Spowiedź incela, czyli kim jest incel i co go stworzyło jakim jest? Czy to wina kobiecej psychiki?
Spis treści
- 1 Czy winna jest kobieca psychika u mężczyzny?
- 2 Spowiedź incela, czyli historia odrzucanego mężczyzny
- 3 Brak ojca i dominujące, dość narcystyczne kobiety
- 4 Babcia tradycjonalistka: Chłop bez prawa jazdy to nie chłop. Kobiety rodzą, więc dajcie im przywileje!
- 5 Relacje incela z dziewczynami
- 6 Matka incela ciągnęła do toksyków, a toksyk gnębił jego
- 7 Swatanie z patolą
- 8 I znowu hejt od niskiego testosteronu, mimo, że zbadane mam w normie
- 9 Profesurka
- 10 Wymarzona dziewczyna
- 11 Małe słowo od autora strony
- 12 Czy wychowanie z ojcem zmieniłoby wiele?
- 13 Czy udawanie bad boya zmieniłoby coś?
Kim jest incel odpowie nam mężczyzna, który od lat bezproduktywnie poszukuje kobiety i jest przez nie odtrącany (choć jakieś pomniejsze próby z dziewczynami miewał). Incel przybliży nam jego doświadczenia, jak również jego trudny start w dysfunkcyjnej rodzinie, która mogła przyczynić się do jego dzisiejszych problemów. Autor historii wychowywał się bez ojca (bo ten poszedł w siną dal, plus miał problem z alkoholem), a kobiety w jego rodzinie były typu dominującego. Jego rodzice wydają się być neurotyczni, nerwowi i niestabilne emocjonalnie. Nie bez powodu nasz incel z tekstu jest dziś osobą wycofaną, przytłoczoną i niepewną siebie.
Zaprezentowany w tekście incel czuje się wykastrowany, poniżony, niepewny siebie, zupełnie jak kobiety w historiach feministek, które rozprawiają o cnotach niewieścich. Że niby tylko kobiety wychowuje się „patriarchalnie” na bierne, uległe i zahukane. Jest to nieprawda, ponieważ nie tyczy tylko kobiet. Po prostu o takich mężczyznach się nie mówi. Czasem wyzwie się takiego od przegrywa, różnego loosera, albo niemęskiego i takich mężczyzn zawsze się albo lekceważyło albo tępiło (wzbudzają wrogość, czy pogardę za słabości). Praktycznie nikt nie chciał o nich słuchać. Czyli o tym co takich mężczyzn tworzy, o tym, że może potrzebują pomocy (żadne wojsko, chamstwo i „zdjęcie rurek” nie pomoże).
O samych incelach (ogólnikowo) założę osobny wpis w przyszłości. Pamiętajmy, że nie każdy incel będzie miał doświadczenia, jak zaprezentowany tutaj. Incele różnią się od siebie. Również z różnych powodów nie mają sukcesów randkowych, czy życiowych. Nie wrzucajmy ludzi do jednego worka. Nie przypisujmy również każdemu incelowi mizoginizmu, ponieważ takie, zerojedynkowe teorie powstają w odmętach internetu. Sporo inceli po prostu nazywa się prawiczkami i tyle starczy.
Oczywiście niejeden incel będzie zdenerwowany na mój wpis, ponieważ zauważy, że akurat ten z mojej historii jakieś relacje miał, może nawet mógł kogoś mieć (na siłę), ale mimo wszystko żadna z tych okazji nie skończyła się ani związkiem, ani pocałunkiem, ani seksem. Pamiętajmy, że incel to ktoś kto nie ma sukcesów na rynku matrymonialnym, a jednocześnie jego szanse są niewielkie na zmianę tego stanu rzeczy. Każdy incel różni się poziomem swoich szans na zmianę, ale trzeba tych szans szukać i trzeba dobrze poznać siebie, swoje wady i zalety, by wzrastać, co przełoży się na znalezienie dobrego związku, lub jak ktoś uznaje – niezobowiązującej relacji seksualnej.
Są oczywiście incele w dużo gorszej sytuacji – wyglądający gorzej, nie mający żadnych perspektyw, straumatyzowani doznaną przemocą, chorzy, czy z silnymi depresjami i innymi problemami emocjonalnymi. Tacy incele mieli nawet zerowy kontakt z kobietami niezależnie czy wirtualny, czy realny. O tych mężczyznach trzeba pisać osobne historie. Zachęcam do kontaktu jeśli chcesz również podzielić się historią, lub oczekujesz analizy swojej sytuacji.
Czy winna jest kobieca psychika u mężczyzny?
Incel twierdzi, że ma 2 palec dłuższy od 4, a jego włosy na czubku głowy kręcą się w lewo. Może to być wskaźnik posiadania kobiecej psychiki, choć nie musi. Jest to zbadane naukowo i świadczy o niższej podaży testosteronu w łonie matki. Poziom testosteronu w wieku dorosłym danego mężczyzny może nie ukazywać odzwierciedlenia. Skąd ten niższy testosteron dla syna w czasie ciąży? Nie wiadomo. W historii incela jest sporo problemów. Po pierwsze ojciec dziecka groził odejściem (i odszedł), po drugie cukrzyca ciążowa u matki, duże przytycie i wyzwiska ojca dziecka, że matka nie jest atrakcyjna dla niego. Po trzecie w czasie ciąży umarł ojciec matki incela, czyli jego dziadek. Wniosek? Ogrom stresu dla matki dziecka, co mogło przełożyć się na niwelowanie kortyzolem testosteronu.
Na ogół około 20% mężczyzn ma taki typ psychiki (wg palców, włosów na czubku głowy), choć nie jest to w pełni miarodajne, ponieważ bardziej wstydliwi mężczyźni nie zgłaszają się do badań (może jest ich więcej).
Czy kobieca psychika/mózg u mężczyzny to wina wychowania czy genów długo jeszcze nie będzie to rozstrzygnięte, choć stawiam na geny, a potem nieumiejętne wychowanie chłopca w stylu który nie pasuje do „hardych mężczyzn”.
Spora liczba inceli może mieć taką, wrażliwą psychikę. Mogą być też autystami. Potem okazuje się, że umiejętności społeczne nie są za wysokie, a problemy ze sobą, z akceptacją siebie jeszcze większe. W końcu nikt nie chce być wyrzutkiem, który odstaje od „normy” i inni traktują go z buta.
Jeszcze inni incele mają inne zaburzenia osobowości, nie zawsze związane z tym, że są do rany przyłóż, a dużo gorsi, toksyczni, przez co również odpychają ludzi (czy też kobiety) od siebie.
Jeszcze inni mają tylko problem z wyglądem, a osobowość jest „zwykła”. Konfiguracji charakterów inceli, czy innych przegrywów jest całe mnóstwo. Bądźmy szczegółowi.
Spowiedź incela, czyli historia odrzucanego mężczyzny
Incel pisze tutaj w pierwszej osobie:
Dzień dobry wszystkim, jestem wiernym czytelnikiem bloga i nawet wsparciem finansowym 😉 Gdy natrafiłem na komentarz autora (sprzed trzech lat) zachęcający do dzielenia się swoimi historiami, postanowiłem się zgłosić, tym bardziej mając podwaliny w postaci wpisów na blogu, dzięki którym zaczynam rozumieć, co się odjaniepawlało w mojej rodzinie. Na Świadomość Związków trafiłem przypadkowo, googlając na temat – jak mi się słusznie wydawało – rzekomej dyskryminacji kobiet. Po lekturze artykułów… zmieniła się wręcz moja optyka świata, chociaż do niektórych wniosków doszedłem wcześniej sam. Nie bardzo umiałem to jednak ubrać w słowa tak, jak autor, dzięki któremu teraz umiem klarowniej wyrażać swoje racje. Dzięki autorowi i jego stronie mogę lepiej analizować swoją psychikę, czy wzorce rodzinne. Wszystko co tu piszę to moje obserwacje plus wiedza z bloga Świadomości Związków.
Mam 27 lat, skończyłem studia, byłem i najprawdopodobniej od września będę nauczycielem matematyki – aplikuję do innej, bardziej wymarzonej pracy, ale na razie mnie tam nie chcą, a nie chcę tkwić w zawodzie: bezrobotny. Zawód ten to raczej nie dla narcyza ani psychopaty, zresztą wspominany już na blogu i skojarzył mi się z cytatem z jednego z artów: „Ale przecież wiemy o co chodzi, że sporo kobiet woli kryminalistów i cwaniaków nad miłych nauczycieli matematyki, którzy zbudowali tą gospodarkę i bogactwo kultury zachodniej.” No i podobno dobrze tłumaczę (ponownie, jakby żeńska półkula mózgu związana z językami). Czyli zawodowo – można by rzec: poszukuję swojego miejsca na świecie.
Co do osobowości to z sangwinika mam to, że jestem radosny, lubię żartować, sporo się śmieję, lubię przebywać z ludźmi, myśleć o nich. Z melancholika mam to, że czasem wpadam w zadumę, lubię myśleć, jestem/bywam perfekcjonistą, lubię sobie założyć czarny scenariusz, jestem łagodny i współczujący. Mam dużą dawkę empatii do ludzi (szczególnie prawych i sprawiedliwych) i zwierząt. Nienawidzę sytuacji gdy ktoś jest niesprawiedliwie potraktowany i gotuje się we mnie w takich momentach.
Jestem jedynakiem i byłem wychowany wyłącznie wśród osób starszych, a przez to mam inny mental niż rówieśnicy i z większością nie jest mi łatwo złapać odpowiedni kontakt. Nie mówiąc o poczuciu z nimi tzw. chemii. Dużo łatwiej dogaduję się ze starszymi od siebie, choć jednocześnie z taką dużo starszą kobietą od siebie (rzędu 60-70 lat np.) związku bym nie chciał. Po prostu umysł jest nakierowany zupełnie inaczej, co może wydawać się, że jestem zbyt sztywny i poważny dla młodych osób.
Brak ojca i dominujące, dość narcystyczne kobiety
Wychowywany byłem bez ojca – porzucił mnie, gdy miałem tak z rok i 9 miesięcy. Urodziłem się, jak miał 50 lat. Możliwe, że starsi rodzice powodują, że dzieci mają starszy umysł? Ciekawa teoria.
Mama kiedyś mówiła, że poleciała na to, że ojciec był „przystojny, doświadczony, taki Speedy Gonzales” (choć miał 174 cm wzrostu, he, he), opowiadała, że poznali się w sklepie meblowym, kiedy zauważył mamę będącą już po rozwodzie (którego zażądała z powodu bezpłodności męża) i gdy zobaczył mamę samą z meblem, to się spytał „Gdzie jedziemy?”. W ten sposób zdobył jej adres. Dalej – samo poszło 😉
Mama zaszła w ciążę i czar prysł. Babcia zauważyła w jego samochodzie pety ze śladami szminki, a on sam zażądał aborcji – niektórzy by mogli powiedzieć, że w takim razie powinienem być za całkowitym zakazem aborcji, ale nie jestem. Gdy mama miała w piątym miesiącu ciąży poronienie w toku, on nie chciał jej zawieźć do szpitala, ale ubłagała go i jakiś czas później mnie urodziła (czy moje problemy to wina wcześniactwa?). Niecałe dwa lata później „oficjalnie” mnie porzucił, choć parę miesięcy przedtem podczas jednej z małych uroczystości rodzinnych zaczął mną potrząsać tylko dlatego, że zainteresowałem się jego zegarkiem. Krzyczał: nie będziesz mną rządził!
Już wtedy naznaczał terytorium i walczył nawet z małym dzieckiem. Wieczna spinka pseudomaczo.
Zastanawiające czy jego emocjonalne geny, próby ratowania się alkoholem, czy to nie kwestia, że sam odziedziczyłem emocjonalną, jakby kobiecą psychikę (a raczej to stereotyp bo zgodnie z tym blogiem widać, że bardzo wielu mężczyzn ma takie cechy, tylko musiało ukrywać)?
Inna sprawa, że zdaniem znajomej mama bardzo chciała mieć dziecko – to była pewna zachcianka, kaprys. I wg niej mama kopnęła ojca w kuper i przez to się rozpił bardziej (wiedziałem wcześniej, że ma problemy z alkoholem i mama bardzo się obawia, żebym też takich nie miał).
W ten sposób zaczęło się samotne wychowywanie mnie przez mamę i babcię. Płodziciel przesyłał alimenty, choć nie od razu, bo długo się od nich uchylał. Cóż – przypuszczam, że panie chciały dla mnie jak najlepiej, ale może po prostu się nie bardzo nadawały do chłopca – były, krótko mówiąc, bardzo dominujące, zwłaszcza babcia (i tu przypomina mi się tekst z bloga: „Dominujące matki niszczą swoje dzieci”).
Babcia uważała, że jako do najstarszej wszyscy mają zabiegać o kontakt do niej. Ona nigdy nie inicjowała kontaktu. Była wzorem człowieka, który uważa, że mu się „należy” i egzekwuje to drastycznie. Ba, babcia miała spisaną listę ludzi którzy do niej dzwonią – nie wiadomo jednak czy po to, by się tym chełpić, czy pokazywać innym jak jest lubiana.
Neurotyczność, nerwowość, wysokie wymagania (zwłaszcza co do ocen w szkole podstawowej i gimnazjum, u babci pozostało do liceum włącznie), szantaże emocjonalne i władczość w rodzinie jak sądzę, spowodowały neurotyzm i u mnie, a do tego DDD (również z bloga) – bycie typem bohatera.
Dopisek autora bloga: Przytłaczającą osobowość, która stosowała przemoc psychiczną miała też matka pana Koszałki. O tej historii mamy wywiad tutaj, a wideo tutaj.
C.D. wyznania incela:
Na ogół czuje się gorszy od mężczyzn (możliwe, że to przez brak miłości po stronie matki, brak aprobaty ojca, którego nie było). Mam też lęk przed bliskością, przed odrzuceniem, trochę brak wyczucia sytuacji (krępujące).
Do tego te kobiety to perfekcjonistki – nieraz słyszałem komunikaty w sensie „nie ruszaj, bo zepsujesz!”. Nieważne jakie rzeczy to było to zabraniane. Czy to iść do kuchni, czy gdzie indziej. Potem się dziwić, że dzieciak ma „lewe ręce”.
Nadopiekuńczość, kontrola, zabranianie – nie spowodowały niczego dobrego prócz zostania osobą grzeczną, uległą. W teorii nie są to złe cechy, a jednak nie pozwalają na rozwinięcie pełnego potencjału. Babcia do tego była pedantką, co ewidentnie wiąże się z perfekcjonizmem. Trochę w tym wszystkim jest wojskowa tresura, co nie pozwala na pewno odetchnąć. Człowiek czuje się od dziecka zaszczuty. Aby tylko sprostać wymaganiom innych, a sam się nie liczy (niewolnik, jak w wojsku).
Babcia nawet przyznała, że lepiej jakbym zewnętrznie dobrze wyglądał, niż to jak się czuł (znowu, jakieś to płytkie i próżne, jak u narcyzów).
Sam nabyłem perfekcjonizmu po matce, ale powoli sobie odpuszczam i uczę się wyrozumiałości i współczucia dla siebie.
Tutaj temat na blogu jak pokonać uległość.
Problematyczne były też ciągłe docinki i sarkazmy, jak od babci: „o, o, o, wielki mi nauczyciel”. W ten sposób próbowała wyśmiać moje próby rozwijania siebie w moim kierunku, tak jak moje pasje np. jeżdżenie na turnieje. Zawsze był dla niej problem, że po co, że daleko, że nie dam sobie rady, że wydam pieniądze. Była to nadopiekuńcza pseudotroska połączona z obniżaniem mi wiary w siebie.
Ale czy było tak źle jak może się wydawać? Oczywiście, że nie.
Mama i babcia robiły chyba wszystko, co w ich mocy, żeby mnie dobrze wychować, ale wyszło, jak wyszło. Wydaje mi się, że ciepła rodzinnego też nieco mi przemyciły, nawet całkiem sporo, ale jednak pod tą neurotyczną osłonką.
Po lekturze ŚZ pachnie mi to narcyzmem dominującym, zwłaszcza u babci (potem to jeszcze rozwinę), ale jak wiemy to nie są rzeczy do diagnozowania w internecie, a w poradni do której takie osoby nigdy nie pójdą. Mimo wszystko szkody zostały poczynione, a ja jestem ich ofiarą.
Dziadek zresztą też miewał toksyczne teksty i „dni ciszy”, więc – też pod wpływem ŚZ – uświadomiłem sobie, że narcyzm, czy też rys narcystyczny, lub niedojrzałość emocjonalna przechodzą z pokolenia na pokolenie. Prawdopodobnie chodzi o taki wzorzec, który nie został przez nikogo zatrzymany i możliwe, że ja będę tą osobą dopiero (uświadomioną).
Więcej o narcystycznych rodzinach – tutaj.
Cała kategoria tematów o narcyzmie na blogu – tutaj.
Babcia tradycjonalistka: Chłop bez prawa jazdy to nie chłop. Kobiety rodzą, więc dajcie im przywileje!
Wychowywany byłem też, zwłaszcza przez babcię, w starodawnej kindersztubie. Do końca życia (zmarła, gdy miałem 24 lata) stosowała archaiczne standardy, mówiła np. że „co to jest za chłop bez prawa jazdy” – sama bardzo lubiła prowadzić auto i może wymagała tego samego od innych – chociaż pod koniec życia zluzowała z tym tekstem. Jak typowa narcyzka była hipokrytką, ponieważ popierając tradycyjne role płciowe powinna mieć zakaz prowadzenia samochodów i wypowiadania się publicznie. Mimo tego szczyciła się tym i nie była „skromnie kobieca”, jak chcą tradycjonaliści.
Popierała także nierówny wiek emerytalny ze względu na płeć, bo „kobiety rodzą dzieci” i koniec. I oczywiście „bo mężczyźni są silniejsi” (a ci niezbyt silni do piachu, czego byłem ofiarą i nie byłem tolerowany). Pamiętam jak kiedyś się popłakałem z jakiegoś powodu – rozjuszyło ją to bardzo. Płacz u mężczyzny jest zabroniony dla osób narcystycznych. Empatia zerowa. Tylko sama wściekłość i śmiech w rewanżu.
I znowu temat na blogu: emocjonalni mężczyźni pogardzani przez kobiety.
Babcia nie wyobrażała sobie kobiety niebędącej matką – to a propos bezdzietnych, których przywilej emerytalny dotyczy. Wiedziała swoje i popierała tradycyjne role płciowe bez żadnej dyskusji. Świętość.
Zatem czy to pomogło w wychowaniu mnie? Wcale, wręcz przytłoczyło i obniżyło moje możliwości. Patrząc na tego bloga i wpisy – całkowita racja.
Piszę o tej kindersztubie w kontekście tego, że i babcia, i mama ugruntowały we mnie służalcze podejście do kobiet, że muszę je traktować z nadmiarowym szacunkiem, czyli że nawet gdy kobieta mnie uderzy, ja jej nie mogę oddać, bo jest kobietą.
No i przez władczość babci praktycznie nie miałem prawa okazywać złości, gniewu, uderzyć ręką w stół. Byłem grzeczny, bierny i wycofany z powodu agresji którą odczuwałem na sobie. Ciężko również o asertywność i walkę o siebie.
Zresztą raz zrobiłem to ostatnie i jednocześnie mama i babcia na mnie ryknęły. Miałem się wycofać. Byłem nie raz porównywany „in minus” do innych ludzi. Tak więc czuję się wykastrowany emocjonalnie i dużo biorę na rozum, bo tak sobie było w domu z przyzwoleniem na emocje (jak bohater DDD). Można powiedzieć, że całą energię wypartych emocji skumulowałem na łamigłówki i intelekt, żeby choć z tego czerpać wartość.
Jednak czy emocje mam? Mam. Różne. Zgodnie z tezą bloga trzeba łamać tabu mężczyzn, którym wmawia się, że jedyne co mogą czuć to z trudnych emocji to gniew.
Relacje incela z dziewczynami
Dlaczego piszę o tym neurotyzmie? Ano moim zdaniem to główna przyczyna tego, jak mi wychodzi w relacjach z kobietami, a właściwie to… nie bardzo wychodzi. Od czasów gimnazjalnych miałem sporo powierzchownych niestety relacji z dziewczynami, gadu-gadu szło dobrze, ale nieśmiałość (spowodowana tym neurotyzmem) i pewien opór przed dotykaniem innych nie pozwalały mi dalej zamieniać tych koleżeństw/przyjaźni w związki. W liceum – istny kocioł. Miałem kilka wrogiń. Były dla mnie opryskliwe, nie akceptowały mnie takiego, jakim jestem. Jedna z nich (nazwijmy ją A), zresztą wydająca mi się bardzo zaborcza i zazdrosna o swojego chłopaka, obecnie męża, wyrzuciła mnie ze znajomych na Facebooku i dłuuugo była na mnie cięta za mój jeden lajk jakiegoś komentarza.
Druga (niech będzie B) – słodkopierdząca, ale i oschła, zwłaszcza wobec mnie. O coś się poróżniliśmy na wyjeździe integracyjnym i tak zostało do końca, przynajmniej z jej strony.
Trzecia (C), udająca córkę mafiosa, traktowała mnie wyraźnie per nogam, nie lubiła raczej grzecznych intelektualistów, taka „samica alfa”, lubiana chyba zresztą przez większość klasy (może też się jej bali i tylko dlatego tak mówili), choć raz się jej postawiłem i uległa. Tuż po maturze mnie oczywiście wywaliła ze znajomych na Fejsie, może to i dobrze, że ją bloknąłem – jeszcze by się o mnie zaczęła starać po wyszumieniu się i zejściu z cock carousel 😀 Ona nawet ripostowała moje życzenia. Co prawda nie były wyszukane, ale obśmiała je, a ja nic z tym nie zrobiłem. Była więc „intimidating”, nastawiona na drwinę. Ja chciałem zawsze, by każdy miał dobrze w życiu, a nie żeby ludzi gnębić.
Mój masochizm i niska samoocena oczywiście na ogół przyjmowały postawę uległą do niej, co mogłem nazwać zauroczeniem, ale po uświadomieniu sobie przez Świadomość Związków to po prostu ta niska samoocena, zazdrość o rozchwytywanie, zauważenie w niej wzorca matki która również na mnie „hukała”, no i oczywiście uroda.
Była jednak i dziewczyna (D), która może nawet mnie kochała, w każdym razie traktowała lepiej niż innych. Nawet jak wracaliśmy razem pociągiem ze szkoły, to położyła mi głowę na ramieniu. Ja ją lubiłem jako koleżankę, ale nic więcej do niej nie czułem, a nie chciałem być w związku z kimś, kto mi się nie podoba (czułem, że mentalnie i intelektualnie też jesteśmy raczej w różnych światach). Czasem z perspektywy czasu widzę, że kto wie, czy to nie był błąd (a może to ta moja melancholiczna zaduma?).
Z inną dziewczyną z klasy (E), której może też nie byłem obojętny, miałem relacje… no, niejednoznaczne. Z jednej strony wspominała o mnie na swoim blogu związanym z modą (i to tak raczej ciepło), z drugiej – czasami unikała mojego towarzystwa, nie chciała ze mną zatańczyć na studniówce (nawiasem mówiąc, przekonałem się podczas prób zapraszania na nią, że i mało atrakcyjna dziewczyna (F) potrafi być wymagająca pod płaszczykiem „tradycjonalizmu”), choć i były momenty, że traktowała mnie milej. Zresztą nieraz też głośno śmiała się z moich żartów.
Miałem też mały romansik z jeszcze inną z klasy (G) – przez internet było bardziej „romansowo”, choć na żywo w szkole traktowała mnie „zwykło” (dopisek autora strony: bo nie zadziałałeś, a biernie oczekiwać mogą zwykle tylko kobiety).
W swojej naiwności chciałem zdobyć podobającą mi się jeszcze inną koleżankę (H) z klasy LO prezentem na urodziny – ona grzecznie podziękowała, ale nic poza tym. Jeszcze ją objąłem, ale ona nie „odobjęła”. Po lekturze bloga odkryłem w sobie wtedy naturę beta providera, zwłaszcza wtedy pomyślałem sobie o tego typu sytuacjach. Głupio mi było przyznać się przed samym sobą, że zabiegałem o sympatię, czy też akceptację koleżanek, może i kolegów, a mało co z tego wychodziło. Nie akceptując siebie, bo nie akceptowano mnie w domu – szukałem tego na zewnątrz. W młodszych czasach (gimnazjum) miałem wielu dokuczaczy i nie pozwoliło mi to też osiągnąć pełni siebie. W liceum z kolei kolejny pedant perfekcjonista chciał mnie zmieniać, bo mój charakter mu się nie podoba. Cały czas ludzie chcieli mnie zmieniać na swoją modłę.
Wróćmy do dziewczyn.
Początek studiowania też przyniósł mi szansę na związek, której zahukany wtedy nie wykorzystałem, bo nie znałem się na kobietach (bo i skąd miałem znać?). Jedna z koleżanek okazywała to, że jej się podobam, pisząc do mnie m. in. „pączusiu”, „przystojniaku”, powiedziała raz do mnie „przystojniak” – zresztą widziałem jej ojca i wydaję się do niego podobny, zwłaszcza fizycznie (i znowu wiedza z bloga, czyli wzorce rodzinne, podobieństwo do rodziców wybranki).
Kiedyś wbiłem na jej urodzinową imprezę, ona chciała sprawdzać, czy jestem o nią zazdrosny, obściskując się (ostentacyjnie) z innymi chłopakami. Wtedy też się trzymałem w kupie ze swoją grupką, w której była i ona. Nie sądziłem jednak, że (tu się może kłania jakiś narcyzm uległy, wrażliwy, cichy, lub bardzo niskie poczucie własnej wartości wszczepione w domu) jestem jej godzien. Zresztą pewnie i tak związek by nie przetrwał próby odległości – mieszka obecnie z granicą, chyba i ze swoim chłopakiem.
W czasie studiowania poznałem też wiele innych koleżanek, z niektórymi współpracowałem przy projektach. Jedna z nich była ambitną perfekcjonistką, wymagającą, potrafiącą skwitować nie do końca słusznie, że „moje poprawki to jakiś żart” czy czepiać się nieznajomości czegoś, o czym nie słyszałem i nikt inny nie słyszał. Co ciekawe, gdy jej o tym mówiłem, odpuszczała. Tylko się mnie kiedyś spytała zdziwionym tonem „wykluczasz narzeczeństwo?”, gdy powiedziałem coś w sensie, że nie chcę się oświadczać (tu widzę w sobie odnajdywanie wspólnego języka z Red Pillem…).
Parę razy odprowadziłem inne koleżanki do domu – jedna mi za to podała rękę/przybiła piątkę, jedna mnie czule objęła. Przewinęła się też jedna taka, której chyba zaimponowałem czymś, w każdym razie zwróciła na mnie uwagę, pisała, że chciałaby być taka mądra i ona egzamin obleje, a ja pewnie dostanę piątkę. Byłem u niej w domu, uczyliśmy się razem do egzaminu, ale myślałem, że do czegoś jednak dojdzie – na pożegnanie tylko podawała mi rękę. Może wtedy kogoś już miała? Możliwe, zważając na to, że jest teraz mamą (autor bloga: a może znowu nie wykorzystałeś okazji na eskalację dotyku, czy bliższego zapoznania sam na sam?).
Gdy zacząłem kolejne studia – miałem wtedy 21 lat – poznałem dwie dziewczyny z prowincji. Sympatyczne i znajdowałem z nimi wspólny język, zresztą po wakacjach komentowały, że schudłem. Jedna z nich została moją przyjaciółką i to jedna z nielicznych, może nawet jedyna, dziewczyna, z którą łączy mnie w miarę stały kontakt. Byliśmy we dwoje na wycieczce, chcieliśmy razem wystartować w teleturnieju. Mogła coś, kurczę, do mnie czuć, ale ja do niej nie czułem. Lubiłem ją, ale irytowałem się jej infantylizmem.
Fizycznie też nie za bardzo mnie pociągała, jednak pewnego razu, gdy przyjechała do mojego miasta, spróbowałem ją pocałować w usta, ot, żeby się w końcu przemóc i jakoś tam zrobić minimalny krok w dobrą stronę. Nie była to zanadto udana próba, ale byłem/jestem z siebie trochę dumny, że się przemogłem. Kosztowało mnie to psychicznie sporo. Zresztą pewien kontakt fizyczny, ale – że tak powiem – niezbyt głęboki zainicjowała i ona. Też momentami żałuję, że jej nie wziąłem do związku/seksu, ale raz, że była religijna (z chłopakiem wcześniej była 4 miesiące i mówiła, że rozstali się, bo ona ma podejście prorodzinne, a on – prokarierowe), dwa, nie chciałem być z kimś na siłę, tym bardziej że by mogła się do mnie przywiązać i bym mógł ją bardzo zranić i stworzyć (znowu kłania się ŚZ) toksyczną rodzinę, gdzie wychowywałbym i dzieci, i ich matkę.
Obiektywnie jednak widzę, że dość dobrze byśmy pasowali do siebie jako para, chyba jeden z najlepszych matchów w moim dotychczasowym życiu. W tym czasie wyraźnie spodobałem się uczennicy, której udzielałem korków z matematyki, ale chyba mama to ukróciła, bo lekcje były dwie, panna – a może mama w jej imieniu – wykpiła się zwolnieniem lekarskim i pas.
Matka incela ciągnęła do toksyków, a toksyk gnębił jego
Z relacji innych wiem, że mama nigdy nie chciała być sama (desperatka) i brała sobie nawet trudnych, toksycznych mężczyzn, aby tylko byli – jej były mąż miał problemy psychiczne, śledził ją jeszcze przez ładnych kilka lat, wynajmował do tego ludzi, aż dał sobie spokój, a kiedyś udostępnił na Fejsie jedno ze zdjęć mamy z jej profilu.
Ogólnie możliwe, że odziedziczyłem to po niej i ciężko mi o normalną relację.
Potem nastał mój ojciec, a podobno poświęciła swoje życie związkowe przez kolejnych naście lat po to, żeby mnie wychować. I wychodząc z założenia, że nie ma już czasu na miłość, zaczęła po mojej maturze szukać na portalach randkowych. Aż trafiła na wdowca z nastoletnią córką. Z początku zwodził mamę, „mówił zagadkami” (manipulował). Mnie chyba raczej nie za bardzo polubił (również powiedział że jestem dla niego niemęski, ale nie wyjaśnił), choć pierwsze ok. dwa lata tylko się spotykali – piszę tak, bo wprowadził się wraz z tą córką do mieszkania, w którym razem z mamą jako student przebywałem. Wtedy się zaczęło. Pierwszym symptomem nadchodzących represji było to, że chciał mnie zaprowadzić na pewien zlot, a mama czekała na mnie tak długo, aż nie wyjdę.
On przede wszystkim nie u siebie zaprowadzał swoje porządki (dyktator): sugerował mamie co ma ze mną robić, nieraz jego córka przebywała w łazience po ponad dwie godziny i przez to nie można było wejść się załatwić ani umyć, chciał mnie też eksmitować praktycznie bez powodu, wyrzucił za sedes tabliczkę z moim imieniem wiszącą na drzwiach pokoju, krzyczał, obgadywał mnie do mamy, stosował inne psychiczne represje pod pretekstem tego, że „nie szanuję matki” (gdy tylko jej się lekko sprzeciwiłem czy powiedziałem, że zrobię coś później). Jeździł też po babci (może i trochę racji miał, ale np. nigdy się babci nie przedstawił).
Także w początkach tej story dwa czy trzy razy (na pokaz, realnie?) z mamą zrywał, ale ona tak się starała, żeby on wrócił, że to robił. Mama była mu wdzięczna za to, że zbudował ją psychicznie, choć moim zdaniem przez to stała się wulgarna i bardziej wiedźmowata. Ot, taka „terapia” agresją (nieskuteczna).
Podobnie wobec córki – żeby ją uodpornić, np. zwracał się do niej „śpij śmieciu”, a ona mu na to „morda, psie”. Po jego śmierci mama mówiła, że też trochę zazdrościł, że nie ma ona ze mną takich problemów, a on ze swoją ma. Co do moich związków – sugerował mi, żebym szukał związku na portalu ogłoszeniowym (nawet nie randkowym – bez zdjęć), ew. koleżanki, żeby „miał mnie kto pochować”. Mama to oczywiście zachwalała jako wyraz życiowego rozsądku.
Piszę o tym w kontekście nie tylko toksycznego wzorca matczynych relacji – może to przez to nie ufam kobietom i innym też? – ale i kolejnego jej związku. Tuż po śmierci zaczęła natychmiastowe poszukiwania nowego partnera. I znalazła. Rzekomo inteligentny, mądry, z dobrej lekarskiej rodziny. Jak go pierwszy raz poznałem, nie wzbudził we mnie szczególnych podejrzeń, ale gdy raz wtrącił, że „muszę dać przyjemność swojemu penisowi” (jak to określił), poczułem się, jakby wszedł z butami w moje ciało. Określiłbym go dość typowym bluepillowcem i SIMP-em zakorzenionym w dawnych czasach, mało przystosowanym do współczesności i stosujący standardy sprzed lat, też w sprawach damsko-męskich, taki erotyczny cyborg.
Swatanie z patolą
W pewnym momencie podczas rozmowy wpadł na pomysł szukania mi kobiety przez Internet, wychodząc z założenia, że jak to jest, że „taki fajny chłopak nie ma dziewczyny”. Zaczęło się. Na tym samym portalu, o którym wcześniej pisałem, słał ogłoszenia w moim imieniu o tym, kim jestem, ile mam lat. Tutaj czytelnik mógłby się spytać, że jak to, mam już 25 lat i on robi to w moim imieniu – odpowiadam: brałem to z początku jako pewną zabawę, zaspokojenie ciekawości. Znalazł mi takiego kobietona z tatuażami – blondynka obcięta na zapałkę z tatuażami, no wyglądającą totalnie jak facet. Nie podobała mi się, bo nie jestem homo i nie preferuję „męskich” kobiet, ale też napisałem do niej (co tam…), ona odpisała i myślałem, że coś z tego będzie, na szczęście szybko się to skończyło.
Nawiasem mówiąc, on nie uznaje jakiegokolwiek wybrzydzania (narzekanie niemęskie, wiadomo, bierz padło i nie marudź), chciał mnie namawiać na seks z tym kobietonem, oczywiście musiałbym go załatwić we własnym zakresie, czyli był jak taki szef, który rozlicza z efektów.
Jakby mi zaproponował nawet taką bezzębną, czy która nie myje zębów -1/10, mam ją brać, bo póki nie znajdę tej swojej wymarzonej, mam się spotykać z nią.
Szczytem wszystkiego była zupełnie nieudana randka z taką patolą, którą też mi znalazł (mówiła o jakimś tam byłym, że skąpiec – po lekturze ŚZ potwierdza się lampka alarmowa wspomniana tu: https://swiadomosc-zwiazkow.pl/techniki-ponizania-mezczyzn-przez-kobiety/) i chciał aranżować tę randkę (!!!), ja się nie zgodziłem na „jej” (właściwie to chyba jego) termin – byłem wtedy na wycieczce – i on chciał przeforsować i tak, bo wychodził z założenia, że jak mam zwiedzać kraj, to żebym poznał dziewczynę i żebyśmy razem ten kraj zwiedzali, a nie żebym się zajmował durnymi wycieczkami.
Gadaliśmy nawet z tą patolą parę dni przed tym spotkaniem, przez telefon i Messenger i nie było aż tak źle. Przed randką kupiłem (ech, beta frajvider, wiem, tak mnie mama wychowała, żebym stawiał dziewczynom kawę, lody…, ale dopiero od niedawna z tego wychodzę) po małym upominku dla niej i dla młodszej siostry, o której wspominała. Pojechałem do jej miasta, czekam na nią, ona się spóźnia prawie godzinę. Przytulas, ona proponuje piwo w parku, ja dziękuję i idziemy na miasto. Ona ma mnie w dupie, bo wkłada sobie w ucho słuchawkę, bo „lubi muzykę”. I tak ją prowadzę przez miasto jak worek kartofli, no i zachodzimy do kafejki.
Ona nie chce ze mną wejść, bo chce na chwilę iść na papierosa czy tam z mamą/siostrą porozmawiać. Wychylam się z tej kawiarni, coś sobie zamawiam i jej nie widzę. Czekam tam znowu z godzinę, może trochę krócej i po namowie kumpla, któremu też o tym spotkaniu pisałem, w końcu kończę randkę, wychodzę z lokalu i się ulatniam – jadę z powrotem do swojego miasta.
Jak ona się o tym dowiedziała, wpadła w szał, że ją wystawiłem do wiatru, ja jej wtedy proponuję inny termin, a ona dalej rzuca wulgaryzmami i melduje partnerowi mamy, że ze swoim zachowaniem nikogo nie będę miał. Oni się podobno ostro wkurwili, dopiero gdy wyjaśniłem im całą sytuację, uspokoili się. Niesmak pozostał na długo o tyle, że jeszcze parę dni potem wysłała mi esemes o mniej więcej takiej treści: „Chuj Ci w dupę nie będziesz mnie wystawiał” i na tyle, że przez pewien czas bałem się przejeżdżać przez jej miasto, żeby ona nie wsiadła przypadkiem do pociągu z jakąś bandą jej kolesi i mnie nie rozpoznała.
A tutaj tekst na blogu o tym jak kobiety nasyłają mężczyzn, by stosowali przemoc.
Parę miesięcy później partner mamy rzucił w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia do mnie: nie chcesz sobie pociupciać??? Mężczyzna jesteś! (No nie rzucił, nawet ryknął). O tej przyjaciółce (mama się wtedy wygadała) powiedział: „bierz, póki ciepła”.
I znowu hejt od niskiego testosteronu, mimo, że zbadane mam w normie
W tym czasie byłem w krótkim związku (tak to nazwę) z dziewczyną poznaną też przez net (Randki na Facebooku). Najpierw sobie sporo pisaliśmy, mówiła, że odpisała mi ze względu na wzrost (ona ma 177 cm, ja 190 i pasowało jej, że jestem chociaż 10 cm wyższy), potem gadaliśmy, i przez Messengera, i przez telefon. Gadaliśmy długo, były czułości przez telefon, mruczenie, pieszczotliwe słówka. Jednak w pewnym momencie chyba zaczęła mną manipulować – że podobno powtarzam to, co wcześniej powiedziałem (i że ona nie wie, czy mi wybaczy, czy nie wybaczy tego), spytała, czy mam problemy z kobietami (bo mieliśmy zaplanowane spotkanie na 1 stycznia, które odwołała – i to był dla mnie pewien cios, choć wiem, że była wtedy w pracy – i poprosiłem ją, żeby zaproponowała inny termin, może troszeczkę za ostro) i wytknęła mi niski poziom testosteronu, za co potem przeprosiła (mam w normie, zbadane).
Zdaję sobie sprawę, że trochę za dużo przedtem o północy 1 stycznia wypiłem, co chyba ona wykorzystała na dalsze manipulacje. W końcu wyszło szydło z worka, odsłoniłem się jej i zakończyłem relację. Fakt, że to pierwsze to zdecydowanie nie alfa, ale też dzięki ŚZ tę relację zerwałem, bo czuję, że ta dziewczyna urywała mi jaja – za poradą jednego z tekstów z bloga zerwałem z nią. Potem parę razy do mnie pisała teksty typu „Mam ciągle w głowie to, co mi ostatnio powiedziałeś”, ale to tak zaczepiająco, żeby sprawdzić, czy na nią zareaguję – i guzik. Chciała mi też wmówić słowa, których nie powiedziałem. Przez pewien czas odchorowywałem tę relację, ale potem do siebie doszedłem. Nawiasem mówiąc, ta dziewczyna jest psychologiem, nie wiem jakim, ale manipulantką – pierwszorzędną. Wygląda(ła) na indywidualistkę-wampa. Zresztą pisała też, że zawsze może wrócić do swojego ex, z którym była dwa lata.
Aż strach mnie bierze, co by było, jakbyśmy mieli razem dzieci (a chciała)…
Profesurka
Kilka miesięcy później, w przeddzień nagrania telewizyjnego i dwa dni przed, czatowałem z dziewczyną chyba podobnie niedojrzałą, narcystyczną i zupełnie niestabilną: jednego dnia podobało jej się moje poczucie humoru, hobby, czuliśmy flow, a drugiego uznała, że jest ono czerstwe i rzuciła wykładem jak rasowa pani profesor, która poucza uczniaka który nic nie wie o życiu. Oczywiście usunąłem parę, bo nie dało się tych sprzeczności ogarnąć, a chwalenie na zmianę z krytyką nie pozwala na odnalezienie spokoju (ona zapewne też w środku to kłębek frustracji, bo zbyt się sili na udowadnianie komuś swojej wyższej pozycji). Oto co mi napisała po zwykłym przeproszeniu:
A tutaj jak pisała, że przebija większość ludzi IQ. Mam dużą podatność do przyciągania takich narcyzów jak u mnie w domu:
Artykuły na blogu o narcyzmie pokazały mi, że zagroziłem swoimi zaletami jej dominującej pozycji, stąd zaczęła rywalizować ze mną, by pokazać mi moje miejsce w szeregu. Nie ma zdziwienia, że taka kobieta jest sama, ponieważ uległych mężczyzn nie lubi, ale z dominującymi walczy o prym w relacji, bo musi być na świeczniku.
Podrywanie mnie przez starsze narcyzki pasuje do blogowej historii Asi Argento, która również wolała młodszych.
Dostałem też wiadomość od znajomej z fb, matki z bombelkiem, jaki to nie jestem wyjątkowy i że może się spotkamy, ale jak odpowiedziałem, to po ptokach. Mimo wysłania wiadomości nawet nie odczytała jej od 9 miesięcy. Wcześniej twierdziła, że oglądała moje teleturnieje, pasje, wszystko.
Dopiero ostatnio pojawiła się znajomość na jako takim poziomie – pierwsza randka z własnej nieprzymuszonej woli, ja przyjechałem, dziewczyna przyszła (parę lat starsza ode mnie) i było bardzo miło, choć ona chyba szukała bardziej znajomych/kolegów.
Podsumowując: mam całkiem spore doświadczenie z zapoznawaniem, jakiś tam (niby-)z wiązek się przyplątał nawet, ale pomimo moich 27 lat żadna nie skończyła się jeszcze seksem.
Czasem ubolewam nad straconymi okazjami i nad tym brakiem doświadczenia w sypialni (są jeszcze prostytutki…), chociaż mam świadomość, że to niewiele pomoże i lepiej rozwijać siebie 🙂
Wymarzona dziewczyna
Inteligentna, spokojna, bez pociągu do wielu luźnych relacji seksualnych, bez uzależnień. Chcę by szanowała moje pasje i dała mi pewną autonomię. Wiele osób nazwałoby mnie samcem beta, ale po lekturze Świadomości Związków jasnym jest, że są to zalety u mężczyzny, który jest dobrym przyjacielem, partnerem, mężem, ojcem, jak również produktywnym członkiem społeczeństwa któremu nie szkodzi – jest również pacyfistą. Osobiście nie nadaje się do wojska i cudem dostałem kategorię D.
Oczywiście przez brak pewności siebie i agresywnej seksualnie energii dużo trudniej zdobyć dziewczynę, szczególnie gdy do wyboru zostały na rynku matrymonialnym kobiety gorszej jakości, jeszcze bardziej bierne niż ja, bez empatii, z problemami, czy też wzorem mężczyzny raczej tym toksycznym, niż pokojowym. Gdybym był kimś myślącym penisem, agresywny seksualnie to jakieś bym dziewczyny miał… ale jakie? I nie byłby to związek o jakim marzę.
Małe słowo od autora strony
Jak widać bohater tego tekstu nie jest na najgorszej pozycji, mimo, że do dzisiaj nie ma sukcesów z kobietami. Jest inteligentny, dobry, miły, pomocny. I ma 190cm wzrostu, co wiele kobiet uzna od razu za plus nad innymi mężczyznami. Brakuje mu jedynie pewności siebie z powodu wychowania w takiej, a nie innej rodzinie. Brakuje też zadziorności i inicjatywy, czego można się nauczyć, ale nawet nie trzeba gdyby miał tylko szczęście i spotkałby dziewczynę, która miałaby podobny do niego charakter i tworzyliby spokojny związek. Tutaj miał pecha, bo nie spotkał takiej. Może jeszcze żarciki i poczucie humoru są lekko do skalibrowania (nie na siłę). Mimo wszystko to od mężczyzny oczekuje się by przełamywał bariery kobiety, by wyszedł z inicjatywą czy to randki, czy dotyku, czy pocałunku, czy zaproponowania czegoś „szalonego”, więc do poprawy nie ma aż tak dużo jak można sądzić.
Krok po kroku, przełamując się mogłoby wszystko stać się frajdą.
Niestety mimo wychowania w sposób tradycyjny nie gwarantuje to posiadania takich cech, ponieważ nie każdy człowiek pasuje do takiego schematu. Taki schemat może zaszkodzić. Efektem są tacy mężczyźni jak ten z mojego tekstu. Można czytać pierdoły typu „bądź toksycznie męski i jest to okej”, a potem wychodzi, że synów mają straumatyzowanych.
Pamiętajmy, że ogrom mężczyzn kwalifikuje się do miana samca beta i nie powinna być to obraza. Beta jest dobrym ojcem, przyjacielem, partnerem. Po prostu brakuje mu pewnych cech, które dają emocje i szacunek – głównie wśród ludzi kochających agresję. Mimo wszystko jest to człowiek dobry i taki w społeczeństwie odgrywa bardzo ważną rolę. A że ma wady? Każdy ma wady. Samcy alfa również, tylko z trochę innej strony. Ideałów nie ma.
Czy wychowanie z ojcem zmieniłoby wiele?
Niekoniecznie, gdyż łagodny ojciec mógłby dać pewność siebie, akceptację siebie jako chłopca i mężczyzny, co dałoby lepsze samopoczucie i produktywność, ale charakteru by nie zmieniło.
Z kolei ojciec tresujący, agresywny, toksyczny i dominujący (typ wojskowego lub sebka z ulicy) mógłby jeszcze bardziej zniszczyć syna, niż podobnego typu matki, które chociaż czasem dawały ciepło. Taki ojciec by nie dawał tego, bo wychowany w tradycyjnych rolach płciowych zostawiałby takie rzeczy kobietom.
Niestety ojcowie bez empatii nienawidzący słabości jeszcze mocniej wstydzą się synów, którzy nie pasują do ich ideału macho. Dlatego jest między nimi wrogość, a syn cierpi i nie wierzy, że w ogóle będzie pełnoprawnym mężczyzną. Problemem jest też przemoc ojca wobec syna, a syn nierzadko jak już zdobędzie siłę to potem się na nim mści. Po prostu się nienawidzą.
Z dwojga złego lepiej, że takiego ojca nr 2 nie było.
Czy udawanie bad boya zmieniłoby coś?
Niejeden chłopak który nie ma powodzenia zaczyna upatrywać swoich szans w byciu złoczyńcą. Frustracja, kompleksy i niepowodzenia każą nienawidzić w sobie dobrej cząstki, tej moralnej, kulturalnej i łagodnej. Taki mężczyzna zaczyna sądzić, że to właśnie jest przyczyna jego problemów. Może nawet ktoś mu wmówił takie rzeczy poniżając słownie, czy fizycznie (mógł zostać ofiarą przemocy – głównie wyzwiska od „bab”).
W takiej sytuacji przez wąski pryzmat łatwo zauważyć, że jakaś patologia ma kobiety, a nawet Trynkiewicz zdobył żonę za kratami. I że to są „prawdziwi mężczyźni” i „prawdziwa męskość”. Problem w tym, że to niczego nie udowadnia i nie rozwiązuje.
Niektórzy PUA również próbują wmówić, że należy udawać kogoś kim się nie jest, albo manipulować, ale to jest skuteczne na jednorazowe numery, jeśli ktoś jest aktorem, manipulantem i nie ma z tym problemu.
Udawanie kogoś kim się nie jest jednak wyczerpuje. W związku i tak prawdziwa osobowość wyszłaby po czasie mimo uczenia się manipulacji, kłamstw i udawania. Wchodzenie na ścieżki patologii rani siebie, lub innych. Oczywiście można by było w takiej sytuacji przyciągnąć jakieś patologiczne, łatwe, zakompleksione, lub głupie dziewczyny z problemami wyniesionymi z domu (również brak ojca, lub ojciec patologiczny) ale ostatecznie nie byłaby to jakość której realnie szuka zagubiony mężczyzna.
Pamiętajmy, że dużo kobiet z trudnymi doświadczeniami zaczyna „karierę” prostytutki. Tylko czy tego chce taki mężczyzna? Tak w głębi? Nie.
Więc nie, nie jest to dobra droga i na pewno nie przyciągnie kogoś kto będzie pasować do jego charakteru. Udawanie i fałsz da rezultat oparty na tym samym – fałszywy sukces, fałszywą miłość, fałszywe pożądanie. Wszystko to rozpada się z hukiem po czasie i nierzadko rani dwie strony (jedną na pewno, tą oszukaną). Nie będę tego promował jako autor strony o rozwijaniu się i negowaniu tego co toksyczne, dyskryminujące i dające prymitywizm społeczeństwu.
Zaprezentowanemu dziś incelowi nie brakuje cech toksyka – bad boya, ale raczej pewności siebie i inicjatywy. Niejedna sytuacja które miewał z dziewczynami mogłaby się skończyć milej i wcale nie musiał być przy tym chamem.
I to by było na tyle. Polecam jak zawsze kontaktować się ze mną jeśli masz historię, temat, czy chcesz przeanalizować siebie w podobnym stylu jakim są pisane tutaj artykuły.
Do następnego 🙂