Męskie problemy emocjonalne? Tchórze, agresorzy, pierdoły. Radio Olsztyn i eksperci
Wysłuchałem audycji z Radia Olsztyn (Porozmawiajmy o życiu – samobójstwa mężczyzn) i chciałem się podzielić z wami tym, jak zinterpretowałem ją. Pokazała ona, że świadomość problemów mężczyzn (w tym emocjonalnych) nawet dla ekspertów jest ŻADNA. Jeśli eksperci tak mało wiedzą, to jak ma wiedzieć o tym zmanipulowane społeczeństwo (choćby wmawianiem o uprzywilejowaniu mężczyzn) i poprawnie reagować?
Na początek wspomnę pozytywnie o pani redaktor Kindze Grabowskiej, która była bardziej otwarta, bardziej empatyczna, zadawała celniejsze pytania, więc była po prostu – przygotowana.
Całe szczęście, że próbowała „wetknąć kij w mrowisko eksperckie”, zauważając, że „mężczyźni też mają uczucia.” Niby nic odkrywczego, ale dla wielu nie do pomyślenia, a nawet jak do pomyślenia to nic sobie z nich nie robią, czy wręcz mają do nich negatywne nastawienie.
Sama audycja wstępnie została źle zrozumiana przez środowisko, ponieważ byliśmy poinformowani, że chodzić miało w niej o męskie problemy (w tym przyczyny męskich samobójstw). Jednak chodzić miało jedynie o męskie emocje i uzyskanie odpowiedzi na pytanie dlaczego tylu mężczyzn jest zamkniętych w sobie w tych tematach (nie sądźcie, że eksperci znali odpowiedź na to pytanie). Dzwoniący do studia ludzie wypowiadali się zatem o problemach – głównie o alienacji rodzicielskiej po stronie matek, patologiach sądowych, czy rosnących oczekiwaniach społecznych wobec mężczyzn, którzy nie dają sobie z nimi rady i są pogubieni w sprzecznych wzorcach tego kim powinien być mężczyzna. Było też kilka wzmianek o fałszywych oskarżeniach kobiet np. o molestowanie dzieci przez ojców i mimo, że ci ojcowie zostali zbadani psychologicznie, nie było dowodów na ich przestępstwa, to i tak im nie uwierzono. Cóż, typowe działania sądów rodzinnych w Polsce, gdzie ojciec to rodzic drugiej kategorii…
Ale do rzeczy…
Spis treści
- 1 Eksperci obrażają mężczyzn z problemami od pierdołowatych tchórzy
- 2 Mężczyzna opisuje problemy – frustrat! Pewnie ktoś go skrzywdził (naprawdę?). Zamiast współczucia i pomocy – wyzwiska, sarkazm, arogancki uśmiech, machnięcie ręką i obwinianie
- 3 Kolejna część problemu – wyśmiewanie przemocy wobec mężczyzn
- 4 Systemowe problemy mężczyzn wymienione przeze mnie przed audycją
- 5 Podsumowanie. To nie wspieranie kobiet i nie feminizm buduje silne społeczeństwo, a niestety w tym kierunku zmierzamy
- 6 Link do audycji
- 7 Wpisy powiązane:
Eksperci obrażają mężczyzn z problemami od pierdołowatych tchórzy
W audycji już na samym początku wywołany został skandal i powiedziany zostały słowa, których obaj panowie powinni się wstydzić. Pomijam brak solidarności z mężczyznami (niektórzy słuchacze dosadnie nazwali ekspertów zdrajcami), brak empatii do innych mężczyzn, być może próbę zagrania „samców alfa” przy redaktorce („hoho my nie mamy problemów, a oni mają – cieniasy!”, „my wiemy kim jest prawdziwy mężczyzna i tylko my!”). Ale tak jak panowie spłycali tematy problemów mężczyzn było skandaliczne. Bardzo źle się tego słuchało znając temat (i wy go znacie, jeśli regularnie czytacie moje artykuły).
A teraz klucz programu.
Terapeuta Robert Banasiewicz stwierdził, że samobójstwa mężczyzn są wynikiem ich „pierdołowatości” (konkretnie takie padło słowo).
Prób wejścia, czy wczucia się w sytuację mężczyzn nie było.
Człowiek, którego dotknęły problemy, lub choroba emocji ma ograniczone możliwości działania. Nie ma energii, wiary, nadziei i nie widzi rozwiązań swojej sytuacji. Może dodatkowo siebie nienawidzić co wzmacnia jego izolujące się zachowania (w tym długi sen, brak kontaktu z ludźmi, tym bardziej tymi, którzy go nie rozumieją i potępiają). Jeśli on niewiele robi często słyszy „leń”, „nie chce mu się”, „udaje” i „co to za mężczyzna” – jeśli tej płci to tyczy.
To nie pomaga ani trochę, bo społeczeństwo potrafi jedynie stawiać oczekiwania. Ale jesteśmy na tym etapie rozwoju ludzkości, że musimy w końcu zrozumieć na czym to polega i do takich sytuacji nie dopuszczać.
Rodzic, który w taki sam sposób będzie traktował swojego syna – zniszczy go. Partnerka zniszczy związek, zamiast pomóc swemu mężczyźnie wyjść z problemów, a do tego może pogłębić jego problemy. Przyjaciel straci przyjaciela. Społeczeństwo straci potencjalnie wartościowego człowieka, lub… stworzy potwora (których przecież wśród płci męskiej wymienia się wielu?). Takie są efekty poniżania i krzywdzenia. Taki jest też mechanizm produkowania socjopatów…
Sam terapeuta przekazuje potępienie i pogardę do męskich problemów, czy słabości – niżeli wsparcia i zrozumienia, które zawierały się w motywach audycji.
A przecież męskie problemy są złożone, trzeba się do nich dokopać, a nie tylko spoglądać na sprawę tak płytko…
To co jest prezentowane to stygmatyzacja i powielanie krzywdzących stereotypów. Budowanie matriarchalnego pojęcia świata gdzie w imię walki z nieistniejącym patriarchatem, stygmatyzuje się, marginalizuje i bagatelizuje się mężczyzn – niczego innego na studiach psychologicznych się nikt nie dowie, niestety obleganych przez kobiety i nielicznych mężczyzn, którzy są często tacy, jak w w moim artykule.
Terapeuta Robert Banasiewicz przyznał nawet, że nie ma pojęcia jak działają sądy rodzinne i o co chodzi ze sprawami alimentacji, trochę jakby nie dowierzając prawdziwości tych historii…
Jeden z dzwoniących do radia Panów zrugał ekspertów za takie określenia i słusznie!
Bo przecież jeśli autorytety psychologii/problemów rodzinnych mówią w ten sposób, to inne osoby mogą mówić ich głosem i wyśmiewać mężczyzn! To NIE DO PUSZ CZAL NE.
Tomasz Adaszyński, specjalista ds. przeciwdziałania przemocy w rodzinie jedynie zachęcał do otwierania się, mówienia innym o swoich słabościach, czy by nie pić alkoholu w smutkach i nerwach, a także uznał, że problemy mężczyzn wynikają z tchórzostwa. W porządku, na pewno mężczyźni tego posłuchają, jeśli nie są kompletnie rozumiani, a przyczyny ich problemów leżą dużo głębiej, niż zostało to pokazane…
Eksperci swoimi twierdzeniami WCALE nie zachęcili mężczyzn do otwierania się, raczej do unikania tego typu ludzi, lub reagowania na nich raczej negatywnie. Przecież obrażony od tchórzy mężczyzna nie pójdzie na terapię, by nie wyjść na takiego, wyprze problem i znajdzie to w końcu ujście w czymś tragicznym. TO NIE JEST ZACHĘTA.
Pójście na terapię w tym kontekście wydaje się mężczyznom okazaniem słabości, której ludzie (w tym terapeuci) pokazują, że nie można okazać!
Tego typu terapia może zadziałać tylko w przypadku błahego problemu i też będzie skuteczna dla nielicznych. Nie ma zdziwienia, że mężczyźni nie mówią, nie przyznają się, nie chcą iść do innych po pomoc.
Wiemy, że są dwa rodzaje ludzi. Jedni za wsparcie uznają faktyczne wsparcie – „dzięki za to, że jesteś, trwasz i się ode mnie nie odwracasz”, a drudzy motywowani są krytyką i reagują tak: „ja jemu/jej jeszcze pokażę!”. Ten drugi typ nie pójdzie na terapię, bo będzie kierowany złością, a pierwszy uzna, że terapeuta (czy ktoś kto chce pomóc) nie stoi po jego stronie.
Tak czy siak mężczyźni uczeni są najczęściej radzenia sobie samemu, mają być silni, samowystarczalni, najlepiej odnosić same sukcesy – i koniec. Plują im w brodę – muszą iść dalej, albo udawać, że deszcz pada. Jak mężczyzna padnie -jego sprawa, był za słaby, prawie nikogo to nie obchodzi. Terapeuta z kolei mówi: poważnie? nie widzę tego… (to z iloma mężczyznami w problemach rozmawiał?)
W takiej sytuacji zachęcanie w marnych słówkach, bez pokazania w tym korzyści – do otwierania się, a do tego chodzenia na terapie to rzekłbym, że to marny marketing swojego biznesu, niżeli realna chęć pomocy i zrozumienia problemów toczących męskie życie (oczywiście nie każdego mężczyzny).
Żeby wzmocnić argument o głupocie obrażania innych od tchórzy wystarczy podać przykład zachowań wyidealizowanych sufrażystek, które też nazywały tchórzami mężczyzn i szantażowały ich przez masową pogardę (zachęcając do tego innych), którzy nie chcieli iść na wojnę (akcja wręczania białych piór).
Musisz zginąć, bo jesteś mężczyzną. Nikogo nie obchodzi twój los – zasuwaj i spełniaj oczekiwania innych. Tym bardziej tych idiotów „na górze” prowokujących wojny dla własnych, egoistycznych zachcianek.
No i oczywiście kobiet, które mają mieć wygodnie, łatwo i bezpiecznie, co rodzi potem postawy roszczeniowe, braku szacunku, empatii i wdzięczności…
Męska wrażliwość jest nieakceptowalna, bo jest traktowana jako problem. Jedyna męska wrażliwość, którą społeczeństwo akceptuje jest wtedy, kiedy mężczyzna dzięki niej pomaga innym i się rozczula nad innymi.
Niestety w takiej pozycji jest pozostawiony sam sobie.
Mężczyzna opisuje problemy – frustrat! Pewnie ktoś go skrzywdził (naprawdę?). Zamiast współczucia i pomocy – wyzwiska, sarkazm, arogancki uśmiech, machnięcie ręką i obwinianie
W głosach dzwoniących mężczyzn słychać było zawód, frustrację, gniew, brak nadziei i agresję. Tylko na takie z puli negatywnych emocji mężczyzna może sobie pozwolić (reszta to według społeczeństwa niedopuszczalne słabości), ale to i tak zanika pod pretekstem „toksycznej męskości” – która niestety została zrównana z każdą męskością, jest źle interpretowana, jest przypisywana zbyt dużej liczbie mężczyzn.
Redaktorka świetne zauważała te emocje w wypowiedziach i nie obrażała mężczyzn, nie mówiła „bo winą jest że sobie nie radzicie z emocjami frustraci”, a bardziej „widać, że to dla nich duży ciężar”. Sporo empatii.
Pani Kinga Grabowska słusznie próbowała wtrącić, że mężczyźni z wieloma rzeczami mają trudniej np. z presją sztywnej męskości i hamowaniu emocji, ale „eksperci” w studiu zawsze mówili tak:
Nie, nie, problem jest po połowie dla kobiet i mężczyzn, „są dwie strony medalu”, albo „oj to zależy od wychowania”.
Dla nich – problem NIE istnieje. Nie widzą, że coś jest robione na dużą skalę. Przerzucają i dzielą odpowiedzialność, a to wzmacnia presję tylko na mężczyznach.
Także najlepiej by mężczyzna był jak robot, głaz – a więc udawał kogoś kim nie jest, wypierał problemy i czuł zawód do ludzi, tym bardziej tych, którzy nazywają się empatycznymi.
Jednak cieszą NIELICZNE telefony kobiet, które NIELICZNIE wsparły mężczyzn w ich walce.
Eksperci z kolei może złe wrażenie, ale… jakby śmiali się pod nosem, gdy ktoś się wypowiadał. Ciężko wyczuć, bo był to wydech nosowy, a to tylko radio i widać nie było…
I tak samo jak redaktorka podała ilość (skalę) męskich samobójstw to eksperci wyciszali ją, zamykali szybko temat. Tyle, że męskie samobójstwa to temat zamiatany pod dywan od tysiącleci, a jest ich więcej, niż wypadków drogowych, czy śmierci spowodowanych chorobami serca.
I takie, lekceważące odpowiedzi słychać. To po co coś mówić? Zagryza się zęby i albo daje radę… albo nie.
A na końcu wszyscy mówią np. po samobójstwie: taki dobry chłopak był, nic nie wskazywało, że sobie to zrobi… zupełnie NIC.
Niektórzy na dodatek samobójcę obrażą od egoistów, tchórzy i stwierdzą, że sam sobie był winny.
Jak wiemy empatii wobec mężczyzn jest tyle co kot napłakał i nie jest to nowe zjawisko. Teraz jedynie feminizm wykorzystał dawne mechanizmy „uprzywilejowania” kobiet do tego, by jeszcze bardziej się na nich skupiać kreując je na ofiary, którym nikt nie może niczego zarzucić pod z obawy przed przyklejeniem łatek mizogina, seksisty i szowinisty.
W pierwszej kolejności współczuje się dzieciom, kobietom, potem zwierzętom, na końcu ewentualnie mężczyznom. Podkreślam – ewentualnie i też zależy jakim mężczyznom.
Od mężczyzn zależy najwięcej na tym świecie, ale mężczyzn, którzy mogą wykorzystać swój pełny potencjał.
Lecz dziś mężczyzna jest na poziomie komara, który gryzie i którego trzeba ubić. Ot szkodnik.
Ale jak będzie posłuszny i zapewni korzyści to warunkowo zostanie „kochany”. Taka presja i taki obraz męskości pozwala dobrze funkcjonować głównie mężczyznom o rysie psychopatycznym i narcystycznym. Oba typy są odporne na stres, nie odczuwają lęków, mają wysoką samoocenę (czasem nad wyraz), ale też niszczą przy okazji innych, ponieważ mogą mieć skłonności sadystyczne…
Kolejna część problemu – wyśmiewanie przemocy wobec mężczyzn
Przemoc FIZYCZNA wobec mężczyzn jest wyśmiewana.
Z przemocy psychicznej – oj to dopiero byłby ubaw.
Poniżej pokazałem przemoc psychiczną na przykładzie dzieci, więc jest to bardziej rozumiane i budzi większe współczucie…
A może mężczyzna był zgwałcony? Cóż, pewnie sam chciał i to nagroda dla niego…
Zamiast karcić chamów, sprawców przemocy niezależnie od płci – atakuje się mężczyznę.
Bo przecież przemoc wobec mężczyzn, czy to gdy sprawcami są inni mężczyźni (ci przecież toksyczni, niepotrzebni zdrowemu społeczeństwu), czy kobiety (hehe, bo kobieta taka słabiutka przecież) jest po prostu dla „ludu” obiektem drwin.
Ten sam „lud” powinien IŚĆ W NIEPAMIĘĆ. ŚMIETNIK HISTORII. BŁĄD GENETYCZNY DO POPRAWKI.
Systemowe problemy mężczyzn wymienione przeze mnie przed audycją
- demonizowanie mężczyzn (w tym automatyczne uznawanie za sprawcę przemocy, wszelkiego zła)
- presją „prawdziwego mężczyzny”, czyli mężczyzny nieistniejącego, który ma być zawsze silny, gotowy, zdecydowany, wszechwiedzący
- niemożność bycia ofiarą, nawet jak się nią jest (reakcją społeczną są kpiny, wyśmiewanie, lekceważenie), czyli brak empatii wobec mężczyzn – czy to gdy mężczyzna jest bity (także ciężkimi przedmiotami), zgwałcony, dręczony psychicznie, wykorzystywany materialnie, ma depresję, fobie i wiele innych
- przypisywanie łatki incela każdemu, kto się nie zgadza np. z nurtem aktualnego feminizmu, ale umówmy się incela, który morduje i jest zagrożeniem dla świata – w jaki sposób mężczyźni z poczuciem winy i niską samooceną mają dobrze funkcjonować, jeśli się w takiej ilości się ich atakuje?
„ha ha ha! frustrat seksualny! on nie ma seksu, wytykajmy go palcami!” – czyli obrazę od incela dodano jako nową łatkę do tego, by szkalować i poniżać mężczyzn.
Zamiast ukrócić demonizację, toksyczne osoby dostały nowy oręż.
A potem następuje zdziwienie, że mężczyzna odreagowuje przemocą, czy się zabija.
A potem następuje zdziwienie, że wielu mężczyzn nie chcąc być obrażanymi ustawia sobie cel życiowy: seks. Najlepiej bez uczuć, typowo na zaliczenie i poczucie bycia „męskim”, ot nabijając sobie licznik (co dziś też jest krytykowane – jak wiatr zawieje).
Bo przecież prawiczek to śmieszny człowiek, jakiś niedorobiony, wadliwy, słaby, niepotrafiący uwieść kobiety (rozumiecie, on czegoś nie potrafi, więc to przegraniec! mężczyzna musi wszystko umieć i wszystko wiedzieć).
Niekoniecznie mając wpływ na wszystko, tym bardziej w dobie rosnących wymagań kobiet, które niekoniecznie na tyle mogą prezentować wysoką wartość, by mężczyźni chcieli się uganiać się za czymś więcej, niż seksem z nimi. Ale zamiast popracować nad sobą (bo społeczeństwo nie stawia takiej presji) to obraża się mężczyzn: prymitywy i zboczeńcy tylko o seksie myślą, nieodpowiedzialni gówniarze nie chcą ślubów i dzieci!
Tak myśli duża część społeczeństwa, tym bardziej zarażonego feminizmem, ale też skrajnie prawicowa, gdzie jednak „kult nieskrępowanej siły” jest wywyższany.
Niestety takie zachowania to tylko skutek nieprzychylnych mężczyznom działań, które mężczyzn do takich postaw doprowadziły.
Idziemy dalej:
- problem jest w słabym zbadaniu i niewielkim mówieniu medialnym o przemocy psychicznej kobiet, która wyniszcza człowieka od środka na wiele lat. Ogólnie bardzo mało się mówi i można mówić o toksycznych kobietach, więc z automatu najgorsze cechy przypisuje się mężczyznom
- mało się mówi o samobójstwach mężczyzn wynikających z problemów ekonomicznych (słabe zarobki, duża skala bezdomności, nieproporcjonalne alimenty zamiast tabeli alimentacyjnej czy alimentów modelu duńskiego, a są ustalane na podstawie „potencjalnych” zarobków), rodzinnych (alienacja/nastawianie dzieci przez matki przeciw ojcom, których łatwo nienawidzą, odbieranie ich po rozwodzie, brak opieki naprzemiennej), miłosnych (w tym przez zdrady kobiet, wykorzystywanie, porzucanie w problemach, także właśnie emocjonalnych)
- uzależnieniach mężczyzn wynikających także z cierpienia, braku szacunku, wdzięczności i presji męskości
- rosnących wymaganiach kobiet (coraz więcej jest singielek i stają się coraz bardziej niezadowolone, czy pogardliwe i aroganckie wobec mężczyzn, także dlatego, że mężczyźni nie mają wielu możliwości imponować im w świecie „równościowym”, także materialnie)
- rosnącej ilości rozwodów inicjowanych przez kobiety i nawet, gdy zdradzą, mogą to zataić, zabrać ze sobą dzieci za przyzwoleniem sądów (97% dzieci trafia do matek), żądać alimentów i mężczyzna nie ma wiele tutaj do powiedzenia
- braku możliwości decydowania o dzieciach, musu płacenia nawet, gdy mężczyzna został zgwałcony/przymuszony do seksu (jest to też wyśmiewane), czy został oszukany przez kobietę (zdradziła) i musi wychowywać nieswoje dziecko, płacić na nie, a ma jedynie 6 msc. na zaprzeczenie, co jest bardzo krótkim czasem w sytuacji gdy doznał traumy odkrywając zdradę
- braku władzy w rodzinie, choć wysoka odpowiedzialność za jej problemy/rozpad
- fałszywych oskarżeniach kobiet (tj przemoc domowa, molestowanie, gwałty, pedofilia), które nie są karane zbyt surowo za kłamstwo, a niszczą życie mężczyzn, doprowadzają do rozbicia rodzin, utraty kontaktów z dziećmi, czy płacenia alimentów, na które nie ma środków i nie wiadomo na co są przeznaczane, czy matka na pewno używa je dla dziecka, czy dla siebie, plus utrata reputacji i pracy, co często skutkuje samobójstwem
- parytetach, darmowych kursach, stypendiach i różnym wsparciu dla kobiet, gdy mężczyzna np. o takiej samej punktacji na teście kwalifikującym jest odrzucany tylko za płeć, więc musi wnosić więcej i ma trudniejszy dostęp do danych, miejsc edukacji, miejsc szkoleń i pracy tylko ze względu na płeć
- słaba edukacja mężczyzn, mało mężczyzn z wyższym wykształceniem, ponieważ społeczeństwo skupia się na pomocy tylko kobietom, a przecież mężczyźni o niższym statusie społecznym są odrzucani przez kobiety, one nie chcą przez to zakładać z nimi rodzin, ale też ich nie szanują (hipergamia)
- o bezdomności wspominałem: 3/4 osób bezdomnych to mężczyźni i zrozumienia problemu nie ma, raczej obwinianie i dodatkowe ataki
- 99% poważnych wypadków w pracy z uszczerbkiem na zdrowiu i śmiertelnych tyczy mężczyzn
- szklana piwnica tyczy mężczyzn, czyli choćby wykonywanie najmniej przyjemnych i nisko płatnych prac, jak prace w kanalizacji, wywóz śmieci, opróżnianie szamb, plus wyższy wiek emerytalny, a mimo to mówi się, że to kobiety mają ciężko i są ofiarami „tyranicznego, patriarchalnego systemu zbudowanego przeciw nim”
A to nie wszystko. Terapeutom i ekspertom życzę poznania choć części z tych, męskich problemów.
Podsumowanie. To nie wspieranie kobiet i nie feminizm buduje silne społeczeństwo, a niestety w tym kierunku zmierzamy
Chcemy mieć silne społeczeństwo, musimy mieć silnych mężczyzn. Ci nie tworzą/budują się „sami”, trzeba ich wspierać, uczyć, nakierować, rozumieć ich problemy i przede wszystkim nie niszczyć, czy nie ograbiać (z pieniędzy i godności).
Same „silne i niezależne” kobiety nie stworzą systemu, nie stworzą produktywnego, zorganizowanego kraju (jest to naiwne na samym poziomie biologicznym, gdyż do utrzymania cywilizacji należy rodzić). Zresztą one nie będą się chciały zadawać z mężczyznami, którzy są stricte „pod butem” i z głębokimi problemami, co widać już teraz! Sytuacja wywyższania kobiet tworzy antyrodzinne postawy kobiet (bo po co im mężczyzna, który nie zapewni korzyści?), a mężczyzn antykobiece (bo po co im ktoś taki, kto czuje się kimś lepszym, kto ma postawę, że jemu się należy i kocha użytkowo, jak przedmiot?).
Ale te problemy tworzy te same społeczeństwo, te same kobiety i ci sami mężczyźni, którzy zamiast bazować na współpracy bazują na zasadzie paranoicznej konkurencji – zniszcz, albo zniszczą ciebie. Walcz tylko o swoje, nawet jak jesteś w związku.
Nie tworzy się silnego i wartościowego człowieka wyłącznie wymaganiami, krytyką, roszczeniami i zakazami. Tak się tworzy sługę, poniżonego niewolnika, by się nie sprzeciwiał, nie walczył z tym, nie walczył o siebie. Nie dziw, że jest albo słaby, uległy i cierpiący, albo w końcu agresywny (bo agresja może być formą słabości, ostatnim etapem krzywdy wewnętrznej).
Słabszemu trzeba przekazać własną siłę. Choremu trzeba podać rękę, gdy jest się zdrowszym. Jeśli czegoś on nie umie – nauczyć. Tak postępuje wartościowy człowiek, wzór do naśladowania.
Roszczenia, żądania i wymagania służą jedynie napiętnowaniu, wzmacnianiu egoizmu, cynizmu, wyrachowaniu i pasożytnictwu. Jest to niemoralne na każdym poziomie.
Takie postawy, jak wobec oczekiwań społecznych (czy wielu kobiet) wobec mężczyzn widzimy też u dzisiejszego pracodawcy, który chce jednocześnie młodego pracownika, który jest doświadczony i ma umiejętności. Zero logiki, a do tego czysty egoizm. Egoizm tworzący także relacje nie miłosnymi, nie przyjacielskimi, a jedynie biznesowymi – dla zysku i unikania strat.
Chcemy mieć skłócone społeczeństwo – proszę bardzo, róbmy tak dalej. Chcemy mieć skłócone płcie?
Ja tylko bije szydercze brawo twórcom tego systemu, elitom i politykom, a także ludziom, którzy bronią tego co jest, albo jedyne co potrafią to powiedzieć „a kiedyś to było”.
Kobiety są święte i są super, mężczyźni są do niczego. Tak się przekazuje. I niestety zbyt wielu ludzi obu płci idzie za tym.
TYLE, ŻE PŁCIE SĄ OD SIEBIE ZALEŻĄ. Nigdy nie będziemy istnieć osobno.
I tak naprawdę „lud” widzi tylko jedno rozwiązanie, by mężczyźni byli lepsi – jeszcze bardziej dokręcać im śrubę (np. „do woja ich!”), a politycy też jedynie co potrafią to dokręcać śrubę – mentalną, prawną, zawodową, czy podatkową, by czasem mężczyźni nie zarobili za dużo, nie byli szczęśliwi i pewni siebie, a kobiety razem z nimi.
Kobietom za to luzuje się śrubę, ale też te wahadło poszło zbyt skrajnie.
Po co społeczeństwu tylu samobójców? Po co tylu uzależnionych? Po co tworzyć sytuacje, w której ofiara często staje się stosującą przemoc (Trójkąt Karpmana)?
Mężczyźni, którzy wyrażają antymęskie postawy, szukają haków i słabości, by drugiego mężczyznę upokorzyć – są częścią problemu i też jedną z jego przyczyn.
To też wynik braku kultywowania monogamii, która reguluje męskie, negatywne zachowania i przemoc…
Feminizm z kolei mówi: niszczmy toksyczną męskość i przemoc! Problem w tym, że samo potępianie jej w niczym nie pomoże, ponieważ przemoc jest jedynie skutkiem, ostatnią częścią skomplikowanego łańcucha zależności. Tym bardziej będzie to nieskuteczne, jeśli niczego nie powie się wiele o potępianiu kobiecej toksyczności i przemocy, w tym matek, która też może być przyczyną męskiej przemocy i toksyczności.
Czas z tym skończyć, bo obudzimy się w totalnie zdegenerowanych czasach i upadniemy jak inne cywilizacje przeszłości.
Link do audycji
Audycji o której pisałem w tym artykule można posłuchać tutaj.
Żenujący jest poziom audycji radiowej, którą właśnie przesłuchałem z Radia Olsztyn- wow…. No niestety statystyka sugeruje, że większość terapeutów jest średnia i jest niewiele dobrych i mała grupa kiepskich. Ciekawe, z którym mamy tutaj do czynienia bo to czy ktoś pracuje prywatnie czy na NFZ wcale nie przekłada się na jakość pracy i to jakim ktoś jest specjalistą.
Żenujące są obecne walki osób, które są mniejszościami i walki o ich równe prawa gdy sytuacja mężczyzn jest taka jak widać dookoła i ciągle się ją bagatelizuje.
Polecam film red pill, który jest dostępny na cda – https://www.imdb.com/title/tt3686998/
Żadne źródło nie jest bezstronne- szkoda, że tak ciekawe artykuły jak tutaj czytam są napisane z takim ładunkiem emocjonalnym i przez to brzmią mocno nieprofesjonalnie. Osoby, które się zgadzają z tymi poglądami czytają i przytakują- ale przygadał hehe- ale przeciwnicy tylko się zrażą….
Doceniam ciężką pracę ale gdyby forma była bardziej strawna można by dotrzeć do większej ilości mężczyzn i kobiet ! 🙂
Mógłbyś zacytować te zdania naładowane emocjonalnie? Tzn, domyślam się które, często robię to specjalnie, by wzmocnić przekaz, ale może coś mi umyka.
mozna strescic to jednym zdaniem.holokaust bialych mezczyzn.
Ale uwaga – sami sobie to też robimy, bo jeden mężczyznę drugiego w słabościach potrafi poniżyć. Kobiety się solidaryzują w feminizmie, potrafią stworzyć pakt teściowej z żoną i wiele innych.
znam rodzinę w której matka trzyma z żoną swego syna przeciwko niemu i się z tym nie kryje więcej uważa to za swą powinność.
to prawda.system jest bardzo dychawiczny i sie sypie finansowo.widmo przetrwania za wszelka cene zradykalizuje mezczyzn w jeden dzien a kobiet przetrwanie bedzie wlasnie od mezczyzn zalezne.
Bo liczy na to, że zapunktuje u kobiet i „zarucha”?
Bo liczy na to, że zapunktuje u kobiet i „zarucha”?
Niekoniecznie dzieje się to w damsko-męskim towarzystwie, więc nie zawsze jest to ten powód. Przy kobietach owszem, takie cwaniakowanie ma na celu przypodobanie się im.
jaki holokaust? P. Mateuszu, przesadza Pan.
Biali mężczyźni mają się dobrze i nic im nie zagraża, chyba że sami sobie.
To, że NIC nie zagraża to wielkie nadużycie.
kto stoi za urojeniami feministek? Jak dla mnie inni biali mężczyźni. Sami sobie zagrażacie,
kto stoi za urojeniami feministek? Jak dla mnie inni biali mężczyźni. Sami sobie zagrażacie,
Za urojeniami feministek stoją feministki. W jaki sposób ja mam na to wpływ i jestem jednocześnie zagrożeniem?
Niekoniecznie, wystarczy sięgnąć do informacji kto sponsoruje ich wiece, kto daje kasę na wożenie ludzi z miejsca na miejsce itp. Raczej same feministki tego nie opłacają ze swoich „zasobów”.
no nie, Ty jesteś światełkiem w tunelu,
Twój blog jest jednym z ciekawszych miejsc gdzie można poczytać o związkach, napisanym w przystępny sposób. Wiesz czym jest SŁOWO i wiesz jak go używać.
A czy jesteś zagrożeniem, pewnie tak, zwłaszcza dla tych którzy z jakiegoś powodu nie zgadzają się z tym co piszesz.
Dlatego nie pisałbym, że mężczyźni są zagrożeniem, a np. elity, czy też niektórzy sponsorzy feminizmu, tak?
tak, jednak powiedz mi czy znasz choć jedną kobietę, która należy do elity i sponsoruje tego typu imprezy jednocześnie czerpiąc z tego korzyści?
tak, jednak powiedz mi czy znasz choć jedną kobietę, która należy do elity i sponsoruje tego typu imprezy jednocześnie czerpiąc z tego korzyści?
Ja nie znam też mężczyzn, jedynie „słyszy” się o Sorosie, ale tak naprawdę nie wiemy co tam się dzieje.
a to chyba heteroseksualny biały mężczyzna, i w jakim celu on sponsoruje tego typu imprezy?
a to chyba heteroseksualny biały mężczyzna, i w jakim celu on sponsoruje tego typu imprezy?
I jakie to ma znaczenie, że to jeden hetero (też tego nie wiemy), biały mężczyzna? Że należy mówić, że „mężczyźni są zagrożeniem”. To niby jednoznaczne? A jaki ma powód musimy się tylko domyślić po tym co się dzieje, dowodów nikt nie ma.
Nie znam celu działań Sorosa, jednak wykorzystywanie feminizmu, LGBT itp. jest dziwne. Sponsorowanie tego typu ruchów nie jest jednym działaniem jakie ten człowiek robi w Polsce.
Po co to robi i jest taki aktywny?
Czy jego działania stanowią zagrożenie dla spokoju społecznego?
za urojeniami jako takimi to może nikt. ale za feminizmem już jak najbardziej tak. feminizm to bowiem jedno z narzędzi przy pomocy którego dąży się do zniszczenia naszej cywilizacji. co prawda nie jedyne takowe. ale ostatnio zdaje się wysuwające się na pierwsze miejsce. w sumie to nawet nic dziwnego. kobiety są po prostu NA OGÓŁ głupie (sorry). tym samym jako łatwe do zmanipulowania świetnie nadają się do powyższego celu.
nie zgodzę się,
nie porównuj wszystkich (na ogół) kobiet do feministek, tych jest niewielki %. Ach i na tych pochodach feministyczno LGBT jest sporo mężczyzn. Jednak to nie oznacza, że „na ogół” mężczyźni są głupi.
Ludzie dają się manipulować zwłaszcza jak sami sobie coś wmawiają i święcie wierzą w swoją rację.
prawnie jest to holokaust.jestesmy trzecia kategoria ludzi
jak sobie wmówisz, że jesteś trzecią kategorią człowieka to tak będziesz funkcjonował.
Mniej pesymizmu.
biali heteroseksualni mezczyzni sa w trzeciej kategorii ludzi i to sa fakty.najwidoczniej masz zaburzona zdolnosc prawidlowego postrzegania rzeczywistosci jesli sadzisz inaczej.to nie pesymizm z mojej strony lecz realizm zyciowy.
nie obrażaj,
Heteroseksualni mężczyźni absolutnie nie są trzecią kategorią ludzi.
A sam dzielisz ludzi na kategorię? Czy to są tylko Twoje spostrzeżenia, czy opierasz się na jakichś opracowaniach, autorytetach?
Jakich kategorii używasz i kto się do nich zalicza?
On nie obraża, mówi jak białych hetero mężczyzn się dziś uważa, czy to jako ojców, czy płeć – winną całemu złu oczywiście.
Obraża,
to jest obrażanie i skierowane jest bezpośredni w moją osobę.
A może uważasz, że ma rację? Też podzielasz tę jego opinię o mojej osobie?
Obraża, czy nie obraża, jak nie widzisz, że mężczyźni są traktowani jako twórcy zła, a ojcowie jako rodzic którejś kategorii no to co miał napisać?
Zadałam Ci pytanie, czy uważasz tak ja On?
Tak/Nie
A skąd On wie co ja myślę na ten temat?
Rozmawialiśmy o samotnych ojcach, gdzie?
I czy odmienne zdanie upoważnia kogoś to obrażania? Wyśmiać rozmówcę/obniżyć jego wartość w oczach innych, ach znajomy schemat.
Logika. JEŚLI nie zauważasz, że mężczyzna dziś jest traktowany w ten sposób to znaczy, że masz inne spojrzenie na rzeczywistość. Z perspektywy kogoś kogo nie rozumiesz może być to oczywiście głupie, tak samo jak Ty możesz sądzić, że on głupio sądzi i wmówić mu np. jak feministki, że mężczyzna to uprzywilejowana płeć której wszystko z nieba spada.
A skąd On wie co ja myślę na ten temat?
Wie, bo negujesz co napisał.
Rozmawialiśmy o samotnych ojcach, gdzie?
Nie mówię o samotnych ojcach, ale ojcach ogółem.
RedPillerPL
no proszę Cię, przeczytaj to zdanie i powiedź mi czy się z nim zgadzasz.
Holokaust? w tym kontekście trzecia kategoria ludzi? Logika, gdzie?
Jeżeli tak to może mateusz86 (nie Ty, nie wypowiadaj się w jego imieniu) rozwinie o co mu dokładnie chodzi? Gdzie to mordowanie mężczyzn, gdzie te obozy koncentracyjne? itp.
nie obrazaj.jaki on delikatny ojojoj.trzeba sie chyba obchodzic jak z jajeczkiem ojojoj.gdybys nie mial klapek na oczach jak kon to bys widzial co sie dzieje.
Nadal się wyśmiewasz.
Typowe przemocowe działanie. Zamiast merytorycznie rozmawiać wyśmiać się i wyzwać od jajeczek/od bycia delikatnym.
Jeżeli takie słowa kierujesz do innego mężczyzny w takim tonie to jest typowe zhejtowanie rozmówcy.
To ty stosujesz erystykę i zmianę tematu. Typowe jak typowa przeintelektualizowana karyna.
PS to kobieta, ale tu już przesadziłeś z tą szyderą.
Poczytaj sobie o swoim zachowaniu tu :>
https://swiadomosc-zwiazkow.pl/pasywno-agresywni-manipulatorzy-w-zwiazkach-i-w-zyciu/
Jednak jedna pieczarka może sama wyrosnąć na kupie gnoju:
https://youtu.be/XpFnVXHlSAg
Widziałem, dodałem to do nowego artykułu, który pojawi się niebawem.
Problemy emocjonalne ?
Współcześnie praca zabiera czasem za wiele z naszego życia, w ciągu dnia przez telefon słyszysz Ją jaka energiczna, czasem wesoła, rozgadana gdy wieczorem się zobaczycie ona pada na pysk, jest zirytowana, zmęczona i drzemie lub marudzi.
Gdy jest np. opiekunką i zarabia grosze, opowie ci że w pracy robiła to czy tamto, że myła innego chorego faceta, gotowała mu itd. to fakt że gość jest chory i potrzebuje pomocy nie zmienia faktu że ON ją ma na co dzień a ty ?
To brak wspólnego życia dokucza i psuje związki a za to odpowiada „państwo i system” w jakim żyjemy, model gospodarki itp.
Ona wie więcej o życiu obcych ludzi i dzieci niż własnej rodziny.
Brak bliskości czuć .. na marginesie uświadomiłem sobie że nigdy mnie nie goliła a goli innych.
Gdy ona ma odrobinę wolnego ja mam nawał roboty … gdyby nie telefony to nasza relacja zamykała by się regulowaniem rachunków i zakupami.
Jakie problemy emocjonalne można więc mieć 😉
Ale to starsze pokolenie, które gówno osiągnęło i żyło w trudnych czasach, także takie już jest. Niedługo wymrą i będzie spokój, nikt za nimi akurat tęsknił nie będzie.
Merc
Dziękuję za słowa życzliwości, Tobie również życzę tego samego.
I tak. I nie. Tak – bo rzeczywiście z przedstawicielami pokoleń wzrosłych w PRL jest ciężko dogadać się, zwłaszcza w niektórych kwestiach. A nie – bo „osiągnięcia” nie są miarą niczego. Zresztą bez przesady z tymi osiągnięciami. Obecne pokolenia też niczego nie osiągają. Im (nam) się tylko tak wydaje.
Ty zyjesz gnojku w lepszych czasach ktore dla ciebie poświecili i wypracowali dzisiejsi 40 + i efekt jest taki ze sie onanizujesz z braku kobiety.
Jeśli te uwagi do mnie, to przeczytaj cały post. Mój post to jest odpowiedź na wypociny „kolegi” Merc, to on ważą, że takich jak ja już powinno się zutylizować, bo zajmują bezproduktywnie miejsce. Bez urazy pozdrawiam. P. S. na brak kobiety nie narzekam.
??? Sorry, ale to miałoby być do mnie? No, nie mogę. He, he. OK. Jeśli tak, to może w ten sposób. Nikt dla mnie niczego nie „poświęcał” ani nie „wypracowywał”. A nawet gdyby, to co z tego? Czy ja komuś ewentualnie „kazałem” się poświęcać i (coś tam) wypracowywać? Ba, brnijmy dalej w tę dziwaczną konstrukcję. Załóżmy, że poświęcali się i wypracowywali, a ja tak im czynić „kazałem”. Czy i w takiej sytuacji coś z tego miałoby wynikać? Czy na przykład mnie miałoby coś z tym wiązać? Czy miałbym względem nich odczuwać jakąś nazwijmy to wdzięczność? Wal Quasimodo śmiało! Aha, no i ten onanizm. Dlaczego w takim razie nie codzienne spożycie śniadania?
Fakt że ktoś nad czymś pracował, nie oznacza wcale że wynik tej pracy to same pozytywy, albo chociaż więcej pozytywów niż negatywów. Niejednokrotnie człowiek bywa wprowadzony w błąd i ciężko pracuje nad czymś co ostatecznie przynosi więcej szkody niż pożytku.
Z materialistycznego punktu widzenia dzisiejsza młodzież ma lepiej niż ich rodzice, rodzice lepiej niż dziadkowie… ale jednak człowiek jest skomplikowaną istotą i aby dobrze się czuć, potrzebuje dużo więcej niż dobra materialne. Czy na przykład dzisiejsza młodzież przyklejona do smartfonów ma lepiej niż miałem ja, gdy byłem w ich wieku, a gdy smartfonów nie było? Odnoszę wrażenie, że mają właśnie gorzej. Społeczeństwo włożyło mnóstwo wysiłku, a efekt jest prawdopodobnie gorszy niż gdyby tego wysiłku nie wkładano.
Zabawne są tego rodzaju pseudoargumenty osób próbujących wywierać presję na wchodzenie w związki. Jeśli z braku kobiety człowiek się onanizuje, a poza tym nie dotykają go z tego tytułu żadne inne problemy, to właśnie mamy argument za tym, aby w te związki nie wchodzić, skoro można tak łatwo i przy pomocy tak krótkotrwałej czynności skompensować ten brak i przejść nad tym do porządku dziennego. Tylko w przypadku gdyby bycie w związku ciągnęło za sobą koszty bliskie zeru – a wszyscy dobrze wiemy, że tak nie jest – byłby to opłacalny interes.
Szkoda że inne potrzeby emocjonalne nie dają się zaspokoić tak prosto jak brak kobiety.
Temat bardzo istotny i koszmarnie zdeptany przez pseudo-ekspertów… Ale co zrobić, jako osoba najblizsza, gdy mężczyzna jest zamkniety w sobie, nie chce z nikim rozmawiać i topi smutki w alkoholu? Mój partner (43l.,rozwodnik,bezdzietny,z pozoru dobrze radzący sobie w życiu) właśnie tak się zachowuje… Gdy zaczęliśmy się spotykać 8 lat temu pił drinka dziennie „na rozluźnienie”. Myślałam – ok, każdy chce mieć czas dla siebie i robić z nim to, co mu się podoba-więc nie wnikam i nie rozliczam,nie mam prawa się wtracac. Twierdził, że to z nudów, bo nie ma co robić wieczorami i lubi sam posiedzieć poza domem i się zrelaksować… Też jestem typem samotnika, więc wydawało się to calkiem normalne-niezależnie czy to tłumaczenie jest logiczne czy irracjonalne.
Jednak z czasem, gdy zamieszkalismy razem (w przeciągu kilku lat) tego alkoholu zaczęło być codziennie coraz więcej, a wyjścia do pubu były coraz dłuższe. Po prostu uwidocznil sie problem. Bardzo mnie to zaniepokoilo. Próbowałam czasem wprost, czasem nie bezposrednio, dociec czego mu brakuje w życiu, o co chodzi, co się dzieje. Próbowałam dawać wsparcie (na tyle, na ile potrafie), prosiłam o szczerość. Sygnalizowalam, że jeśli problem będzie się pogłębial, to kiedyś doprowadzi to do tragedii. I nic. Tłumaczenie typu: moze pije za dużo, ale nie mam żadnych problemów, nie doszukuj się, po prostu lubię się napić i zrelaksować… Jawne kłamstwo. Ograniczał na kilka dni, po czym znów pił
tyle, co wcześniej. Sugerowałam odwyk, to w odpowiedzi usłyszałam,że chyba spaliłby się ze wstydu, gdyby się w pracy dowiedzieli, że chodzi na AA…
Ogólnie jest to człowiek wartościowy, o dobrym sercu, tylko nie do końca szczery (przynajmniej ze mną) i bardzo skryty. Generalnie chciałabym z nim założyć rodzinę i uważam, że wiek 43 lata to wcale nie jest za pozno na taki krok, zwłaszcza dla mezczyzny. A odnoszę wrażenie, jakby on już skreslil swoje życie… Wszystkie z jego byłych partnerek maja poukładane życie, rodziny i dzieci. A on nie i być może to jest ten zapalnik. Sama już nie wiem. Innych problemów (zdrowotnych, zawodowych, finansowych, rodzinnych) jako osoba najbliższa, mieszkająca pod 1 dachem, naprawdę nie widzę. Jestem zdezorientowana i bezsilna, a nie chce uciekać od problemów, stąd ten wpis. Nie chcę też angażować w te sprawy jego rodzicow, bo odbiłoby się to na ich zdrowiu. I TERAZ DO RZECZY:
Czu z Waszego, logicznego, męskiego punktu widzenia, możliwe jest, że facet zapija się, aby zabić tęsknotę za kobieta, która kiedyś kochał, a ona wolała życie u boku innego(takiego, który chciał się żenić)?
Czy może być z kimś w związku 8 lat, kogo nie kocha, tylko po to, by nie czuć samotności?
Czy mężczyzna „marnowalby” w ten sposób czas, nie będąc związanym z kobietą kredytem/dziecmi/ślubem?
Gdyby Wam się „życie walilo” czego oczekiwalibyscie konkretnie od otoczenia?
Z góry dziękuję.
Czu z Waszego, logicznego, męskiego punktu widzenia, możliwe jest, że facet zapija się, aby zabić tęsknotę za kobieta, która kiedyś kochał, a ona wolała życie u boku innego(takiego, który chciał się żenić)?
Może, ale to jak strzelanie w toto lotku, gdy się nie zna człowieka.
Czy może być z kimś w związku 8 lat, kogo nie kocha, tylko po to, by nie czuć samotności?
Są takie związki. Ogólnie związków z miłości jest kilka do kilkunastu procent. Reszta ludzi sobie racjonalizuje inne potrzeby.
Czy mężczyzna „marnowalby” w ten sposób czas, nie będąc związanym z kobietą kredytem/dziecmi/ślubem?
Nie sądze, że to marnowanie czasu, po prostu chodzi o jakiś ukryty problem, którego nie powie – bo jednak wstyd nim rządzi, jak zresztą każdym kto pije. ciężko wyciągnąć takie rzeczy, ciężko się nawet samemu przed sobą przyznać.
Gdyby Wam się „życie walilo” czego oczekiwalibyscie konkretnie od otoczenia?
Wszystko zależy co się wali, a jeśli tego nie widać, jeśli ktoś nie powie wprost czego sam oczekuje to ciężko pomagać.
Główne rzeczy, które są ważne to jak w każdym związku, szacunek, rozumienie granic, nieprzeszkadzanie/nierobienie dodatkowych problemów i tak naprawdę tylko jawne pokazanie, że jest wola pomocy, ale nie taka dla siebie, co nam ma pomóc, nam ma ułatwić, a pomoc tej osobie.
Ale jak on nic nie mówi to siłą nie wyciągniesz. Równie dobrze on może sądzić, że go zostawisz, gdy opowie o tym co go trapi, nie będziesz szanować. I na nic Twoje tego zaprzeczenia, bo możliwe, że już nie raz odczuł to na własnej skórze i dlatego unika otwierania się. Alkohol najłatwiej to wszystko zagłusza. Pytanie jednak czy on przez ten alkohol coś zawala? Śpi, przepija pieniądze, rozwala coś, jest agresywny? Czy po prostu „pije” i na nic to nie wpływa?
Dziękuję za odpowiedź. Szczerze, to byłoby okrutne-zostawić człowieka w potrzebie, gdy się otworzy i przyzna do słabości. Ale może rzeczywiście kiedyś pokazałam się z takiej strony, musze przeanalizować swoje zachowanie i to przemyśleć…
Na szczęście nic złego poprzez picie na razie sie nie stało. Alkohol go wycisza i rozluźnia, raczej w ciągu dnia jest nerwowy i wybuchowy. Długów nie ma, choć wglądu w jego konto nie mam. Chodzi do pracy regularnie. Wiadomo jednak, że prędzej czy później coś zawali. Zwłaszcza, że zdarzało mu się (kilka razy) mieć rano z pół promila. To jest aberracja. Przede wszystkim martwię się o stan zdrowia i jego psychikę, przecież długotrwałe nadużywanie alkoholu powoduje nieodwracalne zmiany w zachowaniu i uszkodzenia w mózgu. No i o to, że zamyka się w sobie i nie umie definitywnie odstawić %
To nawet nie musiałaś być Ty, otoczenie oraz poprzednie jego kobiety mogły go wystarczająco dobrze nauczyć tego, że facet nie ma prawa do okazywania słabości.
W tym kraju okrucieństwo takie czy inne stanowi normę (ale to tak na marginesie).
Alkohol go wycisza i rozluźnia, raczej w ciągu dnia jest nerwowy i wybuchowy. Długów nie ma, choć wglądu w jego konto nie mam. Chodzi do pracy regularnie.
Czyli wygląda na funkcjonującego alkoholika – takich leczy się jeszcze trudniej, ponieważ nie ma zguby, nie upada się na dno, które niektórych otrząsa.
Inna kwestia, że jeśli jest nerwowy i wybuchowy, to pewnie jest cholerykiem, czyli osobowością neurotyczną-mającą problem z kontrolą emocji (drugą jest melancholik, który często popada w różnie objawiającą się depresję, także agresją, albo wycofaniem). Alkohol to zawsze najłatwiejszy sposób na zabicie tych przeróżnych emocji, dlatego jest tak często wybierany. Na terapiach uczą albo innych form kontroli emocji, wyciszania, medytacji, albo innych sposobów rozładowania napięcia – niektórzy robią to np. poprzez sport, dalej wir pracy i inne, ale to wszystko jest bardziej czasochłonne, wymaga więcej wysiłku, stąd mniej osób to podejmuje, tym bardziej, że to przyznanie się do słabości…
Ale tak, alkohol jest zawsze jak ktoś sobie z czymś nie radzi i nie widzi sposobu na rozwiązanie problemu.
Zastanów się dobrze, jakiego życia chcesz Ty, A jakiego on. Czy on chce z Tobą stworzyć rodzinę? Czy poczynił w tym kierunku jakieś kroki?
Ilu znasz niepijacych alkoholików? Ja znam 2, obaj nie piją tylko dlatego, że kobiety zagroziły im odejściem i zabraniem dzieci.
Czy twój mężczyzna jest gotowy chociaż spróbować nie pić? Czy posluchalby, jesli poprosilabys go, zeby poszedl do psychologa i zajal sie swoją depresją? On jest czlowiekiem dorosłym, czy uważasz, że wiesz lepiej od niego jak powinno wyglądać jego zycie?
Dziękuję Julio za zadanie kilku istotnych pytań, które skłaniają do refleksji. Tak, swego czasu naciskal na ślub i dzieci, ale ja nie do końca jestem zdecydowana-wlasnie z powodu tego picia. Nie wyobrażam sobie fundowania widoku podchmielonego ojca własnym dzieciom. Nie chcę emocjonalnego rollercoastera dla siebie. Szczerze, to chyba nie znam niepijacych alkoholików. Odnoszę wrażenie, że ludzie zbyt wielkie nadzieje pokladaja w odwyku, jakby miał on zmienić ich życie, a nie tylko nastawienie do problemów. Po odwyku przeciez życie jest takie, jakie było, wiec po czasie rozczarowani wracają do nałogu… „Rozmawialismy” (choć to właściwie był mój monolog) o tym i mówił, że ograniczy, bo nie może z dnia na dzień całkowicie przestać pić. Zmiana była widoczna może z tydzień, po czym powrót do punktu wyjścia.
Bardzo mnie to niepokoi i zbytnio nie mam narzędzi, żeby cokolwiek wymusić. Manifestowanie czegokolwiek, robienie dram, pakowanie się i oscentacyjny płacz nie są w moim stylu. Póki co uświadamiam mu problem i obserwuje reakcje.
Nie idź w tym kierunku, bo pogrążysz się we współuzależnieniu, już teraz próbujesz mu wszystko tłumaczyć i uświadamiać, ale spójrz na to z innej strony. Na razie to Ty masz problem z jego piciem, to Ciebie ono niepokoi. To ty się przejmujesz, czy rano jak jedzie do pracy, to nie ma promili. On ma to wszystko w nosie. Czemu nie pozwalasz mu żyć tak jak on chce? Odpuść kontrolę, zajmij się sobą. Nie myśl na razie o zakładaniu rodziny z kimś tak nieodpowiedzialnym – przecież on nawet nie dba o to, żeby trzeźwy rano iść do pracy. Przestań się bać, dopusc do siebie mysl, że on może wybrać picie, nie Ciebie. Daj mu wybór, niech odejdzie jeśli chce, przecież Ty nie chcesz funkcjonować w wiecznym strachu o niego, kiedy wróci, w jakim stanie, czy da radę jutro wstać, ile spraw zawali…
I pamiętaj, każdy dostaje swoje jedno życie, musi je wykorzystać tak, by na starość moc patrzeć w lustro. Ty nie masz idealnego planu na jego zycie, chociaz tak może Ci się wydawać.
Wiem, że w społeczeństwie pokutuje takie przekonanie, że nikogo do niczego się nie zmusi i trzeba zająć się sobą. W dużej mierze to prawda. Ale ile razy ktoś został opuszczony przez rodzinę i naprawdę nie mial motywacji, siły i się stoczyl? Właśnie dlatego poruszyłam nasz problem tutaj, pod takim artykułem, a nie na pierwszym lepszym forum dla rodzin pijakow. Nie chciałabym iść na skróty, a później żałować przez reszte życia, że miłość przeszła mi koło nosa. Z drugiej strony nie bede też robić z siebie swietoszka, cierpietnicy czy ofiary, choć pewnie, jak większość, miewam do tego skłonności. Ciekawil mnie odmienny, męski, punkt widzenia i opinia ludzi, którzy mają poglądy jednak niepopularne i głębiej analizują rzeczywistość niż „przeciętny Kowalski”.
Tu nie ma za bardzo co analizować. Masz dwie możliwości, albo jemu się magicznie odmieni i posłucha Ciebie, wyjdzie z tego i będziecie oboje szczęśliwi. Może być też tak, że jednak on wybierze swoje dotychczasowe życie, a Ty albo z nim zostaniesz na jego zasadach albo odejdziesz. Jak myślisz, który scenariusz jest najbardziej prawdopodobny?
Z mojego osobiście – jest to niedorzeczność. Natomiast z mych obserwacji tego świata, w tym innych (niż ja) mężczyzn, tak, jest to możliwe. Choć jak mówię ja tego kompletnie nie pojmuję. No, ale swego poglądu też i nie rozciągam na innych, ani go bynajmniej innym nie narzucam.
Jak wyżej. Tak, jest to możliwe, a nawet bardzo możliwe, przypuszczam też, że dość szeroko rozpowszechnione. Z tym że powody widziałbym tu dwa, jeden to ten wskazany już przez ciebie, czyli obawa przed (ową) samotnością, a drugi, chyba nawet ważniejszy, to presja społeczna na „bycie z kimś.” Btw. Odnośnie tej samotności. Dobrze jest odróżniać bycie samotnym od bycia samemu (Einsamkeit vs. Alleinsein).
No tak, równie dobrze będąc ze mną też może czuć się samotny. I to zapijac. Ale to już sprawa dla specjalisty, może przed nim się otworzy i uświadomi, jak poprawnie zrekompensować te deficyty.
Jest to w miarę prawdopodobna hipoteza, ale ja bym ją jednak rozszerzył:
Samotność, plus – co ważniejsze – WSTYD, że tę samotność odczuwa. Wstyd, że przebywanie w towarzystwie przyjaciela (którego już dawno nie ma, ze względu na podporządkowanie się jednego bądź drugiego ideologii wpajanej nam od dziecka) powodowało, że uczucie samotności odchodziło, a gdy przebywa w towarzystwie najbliższej kobiety – nie odchodzi.
Piszę o wstydzie nieprzypadkowo, bo wstyd jest silniejszym niż smutek bodźcem wpuszczającym w nałóg.
Jeśli praprzyczyną jest wstyd wzbudzany w nim przez już dziesiątki lat indoktrynacji, to trzeba wielu lat, aby go przezwyciężyć. Wstyd nie tylko odnośnie tego, co napisałem wyżej. Wstyd niespełnienia ogromnie wyśrubowanych wymagań „prawdziwego mężczyzny” w kwestiach takich jak odwaga, osiągnięcia zawodowe i wielu innych dziedzinach. Z resztą, samo popadnięcie w nałóg może być przyczyną wstydu, dzięki czemu powstaje dodatnie sprzężenie zwrotne wzmacniające nałóg.
Wstyd praktycznie wyklucza możliwość otworzenia się. Chyba że pod wpływem alkoholu, gdy wstyd ma dużo mniejszą kontrolę nad człowiekiem.
Nie odpowiem na pytanie co zrobić, bo obawiam się, że Ty nie możesz tego problemu rozwiązać.
Wybiorę kilka symptomatycznych cytatów, by później skomentować co tu widzę, a widzę typową dla mężczyzny w naszej kulturze sytuację. Wydaje mi się, że jestem w stanie się w jego położenie się wczuć. Pogrupuję cytaty, zmieniając ich kolejność gdy trzeba, by lepiej zobrazować co mam na myśli.
Powyższe cytaty są symptomatyczne. Nie ma obiektywnych (w myśl współczesnej kultury) problemów, ale nie ma też żadnej radości z życia, bo – co wynika z tekstu – nie robi NIC co sprawiałoby mu autentyczną satysfakcję.
Wszystkie aktywności, które sprawiały mu radość w młodości, odrzucił w myśl idei „najwyższy czas już dorosnąć”, a dodatkowo wiele z tych aktywności wymagało towarzystwa osób równie entuzjastycznie do danej aktywności nastawionych. Może pojawić się poczucie beznadziejności, bo nie wiadomo czym te dziecięce/młodzieżowe zachowania zamienić – po pierwsze ciężko samemu się przełamać i postąpić wbrew presji społecznej, po drugie – nawet gdyby się udało, to i tak jest duże prawdopodobieństwo, że trzeba będzie to robić w samotności.
Ja na przykład świetnie zdaję sobie sprawę, że przyjemność sprawiłaby mi taka zabawa, że poszedłbym z piłką na boisko piłkarskie i postrzelał na pustą bramkę z rzutu rożnego. Ale będąc mężczyzną w średnim wieku, nie mam śmiałości tego w pojedynkę zrobić (z resztą myśle że każdy kto próbował, zauważył że w tej akurat zabawie druga osoba jest bardzo pomocna). A nie wiem, jak znaleźć sobie kolegę, który ze mną pójdzie, bo i we dwójkę wiadomo, że będziemy postrzegani negatywnie, jako że niby to nie jesteśmy już dziećmi i nie powinniśmy się tak bawić.
Też kiedyś uciekałem od myśli o braku radości w moim życiu i nadal uciekam, ale w mniejszym stopniu. Jedyną pozytywną emocją, poza chwilowymi ekscytacjami, było poczucie dumy z paru aspektów życia, w których mi się układało. Jednak nie była to emocja satysfakcjonująca, bo mimo to miałem ogromny problem z bezczynnym spędzaniem czasu, gdy te wszystkie myśli zaczynały przez głowę przechodzić, więc starałem się wypełnić każdą możliwą chwilę, na szczęście mniej szkodliwymi niż picie alkoholu zachowaniami.
Jednak już samo pozbycie się wstydu, że czuję co czuję, sprawiło że jest łatwiej uzyskać spokój. Udało mi się odnaleźć jakiś niewielki zbiór aktywności, które przynoszą radość (a nie tylko dumę). Na analizowanie przeszłości i przypominanie sobie co kiedyś wzbudzało entuzjazm, analizowanie czy mam możliwość robić to teraz, poświęcam dużo czasu. Oczywiście smutek że jest jak jest często mi towarzyszy, ale – jak wspomniałem w innym komentarzu – dużo łatwiej powstrzymać się przed ucieczką od smutku niż przed ucieczką od wstydu. I dopiero po pozbyciu się wstydu, da się realnie zająć problemem i podejmować działania by go zmniejszyć – i zaczyna się odczuwać, że życie ma sens.
Na koniec dodam, że często spotykam się z określeniem „topić smutki w alkoholu”, ale nie wierzę że alkoholicy topią smutki, a nie trudniejsze do opanowania emocje.
Ja na przykład świetnie zdaję sobie sprawę, że przyjemność sprawiłaby mi taka zabawa, że poszedłbym z piłką na boisko piłkarskie i postrzelał na pustą bramkę z rzutu rożnego. Ale będąc mężczyzną w średnim wieku, nie mam śmiałości tego w pojedynkę zrobić (z resztą myśle że każdy kto próbował, zauważył że w tej akurat zabawie druga osoba jest bardzo pomocna). A nie wiem, jak znaleźć sobie kolegę, który ze mną pójdzie, bo i we dwójkę wiadomo, że będziemy postrzegani negatywnie, jako że niby to nie jesteśmy już dziećmi i nie powinniśmy się tak bawić.
E tam. Ja często tak wychodzę, nawet sam i nic mnie nie obchodzi co ludzie powiedzą. Zawsze miałem pakę od piłki, oni dalej chętnie pograją, ale oczywiście mają więcej obowiązków. Oczywiście jak się nikogo takiego nie ma i nie miało to znaleźć trudniej, ale czasem są znajomości internetowe, gdzie fartem się uda, że się nie mieszka daleko od siebie i też się można na jakąś aktywność spotkać.
Łatwo powiedzieć „nie obchodzi mnie”. Ale to nie jest to końca tak. Zewnętrzna presja jednak w jakimś tam stopniu oddziaływuje i zmniejsza przyjemność z aktywności, czasami to tego stopnia, że człowiek zrezygnuje z jej wykonywania (analogicznie jak duma wynikająca z ogromnego szacunku społecznego dla jakiejś innej aktywności może spowodować, że człowiek ją wykonuje, chociaż sama w sobie wcale nie sprawia przyjemności). Ja osobiście akurat pokopać piłki w pojedynkę nie chodzę z dokładnie tego a nie innego powodu.
Może to co piszę o tej sytuacji brzmi trochę negatywnie, ale dobrze pamiętam czas, gdy bałem się rozważyć prawdziwą przyczynę dlaczego niektórych rzeczy nie robię i wmawiałem sobie i innym, że nie mam z tym żadnego problemu.
Spędziłem sporo czasu na obserwacji młodzieży w spontanicznych sytuacjach (na podwórku, na boiskach). Co mi się rzuciło w oczy, to że w przeciwieństwie do dorosłych, większość czasu na boisku spędzają w inny sposób niż grając mecz. Niektórzy nawet przychodzą na boisko pokopać/porzucać/poodbijać (zależnie od rodzaju gry nożna/koszykówka/siatkówka), natomiast do większości meczy nie przystępują.
Dla dorosłego nie ma jakiejś nadzwyczajnych trudności w znalezieniu grupy do zagrania meczu, natomiast jest ogromny problem w zebraniu małego grona, za małego do zagrania meczu, ale w którym to gronie można sobie spędzić czas na tylko pewnych wycinkach pełnej gry. Grywam mecze, ale tych pozameczowych zabaw jednak mocno mi brakuje. Można niby przyłączyć się do młodzieży, ale raczej problematyczne byłoby zintegrowanie się z grupą do tego stopnia, bym mógł do któregoś z nich zadzwonić, czy może idzie gdzieś grać (nie chce mi się w tej chwili rozwijać, jakie konkretnie są to problemy, ale są bardzo realne i poważne – kulturowe, nie instynktowne).
FanatykMGTOW dzięki