo osoba, która jest zamknięta w więzieniu, albo jak dziecko, które nie może niczego zrobić bez pozwolenia rodzica. Przecież tak kompletnie nie jest. W wielkiej części relacji to kobiety mają więcej do powiedzenia, to kobiety wybierają z kim się umówić, to kobiety mają większy wybór wśród adoratorów, to kobiety mogą nawet stosować przemoc, a nie być wyłącznie jej ofiarami. Kobiety potrafią ustalać jak ma wyglądać związek, jaki ma być mężczyzna – często uległy im po pantoflarsku (a one w zamian mu powiedzą „aleś ty męski”, żeby dalej grzecznie służył).
Rozwój kobiet – mniej gadania o tym, afiszowania się tym, więcej robienia. Feministki muszą temu przytaknąć
Gdzie w omawianych sytuacjach jest dojrzałość, która kompetencje do tworzenia relacji buduje w pierwszej kolejności czyli „ja odpowiadam za moje wybory i to jak wygląda mój związek”, ale też „ja odpowiadam za to czy zdradzę, czy jednak rozstanę się i dopiero zacznę szukać kogoś innego po rozstaniu?”.
Nie ma. Bo to jest praca, wysiłek, niedogodność. No ale tak jak wspominałem. Dla złodzieja nie ukraść czegoś to też niedogodność. On musi. I musi siebie przekonać, że to co go rajcuje jest okej, albo, że winną jest ofiara kradzieży, że dała się tak łatwo zrobić w konia. No, była za słabym chłopcem pewnie.
Gdzie jest rozwój takiej kobiety, by zaczęła za siebie odpowiadać, za swoje decyzje, czy to przed, czy w czasie trwania, czy po związku? Gdzie rozwój, by nie robiła z siebie bezwolnej, wiecznie bezradnej ofiary, czy wręcz desperatki, która wybiera przemocowca i drania, bo przecież biedna MUSI być w związku? Gdzie rozwój, by nie wpadła w kolejną złą relację i zaczęła myśleć głową, a nie genitaliami? Gdzie rozwój, by przestała kierować się opinią ludzi z zewnątrz co do własnych uczuć i własnych wyborów – nawet z mężczyzną którego shejtowałyby wszystkie jej „świetne” (zawsze) koleżaneczki? Jak ona ma postawić na swoim, to powinna bronić swoich decyzji i umieć to zrobić, a nie oddawać pole do tego mężczyźnie. By to on zawsze był tym obrońcą, albo tym na którego można się wyrzygać. To ona powinna być samodzielna i umieć podejmować samodzielne decyzje, bez konsultowania się z masą osób i bez lęków, że jej decyzje wpłyną na jej negatywny odbiór przez otoczenie – często przez inne kobiety!
Ale ona słucha kobiet jak głupie ciele, bo usłyszała, że jest to ta lepsza, moralniejsza, a nawet inteligentniejsza, tylko wiekami ograniczana płeć. I basta.
Feministki powinny się ze mną zgodzić w takim temacie, bo jeśli są tak silnie nastawione na budowanie w kobietach asertywności, czy poczucia sprawczości to powinny nabywać takie umiejętności, by umiały kierować swoim związkiem i swoim życiem, a nie jedynie albo pyskować, albo manipulować, by jednak cała zła energia szła na ex mężczyznę, czy na innych mężczyzn, którzy muszą być nieładnie określani. A one wojownicze są jedynie w 4 ścianach, albo gdy mają ochronę innych wokół, a gdy nadchodzą konsekwencje – uroić łezkę, przybrać pozę smutnej, pokrzywdzonej ofiary i sprawia załatwiona.
Odwróćmy sytuację, zdradza mężczyzna. Nierówność płci wychodzi tutaj bokiem
Odwróćmy retorykę zdradzających kobiet, że winnym zdrady jest ten niedobry mężczyzna z którym są, albo ten nowy co uwiódł, albo ten co ratuje. On decyduje. On namawia. Ona bezwolna owieczka.
Przełóżmy to na mężczyzn. Kto by współczuł mężczyźnie, który zdradziłby z 20 lat młodszą, dużo ładniejszą kobietą, a robiłby z siebie ofiarę, że żona to w ogóle go nie kochała, nie zauważała, a może nawet krzyczała na niego, więc jest ofiarą przemocy?
Kto, by współczuł mu, gdyby powiedział, że zmienił gałąź, bo go inna kobieta „namówiła”, czy uwiodła, a on biedny nie wiedział co się dzieje?
Kto, by współczuł mu, gdyby powiedział, że zdradził nawet z kobietą bogatszą i próbował omamić otoczenie, jak kobiety, że „oj, to dobra dla naszych przyszłych dzieci, hajs się musi zgadzać!”.
Kto by na to pozwolił? Epitetów wobec tego mężczyzny byłoby multum.
Za to kobieta, cud tego świata, lepsza płeć, która nawet jak jest zła, niemoralna i toksyczna, to zawsze ma swoje SPRAWIEDLIWE I RACJONALNE powody do tego co robi. Zawsze.
I znajdą się jej obrońcy do tego, równie toksyczni, równie nierówno traktujący płcie. Na tym wszyscy tracą. Bo kobiety się nie rozwijają, nie stają się dojrzałymi partnerkami, które sądzą , że mają na coś lub kogoś wpływ, a mężczyźni, bo są zdradzani i porzucani i jest im wmawiane, że to zawsze ich wina. Tak jakby obie strony NIC nie mogły zrobić, NIC. Tylko czekają na wyrok.
Życie jest naprawdę proste – tylko dobro rodzi dobro i od tego trzeba zacząć. Zdrada rodzi kolejną zdradę, jeśli jest na nią przyzwolenie i gdy można się z niej wybielić.
Nie twórzmy pola do tego, by zdradzający szkodnik czuł się jak w raju.
Skoro jestes za pietnowatniem zdrad krotka pilka czy dobrze zrobiono zwalniajac katarzyne cichopek wskutek plotek o jej romansie i zdradzie Hakiela? Czy tacy ludzie powinni byc cancelowani?
Nie ma krótkiej piłki tam gdzie sprawy nie są proste, a rzadko kiedy coś jest czarno-białe. Nie wiemy jak to wyglądało faktycznie od środka. Nie jestem też zwolennikiem fałszywego oskarżania. Czy są ewidentne dowody na wieloletnie zdrady z jej strony? Nie mam zamiaru opierać się na informacjach portali plotkarskich. Gdyby były dowody na zdrady, a ktoś sygnalizowałby cnotę, że jest niesamowicie wierną osobą, że to dla niej takie ważne, że ślub kościelny, że rodzina i wielka religijność to owszem trzeba takich ludzi jakoś piętnować.
Piętnować należy też osobę, która w tym procederze świadomie uczestniczyła i np. jeśli wiedziała, że ktoś jest zajęty, a i tak czyniła jakieś kroki w kierunku zerwania związku przez tą osobę to wygląda na osobę współwinną. W innym wypadku będzie przesuwana tolerancja na zdrady, lub jakieś głupie przerzucanie się odpowiedzialnością (najczęściej na ofiarę zdrady).
Uczestniczysz świadomie i dobrowolnie w oszustwie – jesteś praktycznie jak oszust. Ofiara nie może się czuć dotknięta, bo nie miała wpływu na to co się wydarzy. O oszustwie/zdradzie decyduje tylko zdradzający.
W tej sytuacji problemem jest to, że Cichopek twierdzi, że praktycznie od razu po „pojawieniu się uczucia” do Kurzajewskiego poinformowała męża, że nic z tego małżeństwa nie będzie i w ogóle mówiła, że psuło się u nich dawno temu, a nie teraz. To może być tania linia obrony, ale może i być prawda.
Jednak w tej sytuacji są też dzieci i istnieje pytanie czy osoby rozstające się, lub zdradzające czasem nie przekładają własnego szczęścia nad szczęście dzieci. Żeby potem się nie okazało, że dzieci z traumami, zdradzony mąż z traumą (choć ten chyba już ma nową dziewczynę), a potem jeszcze oczekiwanie szklanki wody na starość. Niektórzy (?) rodzice nie wiedzą co czynią.
No już bez przesady że rozwód to niewiadomo jak wielka trauma, rozwodzi się nawet 30% par. O wiele częściej moim zdaniem są sytuacje że kobieta zdradza przed, potem chwile są ze sobą chociaż dobrze to nie rokuje, a potem hop ciąża i dzieciak całe życie zachodzi w głowę dlaczego tatuś tak syczy na mamusię albo odwrotnie. Rozwód to krótka, jasna sytuacja, ale z drugiej strony bycie ze sobą dla dobra dziecka wcale nie musi być takie dobre dla kogokolwiek.
No już bez przesady że rozwód to niewiadomo jak wielka trauma
Możemy sobie zawsze tak mówić, że bez przesady, co to rozwód, co to zdrada, co to za problem, że jeden rodzic wychowuje i nie ma drugiego i co to depresja bo ktoś cię zostawił, a w ogóle płakać to można tylko na pogrzebach i tylko 2 łzy maksymalnie – aby nie przesadzać. Łatwo oceniać jak nas to nie tyczy. A jednak są to problemy ludzi i spłycanie tego to często policzek dla cierpiących. Statystyki pokazują, że jednak wcale sobie z tym nie radzą i w tym temacie dzieci tym bardziej.
Ale może też oceniam to personalnie, bo ja bym nie chciał mieć rodziny „paczłorkowej” i innych tego typu. Nie dość, że często w wieku nastoletnim występują różne problemy tak samoistnie, jakiś bunt nastoletni itd. to jeszcze rozwód jednak mógłby dobić wiele dzieciaków.
rozwodzi się nawet 30% par
O 30% za dużo. Wiele aspektów tu zawodzi. Czasem nawet wybór partnera przed w ogóle zawarciem małżeństwa, czy spłodzeniem dziecka.
Rozwód to krótka, jasna sytuacja
Nie każdy rozwód jest krótki, nie dla każdego jest to zrozumiałe. Często widać wiele lat fałszu (np. pseudookazywanie miłości, której nie ma, przepychanki) i dzieci to chłoną. Ogólnie fałszywa miłość i pozory prowadzą do neurotyzmu, a to do problemów psychicznych. I potem tępienia takiego człowieka przez społeczeństwo.
a, ale z drugiej strony bycie ze sobą dla dobra dziecka wcale nie musi być takie dobre dla kogokolwiek.
No nie jest dobre, ale gdyby osoba pomyślała co jest priorytetem, a nie żeby szukać sobie kogoś i z tą osobą spędzać czas, zbliżać się, dawać się dotykać i tak dalej, to mogłoby wcale nie być zostania dla dobra dziecka, tylko zostania bo byłoby okej w relacji. No ale u ludzi emocje się zmieniają jak wystawią się na czynnik pożądania i pokusy.
I sami sobie mówią przed, że im się to nie zdarzy i, że nie ma prawa bo mają nad tym kontrolę. Widać.
No dobra a co z argumentem że każdy popełnia błędy? Nikt nie rzuci kamieniem w zdradzających, bo nikt nie jest świadom ile osób nieświadomie skrzywdził nawet zwyczajnie słowem bez złej intencji. Nie zdradzam, ale hejt na zdradzających jest moim zdaniem przesadzony – to że ktoś powiedział że będzie spał z X a robił to z Y i Z to nie jest poważna sprawa, jak cała idea małżeństwa, jak ktoś niżej powiedział prawo nie dające się egzekwować podważa tylko autorytet, a nie możesz nic nikomu narzucić, zdrady się zdarzają nawet tam gdzie grozi za to ukamienowanie na śmierć, skoro nawet taka wizja nie odstrasza, to nie ma takiej siły która zagwarantuje ci że mimo iż teraz jesteś z kimś w przyszłości nie zakochasz się nagle i szybko o wiele mocniej w kimś innym. I nie, nie jest to kwestia wyboru, bo generalnie obietnica nie jest gwarantem niczego, skoro nie znamy przyszłości. Dzisiaj mówisz że z kimś jesteś, jutro dowiadujesz się że ten ktoś to sadysta, morderca pedofil Babiarz czy inny zbrodniarz, takich ludzi trzeba cancelowac a nie dawać im pole do mataczenia czy tłumaczenia się i brnięcia w to i zrywa się szybko a nie „rozmawia” z patologią.
zdrady się zdarzają nawet tam gdzie grozi za to ukamienowanie na śmierć, skoro nawet taka wizja nie odstrasza
To, że coś działa nie w 100% nie znaczy, że działa w 0%. Na pewno odstrasza wielu. Równie dobrze możesz mówić, by nie karać morderstw, bo i tak się zdarzają.
, to nie ma takiej siły która zagwarantuje ci że mimo iż teraz jesteś z kimś w przyszłości nie zakochasz się nagle i szybko o wiele mocniej w kimś innym<
Zakochanie jeśli pojawiło się totalnie samo, w co nie wierzę u dorosłego człowieka - nie jest decyzją, jest emocją. Decyzją jest pójście za nią, lub sprzeciwienie się jej i np. nierozwijanie znajomości. Jednak osoby co się zakochują często rozwijają znajomość, dają się zapraszać, dotykać, bajerka, a potem zdziwienie. Nie, ich decyzja i ich odpowiedzialność.
Głównie nastolatkowie zakochują się "z czapy", nawet nie rozmawiając z kimś, snują wyobrażenia i różne historie. Większość ludzi niezaburzonych rozwija swoje uczucia wraz ze zwiększaniem zaangażowania i więzi. Do tego trzeba wielu decyzji, nawet nie jednej.
skoro nie znamy przyszłości.
Czyli jesteśmy bezwolnymi owieczkami. Nie zgadzam się. Ale w sumie możesz mówić tak każdemu partnerowi "wiesz co, nie wiem, nic nie obiecuję, bo może cię zabiję, może zdradzę, może odejdę jutro, nie wiem, nie mam wpływu na to, nie znam przyszłości".
Poznaj siebie.
Dzisiaj mówisz że z kimś jesteś, jutro dowiadujesz się że ten ktoś to sadysta, morderca pedofil Babiarz czy inny zbrodniarz, takich ludzi trzeba cancelowac a nie dawać im pole do mataczenia czy tłumaczenia się i brnięcia w to
Zerwanie z troglodytą, to nie zdrada, tylko zerwanie z troglodytą. Nie mieszaj pojęć. Na ogół niestety używa się takiego grania ofiary do tego, by właśnie zdradzać. Bo ten czy tamten był zły, więc zdrada jest usprawiedliwiona. Nie jest.
Jak jest zły to odchodzisz, a nie zdradzasz. Proste. A najlepiej to nie wiąż się z kimś kogo tak słabo znasz, jak nagle ma się okazać pedofilem.
zrywa się szybko a nie „rozmawia” z patologią.
W praktyce to nie istnieje. Bo wychodzi na to, że jesteś z kimś 10 lat, nic nie zapowiadało, że stanie się pedofilem, nagle jest pedofilem i nie rozmawiasz, tylko idziesz zdradzić? Śmieszne. To są sytuacje, które nie istnieją. Zdradzający to sobie mogą kreować takie historyjki, ale tylko naiwni w to uwierzą. Na pewno nie ŚWIADOMI 🙂
Co niby nie istnieje? Mienie tajemnic przed partnerem które nie wychodzą przez wiele lat? Chociażby jeszcze chwilę temu geje by uniknąć łapanek prowadzili podwójne życia i to tak skutecznie że własne żony przez dziesiątki lat związku nie rozumiały że coś jest nie tak. Myślisz że żony naszych dziadów wtedzialy co wyprawiali na wojnach? Bardzo naiwne myślenie że staż jest gwarantem poznania.
Nadal nie jest to usprawiedliwienie dla własnej zdrady (a do rozstania), a geje to mały % społeczeństwa, a jeszcze mniejszy to ci którzy wchodzą w związki z kobietami. No i to nie ich wina, że homofobiczne społeczeństwo ich przymuszało do udawania hetero, żeby nie być karconymi.
Bardzo naiwne myślenie że staż jest gwarantem poznania.
Prędzej kogoś poznasz jak znasz dłużej, niż jak bierzesz ślub po miesiącu znajomości. Nie twierdzę, że staż załatwia wszystko, ale daje większe szanse poznania kogoś z kim jesteś. Jak masz wybór ślubu z kimś po miesiącu czy po 5 latach spotykania to kogo wybierzesz? Pytanie retoryczne, nie?
a czy wykładnia redpill w ogóle dopuszcza odbudowę związku po zdradzie, czy zawsze, ale to zawsze oznacza to koniec i zabranie zabawek ze związku, nawet gdy obie osoby mają na to chęci i jest szczery żal i skrucha, to są one nieistotne? Czy istnieje w ogóle taka sytuacja, czy redpill zawsze, ale to zawsze mówi – partner zdradził, to trzeba unieść się honorem i zakończyć związek?
Nie. To ja tak mówię i to tylko mój osobisty pogląd. Nie ma też miernika „szczerego żalu”, więc średnio mi to podchodzi w kontekście zdrad. Raczej nie raz się przekonałem, że jak ludziom się takie rzeczy wybacza to tylko czują, że są bezkarni. To tak jak walka z patusem w szkole. Póki nic nie robisz jak się ciebie czepia to tylko go motywuje to do dalszego czepiania. To samo ze zdradami. Niejedną historię znam, że ten co miał wybaczone to dalej zdradzał, bo po prostu nie zauważył, że czymś to skutkuje. A już tym bardziej gdy zdradzają kobiety, które częściej angażują emocje w zdrady i raczej nigdy nie zdradzają z mężczyzną gorszym od poprzednika. Więc jak kobieta zdradza to może mieć już mężczyznę z którym jest za nikogo wartego szacunku, a to wyklucza wybaczanie. Zresztą te zdrady też są często planowane i długotrwałe, a nie, że kobieta raz się umówi, ONS i zapomniała o wszystkim.
Mam problem moralny ze zdradą, bo sama jestem jej owocem, więc czuję się rozdarta krytkując coś, dzięki czemu żyję. Nie byłoby mnie na świecie, gdyby nie czyjeś kłamstwo i skok w bok. Gdyby mój dziadek nie odpowiedział celującemu w niego niemcu po niemiecku, że jest niemcem (był polakiem, skłamał, możnaby rzec nawet że zdradził kraj) nie poznałby mojej babki, nie spłodziłby mojej matki. Idąc wyżej pewnie też okazałoby się, że kluczowe wybory nie były dobre i moralne, ale to już na zawsze zginie w mrokach histori, myśląc o przodkach zawsze myślimy o nich jak o dobrych ludziach, ale to często nieprawda.
Gdyby moja matka z kolei pozostała w małżeństwie, zamiast uciec do kochanka, prawdopodobnie pijący mąż w końcu by ją zatłukł, chociaż przed ślubem rokował dobrze, a ja nie narodziła, bo mimo starań o dziecko nic nie wychodziło, a przepijał coraz więcej. Mąż rozwodu by jej nie dał, więc zaczęła żyć z kochankiem jawnie i w końcu z nim w ciążę zaszła i jestem ja, a pozostawiony mąż-nie mąż w końcu się zapił na amen.
Zmusza mnie to do refleksji, że jesteśmy naprawdę już na starcie sumą wszystkich błędów swoich rodziców i mimo iż w teori zdrada to zła rzecz, podobnie jak kradzież i kłamstwo, to jednak o wszystkim i tak zadecyduje to jak los rozda karty i średnio uważam, by bez wchodzenia w czyjeś buty była zasadna krytyka jego wyborów. Wiesz o sobie na tyle na ile sprawdzono, a większość przed prawdziwą godziną próby nie stanie, niestety. Żaden wyczyn podjąć dobrą decyzję, gdy wszystko się układa praktycznie samo i gra się dobrą kartą.
średnio uważam, by bez wchodzenia w czyjeś buty była zasadna krytyka jego wyborów
Tyle, że wtedy nie można tworzyć dogmatów w stylu „nie powinno się zdradzać”, co daje przyzwolenie na zdrady. Ludzie tak to na ogół rozumieją. Jeśli czegoś nie potępiasz, to znaczy, że jest okej tak czynić. Tak samo uznaje się wtedy, że nie można niczego oceniać, bo nie byliśmy w kogoś butach, a więc trzeba wszystkiemu potakiwać, a nawet pochwalać.
Ot, machnąć ręką. Jednak z machaniem rękoma na problemy nie wynikło jeszcze nic dobrego. Problem albo się toczył, albo nawet rozrastał.
A to, że ktoś sobie znajdzie racjonalizacje danego świństwa, usprawiedliwi je wręcz najpiękniejszymi zamiarami nic nie zmienia. To jedynie uczy, by ludzie właśnie znajdowali super wytłumaczenia na to co robią, a postępowali jednak fatalnie.
„gdybym nie zdradziła byłabym z pijakiem”
„gdybym nie zdradziła moje dzieci pewnie skończyłyby na budowie, a tak są menadżerami w korpo”
„gdybym nie zdradziła nie miałabym opieki na starość”
„gdybym nie zdradziła mój facet pewnie by mnie w końcu zaczął bić”
„gdybym nie zdradziła byłabym nieszczęśliwa”
Wszystko można sobie powiedzieć. Wszystko. I wszystko nazwać zachowaniem usprawiedliwionym, dobrym i pomocnym. Tylko wtedy cała idea związków mija się z celem i powinna być traktowana jako tymczasowy kontrakt, a człowiek na pewno nie taki na którym można polegać. Ot, wymienialny w każdym momencie, o wartości zero, lub zmniejszającej się z czasem. I coś tak myślę dużo osób tak dziś do drugiego człowieka podchodzi. Patologia.
Jednak podstawowym zachowaniem zawsze powinno być kończenie związku, który nie pasuje, a dopiero później rozglądanie się za nową osobą. Wtedy żyje się bez oszustwa i bierze się odpowiedzialność za siebie. Myślę, że ludzie, którzy naprawdę do serca sobie biorą myśl, że nienawidzą oszustów i nie chcą być hipokrytami, to też oszustami nie będą.
Ogólnie ideą mojego tematu miało być głównie to, by nie zrzucać winy za własne zdrady na kogoś innego. Dojrzała osobowość jest tylko wtedy, gdy bierze odpowiedzialność za to co robi. Gorzej, jak z zewnątrz słyszy, że wszyscy są winni, tylko nie ona/on. To kolejne przyzwolenie na jak najbardziej negatywne działanie i pozbawianie się kontroli nad sobą i własnym życiem.
A przy okazji utrwalanie schematu, że ofiary są winne bycia ofiarami, a sprawcy są „cool”. No nie są. Nie tam gdzie moralność jest poprawnie zbudowana, a empatia nie została zniszczona.
Poprawka do poprzedniego komentarza – nie mogę go edytować. Nie chodzi mi o „prawo” zabraniające zdrad, , ponieważ prawo którego nie da się wyegzekwować podważa autorytet prawodawcy, powinien za to być społecznie sankcjonowany poprzez religię, ostracyzm i propagandę państwową. A na to już państwo wpływ ma i zdecydowanie za mało robi. Ma środki na pranie mózgów w tvp, jakby tyle samo wyłożyło na pranie mózgów i dawanie w łapę kościołowi i innym grupom społęcznym, by promowało wierność a piętnowało ludzi-chorągiewki, to by nam się dwa razy lepiej żyło
Ja widzę odtrutkę na zdrady w policji obyczajowej, serio. Jak parę ludzi przed skokiem w bok pomyśli że grozi za to faktyczne więzienie, pałowanie, odsiadka czy stryczek, to nie bedzie miała wyjscia niż tylko dogadać się z partnerem.
No bo czy są jakiekolwiek (sensowne) powody, by seks przedmałżeński był legalny? Tylko bez liberalnego pierdolenia, liberałowie są właśnie na drodze do zniszczenia planety i trudno ich brać na poważnie.
Istnieje za to wiele argumentów, dlaczego seks przedmałżeński nie powinien być legalny.
Jeśli wyjdziemy poza liberalne pierdolenie pod tytułem „mam prawo robić co chcę bez żadnej społecznej odpowiedzialności za swoje czyny”, to widać, że seks przedmałżeński jest systemowym problemem społecznym i państwo powinno interweniować by go rozwiązać.
Po pierwsze, seks jest krytyczny dla reprodukcji i tworzenia nowych obywateli. Samo to umiejscawia jego znaczenie dla państwa na poziomie produkcji żywności, czy mieszkalnictwa, też niezbędnych dla biologicznego przetrwania, które powinny być znacjonalizowane. Nikt normalny nie uważa, że nasze życie powinno być zależne od kaprysów prywatnej osoby.
Po drugie, społeczeństwo ponosi koszty seksu przedmałżeńskiego. Tak samo jak niektóre kraje delegalizują papierosy dla dobra obywateli, tak samo powinniśmy zdelegalizować seks pozamałżeński. Co roku miliony ludzi na świecie umierają, bo seks pozamałżeński jest legalny i zarazili się chorobami wenerycznymi w ten sposób.
Polecam zadać sobie pytanie, co jest ważniejsze, chwila przyjemności, czy życie milionów ludzi? Ekstremalnie egoistyczne i neoliberalne jest myślenie, że Twój orgazm jest ważniejszy niż życie milionów ludzi.
Po trzecie, naukowo udowodnione jest, że seks pozamałżeński jest skorelowany z depresją, zaburzeniami osobowości i wieloma innymi negatywnymi skutkami psychicznymi. Czy naprawdę popieramy prawo do odmrożenia sobie uszu na złość państwu? To mega dziecinne.
Po czwarte, promiskuityzm jest przejawem burżuazyjnej kultury prywatyzacji ciała kobiety. Lenin dokładnie omówił ten temat, i jest oczywiste dla każdego myślącego człowieka, że w zdrowym społeczeństwie nie ma miejsca na coś takiego, bo to redukcja ciała kobiety do „mięsa dla bogaczy”.
Z tymi liberałami jest różnie. Nie wszyscy są tak skrajni, by mówić „róbta co chceta, odpowiedzialności za nic”. To jest wypaczenie liberalizmu. Ale to mamy po każdej stronie danej ideologii. Jedni by wszystkiego zakazywali, łącznie z ubieraniem się inaczej i innego koloru niż jedynie słuszny, drudzy, by na wszystko pozwalali. Raczej trzeba to wypośrodkować.
Jeśli seks pozamałżeński wpływa materialnie na państwo to musiałbyś też wnikać kogo jest w tym wina. Kto zapłodnił i dlaczego, kto podjął decyzję, kto i dlaczego uciekł z takiej relacji, kto ją zniszczył itd. Czyli każdy seks zakończony zapłodnieniem byłby traktowany z góry jak małżeństwo z którego należy się rozliczyć z państwem, jeśli nie potrafiło się utrzymać emocji na wodzy. Miałbyś dodatkową sprawę może i karną nawet.
A nie jak dziś, że alimenty i to nieściągalne i po kłopocie. Możliwe, że państwo widzi, że nie ma ani jak ściągać kasy, ani nie ma jak więzić tylu ludzi zdeprawowanych, a często niestety przecież mężczyzn, którzy jakby utkwili w więzieniach to by nie pracowali, a więc znowu gospodarka by się kurczyła.
Inna sprawa, że ci sami liberałowie co mówisz raczej mówią o edukacji seksualnej, by uczyć też o antykoncepcji, skutkach, chorobach wynikających z rozwiązłości. Zamiast wmawiać sobie, że ludzie nie będą na boku zapładniać i rozbijać takich relacji, gdy damy zakazy i kary, to trzeba wcześniej pomyśleć o zabezpieczeniach, o tym, by ludzie mieli w głowie trochę danych, by znali konsekwencje, zamiast żyć po omacku.
Ale i to można uznać za niszczenie narodu, bo pewnie usłyszymy zaraz, że każdy będzie stosował antykoncepcję i dzieci będzie zero. W tym sęk, że każdą dobrą ideę można obrazić.
Sam akurat nie wierzę w wychowywanie dzieci niechcianych i z kimś kogo się nie trawi (mąż-żona). To buduje zaburzenia.
Ma środki na pranie mózgów w tvp, jakby tyle samo wyłożyło na pranie mózgów i dawanie w łapę kościołowi i innym grupom społęcznym, by promowało wierność a piętnowało ludzi-chorągiewki, to by nam się dwa razy lepiej żyło
To prędzej. Ale widać co się komu opłaca.
Akurat ja stoję po drugiej stronie barykady, tekst co prawda o kobietach, ale wychodzi spod niego wyraźna niechęć do ludzi kończących nagle związki. Wiesz, było w moim życiu dużo partnerek, pełne yolo. Nazywaj mnie jak chcesz, nie mam wyrzutów sumienia. I stanę w obronie kompulsywnie zdradzających. Mam prawo robić co chcę, nie krzywdzę tym innych nie mówiąc im o tym. Nie zamierzam sobie odciągać od ryja i rezygnować z okazji, by ktoś miał lepiej. Nie znaczy to od razu że zamierzam kogoś krzywdzić specjalnie, po prostu dbam o swój interes i to jest priorytet.
Czy nie jest tak, że oszukujemy i siebie i swoich partnerów tym, że jesteśmy stworzeni do wierności im? Nie jest tak, że po paru latach związku obie strony potrzebują jakiejś odmiany? Badania dowiodły, że zarówno u mężczyzn i kobiet zmiana partnera powoduje wzrost libido. Nigdy też nie miałem jakiejś wewnętrznej potrzby zmiany partnerki na inną. Jak już to miałem ochotę odpocząć od kobiet. Przeżyć życie z jedną partnerką. Jakie to piękne, jak cudownie nierealne. A jakie egoistyczne. Wyobrażasz sobie być z kimś na całe życie? Już teraz, będąc młodymi i pełnymi sił, planują obarczać swoją starością swych małżonków. Już teraz planują być dla nich ciężarem. Już teraz snują plany jak to swoje zdychanie uczynią przekleństwem dla bliskich. trwać do śmierci,umierać w czyichś ramionach? No piękne. I jakże egoistyczne, bo ten, który zdycha, ma wszystko w dupie, a ten, który żyje dalej, będzie miał ten widok do końca życia przed oczami. Wolę być 10 razy zdradzony niż być takim egoistą, by deklarować gnicie przy kimś. Dajże spokój. Jest to jest, nie ma to nie ma, był i poszedł to trudno. Taki stan rzeczy jest najuczciwszy.
Jestem jednocześnie zdania, że każdy z nas, mniej lub bardziej marzy o przygodzie, po cichu marzy o wielkiej nieszczęśliwej miłości, wyrwaniu się ze schematów i przeżyciu czegoś szalonego. W każdym z nas tli się potrzeba przeżycia pięknych uczuć, które później trzeba będzie okupić cierpieniem. Bo przecież potrafimy się poświęcać, dla większej sprawy, nie? Dla kraju, dla dzieci, żony, kobiety, dla życia o jakim sobie wymarzyliśmy. Tyle że jasne, nie zawsze sprawę trzeba stawiać na ostrzu noża. Czasami chodzi po prosto o to, że mamy na kogoś ochotę. Albo jesteśmy samotni. No co ma robić kobita, najczęściej pokopana przez życie, samotna, stęskniona męskiego ciała, a przy tym w pełni rozumiejąca swoje beznadziejne położenie? Nie każdy rodzi się by być dla kogoś „tym jedynym”. Większość z nas nosi etykietkę „ten kolejny” lub „mnie już każdy miał”. Nie decydując się na seks czy mniej wzniosłe uczucie, jakim jest miłość – ryzykujemy, że nasz niedoszły wybranek pozostanie wyidealizowany. A o tym jak szkodliwe jest idealizowanie kobiet sam dobrze wiesz. Dawno, dawno temu za górami, za lasami ja też trwałem całe wieki w tym stanie. Ona była najwspanialsza. Bo nie mogłem jej mieć. Poznałem wtedy potęgę idealizowania niedoszłych partnerów, poznałem też, jak przeszkadza to w tworzeniu związków z innymi. Każdą porównywałem. W każdej doszukiwałem się cech tej jednej, której mieć nie mogłem. Nigdy więcej. Po co żyć przeciętnym życiem w związkach zanudzających ten świat, jeśli można dać się ponieść uczuciom bez przyszłości? Tylko głupi wierzą, że jeśli coś nie ma przyszłości, to nie ma w ogóle sensu. Wartością związków nie jest ich trwanie samo w sobie, ale to, czego w nich doświadczamy. Ci, którzy kochają życie i emocje, nie boją się tego cierpienia, nawet jeśli jego siła będzie zależna od siły uczuć, dają zgodę na późniejszą samotność, bo wiedzą, że wraz z nią pozostaną wspomnienia, jakich nie zapomną nigdy. A że ludzie gadają – niech gadają, gówno wiedzą. Czy warto wchodzić w związek, który nie ma przyszłości? Moim zdaniem tak. Bywa przecież tak, że od samego początku wiemy, że nic z tego nie wyjdzie. Bo on jest typem podrywacza, bo ona zmienia facetów jak rękawiczki, bo coś tam. Mimo posiadanych wad, takie osoby mają w sobie coś, co nas mocno przyciąga. Czasami zbyt mocno. I liczę się z tym, biorę konsekwencje na klatę, liczę się z przypiętą łatką i cudzymi łzami zawodu, odpokutowywuje to do dziś, ale to zawsze moja decyzja. Najprostszą drogą do pozbycia się złudzeń jest wyjście na przeciw rzeczywistości. A jeśli w praniu okaże się, że ten casanova albo ta afrodyta są jednak ideałami, o jakich nie śniło nikomu? A jeśli nie – uważam że cena ewentualnego zysku wynagradza stratę. Każdy podejmuje wybór sam, ja mówię – nie miejcie złudzeń, nie wy, to one was. Będzie okazja to korzystajcie.
Jak ktoś nie nadaje się do stałych związków to po prostu niech mówi od razu. Ja tam nikogo nie oszukuję, nie mam presji na zdrady, bo moje libido zwiększa więź między mną, a kobietą, a nie toksyczne zawirowania, niestabilność, niepewność, niedostępność, próby dowartościowania – bo nie muszę się dowartościowywać i szukać emocji w takich rzeczach, gdyż mogę sobie emocje wyregulować w inny sposób.
Nie wspieram zdradzających, szukających na boku, czy zmiany związku i szukający usprawiedliwienia w „badaniach”. Jestem za tym by być wiarygodnym partnerem.
Ciężko nie mieć niechęci do nielojalnych ludzi łamiących umowy – oszustów. Nie chciałbym być oszukiwany ani wprost ani za plecami. Nie chciałbym mieć fałszywych przyjaciół, którzy tu mówią, że kochają, a tam mną gardzą i spiskują za moimi plecami. Stosuję to wobec każdego i myślę, że jest w tym jakiś minimalny choć sens.
Rodzin tak się nie zbuduje tym bardziej, a mamy myśleć o tym co wspomoże związki i rodziny. Czyli nasze społeczeństwo, a nie przyjemność jednostki.
Ale jak ktoś jest niedojrzały to tak musi robić, tak uważa, że to da mu to pozytywne emocje. I tylko to się dla niego liczy, bo jest dzieciakiem w mentalności.
https://swiadomosc-zwiazkow.pl/plaga-xxi-wieku-niedojrzalosc-emocjonalna/
Widzisz, gdybym nie był kim jestem to bym nie nawoływał też do niepromowania sex workingu, ułagodniania nazw, że to wcale nie prostytucja, że niby dobry wybór dla dziewczynek, tylko myślenie o seksie na 1 miejscu, które człowieka uprymitywnia do roli zwierzęta, a chce sobie wmawiać, że jest wyższym gatunkiem.
Nie wiem jak tu trafiłeś, ale najwyraźniej jesteś osobą kompletnie inną, niż wartości tu przekazywane.
Wielu ludzi, którzy muszą co chwila zmieniać partnerów wywodzi się z rodzin dysfunkcyjnych DDA/DDD – nawet nie są o tym świadomi. Mają problemy z więzią z ojcem, matką. Mają lęk przed bliskością, bo nigdy prawdziwej w domu nie zaznali, mają problemy z zaangażowaniem się bo albo tego nie dostali albo więcej – byli rozpieszczani, więc wyrośli na ludzi którzy nie liczą się z nikim. Jest wiele takich rzeczy, które nieuświadomione powodują szkody, a wychowanie chłopców też przynosi wiele szkód, gdzie często promuje się mentalność uliczną – dobry ten co bije, zdradza, ma wiele partnerek, pije i myśli tylko o rzeczach materialnych.
Tak. Już zdołałem poznać, że bronisz też dorosłych ludzi uprawiających seks z 13 latkami i tępisz ludzi z depresją wmawiając im, że to nie istnieje nawet i jest to wymysł, a ludzie po prostu chcą sobie cierpieć i szukają problemu którego nie ma.
Nie po drodze mi z tymi postawami. Nie są prospołeczne, wartościowe, empatyczne, dojrzałe. Są toksyczne i egoistyczne. Nie chciałbym mieć rodzica, który tępi depresję u dziecka i poddaje wykluczeniu, bo NIE POMOŻE dziecku. Albo rodzic, który umawia się z 13 latką jako mój ojciec 40 letni, czy też zdradza „ale o tym nie mówi, więc uważa się za super człowieka”.
Jednym słowem – jak ukradniesz i ktoś się nie dowie to jesteś super wg ciebie. Nie. Zobacz sobie tabelkę moralności https://pl.wikipedia.org/wiki/Moralno%C5%9B%C4%87
I pomyśl na którym etapie się zatrzymałeś będąc takim relatywistą. I to pasuje bardzo dobrze z tym usprawiedliwianiem dorosłych zakochujących się w 12 latkach. Najwyraźniej oni też mają mentalność 12 latków, swój do swego…
Tak jak pisałeś, że każda kara prowokuje Cię do tego by ją omijać, każdy zakaz rodzica, by to omijać. Czyli chodzi o wieczny, nastoletni bunt. I on trwa u niektórych do końca życia.
Tutaj niektórzy mężczyźni wypisują, że kobiety mają mentalność dzieci, że relatywizują, że usprawiedliwiają największe świństwa, że zawsze chcą więcej i tego czego mieć nie mogą, a co robią ludzie z mentalnością zdradzających obu płci? Piszesz to samo jako mężczyzna. To mi udowadnia jak płcie się mało różnią psychicznie (szczególnie jak mają podobną osobowość, a może i zaburzenia…), mimo szukania tych różnic na siłę i próby bycia aroganckimi, że ta płeć lepsza czy tamta…
Ale jak mówiłem, ja dorosłych nie zmienię i nie umoralnię, nie mam mocy. Jednak nie oczekuj ode mnie klepania po pleckach i mówienia, że jeśli napiszesz żalącą się strasznie historyjkę do tego to dam poparcie takim ludziom.
Dojdzie do tego, że będę musiał na blogu promować zdradzających i mówić im – halo, jak się nikt nie dowie to walcie się ile wlezie, mówcie innym, że jesteście wierni, ale okłamujcie ich! Bądźcie szujami, bo macie prawo. PRAWO MACIE. Tak mają związki wyglądać! Nie oszukujcie samych siebie, że się nadajecie do monogamii, oszukujcie innych…
TO JA mam prawo wiedzieć, że z kimś takim się wiążę. Nie chcę takiej osoby w życiu. Dziękuję za uświadomienie o tym w 5 minucie znajomości i mówię do widzenia, nie będzie relacji, możemy mieć do siebie dystans i to duży. PRAWO to mają ludzie, którzy są wierni, lojalni, monogamiczni, stabilni i NIE RELATYWIZUJĄCY MORALNOŚCI, by wiedzieć z kim się wiążą.
Powtórzę, jak nie nadajesz się do stałych związków, chcesz oszukiwać, kłamać i zdradzać – daj znać tej osobie i najlepiej to baw się w otwarte relacje. Dwójka dorosłych, którzy są tacy sami, tak samo lekko traktują relacje, ale też nie planują dzieci nie są problemem, serio. JEŚLI SĄ SZCZERZY.
Wtedy dasz szansę człowiekowi na sprawiedliwość. Ale to nie można by było być egoistą tylko myślącym o własnej dupie, trochę uszanować ludzi należy. Trochę.
I pomyśleć „nie czyń drugiemu co tobie niemiłe”. Ja bym nie chciał być zdradzony więc nie zdradzam. Nie chcę być oszukany więc nie oszukuję. Złota zasada dojrzałych ludzi. Dziękuję. Tylko takich mam za przyjaciół i miłości, jeśli chodzi o kobiety. Reszta wypada z gry, bo chcę wnosić coś dobrego, podnosić wartościowych ludzi do góry, a nie ściągać w dół.
Otóż to, narcyzi i małe dzieci też tylko o siebie dbają. A starego rodzica kopną w dupę, bo nie mają interesu w tym, tylko interes się liczy…
No i jeszcze może rodzic powie, że ma depresję, wydziwia. Z empatią na bakier jest osoba tak zafrasowana własnym interesem, bo musiałaby coś wnieść dobrego dla tej drugiej, a nie tylko negować dla poprawy własnego samopoczucia i odejścia z miejsca gdzie jej się to nie opłaca.
Może napisz jeszcze, że ojcowie powinni odchodzić od niepełnosprawnych dzieci, albo chorych, bo przecież to też nie ich interes? Niech inni się martwią. Mam nadzieję, że nie krytykujesz wyrachowanych kobiet, bo to jest taka postawa właśnie, aby kalkulować i tylko „ja, ja, ja”…
Albo zapłodnij i nie przyznaj się że to ty- nagle problemu nie ma, bo się nie przyznałeś?
Przecież taką mentalność mają ci wszyscy którzy rujnują innych ludzi i związki. Serio chcesz mnie przekonać, mimo lat nauczania, czytania, budowania i edukowania o wartościach?
Jak mówiłem, zdruzgotany byłem gdy pisałeś o seksie z młodocianymi nastolatkami dorosłych mając gdzieś tutaj ochronę dziecka, wmawiając, że dzieci gwałcą dorosłych i dorośli nie mają ochronki (minimalne przypadki!), a teraz że co tam zdrady, wystarczy się nie przyznać…
Łeb mi padł.
Takie myślenie prędzej usprawiedliwi sprawców, niż ofiary, więc degeneruje społeczeństwo.
Ale znowu, może źle coś zrozumiałem, może nie masz tego na myśli co napisałeś i wcale nie chcesz oszukiwać, wcale nie usprawiedliwiasz zdrad, wcale nie chcesz szukać sobie co rusz nowych związków za plecami, bo co chwila osoba ci się nudzi i jednak informujesz te osoby o tym, że takim typem człowieka jesteś?
Ja nie wiem, nie brzmi dobrze. Ciężko o podpisanie umowy z kimś kto umów nie dotrzymuje i nie szanuje nie tylko decyzji, ale i ludzkich uczuć z drugiej strony.
Tak. Tak też miałem jak miałem lat 15, nic się nie zmienia, taki byłem, taki jestem, to wyniosłem z domu. Nie potrzeba mi dodatkowych wrażeń w tym aspekcie. Tylko chcę mieć osobę, która jest dobrym przyjacielem, oczywiście fajnie jak jest atrakcyjna, jak podobamy się sobie, coś nas łączy. Mi to starcza, wtedy prowadzę dobre życie z osobą którą dziele się przeżyciami, emocjami, seksem, wycieczkami, ciekawostkami intelektualnymi, wszystkim. I jest dobrze.
Ale ciężko o więź u osoby, która myśli tylko o sobie, bo to więź jednostronna – tylko jej ma być dobrze.
Nie ze mną te numery i nie w moim życiu. Życzę tylko tym wszystkim osobom, że wiedzą na co się piszą, że po prostu jesteś niestały, puch marny, ulotny, niegodny zaufania. One muszą wiedzieć, że masz inne podejście, inną „miłość” wyznajesz i nie tolerujesz umowy wierności – to trzeba jasno zaznaczać, by nie krzywdzić nikogo. Musisz jasno mówić tym ludziom, że Twoja moralność polega na tym, że jak ktoś się nie dowie o krzywdzie to krzywdy nie ma. To jest dość cwane usprawiedliwienie, ale jest relatywizacją niegodziwości. Można sobie to logiczne formułować, ale nadal to krzywda, nadal coś co nie warto promować w społeczeństwie.
Bo ani to partner biznesowy, ani do relacji. Dziękuję za uwagę i nawet nie przekonuj mnie w innym kierunku. Ja bronię tego tyle lat, że dla mnie takie rzeczy to jakbym słyszał, że polityk może okradać Polaków, byle się nie przyznał, albo jakbym pedofila pogłaskał po główce i powiedział, że różnie bywa w życiu, a pedofil też ma swoje uczucia, a w ogóle to nie wiedział, że nie wolno. Zdradzający też. I ten co bije ludzi, bo przecież zawsze ktoś go biedaka sprowokował – tatuażem, kolorem ubrania, fryzurą, wiadomo. Ból jest u sprawcy, wina jest w ofierze. Nie tu jest moja moralność.
Tylko potem jak kobiety się żalą, że jest niska dzietność, że wnoszą o rozwody w dużym procencie, to nie krytykujcie ich tam, że to robią jak mają do czynienia z takimi ludźmi. Dużo rozwodów jest z powodu niestałości ludzi właśnie, nie ma tam WIĘZI.
Z kim mają te dzieci i stałe związki mieć, jak będziemy mówić że to co robisz jest dobre? Czy może powiemy, że w sumie w porządku, niech rodzic przekierowuje uwagę na kogoś innego – bo biedak musi i nie może opanować instynktów? Czy taki rodzic będzie w pełni zaangażowany wobec dzieci, jeśli musi się uganiać za innymi osobami? Czy będzie pokazywał miłość do matki dzieci, jeśli on i tak uwagi szuka gdzieś indziej? Co wyniosą dobrego z tego dzieci? Nic, zero, null, fałsz, same szkody i potem wychowają kolejne pokolenie nienadające się do budowania rodziny, z problemami z zaufaniem, nieumiejętnością tworzenia więzi, lękiem przed bliskością i innymi zaburzeniami.
Ja wiem, powiesz, że to nie ma problemu. Można być dobrym ojcem i mężem zdradzając z 5 różnymi kobietami, mając na to czas, środki i nie angażując emocji nic a nic. Jasna sprawa. Technicznie awykonalne.
Nie. Jak nie wierzysz w związek to nie wchodź w niego, bo rujnujesz go od samego początku, lub doskonale wiesz, że jest przelotny, ale nie chcesz tego powiedzieć wprost. Jak nie wierzysz w dotrzymanie słowa to nie obiecuj. Jak nie wierzysz w dotrzymanie umowy to jej nie podpisuj.
Tyle, że rozmowa tu już nic nie da, wychowanie zawiodło dawno temu, starego drzewa się nie przesadzi.
Jeśli wiesz z kim się wiążesz, ktoś cię POINFORMOWAŁ że jest 'typem podrywacza’, 'typem zdradzającej’ to tak, wtedy masz ŚWIADOMOŚĆ. A świadomość daje wolność. W tym wolność wyboru. Nie ma wolności bez wiedzy i nie ma wolności tam gdzie jest kłamstwo.
Możesz mnie obrażać, że dyskryminuję hebefilów, oszustów, zdradzających. Biedacy społeczni, ofiary napastowania społecznego nie mają PRAWA być takimi jacy są…
Niestety strata czasu tutaj, bo ja chcę myśleć prospołecznie, w dbaniu o ludzi, o coś więcej, a nie tylko o własną dupę i tylko szukać sobie racjonalizacji, że coś złego nie jest tak złe jak się myśli. No ale niektórzy to zrozumieją, że dbać trzeba o wszystkich, nawet tych co szkodzą…
Serio, potem się dziwią też faceci że kobieta ukrywa liczbę partnerów seksualnych, ludzie ukrywają że byli np. tymi pedofilami. Jak nie wiesz to wszystko jest ok, nie?
No nie. Ja nie chcę w kłamstwie żyć i angażować się dla człowieka nie z mojej bajki. Bo gdybym miał świadomość kim jest i jaką ma przeszłość – dawno by go nie było w moim życiu. Więc szanuj to, że ludzie chcą prawdy. Prawda jest dobra moralnie i etycznie i może być przekazana nie raniąc nikogo.
Jesteś jaki jesteś? W porządku, szukaj swojego który to zaakceptuje i mów jasno jakie masz zasady życia, jakie cechy. I tyle. Rozmawiasz tu ze mną, to rozmawiaj też z partner(k)ami gdzie macie umowy – często niestety NIEPISANE.
Ależ daję i nie ukrywam tego, że każdy mój kandydat nie może mieć mnie na „wyłączność”. Układy są jasne. Od lat jestem wierny żonie, ale nie widzę żadnego problemu, by mieć kochankę jeśli się takowa napatoczy czy nawet parę kobiet, biorę to pod uwagę i głośno o tym mówię. Pewność zabija związki, rozleniwia, niepewność motywuje. Zaznaczam też, że masa ludzi zdradzanych, nigdy się o tym nie dowie i żyjąc w nieświadomości nie cierpią.
Ja też uważam, że sporo się wynosi z domu. Jak o tym napisałem, to nawet mi wypowiedzieć się nie dałeś. Komentarze nie zatwierdzone po dziś dzień. Po co ty właściwie chcesz, by ludzie cokolwiek komentowali, skoro wolno komentować tylko według jednej osi? Może uprzedzaj o tym, by nie tracić czasu. Tylko wtedy to jest kółko wzajemnej adoracji, a nie dyskusja, skoro nie dopuszcza się osób o innych poglądach.
Zanim staniesz się dobrym społecznikiem, dobrze jest zaspokoić swoje wszystkie potrzeby jako jednostka, dopiero wtedy można z sensem myśleć o sobie jako o fragmencie większej całości. Póki jestem głodny, każdy inny puzel układanki jest przecież dla mnie potencjanym obiadem. Dopiero jak zrealizuję się jako jednostka, mogę myśleć o reszcie.
Myślę że gdzieś 4-6. Nie łamię prawa, aczkolwiek mam świadomość, że prawo potrafi krzywdzić i dyskryminować całe grupy ludzi, a wtedy opór jest obowiązkiem. Od razu mówię, pedofilia to zły przykład, bo ochrona dzieci (podkreślam – dzieci, nie nastolatków) akurat jest słuszna.
A na cholerę mnie budować rodzinę? Własnej partner nie ma? Czy dziecko magicznie dwoje osób żyjących w konkubinacie uczyni rodziną? Nigdy nie rozumiałem tego kultu rodziny.
To ty potrafiłeś twierdzić, że wystarczy nie pytać o wiek i wtedy nie ma problemu. Ja tylko mówię, że wyrośnięty 14letni koń, bandyta i chuligan to nie jest niewiniątko i że jest różnica między dzieckiem w wózku a kimś takim. Ja stopniuję, ty wrzucasz wszystko w jeden wór z napisem „złe” nawet gdy wina jest minimalna.
A ilość partnerów generalnie też mi raczej jest obojętna. Nie moja sprawa to co ktoś robił zanim mnie poznał, bo przecież nie miałem na kogoś wpływu przed tym zanim go znałem. Zresztą jak by to miało wyglądać, mielibyście sobie porównywać bodycount? Ja 200, ty 300, o kurde, to ja musze jeszcze 100 dobić? Tak ma wyglądać ta lustracja przed pójściem do łóżka? Mniej wiesz, lepiej śpisz.
Mi to nie przeszkadza, ale jak ktoś chce dziewicę, to niech sprawdza, proszę bardzo.
No faktycznie, z niepopularnymi opiniami mogę wyglądać jak adwokat diabła. Absurdalny jest dla mnie ten strach przed byciem „tym złym” gdy na szali masz skrzywdzić swojego partnera, czy być skrzywdzonym przez niego? Porzucić czy być porzuconym? Zdradzić czy być zdradzonym? Odnoszę wrażenie, że strach przed skrzywdzeniem ukochanego jest bardziej niszczący niż związek z kimś, kogo mamy serdecznie dość. Nie dlatego, że to fajnie być złym. To też. Ale dlatego, że potrzeba bycia złym nie bierze się znikąd. Jeśli jesteś w szczęśliwym związku i masz boski seks, nie czujesz potrzeby skoku w bok. Jeśli twój partner jest ideałem, nie szukasz okazji, by spędzić więcej czasu z jego najlepszym przyjacielem. Jeśli coś popycha cię do zła, to znaczy, że nie dostajesz od życia wszystkiego, na co zasługujesz. Rzucaj, zdradzaj, okłamuj. Zawsze to doradzam. Jestem gorącym zwolennikiem zmian, przemian, niszczenia i budowania od nowa. Jeśli to ma sprawić, że poczujesz się lepiej, to co cię powstrzymuje? Wszyscy popełniamy błędy, wszyscy grzeszymy, wszyscy bywamy złymi. Miejmy też jaja się do tego przyznać, miejmy jaja popełniać zło świadomie i z premedytacją.
Byciem złym jest złe. Tak wiem. Tylko z mojej perspektywy to ty jesteś ostatnim hipokrytą, nie ja, tylko ty dusząc się w „dobrym związku” i będąc „w porządku” wobec osoby która wobec ciebie taka by mogła nie być. Może jeszcze „rozmawiaj” i „próbój naprawiać związek” z kimś takim, kto ma cię totalnie w nosie, ale nie odchodzi. Rozmowa jest ważna, podstawowa nawet, ale to nie jest remedium na wszystko, chyba że byłeś w związkach wyłącznie z ludźmi, do których rozmową dotrzesz, więc może ci się wydawać że tak jest.
To, co cechuje każdego człowieka, a do czego wielu z nas boi się przyznać przed samym sobą to to że jesteśmy egoistami, lubimy, kiedy liczy się nasze dobro, ale mięknie nam dupa, kiedy jeszcze więcej dobra otrzymujemy od drugiej osoby. Ja też byłem w takiej sytuacji, że nie było jak powiedzieć lasce „ta bajka dobiegła końca, wyrzuć ze znajomych i zapomnij, że żyję”. Miałem dość, znudziła się, cokolwiek. No bo jak to powiedzieć komuś, kto jest dla nas taki dobry i traktuje niczym skarb? Wychodząc z tego pięknego założenia, jednocześnie wpadacie w pułapkę. Wasz partner nie odejdzie do kogoś innego, bo się w kimś innym nie zakocha. Nie zakocha, bo kocha was. Wykluczając możliwość zakochania, wykluczacie teorię o ślepej miłości i jednocześnie zakładacie, że uczucia rodzą sie z rozsądku a nie porywu serca. Wasz partner nie zakocha się w nikim, bo rozsądek podpowie mu, że nie powinien, bo jest z wami. Czy wy naprawdę jesteście takimi idiotami, aby wierzyć, że w przypadku zauroczenia, zakochania, miłości rozsądek góruje nad sercem? Trzeba być solidnym idiotą, by w to wierzyć. Ale to nie jest moim zdaniem powód, by kogoś nienawidzić, mścić się, niszczyć związki. Ja od początku zakładam, że partner MOŻE mnie oszukiwać, rozmyślić się, poznać kogoś lepszego niż ja, wy wolicie być naiwnymi i potem jest płacz, że zdradziła, gdy miała okazję. Naprawdę muszę mówić, które podejście jest lepsze?
Ja nie chciałbym mieć dziecka które się mazgai i winę na własne lenistwo zrzuca na dyskalkulię, dysleksję czy inną depresję właśnie. Chciałbym, by było przygotowane na życie beze mnie, a do tego musi być twarde a nie da się inaczej zahartować, niż tylko w ogniu. Nie znaczy to, że bym był oschły, nie rozumiał, nie rozmawiał, nie głaskał po głowie. Po prostu jak mi zacznie cisnąć, że mu smutno i że to choroba to ja mu racji nie przyznam. Dzisiaj smuteczek to choroba, jutro płeć nie taka. Nie popadajmy w przesadę z tym dbaniem o zdrowie psychiczne, z wrzucaniem wszyskiego co nam się nie podoba do wora „toksyczne”. Potem masz dzieci i ludzi, którzy przy najmniejszym problemie nie potrafią sobie poradzić. Na szczęście mam wrażenie, że wrócą trudne czasy i ta moda na wycieranie sobie ryja depresją rychło minie, bo będą poważniejsze problemy do rozwiązania, jak na przykład, co lub kogo poświęcić by żyć dalej. Bo depresja na tle prawdziwej walki o życie wygląda blado. Na szczęście dobrobyt nie trwa wiecznie.
jakbym chciał pisane, to bym zapisał, albo się ożenił i by mi przybili pieczątkę czy nawet zaobrączkowali, żeby z daleka krzyczeć, jestem zajęty, mam swoją panią której oddaje wszystko, omijaj mnie. Nie wyznaje kultu papieru, bo jestem słowny, ale jeśli komuś to potrzebne – mogę się dostosować. Nie rozumiem tylko po co.
Ja nie chciałbym mieć dziecka które się mazgai
Tak jest, nie chcesz mieć takiego dziecka to znaczy, że go mieć nie będziesz. Możesz nie chcieć mało inteligentnego dziecka, możesz nie chcieć chorego, ale wyjdzie, że mieć będziesz. I co? Twoje chcenie nie ma tu nic do rzeczy. Życie to nie koncert życzeń. Ciężki los byś dziecku dostarczył, który nie spełnia twoich zachcianek… narcyzm jak się patrzy. A dziecko cierpi. I nie może na rodzica liczyć w problemie.
Nie chciałbym jako dziecko mieć takiego rodzica, bo zniszczyłby mnie bardziej, zamiast coś wspomóc i obwiniałby mnie o rzecz, którą sam stworzył. Nie tylko spłodzeniem, ale i dodatkowo poniżaniem za rzecz na którą się wpływu nie ma. Depresję by wzmocnił, bo opuszczenie ją powoduje, brak zrozumienia i wyzwiska za tkwienie w piekle na które się nie zasłużyło.
No ale zapomniałem, że ty równasz każdą depresję do jakiegoś chwilowego smuteczku z żadnego powodu. Samo słowo mazgajenie jest pogardliwe, pokazujące, że ktoś nie ma prawa do samopoczucia, które ma, do bólu, do choroby, do emocji. Ty masz jeden prawo do oceniania i poniżania. Odpowiedzialność u rodzica też zerowa oczywiście, a najbardziej winne te 10 letnie dziecko które ledwo sobie radzi, ledwo ma siłę iść umyć zęby przez chorobę, a jeszcze rodzic mu grozi. Raj.
Chłopski rozum zawsze ponad edukacją na tle emocji, seksualności, psychologii, psychiatrii. Najważniejsze własne wierzenia, jak w religię i zabobony. Wam się wydaje, że leczycie depresję negowaniem jej i obrażaniem jej, a ją wzmacniacie i poczucie uwięzienia w stanie bez wyjścia, bez pomocy.
To nie ludzi z depresją trzeba gnębić i wytykać palcami, tylko was pokazywać jak szkodzicie swoimi poglądami. Swoją drogę wybrałeś. Ja wsparcie i zrozumienie, ty na opak. Nie znajdziemy porozumienia. To ja chcę pokazać, które postawy dają szansę na wyleczenie, albo na to by ofiary krzywd nie były dalej krzywdzone, mogły jakoś funkcjonować, wzmacniać się, a ty swoją postawą dajesz co najwyżej dowartościowanie dla siebie, spokój dla samego siebie i cierpienie dla innych. Jedna postawa jest egoistyczna, druga prospołeczna.
winę na własne lenistwo
To już twoje wmawianie, że to lenistwo, a nie obiektywny fakt. Taki typ ludzi zawsze dla cierpiących ma pogardę, zamiast współczucia. Zawsze słabszych traktuje na równi z kimś kto szerzy zło. Usilnie chcesz w to wierzyć, tak jak wszyscy niewyedukowani zawsze gardzili ludźmi z depresją, że lenie, że na stosie palić, że ci co mają problemy emocjonalne to pewnie rozpieszczeni. Jesteś tym typem człowieka, co udowadniasz i tym:
o depresja na tle prawdziwej walki o życie wygląda blado. Na szczęście dobrobyt nie trwa wiecznie.
Czyli dokręcić śrubę, dowalić ludziom, to przestaną się żalić. Na cierpienie masz bat. To jest twoje rozwiązanie. Nie wsparcie, a bat. Sadyzm.
Faktycznie, bo jak poniżysz i postraszysz człowieka którego boli noga, to przestanie go boleć…
A nie, czekaj, nie przestanie, tylko będzie bał się okazać ból, będzie udawał, że go nie ma, byle nie dostać kolejnej kary od terrorysty. Czyli nie dość, że taka osoba będzie miała swoją chorobę, to jeszcze wykształci lęk społeczny przed troglodytami i znienawidzi siebie za rzecz, którą odczuwa kompletnie naturalnie.
I tak dostajesz pakiet depresji + fobii społecznej. Ale ten sam cierpiący człowiek w dobrym środowisku mógłby o bólu zapomnieć.
Terrorysta poniża dla własnego komfortu, bo jeszcze by się okazało, że musi jakąś pomoc zapewnić temu człowiekowi, a biedaka denerwuje to, że coś musi dobrego zrobić. Każdego egoistę też denerwuje to, że musi coś wnieść, a nie tylko dostawać.
Taki rodzic to jak bocian, którzy zrzuca chore pisklę z gniazda. Lepiej nie mieć dzieci w takim wypadku, bo to nie pomoc, tylko przedłużony zgon. Cywilizacja poszła do przodu, by móc leczyć i pomagać, a nie po to by zabijać na wstępie lub odczłowieczać. Zresztą mam dla ciebie lepsze wyjście – głosuj za aborcją jak dziecku zdiagnozują depresję przy narodzinach. Nie będziesz musiał się męczyć z tym dzieckiem i jego ciężarem, bólem, nie będziesz musiał go wyzywać od mazgajów. Skończysz jemu i sobie te cierpienie.
Ale nie, pewnie dla ciebie ktoś cierpi bo lubi cierpieć. Tak sobie wybrał. Nacisnął przycisk i wybrał. I tylko ciebie tym denerwuje, bo miał prawo wybrać lepszą drogę, a wybrał gorszą. Bo ktoś tak chce. Bo ktoś nie dość, że chce sobie samemu utrudniać to chce się narazić jeszcze poniżającym go ludziom. Tak. Chce tego. Zastanów się.
Chciałbym, by było przygotowane na życie beze mnie, a do tego musi być twarde a nie da się inaczej zahartować, niż tylko w ogniu.
To co na ciebie działa, nie znaczy, że działa na każdego. Ludziom możesz też pomoc wsparciem i edukacją. Jak na ciebie działa bat to proś więcej o niego, ale nie znaczy, że każdy lubi to samo i pomaga mu to samo.
Jednak żadna twoja tresura nie pomoże w tym, by ktoś z depresją sobie poradził bez ciebie, czy choćby terapeuty albo leków. To tak nie działa jak z tym, że ktoś się przewróci, skaleczy sobie kolano i będzie marudził nad tym tydzień. A Ty powiedzeniem „nie mazgaj się, wstawaj „leczysz chorobę”. To nie są te same rzeczy.
To dlatego tyle jest samobójstw wśród mężczyzn bo zrozumienia nie dostają wcale, dokładnie jak od ciebie, dostają też wstyd gdy wsparcia potrzebują, a nawet gdy chcą się leczyć. I załatwiają sprawę „po męsku” – jak są ciężarem, nie widzą wyjścia z sytuacji, wzmocnienia się, to idą po sznur. Czyli konkretna decyzja rozwiązująca problem.
A jednak dałoby się ich uratować, gdyby więcej było osób z chęcią pomocy a nawet zwykłej akceptacji zamiast szydzenia.
. Nie znaczy to, że bym był oschły, nie rozumiał, nie rozmawiał, nie głaskał po głowie.
Oczywiście, że robiłbyś na przekór. Cała twoja litania usprawiedliwia paskudne zachowania wobec cierpiącego. Nie ma ani jednej oznaki byś zachował się pomocnie i pożytecznie.
Po prostu jak mi zacznie cisnąć, że mu smutno i że to choroba to ja mu racji nie przyznam.
I oby twoje dziecko powiedziało ci to samo, że jak ci ciężko (najlepiej na starość, bo wtedy zdrowie podupada większości, za młodu jeszcze większość ma komfort), jak jakaś choroba to do roboty leniu i mazgaju i najlepiej żeby cię to dziecko zostawiło, aż nie będziesz przy tym dziecku radosnym. Masz być szczęśliwy i ma cię nie boleć. To takie roszczenie terrorysty, bo możesz nie mieć żadnych szans na starość gdy jesteś schorowany czuć się lepiej.
Choroba jest prawdziwa. Cierpienie też. Nie ty jesteś od wyroków co jest prawdą, a co nie. Mądrzejsi od ciebie to wszystko badają nie tylko na chłopski rozum, a rozumieją np. problemy z neuroprzekaźnikami. Ale jak się ma za mądrzejszego od naukowców, to nic się nie poradzi. Edukacja zawiodła w wieku młodzieńczym. A najbardziej bycie produktem obrażania emocji w ludziach, a najbardziej w mężczyznach. Kastracja powodująca nieumiejętność wsparcia i zrozumienia emocji właśnie.
Dzisiaj smuteczek to choroba, jutro płeć nie taka.
Tak, to jest choroba, bardzo ciężka, powoduje ból, którego ty nie masz, więc się nie szczyć bo poszczęściło ci się na loterii genetycznej lub rodzinnej/wychowawczej (otrzymanie odpowiedniej opieki/miłości). Problemy z tożsamością płciową też są masakryczne dla tego, który je ma który mógł np. urodzić się z mózgiem płci przeciwnej i ma zupełnie inne funkcjonowanie, podlega zupełnie innym normom społecznym, a do tego jest represjonowany w środowisku, odrzucany i często jest ofiarą przemocy. Jak jeszcze rodzic by dokopywał to żal mieć takiego rodzica, bo dziecko nie będzie mogło funkcjonować. I dlatego jest tyle samobójstw nastolatków.
Nie popadajmy w przesadę z tym dbaniem o zdrowie psychiczne
To ty przesadzasz z NIEDBANIEM. To co piszę jest zwykłym zachowaniem, niczym przesadzonym. Po prostu akceptuje się, że choroba jest, cierpienie jest. To nie przesada. Mówię, jak boli ząb, żołądek, to nie jest przesadą leczyć to, próbować ukoić ból. Ty to byś pasem albo wyzwiskiem, albo negowaniem ból żołądka leczył, bo mazgaja boli? Śmieszne, a potem się dziwić, że znowu – mężczyźni nie chodzą do lekarzy, albo jak jest za późno i mamy krótszą długość życia, a choroby które nas dotykają są już w stanie nierokującym, nie do wyleczenia, bo bagatelizuje się objawy, by się czasem nie mazgaić jak to pięknie mówisz. Ale to jest szkodliwe. To samo z samobójstwami – leczenie psychiatryczne nadal w naszym kraju uznaje się za fanaberię i wariactwo, gdzie mogą leczyć się tylko ludzie z urojeniami. Ale to w starym pokoleniu, nowe już co nieco się zmieniają na lepsze.
z wrzucaniem wszyskiego co nam się nie podoba do wora „toksyczne”.
To tego nie rób. Bo tobie się ne podoba ktoś z depresją, czy innym problemem, to chcesz to oznaczyć jako wymysł, wariactwo. Wygodne. Lepszym rozwiązaniem i równie skutecznym będzie schowanie się pod kołdrę w obliczu problemu. Ale tym przynajmniej nie dokopiesz drugiemu.
Potem masz dzieci i ludzi, którzy przy najmniejszym problemie nie potrafią sobie poradzić.
Dziecko prędzej nie będzie sobie radzić jak nie dostanie wsparcia od rodzica, a będzie karcone i będzie nienawidziło się za to kim jest i co czuje. Nie dość, że nie może zmienić swojego stanu, swojej choroby, to jeszcze rodzic je potępia, czuje się śmieciem i nie może NIC zrobić. NIC. Młoda psychika nie ma szans na zdrowie psychiczne i zaradność w takim stanie. A winą jest niedojrzały rodzic, który ucieka od problemów, nie umie wspierać, ucina zaangażowanie jak coś mu nie pasuje, neguje problemy i cierpienia innych, tylko on jest ważny. I jego obraz siebie jako siłacza, który każdy problem pokonuje z palcem w nosie, a chorób to on nigdy nie miał, emocji nie odczuwa. Ale jak grypka, 38C to umiera… niejednego takiego bohatera widziałem. I są na to badania…
Na szczęście mam wrażenie, że wrócą trudne czasy
Na szczęście dla każdego terrorysty trzeba wojen, cierpienia i krzywd, by przykryć całą resztę, mniejszych problemów do rozwiązania, ale nadal ważnych. Fajnie ludziom życzysz. Życz sobie, innym nie szkodź.
moda na wycieranie sobie ryja depresją rychło minie
Tylko czekasz, by móc się znęcać nad ludźmi w cierpieniu, co? Ale ci ulży…
Żebyś ty jeszcze pisał, że NIEKTÓRZY sobie wycierają mordę depresją, ale ty całkowicie ją negujesz, więc masz dużą nienawiść do ludzi w cierpieniach. Powiedzieć, że to niemoralne to mało powiedzieć. Powtórzę, nie Ty oceniasz kto ma depresję, a kto nie ma, niezależnie czy pokaże Ci papier z diagnozą – bo możesz rzucić swoją autodiagnozą wobec kogoś kto ci się tylko wydaje „smutny”, co już jest dla ciebie karygodne.
bo będą poważniejsze problemy do rozwiązania
Oczywiście rozwiązaniem na małe problemy jest stworzenie większego problemu i wrócenie do jaskiń… Kompletnie nieproduktywna postawa, degenerująca, powodująca spadek, a nie wzrost społeczny.
Czyli jak kogoś boli ząb, to wybijesz mu dwa zęby by bolało bardziej, zamiast leczyć i ból zatamować. Jak ktoś ma depresję to mu pożyczysz raka, by poczuł PRAWDZIWY (wg ciebie) ból, a nie tam te wymyślanie z 24/24 bólem psychicznym nie do wytrzymania.
Jesteś zirytowany problemami innych, a nie dajesz przyzwolenia ludziom, którzy mają te problemy by nimi byli zintyrowanymi. Ciebie to nie dotyka, a mimo to jesteś zirytowany. Ich dotyka, ale oni już prawa nie mają być złymi na to co im się przydarza i co jeszcze tacy im ty na dokładkę dają. No k…a.
Tak jak ktoś wkleił w temacie o depresji źródło o tym, że prawidłowym w leczeniu depresji jest sprzeciw oprawcy, który depresję spowodował i nierzadko jest to RODZIC. Spowodował, zostawił, zlekceważył, znieczulił, poniżył, wykpił, wyśmiał, zostawił dziecko opuszczone, wmówił mu, że manipuluje, że jest chodzącym złem, a nie kimś kto cierpi. I te dzieci kończąc relacje z toksycznym, niedojrzałym, egoistycznym rodzicem bez empatii dostają zastrzyku energii i przestają już mieć się właśnie za tych mazgajów, słabych. W końcu dostają siłę i zaczynają siebie samych szanować. Bo jeśli rodzic nie umiał im tego dać, sami sobie to dali. A toksyczny rodzic potem beczy, że niewdzięczne, rozpuszczone pokolenie, a on święty, dał żywot dzieciakowi, płacił na niego 18 lat, a dzieciak nie docenia… ciekawe czemu?
I niech ten rodzic sobie beczy. I niech traci dziecko, które nie potraktował z miłością. Niestety wiele dzieci ma sprane głowy przez tych rodziców i nawet jak traktują je jak ścierwo to one za nimi biegają i łudzą się naiwnie, że w końcu ten rodzic się zmieni i da miłość.
Jak choćby tu: https://swiadomosc-zwiazkow.pl/narcystyczne-rodziny-narcystyczne-kobiety/
Zupełnie jak te historie gdzie kobieta liczy że zmieni bad boya w romantyka, albo romantyk wierzy, że zmieni sukę w fajną, wartościową kobietę. Nic się takiego nie wydarzy. To jest najlepszy etap leczenia, by o tym wiedzieć.
Bo depresja na tle prawdziwej walki o życie wygląda blado.
Tak jak każdy inny problem można spłycić i wyśmiać. Każdą chorobę, każde cierpienie, każde utrudnienie. Ale niewiele o tym problemie wiesz. Tacy zawsze mają najwięcej do powiedzenia.
Ale to tak jest. Prymitywne ludy chcą prymitywne problemy, reszty nie zrozumieją. Trzeba być niezłą paskudą, by innym życzyć by było gorzej, zamiast myśleć proaktywnie co zrobić, by dobrobyt ludzi był lepszy, samopoczucie, lepsze relacje, mniej cierpienia… ściągaj sobie w dół ludzi takim myśleniem, brawo. „Nie maż się, nie wmawiaj sobie” – i cyk nie ma depresji, nie ma codziennego cierpienia.
Nie zapomnij powiedzieć też każdemu ze złamaną nogą, że inni mają gorzej. Ktoś im umarł? No cóż, na świecie umierają ciągle ludzie, więc niech nie jęczy. Zawsze masz pozytywną odpowiedź, by pokazać, że inni mają ważne problemy, a nie ten co akurat cierpi. Co za wypranie z empatii i jakiegoś taktu. CO za wypranie z chęci rozwoju cywilizacji, by zrozumieć problemy innych i pomagać ludziom.
Szkoda gadać. Nie chce mi się nawet odpisywać ,bo to tak jakbym sebie co bije ludzi w uliczkach (którzy im wyglądają na „słabych”) tłumaczył, że tak nie wolno, a on wie swoje i uważa, że jest walczącym o dobre wartości w życiu. On już swoje miał wtłuczone w głowę od dziecka i niczego nie zmieni – może jak sam upadnie na dno to może. Inaczej pokory zero.
Tacy jak ty drogi panie dają mi motywację właśnie do uświadamiania na temat ciężkich problemów. Tacy jak ty. Ignoranci. Nie ci, którzy rozumieją i są w porządku, podadzą pomocną dłoń, bo z tymi warto budować społeczność, nawet gdy powinie się noga, nawet gdy będzie źle. Jak prawdziwy przyjaciel, w biedzie i chorobie. Bardzo takim ludziom jestem wdzięczny i szanuję, bo gdyby nie oni mnie na tym świecie już by nie było i nie dotarłbym do takiego etapu, że z pozycji cierpienia mogłem dojść do pozycji pomagania innym i dzielenia się tym co wiem, co mogę. Dobroć rodzi dobro, a przemoc rodzi przemoc. Lata musiałem odkręcać to w jakiej spirali się znalazłem przez słuchanie tego co ty tutaj wygadujesz i obwiniając się niepotrzebnie.
I dlatego ode mnie innej odpowiedzi nie dostaniesz i jestem zniesmaczony takimi poglądami, tak jak ty jesteś zniesmaczony chorobami. Tyle, że na chorobę wpływu nie mamy tak dużego, jak na własną nieżyczliwość. Ta rozmowa nie ma sensu. Nie będziesz u mnie propagował tego, by depresję i emocje karcić, bo za wiele poświęciłem, by dotrzeć do tego etapu by ktoś niszczył moją pracę i wkład dla ludzi. Nie dla ciebie, ale dla potrzebujących, bo oni cierpieli. Ty po prostu piszesz z pozycji rozpieszczonego, którego nigdy nie dopadła ta ciężka choroba. To tak jak słyszę polityka, który śmieje się ludzi z niższych warstw, bo on sam zawsze miał zapewnione, limuzynki, pieniądze, zdrowie, służących, rodzinę która go wspierała, łatwy dostęp do „miłości”, wszystko wykupione na dowóz, brak kolejek do lekarzy, a ludzie na dole? Wymyślają i niech zapieprzają za miskę ryżu to odechce im się jęczenia, bo będą wiedzieć jak to jest żreć gruz i łamać sobie na tym zęby. To są te „prawdziwe problemy”… Tak to jest jak się nie umie, albo prędzej nie chce wczuć w sytuację drugiego, a siebie ma się zawsze za kogoś lepszego.
Ten sam poziom pogardy i arogancji. Ludzie z podobnym myśleniem urządzają falę w wojsku – bić/poniżać słabego to nie będzie się mazgaił 🙂 tona psychopatii, pożytku zero. A potem samobójca, albo ktoś kto wyrządza masakrę w samoobronie. Ja tam widzę szkodliwość tego. Wiem, że łatwo zniszczyć kogoś wartościowego poniżając go i sugerując mu że wymyśla, manipuluje, udaje, przesadza, mimo że cierpi bardziej niż statystyczny człowiek (np. zdrowy). Więcej załatwiłoby się wsparciem i ewentualnie radą (choć w chorobie nie od tego jest zwykły człowiek). Kto tego nie widzi…? Co mogę powiedzieć?
Redpiller blokuj ich bo nie wiadomo po co tu przyleźli. Taka moja opinia, bo komentarze są zaśmiecone i ciężko się czyta jad tych ludzi. Oni mają Cię za idiotę. Ja bym nie był taki tolerancyjny bo za mnie nikt życia nie przeżyje. Szanuję twoją wiedzę, chęć walki o ludzi i to co robisz, wsparcie wysłałem, ale nie dyskutowałbym z nim. Olej. Ktoś go w życiu za bardzo głaskał, a powinien zostać sam jak palec. Co z nowym art? Interesuje mnie szczególnie ten o kobietach z portali randkowych. Pzdr.
Moim zdaniem trwa teraz proces normalizacji kobiecej – i w mniejszym stopniu – ogólnej – zdrady. I nie, ukrywam, musiało to się stać, po wiekach pruderii i udawania, że gdy nikt nie patrzy i nikt się nie dowie, człowiek zawsze (w sensie – w większości przypadków) tą krzywdę wyrządzi i naprawdę nie ma się co oszukiwać, że jest inaczej i nie ma tu moim zdaniem podziałów na to, czy to bardziej, męska czy kobieca rzecz, bo ludzka. Z jednej strony to dobrze. Owszem, godzi to w instytucję rodziny – widać to zwłaszcza wśród młodych, że nie chcą się żenić i nie jest tu winna moim zdaniem żadna tam ustawa pozwalająca wyrzucać z domów, oskarżać o przemoc etc bo młody człowiek jest naiwny i aż tak daleko nie planuje. Ale moim zdaniem dobrze, jest, że w ogóle jest to kwestionowane i poddawane w wątpliwość i konkubinatów jest coraz więcej na tle rodzin. Młodego człowieka spytasz się o plany, to on nie wie często co będzie robił za tydzień, a co dopiero przysięgać komuś wierność na całe życie – i jest to dobre w tym sensie, że pozostaje niby gorszy jakościowo konkubinat, wytrych bezpieczeństwa w postaci „w sumie, to ja ci nic nie obiecywałem, że będę taki, będę taka, nie mówiłam że nie puszczę cię bokiem itd.” i nadal w całej okrutności jest to wyrachowanie moralnie lepsze niż łamanie przysięgi, POTENCJALNIE zostawiając przestrzeń do odbudowy, której w innym przypadku nie ma.
Zdrada czyli co?Nie ma jednej właściwej odpowiedzi, co zdradą jest, a co nie. Mężczyźni i kobiety zupełnie różnie do tego podchodzą. Z badań przeprowadzonych przez BBC, połowa młodych mężczyzn ma raczej liberalne podejście: ich zdaniem całowanie się to nie zdrada, w przeciwieństwie do pań – aż 73 proc. ankietowanych uznało całowanie za niewierność. Jeśli Wasze poglądy się nie pokrywają, w tak ważnej kwestii, po prostu najlepiej odejść. To nawet nie jest kwestia usprawiedliwiania się co braku wzajemnie zdania na ten temat, bo temat zdrady nie jest oczywisty. Dla zaborczego zdradą będzie samo zagadanie do kogoś obcego.
Zdrada czyli co?Nie ma jednej właściwej odpowiedzi, co zdradą jest, a co nie.
Jest. Zdrada ma dwa wymiary. Po pierwsze to co zostało ustanowione w niemówiony sposób, czyli kontakt fizyczny (seksualny lub romantyczny), lub emocjonalny prowadzący do zmiany partnera, do przekierowania na niego miłości, lub emocji seksualnych.
Drugi wymiar to oszustwo. Czyli złamanie granic, najczęściej za plecami partnera.
Z badań przeprowadzonych przez BBC, połowa młodych mężczyzn ma raczej liberalne podejście: ich zdaniem całowanie się to nie zdrada, w przeciwieństwie do pań – aż 73 proc. ankietowanych uznało całowanie za niewierność.
Nie za bardzo obchodzą nas tamci ludzie i tamta bańka. Im bardziej na zachód, tym bardziej normalizuje się najpodlejsze rzeczy, rozwiązłość, zdrady, aborcje na życzenie, rozwody z dziecinnych powodów bez pracy nad sobą i związkiem, wychwalanie otyłości etc.
Mówimy o standardzie naszej kultury.
Zresztą te „badania” pięknie zawsze chcą pokazać, że to faceci mają gdzieś zdrady, dlatego właśnie zaczyna być przyzwolenie by kobiety zdradzały, nie były rozliczane z takich zachowań, albo, by nie podejrzewano ich nawet o zdrady, bo niby wg badań one takie nie są. Bo inaczej deklarują. A co deklarują, a co robią to inna sprawa.
Jeśli Wasze poglądy się nie pokrywają, w tak ważnej kwestii, po prostu najlepiej odejść
Z tym zgoda. Najlepiej ustalić to na początku.
Dla zaborczego zdradą będzie samo zagadanie do kogoś obcego.
A to druga skrajność, czyli ci z manią kontroli, paranoją, zazdrośni – np. właśnie w kulturze muzułmańskiej wielu takich jest.
Ale jak mówię, w naszej kulturze zagadanie nie jest zdradą. Ale to też zależy od kontekstu, bo jeśli robi się to na portalu randkowym, albo celem tego zagadania jest bliższa relacja emocjonalnie czy fizycznie to tak, to już wtedy jest zdrada.
Ale jak rozmawia się tylko po to, by spytać o godzinę, bo nie ma się przy sobie tel/zegarka, no to inna sprawa.
No cóż, ja poniekąd wyjaśniłem u nas na męskim forum jak należy współpracować z kobietami: https://maleofthefuture.com/d/399-podstawowe-zachowanie-we-wspolpracy-z-kobietami-i-ludzmi
osobiście nie mam żadnych problemów we współpracy z kobietami, ani nawet w relacjach – bowiem jeśli już wejdę w relację z kobietą – to zawsze na moich zasadach.
Limes, tego często nie wiedzą mężczyźni nawykli do ulegania i bycia usłużnymi.
Kobiety ktore lubia zmieniac gałąź robią to i nie doklejaja sobie do pleców jakiegoś zazdrosnego chłopaczka który tylko będzie to sabotował, zadawał pytania czemu w kolejny wieczór idzie na dzikie tance z kolezankami, kto to jest ten misio zapisany w telefonie. One po porstu sie kurwia bo tego chca bez zbednych ceregieli, no ludzie złoci, gadaniem o wierności i patologii nic nie wskórasz.
Zdrada często ma głebsze podłoże i nie mówie ze chlopaczek niewinna ofiarka – rogacz ma jej uslugiwac albo w ogóle do niej wrócić. Tylko niech sobie pogadaja to sie zdradzony dowie czemu dojebała rogi i tyle. Po co ma sie na przyszlosc nad tym zastanawiać. Takie zwykłe podsumowanie gry po rozgrywce.
Kobiety ktore lubia zmieniac gałąź robią to i nie doklejaja sobie do pleców jakiegoś zazdrosnego chłopaczka który tylko będzie to sabotował, zadawał pytania czemu w kolejny wieczór idzie na dzikie tance z kolezankami, kto to jest ten misio zapisany w telefonie. One po porstu sie kurwia bo tego chca bez zbednych ceregieli
Kolega jest wtajemniczony, to dobrze. Poznał środowisko. Mam nadzieje, że nie mówi z własnego doświadczenia jako zdradzający, bo wtedy najchętniej wmawia się winę zdrady komuś innemu.
Ale różne są charaktery zdradzających. Jedne robią to bez ceregieli, inne kombinują.
gadaniem o wierności i patologii nic nie wskórasz.
Nie jest to mój cel, by coś z nimi „wskórać”, bo to nie jest blog dla kurew. Do mordercy też nie napiszesz „proszę nie zabijać, bo to patologia”. Naprawdę sądziłeś, że to przekaz do nich? Analiza jest dla zupełnie innych osób. Przede wszystkim dla tych, którzy rozmyślają nad tym, czy czasem nie wybaczyć zdrady, albo czy czasem nie traktować jej ostrzej, bo jest tendencja do lekceważenia tego w wykonaniu kobiet. Jak i innych pato-zachowań. I tu jest przekaz do samych mężczyzn. Akurat wierzę, że prędzej dotrze, niż do kurewek.
Tylko niech sobie pogadaja to sie zdradzony dowie czemu dojebała rogi i tyle. P
Fanaberie. Zdradzająca może podać ci każdy możliwy powód i żaden trafny, a nawet żaden prawdziwy. Ba, masa z nich nawet nie wie czemu zdradza, bo kieruje się emocjami, czuje, że „musi”, że ma chęć i tyle. Nie ma tam logiki. Racjonalizacji nie liczę, które przychodzą kombinatorkom.
Jak to mówisz, zdradziła bo po prostu chciała się skurwić. A jak radzisz, by facet dopytywał i miał słuchać jaki to był zły w czasie związku, więc to jego wina, że kobieta zdradza, to nie, nie tędy droga. Od tego w tym tekście odwodzę.
Po co ma sie na przyszlosc nad tym zastanawiać.
Ma się w ogóle nie zastanawiać. Zdradziła, bo jest patologią, proste. Takim pisaniem też wzbudzasz poczucie winy w ofierze zdrady, bo może jego wina, bo może coś źle robił, może czegoś zapomniał, a może raz za dużo się pokłócił, a może był zbyt dobry i się za mało kłócił, a może był niedobry. Na co te rozkminy po zdradzie? By się gorzej czuć? Czy by prosić zdradzającą, że misio się poprawi i niech mu da szanse? A może po to, by się poprawić dla innej kobiety, która może go zdradzić z zupełnie innego powodu, więc ta jego zmiana zasugerowana przez inną kobietę będzie do śmieci?
Takie myślenie generuje takie zachowania. Tego tu nie ma co proponować.
Takie zwykłe podsumowanie gry po rozgrywce.
Nie, to nie jest gra. To jest bycie rozgrywanym i to na zasadach oszusta. Jego się o nic nie pyta. Jego się albo atakuje, albo zostawia w tyle. Atakując można się zniżyć do jego poziomu i być hipokrytą. Odejść jest całkiem dobrze i… postarać się wybrać następnie inny typ kobiety, który nie będzie miał tendencji do życia manipulacjami – w tym oszustwami i zdradami.
Podsumowaniem jest kop w dupę.
Nie ma tematu, nie ma ceregieli. Jak ktoś Cie pobije to też go nie pytasz czemu bije, sorry, to tak nie działa.
dla mnie takie myslenie jak myslenie julki które uje*ały sobie jeden schemat faceta w głowie czyli z problemami i z dziarami a potem sie dziwia że 15 z kolei identyczny niż poprzedni tez ja bije, zdradza i trakuje jak szmate. Ah ci faceci same swinie!
ja to rozumiem tak ze z tymi zdradami i rozczarowaniem facetow to troche nowa normalnosc, bo to dokladnie tak samo jak z psami zamykanymi w kojcu a potem zdziwienie że uciekl jak sie pojawiła 1 okazja na milion.
Psy które chodzą sobie luzem nie uciekaja z podwórka i nie mówie to w odniesieniu do zdrad o cuckolstwie albo dzieleniu sie zoną z kolegami bo to popie***olona skrajnosc ale powiedzmy sobie to wprost i szczerze prosto w oczy – wiekszosc polaków to ludzie bez poczucia wartosci i jakby mogli to by robili prywatny szarjat żonie i je zamykali w piwnicach albo wypuszczali w stroju chemicznym bo majac zero poczucia wlasne jwartosci sa niewyobrazalnie zazdroscni. Nie wiem moze to taka polska mentalnosc a moze to ze polski rynek kobiet to eldorado i jak nie wyrwiesz zebami sobie panny to skonczysz na meskim forum albo blogu jak ten i potem jest tarcie dupa o strate ze zdradzila eee jak to i marudzenie że kobiety złe i falszywa.
Po pierwsze to ustalny w jakim wieku jest zdradzany i zdradzajaca, bo jeżeli on albo jego dupa kolo 20stki to po prostu gówniara to nie ma co sie dziwić, w takim wieku ma sie w głowie tylko alko i znajomych na zmiane z intagramem i snapchatem. Młodzi muszą się wyszumieć i ja to rozumiem. Co innego jak dorośli powazni ludzie ryzykują stabilny związek, wspólne zasoby i gówniaka i jego przyszłosc dla zwykłęgo seksu z kims innym to jest tu coś zajebiscie nie halo, i truchło w piwnicy związkowej musiało już zacząc gnić duzo wcześniej. Odpowiedzialnosc przychodzi z czasem, bylbym spokojny o to. To ze 16latka nie wie czego chce to norma, czterdziestka juz taka nie jest.
Jak by nie bylo ja sie nie dziwie że wiele kobiet wali na boku, sam ucieklem bez zastanowienia z związku który mi sie przestał podobać i było zero szans na mediacje (seksu nie bylo, bo bylem za mlody, wiec ciezko nazwac to zdrada, skoro z nikim nie spałem). Ty od razu zakladasz, ze z czlowiekiem da sie wyjasniac, rozmawiac, odejść zerwać normalnie w cywilizowany człowiek. Czemu wiekszość ludzi gada o tym że system edukacji jest zły bo niereformowany, ze kosciół jest zły bo to relikt przeszłosci, ze wszystko musi nadążać za aktualnymi czasami i sie do nich dostosowywać a gdy wchodzi temat związku to jest beton, po prostu beton, nie zmienia sie nic od lat. zdrady często mają swoje podłoże i zamykanie na to oczu jest pierwszym krokiem do tego, by następna baba też cię zdradzała. Skoro 1 na 3 związki się rozpada i kończy zdradą, to większą szansę masz na wyjście cało z rosyjskiej ruletki, bo tam masz ośmiokomorowy bęben i jeden nabój, a 1/3 to sporo więcej od 1/8. I to jest norma, nowa norma, tylko ze malo kto chce przyjac to do wiadomosci i zyje romantycznymi wizjami a tym czasem strzał z rewolweru w glowe daje ci wieksze szanse niz na wiernosc kobiety. Dla mnie jedyna droga jest akceptacja, bo walczysz z wiatrakami a feminizm nie ma tu nic do tego, co najwyzej programuje umysly, ale nawet jakby go nie bylo i spoleczne przyzwolenie byloby mniejsze, to po prostu ludzie by sie bardziej ukrywali, ale zdrady i romanse bylyby nadal na porzaku dziennym.
Twój argument można podsumować czymś ala „nic nie mówmy, nic nie róbmy, tak było, jest i będzie”.
Ale zobacz, morderstwa też istniały od zawsze, a karze się je pozbawieniem wolności, a przy tym ostracyzmem społecznym (czyli wychowuje umysły, że tak nie można).
Z Twoim myśleniem pozwoliłbyś na morderstwa, tak jak na zdrady, bo przecież tak było i akceptujmy to. Nie. Czas żeby się mężczyźni obudzili, bo jak nie my, to kobiety jeszcze większą samowolkę będą odwalać i jeszcze bardziej obwiniać o wszystko co najgorsze mężczyzn. A ci będą jeszcze dziękować za te plucie w twarz, a kobiety żądać specjalnego traktowania. Za co? Klękać przed zdradziecką kurwą i robić z niej bóstwo?
Ty od razu zakladasz, ze z czlowiekiem da sie wyjasniac, rozmawiac, odejść zerwać normalnie w cywilizowany człowiek
A co, nie da się? Ktoś musi ci się wbić na penisa, byś dopiero odszedł? Musi inna kobieta powiedzieć Ci, że Cie chce, byś od tamtej odszedł, bo wcześniej to nie umiałeś myśleć samodzielnie, że jest do niczego i ona i ta relacja? Niezłe jaja. Jak jesteś cywilizowany to odchodzisz jak cywilizowany. Reszta to próby wytłumaczenia swojej nieudolności w tym kierunku. Tak jak baby tłumaczą się, że zdradziły bo to czy tamto, czekały na księcia który je uratuje ze złego związku, no i wiadomo, nie ich wina.
zdrady często mają swoje podłoże i zamykanie na to oczu jest pierwszym krokiem do tego, by następna baba też cię zdradzała.
Mają to podłoże, że się na nie pozwala i wybiera się często osoby mające tendencje do oszukiwania. Niektórych to kręci, że mają manipulatorkę, czy kobiety – bad boya, który robi im sieczkę z mózgu.
I to jest norma, nowa norma, tylko ze malo kto chce przyjac to do wiadomosci i zyje romantycznymi wizjami a tym czasem strzał z rewolweru w glowe daje ci wieksze szanse niz na wiernosc kobiety.
Nowa norma. Dobre. I mamy to akceptować.
A jak nową normą będzie szczanie komuś do ust to też to zaakceptujesz, bo tak trzeba, bo się nie da nic zmienić, bo tacy są ludzie?
Po pierwsze to ustalny w jakim wieku jest zdradzany i zdradzajaca, bo jeżeli on albo jego dupa kolo 20stki to po prostu gówniara to nie ma co sie dziwić, w takim wieku ma sie w głowie tylko alko i znajomych na zmiane z intagramem i snapchatem. Młodzi muszą się wyszumieć i ja to rozumiem.
Bzdura. Szkodliwa bzdura. Młodzi muszą się wyszumieć, skurwić, być rozwiązłymi, a potem grać cnotki niewydymki i super ojców, czy matki. Nie, to tak nie działa. Jak prowadzisz gówniane życie od młodości, to wpływa to dalej na Ciebie. Im więcej partnerów, tym mniejsza szansa na stabilny związek i nieprzedmiotowe traktowanie ludzi. A młody umysł najłatwiej zaprogramować, dać mu potrzebę tych emocji.
A Ty powiesz okej, okej, niech tak robią, potem się poprawią i będą przykładnie żyli. Naiwne.
Jak w młodym wieku wszyscy to imprezowi alkoholicy, którzy zdradzają to coś tu nie gra i to mocno. I to jeszcze jak się głosi, że trzeba to akceptować.
Odpowiedzialnosc przychodzi z czasem, bylbym spokojny o to.
A ja nie patrząc na to, że są tacy jak Ty którzy dają przyzwolenie i zbyt lajtowo traktują zdrady. A teraz jeszcze jest moda na prostytuowanie się. Wszystko wynika z lekkiego podejścia dzisiejszych mężczyzn. Takie są kobiety, bo mężczyźni machają ręką.
No i nie zapomnij, że jest plaga samotnych matek, co tutaj też ma wiele wspólnego ze zdradami, rozwiązłością, złymi wyborami. Ale to wynik tego, że w sumie nie ma konsekwencji. Nawet zmarnują życie dziecku to tam nic! Przecież młodość to zabawa! Nie ma granic w Twoim świecie. Nie ma wartościowych wzorców i nie ma moralności.
Nie widzę powodu, by zdradzająca 20 latka, która wystawia dupę do kamerki tyle lat miała nagle się zmienić. Jaką ona ma motywację, jeśli zewsząd by słyszała, że to nic złego? No jaką?
wiekszosc polaków to ludzie bez poczucia wartosci
No i co, obwiniasz ich, że zostali wychowani bez tego poczucia, bez godności, dając się potem zdradzać i mówiąc, że jak plują to deszcz pada, albo przepraszając za swój żywot?
moze to ze polski rynek kobiet to eldorado i jak nie wyrwiesz zebami sobie panny to skonczysz
No a może tak jest ,co? Może musisz jako mężczyzna wnosić niewspółmiernie dużo do kobiet? Może i tak nie będziesz doceniony? I co, uważasz, że trzeba to przyjąć?
Wydajesz się kimś młodym, a do tego zupełnie nieplanującym rodziny. Gdybyś planował i chciał mieć wartościową partnerkę, to nie 40 latke po 5 zdradach do wieku 25 lat i 20 partnerach. Chciałbyś, by już od młodego wieku nie była zapijaczonym babsztylem, który się pieprzy w kiblu zdradzając swojego faceta czekającego w domu. To nie jest materiał na żonę, tylko na prostytutkę. Tak się dziś wychowuje dziewczyny. Takie coś może kręcić gościa bez kręgosłupa moralnego, nikogo więcej. Albo szukającego łatwej okazji, właśnie takiej panienki na raz. Ale to nie jest życie.
Ktoś kto uważa, że kobieta sobie po prostu „będzie” to jemu tam zwisa czy kogoś miała, jak się prowadzi, czy zdradzała, czy była manipulantką, czy stosowała przemoc. Oj tam oj tam, wymyślanie idiotów z for męskich, których boli że kobiety zdradzają, a boleć nie może. Powinni sobie poradzić z taką! No i grzecznie dziękować, że ich zauważyła.
To jest właśnie niskie poczucie własnej wartości. Branie ochłapów i lęk przed formułowaniem moralnych oczekiwań wobec kobiet. Nie żeby zarabiały bardzo dużo, nie żeby miały 25 pasji, ale żeby choć moralne były i dało się z nimi coś stałego stworzyć, cywilizowanego jak mówisz. Nie opartego na pustych emocjach, dramach, a czymś głębszym. A głębsze dziś to taka puszczalska to może mieć, ale gardło, albo głębszego kielona wypić. No i co to jest fajnego?
Nie będzie fajnych związków, jak od młodości będzie się kobietom wmawiać, że mogą zdradzać, a potem im się licznik wyzeruje i grzeszki będą odpuszczone. I niech zrzucają winę na mężczyzn, bo na kogoś muszą, żeby czasem siebie nie potępić o swoje upośledzenie i patologię. Tak robi tylko gość z niskim poczuciem własnej wartości, niewierzący że w ogóle może znaleźć dobrą kobietę i że na taką zasługuje. Ja kolego nie zdradzam i zdradzającej nie chcę. Niech swój do swego leci. Ty takie lubisz to miej takie. Ty jesteś przygotowany, że Cie zdradzi jakaś to ok. Na czym ten związek będzie budowany? Na niczym, bo to będzie musiał być przelotny związek i im mniej się w niego zainwestuje tym lepiej. Ale jak chce się coś na poważnie, mieszkać ze sobą, dzielić różne problemy, czy stworzyć rodzinę to jest to ostatnie co można akceptować. I dlatego dzietność jest też niska, bo faceci nie chcą inwestować w prostytutki, które na dodatek są niepewne, zmienne i zmieniają gałęzie jak się natrafi okazja.
dla mnie takie myslenie jak myslenie julki które uje*ały sobie jeden schemat faceta w głowie czyli z problemami i z dziarami a potem sie dziwia że 15 z kolei identyczny niż poprzedni tez ja bije, zdradza i trakuje jak szmate. Ah ci faceci same swinie!
Gdyby te julki nie akceptowały gości, którzy mają tendencje do bicia, to by tego nie było. To by tacy faceci zginęli marnie. Ale one też nie wykonują pracy nad sobą, bo może gość przystojny to mu wybaczą myśląc waginą i będą liczyć, że się zmienią. Faceci to samo, zobaczą ładną, to wybaczą wszelkie paskudne cechy. A potem będą płakać bo zdradzeni, bo nieszanowani ,bo zero empatii do nich w problemach, bo kop w dupę, mimo że się starali i inwestowali.
Wszystko się zaczyna od zbyt dużej akceptacji cech toksycznych, czy takich zachowań, nieważne jaka płeć. Więc Ty akceptuj, ja nie będę. Zawsze odrzucałem takie osoby, nawet jak koledzy zdradzali to się takie znajomości kończyło, a nie klepało po pleckach bo gość fajny, zmieni się i będzie odpowiedzialny za 10 lat, a teraz niech szaleje i rani innych. No nie, jak ktoś ma jakiś system wartości i się go trzyma to tak nigdy nie zrobi i nie pozwoli.
https://web.archive.org/web/20181230111353if_/https://2ch.hk/fag/src/6300892/15455332464690.jpg
Odnośnie kobiet, to one z reguły mają niby łatwiejsze życie, ale za to mniejsze możliwości poznawcze. Kobieta zazwyczaj nie wybije się ponadprzeciętnie, nie osiągnie rangi geniusza. Jej rola zazwyczaj sprowadza się do rodzenia dzieci i bycia matką, lub żoną, albo starą panną. Wyboru zbytniego tak czy siak, chociażby się oszukiwały, nie mają. Kobiety niestety przez mniejsze zdolności logicznego rozumowania i wyciągania wniosków, uczenia się na własnych błędach, mniejszego słuchania własnego postępowania, i wyborów, są łatwiejsze to sterowania i manipulowania. Zresztą wiecie o tym. Co do tematu, to winne są portale społecznościowe i brak wzorców, zachłyśnięcie się kulturą zachodu, upadek kościoła jako moralizatora, i brak czasu rodziców na wpajanie pozytywnych wartości. Szkoła i grupy rówieśnicze swoje również robią. Będzie jeszcze gorzej niestety.
Ale wiesz, mężczyźni niby mogą być geniuszami, ale w takich samych proporcjach idiotami, gdzie kobiety tak skrajne w IQ nie są, więc…
No też ciężko dotrzeć do takich.
Nie wiązałbym geniuszu tak z IQ. Ogólnie rzec biorąc to geniusz jest z reguły bardzo rzadki. Genialne jednostki w jakiejś dziedzinie pojawiają się sporadycznie w okresowym momencie historycznym. Geniusz był utożsamiany i chyba będzie zawsze z dziedziną nauki i sztuki, Jednak zawsze to mężczyzna ma szansę zrobić jakąś większą karierę, czy wybić się w jakiejś profesji. Jednak trzeba pamiętać o tej drugiej stronie, że mężczyźni mają w życiu o wiele pod górkę i jak wiadomo, częściej popełniają samobójstwa, są mięsem armatnim na wojnach itp.
Zwykłe prymitywne ewolucyjne mechanizmy mające zapewnić lepsze geny dla dziecka, stąd to paskudne przyzwalanie kobiecie na zdradę. Kobiety dobrze wiedzą, czemu inne kobiety zdradzają i co chcą tym osiągnąć(lepsze dziecko) wiem to aprobują i szukają racjonalizacji.
Nie tylko lepsze geny. Równie dobrze może być więcej emocji, czy większe zasoby danego faceta. On nie musi nawet spłodzić nowego potomka. Liczy się w zdradzie tylko korzyść, a jaka, to już zależy od człowieka.
I tak się kończy przyzwalanie na prymitywne instynkty. Dobrze wiemy jaki jest krzyk, gdy mężczyzna mówi, że jego prymitywnymi instynktami jest poligamia, zdrady, czy przemoc. Wiadomo, bo poligamia to większe szanse na przekazanie genów, bardzo efemeryczny cel. Oj, ale to jest męskie, to trzeba ograniczać, ale jak kobieta coś robi równie podłego, pustego i płytkiego to już wszystko jest grzecznie wyjaśnione.
To dla dobra dziecka, to dla dobrego życia, a nie z jakimś nieudacznikiem! Nie wtrącaj się prymitywny samcu!
I dwa kawały:
Jeżeli facet zdradził to jest wstrętnym draniem, a jeżeli kobieta zdradziła faceta, to dlatego, że był wstrętnym draniem.
Drugi
Rozmawiają 2 koleżanki:
-Adam i Jolka się rozwodzą
-A dlaczego ?
-Przez zdradę
-Jak Adam mógł tak postąpić? Trzeba być podłym, aby kogoś zdradzić.
-Ale to Jolka zdradziła Adama
-Oj biedactwo, pewnie musiał ją strasznie zaniedbywać