Dzień Ojca. Dzień drugoplanowego rodzica (tak się uważa niestety)
Spis treści
Dziś Dzień Ojca. W wielu kręgach (nie tylko wśród kobiet), ale i w sądach rodzinnych ojciec jest uważany za rodzica gorszego od matki. Około 95% rozwodów kończy się przyznaniem opieki nad dziećmi matkom. To wcale nie znaczy, że matki są lepszymi rodzicami w tak ogromnym stopniu. To wcale nie znaczy, że 95% ojców jest „zła”, a tylko 5% dobra. Dzieje się tak, ponieważ prawo nie działa zbyt korzystnie dla ojców, a w społeczeństwie mamy zakorzenione mizoandryczne stereotypy o tym jak bardzo wadliwi są mężczyźni – z ojcami na czele.
Ojcowie, by dostać opiekę muszą wykazać się czymś szczególnym. Za to matki nawet gdy są patologiczne są preferowane przez sądy do opiekowania się dziećmi, co jest bardzo krzywdzące dla wielu ojców.
I tak to się dzieje, że statystycznie to zwykle kobieta składa pozew rozwodowy. Żeby wygrać opiekę musi oczernić ojca, musi znaleźć jego winy, wady i jakiegoś „haka” na niego. W tym samym czasie myśli jakby tu zrobić z siebie lepszego rodzica, lepszą połówkę związku, która nie zawiniła jego rozpadem. Ona bardzo często to planuje od dawna, więc jest przygotowana (w przeciwieństwie do mężczyzny z którym się rozwodzi). Tak to zwykle działa gdy ktoś składa pozew pierwszy. I na tej podstawie kobieta zabiera dzieci do siebie, zabiera majątek ex męża (jeśli jest dostępny) i żegna się z człowiekiem, którego nie chce znać (może odezwie się po alimenty). Oczywiście piszę o tym najgorszym scenariuszu, bo nie zawsze jest tak źle (ale nie ma co się łudzić, póki prawo na takie wybryki pozwala).
Co ciekawe przecież dzieci (synowie też) wychowywane są, jak się mówi, głównie przez kobiety, więc wychowanie raczej zawodzi, jeśli następnie nie są dobrymi synami i dobrymi ojcami.
Trzeba skończyć z takimi toksycznymi stereotypami budującymi nienawiść do mężczyzn i ojców! Na takiej podstawie buduje się też każdą dyskryminację.
Dzień Ojca: życzenia dla ojców
Niech ojcowie stają się jeszcze lepszymi ojcami, niż są. Niech nie boją się opiekuńczości, która jest aktualnie przypisywana niesłusznie do kobiet. Ojciec prowadzący wózek, bawiący się z dzieckiem w piaskownicy, czy na placu zabaw nie jest nikim niemęskim. Ojciec, który chodzi na wywiadówki, wysłuchuje pochwał lub nagan na temat swojego dziecka, nie musi być rodzynkiem w tym gronie.
Niech ojcowie zyskują siłę do walki z traktowaniem ich jako gorszego rodzica, ale też z prawem, które nie szanuje ich jako rodziców. Niech kobiety nie dostają pretekstów do tego, by hejtować wielu z nas jako uciekinierów przy pierwszym lepszym problemie, albo gdy usłyszą, że kobieta jest w ciąży (choć powinny też umieć lepiej wybadać, czy ten z którym uprawiają seks, a więc z kim mogą mieć dziecko nadaje się na ojca).
Życzmy by ojcowie, mimo gorszej pamięci (statystycznie, bo niektórzy mają super pamięć) do drobiazgów (mniejszych bądź większych) pamiętali drugie imię dziecka, jego datę urodzin, to z jakiego przedmiotu szkolnego dziecko jest dobre, a z którego gorsze, czy na co choruje, bo potem widzimy filmiki kompromitujące ojców, że nie wiedzą niczego szczegółowego o swoim dziecku.
Przykład:
https://www.tiktok.com/@montenegrus/video/6927968008795131141
Tak, to jest praca nad własną psychiką. Po prostu wielu mężczyzn jest zadaniowa po części przez biologię, po części przez wychowanie jako ktoś kto musi odnieść sukces jak najszybciej, a nie przejmować się szczegółami, które będą go spowalniały. Kobiety za to potrafią czasem pamiętać rozmowę sprzed 20 lat, 5 miesięcy i 3 dni co do joty, łącznie z emocjami, które im wtedy towarzyszyły (co wcale nie musi być czymś pozytywnym w przypadku wypominania 😉 )
I przez takie rzeczy są ojcowie oceniani są jako gorsi rodzice, bo nawet jak zrobią co należy, nie są złym rodzicem, to mogą nie mieć wiedzy, mogą nie mówić pięknie o emocjach w stosunku do tych dzieci, nie umieją recytować książek psychologicznych o wychowywaniu dzieci (czy też wyrywków z darmowych portali internetowych). To kobiety robią, nieważne czy są toksyczne, czy są dobrymi matkami, ale pewien zakres wiedzy i umiejętności ładnego mówienia mają wbudowany, a sąd „przyklepuje” im opiekę (często sąd sfeminizowany).
Życzmy, by ojcowie nie musieli słyszeć, że „matka rodzi, więc jedynie ona się zna na wychowaniu”. Życzmy, by przybrani ojcowie wiążący się z samotnymi matkami nie słyszeli od dzieci „nie będę cię słuchać, bo nie jesteś moim biologicznym ojcem, wypad”.
Życzmy, by ojcowie nie słuchali w swój dzień pogardliwych życzeń w stylu: „z okazji dnia ojca życzmy samotnym mamom dużo siły„. Tak jakby każdy z ojców był bydlakiem, a każda samotna matka ofiarą, a do tego idealną owieczką bez winy i bez skazy.
Życzmy by ojcowie przekazywali umiejętności dzieciom, bo mimo, że matka może spędzać dużo czasu z dzieckiem, to niekoniecznie może nauczyć wszystkiego czego może nauczyć ojciec (rodzice mogą się uzupełniać).
Życzmy, by było jak najwięcej pełnych, nierozbitych rodzin. Życzmy, by kobiety przestały być tak ogromnie krytyczne do mężczyzn, przez co tak chętnie się rozwodzą. Życzmy, by tych rozwodów i rozstań inicjowanych przez kobiety było mniej.
Życzmy też, by każde następnie pokolenie synów było wychowanych na lepszych ojców. Żeby matki wiedziały, że syna nie wychowuje się „pod siebie”, by grzecznie służył mamusi i się nie wychylał, tylko pod zbudowanie kolejnej rodziny.
Życzmy, by alienacja rodzicielska w wykonaniu matek zaczęła być karana. Życzmy, by ojcowie walczyli o swoje dzieci i składali wnioski o opiekę. Życzmy, by wykorzystywali urlopy tacierzyńskie. Życzmy, by przestali być postrzegani przedmiotowo, czyli jedynie jako finansjer, sponsor i skarbonka rodziny.
Życzmy, by ojcowie byli świadomi tego, że często po rozwodzie mogą stracić kompletnie kontakt z dziećmi, a pełnia władzy nad dziećmi będzie po stronie matki, a oni będą sprowadzeni do roli nieszanowanego bankomatu.
Bez tej wiedzy nie będzie składania wniosków o opiekę, bo ojciec naiwnie sądzi, że nie będzie alienowany, a jednocześnie, że będzie jeszcze miał jakiś wpływ na wychowanie dzieci. Najczęściej nic się takiego nie dzieje. To fikcja. Wychowywanie jest tam, gdzie dzieci mieszkają. I na tym to się kończy, a społeczeństwo widzi problem w samym ojcu, który według tego społeczeństwa zawsze za mało się angażuje.
Tyle, że mainstream nie podaje prawdziwych przyczyn czemu tak się właśnie dzieje i nie podaje prawdziwego obrazu realiów dotyczących mężczyzn, czy ojców. Same statystyki, suche liczby to za mało.
Wszystkiego dobrego.
WAŻNE INFORMACJE DLA OJCÓW I ROZWODNIKÓW
W temacie alienacji rodzicielskiej napisałem choćby te teksty:
Alienacja rodzicielska, a konflikt rodziców. Politykom krzywda dzieci jest na rękę
Alienacja rodzicielska i prawa mężczyzn. Czas na zmiany w sądach rodzinnych
W temacie rozwodów i potencjalnych strat dla mężczyzn ten tekst jest najważniejszy:
Jak może wyglądać twoje małżeństwo i rozwód z kobietą? (ogromny tekst wraz z wartościowym wideo)
Zapraszam.
Ja tu winnego widzę w tradycyjnej roli ojca – obrońcy, zapewniającego byt. Jeżeli polegamy na tradycyjnych męskich rolach, to chciałym by było inaczej, ale się nie dziwię, bo ojciec pracujący i utrzymujący to ojciec nieobecny, zatem drugoplanowy siłą rzeczy, „obcy”. Z kolei podzial obowiazkow „nowoczesny” i postepowy jest zwyczajnie dla kobiet nieatrakcyjny. Z tym za wiele się nie zrobi w mojej ocenie – nigdy. Może gdyby więcej sędziów-mężczyzn dać do rodzinnego, psychologów i jako osoby decyzyjne o tym komu dziecko przydzielić, ale to półśrodek, bo i tak naciski będą.
Z kolei podzial obowiazkow „nowoczesny” i postepowy jest zwyczajnie dla kobiet nieatrakcyjny.
Otóż półprawda. Dla jednych jest, dla innych nie jest. Wiele kobiet bardzo jest zadowolonych partnerami, którzy nie tylko pracują, a coś jeszcze w domu pomogą, z dziećmi – dzięki temu mają też więcej chęci na seks, nie są tak zmęczone.
Ale to nie są prymitywne kobiety, taki poziom wyżej. Jak wiadomo ludzi poziom wyżej jest mniej, niż poziom niżej. Więc trzeba podnosić innych do góry, by też tak potrafili.
A jak nie potrafią i mówią, że się tak nie da to wolna droga. Niech wybierają sobie mężczyzn tylko pracujących zawodowo, a one niech się zajmują wszystkim innym. Jak lubią to ich dorosła decyzja. Żeby tylko potem nie narzekały.
To samo jest z nami przecież. Tona mężczyzn uważa, że nowoczesne kobiety są do kitu, a wielu mężczyzn uważa, że w porządku, że pracują, edukują się, rozwijają zamiast tylko potakiwać i do dzieci iść. Więc nie za bardzo tu też bym to na płcie rozróżniał, a na jednostki z płci.
Dlaczego mówicie o alienacji, a nie mówicie o tym jak wielu facetów brzydzi się dziećmi?
W jakim sensie? Że nie chcą wychowywać? Myślę, że pewną rolę odgrywają wzorce. Jak od dziecka się słyszy, że od tego są kobiety, a facet to dobrze jak jest silny, bije się, „rywalizuje” (co wzmacnia agresję, zmniejsza chęć opieki i empatii), albo ma wiele kobiet (musi mieć efektywność seksualną), czy pracuje i to tyle to może być problem. Pewnie niektórzy zrzucą to na biologię, ale jakoś nie pasuje mi ta teoria do końca, bo ja tam nie mam problemu z dziećmi, są dla mnie dość neutralne, lub z nastawieniem na pozytywne (opiekowałem się młodszym rodzeństwem w domu, może stąd), a znam wiele kobiet, które mają ogromny z nimi problem i nienawidzą je tylko patrząc na nie.
A czemu mówię o alienacji? Bo to problem do rozwiązania. Jeden z wielu zamiatanych pod dywan. Można nawet powiedzieć, że to przemoc. Jeśli inne formy przemocy są karane to alienacja też na to zasługuje. Dziecko cierpi jeśli jest traktowane jako narzędzie w sporze z rodzicami, jest oszukiwane, manipuluje się nim. Na pewno wykształci jakieś problemy z więzią, emocjonalne – a potem wszyscy będą się dziwić czemu to taki jest dziwny dorosły, albo nie wychodzi mu w związkach…
No i jest to przemoc wobec drugiego rodzica. Czyli pakiet. A jednak ręce się umywa od tego, bo przecież wmówiło się nam, że kobiety zawsze są świętsze od mężczyzn, a to nieprawda.
Czyli nie masz dzieci i jesteś tylko teoretykiem, to wiele tłumaczy
Wiele tłumaczy czego? Że nie brzydzę się? Czy zacząłbym? Mimo, że miałem doświadczenie opiekuńcze młodszymi? To samo można matkom powiedzieć, że mogą się brzydzić. Różnic nie ma. Wpieranie, że jedna płeć ma prawo czuć trud w opiekowaniu się dziećmi, a druga nie to fanaberia dla własnej wygody i niechęć do zrozumienia płci przeciwnej.
Z tym teoretykiem to do wszystkiego to można przypisać. Jak nie miałeś małżeństwa, które wytrwało 60 lat z 8 dzieci to nie wypowiadaj się – nagle okaże się, że tylko 0.0001% ludzi ma prawo to robić, bo tak mało jest małżeństw z sukcesami. Nie tylko gdy są to szczęśliwe, dobrowolne, wieloletnie związki, ale i które wychowały dzieci w sposób bardzo pozytywny, że żadne z nich nie ma zaburzeń, radzi sobie i kocha tych rodziców. A nie że dzieci zrobili, odchowali bo tak trzeba do lat 18, dzieci nie chcą mieć z nimi kontaktu bo byli paskudni i teraz będą się chełpić jacy to nie są doświadczeni i autorytetami.
Są ludzie co mieli mieli wieloletnie małżeństwa i nie wiedzą niczego – wyszło im bo wyszło mimowolnie, bo mieli takie, a nie inne cechy, atrakcyjność sprzyjała, zasoby sprzyjały, albo zdarzenia losowe, a nie zrobili tego podczas świadomej pracy nad tym. No ale jak ktoś podchodzi pozytywnie do słów „starszy to zawsze mądrzejszy, starszego słuchaj” to tak jest. Niestety nie każdy starszy czy doświadczony posiadł mądrość, by z samej racji wieku mieć rację. Są ludzie doświadczeni i głupi. Są mniej doświadczeni, ale uczący się na błędach innych i pozyskujący wiedzę.
Zresztą Ty to mnie krytykowałeś już za wpis o księżniczkach niejako broniąc je, nawet jak przeglądają komuś telefon, czy maile łamiąc prywatność w związku. Widzisz, w tym doświadczenie mam, takie relacje znam, księżniczki też znam z praktyki – godne zaufania nie są, kontrolujące są, a nie są to pozytywne cechy – ani partnera takiego nie warto mieć, ani rodzica. I tutaj już jakoś argument doświadczenia lekceważysz, nagle nie ma on znaczenia, a tu robisz z niego priorytet i już ma. Jak argument pasuje pod aktualną tezę. Cytując Ciebie – to wiele tłumaczy – tu akurat o jakości argumentu.
To nie jest „starszego słuchaj bo mu się udało życie jak ślepej kurze ziarno” tylko raczej przypomina mi to profesjonalnego dziennikarza motoryzacyjnego, który na codzień zawodowo czepia się detali i rozwiązań zastosowanych w drogich sportowych samochodach, samemu jeżdząc tramwajem do pracy i nie mając prawka. Ogłaszającego się wielkiego miłośnika motocykli jeżdżącego najtańszym skuterem z przeceny. Dla mnie to skreśla możliwość poważnego traktowania, skreśla to jako poważnego felietonistę zupełnie, bo typ po prostu nie wie o czym mówi, wyobraża sobie siebie w tym aucie, ale nie jezdzi nim na codzień.
Piszesz o rodzinie, jako o świętości i podstawie społeczeństwa, samemu nie mając założonej własnej, piszesz jak ty byś to dzieci nie wychowywał, a gdyby obudzić cię o trzeciej w nocy, nie ubujałbyś prawodopodobnie do snu nawet worka ziemniaków, co dopiero o chorym dziecku mówić, którym jako przeciętny nie-rodzic najprawodpodobniej rzuciłbyś o ścianę lub miał na to ochotę najmarniej po 15minutach płaczu, co nie przeszkadza ci samemu wytykać „toksyczne zachowania rodziców” czy poświęcić temu kilkanaście tekstów samemu rodziciem oczywiście nigdy nie będąc. Czy naprawdę nie dostrzegasz w tym hipokryzji? W związkach trzeba iść na potężne ustępstwa. Dzieci potrafią zabić najlepszy związek, z którego po 20 latach odchowywania siłą rzeczy wychodzi się poharatanym, innym człowiekiem po przejściach, bo taki okres czasu i przeżycia zmienią i przeprogramują każdego. Przed i po dzieciach to jest niebo a ziemia, poziom którego nie-rodzic po prostu nie ogarnie, choćby się starał.
Domyślałem się już tego po twoich radykalnych poglądach na temat aborcji.
Jasne, nie trzeba wsadzać łapy do pieca, by wiedzieć że jest gorąco, można wysłuchać cudzej opini, ale ta sytuacja to jest jak rozmowa o seksie prawiczków, gdzie nikt tak naprawdę nie ma bladego pojęcia o czym mówi. Nie ma co teoretyzować. Nie lekceważę twojego argumentu, o jakości i księżniczkach, po prostu jakieś tam sprawdzanie telefonu na tle związku z odchowanymi dziećmi to jest pikuś i pierdoła, rzecz nie warta nawet wspomnienia, z peprspektywy czasu bardziej toksyczniejszy dla ciebie jest sprzedawca w sklepie źle wydając resztę bo realnie cię okrada niż ktoś tam kiedyś tam, który raczył odebrać za kogoś telefon, przeczytać wiadomość czy otworzyć czyjś list. To są nic nie znaczące pierdoły blednące w obliczu poważnych problemów, o których jako osoba nie kierująca rodziną, nie żyjąca z konsekwencjami swoich i za kogoś wyborów jako głowa rodziny nie masz pojęcia. Wiesz, doradzać zawsze można, jasne, czego byś to nie zrobił, bo to nic nie kosztuje, ale to nie ty z konsekwencjami wyborów będziesz żył, więc bardzo łatwo można wybierać zawsze najszlachetniejsze ścieżki krasomówczo je argumentując, skoro się jedynie o tym mówi i poucza. Daj przykład sobą, teoria teorią, ale w praktyce gwarantuje ci że po czasie zmiękniesz i sam nie będziesz swoich słów poznawał za jakiś czas
Dla mnie to skreśla możliwość poważnego traktowania
Twoja opinia i tylko opinia. Rozumiem i w wielu momentach mogę się zgodzić, że praktyka pomaga, ale nie oznacza, że teoria zawsze jest do wyrzucenia.
Też mogę niepoważnie traktować ludzi, którym brak argumentów i inteligencji, gdy jedyne co umieją to powielają teorie o jedynej słusznej i świętej praktyce. To tak nie jest. Wg tego myślenia nawet nie można powiedzieć, że dana muzyka nie jest okej, mimo, że nie jest się kompozytorem. Lekarz, który nie przeżył raka nie powinien o nim się wypowiadać, czy jak mu zapobiegać. A nawet w rozmowach o wspomnianych samochodach nie można by było banału powiedzieć, że zbyt buńczuczna, agresywna jazda bez utrzymania zasad bezpieczeństwa, a nawet po pijaku jest „toksyczna”. Nagle by się okazało, że prawie nikt nie może się na żaden temat wypowiadać, bo prawie nikt nie jest człowiekiem sukcesu we wszystkim i który podjął siermiężnej praktyki. Niezależnie czy mówisz o niesamowitych szczegółach technicznych, czy czymś bardziej przyziemnym.
Bo ja też mogę powiedzieć – masz rodzinę? Ile dzieci, 8? To moje minimum byś miał prawo być poważnie być potraktowany jako ktoś kto się „zna”. Te dzieci Cię kochają? Wszystkie zdrowe? Rodzina trwała? Nie ma zdrad? Nie ma nienawiści? Nie ma zaburzeń? Masz super związek prowadzony od deski do deski dziesiąt lat bez zdrad, bez myślenia o odejściu, w zgodzie, szczęściu i miłości? Jakbyśmy zaczęli tak mówić, takie wymagania ludziom stawiać, to powtórzę nikt by nie mógł o niczym mówić.
Ba, przecież na tej samej zasadzie każdego naukowca, czy osobę wyedukowaną byś podważył, ponieważ czegoś tam nie przeżyła, mimo, że uczyła się nie na bazie jak to mówisz pouczania, tylko nauki, która jest złożona z bazy doświadczeń wielu ludzi na przestrzeni często wieków, a nie tylko jednostkowych. Ludzie wyedukowani często mają po te 30 lat, 35, mogą też nie mieć założonych rodzin, ale wiedzę mają i nie możesz przyjść ich opluć i powiedzieć, że niech się schowają, zaorać naukę, bo niech przyjdą w wieku 80 lat po super wychowaniu (a nie tylko odchowaniu) dzieci i będą mieli prawo powiedzieć cokolwiek, by być poważnie potraktowanymi.
Relacje rodzinne nie różnią się aż tak bardzo od innych relacji w których za ludzi, a nawet zwierzęta bierze się odpowiedzialność. Toksyczne rzeczy można rozumieć w różnych relacjach. A ludzie mają praktykę w tych relacjach, bo one od dziecka są tworzone – tyle że jedni robią to nieświadomie, idą za wzorcem, a inni się o tym uczą. Pewne rzeczy są uniwersalne, inne rzeczy są wyniesione z wiedzy, która jest szeroko dostępna. Nie trzeba od razu jej skreślać, bo ktoś nie podpisał się jako praktyk.
Nie trzeba być rodzicem 10 dzieci, by wiedzieć, że pewne zachowania rodziców nie są w porządku.
a gdyby obudzić cię o trzeciej w nocy, nie ubujałbyś prawodopodobnie do snu nawet worka ziemniaków, co dopiero o chorym dziecku mówić, którym jako przeciętny nie-rodzic najprawodpodobniej rzuciłbyś o ścianę lub miał na to ochotę najmarniej po 15minutach płaczu
Zabawna projekcja na potrzeby argumentu by „nie traktować mnie poważnie”. Co o mnie wiesz, by móc się wypowiadać w taki sposób? Jaką masz praktykę psychologiczną, byś miał prawo mnie oceniać na podstawie swoich być może jedynie negatywnych wizji na mój temat? To jest Twój własny argument, by być praktykantem by się wypowiadać. Nie masz praktyki w intelektualnej ocenie ludzi, nie masz wiedzy, a ludzi oceniasz na bazie emocji. Nie wiesz o mnie nic, nie wiesz czy już w życiu opiekowałem się dziećmi, nie wiesz czy jestem bardziej cierpliwy niż inni, nie wiesz czy jestem pomocny (choć np. tutaj staram się pomagać to masz to za puste pouczanie, ale niech będzie). Więc mówienie, że chore czy płaczące dziecko by mnie tak zirytowało, że zachowałbym się karygodnie to jest to żenujące, ale oczywiście każdy ma tam swoje opinie – jednak nie znaczy, że są racją i prawdą.
I czekaj, sugerujesz że dzieckiem rzuciłbym o ścianę? Czy źle czytam? Naprawdę musisz mną gardzić, ale to tylko twoja pogarda, a nie fakty.
Domyślałem się już tego po twoich radykalnych poglądach na temat aborcji.
Ty znasz moje poglądy na temat aborcji? Ciekawe skąd? Radykałów to poszukaj może w pisie czy konfederacji, a nie we mnie. Nie raz byłem wyzywany od lewaków i innych tylko dlatego, że popieram kompromis aborcyjny, uwzględniając cierpienia matek, a nie tylko płodów. Jestem jedynie przeciwny aborcji na życzenie, bo to jest wtedy zastępcza forma antykoncepcji i też nie uczy odpowiedzialności. Kompromisy nie są radykalne, bo starają się rozumieć obie strony.
No ale zgodnie z Twoją teorią, że jak nie przeżyjemy aborcji, ani ciąży – ani ja ani Ty to nie mamy prawa się wypowiadać. Więc może zamilczmy, bo brak nam praktyki? Ja też uważam właśnie kompletnie zgadzając się z Tobą, że trzeba trochę te kobiety bardziej zrozumieć, bo one rodzą, a nie my, one muszą się mierzyć z decyzjami, czy zrobić aborcję, czy czekać na „wyrok Boga” i czy przeżyją po zagrożonej ciąży, a może czy robić aborcję po tak ciężkim zdarzeniu jak gwałt. Brawo, o to chodzi. Ale to jak mówię, praktykę połączyć z teorią i jest wtedy najlepiej.
po prostu jakieś tam sprawdzanie telefonu na tle związku z odchowanymi dziećmi to jest pikuś i pierdoła
A kto powiedział, że jest to na równi? Nie twórz chochołów, bo to nie moje słowa. To, że coś wypisuję nie oznacza, że stawiam tam znak równości, że jest to identyczne, takie samo, wpływa na tyle samo itd.
z peprspektywy czasu bardziej toksyczniejszy dla ciebie jest sprzedawca w sklepie źle wydając resztę bo realnie cię okrada niż ktoś tam kiedyś tam, który raczył odebrać za kogoś telefon, przeczytać wiadomość czy otworzyć czyjś list
Blablbla znowu dostosowywanie argumentu do przeinaczenia i chochoła, który stworzyłeś.
Ale dobrze, uważaj sobie że czytanie kogoś korespondencji jest ok. To znowu jest to tylko Twoja opinia, która też może „pouczać”. Możesz założyć własnego bloga i tam pouczaj ludzi, że czytanie korespondencji jest ok, że warto zaglądać do prywatnych rzeczy ludzi w związkach, warto ich kontrolować, warto nie dawać im przestrzeni, zaufania. Pisz tak. I znajdzie się wiele osób, które powiedzą Ci, że racji nie masz, tak jak Ty mówisz, że ja nie mam racji. Ile ludzi, tyle poglądów. Ale to właśnie ścieranie się poglądów doprowadza do wypracowania najlepszego rozwiązania… przynajmniej póki zachowuje się szacunek do dyskutanta, bo emocjonalnie zabite dyskusje nie mają racji bytu i będą tylko wyzwiskami i rzucaniem sobie łatek i epitetów.
Zresztą zabieranie prywatności można przełożyć na związki, nie trzeba być rodzicem. Ba, można to przełożyć na działania rządu wobec obywateli. Jak nie masz nic do ukrycia to daj siebie kontrolować, zamontuj kamerkę w domu, niech czytają Twoje maile, smsy, konto bankowe niech będzie otwarte i dostępne do przejrzenia. Jakiś problem? Po co komu prywatność, wolność osobista?
to nie ty z konsekwencjami wyborów będziesz żył,
Najpierw podaj zły skutek moich rad, potem porozmawiamy czy masz rację. Gadki o teoretyzowaniu zostaw zakompleksionym ludziom starszym, którzy buńczucznie podchodzą do młodszych mówiąc właśnie, że starego słuchaj, bo on doświadczony. W ten sposób łatwo uzyskać bezwarunkową władzę – poniżaniem na bazie tylko wieku, czy doświadczenia, a to żaden autorytet. Są ludzie doświadczeni, którzy nie mają bladego pojęcia czemu uzyskali dany sukces, nie analizują porażek, nie podejmowali oni świadomych decyzji, a często zadecydowali kompletnie losowo na dane zdarzenie. Nie znajdziesz argumentu, by powiedzieć, że każda osoba praktykująca była mądrzejsza od niepraktykującej, a z wiedzą.
ale ta sytuacja to jest jak rozmowa o seksie prawiczków
I jaki masz problem, że prawiczek np. poda argument, że w seksie należy o siebie dbać, a nie egoistycznie podchodzić do seksu? To jest jeden z wielu przykładów, które może podać osoba, która nie miała z czymś do czynienia.
Nie można spłycać zerojedynkowo, że każda osoba która czegoś nie przeszła nie wie NIC i jest IDIOTĄ (to rodzi pogardę i jak mówisz „brak poważnego traktowania”), tak jak nie można mówić, że każda, która ma doświadczenie jest z zasady tą MĄDRĄ (a to rodzi przesadnie poważne traktowanie ludzi z praktyką, którzy nie muszą być wcale zbyt mądrzy).
Dzieci świetnie dzisiaj to rozumieją buntując się przeciwko toksycznym rodzicom, którzy zniszczyli im życie, a słyszeli „szanuj ojca i matkę swoją” jako święte przykazanie co nakazywało całe życie być uległymi wobec nierzadko oprawców.
Ale cicho, nie można mówić, bo się jakiś rodzic 'praktykant’ oburzy, który podejmował ciężkie, choć błędne decyzje i dlatego nie można go rozliczać.
Daj przykład sobą
Oczywiście daję, prowadzę relacje w sposób taki jak opisuję tutaj i nie wychodzę na tym źle. W przeciwieństwie do radykałów, którzy często samotni, w mocno konfliktowych związkach, zdradzający lub zdradzani, ciągle porzucani, rozwodzący się i tak mogę do rana.
Dla Twojej wiadomości, to mam też znajomych, które mają dzieci i nie uważają, że jestem idiotą, gdy rozmawiamy o wychowywaniu, nawet czasem im pomogę, pobawię się z ich dzieciakami. Nie mają mnie za trędowatego, tylko dlatego, że nie mam praktyki, a sami często błędy popełniają i cieszą się jak zobaczą spojrzenie z innej strony. Ale ja też nie jestem idealny, nie mam patentu na prawdę, dlatego rozmawiamy czy tu czy gdzieś indziej i wtedy można wzajemne błędy w myśleniu poprawiać. Ale nie zrobisz tego mówiąc, że praktyka, praktyka, praktyka i robić z tego bożka wobec którego trzeba być zaślepionym.
po czasie zmiękniesz i sam nie będziesz swoich słów poznawał za jakiś czas
W czym zmięknę, konkrety. Ogólniki mnie nie interesują, bo nie można o nich jasno porozmawiać. W czytaniu korespondencji? Owszem, mógłbym założyć, że w pewnych sytuacjach przeczytanie jej byłoby ważne, bo np. rodzic mocno by się czymś tam martwił i odwrotu by nie było, ale nie róbmy z tego też czegoś uniwersalnego i zerojedynkowego w stylu „teraz to czytajmy i usuńmy prywatność” – wszystko argumentując martwieniem się – nadopiekuńczością (o której możesz poczytać w innych rejonach, jak znajdziesz to najlepiej od ludzi praktykujących) – im uwierzysz, mimo, że powiedzą Ci to samo co ja.
Nie trzeba do tego „praktyki” tylko trochę wyobraźni, wczucia się w sytuację ludzi i empatii.
Więc zamiast argumentować, wikłać się w dyskusje po prostu wystarczy powiedzieć „nie masz praktyki, więc jesteś głupi”, niżeli „twój argument jest błędny, ponieważ…”.
No niestety to nie jest takie proste.
Widzę coraz więcej głosów kobiet w mediach społecznościowych, które zwracają uwagę na skrajny ginocentryzm i marginalizowanie problemów mężczyzn i chłopców. Np pod postem WHO o przemocy domowej naprawdę znaczna część kobiet zwróciła uwagę, że tworzy się jakieś kreskówkowe czarno-białe podziały wg płci i nie włącza się w to obu płci i dzieci. Także miło mi zaobserwować, że ponad ten krzykaty virtue signaling przebijają się głosy myślących ludzi.
Kropla w morzu potrzeb, ale to dobrze. To musi stawać się coraz popularniejsze, muszą iść informacje dalej i mentalność się zmieni coraz większej ilości ludzi.