Co trapi dzisiejsze, nietradycyjne już małżeństwo?

Zostań darczyńcą/podziękuj autorowiJeśli doceniasz stronę i nie chcesz, by zniknęła z internetu kliknij, by wybrać sposób wsparcia 🙂

Co trapi każde, a nie tylko dzisiejsze małżeństwo? Brak miłości. Nie ma też innego powodu rozwodu. Wszystko się na niej zaczyna i kończy. Reszta podawanych powodów jest tylko skutkiem braku miłosnej postawy wobec partnera/partnerki i zaniechań w tym obszarze. Czy widzimy zdradę, uzależnienia, agresję/przemoc, manipulacje, niedostępność emocjonalną – gdyby zaistniała prawdziwa, dojrzała miłość w rodzinie – tych zachowań, by nie było. W związku – nie byłoby szansy na rozstanie. Tu jest jednak pułapka – to, że para się nie rozstaje wcale nie oznacza, że u tej pary zachodzi miłość. Czasem jest tak po prostu wygodnie, bezproblemowo, dana osoba wykalkulowała, że ten biznes się jej opłaca i nazwie to miłością, choć nią nie jest…

I przez taką przedmiotową, fałszywą „miłość” rodziców rodzą się neurotycy, lub narcyzi, którzy mają wielkie problemy z budowaniem relacji i też się rozwodzą, też wikłają się w toksyczne związki…

Nie ma oczywiście wielu uniwersalnych rad dla małżeństw, by w 100% zapewniały szczęście i trwałość. Jesteśmy zbyt skomplikowanym bytem jako ludzie, by każdemu z osobna dać prosty trik naprawiający każdy problem. Jednak są pewne czynniki, którymi się podzielę, na które znalazła odpowiedzi też nauka, które poprawiają przede wszystkim jakość naszych relacji, pomagają też nam zrozumieć jak powinniśmy wyrażać miłość, ale też co jest niestety największymi kośćmi niezgody w małżeństwach.

Prawdopodobnie będzie to seria artykułów, ponieważ każdą sferę prowadzącą do rozpadu wielu małżeństw (związków) chciałbym opisać szczegółowo. Ten artykuł jest artykułem wstępnym, zarysowującym zagadnienie.

Czym jest miłość? – nie wiemy. Jak wspierać? – nie wiemy. Czy jesteśmy egoistami? To nie o nas!

nietradycyjne małżeństwo

Patrząc na skalę rozstań, zdrad, rozwodów, czy rosnącej skali singielstwa („stawiania na siebie”), ludzie mają naprawdę duże problemy, by umieć kultywować miłość i wiedzieć czym ona naprawdę jest. Szczególnie dla młodych ludzi trwanie w związku, w którym nie wszystko idzie z płatka jest ciężarem.

To też młodzi ludzie częściej za miłość uznają przyjemne emocje, a nie swoje czyny, które muszą o miłości świadczyć. Nie mając ponadprzeciętnego kontaktu ze swoim wnętrzem (introspekcji) nie wiedzą, że emocje, które czują to nie miłość, bo są one egoistyczne (własne), a są to często: aprobata, akceptacja, zaspokojona próżność np. z powodu adorowania, zauroczenie/zakochanie, pożądanie, bezpieczeństwo, lub niebezpieczny dreszcz emocji (traktowanie związku jak wyzwania), czy wręcz arogancka, narcystyczna i zadowolona roszczeniowa postawa (bo ktoś tej osobie w jakiś sposób służy, zapewnia zyski).

Rozwiązaniem większości problemów jest świadome rozpoznanie własnych potrzeb i celów, a następnie miłość. Miłość, której podstawy znamy i łatwo opisujemy. Nie powtarzając formułek o niej, nie to co jest politycznie poprawne, a to za co naprawdę ją uważamy. I jeśli coś jest nie tak – korygujemy, by nie wplątać się w kłopoty i czarować się, że to nie ma znaczenia.

Rozstajesz się, lub rozstałeś(aś) z kimś? Na pewno brakło miłości w tej relacji – jak nie z jednej strony, to z drugiej, albo z obu. Nie ma tak, że nie dało się NIC zrobić, by związek przetrwał. Zrobiliście po prostu ZA MAŁO. Byliście zbyt słabą DRUŻYNĄ – wasza współpraca była zbyt nikła. Często ignorowaliście GRANICE postawione przez stronę drugą, narażając ją na ZŁOŚĆ i nic sobie z tego nie robiliście. Bo wygrywało ego (własne ja), a nie szersze spojrzenie na relację i porzucenie choć jednego swojego przyzwyczajenia, do osiągnięcia porozumienia z drugim człowiekiem.

Pomyślcie, że jak byście dali choć 5% więcej miłości i zaangażowania dla partnera to może karta, by się odwróciła? Ale jest to trudne, bo chcemy „po swojemu”, musi wyjść „na nasze”,  bardzo trudno w takiej sytuacji o kompromis, elastyczność, trudno posłuchać kogoś, bo „jesteśmy najmądrzejsi”, albo nawet – chowamy uraz i szukamy powodów, by nie dać tej miłości, by powiedzieć „jego/jej wina”, by jednak zracjonalizować sobie to rozstanie. Tak jest łatwiej.

Cytując polskiego pisarza, Wiesława Myśliwskiego:

Na dłuższy związek już człowieka dzisiaj nie stać. Każdy za czymś goni, do czegoś się wspina, to z kimś drugim jak z kulą u nogi. Mówić się już nie chce, a tu trzeba. Nie ma o czym, a tu trzeba…

I nie chodzi o to, by popaść w skrajność i wmawiać sobie, że wszystko co najgorsze w związkach jest tylko naszą, własną winą, ale o to, że nie zastanowiliśmy się, czy jakbyśmy dali te trochę % więcej, czy byłoby lepiej. Łatwiej jest nie chcieć poznać tej odpowiedzi i szukać potwierdzeń świadczących o tym (fałszywie), że SIĘ NIE DA/NIE DAŁO.

Większość problemów rozstających się par DA SIĘ rozwiązać

małżeństwo i coraz większy procent rozwodów

Żeby do miłości doszło ludzie muszą być jej świadomymi, muszą wiedzieć czym ona jest, muszą chcieć ją dać, muszą podchodzić do człowieka z pozycji darów, pomocy, wsparcia, słuchania, budowania więzi, wyznaczania wspólnych celów, ale też wzajemnego stawiania granic, za których złamanie będą grozić konsekwencje. Miłości nie buduje się tworzeniem list wymagań, stawianiem na swoim i postawą krytyczną.

Postawa świadomego kochania to nie jest jakiś powszechny trend dzisiejszego społeczeństwa, które porzuciło nauki na ten temat i tak naprawdę w relacje wchodzą w sposób emocjonalny, nieświadomy, kierują się w doborze „tym czymś”, co przyciąga samoistnie i samoistnie się wypala. Oni czasem w ogóle nie wiedzą dlaczego się z daną osobą związali! Ludzie stają się bierni i nieodpowiedzialni za swoje relacje, dzięki takim postawom, a każdy problem zrzucają na drugą stronę, lub „niedopasowanie”, które zawsze jest zbyt trudne, by je pokonać. Nauka wyszukiwania wad w ludziach, ale też wymówek nie jest naprawdę trudna, zło i egoizm jest zawsze łatwiejszym wyborem. Jest to tym łatwiejsze, że im lepiej znamy naszego partnera, tym więcej znamy jego słabych punktów, czy wad. Jeśli są one wykorzystywane po to, by wygrywać dyskusje, przekonywać do swoich racji (do łechtania własnego ego), czy po to, by jakoś partnera poniżyć i ukarać to nie ma co się dziwić, że nawet największa miłość zamienia się w nienawiść.

Trudna zatem jest postawa odwrotna, znajdywania rozwiązań, zwiększania swojego wkładu, inwestowania (nie chodzi tylko o pieniądze), kreatywne wyszukiwanie celów dla obojga, wspólnych możliwości spędzania czasu/rozwoju zainteresowań czy pasji, ale też wyszukiwaniu zalet, pozytywów, tych małych rzeczy, które będą składową wielkiej, choć przyszłej dopiero budowli. Niecierpliwy człowiek, który żąda natychmiastowej nagrody, który zawsze przyszłość widzi w czarnych barwach, ale też który skupia się na tym co parę różni (uznając za fakt niezaprzeczalny i nie do zmiany) – nie będzie tego potrafił, nie rozwiąże problemów i będzie prowodyrem rozstania.

Niejednokrotnie rozmawiałem z sędzinami (głównie), które twierdziły, że większość problemów z którymi przychodzą pary do sądów jest błaha. Rozwód tak naprawdę jest tylko w ich ocenie zaniechaniem tony tych wcześniejszych, błahych problemów, które urosły do takiej rangi, że ludzie są na siebie albo wściekli, albo już totalnie zawiedzeni, albo dla zabicia niedostatku zdradzają się. Brakowało w ich małżeństwach szybszej reakcji, pokory, przeprosin, zmiany, prób wzmocnienia więzi, czy nawet chęci podjęcia terapii.

Ludzie też niewystarczająco przed zawarciem małżeństwa sprawdzają (znają) partnera. Nie wiedzą nawet czy jest on kimś wartościowym. Ci ludzie nie do końca nawet potrafią ułożyć sobie definicję człowieka wartościowego w głowie, więc tym samym nie mają punktu odniesienia co będzie dobre, a co złe, co zapewni trwałość, a co nie. Oni nie wiedzą czy partner zostanie i pomoże w ich problemach. Jak on ucieka, wycofuje się, reaguje negatywnymi emocjami na problemy (szczególnie właśnie tego drugiego partnera) – nie nadaje się do poważnego związku. Łatwiej jednak przymknąć oko, szczególnie w fazie „zakochania”, by potem liczyć na cudowne zmiany charakteru. Bajkowe marzenia się nie ziszczają, choć występuje zdziwienie.

Ale to nie jedyne problemy, które generuje dzisiejsze, wolne społeczeństwo dla małżeństw i związków.

Co w rodzinie to nie zginie

nienawidzący się rodzice i małżonkowie

Dzisiaj płcie nie wiedzą jak się zachowywać w związkach, jako partnerzy i jako płcie. Jeśli rodzice nie nauczyli dzieci odpowiednich zachowań, a same dzieci się nie rozwijają świadomie (przede wszystkim rozumiejąc siebie w pełni) to wejdą prawdopodobnie w taki sam typ związku, jak oni będąc praktycznie kalką w kalkę kopią rodziców. Problemem jest też oczekiwanie, że z jednej strony partner będzie miał inne cechy, niż my, by ciekawił, a z drugiej, by był… naszą kopią. Bo tak jest łatwiej, nie trzeba się umieć dogadać, docierać, poznawać głębiej. Wielkim problemem jest też oczekiwanie od partnera, że będzie odwdzięczał się nam w ten sposób, w który my oddajemy mu uczucie. On się różni, on ma inne doświadczenia, on wychował się w innej rodzinie, on jest inną płcią. Nie można oczekiwać, że ktoś zrobi, tak jak tego oczekujemy, jeśli w ogóle nie leży to w jego naturze, a nawet w jego płci! Niestety partnerzy potrafią sobie robić na tym poziomie wyrzuty i to przed w ogóle wydaniem komunikatu o tym, jakie są nasze potrzeby i jak byśmy chcieli, by dane zachowanie w danej sytuacji wyglądało…

Dziś zawiera się coraz mniej ślubów, tym bardziej kościelnych, więc przyszli małżonkowie nie uczęszczają na nauki przedmałżeńskie, by zrozumieć w pełni jego istotę (a następnie ją utrwalać).

O małżeństwie zatem, dziś w dobie laicyzacji będę mówić jak o typowym, nieformalnym nawet związku. Nie jest ważnym, że mężczyzna i kobieta nie wzięli ślubu. Ważne, że mogą i powinni starać się sprawować rolę męża i żony, partnera i partnerki, przyjaciela i miłości, niezależnie od tego czy są nimi na papierze. Albowiem to nie papier zmienia naszą mentalność i chęć starań, a musi wynikać z nas samych, byśmy mówili o szczerych i czystych intencjach. Zawierając związek, wyznając miłość – mężczyzna staje się mężem, kobieta żoną i powinni wziąć za swoją rolę, swoje słowa, oraz uczucia odpowiedzialność.

Małżeństwo drastycznie zmieniło swoją formę na przestrzeni ostatniego wieku

wzrost liczby rozwodów

Nie jest nową informacją, że płcie się pogubiły (ze względów, które opiszę poniżej) i do końca nie wiedzą czego mogą oczekiwać, ani po sobie, ani małżeństwie. Małżeństwo ogromnie zmieniło formę w ostatnim wieku (w następnym artykule opiszę je jako „małżeństwo 2.0”). Kulturowo miało ono chronić rodzinę, monogamię, podnosiło status społeczny pary, ale było też formą zabezpieczenia obu małżonków z osobna (ojcowie dominowali w rodzinie, ale w zamian zapewniali jej byt, kobiety rodziły dzieci i zapewniały wsparcie, czy opiekę nad domostwem). Małżeństwo uczyło też (oczywiście z różnym skutkiem) pokonywania wspólnie trudności, a więc dojrzewania i stawania się wartościowym człowiekiem na którym można polegać w każdej sytuacji.

Postawa przychodzenia „na gotowe” i „na dobre”, a nie „na dobre i na złe” jest dzisiaj częstsza, mimo naprawdę wielkiego odzewu od tych samych ludzi, którzy mówią „nad związkami trzeba pracować”. Tyle, że praca kończy się na wyrażaniu górnolotnych słów.

Jak Owidiusz mawiał:

Radość bez niebezpieczeństwa (jej stracenia) traci swe największe wdzięki.

Ot pójście na łatwiznę nie jest czymś co daje prawdziwą satysfakcję i co ludzie potrafią docenić. Tak samo miłość bez żadnych problemów, inwestycji, w tym poświęceń i pokonanych razem przeszkód nie wzmacnia więzi kochanków, a co jest kluczowe, by można było razem przetrwać aż do śmierci.

Każdy, kto sporo zainwestował w związek, pokonał wiele problemów wspólnie – zastanowi się tysiąc razy zanim odejdzie. Ten, co przychodził na gotowe – uzna, że mu się to po prosu należało i odejście dla niego będzie kwestią bardzo prostą, tym bardziej, gdy inna osoba będzie kusić ją większym zyskiem (a jak wiemy, z miłością wtedy to nie ma nic wspólnego).

Czym jest naprawdę małżeństwo w XXI wieku?

Dziś małżeństwo nie jest niczym innym, jak przekształceniem związku nieformalnego w związek formalny (czyli nie zmienia dosłownie nic na lepsze), ale… o bardzo kruchych podstawach i łatwo rozerwalnej umowie (a przecież „Pacta sunt servanda”!). Szczytna przysięga małżeńska nie ma większego znaczenia dla wielu niestety ślubujących. Ot formułka taka sama, jak powiedzieć „kocham”, a następnie zmienić zdanie i powiedzieć „nie kocham” w sytuacji naprawdę dowolnej (zwykle zrzucając winę poza siebie, a nie na swój brak odpowiedzialności za tworzenie miłości) i wystąpić o rozwód, czy rozstać się kompletnie nie chcąc zauważyć elementów do poprawy w sobie.

Dla innych małżeństwo jest:

  • Chybionym lekarstwem na nieszczęście, brak satysfakcji czy „bezpieczeństwa” (małżeństwo zostało wyidealizowane głównie przez kobiety, które częściej na nie naciskają i częściej się przez to nim zawodzą*)
  • Uległością nieświadomych mężczyzn wobec kobiet toksycznych, którzy sądzą, że po zawarciu małżeństwa toksyczna kobieta przestanie robić awantury, czepiać się, będzie ich chwalić (nagroda), a do tego będą mieli nielimitowany seks na wyłączność (jak badania pokazują jest zupełnie na odwrót – ale o sferze seksualnej w małżeństwach porozmawiamy w jednej z kolejnych części tej serii)
  • Formą sztucznej celebracji (niedojrzałe osoby sądzą, że stan weselny, sielanka nie będzie zastąpiona trudną i nudną prozą życia)
  • Próbą zamaskowania swojego błędu przy zabezpieczaniu się, lub jego braku tzw. „wpadki”
  • Dzięki feminizmowi, rewolucji seksualnej, „wyzwoleniu kobiet” i ignorancji (głównie prawnej i psychologicznej) mężczyzn małżeństwo zabezpiecza praktycznie tylko kobiety (albo wręcz – nikogo), a sam rozwód jest nierzadko próbą wyłudzenia alimentów i zasiłków przez nie (najczęściej rozwodzą się pary z jednym dzieckiem i najczęściej pozew składają kobiety)
  • Przez łatwość rozwodów małżeństwo wcale nie chroni pożytecznej dla społeczeństwa monogamii, więc jest czasami jedynie sztuczną, krótkotrwałą fasadą dla osób konfliktowych, czy poligamicznych

* Rozwiązanie czasami jest bardzo proste: zrezygnować z dążenia do związku idealnego, a do dobrego, lub względnie dobrego. Realne cele nie mogą być nigdy dyktowane postawami skrajnymi: „idealnie” na zmianę z „fatalnie”.

Najczęstsze błędy par (nie tylko małżeńskich) skutkujących rozstaniem i rozwodem

1. Ucieczka tzw. „dużych dzieci” od odpowiedzialności, lub przerzucanie jej:

Twoje problemy są twoimi problemami, nie pomogę, nie chcę, nie umiem, nie dam rady, za trudne! Niech zrobi to ktoś inny, radź sobie sam(a).

2: Granie ofiary:

Niszczysz mnie swoimi problemami! Czuję się przez Ciebie źle! Wszystko jest Twoją winą!

3. Narcystyczne wywyższanie się i manipulowanie obrazem związku:

Jestem za dobrą osobą! Nie mam sobie nic/wiele do zarzucenia wobec tych problemów, a nawet daję od siebie za dużo! Nikt nie dałby, tyle co ja!

4. Toksyczne zachowania: roszczeniowość (żądania), szantaże, wypominanie (przeszłości się nie zmieni, więc jest to nieskuteczne), sarkazmy (drwiny), pasywna-agresja i zachowania kontrolujące: zaborczość, czy zazdrość.

5. Tłumienie emocji, zadr i żali, które w kumulacji wybuchną w najmniej oczekiwanym momencie (najczęściej, gdy będzie się oczekiwało właśnie tych dobrych emocji, dobrych zachowań i tym większe spotka nas rozczarowanie).

Tłumienie jest zazwyczaj skutkiem tego, że drugiej stronie brakowało wcześniej empatii, była krytyczna, niszczyła wiarę w siebie, lub była przesadnie dociekliwa, stawiała pod ścianą – żądała „mówienia wszystkiego i jeszcze więcej”. Brak empatii to brak składowej miłości, zatem ludzie się wzajemnie NIE będą rozumieć.

6. Zależność od rodziców, lub stawianie innych ludzi, niż mąż, lub żona na wyższym miejscu (a co za tym idzie postawy „wiem lepiej co dla nas/ciebie dobre” i stawianie przed faktami dokonanymi bez konsultacji)

Jakie decyzje byśmy nie podejmowali potrzebujemy zawsze na pierwszym miejscu pomyśleć o żonie, lub mężu. Nie rodzicu, nie dziecku nawet, nie znajomych, a już na pewno nie myśląc tylko o sobie. Nie ma większego błędu, niż bycie w związku, wyznawanie miłości, a zachowywanie się, jakby było się samotnym bytem, lub bytem bardziej związanym z kimś innym, niż z naszym NAJBLIŻSZYM partnerem!

Osoby niedojrzałe nie tolerują też naturalnego faktu, że życie to zmiana, wzloty i upadki (tolerują tylko wzloty, zyski i ich bezpieczeństwo). Nie jest nam trudno zauważyć, że choćby jedząc tę samą, nawet najlepszą potrawę w końcu nam… brzydnie, nie możemy na nią patrzeć, nie wchodzi nam. To samo z rzeczami, które robimy kompletnie rutynowo, nie tylko w sferze emocjonalnej, ale i choćby w kontekście pasji, czy pracy. Młodym małżeństwom nie mówi się dziś, że ta zmiana u ludzi zawsze przyjdzie, bo nie jesteśmy przystosowani do tolerowania stagnacji. Chcemy więcej, lepiej, inaczej i jedyne co możemy to się temu wspólnie przeciwstawiać. Możemy to robić wymagając na początku od siebie, by dać, by pomyśleć, by coś zrobić co choć na moment da nam chwile wytchnienia od rutyny, ale też, by nie uważać, że każdy problem to WIELKI PROBLEM i wyolbrzymiać go na tyle, by robić z siebie męczennika, czy też z partnera sprawcę wielkiego zła.

Ale na pierwszym miejscu powinno się odkrywać UNIKALNE cechy partnera/partnerki, UNIKALNE jego/jej potrzeby, czy pragnienia i starać się im sprostać. Rozsądnie i z pozytywnym nastawieniem. Ten sam partner powinien znać dobrze siebie, by umieć prosto wyjaśnić czego potrzebuje…

Bez świadomości siebie, swoich wyborów, świadomości definicji miłości, umiejętności rozwiązywania problemów i w ogóle znania tych problemów związków/małżeństw – nie uda się na pewno pokonać tego co trapi tak dużą ich ilość.

Większość osób ignoruje tę wiedzę i ma tak przesadnie wysoką samoocenę, że sądzi, że jemu/jej się to wszystko nie zdarzy.

Statystyki dowodzą temu, że ta sama większość się myli.

Ciąg dalszy nastąpi.

 

Nowy profil na Facebooku: https://www.facebook.com/swiadomosczwiazkow

Spodobał Ci się mój artykuł i moja praca tutaj? Spójrz poniżej w jaki sposób możesz podziękować! Dzięki regularnemu wsparciu mogę ocenić, czy moja praca się przydaje. We wszystko co tutaj widzisz inwestuję samodzielnie (również finansowo) i nie chciałbym by skończyło się to zniknięciem strony z internetu 🙂

wpłata na konto bankowe

Nr konta: 20 1870 1045 2078 1033 2145 0001

Tytułem (wymagane): Bezinteresowna darowizna

Odbiorca: SW

Będę wdzięczny za ustawienie comiesięcznego, automatycznego zlecenia wpłaty, ponieważ moja praca również jest regularna. Preferuję wpłatę na konto, ponieważ cała kwota dociera do mnie bez prowizji.

BLIK, przelewy automatyczne (szybkie), Google/Apple PAY i zagraniczne (SEPA) - BuyCoffee

Kliknij, by - kliknij w obrazek

Nie trzeba mieć konta na tym portalu i jest wybór przelewów anonimowych (np. BLIK). Nie trzeba podać prawdziwych danych. Niestety prowizja to 10%.

Paypal - kliknij w obrazek

darowizna paypal

Dla darowizny comiesięcznej zaznacz "Make this a monthly donation." Tutaj też są prowizje, ale można wspierać comiesięcznie w prostszy sposób, niż ustawia się to w banku. Coś za coś.

Tutaj przeczytasz więcej o podejmowanych działaniach i o samych darowiznach.

PS. Potrzebuję też pomocy z SEO, optymalizacją WordPress i reklamą (strona nie dociera do wielu ludzi). Szukam też kogoś z dobrym głosem do czytania tekstów.

UWAGA: Teksty zawarte na stronie mają charakter informacyjny, lub są subiektywnym zdaniem autora, a nie poradą naukowo-medyczną (mimo, że wiele z informacji jest zaczerpniętych z badań). Autor nie jest psychologiem, nie "leczy", a jest pasjonatem takich treści, który przekazuje je, lub interpretuje po swojemu. Dlatego treści mogą być niedokładne (acz nie muszą). Dystans do nich jest wskazany. Autor nie daje gwarancji, że jego rady się sprawdzą i nie ponosi odpowiedzialności za ewentualne szkody wywołane praktykowaniem jego wizji danego tematu. Autor nie diagnozuje nikogo, a jedynie opisuje tematy z własnej perspektywy. Artykuły na stronie nie powinny zastępować leczenia, czy wizyt u specjalistów (chyba, że czytelnik ceni mnie bardziej, ale to jego osobista decyzja) i najlepiej jakby moje teksty były traktowane jako materiał rozrywkowy, lub jako ciekawostki. Autor (czy też autorzy, bo artykuły pisało wiele osób) nie uznają, że ich recepty na życie są i będą idealne - każdy używa ich na własną odpowiedzialność.