„Dobry” feminizm, feminazizm i sposoby konfliktowania społeczeństwa
Spis treści
- 1 Feminizm jako odmiana nazizmu i totalitaryzmu, a więc przyjaciel socjalizmu i… Czerwonych Khmerów
- 2 Dyskryminacja pozytywna i lekceważenie męskich problemów, czyli cierpcie mężczyźni za lata „uciskania” kobiet
- 3 W naturze każdego CZŁOWIEKA (nie mężczyzny, nie kobiety) jest zło i dobro. Zakładajmy dobro, choć bądźmy ostrożni
- 4 Dobre feministki i złe feministki. Jak je rozróżnić?
- 5 Manosfera się łączy, ale czy będziemy mieć wystarczającą siłę przebicia?
- 6 Podsumowanie. Feminizm to tylko jeden z wielu elementów systemu skłócającego ludzi
- 7 Wpisy powiązane:
Należy w końcu kategorycznie odpowiedzieć na pytanie czy istnieje dobry feminizm, jakie ma podstawy i jakie ma realne cele. Sprawdzicie zaraz sami czy metodologia działania twórców feminizmu i feministek nie przypomina działań ludzi, od których twierdzą, że się odżegnują, jak w przypadku „wujka” Hitlera i nazistów. Spróbuję dziś też opisać czy w tym pseudorównościowym świecie fałszywie dobrych elit politycznych jest szansa na coś lepszego niż stopniowo wprowadzane polaryzacje i nienawiść wszystkich ludzi do siebie (po cichu, bez oporu, naturalnie), ale też czy świat poprawnie dba o samych mężczyzn i jakie mogą być skutki tego, że może jednak nie dba wystarczająco…
Feminizm jako odmiana nazizmu i totalitaryzmu, a więc przyjaciel socjalizmu i… Czerwonych Khmerów
Całościowe działania feminizmu są wezwaniem do rewolucji w iście neomarksistowskim i totalitarnym stylu. Mamy tu winę klasową, określonego wroga i domniemanych wybawców. Mamy też fałszywe stereotypy, zakłamane badania i statystyki na temat płci (głównie – wybielające kobiety i świadczące negatywnie o mężczyznach), ale i udawanie dobrych intencji (lub co gorsza – wiara w nie).
Naziści też mieli „naukowe” uzasadnienia tego co robili. Bogacze też „uciskali” biedną klasę robotniczą. Jeśli ktoś się nie zgadzał z nazistami mógł być wyeliminowany bezprawnie, przez terror, nacisk, a nawet jak wiemy Hitler wywołał wojnę uzasadniając ją w podobny sposób. W tym momencie wojny prowadzone są przy pomocy manipulacji umysłami – inżynierią społeczną.
Pamiętajmy, że Hitler zaczął karierę jako lewicowy ekstremista, ale dziś jeśli ktoś chciałby go nazwać „lewakiem” to by został wyśmiany – ale to byłby tylko i wyłącznie wynik braku wiedzy śmiejącego się hipokryty – także lewaka.
Tak więc feministki korzystają z tych samych mechanizmów działania, ponieważ posiłkują się wojną klasową (tu – płciową), a wrogiem jest mężczyzna i każdy kto się z feminizmem (a raczej femiNAZIZMEM) nie zgadza.
Ciekawe jest też podobieństwo feminizmu z Czewonymi Khmerami – ekstremistycznym ugrupowaniem komunistycznym ludu Kambodży.
Czerwoni Khmerzy nie wykazywali w trakcie wojny oznak fanatyzmu, który ujawnił się dopiero w okresie ich rządów, a przynajmniej nie był on dostrzeżony przez ogół społeczeństwa i władze.
Wielu ludzi tak samo nadal nabiera się na feminizm, który nawet gdy nie jest zawsze radykalny (by nie pokazać póki co swojej prawdziwej twarzy), nie stara się pokazać swojej pełni nienawiści i realnych celów to zbiera popleczników i popleczniczki dzieląc nasze społeczeństwo. Niby walczy o równouprawnienie, niby nazywa się ugrupowaniem tolerancyjnym, dobrym, szanującym, a walczy tylko o uprzywilejowanie domniemanej, uciskanej grupy społecznej zwanej kobietami. Jeśli chodzi o tolerancję, to oczywiście także uznaje, że tolerować należy wyłącznie ich opinie, a inne poddawać ostracyzmowi.
Wszelkie te mechanizmy opierają się na chęci szukania władzy (niszcząc stopniowo fundamenty), na zawiści, nienawiści, bucie, chciwości, rozpuście, na manipulacjach i kłamstwie. Jeśli taka ideologia ma duży głos w społeczeństwie, jeśli wpływa na umysły ludzi to te umysły chłoną te same cechy.
W podobny sposób feministki atakują:
- macierzyństwo (jako produkt zniewolenia, czy cierpienia kobiet i budowania w nich kompleksu niższości)
- małżeństwo (chroniące monogamię, budujące odpowiedzialność, ale też wartości jak lojalność, wspólnota, czy miłość – przy czym motywują do rozwodów i skupiania na swoim egoizmie)
- czy rodzinę (próbując wchodzić w dotychczas męskie sfery, poświęcając rolę matek i rywalizując z mężczyznami), a przecież jest to najważniejsza komórka całego społeczeństwa bez której przestalibyśmy wszyscy istnieć!
Dyskryminacja pozytywna i lekceważenie męskich problemów, czyli cierpcie mężczyźni za lata „uciskania” kobiet
Nie raz, nie dwa słyszałem też inne nawet nie-feministki (nawet na stronie tutaj), które mówią, że my, aktualnie żyjący mężczyźni musimy ponieść konsekwencje za lata „ucisku kobiet” (np. branie do wojska, śmierć w wojnach, śmierć w ciężkiej i ryzykownej pracy, mus utrzymania rodziny, a jak nie to „bykowe”, surowe standardy bycia męskim fizycznie i psychicznie, brak empatii do nas, tłumienie emocji, wymóg posiadania inicjatywy i umiejętność bycia odrzucanym, wyróżnianie się cechami w społeczeństwie, mus osiągania wysokiego statusu, poleganie wyłącznie na sobie, możliwość innych polegania na nas itd…).
Ich lekceważące twierdzenie:
Może jesteście lekko dyskryminowani od 10-15 lat, więc to jest nic złego w porównaniu do milionów lat uciemiężania kobiet. Nie narzekajcie.
Odpowiadam zawsze, że ten ucisk wyłącznie kobiet to propaganda, która ma nastawić kobiety przeciw mężczyznom, ponieważ społeczeństwo zbudowane zostało przy pomocy współpracy, a sami mężczyźni też nie mieli nigdy lekko (teraz też nie, warto poczytać w jakich obszarach jesteśmy dyskryminowani i w jakich rejonach kobiety są uprzywilejowane).
Czy dzisiejsza kobieta chciałaby być dzisiejszym mężczyzną? Czy identyfikowanie się z rolą ofiary rozwiązuje jej problemy?
Od męskości i męstwa wymaga się więcej i zależy więcej. Fakt, czy opinia? Bycie określonym jako bardzo męski może być zdecydowanie trudniejsze do osiągnięcia niż, gdy o kobiecie się mówi, że ma być kobieca – tym bardziej w dobie „uwolnienia” kobiecości. W przeszłości było kilka eksperymentów społecznych, w których kobiety przebierały się za mężczyzn i próbowały nimi być – co wcale nie było dla nich miłe, bo świat męski jest twardszy, nie wybacza. Także gdy się obcuje z kobietami.
Kobiety za to dziś mogą być jak mężczyźni, czy robić to co mężczyźni, nadal będąc określane kobiecymi, ale także zachowując tradycyjną kobiecość i też być określaną tak samo. Przez propagandę feministek zbyt wiele kobiet mylnie sądzi, że urodzenie się mężczyzną to życie na poziomie łatwym w tych czasach (i wszystko z nieba spada, łącznie ze stanowiskiem kierowniczym), choć to tylko ich problem z nieumiejętnością docenienia czasów, w których żyją, gdy kobiety są naprawdę traktowane ulgowo w praktycznie każdej sferze – dosłownie jak dzieci.
Marcin Meller w wywiadzie pyta czy kobiety chciałyby na pewno być mężczyznami.
Jak dobrze wiemy ofiary są uprzywilejowane, czy te prawdziwe (i w porządku), czy fałszywe (to już nie bardzo). Ofiarom coś się należy. Lewicowe ideologie uczą właśnie tego, by tkwić w tej łatce, rozpowiadać o niej, czuć się nią i zamykać na tym temat. Praca ma spocząć na domniemanych oprawcach, nikim więcej. I to właśnie kobiety są motywowane do utożsamiania się z łatką ofiary i to się tak łatwo nie skończy, ponieważ uprzywilejowanie jest korzystne, a wykreowanie się na ofiarę – łatwe. Praca nad sobą – ciężka.
Kobietą jest się od urodzenia, a jak nawet nie jest np. jest się otyłą i agresywną, to wprowadza się ruch „body fat acceptance” i staje się feministką, by móc chronić swoją samoocenę, oczywiście nie czując presji, by zmienić się na lepsze, by dojrzeć, by się rozwinąć, by być zdrową – lepiej pozostać małym dzieckiem, bo to jest wygodne, ale i szkodliwe (ale tego te niedojrzałe dziecko nie zauważy, ponieważ problemy i odpowiedzialność widzi cały czas tylko poza sobą – najwyżej społeczeństwo na jego choroby zapłaci). Żądanie takiej, maksymalnej akceptacji, nawet gdy ma się cechy toksyczne czy to dla innych ludzi, czy siebie jest wyrazem totalnej bierności i lenistwa, ale też zbyt wysokiego mniemania o sobie przykrytego kreacją na ofiarę. Wyrazem rozpieszczenia. Problem polega na tym, że jedną płeć się rozpieszcza, drugą obwinia o wszystko co najgorsze i stosuje restrykcyjne dla niej normy w imię tej fałszywej RÓWNOŚCI.
Nikt, kto ma choć IQ na poziomie 80 i operujący logiką w przeciętny sposób nie zgodziłby się na to. Za to zaburzone i mało inteligentne osoby zgodzą się chętnie, a tych będzie tylko coraz więcej, bo brakuje oporu. I jak to w demokracji bywa, jak większość będzie zaburzona, to mniejszość, nawet jakby była mądrzejsza nie ma nic do gadania.
I tu też zabawna sprawa – kobiety zostały „wcielone” do obrońców mniejszości, a same są większością społeczeństwa. Po prostu – jest to świetny haczyk rządzących, by nakierować umysły kobiet tak, by jako feministki i „lewaczki” uznały się za wybawicielki uciśnionych – w tym siebie samych, nad którymi fajnie jak się rozpacza i daje uwagę. Im bardziej niedojrzałe i toksyczne będą – tym więcej tej uwagi będą chciały mieć, a mniej dadzą jej innym. Jednak one nie wiedzą, że najbardziej skorzystają na tym, jeśli urodzą się w dobrej rodzinie, ale też stworzą dobrą rodzinę, gdzie nie ma podziałów – komu należy się więcej uwagi i nad kim trzeba płakać, czy otaczać parasolem ochronnym. Bo tylko w takiej sytuacji każdy członek rodziny będzie szczęśliwy. No, chyba, że niezgadzająca się z tym kobieta jest do bólu egoistką i jest tego świadoma, więc niech rzeczywiście rodziny nie zakłada, niech będzie sama, niech też nie wyprasza świata wokół, by ją wspomagał.
Dyskryminacja mężczyzn, czyli problem który istnieje, ale zamyka się na niego oczy i zatyka uszy – kłamiąc o uciemiężeniu WYŁĄCZNIE kobiet
Dyskryminację pozytywną widzimy choćby w sytuacji, gdy przyjmuje się tylko kobiety np. na politechniki, jak w tej sytuacji, daje im wiele tysięcy na badania, darmowe kursy – wszędzie ułatwienia, gdy mężczyźni albo totalnie są odsuwani, albo muszą dać od siebie 200% więcej, niż kobiety, by być przyjętymi. I to jest dyskryminacja pozytywna, która działa tylko w jedną stronę, czyli jest utrudnianiem mężczyznom życia, by kobietom było łatwiej. Utrudnianie kobietom życia, by mężczyznom było łatwiej już w naszej, pięknej, socjalistycznej 'przyrodzie’, by się nie przyjęło.
Tym bardziej, że wielu mężczyzn czytając taki tekst nadal optuje za ułatwieniami tylko dla kobiet ponieważ mężczyzna, który tak pisze według nich robi z siebie ofiarę, a to zostało wykreowane dla mężczyzny jako niedozwolone… problem w tym, że może faktycznie nią jest? I zamiast rzeczywiście wkładać te 200% więcej od siebie, a potem chorować, szybciej umierać, popadać w nałogi, czy popełniając samobójstwa (czemu równe, empatyczne jak twierdzą feministki się tym nie zajmą?), a nawet przestępstwa (bo to często wynik problemów) – warto jednak, by też trochę o tych mężczyzn zadbać, bo są przecież dla społeczeństwa wartościowi.
Tzn… dla obecnego nie są, ale to się odbije czkawką, bo kobiety bez mężczyzn, stabilnych, dojrzałych, opiekuńczych, którzy nie mają problemów ze sobą – sobie nie poradzą. I ten świat też zginie bez mężczyzn, ponieważ oni go stworzyli i zginie bez kobiet, które nie będą rodzić dzieci woląc brać sobie darmowe kursy na nowe badania, by udowadniać swoją ideologiczną „równość”. Albo walcząc w pracy z mężczyznami, oczywiście mając ułatwienia i będąc do końca swojego życia niedojrzałymi arogantkami, które nie poświęcą niczego dla nikogo, ani rodziny, ani dzieci, ani mężczyzny – ponieważ wpaja im się myślenie tylko o sobie i przez to tracą te prawdziwe, dobre kobiece cechy. Ale o tym się nie powie, bo to mowa nienawiści.
Młodzi mężczyźni mają z tym problem, bo jeszcze nie osiągnęli takiego pułapu, by nie przejmować się tym co ludzie powiedzą, czy też tym, że nie są atrakcyjni dla kobiet, gdy są najbardziej spragnieni miłości, gdy np. mało zarabiają, czy są słabo wykształceni, ale jednak jeśli stosuje się presję to tylko wobec mężczyzn. Jeśli kobiety podnoszą dyskryminację ich ze względu na otyłość to jednak warto napisać, że otyli mężczyźni są jeszcze bardziej odpychający dla kobiet, niż otyłe kobiety dla mężczyzn – bo tak samo, kobiety wymagają wiele więcej od mężczyzn, niż mężczyźni od kobiet, co opisywałem w tematach hipergamii kobiet i hipogamii mężczyzn. Czy to jest te budowanie równości? Wcale. Jest to budowanie mężczyzn w taki sposób, by wypruwali z siebie żyły dostając bardzo nędzną nagrodę i ciesząc się z tychże ochłapów (ci świadomi mówią z kolei – figa z magiem!). Pomijam dyskryminację o wzrost mężczyzn, gdzie ostatnimi czasy spora rzesza kobiet wymaga mężczyzn-gigantów (mały procent populacji) i na tychże prymitywnych instynktach opierają powodzenie lub niepowodzenie relacji.
Jednak należy im wybaczyć za młodu, bo nikt ich nie uczy innych wzorców, nie mają skąd ich czerpać. Przeciwstawić się temu mogą dopiero gdy odnajdą nową wiedzę, ale nie wiadomo czy już przesiąknięte płytką popkulturą będą mogły być szczęśliwe nawet zmieniając swoje wzorce w wieku dojrzałym.
Podsumowując ten akapit – dzisiejsze kobiety nie żyły nigdy w tych czasach, w których było niby tak źle dla kobiet (nawet gdy nosiło się ich torby, otwierało drzwi, czy kładło własny płaszcz przed kałużą), więc nie powinny z automatu czuć się ofiarami i mieć złego nastawienia do nas – domniemanych sprawców ich wszystkich nieszczęść (a raczej poprzedniczek). Ale jednak nastawiono (wychowano) tak dzisiejsze kobiety: w sposób niedojrzały, szukający problemów poza sobą i nie „przyciskający” presją do starań ani dla siebie, ani dla mężczyzn. Powtarzam się – mówi się o kryzysie męskości, bo hejt na mężczyzn jest w modzie, jest skuteczną manipulacją elit, ale kobiety zmieniły się jeszcze bardziej w tym aspekcie. Problem w tym, że pomimo swojej rosnącej toksyczności, niedojrzałości i egocentryczności – są w społeczeństwie chronione, co nie pozwala zmienić im się na lepsze.
Póki nie zrozumiemy jak wielki wpływ na masy na inżynieria społeczna, póki będziemy ją lekceważyć to będzie się miała dobrze, także gdy będzie nawoływała do destruktywnych postaw.
W naturze każdego CZŁOWIEKA (nie mężczyzny, nie kobiety) jest zło i dobro. Zakładajmy dobro, choć bądźmy ostrożni
Niby cel obrany przez feministki jest szczytny Z ZEWNĄTRZ (gdyby tylko mówiły, żeby każdy potępiał przemoc NIEZALEŻNIE od płci), ale z wewnątrz nie tylko nie eliminuje prawdziwych sprawców i nie pomaga prawdziwym ofiarom, ale zrównuje najgorszych ludzi płci męskiej z każdym mężczyzną, a do tego uznaje każdą kobietę za ofiarę i zrównuje je z przedstawicielkami tych najlepszych kobiet. Obie postawy są toksyczne, ponieważ mężczyźni muszą udowadniać, że są lepsi, niż są określanymi (zamiast w nich wierzyć, doceniać i wspierać), a kobiety nie muszą udowadniać, że są tak dobre, jak o sobie mogą sądzić (czyli są toksycznie rozpieszczane).
Czyli kolejny raz – zrzuca się z kobiet odpowiedzialność, a na mężczyzn nakłada podwójną, tak jak w przypadku udowadniania niewinności. Mężczyzna ma się wykazać i udowodnić, że nie jest latającym słoniem, drugim Hitlerem, czy też, że nie molestował/nie gwałcił/nie stosował przemocy domowej – kobieta ma nie spaprać swojego fałszywego, idealnego i niewinnego wizerunku…
Feminizm taką postawą kopie rękę, która ją karmi, bo bez mężczyzn – tych dobrych, tych feministek by nie było, nie byłoby mikrofonu, sali, maszyn, dróg, a nawet pozwolenia na to, by taka nawołująca do nienawiści feministka nie została uznaną chorą psychicznie, a próbowała (i była) dla wielu autorytetem.
Bo te kobiety – feministki mogą być silne i niezależne – ale tylko z pomocą mężczyzn, aparatu administracyjnego, państwa przejmującego rolę mężczyzn, grantów, parytetów, przywilejów, praw, socjalu, wyręczania, zrzucania odpowiedzialności, a nawet cenzury, by prawda na jaw nie wyszła. Ba, pozostaje im jeszcze tylko podzielić mężczyzn na tych, którzy są za kobietami, a też tych, którzy niby ich nienawidzą i sprawa załatwiona. Albo za albo przeciw.
A my na to pozwalamy, z wielu powodów, o których przeciętny śmiertelnik nie ma świadomości, bo i nie widzi całego obrazu tych zdarzeń. Nie ma informacji.
My też mówimy, by eliminować toksyczne kobiety, ale niekoniecznie spotyka się to z dobrą uwagą (bo kto mówi źle o kobietach TOKSYCZNYCH – mizogin), mimo, że jest to pożyteczne, logiczne i potrzebne. Mimo, że uważa się, że mężczyźni są uprzywilejowani to kobiety pracują zwykle lżej, nie muszą wykazywać się kompetencjami (np. dostały parytety, niższy wiek emerytalny, niższe wyroki za te same przestępstwa, a także lekceważy się kobiecą przemoc), a do tego ruchy na rzecz kobiet mają dużo większą siłę przebicia (także przez to, że są opłacane, a my możemy liczyć finansowo tylko na siebie).
Niestety takie feministki są tym samym co ten gwałciciel. Nie dosłownie oczywiście, ale kierują nimi podobne mechanizmy psychologiczne. Gwałciciel to zwykle narcyz i psychopata – pragnie władzy i uzyskuje to poprzez upodlenie seksualne. Feministka z kolei chce władzy poprzez jej odebranie nieczystymi zagrywkami psychologicznymi, poprzez dominację opartą na kreowaniu fałszywej rzeczywistości w której kobiety są wyłącznymi i cały czas ofiarami mężczyzn – zakał tego świata, a nie twórców i często ratowników najcięższych sytuacji. Niestety narcyzi to także kłamcy i manipulatorzy, więc robią dokładnie to samo. To, że kobiety mają mniej testosteronu, czy siły fizycznej nie oznacza, że mogą być mniej podłe, sadystyczne, konfliktowe, podstępne, perfidne, zawistne, mściwe i okrutne – działając dokładnie tak samo, tyle, że przemocą której nie widać na pierwszy rzut oka, tak jak w przypadku przemocy fizycznej, tak bardzo niepotrzebnej u mężczyzn, ale też tak bardzo wykreowanej jako jedyną dławiącą relacje i ład społeczny.
Cel ten sam, tylko inne metody działania. Toksyczna, niedojrzała dominacja i poniżenie.
Spójrzcie na ten tekst – mężczyźni to zawsze potencjalni gwałciciele, tylko boją się kary, więc tego nie robią…
Widzicie, to też jest dowód na to, że ludzkość potrzebuje kar za złe uczynki, by być odpowiednimi i dobrymi. Ludzkość – nie tylko mężczyźni. To jest myślenie prawej strony politycznej – odpowiedzialność.
Stosując ich logikę można uznać, że każda kobieta to potencjalny np. zdrajca, manipulator, czy stosujący przemoc psychiczną, bo kobiety robią to częściej niż mężczyźni i są tak przebiegłe, że potrafią uniknąć przyłapania na gorącym uczynku (tutaj więcej o maskowaniu psychopatii u kobiet przez dzisiejszą psychiatrię). Ale to już nie jest tolerowane w tym „postępowym światku”. I powinno być tak samo srogo karane, jak występki męskie. Wtedy byłaby równość. Nie wtedy gdy porównuje się procent gwałcicieli fizycznych z procentem gwałcicielek fizycznych, oj nie, ponieważ płcie się różnią i operują różnymi mechanizmami działania, czy jako dobrzy z natury, czy gdy są źli i toksyczni. Kobiety zatem dominują w gwałtach (przymuszeniem do seksu) z użyciem np. podstępu/manipulacji (ba, to samo robią pedofile z dziećmi), co opisałem tutaj, ale też gwałcą fizycznie, jeśli tylko mają przewagę fizyczną, co jest z natury rzadkie, ale jednak jest możliwe. To jest kwestia różnych, płciowych możliwości i negowania tego, że kobiety mogą być równie złe, a nawet bardziej złe, niż mężczyźni.
Dobre kobiety są lepsze niż dobrzy mężczyźni. Złe kobiety są gorsze niż źli mężczyźni – Marcel Achard
W przeszłości bywały kampanie na temat przeciwdziałania myśleniu, że każdy mężczyzna to potencjalny gwałciciel, ale nie wypaliły.
Mimo to takie głosy wśród wysoko postawionych feministek nadal są promowane i nie są uznawane za mowę nienawiści przeciwko mężczyznom.
Wszyscy mężczyźni to gwałciciele? Szwedzka nienawiść do mężczyzn w praktyce
I my, powtarzam nie tworzymy należytego oporu. Jesteśmy ignorantami. Zbyt słabo współpracujemy i się wspieramy. Zbyt często przyjmujemy życie takim jakim jest ostatnimi czasy, zamiast dążyć do rozwoju i prawdy.
Największe kłamstwo feminizmu to właśnie uznanie, że płcie są równe, by nie podejmować debaty nad negatywnymi przywarami kobiecej natury. Bo niby nie ma nic takiego jak kobieca natura, jest za to natura równa, taka sama, ale oczywiście – kobiety są w tej równości tymi lepszymi i tymi lepszego serca…
Dobre feministki i złe feministki. Jak je rozróżnić?
To co prezentują feministki pod pretekstem obrony kobiet to jest przemoc wobec wszystkich dobrych mężczyzn i chłopców. Tak. Nikt nie zasługuje, by go potępiać za płeć, tak jak robią to one. Nikt nie zasługuje, by domniemywać w nim winy tylko za płeć. Nikt nie zasługuje na odpowiedzialność za coś czego nie zrobił. I to, że dziś Ciebie czytający mężczyzno to nie spotkało, czy Ty kobieto, która troszczysz się o mężczyznę, który właśnie wyszedł do pracy, nie oznacza, że Was to nie spotka nawet jutro. Bo granice są przesuwane w tym kierunku, by to było proste dla takich, fałszywych oskarżycielek. One są do tego motywowane, jest za to nagroda, rozgłos, pieniądze, uwaga, nie kara.
Nie ma też tzw. „dobrych feministek”. Wszystkie robią dokładnie to samo, tyle, że jedne mówią ładniej, drugie są agresywniejsze w poglądach. Feminizm jako ideologia i ruch rozpoczął się tak samo, jak każdy inny marksistowski ruch, który zawsze z czasem osiąga większe wpływy i jest bardziej brutalny. W Polsce koronne, głośne feministki mówią, że przemoc ma płeć męską, a ofiarami są kobiety, dzieci i zwierzęta, czy też, że Polska jest jak zapijaczony facet w depresji, a kobieta to wzór cnót – mimo, że same używają rynsztokowego języka. Gdzie te dobre feministki u władzy, w popkulturze, mediach, jako autorytety dla dzisiejszych „postępowych” kobiet? No gdzie ja się pytam i dlaczego nie zajmują się walką z tymi „złymi feministkami”, które niby im szkodzą? One wcale z nimi nie walczą. Nie widzimy takich debat. Bo po prostu dobra feministka tak naprawdę zgadza się z tą złą feministką – to proste, są identyczne.
Sufrażystki także nie były święte, choć w ten sposób próbuje się je kreować dzisiaj. Sufrażystki były pierwszymi, które wyśmiewały i potępiały mężczyzn, którzy nie chcieli iść ginąć na wojnę, zachęcając do przemocy i ryzykowania swojego życia. Same jednak chciały wić się w bezpiecznym gniazdku – stworzonym przez mężczyzn, ale też dostąpić zaszczytu w lekkiej, prostej pracy, która byłaby bardzo sowicie opłacana – także przez mężczyzn. Egoizm i arogancja tego środowiska przykryta płaczem powodowała, że jednak poklask dostało.
Dzisiejszy feminizm skupia się jedynie na tym, by prowadzić coraz bardziej jednostronny konflikt.
I czy to nie jest hipokryzja? Czy to nie jest dążenie do poczucia władzy, z którym niby walczą u WSZYSTKICH mężczyzn?
Robią dokładnie to samo, co domniemani ich oprawcy. Domniemani, bo ja nim nie jestem, nie jest też nikt z mojego otoczenia z mężczyzn. One jednak robią to samo, a nawet gorzej, ale też stosują wobec nas mowę nienawiści, którą używają tylko wtedy, gdy to o nich ktoś powie coś negatywnego (nie oznacza, że niezgodnego z prawdą).
Tam sięgają ich ambicje – by być, jak ci najgorsi mężczyźni z ich koszmarów i paranoi.
Manosfera się łączy, ale czy będziemy mieć wystarczającą siłę przebicia?
Czy można się obronić przed działaniami feminizmu i elit, które go wspierają? W coraz mniejszym stopniu, ponieważ nie ma realnej opozycji. Nie są nią ani antyfeministyczne kobiety (bo jak Wysokie Obcasy twierdzą takich nie ma – tylko 5-7% kobiet popiera feminizm, ale reszta skrycie popiera ich poglądy…), ani mężczyźni, którzy chcą w porę zauważyć, że istnieje realny problem i nie doprowadzić do tragedii. Kobiety należy zrozumieć – nie są świadome tego, że są narzędziem polityków, nie chcą też utracić nabytych przywilejów. Nikt, by nie chciał. Każda utrata nas boli. Dlatego rozumiemy ich sprzeciw, ale nie zgadzamy się z tym, bo nasze oczy starają się dostrzec przyszłe konsekwencje i skutki.
Nie ma zresztą teraz wielkiego pola do dyskusji, ponieważ te są jak nie oparte na emocjach, to wypowiedzi przekręcane i wyrywane z kontekstu. Dobre dziennikarstwo zanika pod szyldem click baitów, manipulacji i fake newsów. Ludzie zaczynają rozumieć własną naturę i reguluje się sama… póki co w niezbyt pozytywny sposób, a co dopiero gdy dominujący Islam nas przejmie, bo to jest ich głównym celem – podbój i walka z innowiercami, czyli także chrześcijaństwem, czy nawet ateistami.
Nie ma w tym logiki, bo logiki nikt większości społeczeństwa nie uczy (na którym roku studiów i jakiego typu mieliście jej podstawy i dlaczego nie uczy się jej od szkoły podstawowej?). Skuteczne w dzisiejszych pseudodyskusjach jest za to przyklejanie łatek (mizogin, incel, seksista, szowinista) i eliminacja w razie logicznego, rozsądnego oporu. Oni zabezpieczyli się świetnie, bo wiedzieli, że ten opór będzie. Wiedzieli co zrobić, jak opisać ten opór, by był odbierany negatywnie, nawet jako psychicznie chorego. Ośmieszyć przeciwnika i zamknąć mu dziub – to ich technika, w którą społeczeństwo wierzy, bo nie wierzy w siebie, w jednostkę.
Powoli Ruchy na rzecz Praw Mężczyzn, czy też manosfera rośnie na sile, ale i strony takie jak moja. Powoli, cierpliwie i do przodu. Jednak aktywnie uczestniczących i wspierających inicjatywę jest mało – za mało.
Mężczyznom powoli zabiera się wszelaką władzę i decyzyjność, a nawet możliwość obrony, czy dążenia do sprawiedliwego wyroku (bo mężczyzna winnym jest z góry i należy go podejrzewać o to co najgorsze, a także można go łatwo oskarżać rzucając ciężkie słowa na wiatr i nie ponosząc za nie konsekwencji).
Największe marki takie jak Facebook, Google, Twitter, czy Youtube blokują treści inne, niż lewicowe. Brakuje wolności słowa tam gdzie byłby opór, choć zdarzają się sytuacje gdzie pojedynczy mężczyzna potrafi wygrać proces w którym to on jest stroną dyskryminowaną (np. nie został przyjęty do Google, ponieważ w pierwszej kolejności przyjmuje się kobiety, nawet gdy uzyskują 80% słabszy wynik), ale ilu ludzi chce z tym walczyć? Ludzie wolą mieć spokój, ludzie walczą o swoje życie, zabezpieczenie dzieci, choroby. To są kluczowe problemy, które nie są rozwiązane, jednak walka ideologiczna przykrywa to wszystko. Na nic innego „zwykły” człowiek nie ma czasu, zdrowia i pieniędzy.
Komunistyczna Unia Europejska (z feminizmem za pan brat) z kolei pragnie cenzurowania stron i możliwości blokowania ich tak naprawdę przez widzimisię – tutaj odsyłam do ACTA2. Także losy małych stron, wolnych twórców mogą być pogrążone przez „super filtry” blokujące, a jakże – także nienawiść. Tą, właśnie, zmyśloną.
Co do tej Unii… nie wiem czy oglądaliście Dobromira Sośnierza, który w rozmowie na temat nierówności w zakresie płac i wykonywanych zawodów twierdził, że Unia po prostu stosuje wybiórczą logikę na te tematy. Podany został przykład, że jest zbyt mało kobiet – kierowców (czy według ich standardów „kierowczyń”) ciężarówek i trzeba to jakoś wyrównać. Jednak na samej sali Unii Europejskiej 80% kobiet jest tłumaczkami. Dlaczego w tym aspekcie nie wyrównuje się płci? Ano bo jasnym jest, że każde działanie Unii Europejskiej, tak jak i feminizmu ma wyłącznie chronić dobra kobiet i dać tak zwany dostęp do koryta (w tym władzy). Mężczyźni się nie liczą w tym aspekcie wcale.
Dlaczego mielibyśmy ten twór popierać? Kobiety rozumiem, są zachęcane czy to przez pryzmat pseudologiki, jak w przypadku tych wyrównań (a może po prostu kobiety nie są zainteresowane byciem kierowczyniami?), albo emocjonalnie jak w przypadku twierdzeń, że nierówności są spowodowane działaniem tych, niedobrych mężczyzn i niedobrego patriarchatu. Tak więc zgodnie z wykorzystywaną przez elity empatią kobiet – ofiary trzeba chronić. I jeśli ofiarami są kobiety, to znaczy, że ruchy tych ustawodawców, czy też twórców ideologii są prawidłowe. Jest to manipulowanie emocjami tychże kobiet i wykorzystywanie ich jako narzędzia, ale o tym wiedzieć nie będą żyjąc własnym życiem i nie wnikając w procesy choćby inżynierii społecznej.
Mężczyźni z kolei nie mogą być ofiarami, bo zostali wykreowani jako sprawcy przemocy, czy nierówności, także każde wołanie o pomoc mężczyzny jest zrównane z ziemią – Ty nie masz głosu, bo jesteś oprawcą, twórcą zła, radź sobie.
Jak już wielokrotnie wspominałem jest to wspieranie polaryzacji i nienawiści płci do siebie, bo kobiety są nastawiane przeciw mężczyznom (co 5 minut jak twierdzą „badania” molestowane i gwałcone), a mężczyźni niesłusznie są traktowani „z buta” mówiąc prostym językiem, a empatia wobec mężczyzn i problemów mężczyzn jest znikoma, zanikająca.
(niewinne od zawsze dziewczynki – pewnie winnym jest patriarchat?)
Płcie muszą przez takie działania patrzeć na siebie z dozą ostrożności, a często właśnie nieskrępowanie złych emocji – stworzonych przez system i przez ludzi u władzy – szkodników kreujących się na „tych dobrych”.
Wspominałem już, że rządzi nami fałsz? No tak, fałszywe przekonania, fałszywe związki, fałszywa miłość przez to i fałszywe poglądy… nawet nie własne, bo własne są wtedy, gdy się człowiek konfrontuje, a nie przypina łatki i ukróca wolność słowa.
Podsumowanie. Feminizm to tylko jeden z wielu elementów systemu skłócającego ludzi
Celem rządzących i feministek ma być 100%owa władza u kobiet – bez odpowiedzialności za swoje czyny. Mężczyźni mają być niewolnikami na sługach kobiet, lub odsunięci i zniszczeni, nikim więcej. Grzeczny mężczyzna, potulny mężczyzna to mężczyzna idealny – bo nie będzie stawiał oporu. Nie ma większego egocentryzmu i narcyzmu, niż po stronie feministycznych aktywistek. Cech wybitnie toksycznych dla społeczeństwa, które osiąga dobrobyt tylko przez współpracę i wzajemność.
Każda struktura społeczna została zbudowana tak, by polegać na sobie. Nie ma ludzi bez ludzi. Nie ma rodzin bez obu płci. Nie ma kobiet bez mężczyzn i na odwrót. Nie można tworzyć solidarności jednej płci, a powinno się tworzyć solidarność LUDZI. Jeśli zniszczy się jedną płeć to druga na tym bardzo ucierpi i w konsekwencji zginie. Tym bardziej, gdy jest to płeć, która stworzyła praktycznie wszystko co widzimy i z czego korzystamy. Buńczuczne słowa o tym, że kobiety „mogą” zrobić dokładnie to samo (budowa cywilizacji), a nawet lepiej są tylko słowami, są myśleniem życzeniowym – także często występującym w zaburzeniu narcystycznym. Nie ma więc pełnej „niezależności” kobiet, jaką starają się wmówić innym kobietom feministki. Jest tylko ich egoizm, buta i zamknięty umysł. Każdy inteligentny człowiek pragnie dowodów, nie słów.
Ba! Powiem więcej. Nienawidzenie płci przeciwnej to też nienawidzenie siebie! Bo żeby nam wszystkim było dobrze, potrzebujemy płci przeciwnej. By świat istniał też potrzebujemy płci przeciwnej (jak się rozmnażamy, jakiej miłości pragniemy?). Na wspólne budowanie gniazda jesteśmy zaprogramowani, nie inaczej! Niszczenie gniazda to i niszczenie siebie. Tyle, że tego nie widzi się od razu, widzi się swoje ego, swoje chcenie, swoje JA, swoje „mam za mało, dajcie mi więcej, należy mi się”. Nikogo wokół taka osoba nie posłucha, bo brak jej pokory, przez którą nie potrafi ani dojrzeć, ani się rozwinąć (skąd feministyczne „mansplaining”? – mężczyzna coś mówi to go nie słuchaj, bo na pewno chce Cię poniżyć ze względu na płeć – uwierz w to!). Wszędzie taka osoba widzi wroga, każdą krytykę odbiera jako nienawiść, wyolbrzymia ją, a gdy postępuje sama źle to nie potrafi wziąć za to odpowiedzialności. Poczucie oddanej za darmo władzy pozwala poczuć się jej ważniejszą osobą, bezpieczniejszą, bez kompleksów, bez musu pracy nad sobą i swoimi ułomnościami. Jest to zatrzymanie na etapie dziecka. I to samo dziecko dziś twierdzi, że wszyscy inni wokół są niedojrzałymi, a najbardziej właśnie „chłopcy” – nie mężczyźni, co stało się jedną z technik zawstydzania męskiego ego. Siadaj na tyłku i bądź cicho.
Jeśli nie zrozumiemy w porę, że „ci na górze” – elity i politycy chcą nas wszystkich (dosłownie wszystkich) skłócić to problemu nie rozwiążemy. Także jeśli chodzi o naszych bliskich. Wszyscy służymy zniszczeniu, jeśli tylko robimy to czego oni chcą i nie zauważamy źródła problemu, a jeszcze go usprawiedliwiamy sądząc, że „nasi” to „ci dobrzy” – nie.
Wszyscy mają być skłóceni.
Kobiety z mężczyznami.
Dzieci z rodzicami.
Sąsiad z sąsiadem.
Biedny z bogatym.
Nauczyciel z uczniem.
Religijny z niereligijnym.
Policjant/sąd z niewinnie oskarżonym i dobrym obywatelem.
Wykształcony z niewykształconym, nawet gdy jego wykształcenie niewiele o nim mówi dobrego.
Naród z narodem.
Cały czas zastanawiam się jaką rolę jeszcze pełni tutaj nastawianie ras, czy wyznań przeciw sobie (wojen na tle religijnym też było wiele).
Czy mam wymieniać dalej? Konflikt goni konflikt – sztucznie podsycany przez media i polityków, którzy tym sterują. Jak ludzie mają być zdrowi i szczęśliwi, kiedy ich umysły są w ten sposób sterowane? Cały czas napędzani jesteśmy negatywnymi bodźcami, bo oni mają w tym interes.
Usuńmy źródło problemów stając z boku.
Jesteśmy manipulowani wszyscy, póki jesteśmy tego nieświadomymi. Każdy powinien poznać ciemną stronę psychologii, by rozpoznawać manipulacje – nie tylko w sferze damsko-męskiej.
I żeby nie było, nie sam feminizm jest problemem – bo elity go stworzyły i go sponsorują.
Sam feminizm i ich walka „uciemiężonych” z „oprawcami” to tylko WIERZCHOŁEK GÓRY LODOWEJ konfliktowego systemu, w którym żyjemy. To tylko ELEMENT. Jeden z wielu.
Gdyby rozrost feminizmu nie był celem rządzących to by miał siłę wpływu dokładnie taką jak ludzie tutaj skupieni na stronie – i tylko dzięki (jeszcze) łasce internetu, bo przecież chcą go zablokować.
Kobiety są nawoływane, zbierane w tłumy, nastawiane przeciw mężczyznom.
Podobnie jak inne grupy społeczne. Patrzcie co się dzieje z Polską. Tu strajk, tam strajk, każdy przeciwko każdemu.
Oglądacie telewizje zagraniczną czasami w kontekście politycznym? Oni tam też piorą mózgi o innych narodach podsycając strach, chęć obrony i agresję. Nie będę wymieniał narodów, ale chodzi o naszych sąsiadów.
Trzeba zrozumieć, że na wojnę pójdą ci, w których wzbudzona jest nienawiść, nikt inny. A nienawiści w społeczeństwie jest coraz więcej, mimo, że władza próbuje grać świętych, którzy chcą dobra społecznego.
Jeśli będziemy wiedzieli, że źródłem jest polityk, który kreuje się na dobrą osobę, z którego ktoś tam zrobił bożka i mu wierzy jak dziecko… no cóż, wtedy nie naród się będzie kłócił ze sobą, a tylko z tą jednostką. I zlekceważy jego chęć wojny, rzezi i terroru, w tym – socjotechnicznego/psychologicznego, grającego na emocjach i chcącego przekształcić społeczeństwo na widzimisię jego prowokatorów.
Każda wojna była wywołana przez ludzi na górze – tylko przez te nieliczne jednostki. Całość społeczeństwa woli jednak spokój, radość, spędzanie czasu na biwaku, pod namiotami, na tarasie, tańcząc, a nawet w pracy, jeśli uzyskali taką, jaką lubią. Niestety ludzie uwierzyli, że wojna to jedyna słuszna opcja. I wiecie dlaczego? Bo nie było wiedzy, bo mądrzejsi ludzie nie mogli dotrzeć na masową skalę z informacją…
I dziś chcą nam też zabrać internet jaki znamy. Jedyną formę wolnego przekazu, bo telewizja nią nie jest.
Cóż, może jednostka nie może zmienić nagle całego świata, więc trzeba być dobrego serca przynajmniej dla najbliższych… ale jeśli najbliżsi są nieświadomi to niestety i ich wrogami zostaniemy. Tyle, że w przeciwieństwie do uciemiężonych grup nie powinniśmy równać do tych najgorszych ludzi, a dawać inny przykład.
I nie wiem, przyznaję, co można zrobić bo do władzy nie dąży człowiek dobry – ten będzie cichy. Do władzy dążą zwykle jednostki w jakiś sposób zdegenerowane, psychopatyczne, nieposiadające skrupułów, relatywnie moralne – niezależnie od płci, rasy, orientacji, wyznania.
Po prostu. Nie ma niczego bardziej psującego ludzi od władzy, rozpusty i pożądania. Nie żebym miał tu brzmieć jak klecha – po prostu ludzka psychika w ten sposób działa, która przy nadmiarze tego typu bodźców kieruje się w stronę „zła”.
Rządzący dają nam taki właśnie przykład – jak powinniśmy się zachowywać i jacy być. Bo jaka władza takie społeczeństwo i na odwrót.
Rozłam, skłócenie, fałszywość, zanik wartości i agresja.
Tyle starczy, byśmy wszyscy stracili to co wypracowaliśmy przez wieki. Niejedna kultura i cywilizacja tak upadała. I jako jednostki i jako ludzkość. Tyle, że nic się nie dzieje od razu. Żaba jest gotowana na letnim ogniu i przyzwyczajana do tych bodźców…
Nie bądźmy pożytecznymi idiotami i owcami chodzącymi za pędem tylko teoretycznie bezpiecznej większości.