Hipogamia mężczyzn koliduje z uprzywilejowaniem kobiet
Hipogamia to chęć mężczyzny do zaopiekowania się kobietą o niższym statusie, niż własny, ale też chęć do imponowania jej wiedzą, pieniędzmi, zasobami, zaradnością, intelektem, tężyzną fizyczną, wzbudzaniem pożądania, poczuciem humoru, koneksjami, byciem ponadprzeciętnym. Ogólnie niewidzianym jako ktoś zwykły i nijaki dla tej kobiety. Każdy z nas chce być w miłości widziany jako ktoś wyjątkowy, choć bardziej – nie jako szarobury, a tym samym łatwo zastępowalny. Kobiety bowiem zwykle nie odchodzą od mężczyzn, których uważają za cennych i wyjątkowych. Odchodzą raczej od tych, których łatwo zastąpić, lub których uważają za ciężar (gdy bilans korzyści i strat jest ujemny).
Jeśli istnieje dobry test na dobry charakter kobiety to na pewno trzeba pytać na wstępie właśnie czy jest hipogamiczna. Niestety to rzadkość.
Mężczyzna typowo pragnie być kochany, szanowany, potrzebny i doceniony. Najłatwiej doceni mężczyznę kobieta, która ma mniej zasobów od niego. W ten sposób to on pomoże jej w życiu (i ona nierzadko tego oczekuje). Równa z mężczyzną kobieta nie musi docenić czegokolwiek, jeśli jest kompletnie niezależna i samowystarczalna (acz to nie musi być zarzut). Jeśli kobieta uzyskuje wyższy status, niż mężczyzna (np. jest uprzywilejowana, jak dzisiaj) i uważa, że ma wiele więcej do zaoferowania to może nim gardzić, zamiast szanować. To wszystko wynik hipergamii i poszukiwania przez kobiety mężczyzn wyższego statusu, niż własny. Odwrotne zachowania kobiet (a więc zachowania mężczyzn tzw. opiekuna i providera, który imponuje) są rzadkie. Hipogamiczne kobiety chcące imponować mężczyznom, pomagać i dostarczać im zasoby to nisza. Jeśli taką kobietę znasz zapisz ją na ścianie chwały.
To jest również problem systemu równouprawnienia i kłócącej się z tymi zadaniami biologii. Kobiety nie patrzą na mężczyzn jako na kogoś cennego dzisiaj, ponieważ radzą sobie w życiu same (wręcz często się słyszy, że mężczyzna to dodatkowy problem). Z kolei same nierzadko chcą być traktowane jak boginie/księżniczki (jako bezcenne). Jest to pewne uproszczenie, ale oddaje tę nierównowagę poczucia wartości płci, a która skutkuje rzadkim zawiązywaniem par, a częstymi rozstaniami inicjowanymi przez kobiety.
Niektórzy uważają hipogamię za kolejny przejaw złej natury mężczyzn, ponieważ jest to dla nich szukanie „tej gorszej” kobiety, ale jest to fałszywe przeświadczenie, ponieważ nie należy krytykować osób dodających wartości do naszego życia (czyli mężczyzna bierze na siebie bilans korzyści i strat na minus). Krytykować należy te osoby, które są roszczeniowe, egocentryczne i żądają więcej, niż same posiadają uważając to jednocześnie za klasyczny przykład miłości.
Jeśli problemem jest hipergamia to dlaczego mężczyźni ignorują kobiety o wyższym poziomie, niż własny?
Pytanie zostało zadane przez kobietę w komentarzach.
To jest problem dwukierunkowy. Gdyby kobiety potrafiły kochać, pożądać i szanować mężczyzn niższego statusu, to mężczyźni mogliby takie kobiety wybierać do związków. Nie sądzę, że to mężczyźni ignorują kobiety o wysokim statusie społecznym, gdyż to nie mężczyźni mogą przebierać w ofertach takich kobiet. To nie jest tak, że kobieta o wysokim statusie próbuje podrywać mężczyznę o niższym statusie. To są sytuacje, które praktycznie się nie zdarzają. Mężczyźni nauczeni latami doświadczeń wiedzą, że w takiej relacji nie będą traktowani jako pełnowartościowi mężczyźni i, że takie związki nie są trwałe (kobiety częściej je kończą, albo mężczyźni szukają szacunku poza takim związkiem).
To kobiety są płcią selektywną, odrzucającą zalotników, stąd sprawdzają męską wartość i rzadziej chcą pomagać mężczyznom. Kobiety muszą mieć wskaźniki w którego mężczyznę warto zainwestować, a nie jest to „bycie dodatkowym problemem”. Uprośćmy to do ewolucji, rozsiania i przetrwania genów. Mężczyzna potrzebuje wiedzieć, że dana kobieta jest płodna (atrakcyjna fizycznie) i ma cechy charakteru, które będą świadczyły o lojalności/wierności (aby nie przyniosła tzw. kukułczego jaja) ale i o byciu dobrą matką.
Kobieta z kolei musi wiedzieć, że mężczyzna ma dobre geny, będzie zaangażowany, nie opuści rodziny, ale często też, że jest w stanie ją wyżywić, nawet w sytuacji, gdy kobieta będzie niedyspozycyjna. Kobiety zatem rodzą się z dużą wartością, a więc możliwością urodzenia dziecka, a mężczyźni muszą na nią zapracować, tzw. „zmężnieć”, czy też zacząć zarabiać więcej (co zazwyczaj idzie w parze). To jest jednak proces wymagający czasu i uwzględniający zdecydowanie więcej czynników, czy cech, niż to czego wymaga się od kobiet. Jedni mają ku temu lepsze predyspozycje, inni gorsze, jedni urodzili się w lepszym domu, inni mieli nieprzyjazne środowisko. Nie ma w tym żadnej równości i sprawiedliwości, ale tak jest.
Ale przez taki, odwieczny system oceniania mężczyzn – mężczyźni zaczęli żyć, by wypracować szacunek, czasem podziw, by wybili się ponad innych, przeciętnych mężczyzn. I tylko wtedy zaczynali być widoczni dla kobiet jako „kąsek” do którego można odczuwać pociąg, a nie ktoś nijaki. Dziś łatwiej być widzianym jako ktoś nijaki, ponieważ mężczyźni nie mają jak udowodnić swojej wysokiej wartości, ale i w ogóle być potrzebnymi kobietom. Gdyż jak mówiłem radzą sobie same i nie widzą powodu, by gonić za mężczyznami równymi nim, lub „gorszymi” – potrzebującymi więcej wsparcia i wartości od samych kobiet.
Skażona feminizmem kobieta dodatkowo może starać się udowodnić jaka sama jest męska, dobrze zarabiająca, inteligentna, twarda, czy niezależna. Ta kobieta może umniejszać mężczyznom patrząc na nich z góry (co wypacza równość). Jest to ewidentnie chęć pokazania siebie w lepszym świetle. Ta kobieta sama oczekuje podziwu, dodatkowo prezentując walory wizualne, ale też rywalizując z mężczyznami na innych polach (ma przewagę w postaci większej wartości biologicznej, ale i prawnej, czy społecznej, dzięki tzw. „pseudorównouprawnieniu”). W takiej sytuacji WIELU mężczyzn ma niewielkie szanse na to, by być szanowanymi przez kobiety, dlatego hipogamia jest ich jedynym, a co najważniejsze skutecznym wyborem.
Oczekiwanie, że wysokiej wartości kobieta zacznie podrywać mężczyznę, którego uważa za gorszego, mniej męskiego, niż ona, lub „równie kobiecego” – jest skazane na porażkę w większości przypadków.
Mężczyźni są wybierani, a nie „biorą co jest”
Niektóre kobiety oburzają się, że są samotne i przyczynę tego stanu rzeczy upatrują w tym, że mężczyźni wolą uganiać się hipogamicznie, za kobietami o niższej wartości, a nie za nimi. Do wyjaśnienia tej sytuacji zastosujmy skalę atrakcyjności od 1-10.
Jeśli mężczyzna 6/10 dostaje negatywną walidację nawet od kobiet 3/10 to dlaczego ma szukać kobiet jeszcze atrakcyjniejszych? Jego samoocena i wiara w siebie jest bardzo niska, choć niekoniecznie się do niej przyzna, żeby nie wyjść na niemęskiego, ofiarę i kogoś kto się użala. Po prostu mierzy siły na zamiary. Ile tych sił ma pokazały mu doświadczenia z danymi kobietami, które traktowały go lepiej (te o niższej atrakcyjności), bądź gorzej (te atrakcyjniejsze, patrzące na niego z góry).
Gdyby rzeczywiście ten mężczyzna miał powodzenie u „szóstki”, to by taką kobietę miał. To byłoby zupełnie naturalne, jak w każdym procesie dobierania się w pary. Jednak kobieca szóstka zwykle chce mężczyzny minimum 7-8 by być zadowoloną. Gdyby ona chciała takiego „równego sobie” , a nawet „5”, czyli poniżej własnej wartości (byłaby hipogamiczną!), to dałaby mu znaki, albo sama wykazała się inicjatywą ku takiemu związkowi. Wszak jeśli ma wyższą wartość, to i inicjować może, czy prezentować własne cechy, zamiast żyć oczekiwaniami. I taka kobieta z łatwością, by mężczyznę znalazła. Ale znalezienie go to dopiero połowa sukcesu. Jeszcze należałoby traktować go w mało wyższościowy, arogancki sposób, by taka relacja przetrwała próbę czasu.
Oczywiście jeśli kobieta ma niską samoocenę, boi się mężczyzn atrakcyjnych i bardzo męskich to będzie szukała np. uległych pantofli. To będzie jej bezpieczna opcja, choć niekoniecznie będzie szczęśliwa i niekoniecznie będzie szanować takiego mężczyznę. Jak szanowałaby to oznaczałoby, że jest hipogamiczna. Rzadkość.
Mężczyźni nie wybierają hipogamii. To kobiety wybierają hipergamię, a mężczyźni są dziś od niej zależni
Era niezależności finansowej kobiet, Tindera, portali randkowych, otwartych granic, czy mediów społecznościowych pozwoliła kobietom mieć dużo większy wybór wśród mężczyzn, niż niegdyś. Dla kobiety mężczyzna „smalący cholewki, nie pijący, dobry i zarabiający” – to obecnie o wiele za mało – ale kiedyś było to dla niej spełnieniem marzeń. Za mało jest też gdy mężczyzna jest przeciętny, bo takich to ona ma po stu pod zdjęciem pod którym proszą o szansę. Przyczynę wybredności kobiet znajdujemy w tym, że mężczyźni się nimi interesują (aktywnie) zdecydowanie bardziej, niż kobiety mężczyznami (zachowując bierność i jedynie oceniając którzy z zalotników będą „okej”). Mężczyźni mogą się jedynie dostosować, lub zupełnie opuścić rynek matrymonialny.
O tym jak rozregulował się rynek matrymonialny udzielił wywiadu socjolog Tomasz Szlendak – KLIK.
W życiu realnym jest ciut inaczej, niż w internecie. Łatwiej poznać się przez znajomych, w szkole, czy pracy ale nie oznacza to, że kobiety i mężczyźni mają równe szanse na pozyskanie nowego partnera, czy to do związku, czy seksu. Kobiety ogromną ilość życia zainteresowania wzbudzają więcej, dlatego też rzadziej są polującymi, ale raczej tymi, które mogą być upolowane.
Mężczyźni zatem w przeciwieństwie do kobiet nie mogą liczyć na to, że kobiety będą się nimi opiekować, „uczyć życia”, bronić, chronić, będą ich utrzymywać, a może będą ich sponsorkami. To jest bardzo wyjątkowe, a zarazem rzadkie zachowanie.
Nie jest możliwym też, by mężczyźni byli hipergamiczni w sytuacji gdy to nie oni wzbudzają zainteresowanie (nie licząc małej grupy popularnych mężczyzn, jak np. piosenkarze, aktorzy, sławni piłkarze itd – wszyscy o wysokim statusie). Rzadko spotykana jest sytuacja, gdy to kobiety są tymi, które chcą dostarczać zasoby i podnosić do góry mężczyzn (to robią nieliczne kobiety – jeśli taka jesteś, gratulacje dla Ciebie i Twoich rodziców, że Cię na taką dobrą, normalną osobę wychowali).
Kobiety zostały oszukane dzisiejszymi możliwościami, jak w przypadku internetu, ale dodatkowo jeszcze padają ofiarą nieznajomości męskiej (?) natury, albowiem to, że dostają tyle komplementów (nawet co do charakteru), wyznań miłości (tak, tak, na pewno) i propozycji, nie oznacza wcale, że są w jakikolwiek sposób wartościowe poza wartością seksualną. Tych mężczyzn nie ma za co chwalić, ale też nie ma co poradzić na buzujący testosteron (który jest jedną z przyczyn idealizacji kobiet przez mężczyzn) i desperację wynikającą z braku możliwości uprawiania tak dużej ilości seksu ile by potrzebowali, czy też braku możliwości bycia kochanym przez kobiety.
Co do tego drugiego, czyli chęci bycia kochanym mężczyźni rzadko się do tego przyznają, ponieważ może to zaburzyć ich obraz męskości, sądzą, że stają się przez takie wyznanie miękcy, jak małe dzieci, które szukają miłości u mamy (za to kobieta tak może u ojca-partnera, nie?). Oni (w tym incele) są krytykowani za wyrażenie chęci seksu, ale powinniśmy też czytać to między wierszami – że chcą szacunku, docenienia i miłości. Seks jest ostatnim spoiwem podstawowych potrzeb, które nie są wyrażone. Pamiętajmy jednak, że człowiek może się rozwinąć na wyższym poziomie wtedy, gdy spełni swoje bardziej podstawowe potrzeby, w tym akceptacji, szacunku i miłości.
Problem w tym, że incel może być mniej więcej przeciętnym mężczyzną, ale dzięki hipergamii nawet kobieta jeżdżąca na wózku inwalidzkim może nie być nim zainteresowana. To może być za mało.
„Ta gorsza kobieta” i jak bardzo mężczyzn obchodzi status społeczny kobiet
Szukanie tej „gorszej” opcji do związku jest odbierane bardzo negatywnie, a chodzi przecież o wnoszenie wyższej wartości dla niej, opiekę, miłość, pomoc. Dziecko też w takim pojmowaniu jest „gorsze” od rodzica, a jednak spójrzmy jak dobrą, bezinteresowną i bezwarunkową miłość się takiemu dziecku daje. Bo wnosi się wartość. I nie ma tam chęci upokarzania.
Inna sprawa, że mężczyźni tak naprawdę są bardziej obojętni wobec tego, czy kobieta ma niższy, czy wyższy status od nich. Nie mamy zawsze na celu w głowie „szukania tej gorszej”, tylko tej, która nas uszanuje, pokocha i doceni, a przy tym będzie seksualnie dostępna na wyłączność. Musimy myśleć która da nam te walory i uczucia – i dziwnym trafem wychodzi, że robi to „ta gorsza” – proszę o rozumienie mojego metaforycznego pisania w tym aspekcie.
Gdyby mężczyzna patrzył na kobietę, że musi być od niego gorsza, by się dobrze czuł to pokazywałby tylko kompleksy, ewentualnie arogancję i niedojrzałość. W ten sposób tego nie powinniśmy pojmować (choć znajdą i się tacy mężczyźni). Kobiece za to jest szukanie kogoś, kto podciągnie ją do góry, a na pewno nie narazi ją i ewentualnie ich dzieci (choć dziś – jej dzieci) na straty. I to jest reguła. Reguła, która póki co doprowadza do mizoandrii, bo przecież jak nie każdy facet to świnia, to jakiś za mało inteligentny, za mało męski, chłopiec co najwyżej, albo jest nieprawdziwy (tutaj tekst o technikach poniżania mężczyzn). Wiecznie za mało ma oferować zawsze mężczyzna. Nigdy kobieta.
Mężczyźni choćby chcieli nie mogą szukać kobiet postawionych wyżej od nich, bo kobiety omijają ich szerokim łukiem jeśli są „w dołku” i sytuacji, gdy to kobieta musiałaby oferować od siebie więcej. Kobiety setkami lat nie były do tego przyzwyczajone (choć oczywiście nie warto zrzucać winy na przodkinie). Wobec dzieci – to co innego. Tutaj mogą się poświęcić do szpiku, ale wobec mężczyzn – nie, lub bardzo rzadko. Mężczyźni wobec kobiet – tak i to często. I tego społeczeństwo oczekuje, ale wtedy kłamie o równości płci.
Możemy sądzić, że dziś kobiety prezentują o wiele wyższy poziom, niż kiedyś, bo mogą walczyć o wyższy status. Nic bardziej mylnego. Chodzi tylko o jednostki. Kobiety jako cała grupa nie prezentują wyższego poziomu, tylko dostały przywileje i stąd ich rosnąca roszczeniowość, a dodatkowo hipergamia – czyli nawet gdy dana kobieta reprezentują sobą niewiele to szuka „księcia z bajki”. Mężczyźni cieszyliby się, gdyby realnie kobiety wnosiły dla nich więcej wartości, ale zamiast tego kobiety głównie zwiększyły swoje wymagania. Stąd dziś takie rozłamy społeczne, bunt tych mężczyzn nieatrakcyjnych – np. inceli, tona rozwodów i zanik małżeństw, rywalizacja w związkach, zamiast współpracy. Kobiety wysokiej wartości musiałyby nie być egoistkami i egocentryczkami, by mężczyźni się cieszyli, że takie kobiety są. W innym wypadku niczego to nie daje ani jednej, ani drugiej płci.
Praktycznie cała uwaga społeczeństwa skierowana jest na kobiece troski, problemy i potrzeby. Dlaczego kobiety miałyby chcieć to porzucić?
Dlatego tutaj warto też wspomnieć, że przez hipergamię kobiet, większą empatię do nich, emancypację i rosnącą wartość (?) kobiet – wielu mężczyzn jest samotnych, jest incelami, nie mają żadnej szansy ani na seks, ani na miłość, co najczęściej jest równoznaczne, ponieważ wchodzi się w związki dla emocjonalnych więzi, często wymiany zasobów, ale też seksualnej bliskości.
Taki „causal sex” co tydzień z inną kobietą zarezerwowany jest dla najbardziej przystojnych mężczyzn. Jeśli chodzi o powodzenie mężczyzn u kobiet, wygląda to tak, że jedni zgarniają wiele kobiet, inni nie mają żadnej, lub „cieszą” się ochłapami kurczowo trzymając się jednej partnerki (Rozkład Pareto). Partnerki, która często nad nimi dominuje, nie uważa, że ten mężczyzna jest na jej poziomie, bo ten mężczyzna jest w jakiś sposób zależny, nie ma wyboru (wśród płci przeciwnej), a ona go ma. To ona staje się coraz bardziej niezależna dzięki ginocentryzmowi, który potrzeby kobiet stawia na pierwszym miejscu i ułatwia życie. I taka kobieta ma wielkie szanse na to, że się rozwiedzie/zainicjuje rozstanie. U mężczyzn jedyną opcją jest – walcz , dostosuj się, albo giń (i nie przekaż genów).
Mężczyźni jednak nie widzą, że mają o co walczyć w związkach, albo koszty (i ryzyko!) przekraczają zyski, więc się wycofują i nazywane to jest kryzysem męskości. Jeśli kobiety wchodzą w związki szukając kogoś lepszego (hipergamia) – to mężczyzna na związku traci, bo wchodzi w związek, z kimś kto ma mniej. I mimo to on nie jest na tyle szanowany, kochany, ani nie jest zabezpieczony przy rozwodzie, czy też jeśli chodzi o dzieci, ani nawet przy fałszywym oskarżeniu o przemoc, by ponosił te wszystkie koszta.
Ten mężczyzna nie chce też mieć pseudomęskiej z charakteru kobiety, toksycznej, dziś zwanej eufemistycznie „suką” czy „zołzą”. Jeśli on wnosząc więcej ma z nią cały czas rywalizować, a ona go ma zamiar testować – czy zapewni więcej zasobów, czy da jej więcej uwagi, znosić jej dramy i kłótnie, albo mowę, że jest niewystarczający, ze ona jest od niego lepsza, że zaraz inny się nią „zajmie”, to jemu się nie chce. Bo on nie wchodzi w związek, by walczyć, a niestety tego jesteśmy dziś uczeni – zupełnie wypaczonego pojęcia miłości, egoizmu i próby skorzystania na związku, oczywiście dając ku temu większe możliwości kobietom. Bo kobiety są dla społeczeństwa ważniejsze.
Im jest dobrze, więc ciężko oczekiwać, by się wstawiały za mężczyznami chcącymi coś zmienić. Mogłyby pomyśleć, że coś stracą, a tego nikt nie lubi.
Hipergamiczne kobiety nie mają żadnego interesu, by wspierać mężczyzn, których uważają za gorszych od siebie (a więc im bardziej cenimy kobiety, tym bardziej oddalają się od mężczyzn)
Kobiety muszą uświadomić sobie ile mogą zmienić w tym świecie, na polu prawa, rodziny, wartości, czy związków, bo ich głos liczy się aktualnie bardzo mocno. Mają sporo przywilejów i władzy w społeczeństwie.
Niestety zmiany w dynamice damsko-męskiej zachodzą powoli, więc roszczeniowe i egocentryczne kobiety są nadal zbyt rzadko krytykowane, tak samo jak męscy biali rycerze, którzy daliby się pokroić za kobietę, tylko dlatego, że jest kobietą, a na drugiego mężczyznę plują (i nawet jak kobieta ich zdradza to nie atakują jej, która złamała z nimi umowę, a mężczyznę, z którym zdradziła). Póki kobiety będą zbierać zainteresowanie niezależnie od tego jaki mają charakter czy wygląd (bo grube jest piękne, a „wymuszanie” dbania o siebie przez kobiety jest złowieszczym narzędziem patriarchatu), to kobiety nigdy nie staną się lepsze ani jako kobiety, ani jako matki, ani jako osoby, ani jako pracownicy, ani jako pracodawcy. Tylko presja uczy, a więc z jednej strony bardziej hipergamia, a nie hipogamia, lub przeciwnie – równe społeczeństwo, oparte na cenieniu kompetencji i umiejętności, społeczeństwo nie ginocentryczne.
Kobieca biologia zmusza mężczyzn do rozwoju – ale inne zachęty, prawne i kulturowe też są potrzebne. Teraz ich nie ma
Gdy mężczyzna jest odrzucany przez kobietę ma on trzy opcje. Pogrążyć się w rozpaczy, rozwinąć, lub obniżyć poprzeczkę. Najtrudniej się oczywiście rozwinąć, ale jest to jednak jeden z lepszych, zupełnie naturalnych bodźców do rozwoju.
Hipergamia kobiet nie do końca jest negatywna. Co prawda wielu mężczyzn znika z rynku matrymonialnego przez nią, a jakiś procent mężczyzn przez to jest poligamicznymi i ma bardzo dużo partnerek seksualnych, których jednak kobiety nie mogą zmusić do monogamicznego poświęcenia na rzecz jednej z nich to jednak hipergamia kobiet zmusza mężczyzn do przeskoczenia pewnych granic i barier. Aczkolwiek nie w tej formie, w której ją widzimy dzisiaj – czyli nastawionej antymęsko i antyrodzinnie (gdzie te tanie mieszkania i warunki do wychowywania dzieci, lub jakiekolwiek profity dla mężczyzn/ojców?), oraz kulturze wmawiającej kobietom, że są równe, jak są nierówne i są lepsze, bo się urodziły kobietami. To jedynie rodzi sprzeciw, bo na to wszystko trzeba dowodów i czynów.
Dla wielu mężczyzn skuteczny rozwój nie będzie możliwy, bo dla przykładu gdy zrównujemy zarobki kobiet i mężczyzn, czy gdy dostają parytety (a potem są pytania – czy kobieta dostała posadę za samą płeć, czy jednak za kompetencje) to nie ma możliwości, by mężczyzna takiej kobiecie zaimponował. W równości płci zachodzi albo powielenie wartości, którą mamy, czyli musimy żyć z kimś kto ma tyle samo, jest taki sam (a są ludzie, którzy twierdzą, że przeciwieństwa się przyciągają i oni tutaj będą nieszczęśliwi), albo wymiana różnych wartości.
Oczywiście nadal największe zainteresowanie budzą stereotypowo męscy mężczyźni i kobiece kobiety. Nie sądzę, że to się szybko zmieni, bo postęp kulturowy wymaga akceptacji tych zmian na przestrzeni wielu pokoleń.
Hipogamiczne ciekawostki
Zdrada
Jednym z wytłumaczeń (nie usprawiedliwień!) zdrad starszych mężczyzn z młodszymi partnerkami podaje się wiek tych kobiet, aczkolwiek dzięki zrozumieniu hipogamii możemy dodać wniosek o tym, że te kobiety po prostu tych mężczyzn doceniały i szanowały.
Rozwody
Kobiety rozwodzą się i kończą związki najczęściej, gdy same zdominują mężczyznę – czymkolwiek: zarobkami , wykształceniem, psychicznie, fizycznie, czy seksualnie. Sfer w których kobieta może czuć się lepsza jest sporo. Jest to bardzo problematyczne zagadnienie z przynajmniej dwóch powodów:
- kobiety lepiej zarabiające odtrącają mężczyzn gorzej zarabiających (i ogólnie – których uważają za gorszych od siebie)
- kobiety gorzej zarabiające są motywowane przez państwo socjalne/opiekuńcze do rozwodów, ponieważ rozwód i w efekcie zazwyczaj samotne macierzyństwo zapewnia im granty, czy też pozbycie się problemu za jakiego mogą mieć mężczyznę
Bardzo mało takich związków trwa w szczęściu, gdzie kobieta zarobi 4x więcej od mężczyzny w porównaniu do związków, gdzie to mężczyzna tyle zarobi i dzieli się pieniędzmi/zasobami z kobietą. Ba, teraz jest to nazywane przemocą ekonomiczną, oczywiście tylko wtedy, gdy to mężczyzna zarabia więcej. Tak więc system pragnie kobiecej równości, czyli de facto uprzywilejowania, ale to przestaje działać, kiedy budowane są heteroseksualne związki i rodziny.
Feministki też są hipergamiczne i też pragną hipogamicznych seksistów (blabla, mizoginów, szowinistów i innych macho – według nich okrutników)
Nawet gdy kobieta jest feministką, gdy jest nowoczesna, postępowa, równa, nie chce by otwierać jej drzwi, jest daleka od tradycyjnej kobiecości, jest za tym, by mężczyźni mogli okazywać emocje, by nie musieli być żywicielami rodziny bo uważa, że jest to seksistowskie – to i tak umawia się z macho i seksistami. Jest to kompletne pomylenie z poplątaniem, lub zerowa świadomość siebie.
Co najlepsze ta sama feministka chce, by ten sam seksista płacił za nią zapraszając na randkę. Mimo, że feministka jest równa, nie chce zapłacić za niego, czy nie chce podzielić się rachunkiem (choć to robi częściej).
I jak tu nie być hipogamicznym mężczyzną, jeśli nawet najzagorzalsze feministki pragną, by mężczyźni wykazywali się wobec nich opiekuńczością i przejmowali na siebie ciężar(y) w tym inicjatywy/decydowania? Czyli kobiety chcą, by mężczyźni wnosili więcej i więcej, nie na odwrót. Jednak w równości płci to nie przejdzie. Nie można mieć ciastka i zjeść ciastka. Oczekujmy od kobiet większego wkładu w relacje z nami.
Hipogamiczne kobiety łączcie się! Mężczyźni ucieszą się, gdy ujrzą (w końcu) inne, niż wszystkie, nieroszczeniowe, dające bezinteresownie wiele od siebie kobiety
System został tak stworzony, by kobiety miały ułatwienia (np. parytety, zniżki, darmowe kursy, niższe wyroki, niższy wiek emerytalny itd.). Natura (?) z kolei chce, by to mężczyzna miał wyższą wartość od kobiety, bo tylko ten może zostać dopuszczony do kopulacji, a potem tworzenia związku, a co za tym idzie – miał „miłość”. Bo umówmy się, wiemy, że jest to proces hormonalny, dokładnie taki sam jak ten, który uruchamia chęć seksu. Dopiero w drugiej kolejności wykazujemy się różnymi już bardziej „ludzkimi” odruchami, jak troska, przywiązanie i opieka (którą w sumie też może wywołać oksytocyna, a więc też hormon…). Ale powiedzmy jasno, że możemy sterować tym co robimy i jesteśmy odpowiedzialni za własne zachowania.
Każda kobieta zatem ma pełne prawo zainteresować się mężczyzną, który według niej ma niższą wartość i wnieść ją dla niego (on się ucieszy, tyle czasu odrzucany i pogardzany). Tak samo mężczyzna może spróbować podejść do kobiety o wyższej wartości i być jak zwykle odrzuconym (a więc może próbować aż umrze, albo na tyle się rozwinąć, by jednak nie być ocenianym tak źle przez kobiety w które celuje).
Mężczyzna nie może czekać na księżniczkę, która zapuka do jego drzwi
Rozsądek podpowiada mężczyznom, że mogą liczyć tylko na siebie i nie mają czego szukać u kobiet o wyższej wartości. To tylko rozsądek, a nie żaden spisek, nie żadna chęć hipogamicznego „gnojenia, kontroli i ograniczania”, jak niektóre kobiety sugerują. Po prostu kobiety takich mężczyzn pragną – w większości przypadków. Mężczyzn zresztą jest więcej, dlatego też jest im ciężej kogoś znaleźć. Gdy był niedostatek mężczyzn jak po wojnie – wtedy to kobiety musiałyby o mężczyzn walczyć. Teraz nie muszą – jak nie ten to inny. Nie licząc oczywiście wdów po samcu alfa, bo te zamknęły się emocjonalnie na jednego mężczyznę.
Jeśli coraz więcej mężczyzn jest wykluczanych np. ze stanowisk kierowniczych na rzecz kobiet (wszędzie tam gdzie, feminizm grzebie palcami) to jest tak naprawdę coraz mniej atrakcyjnych mężczyzn do wyboru dla samych kobiet. Jest to dobre dla samych kobiet tylko powierzchownie, ale jest to bardzo złe działanie dla związków i rodzin. Im więcej kobiet robi to co atrakcyjne dla samych kobiet było wykonywane przez mężczyzn, tym mężczyźni częściej robią te rzeczy mniej atrakcyjne – i w tym aspekcie kobietom też samoocena idzie do góry, a mężczyznom w dół.
Zresztą tu też użyjmy logiki – dlaczego kobieta miałaby chcieć walczyć o mężczyznę, którego uważa, że ma niższą albo równą wartość, niż jej własna? Przecież „to facet ma się starać”? Ktoś te normy stworzył. To facet ma być tym męskim – synonimem – czego? Przecież nie upadku, przecież nie do wykonywania wszystkiego co żeńskie, bo taka kobieta zarzuci mu żeńskość.
Mężczyzna zawsze musi się starać, czy celuje w top kobiecy (co jest trudniejsze: wielu adoratorów, ryzyko, mało szacunku, większe wymagania), albo gdy hipogamicznie celuje niżej – ta kobieta też się przecież nie oferuje na tacy, też tak samo wymaga męskich czynów, aniżeli to ona wychodzi z inicjatywą (choć to się zdarza nie jest to jeszcze normą, ale dzięki negatywnym skutkom akcji #MeToo będzie to mus).
Podsumowanie. Hipogamia to chęć oferowania kobietom więcej, niż kobiety posiadają – cecha pozytywna
Hipogamia jest przeciwieństwem hipergamii. Hipergamia nakazuje kobietom być pragmatycznymi – poszukiwać w mężczyznach wyższej wartości, niż własna, by na związku skorzystać, lub co najmniej podobnej – by na pewno nie stracić. Hipogamia z kolei nakazuje mężczyznom szukać w kobietach niższej wartości, niż własna, aby podciągnąć ją do góry i być szanowanym za swój wkład w związek, bo tylko taki stan rzeczy zapewnia mu szacunek. A jak wiemy bez szacunku miłości nie będzie.
Gdy kobieta uważa, że oferuje więcej od mężczyzny i jest tzw. „wyższego poziomu” to taka postawa gwarantuję prawie pewną porażkę w związku. Jeśli nie teraz – to jest to odwleczone w bliżej nieokreślonym czasie (lecz na pewno bliżej, niż dalej – kobieta będzie suszyć głowę mężczyźnie, by się rozwijał do tego czasu). Kobieta będzie się zastanawiała nad tym, czy czasem nie zasługuje na więcej. Tona związków w ten sposób się kończy, nawet zdradą i zazwyczaj winnym wykreowany jest ten mężczyzna, nieudany, czy za mało ambitny – po prostu przynajmniej półkę niżej, niż to czego kobieta pragnie u swego boku.
I na nic męskie zainteresowanie takimi kobietami, zupełnie na nic, bo to one zwykle decydują o tym, że związek/małżeństwo się rozpada (Prawo Briffaulta). Bo kobiety zwykle nie chcą być dostarczycielem zasobów/wartości dla „nieudacznika o niskim poziomie”. Ewolucja tego nie przewidziała, tak jak uprzywilejowania kobiet. Może przywykniemy do tego za ileś lat, może nie. To jest zagadka. Jeśli płeć to konstrukt społeczny to przywykniemy, jeśli biologia nami rządzi to nic się w tym aspekcie nie zmieni.
Jeśli kobiety są hipergamiczne i żądają wyższego, męskiego statusu to danie im takich mężczyzn jest ukłonem w ich stronę. Czyli warto wspierać MĘŻCZYZN, by byli atrakcyjnymi dla kobiet, a nie cały czas skupiać się na uprzywilejowaniu kobiet, wyrównywaniu ich, a nawet podwyższaniu ich wartości nad mężczyzn, bo to niszczy związki, a co za tym idzie rodziny.
Dziś silna kobieta tęskni za silnym mężczyzną. Słaba kobieta też tęskni za silnym mężczyzną. Wszystkie kobiety chcą tego samego, tyle, że silna kobieta ma wyższe wymagania, niż słaba kobieta. Nie ma możliwości temu sprostać każdy mężczyzna, a wręcz im kobieta jest bardziej ceniona w społeczeństwie, im ma wyższy status, tym mniej mężczyzn widzi jako silnych, lub „godnych siebie”. To jest problem, gdzie natura kłóci się z prawami społecznymi. Ona woli być singielką, ponieważ patrzy na mężczyzn niedostępnych, małą ich garstkę, on by chciał kobiety „zwykłej”, ale ona go odtrąca.
I to jest nowa i trudna sytuacja dla obu płci. Płci, które miały dotychczas inne strategie dobierania się w pary.
Wyjątki od reguły
Niektórzy pytają gdzie szukać kobiet o „wysokim poziomie, które są hipogamiczne i pragną imponować/zapewniać wartość/zasoby mężczyźnie, który jest mniej atrakcyjny i posiada mniej”? Gdzie takie rodzynki są i jak to się stało, że takie są? A może nie istnieją?
Coś jak u mężczyzn którzy twierdzą, że chcą nimfomanki, dopóki takiej nie spotkają, tak jak kobiety, które chcą prawdziwego romantyka, dopóki takiego nie spotkają, bo jednak nie jest realnie tak fajny, jak w dwugodzinnych filmach?
A jeśli hipogamiczne kobiety istnieją to ile ich jest i jak zmierzyć taką liczbę?
Ja na to nie odpowiem – może wy odpowiecie?
A może po prostu egoizm kobiet wobec większości mężczyzn leży w ich naturze, w chęci zapewnienia ewentualnemu potomstwu więcej bezpieczeństwa i ci co nie wierzą w to, muszą jak najszybciej to zaakceptować? Nie potrzeba do tego ani słodkich, ani politycznie poprawnych słów.
A co do głównego tematu, to jak najbardziej zgadzam się z tym, że kobiety są hipergamiczne -nieświadomie czy świadomie, to jakoś nie przekonuje mnie aż tak do końca hipogamia u mężczyzn, że to ich świadoma preferencja. Chyba raczej godzą się na taki kompromis z braku lepszego wyboru, by być z podobną sobie na wielu poziomach od zaradności po atrakcyjność fizyczną lub nawet fajniejszą, atrakcyjniejszą partnerką od samych siebie.
Patrząc na siebie, to jako młoda dziewczyna byłam nieświadomie hipergamiczna, że interesowali mnie mężczyźni którzy jakoś mi imponowali i to nie wyglądem, a szeroko rozumianym ogarnięciem życiowym. A jako dorosła kobieta, wiedziałam, ze mężczyzna depresyjny, z wiecznymi problemami ze sobą, leniwy i nie radzący sobie, zwyczajnie nie będzie do mnie pasować i jest dla mnie aseksualny. Bo ja w życiu „zapierdala”, pokonuje problemy, dużo pracuje, dużo robię, ogarniam. Po co mi ciężar? Co innego w związku gdy przyjdzie choroba i problemy itp a co innego świadomie brać sobie na głowę kogoś kogo będzie trzeba ciągle nianczyć i być psychoterapeutą i nie wiadomo kim jeszcze.
Patrząc na znajome małżeństwa i pary, również nie widzę tej hipogamii u mężczyzn by sobie brali kobiety kompletnie nie pasujące do siebie statusem, zaradnością czy atrakcyjnością. A gdy tak się zdarzy, to taka niezaradna, nie pracująca kobieta, uwieszona latami finansowo jak sęp na mężu, nagle budzi się z tego z ręką w nocniku i mając ok 35 – 45 lat musi szukać swojej pierwszej pracy, bo o wiele przescigajacy ja statusowi mąż, wymienił ja na nowszy model. W interesie samych kobiet jest dzisiaj pracować i dbać o swoją emeryturę. Nie liczyć na to, ze się będzie utrzymanka przez całe życie bo można się zdziwić. Takie niedopasowane do siebie pary się rozpadają. Działa to w dwie strony. Bo nawet jak mężczyzna wybierze kobietę od siebie mniej zaradna, z gorszym statusem, z jakimiś zaburzeniami psychicznymi, czyli w sposób hipogamiczny, to tak samo taki związek ma małe szanse na przetrwanie.
Opowiem, jak to wygląda z mojego, kobiecego punktu widzenia.
To, że kobieta na rynku matrymonialnym nic nie musi robić, bo faceci się sami za nią uganiają, to mit. Ta zasada dotyczy tylko ponadprzeciętnie wyglądających kobiet. One rzeczywiście mogą sobie pozwolić na wybrzydzanie, manipulowanie i fochanie, bo wiedzą, że faceci za nimi latają jak głupi. Inaczej ma się sprawa w przypadku kobiet przeciętnych i brzydkich.
Kobieta z przeciętną urodą może mieć złote serce, a wciąż jest spora szansa, że mało kto ją zauważy. Bo jeśli nie ma pomalowanych rzęs, paznokci itd, to nie wzbudzi dostatecznie dużo wizualnego zainteresowania, żeby większość mężczyzn chciałoby ją w ogóle poznać bliżej.
Kobieta brzydka właściwie o rynku matrymonialnym może zapomnieć, bo wygląd jest kluczową (a bywa, że jedyną istotną) cechą dla mężczyzn szukających partnerki (i to bez względu na to, czy mówimy o związku na dłużej, czy na jedną noc). O ile mężczyznę przeważnie ocenia się bardziej wielopoziomowo, więc braki w wyglądzie może nadrobić charakterem, a w najgorszym razie zasobami, o tyle u kobiety poważnych braków wizerunkowych nie nadrobi się praktycznie niczym.
Ja rozumiem, że z ewolucyjnego punktu widzenia jesteście wzrokowcami, żeby maksymalnie zwiększyć szansę na skuteczne przekazanie swoich genów, tylko czy to nie jest tak, że przez to „wzrokostwo” sami sobie często robicie krzywdę? Bo wykazujecie chęć poznania bliżej kobiety tylko wtedy, gdy jest choć trochę ładna. Piszecie, że większość kobiet teraz jest do niczego, roszczeniowa, materialistki, hipergamia, a może po prostu głównie na takie zwracacie uwagę? Ile razy chcieliście poznać lepiej kobietę, która jest co najwyżej przeciętna z wyglądu?
Jeżeli chodzi o ostatni akapit i kobiety o:
Nieskromnie napiszę, że ja się za takową uważam. Zawsze miałam gdzieś status faceta, ba, powiem więcej, im facet bogatszy tym bardziej mnie od niego odpycha, bo boje się, że może chcieć tę przewagę nade mną wykorzystać. Potrafię sama się zatroszczyć o swój poziom materialny, nie mam żadnego problemu z tym, żeby wspierać faceta nie tylko emocjonalnie, ale i finansowo. Tylko co z tego, skoro jestem brzydka jak noc listopadowa? Co z tego, że jestem tym „rodzynkiem” teoretycznie atrakcyjnym dla wielu mężczyzn, skoro moja aparycja jest dla większości z nich barierą nie do przejścia?
Faceci często gadają, że cenią sobie naturalność, że jak kobieta ma tonę tapety na twarzy czy powiększone usta to znaczy że pusta, puchar przechodni itd. No niestety, z moim doświadczeniem się to nie pokrywa. To te „zrobione” najlepiej radzą sobie w związkach, bez względu na to, jaka jest ich forma. Bo one najlepiej przykuwają swoją uwagę, a żeby chcieć kogo bliżej poznać, trzeba go najpierw wyłowić wizualnie z tłumu. Gdyby tak nie było, to by nie poświęcały tyle czasu, energii i pieniędzy na różne formy upiększania się. Serio, przeciętny facet nie ma pojęcia ile wysiłku kosztuje osiągnięcie zjawiskowego wyglądu przez kobietę. Ale one wiedzą, że ich wygląd to potężna broń do ogłupiania mężczyzn. Więc się poświęcają, bo wiedzą, że to inwestycja konieczna do tego, by skutecznie manipulować mężczyznami.
Nie zawsze wygląd zewnętrzny to wyłącznie wina naszych genów. Czasem brzydota jest spotęgowana przez różne choroby, z którymi w pojedynkę ciężko sobie poradzić. Czasem wystarczy takiej osobie okazać trochę empatii i uwagi, by już zaczęła wyglądać trochę lepiej. Z męskiej perspektywy interesowanie się przeciętnymi/lekko brzydkimi kobietami to może być niezła inwestycja, bo otrzymają wartościową kobietę która szczerze doceni ich zainteresowanie, a do tego z czasem może przy nich wizualnie rozkwitnąć. Tylko zdaje się, że mało który facet tak funkcjonuje.
A co z brzydkimi, ale hipogamicznymi kobietami? Jeśli męski świat się o nie nie zabija, to warto zadać sobie pytanie: czy to faktycznie jest aż tak istotne dla ogółu mężczyzn, żeby kobieta nie była materialistką która widzi w nich bardziej bankomat niż człowieka? Czy jednak ten nieszczęsny wygląd to faktycznie decydująca kwestia? Może jednak ogół mężczyzn wyżej ceni ładną materialistkę, niż brzydką hipogamistkę? Może dla ogółu mężczyzn wygląd kobiety jest do tego stopnia istotny, że chętniej będą się użerać z ładną zołzą, niż brzydkim kopciuszkiem?
Kobieta z przeciętną urodą może mieć złote serce, a wciąż jest spora szansa, że mało kto ją zauważy. Bo jeśli nie ma pomalowanych rzęs, paznokci itd, to nie wzbudzi dostatecznie dużo wizualnego zainteresowania, żeby większość mężczyzn chciałoby ją w ogóle poznać bliżej.
Nieprawda. Mamy bardzo dużo statystyk i badań potwierdzających, że kobiety przeciętne uzyskują o wiele większą uwagę od przeciętnych mężczyzn. Kobiety brzydkie z kolei mają uwagę taką jaką mają przeciętni mężczyźni (są niewidoczne), czyli grają tak jak mężczyźni na poziomie hard na rynku matrymonialnym. Tylko takie kobiety są w stanie zrozumieć sytuację mężczyzn, ale też muszą coś wnosić więcej, by być zaakceptowanymi.
Oczywiście nie ma sensu, by kobieta stawiała sobie poprzeczkę w stylu „większość mężczyzn musi chcieć mnie poznać bliżej”. Przecież ludziom chcącym związków i mającym umiejętności społeczne wystarcza kilka, kilkanaście osób, by kogoś wybrać z tej puli (czasem ciut więcej, ale nie mówmy o setkach bo to totalne wybrzydzanie). Nie trzeba od razu mówić, by 60% mężczyzn z danego kraju latało za tą osobą, albo większość z danego miasta czy gdziekolwiek. To są za duże liczby.
Kobieta brzydka właściwie o rynku matrymonialnym może zapomnieć, bo wygląd jest kluczową (a bywa, że jedyną istotną) cechą dla mężczyzn szukających partnerki (i to bez względu na to, czy mówimy o związku na dłużej, czy na jedną noc)
Zależy o jakich mężczyznach mówimy. Jak dość głupich i pustych to oczywiście wygląd kobiety ma dla nich jedyne znaczenie, plus ewentualnie by była miła. Ale jak kobieta ma trochę skomplikowany umysł to wątpię, by się z takim mężczyzną porozumiała. I nawet nie ma sensu o tym myśleć, o takich ludziach, bo to nie jest na jej poziomie.
O ile mężczyznę przeważnie ocenia się bardziej wielopoziomowo, więc braki w wyglądzie może nadrobić charakterem, a w najgorszym razie zasobami, o tyle u kobiety poważnych braków wizerunkowych nie nadrobi się praktycznie niczym.
To też mit, że mężczyzna może coś nadrobić. Niby można mieć kasę, ale będzie się kochanym póki się wnosi ją, czyli będzie to miłość warunkowa. Walory tego typu nie zastępują prawdziwej więzi między ludźmi, a zwiększają szansę na bycie wykorzystywanym. I ci wartościowi mężczyźni też się boją by być potraktowanymi przedmiotowo.
Bo wykazujecie chęć poznania bliżej kobiety tylko wtedy, gdy jest choć trochę ładna.
Tak jak kobiety. Nie różnimy tutaj się. Kobiety nie są zmotywowane, by poznać brzydkiego mężczyznę. A na portalach randkowych akurat kobiety mają mniej motywacji od mężczyzn by poznawać przeciętnych ludzi i celują w top 20% atrakcyjnych fizycznie mężczyzn. Reszta ma co najwyżej mieszane rezultaty.
Piszecie, że większość kobiet teraz jest do niczego, roszczeniowa, materialistki, hipergamia, a może po prostu głównie na takie zwracacie uwagę?
Może zwracamy, a może takich jest więcej, więc trudno ich nie widzieć i same nam się wpychają przed ekran, czy oczy. Za to te niby lepsze kobiety muszą przecież jakoś się nam pokazać, że istnieją. W jaki sposób to mają zrobić jak albo w ogóle nie mają kont na portalach randkowych, w opisach nie opisują siebie w miły, wyjątowy sposób tylko aby „no ons i fbw”, a na żywo to też się chowają? Nie ma jak stwierdzić, że one są lepsze.
Żeby zwrócić na kogoś uwagę on też musi się zaprezentować, w tym zaprezentować lepszy charakter niż „roszczeniowe panny”.
Ile razy chcieliście poznać lepiej kobietę, która jest co najwyżej przeciętna z wyglądu?
Ogrom razy. Bo przeciętność nie jest niczym złym. Przeciętnych kobiet jest w związkach najwięcej. Gdyby tak nie było to byłyby same modelki, a to nieprawda.
Nieskromnie napiszę, że ja się za takową uważam. Zawsze miałam gdzieś status faceta, ba, powiem więcej, im facet bogatszy tym bardziej mnie od niego odpycha, bo boje się, że może chcieć tę przewagę nade mną wykorzystać. Potrafię sama się zatroszczyć o swój poziom materialny, nie mam żadnego problemu z tym, żeby wspierać faceta nie tylko emocjonalnie, ale i finansowo
W porządku. Tak pisz tam gdzie chcesz pokazać, że kogoś szukasz i wielu facetów to mogłoby docenić. Choć mogą to nie być faceci na wysokim poziomie społecznym, a wymagającym wsparcia. Bo faceci radzący sobie też finansowo i emocjonalnie (często to idzie w parze) też nie muszą mieć pomocy. W tym sęk. Więc Twoje cechy są dobre dla mężczyzn z problemami, a z kolei mężczyzn z problemami możesz nie chcieć. I kółeczko się kręci.
Z kolei jak mężczyzna ogarnia społecznie to weźmie sobie nieogarniętą kobietę i ją będzie wspomagał. Tak jest akceptowalnie społecznie i płcie są do tego przyzwyczajone.
Więc takie jak Ty muszą łamać tabu i bariery społeczne, a nie oczekiwać, że będąc „inne” chcą dobierać sobie „większość typowych ludzi”. Nie da się tak. Inni dobierają się z innymi, a typowy z typowymi.
Tylko co z tego, skoro jestem brzydka jak noc listopadowa? Co z tego, że jestem tym „rodzynkiem” teoretycznie atrakcyjnym dla wielu mężczyzn, skoro moja aparycja jest dla większości z nich barierą nie do przejścia?
Trochę chyba naginasz realia. Przeciętnych kobiet jest największa ilość, a do tego wygląd jest skorelowany z inteligencją. Wypowiadasz się składnie, więc ciężko mi uwierzyć, że jesteś 1/10 (i to nie z własnej winy jak zaniedbanie). Jak to mówią pic or didn’t happen > mail jest w kontakcie. A ja bujd nie za bardzo lubię słuchać.
To te „zrobione” najlepiej radzą sobie w związkach, bez względu na to, jaka jest ich forma. Bo one najlepiej przykuwają swoją uwagę, a żeby chcieć kogo bliżej poznać, trzeba go najpierw wyłowić wizualnie z tłumu.
Nie. Nie są same bo umieją wzbudzać zainteresowanie swoją osobą. Nie powiedziałbym, że radzą sobie w związkach, bo to nie zależy od wyglądu, a już na pewno nie od „zrobienia”. To mogą być tak jakościowe związki, że „póki będziesz ładna”, „póki mi się nie znudzisz”. Na krótko. Nie buduje się związków w oparciu na wyglądzie i do tego sztucznym.
Ale takie panny często są dość narcystyczne, więc wiedzą jak „szczuć” i stąd zwiększają swoje szanse na złowienie mężczyzn z puli. Ale dość naiwnych raczej i mało jakościowych.
Wiadomo, że ciche, skromne osoby, które nie chcą manipulować swoim wizerunkiem i prowokować nie będą miały takiego zainteresowania. To tak samo jak normalny człowiek nie będzie wzbudzał kontrowersji, a polityk który chce by o nim mówiono będzie usilnie szukał uwagi jak najbardziej barwnymi wypowiedziami, które będą komentowane.
Ale nie oznacza, że przyciągnie wartościowych wyborców.
Bo one najlepiej przykuwają swoją uwagę, a żeby chcieć kogo bliżej poznać, trzeba go najpierw wyłowić wizualnie z tłumu.
To samo mają mężczyźni, a nawet trudniej, bo musimy wyglądać ponadprzeciętnie, by kobiety miały chęć nas poznać. Albo mieć wysoki status społeczny, czy być znanym człowiekiem (np. znany muzyk). Trochę starasz się pokazać jakby kobiety miały tak samo jak mężczyźni, ale tak nie jest.
Nie bez powodu przeciętna kobieta wchodząc na tindera za moment ma 100 lajków, a faceci często po 1-2 na tydzień. I to do kobiet się pisze, a mężczyźni mają puste skrzynki. Nie ma porównania.
Jak jesteś taka super to sama byś pisała do mężczyzn i to do brzydkich. Wtedy byś pokazała, że jesteś ponad naturę człowieka o którą masz pretensje do mężczyzn. Sama uważasz się za nieatrakcyjną to pisz do mężczyzn na swoim poziomie. Pisz, że będziesz wsparciem. Jakoś pokaż swoje atrakcyjne cechy.
Nic innego Ci nie zostało, może poza jakimiś technikami poprawy wyglądu co pewnie też jest możliwe.
Serio, przeciętny facet nie ma pojęcia ile wysiłku kosztuje osiągnięcie zjawiskowego wyglądu przez kobietę. Ale one wiedzą, że ich wygląd to potężna broń do ogłupiania mężczyzn. Więc się poświęcają, bo wiedzą, że to inwestycja konieczna do tego, by skutecznie manipulować mężczyznami.
Tylko zaburzone idiotki poświęcają dużo czasu na to, by dobrze wyglądać (jakby to był ich jedyny atut) i by „manipulować mężczyznami”. Nawet mi się nie chce o nich rozmawiać.
Jeszcze próbujesz wzbudzić poczucie winy, że bidulki poświęcają tyle dla wyglądu, byle móc manipulować, oj…
Nie zawsze wygląd zewnętrzny to wyłącznie wina naszych genów. Czasem brzydota jest spotęgowana przez różne choroby, z którymi w pojedynkę ciężko sobie poradzić
Geny = choroby.
Czasem wystarczy takiej osobie okazać trochę empatii i uwagi, by już zaczęła wyglądać trochę lepiej.
Empatia trądziku i łysiny nie pokona. Empatia może dać uśmiech, nic poza tym. U mężczyzn pewność siebie, ale i tutaj kobiety często nie chcą tego robić, bo facet sam z siebie ma być tytanem. Więc jak możesz to zaoferować to oferuj. Ale tam gdzie są potrzeby ku temu, a nie tam gdzie facet jest już ułożony, ma ogarniętą psychę, bo on nie potrzebuje tych zalet, które masz.
Ludzie muszą jednak łączyć się takimi rzeczami.
Z męskiej perspektywy interesowanie się przeciętnymi/lekko brzydkimi kobietami to może być niezła inwestycja, bo otrzymają wartościową kobietę która szczerze doceni ich zainteresowanie, a do tego z czasem może przy nich wizualnie rozkwitnąć. Tylko zdaje się, że mało który facet tak funkcjonuje.
Może dlatego, że wartościowych osób, tak samo jak inteligentnych – jest mniej. Należy w takich celować, a nie w „większość” i to pustą, skupioną na wyglądzie, czy manipulowaniu.
czy to faktycznie jest aż tak istotne dla ogółu mężczyzn, żeby kobieta nie była materialistką która widzi w nich bardziej bankomat niż człowieka?
Dla wielu mężczyzn owszem. Tak jak dla wielu kobiet jest istotne, by mężczyzna nie widział w nich tylko wyglądu.
Czy jednak ten nieszczęsny wygląd to faktycznie decydująca kwestia?
Dla obu płci ma znaczenie i też decydujące. Jak kobiecie się mężczyzna nie spodoba to rozmowa się nie rozwinie, a on nie zaprezentuje swoich innych cech.
Może jednak ogół mężczyzn wyżej ceni ładną materialistkę, niż brzydką hipogamistkę?
Może jednak ogół kobiet wyżej ceni np. przystojnego bad boya, niż brzydkiego, dobrego mężczyznę?
To są te same rzeczy. Wielu ludzi po prostu głównie dobiera się na podstawie wyglądu i rzeczy prostych, powierzchownych.
Może dla ogółu mężczyzn wygląd kobiety jest do tego stopnia istotny, że chętniej będą się użerać z ładną zołzą, niż brzydkim kopciuszkiem?
Jw. Tak jak wiele kobiet użerają się z przystojnymi draniami, znoszą ich fatalne zachowania, ale „zainwestowały”, bo wolały tak, niż męczyć się z brzydkim, który będzie super w relacji.
Ogólnie płcie w wielu zachowaniach się nie różnią (szczególnie te prymitywniejsze jednostki, mało wyedukowane w zdrowych wzorcach).
Nawet jeśli ta uwaga jest większa, to wciąż nie na tyle duża, by totalnie nic nie robić i móc na luzie wybrzydzać. Osiągnięcie przeciętności też często wiąże się z jakąś pracą. Depilacja, ułożenie włosów, delikatny makijaż „no makeup makeup” żeby zakryć drobne niedoskonałości – to też jest codzienna praca wymagająca czasu, energii i kosztów. Praca, której mężczyzna nie musi wykonywać, by był uważany za atrakcyjnego.
Nieprawda. Owszem, kobiety również patrzą na wygląd, ale zwykle nie jest on dla niej aż tak istotny jak dla mężczyzny, tylko 2-3 w hierarchii najatrakcyjniejszych cech. Zwykle dla kobiety najważniejszy jest charakter (jak ją traktuje, czy ma poczucie humoru). Potem, jeśli chce mieć dzieci lub chce „wisieć” na facecie, będą ją interesować jego zasoby lub potencjał do ich zdobycia. I dopiero potem wjeżdża wygląd jako kryterium.
Kobieta praktycznie zawsze jest oceniana przez pryzmat wyglądu. Jeśli nie jest chociaż przeciętna, to nikogo nie obchodzi czy ma złote serce czy jest zołzą, czy ma doktorat czy nie zdała matury, czy zarabia 5-cio cyfrowe kwoty czy żebrze. Nie przeszła testu ładnej buzi -> jest niewidzialna.
Jeśli mężczyzna mocno zainwestuje w ciekawą osobowość/spore zasoby, to jego wygląd właściwie przestaje mieć znaczenie. Gdyby tak nie było, to nie byłoby np. małżeństw młodych kobiet z bogatymi dziadkami. Małżeństw młodych mężczyzn z bogatymi babciami jest znacznie mniej.
No dobrze, załóżmy że takich jest więcej. Teraz należy sobie zadać pytanie, dlaczego takich jest więcej. Czy to nie jest tak, że rynek matrymonialny to sprzężenie zwrotne i jeśli jakaś strategia jest popularna, to znaczy że ona działa na ogół płci przeciwnej? Przecież gdyby faktycznie przeciętny mężczyzna nie chciał ładnej materialistki, to takie by przepadły na rynku matrymonialnym równie prędko, co brzydkie kobiety. A z jakiegoś powodu tak nie jest i – według redpillowej narracji – takie kobiety stanowią aktualnie mainstream i nie zanikają.
No właśnie ja takiego mężczyznę chcę. Po co mi super silny macho? Żeby się męczyć z kimś, kto udaje kogoś kim nie jest (każdy ma jakieś problemy i to jest normalne)? Żeby zachowywał się wobec mnie arogancko, żeby próbował swoją przewagę w sile wykorzystać nade mną? Żeby mnie wymienił na inny model jak mu się znudzę? Dla mnie ci „słabsi” mężczyźni są atrakcyjniejsi, bo są prawdziwsi, bardziej ludzcy. Sęk w tym, że hipogamia mężczyzn sprawia, że wyraźna pomoc finansowa/emocjonalna od kobiety to dla nich często ujma. I taki słabszy mężczyzna wciąż może być bardziej zainteresowany pomocą jeszcze słabszej kobiecie niż uzyskaniem pomocy od kobiety na podobnym poziomie lub silniejszej.
Oczywiście, że nie jest. Można być brzydkim i głupim, brzydkim i mądrym, ładnym i głupim i ładnym i mądrym. Natomiast brzydka kobieta często będzie mocno pochłonięta w jakieś pasje/naukę bo wie, że na rynku matrymonialnym jest przegrana, więc musi sobie znaleźć jakąś inną kartę przetargową w życiu, jeśli chce w nim coś osiągnąć. Brzydki mężczyzna pochłonięty pasją/nauką może odnieść sukces nie tylko zawodowo, ale też prywatnie, bo dla kobiet wygląd mężczyzny nie jest aż tak istotny, jak wygląd kobiety dla mężczyzn.
Ciągle to słyszę, a w prawdziwym życiu tego nie widać. Te „zrobione” (niekoniecznie mówię tu o jakiejś mocnej ingerencji w ciało typu powiększone usta, tylko każdej formie „zrobienia”: makijaż, pofarbowane włosy, paznokcie itd) świetnie sobie radzą zarówno w krótkich związkach, jak i małżeństwach. Pod warunkiem, że zdają sobie sprawę z tego jak potężną bronią jest ich wygląd i mają rozwinięte umiejętności manipulacji. Wiedzą, kiedy odpuścić, a kiedy mogą mocniej się postawić. Wtedy są „szyją, która obraca głową”. Facetowi się wydaje, że on rządzi, a tak naprawdę prawie zawsze wychodzi na jej. Takie małżeństwa się nie rozpadają, bo kobieca manipulacja jest w nim na tyle subtelna, że dla większości mężczyzn niezauważalna. A jeśli kobieta jest zjawiskowo piękna, to może sobie pozwolić na wręcz bezpośrednią arogancję a i tak jest spora szansa, że związek utrzyma. Bo jej zjawiskowy wygląd jest na tyle istotną zaletą dla jej faceta, że przykrywa on jej poważne wady.
Bo oboje mają ciężko ze znalezieniem wartościowego partnera, po prostu mają problemy w innych sferach, ale sumarycznie poziom trudności jest podobny. Redpill zakłada, że odpowiedzialność za problemy w relacjach damsko-męskich jest właściwie wyłącznie po stronie kobiety. Że to tylko ona wybiera, tylko jej zachowania są toksyczne, a mężczyzna jest na rynku matrymonialnym niemal bezwolny i jego zachowanie jest tylko odpowiedzią na zachowania kobiet. No nie, nie jest tak. Do tanga trzeba dwojga. Mężczyźni mniej lub bardziej świadomie też dają sygnały, czego oczekują od kobiet. To w jaki sposób najczęściej rozmawiacie o kobietach, na co przede wszystkim zwracacie uwagę, gdy pokazujecie gdzie są wasze słabe punkty na które naprawdę mało który facet jest odporny – dajecie w ten sposób kobietom feedback, jaka strategia da im największą szansę nie tylko na wejście w związek, ale i osiągnięcie swoich celów w związku.
No ale jaka jest jakość tych 100 lajków? Próbowałeś kiedyś zrobić eksperyment i zarejestrować się na portalu randkowym jako kobieta i sprawdzić, jakie wiadomości będziesz dostawał nawet, jeśli nic szczególnie wyzywającego w profilu sobie nie wpiszesz? Jak odfiltrujemy spam, totalnych natrętów, facetów którzy chcą „tylko zamoczyć” to się okaże, że z tych 100 wiadomości wartościowych jest również 1-2 na tydzień albo i mniej. Dlatego nie mam tindera bo uważam, że takie portale to paradoksalnie najgorsze miejsca na znalezienie kogoś wartościowego.
Nie, nie próbuję wzbudzić poczucia winy, tylko informuję, że takie istnieją, bo mogą sobie na to pozwolić. Ktoś im na takie zachowanie „pozwala”. Część mężczyzn jest w stanie przymknąć oko na te różne fochy, humorki itd, jeśli kobieta jest naprawdę ładna. Jeśli kobiet zdających sobie z tego sprawę i to wykorzystujących jest sporo, to najwyraźniej mężczyzn akceptujących takie zachowanie nie jest aż tak mało, jak redpill twierdzi.
Bezpośrednio nie, pośrednio już może. Poprzez empatię można kogoś zmotywować do cięższej pracy nad sobą, szukania lepszych specjalistów, czy finansowo pomóc w leczeniu.
Kobieta niewidzialna też musi sama z siebie być tytanem. Żeby wzbudzać społeczną empatie, musi być przynajmniej przeciętna z wyglądu i względnie młoda. Brzydkie lub dojrzałe nikogo nie obchodzą. No i też nie każda kobieta lubi dostawać taryfę ulgową. Ja np. tego nie znoszę, więc tak czy siak musiałam drogi do bycia „tytanem” szukać przede wszystkim w sobie, a nie w innych.
Nawet jeśli ta uwaga jest większa, to wciąż nie na tyle duża, by totalnie nic nie robić i móc na luzie wybrzydzać. Osiągnięcie przeciętności też często wiąże się z jakąś pracą. Depilacja, ułożenie włosów, delikatny makijaż „no makeup makeup” żeby zakryć drobne niedoskonałości – to też jest codzienna praca wymagająca czasu, energii i kosztów. Praca, której mężczyzna nie musi wykonywać, by był uważany za atrakcyjnego.
Zabawne. Ty naprawdę uważasz, że facet rodzi się i ot tak jest atrakcyjny. A to, że ostatnio kobietom wzrost mężczyzn nie pasuje i snują coraz wyższe wymogi i nie da się tego zmienić. A to, że jednak to mężczyźni są odrzucani częściej na wejściu, na portalach randkowych niewidoczni to nic, prawda? Pewnie kobiety wyczuwają zły charakter ze zdjęć, nie?
Facet nie musi mieć mejkapu czyli jest akceptowany i pożądany. Jasna sprawa…
Znowu masz w głowie typków 10/10, którzy faktycznie nic nie muszą, ale większość mężczyzn w ogóle nie jest uznawana za kogoś atrakcyjnego. Oglądałem wiele ankiet ulicznych. Kobiety oceniały mężczyzn idąc po mieście to prawie nikt im się nie podobał. Najwyraźniej mejkapu nam trzeba…
Za to jak kobiety szły ulicą to nawet niezrobione, byle nie jakieś otyłe i faceci mówili, że okej, super, fajnie. Nie zawsze hiper top, ale akceptowalnie. Dla kobiet to tak nie było. Bo nie w jej typie, bo taki, bo śmaki, taka wada, takie coś. I marudzenie. Kobiety są płcią bardziej wybredną i na to jest tona badań.
A to, że wybieracie i tak z tych którzy nie mają makijażu nie oznacza, że nie ma presji na wygląd i na całą resztę sfer, gdzie od kobiet się tego nie wymaga, jak choćby siły emocji, fizycznej, zaradności, ogarnięcia społecznego, dogadania się z każdym, a nawet obrony. Wiele kobiet naprawdę nic poza wyglądem nie oferuje, a są w relacjach. Są słabe, nudne, wiszą na mężczyźnie, a mają te relacje. I seks leży też dla nich na ulicy. I komplementy, mimo bycia przeciętną w dużo większej ilości, niż mężczyźni dostają komplementy.
Depilacja
A faceci to się nie muszą golić. Szczególnie jak nie mają super zarostu z okładek gazet?
Muszą. Tylko muszą też mieć gdzieś opinie społeczne o nich, o wyzwiskach które słyszą, lub odrzuceniu które przyjmują.
Nieprawda. Owszem, kobiety również patrzą na wygląd, ale zwykle nie jest on dla niej aż tak istotny jak dla mężczyzny, tylko 2-3 w hierarchii najatrakcyjniejszych cech. Zwykle dla kobiety najważniejszy jest charakter (jak ją traktuje, czy ma poczucie humoru). Potem, jeśli chce mieć dzieci lub chce „wisieć” na facecie, będą ją interesować jego zasoby lub potencjał do ich zdobycia. I dopiero potem wjeżdża wygląd jako kryterium.
Tak się znasz na red pillu, ale tylko po kobiecej stronie, więc pink pill. I zakłamany. Co to za gadanie, że wygląd jest na 3 miejscu? I tak musi być i tak. Nieważne na którym miejscu sobie to postawisz. Jak podbija do Ciebie typ na mieście to odrzucasz go ze względu na wygląd, a nie charakter, bo żeby poznać charakter to musisz go znać wiele czasu. Na portalach randkowych to samo. Wygląd mężczyzn jest przemielany wzdłuż i wszerz, tylko kobiety nie umieją nawet przed sobą się przyznać, że to się u nich tak liczy. Pokazują nam typów, których lajkują to 9/10, a jak gość jest 7/10 to mówią „łe, 2/10”. Bardzo zaniżają mężczyznom, byle obronić swój wybór. I tak się dzieje potem że nieznaczna grupa mężczyzn ma wiele kobiet, a reszta prawie nic.
I mężczyźni też patrzą u kobiet na poczucie humoru. Ale od związków, a nie seksu. Jak kobieta jest sztywna, a facet nie, to ile ze sobą myślisz wytrzyma para? Kłótnie będą, bo różnice wcale nie scalają.
Nawet jak płcie mają trochę inne priorytety i w innej kolejności to one i tak muszą być. A jak kobieta nawet ma nacisk na wygląd, a i tak jej wystarczy TYLKO wygląd, by mieć seks i być w relacji to pokazuje jak duży jest to przywilej. Facet który ma tylko wygląd nie będzie w związku ot tak. I nie będzie nad nim nikt skakał. A żeby jeszcze być takim gościem który ma kobiet na pęczki to trzeba naprawdę genetycznym bogiem być i to domena nielicznych mężczyzn.
Nie macie na co narzekać w porównaniu do nas nawet w przypadku nieumalowania się i bez żadnych depilacji, nawet nóg. I to nóg których nie widać 3/4 roku gdy wiele kobiet nosi długie spodnie.
Jeśli nie jest chociaż przeciętna, to nikogo nie obchodzi
Bzdury. Przeciętnych kobiet jest najwięcej i są w związkach. A jak nie są to tylko z własnego wyboru, lub własnego braku inicjatywy. Zamknęły się na wieży, lub w piwnicy i księżniczkują.
Przecież gdyby faktycznie przeciętny mężczyzna nie chciał ładnej materialistki, to takie by przepadły na rynku matrymonialnym równie prędko, co brzydkie kobiety. A z jakiegoś powodu tak nie jest i – według redpillowej narracji – takie kobiety stanowią aktualnie mainstream i nie zanikają.
Nie znikają, bo tak są płcie wychowywane. Żyjemy nadal w mało równościowej kulturze. Spadek po rolach płciowych będzie się ciągnął jeszcze długo. Więc facet „stara się”, płaci, zabawia, a kobieta jest bierna i przyjmuje „dary”. Fatalny model, który wychowuje co wychowuje, a ludzie brną w to i idą na ślepo wzorcem, bo tak działa wychowywanie milionów mrówek.
Faceci też kalkulują jak zdobyć relację i seks. Jeśli uznają, że łatwa droga to sponsoring kobiet to tak też robią. Są głupi, uczymy o tym, by tak nie robili, ale i tak pierwszorzędnie chcą relacji i seksu i zrobią dużo, by to uzyskać.
I to samo z kobietami jest. Jeśli tylu mężczyzn np. wg feministek stosuje przemoc domową, pije, zdradza to najwyraźniej takich mężczyzn kobiety uwielbiają. Czy tak jest? I czy czasem nie idą na jakiś kompromis tolerując pewne wady, ale widząc np. że facet nieźle wygląda (JEDNAK), albo ma kasę (póki ma?).
No właśnie ja takiego mężczyznę chcę.
Dziewczyno. Bajki to my, a nie nam. Ja tu prowadzę stronę latami, poznałem tysiące historii, setki ludzi, a może i więcej. Jakbyś chciała mieć takiego gościa to byś miała. Bo jest ich dużo i szczególnie w internecie, bo mają problemy i dlatego nie realizują się społecznie.
Ale do tego, by do relacji doszło trzeba coś zrobić, coś wnieść. I trzeba chcieć. Realnie. A nie pisząc tak tylko. I w sumie to unikając poznawania, proponowania itd.
Sęk w tym, że hipogamia mężczyzn sprawia, że wyraźna pomoc finansowa/emocjonalna od kobiety to dla nich często ujma
I znowu rzeczy, które czytam u feministek. Ujma to jest dla macho, którzy i tak sobie finansowo radzą. Ujma jest dla tych, którzy byli zawstydzani całe życie na temat zaradności i kasy. I ujma jest wtedy, gdy sama kobieta na nich pluje, mimo płacenia/wspierania.
Da się znaleźć mężczyzn, którzy doceniliby pomoc. Da się. Ale nie narzekaniem i mówieniem, że nie da się, nie ma, a w ogóle to wina hipogamii. Nawet na forach dotyczących problemów typu fobie i depresje są tacy mężczyźni. I znam związki tam stworzone. Ale cóż, częściej to mężczyzna zarabiał, a kobieta uzyskała pomoc, a on się czuł wtedy wartościowy w końcu, że któraś go zechciała i jego dary.
I taki słabszy mężczyzna wciąż może być bardziej zainteresowany pomocą jeszcze słabszej kobiecie niż uzyskaniem pomocy od kobiety na podobnym poziomie lub silniejszej.
Dam ci przykład. Są kobiety lat 50 i one często sobie sponsorują 20 latków. I te kobiety są zadowolone. Mają młodego, czują się kobieco, wartościowsze. Mają seks często przy okazji. A że zapłacą im, czy coś kupią? Dla nich kasa nie ma tak znaczenia, więc jest ok. Więc nie można powtarzać teorii jakby chodziło o całą płeć. Trzeba patrzeć na innych ludzi, jeśli jest się inną – powtórzę.
Nie szukaj tam gdzie jest coś typowego, bo znajdziesz typowe rzeczy.
Oczywiście, że nie jest. Można być brzydkim i głupim, brzydkim i mądrym, ładnym i głupim i ładnym i mądrym.
Niestety czytałem badania, że jednak częściej świadczy, co nie znaczy, że nie ma odstępstw od tego. Moje doświadczenia też pokazują to, choć nie są one żadnym wyznacznikiem. Poznałem jednak wiele kobiet, które wypowiadały się nieskładanie a były karynami z IQ na poziomie ledwo zdania szkoły średniej na dwójach i poznałem wiele, które dobrze się wypowiadały i wyglądały przynajmniej przeciętnie, a nigdy źle. Nigdy. Więc dla mnie byłoby to zaskoczenie.
A, że taka kobieta mówi o sobie jako jakiejś brzydkiej to już tam jej sprawa. Chce w to wierzyć to niech wierzy. Moja wiara w to nic nie zmieni, ale nie jest to zbyt wiarygodne z mojej perspektywy. Zbyt wiele kobiet też poznałem, które były przeciętne, potem przy mnie zakładały konto na portalu i patrzę, a tam wiele komplementów, wiele propozycji. Nic tylko wybierać.
Ale nie. One nie chciały zmienić swojego stanu. I zawsze znalazły rysę w którymś z mężczyzn. Zawsze. Ale to nie była wina tych mężczyzn, a ich samych, bo nie nadawały się do relacji. I miały zbyt wysokie mniemanie o sobie. Inne z kolei zbyt dużą fobię.
Dlatego prawie w 100% pewny jestem, że źle nie ma z Twoim wyglądem i nie o to chodzi, że jesteś sama.
Brzydki mężczyzna pochłonięty pasją/nauką może odnieść sukces nie tylko zawodowo, ale też prywatnie, bo dla kobiet wygląd mężczyzny nie jest aż tak istotny, jak wygląd kobiety dla mężczyzn.
Bzdurki. Zakładaj konto brzydkiego mężczyzny na portalu, wpisz jakie masz super pasje i czekam na wyniki. Ale to i tak działanie retoryczne, bo to wszystko znamy tu od lat i nie tylko w Polsce, więc zbędne.
Nie ma szans.
Możesz jedynie podawać jakieś przykłady bogatych którzy są brzydcy którzy ogarnęli sobie partnerki i są „kochani” za ten fejm i hajs.
Pod warunkiem, że zdają sobie sprawę z tego jak potężną bronią jest ich wygląd i mają rozwinięte umiejętności manipulacji.
Wiadomo. Ładne manipulatorki na czele społeczeństwa. Od przegrywów z kolei słyszę, że przystojni manipulatorzy na czele społeczeństwa i ciemna triada.
I od kogo my mamy brać przykład? Od tych szuj społecznych? Od próżnych pustaków?
Później smutni ludzie zaczynają wierzyć, że sami muszą być manipulatorami, gnojami, tylko dbać o wygląd, by mieć sukces. Niczego dobrego to nie wnosi.
Takie małżeństwa się nie rozpadają, bo kobieca manipulacja jest w nim na tyle subtelna, że dla większości mężczyzn niezauważalna. A jeśli kobieta jest zjawiskowo piękna, to może sobie pozwolić na wręcz bezpośrednią arogancję a i tak jest spora szansa, że związek utrzyma. Bo jej zjawiskowy wygląd jest na tyle istotną zaletą dla jej faceta, że przykrywa on jej poważne wady.
No okej. To teraz powiemy jak to bad boy manipulujący kobietą, a nawet stosujący wobec niej przemoc utrzymuje ją w związku, a ona nawet za nim biega…
No i co? Do kosza z tymi gównianymi, toksycznymi związkami. Ani mi nie wspominać!
Redpill zakłada, że odpowiedzialność za problemy w relacjach damsko-męskich jest właściwie wyłącznie po stronie kobiety. Że to tylko ona wybiera, tylko jej zachowania są toksyczne, a mężczyzna jest na rynku matrymonialnym niemal bezwolny i jego zachowanie jest tylko odpowiedzią na zachowania kobiet. No nie, nie jest tak. Do tanga trzeba dwojga. Mężczyźni mniej lub bardziej świadomie też dają sygnały, czego oczekują od kobiet. To w jaki sposób najczęściej rozmawiacie o kobietach, na co przede wszystkim zwracacie uwagę, gdy pokazujecie gdzie są wasze słabe punkty na które naprawdę mało który facet jest odporny – dajecie w ten sposób kobietom feedback, jaka strategia da im największą szansę nie tylko na wejście w związek, ale i osiągnięcie swoich celów w związku.
Red pill zakłada wiedzę, że przeciętny facet niewiele znaczy i musi ostro harować, by wejść na wyższy poziom atrakcyjności. Na pewno nie będzie słuchał, że nic nie musi, by być atrakcyjnym.
I tak. Większość z mężczyzn jest dość bezwolna. Mężczyzna musi się dostosować, jeśli ma być wybrany z tak dużej konkurencji. Kobieta nie musi. Kobieta prędzej chce, bo ona konkurencję ma, ale tylko wobec mężczyzn z topu. Ona nie ma żadnej konkurencji u mężczyzn przeciętnych bo sami nie mają prawie żadnych adoratorek.
Ale kobiety wybierają inaczej i narzekają. Ciężko tutaj o jakieś zrozumienie, bo strategie są zupełnie inne. Mężczyźni za mało wymagają (głównie o charakter chodzi, IQ itd.), kobiety za dużo. I muszą spotkać się w środku.
Próbowałeś kiedyś zrobić eksperyment i zarejestrować się na portalu randkowym jako kobieta i sprawdzić, jakie wiadomości będziesz dostawał nawet, jeśli nic szczególnie wyzywającego w profilu sobie nie wpiszesz? Jak odfiltrujemy spam, totalnych natrętów, facetów którzy chcą „tylko zamoczyć” to się okaże, że z tych 100 wiadomości wartościowych jest również 1-2 na tydzień albo i mniej.
Oczywiście. Początki strony, dawno temu. Wielu mężczyzn było totalnie w porządku, gadaliśmy po kumpelsku. Jeden, dwa na 20 pisał o seksie. Ale jak mówiłem, taka kobieta zawsze sobie znajdzie te minusy w mężczyźnie, byle utkwić w przekonaniu, że nie jej typ, to nie to, a jej się należy więcej, a w ogóle to nikt do niej nie pasuje bo ona jest taka szczególna.
A potem wraca do narzekania jaka to nie jest brzydka, samotna, kobiety mają ciężko.
Dlatego nie mam tindera bo uważam, że takie portale to paradoksalnie najgorsze miejsca na znalezienie kogoś wartościowego.
Jak nigdzie nie możesz nikogo znaleźć, to lepsze to, niż wcale. Najwidoczniej wcale nie jest Ci źle. Albo problem jest wymyślony.
Część mężczyzn jest w stanie przymknąć oko na te różne fochy, humorki itd, jeśli kobieta jest naprawdę ładna. Jeśli kobiet zdających sobie z tego sprawę i to wykorzystujących jest sporo, to najwyraźniej mężczyzn akceptujących takie zachowanie nie jest aż tak mało, jak redpill twierdzi.
Jw. Tak jak kobiety przymykają oko na cechy bad boya, a wręcz przemocowca, gdy podrywa je przystojniak, a do tego z kasą. Ale potem sypną kilka słów, że chodziło o miłość, były naiwne no i nigdy przenigdy nie chodziło ani o wygląd, ani hajs.
Wiadomo. Ale mówiłem, bajerować to my, a nie nas. Nie różnimy się tak jak sądzisz.
Bezpośrednio nie, pośrednio już może. Poprzez empatię można kogoś zmotywować do cięższej pracy nad sobą, szukania lepszych specjalistów, czy finansowo pomóc w leczeniu.
Można. I tak mężczyźni postępują częściej. Motyw ratowania księżniczek z wieży, czy ci co się o kobiety biją to jest motyw przewodni. A kobieta ratująca jakiegoś przegrywa i pomagająca mu w życiu? Rzadkość. I to z jej inicjatywy? Nie ma tak. Romantyczne historie tego nie ogarniają. Facet musi wyglądać naprawdę nieziemsko, by kobieta chciała go wyciągać z dołka, musi to być jej top, że chwyta za serce. Bez emocji ona nie poczuje motywacji do tego. Będzie taki „meh”.
ą. No i też nie każda kobieta lubi dostawać taryfę ulgową. Ja np. tego nie znoszę, więc tak czy siak musiałam drogi do bycia „tytanem” szukać przede wszystkim w sobie, a nie w innych.
No więc ponownie, nie masz na co narzekać, jeśli lubisz to co masz, czyli presję, a nie ulgi. Nie lubisz taryfy ulgowej to gol nogi, zagaduj do mężczyzn i działaj. W końcu jesteś tytanem i możesz :>
Nie wiem gdzie mieszkasz, ale praktycznie wszystkie kultury świata stawiają na monogamię, a te które idą w poligamię wciąż są bardzo surowe wobec seksu pozamałżeńskiego (a wiele żon to też wiele zobowiązań). Gdzie niby społeczeństwo wygląda tak, że tylko top 20% mężczyzn jest w związkach z 80% kobiet? W Polsce wygląda to tak, że ani większość kobiet to nie top modelki, ani większość mężczyzn to nie milionerzy, a jednak prędzej czy później większość zainteresowanych wejściem w związek jakiegoś partnera sobie znajduje.
No, coś tak czułam, ze prędzej czy później coś takiego usłyszę. Już tak przywykłeś do generalizowania i przekonywania, że wszystkie kobiety zachowują się niemal dokładnie tak samo, że nie jesteś w stanie uwierzyć, że mogę mieć sposób myślenia oraz doświadczenia nie pasujące Ci pod tezę. Także chyba będę się już zbierać…
Hmm… A czy przypadkiem geneza red pilla tak nie wygląda? Że się narzeka, że nie da znaleźć niematerialistycznych kobiet, nie ma, a w ogóle to wina hipergamii?
„Wierzy” bo więcej dostała feedbacku od obu płci, że jest brzydka niż że jest ładna. Ma też lustro w domu i widzi, że jej rysy twarzy nie pasują do kanonu, jaki większość społeczeństwa uważa za ładny u kobiety. I wie, że tego nie zmieni, no chyba że wyda fortunę na medycynę estetyczną/chirurgię plastyczną i przepoczwarzy się w kogoś kompletnie innego.
Ah Ci mityczni bad boye. Nawet red pillowa narracja zakłada, że stanowią oni mniejszość męskiej populacji. Do tego przeważnie nie chcą formalizować związku i wolą iść w poligamię. Więc monogamiczne małżeństwa z bad boyami nie są chyba aż tak powszechne? Więc chyba przeciętna kobieta aż tak tragicznie sobie męża nie wybiera? Więc jeśli jakiś mężczyzna nie jest w stanie znaleźć jakiejkolwiek kandydatki na żonę, to może nie jest to wina wyłącznie kobiet?
Uważam, że najlepiej szukać stałego partnera „w życiu”: w szkole, na uczelni, w pracy, na jakiś zajęciach dodatkowych. Wtedy można się mu przyjrzeć, jak się zachowuje w naturalnym środowisku, jaki jest naprawdę. Portale randkowe są pełne zaklinaczy rzeczywistości, do tego proces poznawania ludzi musi przebiegać nienaturalnie szybko. One może są dobre gdy się szuka ONS lub gdy się należy do mniejszości seksualnej. W przeciwnym razie dają większą szansę do wpadnięcia w wir narzekania na płeć przeciwną, niż znalezienie kogoś kto się będzie nadawał na partnera życiowego.
Nie wiem gdzie mieszkasz, ale praktycznie wszystkie kultury świata stawiają na monogamię
W teorii. Nikt tego nie wymusza u nas, więc mamy WOLNY RYNEK. Ten sławetny wolny rynek. Nikt tego nie reguluje, nie ma kar, nie ma wymuszeń kto z kim ma się spotykać, nie ma swatania, nie ma nawet kultury tępiącej rozwiązłość, tylko coś ostatnio nawet jest promowane, że rozwiązłość jest okej i każdy kto mówi inaczej powinien się odwalić.
Idąc na portal randkowy jako mężczyzna ponadprzeciętny można co kilka dni umawiać się z kobietami, ilością jaką się praktycznie chce, bo one tylko celują w takich, lub głównie w takich mężczyzn. Oni mają właśnie setki lajków i kobiety idealizują ich charakter przez wygląd. Są zmotywowane do spotkań, nierzadko do seksu i nawet do zawierania szybkich związków. Bo są emocje zbudowane na wyglądzie. I często one lawirują wokół takiego jednego mężczyzny, nawet będąc którymiś z kolei przez co brakuje kobiet dla innych mężczyzn. Przynajmniej w tym miejscu i w tym kręgu, które korzystają z internetowych randek.
Gdzie niby społeczeństwo wygląda tak, że tylko top 20% mężczyzn jest w związkach z 80% kobiet?
Przecież nie mówię o sytuacji krajowej, tylko choćby na portalach i w samym internecie, bo na tym się tutaj sama skupiłaś. Na życiu wirtualnym, youtuberek, influencerek, no i oczywiście tam gdzie się randkuje, a ostatnio najczęściej ludzie wg badań poznają się przez internet.
Covid trochę też w tym namieszał. Na szczęście jeszcze ludzie poznają się na żywo i tam aż tak brutalnie nie jest, choć nadal dla przeciętnego mężczyzny to nie jest easy mode, bo jest niewidzialny i zawsze traktowany z automatu jak „nie jest w jej typie”.
No, coś tak czułam, ze prędzej czy później coś takiego usłyszę. Już tak przywykłeś do generalizowania i przekonywania, że wszystkie kobiety zachowują się niemal dokładnie tak samo, że nie jesteś w stanie uwierzyć, że mogę mieć sposób myślenia oraz doświadczenia nie pasujące Ci pod tezę.
Wybacz, nie wiem o czym piszesz, gdzie mówię o tym, że wszystkie kobiety zachowują się tak samo. Wyciągnęłaś sobie coś kompletnie z poza tej dyskusji, a ja dyskutuję na tematy zawarte w tej dyskusji. I możesz sobie mieć inne doświadczenia, ale jestem pewien, że jakbyś się przyłożyła do szukania to byś miała mężczyzn o których piszesz. Bo o nich się przecież kobiety nie zabijają. Nie masz konkurencji, więc masz łatwiej. I jak to mówią „mężczyzna by dał szansę nawet drzewu jakby podeszło”. Działaj. Ale nie celując w grubo ponadprzeciętnych, bo to tylko udowodni ci twoje teorie, ale nie to o czym rozmawiamy.
Podobnie z wyglądem > nie wierzę, że jesteś tak szkaradna jak siebie opisujesz. Miałem identyczną rozmowę pół roku temu, a jak zobaczyłem foty to dziewczyna spokojnie mocne 7-8, a miała siebie za absolutnie poniżej przeciętnej. I to tylko dlatego, że oceniała się z kobietami z topu, tym top 1% i tylko dlatego, że nie miała rezultatów. A nie miała, bo i nie była na portalach randkowych zbytnio, a do tego miała problemy emocjonalne blokujące przed poznawaniem ludzi. A nie, że była tak nieładna. Inne z kolei są odrzucane przez mężczyzn 10/10 i też mają się przez to za szkaradne. Co z tego, że mają szansę na 800 wyjść z kimkolwiek innym (nawet 7/10 gdy one są 5/10), jeśli one nie widzą tego zainteresowania mężczyzn, zawsze mówią, że „za niska jakość, za niska jakość”. I tak trąbią robiąc z siebie ofiarę, albo po prostu snując negatywne emocje do mężczyzn mimo, że mają tryliard więcej szans na poznanie mężczyzn, niż mężczyźni na poziomie kobiet. I ci mężczyźni mogliby być na ich poziomie, a nawet jak ciut niżej to przecież niby takim chcesz pomagać, wspierać, więc jaki problem? Ale nie. Niby chcesz niższej jakości, ale jak przychodzi co do czego to ta niższa jakość jest problemem. Gdzie sens?
Więc okej, może się mylę, przyjmuję, że mam całe 1% szans na pomyłkę, ale nie więcej. Nie lubię się mylić i w takich sprawach rzadko to się dzieje, bo analizowałem temat dużo bardziej niż przeciętny człowiek niezaznajomiony z tematami. Co z tym zrobisz nie moja sprawa – jak chcesz tkwić w takich przekonaniach to tkwij. Ja jednak proponuję je zmienić, bo szkodzą Tobie i temu by kogoś znaleźć kto pasuje do niby tego co piszesz, tych Twoich preferencji. Jak masz jakąś preferencję to myślisz gdzie takich ludzi znaleźć i co im zaoferować, by to wyszło. Inaczej się nie da. Poza liczeniem na szczęśliwy zbieg okoliczności. Ale to odróżnia ludzi kontrolujących swoje życie i sukcesy od jadących na autopilocie, że nie chcą bazować na czymś innym niż własne działania.
Hmm… A czy przypadkiem geneza red pilla tak nie wygląda? Że się narzeka, że nie da znaleźć niematerialistycznych kobiet, nie ma, a w ogóle to wina hipergamii?
Nie. Choć wszystko zależy też od definicji materializmu. Jak to, że większość kobiet szuka korzyści z relacji to oczywiście jest taka zasada w red pillu, ale nie przesadzałbym od razu, że są materialistycznymi harpiami. Ma to inny wydźwięk. Plus jest mało kobiet, które chcą wnosić wartość dla mężczyzn w gorszym położeniu. I to jest prawda. Nie ma wielu dowodów, by było inaczej. Nawet Ty, uznająca się za całkiem inną, niż te „typowe kobiety” nie szukasz sobie mężczyzny, któremu mogłabyś pomóc, wspierać, trochę podnieść go. Musiałabyś mieć inicjatywę.
Więc jeśli niby Ty „inna” nie robisz tego, to dlaczego inne miałyby? Jakie one mają motywacje?
„Wierzy” bo więcej dostała feedbacku od obu płci, że jest brzydka niż że jest ładna. Ma też lustro w domu i widzi, że jej rysy twarzy nie pasują do kanonu, jaki większość społeczeństwa uważa za ładny u kobiety. I wie, że tego nie zmieni, no chyba że wyda fortunę na medycynę estetyczną/chirurgię plastyczną i przepoczwarzy się w kogoś kompletnie innego.
Ehe. Kanony, szony. Czyli znowu porównywanie się do top kobiet, modeleczek i tylko porównywanie się z tymi? Na szczęście gusta mężczyzn są różne (i chyba dużo różniejsze, niż gusta kobiet). Gusta kobiet Cię nie powinny obchodzić, jeśli jesteś hetero. No chyba, że ponownie. Obchodzi Cię gust typka który sam jest 10/10 i on musi mieć typową pannę z insta, bo inaczej nie przeżyje. No to fakt, wtedy jest źle. Ale wtedy się swoje priorytety zmienia.
Ah Ci mityczni bad boye. Nawet red pillowa narracja zakłada, że stanowią oni mniejszość męskiej populacji. Do tego przeważnie nie chcą formalizować związku i wolą iść w poligamię.
Dlatego napisałem to ironicznie. Tak jak na topie nie siedzą manipulantki które wodzą za nos mężczyzn tak na topie nie są manipulatorscy bad boye, którzy nie stanowią większości w związkach.
Nie ma co podawać obu tych grup jako wyznacznika czegokolwiek oprócz niestety słabych wzorców ludzi, czy niskiej samooceny, którzy dają stosować na sobie przemoc, bo manipulacje też tym są.
Więc jeśli jakiś mężczyzna nie jest w stanie znaleźć jakiejkolwiek kandydatki na żonę, to może nie jest to wina wyłącznie kobiet?
A kto napisał, że wyłącznie? Są różne powody. Czasem są winą kobiet i takich wymagań – dość nierealistycznych, czasem dysproporcji liczbowej płci na rynku matrymonialnym w danym wieku, a czasem wina samego mężczyzny. Rezultaty ludzi są skomplikowane. Nie ma raczej jednej odpowiedzi na wszystko.
Uważam, że najlepiej szukać stałego partnera „w życiu”
No i do czego Cię to doprowadziło to całe szukanie „w życiu”? Do dobrych rezultatów i wysokiej skuteczności? Do znalezienia faceta typu o którym tu piszesz? Jakoś nie bardzo.
Portale randkowe są pełne zaklinaczy rzeczywistości, do tego proces poznawania ludzi musi przebiegać nienaturalnie szybko
Jak ktoś nie ma problemów emocjonalnych to idzie na spotkanie i się po prostu poznaje, choćby w miejscu publicznym. Ta cała szybkość nie jest inna w porównaniu do poznawania się gdy ktoś podbija na mieście, czy nawet spotykasz kogoś w szkole i z nim akurat gadasz całe bite 15 minut, jak 15 minut randki na mieście po tinderze. No ale mówię, to trzeba mocno chcieć. A do tego kobiety na ogół nie mają motywacji, bo nie są nastrojone emocjonalnie przez internet – chyba, że mężczyzna wygląda niesamowicie, albo jest znany. I tak, to jest element świadomości swojej natury, swoich emocji i przełamywania tego.
Ale nic na siłę. Tylko aby nie mówić, że winne są zawsze czynniki zewnętrzne, bo w przypadku młodych kobiet jest na to dużo mniejsza szansa. Co innego jak masz 50 lat to grasz na poziomie hard jak mężczyzna i znowu, trzeba coś wnieść więcej.
W przeciwnym razie dają większą szansę do wpadnięcia w wir narzekania na płeć przeciwną, niż znalezienie kogoś kto się będzie nadawał na partnera życiowego.
Jak się ma głowę na karku to się nie będzie narzekało na całą płeć przeciwną wiedząc, że poznało się tylko np. 5 osób. Logiki w tym brak. Czasem emocje zaślepiają. Aby krótkotrwale i aby ktoś pomógł się z tego wydostać. Ale to też trzeba trochę innych słuchać.
Zresztą jak mówię, co kto uważa. Jak uważa, że nie ma rezultatów, to jeśli chce je mieć to musi coś zmienić, coś zrobić ponad to co robił wcześniej. A nawet choćby robić lepszą selekcję z tej puli z którą się rozmawia. Może poznawać się tylko z osobami, które mają wspólne zainteresowania i też może to być internet. Tona tego. Oczekiwanie na zmiany nic nie zmieniając nic nie zmieni.
Ale nie ma też możliwość formalizacji związku innego niż monogamiczny kobiety i mężczyzny. Ba, nawet taki związek może być sformalizowany tylko jako małżeństwo, a nie związek partnerski. Więc nie ma żadnego wolnego rynku. A kultura w skali makro wcale nie promuje jakiejś mocnej rozwiązłości. Przyczyny tego, że niemal cały świat stawia na monogamię, są różne. Łatwiejsze określenie pokrewieństwa, dziedziczenia, ale też prawdopodobnie to, czego się tak obawiasz – że część będzie w związkach z wieloma, a reszta z nikim. Dlatego uważam, że red pille co do zasady przesadzają w swojej ocenie rzeczywistości. W formalnych związkach problem „top20 ma prawie wszystko, reszta prawie nic” praktycznie nie istnieje. A nieformalne bardzo łatwo przerwać. Szczególnie, jeśli jesteś z hipergamiczną kobietą – to znaczy, że ją jakoś dominujesz, a to fizycznie, a to intelektualnie, a to finansowo. Więc kopnięcie jej w zad za przesadną roszczeniowość nie powinno być problemem. Gdyby faktycznie to był tak poważny problem dla wielu mężczyzn, to takie kobiety powinny być notorycznie kopane w zad, a ich roszczeniowa postawa nie powinna być strategią mocno zauważalną na rynku matrymonialnym. Jeśli dzieje się inaczej, to najwidoczniej jednak większości to nie przeszkadza.
Ciągle implikujesz mi zdania, których nie napisałam, albo wręcz napisałam coś kompletnie przeciwnego w cytacie.
Skąd wiesz, że nic nie robię, żeby znaleźć odpowiednią dla mnie osobę? Aż tak ciężko Ci uwierzyć, że kobieta pomimo starań może nie mieć sukcesów w życiu prywatnym? Ok, przyznaję, że może nie jestem jakoś super zmotywowana do tego by być z kimś, bo sama sobie dobrze radzę. I może mogłabym robić więcej gdyby mi bardziej zależało. Ale to nie znaczy, że nic kompletnie nie robię. Znalezienie kogoś „słabszego” wcale nie jest takie proste. W życiu publicznym większość ma „maski”, każdy stara się być możliwie jak najbardziej perfekcyjny. Na mężczyznach dodatkowo ciąży presja bycia „macho”. Co oznacza, że wyłowienie kogoś „słabszego” z tłumu to nie takie hop siup. Zwykle trzeba taką osobę trochę poobserwować żeby zauważyć, że być może coś ją przytłacza. I sprawić, by zaufała Ci na tyle, by się przed tobą trochę otworzyła. Ciężko o to po small-talku online i 2 randkach.
Co do mojego wyglądu, nic nie pisałam że się porównuje tylko z top modelkami. Pisałam wyraźnie, że feedback nt. mojego wyglądu dostałam od obu płci. Wiem, jak wygląda przeciętna kobieta i jak w kontekście jej twarzy/ciała wygląda moje. Sorry ale nie zamierzam się jakoś mocno uzewnętrzniać przed losowymi osobami w internecie tylko po to, żeby być może 1 z nich mi uwierzyła, więc fotek rozsyłać nie będę. Ale teza, że wygląd jest skorelowany z inteligencją nie brzmi dla mnie zbyt oczywiście. Ani tego w życiu nie widzę, ani też ją analizując – jak ktoś jest pochłonięty pracą/nauką/pasją, to siłą rzeczy nie będzie miał zbyt dużo czasu na dbanie o super wygląd. No chyba, że dbanie o wygląd to element pracy/pasji. Ale też wiele zajęć wymagających dobrego wyglądu nie wymaga jakiejś niebywałej inteligencji. Więc jeśli osoba inteligenta jest ładna to najprawdopodobniej oznacza to, że domyślnie jest przynajmniej przeciętna i ładny wygląd nie kosztuje jej przesadnie dużo pracy.
Ale nie ma też możliwość formalizacji związku innego niż monogamiczny kobiety i mężczyzny. Ba, nawet taki związek może być sformalizowany tylko jako małżeństwo, a nie związek partnerski.
Tak jakby ludzi formalizacja obchodziła, jak „parują” się już od wieku nastoletniego nieformalnie, a potem poprzez internet choćby. Nikt tego nie kontroluje, jest wolność.
W formalnych związkach problem „top20 ma prawie wszystko, reszta prawie nic” praktycznie nie istnieje.
I nie twierdziłem, że jest inaczej.
Dlatego uważam, że red pille co do zasady przesadzają w swojej ocenie rzeczywistości.
Niektórzy przesadzają, niektórzy nie.
Jeśli dzieje się inaczej, to najwidoczniej jednak większości to nie przeszkadza.
Albo nie mają wyboru. I nie mają możliwości modelowania tego.
To tak jak kiedyś kobiety miały się cieszyć, że facet nie bije i nie pije. Już mógł być uważany za dobrą partię. A jakie miały możliwości, by uzyskać więcej? Niewiele. Zresztą nawet jak stosował przemoc. Co one mogły? Liczyć, że nie będzie tego robić i, że nie będzie tak źle.
To, że ludzie akceptują pewne rzeczy nie znaczy, że ich chcą, albo że jest to ich spełnienie marzeń. Tylko w idealnym świecie każdy człowiek jak widzi jakąś wadę u drugiego to odrzuca, jest sam i jest happy. I nagle musiałaby być duża świadomość społeczna, świadomość płci, by ludzie podejmowali bardziej racjonalne wybory. Najwyraźniej jednak uważają, że dadzą sobie radę mimo wad, albo mimo wszystko widzą w byciu razem więcej korzyści, niż strat. Ale nie musi to wcale oznaczać, że jest dobrze i są szczęśliwi. I że nie chcieliby lepiej/lepszej osoby.
Skąd wiesz, że nic nie robię, żeby znaleźć odpowiednią dla mnie osobę?
Bardzo nieładnie dyskutujesz przeinaczając co piszę. Gdzie napisałem, że NIC nie robisz? Nie napisałem, że nic, ale że mogłabyś zrobić więcej.
Bo naprawdę, ale tak naprawdę nie mogłabyś niczego zrobić więcej, by znaleźć kogoś w typie o którym piszesz?
Naprawdę nic tylko założyć usiąść i rozłożyć ręce?
To są pytania retoryczne. Tym bardziej gdy piszesz o nikłej motywacji. Oznacza to to co piszę – nie chcesz. Nie wyczerpałaś możliwości.
Najważniejsze jest nie mieć przeświadczenia, że nie możesz być lepsza, niż byłaś wczoraj.
Poznałem też tysiące historii ZWIĄZKÓW gdzie ludzie rozstawali się z błahych powodów. I oni nawet mówili, że „NIC” nie dało się zrobić. Jak ktoś z zewnątrz na to patrzył to tylko pokręcił głową. Tak. Nic. Ten za dużo klął, tamta za dużo skarpetek rozrzucała, ten za dużo kontrolował, ta za dużo się pierdół czepiała.
Ale stanęli na swoim i ani trochę nie odpuścili.
Znalezienie kogoś „słabszego” wcale nie jest takie proste. W życiu publicznym większość ma „maski”, każdy stara się być możliwie jak najbardziej perfekcyjny. Na mężczyznach dodatkowo ciąży presja bycia „macho”. Co oznacza, że wyłowienie kogoś „słabszego” z tłumu to nie takie hop siup.
I to napisałem właśnie. Szukasz w miejscach gdzie mężczyzna ogarnia, więc Twoje wartości, które chcesz wnieść może brać za obojętne mu. Oczywiście może to być maska, ale jak już jakoś tam zarabia, ma życie społeczne, nawiązuje sam interakcje to wątpliwe, żeby potrzebował wsparcia. No i nie ma niskiego statusu wtedy.
Czyli trzeba zmienić czy to sposób poznawania, czy miejsce zapoznawania. Da się coś zrobić. I da się pomyśleć nad tym bardziej.
Wiem, jak wygląda przeciętna kobieta i jak w kontekście jej twarzy/ciała wygląda moje
Luzik. Jednak mogę podejrzewać, że nie jesteś obiektywna. Mało kto potrafi ocenić własną wartość, a tym bardziej – SMV.
Ja potrafię. Pewnie nie idealnie, ale lepiej niż ci którzy rynku nie badają. Ale oczywiście to nic nie znaczy. Po prostu źle się to czyta jak ktoś pisze, że jest szkaradny, czy coś w ten deseń, więc albo współczuć, albo trochę nie wierzyć. Takie są reakcje. Nie wierzę, lub nie wierzę do końca.
Jak się bym pomylił to mógłbym zejść z mojego piedestału poczucia pewności siebie w tym aspekcie, poczucia, że mam taką intuicję i wgląd. Niestety życie mi pokazało na odwrót, że właśnie pewność mam na czym budować.
Ani tego w życiu nie widzę, ani też ją analizując – jak ktoś jest pochłonięty pracą/nauką/pasją, to siłą rzeczy nie będzie miał zbyt dużo czasu na dbanie o super wygląd
Ależ inteligentni nie muszą być niczym pochłonięci. Zresztą podobnie jak przeciętni. I przeciętnie wyglądający z przeciętną inteligencją. Gdzieś nawet takie obrazki były symulacje jak wygląda typowa twarz przeciętnego kobiety i mężczyzny to takich kobiet mija się wiele na ulicy. Ale nie są brzydkie. Przy okazji też nie jakieś upośledzone. Nie wiem czy gdziekolwiek widziałaś miss kraju o IQ 20.
Zakładasz, że jak ktoś się dorobił niezłej pozycji zawodowej, to na pewno ma perfekcyjne zdrowie psychiczne. Nic bardziej mylnego. Im wyższa pozycja w firmie, tym wyższy poziom odpowiedzialności za innych pracowników/firmę, a to potrafi przytłoczyć. Z resztą, spójrzmy na tę ścisłą czołówkę mężczyzn, tych rockmanów, celebrytów, aktorów i innych „bad boyów”. Teoretycznie mają wszystko co na tym świecie jest do zdobycia. A jednak zadziwiająco często są uzależnieni od twardych używek, hazardu, a co jakiś czas nawet targają się na życie i to w dość młodym wieku. Pomimo milionów na koncie, willi, drogich samochodów i powodzenia u kobiet. Najwyraźniej nie każdy jest w stanie psychicznie udźwignąć cenę, jaką trzeba za bycie idolem zapłacić. Czyli permanentne bycie na świeczniku, obserwowanie każdego twojego ruchu przez całe społeczeństwo, ciągłego oczekiwania bycia perfekcyjnym dla wszystkich dookoła 24/7.
Sama na swój status nie narzekam, a mimo to nie uważam, że nie mam absolutnie żadnych problemów w życiu. Jakieś problemy ma dosłownie każdy. Poczucie przytłoczenia przez rzeczywistość może odczuć zarówno bezdomny jak i milioner. Poza tym uważam, że jeśli ktoś jest już mocno dysfunkcyjny, to niestety ale musi się skupić na tym żeby się w miarę ogarnąć przede wszystkim dzięki własnej pracy. Bo jeśli jesteś w głębokiej depresji to najprawdopodobniej będziesz się zachowywać w sposób mniej lub bardziej toksyczny wobec otoczenia, a związek z toksykiem nie jest atrakcyjny nawet dla altruistów. Owszem, jakaś pomoc z zewnątrz jest wtedy potrzebna i wręcz kluczowa, ale raczej od strony terapeuty/psychiatry i przyjaciół, a nie potencjalnego kandydata na drugą połówkę. Dopiero jak już jako-tako funkcjonujesz to można myśleć o silnym emocjonalnym wsparciu ze strony partnera i stopniowym coraz większym wzrastaniu w związku.
Z resztą, spójrzmy na tę ścisłą czołówkę mężczyzn, tych rockmanów, celebrytów, aktorów i innych „bad boyów”. Teoretycznie mają wszystko co na tym świecie jest do zdobycia. A jednak zadziwiająco często są uzależnieni od twardych używek, hazardu, a co jakiś czas nawet targają się na życie i to w dość młodym wieku. Pomimo milionów na koncie, willi, drogich samochodów i powodzenia u kobiet. Najwyraźniej nie każdy jest w stanie psychicznie udźwignąć cenę, jaką trzeba za bycie idolem zapłacić
W takiej sytuacji może się okazać, że kobieta i tak będzie celować w mężczyzn wysokiego statusu i będzie sobie to racjonalizować, że przecież oni biedni, nieszczęśliwi i wsparcia potrzebują.
W ten sposób nigdy nie wyceluje ona w ten niski status o którym mówi. Nigdy go nie poszuka i nigdy nie poda ręki. Zawsze znajdzie wymówkę, by postępować identycznie do osób płytkich, egoistycznych i wyrachowanych. Czyny będą te same do tych osób, tylko usprawiedliwienia inne i historyjka inaczej ukazana.
Ci na szczycie fakt – też mają swoje presje, ale dodatkowo mają status, kontakty, pieniądze i dużo, dużo więcej możliwości. Więc jakby współczuć można im ciut mniej. No choć ten 1% mniej.
Niejeden tu mężczyzna nasłuchał się kobiet jak to one muszą niańczyć samców alfa i było to wielkie zdziwienie. Ale często to jednak jest tak, że wybierają tego na topie dla korzyści i dla siły. Silny wsparcia tak nie potrzebuje. Reszta to racjonalizacja swojego pociągu właśnie do takich mężczyzn.
No ale wiadomo, możemy się bardzo rozczulać nad mężczyznami na górze społeczeństwa. Możemy.
Możemy nawet nad tymi co mają kłopot bogactwa i robić z nich ofiary. Dokładnie tak jak z kobiet. Mają duży wybór, ale cholera zawsze jest niska jakość tego wyboru. Zawsze głowa boli od nadmiaru opcji. I trzeba nad tym płakać. A nie płacze się nad kimś kto nie ma wyboru żadnego, lub prawie żadnego. Jeszcze mu się wmówi negatywne cechy, żeby tego współczucia nie wykrzesać.
Możemy płakać nad bogaczami, władcami i zdrowymi, bo przecież mogą się lękać utraty kasy, władzy i zdrowia. A nie płaczemy nad tymi, którzy ani zdrowia, ani władzy ani pieniędzy nie mają. I można im też wmówić negatywne cechy. Ba, sami sobie zasłużyli na swój los. Z automatu zabiera to pomaganie im i zrozumienie ich sytuacji.
Dlatego dywagować sobie można, a ostatecznie liczą się czyny. Jak ktoś biega za ludźmi wysokiego statusu, bogatymi i z władzą i robi z nich ofiary, bo mają ciężko to niech nie udaje takiej osoby empatycznej, czy altruistycznej bo to jest fałsz.
Romantyzm jest w biedzie, tam na dole drabiny społecznej, jak jedno podciąga drugie ku górze. Na to nie stać wielu. Za to stać na wymówki.
Poczucie przytłoczenia przez rzeczywistość może odczuć zarówno bezdomny jak i milioner.
Tak. I okaże się, że musimy nawet bardziej współczuć milionerowi. Do tego doprowadza zrównywanie ludzi z zupełnie innych światów.
y. Bo jeśli jesteś w głębokiej depresji to najprawdopodobniej będziesz się zachowywać w sposób mniej lub bardziej toksyczny wobec otoczenia, a związek z toksykiem nie jest atrakcyjny nawet dla altruistów
Wiadomo. Ludzie depresyjni są toksyczni, biedni są toksyczni, niski status jest toksyczny, „ALE JA JESTEM ALTRUISTKA, POMOCNA, ROZUMIEJĄCA, WSPÓŁCZUJĄCA” 😀
Zawsze można sobie usprawiedliwić wszystko i napisać na ten temat książkę dlaczego postąpiło się odwrotnie do wyznawanych wartości i znalazło się winę w kimś innym za to.
Owszem, jakaś pomoc z zewnątrz jest wtedy potrzebna i wręcz kluczowa, ale raczej od strony terapeuty/psychiatry i przyjaciół, a nie potencjalnego kandydata na drugą połówkę
Często to wsparcie danej osoby kieruje dopiero do terapeuty. I działa to wtedy jako podwójne wsparcie. Jedyne, które leczy. Ale musi być szczere.
A jak ktoś ma się wyleczyć by ktoś inny chciał wspierać to szczerze mówiąc o kant tyłka takie wsparcie.
Jak ktoś już sam ogarnia wsparcie, terapeuta to robi, to reszta nie ma już wielkiego znaczenia. Wtedy ktoś nie wspiera, tylko sobie po prostu jest. A jest bo widzi w tym korzyść. Wcześniej nie widział, widział ból, więc określił człowieka negatywnie i może spać spokojnie ze swoją decyzją.
Dopiero jak już jako-tako funkcjonujesz to można myśleć o silnym emocjonalnym wsparciu ze strony partnera
Jak już funkcjonujesz to sobie radzisz i takie osoby niech się cmokną, bo za późno na wspieranie. Wtedy już nie jest tak potrzebne. Samemu się to ogarnie – łaski bez. Wiem, bo to przechodziłem dawno temu. Bardzo cenię tych ludzi, którzy mi podali rękę na dnie i oni dali mi najwięcej. Nie jak już wydobrzałem, czy uśredniłem to co się działo. Poświęcili nawet cząstkę siebie i nigdy nawet nie nazwaliby się altruistami. A mimo to pięknie działali. Bo to są piękni ludzie. Nie mówią wiele ile to by nie zrobili, jacy to oni nie są, tylko to robią. I nie oczekują aprobaty, nikt o tym nie wie i nie chcą by o tym ktoś wiedział. I nawet jak nie były to wielkie rzeczy, to jednak było dłonią gdy ktoś się topił. Nie było mówienia o człowieku w sposób negatywny, imputowania mu tego.
Innym zostaje nazywanie się altruistami, wspierającymi i dobrodusznymi, ale robią to tylko w dogodnej sobie sytuacji, co jest totalnym zaprzeczeniem pięknych cech i wartości które sobie przypisują i które niby wyznają.
Lepiej mówić wtedy, że jest się zwykłą osobą, nawet dość egoistyczną, która nie będzie brała na siebie ciężarów, nie będzie się poświęcała, a będzie szukała korzyści z relacji. Typowo hipergamicznie. Reszta gadek nie ma znaczenia. Trzeba stanąć prawdzie w oczy i zachować spójność tego co się mówi z tym co się realnie robi. I dlatego mężczyźni są przestrzegani. Nie dostaną tego w dołku. Niech sobie radzą sami. Kobiety będą wolały rozczulać się nad bolączkami samca alfa na topie społeczeństwa, który w sumie to nawet powie, że wsparcia nie potrzebuje, ale kobieta mu da „na siłę”, znajdzie jakiś problem, znajdzie jakąś jego mini słabostkę i będzie miała się dlatego za wspierającą. A nie jakąś inną, niż inne kobiety. Żeby być inną niż wszystkie trzeba postępować inaczej niż wszystkie. Tu co pokazujesz to pokaz standardowego zachowania standardowej kobiety. Aby tylko uniknąć ciężaru, a przyjść na gotowe praktycznie i łaskawie wspierać kogoś kto już dawno sam sobie poradził, wygrzebał i kto inny mu pomógł/pomaga.
Owszem, jakaś pomoc z zewnątrz jest wtedy potrzebna i wręcz kluczowa, ale raczej od strony terapeuty/psychiatry i przyjaciół, a nie potencjalnego kandydata na drugą połówkę
Akurat jak druga połówka nie jest najlepszym przyjacielem to też można o kant dupy rozbić taką relację. To jedna z głównych zasad, by relacja była trwała i bazowała na czymś więcej niż seksie, emocjach i korzyściach.
I dlatego właśnie mamy tyle rozstań. Bo pary budują relacje z dala od przyjaźni. Myślą, że w miłości przyjaźń to kastracja jej. A to bzdura. Miłość z przyjaźnią włącznie to największe scalenie, które może powstać i jedyny wyznacznik tego, że będzie nam zależeć na człowieku nawet wtedy gdy utraci atrakcyjne cechy „romantyczne”. Nie wspomnę, że seksualne. Ale też prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie przecież, a ci fałszywi zawsze odchodzą w momencie słabości. I zawsze znajdą sobie piękne zracjonalizowanie tego, zawsze. Dlatego to jest super sprawdzenie kto kim jest i czy nadaje się do tarcia chrzanu, czy jednak do przeżycia życia.
Heh, coś tak czułam, że nie warto zaczynać tego tematu, bo zaraz zobaczę esej na 10 stron że na pewno współczuję tylko milionerom, a wobec innych mężczyzn tylko udaję empatię 😀
Jak byłam w szczycie mojej depresji to też żaden mężczyzna nie był mną zainteresowany. Chociaż podobno tak strasznie na rynku miłosnym mają i chętnie wezmą każdą. I jakoś nie płaczę że źli mężczyźni to hipergamiści, hipokryci i na pewno by mi pomogli gdybym miała miliony na koncie. Doskonale rozumiem czemu tak było. Nie do końca świadomie zachowywałam się wtedy w sposób toksyczny dla mojego otoczenia. Żeby zrozumieć osobę z ZAAWANSOWANĄ depresją (serio denerwuję mnie już, że muszę łopatologicznie tłumaczyć jak dziecku moje zdanie, żeby zmniejszyć ryzyko że dopowiesz sobie 50 tez z dupy których nigdzie nie stawiam, no ale najwyraźniej tak tu trzeba się wypowiadać), trzeba mieć nie tylko empatię, ale też jakąś świadomość jak funkcjonuje ludzka psychika. Cieszę się, że trafiłam wtedy na ludzi którzy tacy byli, bez nich pewnie bym przegrała z tą chorobą. Ale to nie zmienia faktu, że większość pracy i tak musiałam wykonać samodzielnie. No i moje zachowanie wtedy było skutecznie odpychające od wszelkich form czułości. Kto by chciał być w związku z osobą, która albo nie ma na nic siły, albo jest ciągle opryskliwa czy wręcz agresywna? Związek ma być na dobre i na złe, a nie tylko na dobre czy tylko na złe. Owszem, trzeba partnera wspierać jak coś go przytłacza, ale trzeba też czuć że koniec końców dostaje się z tej relacji jakąś pozytywną wartość. A ja wtedy nie byłam wstanie wnieść nic pozytywnego do związku. Dlatego stawiam tezę, że jak z czyjąś psychiką jest bardzo źle, to o partnera będzie bardzo trudno, ale przyjaciel jest wręcz niezbędny. Co nie zmienia faktu, że osoby z zewnątrz to tylko wsparcie, a ty musisz pracować nad sobą w większości sam.
A jak kobieta chce, żeby związek był najpierw przyjaźnią, to red pill płacze że zła kobieta go friendzone’uje i na pewno ma teraz jakiegoś bogatego bad boya na oku. Koło się zamyka.
a wobec innych mężczyzn tylko udaję empatię
Wszystkie motywacje które wypisujesz idą w kierunku właśnie ścieżki standardowej, hipergamicznej. Innych czynów nie widu, ni słychu, nie wypisaju. Tej empatii też nie widzę, gdy sugerujesz toksyczne cechy osobie w depresji – ale już wiemy, że oceniasz po samej sobie. Zdarza się i tak, choć to nie reguła. Nie widzę też empatii tam gdzie mowa, że ktoś jest odrzucony przez wygląd, więc na stówę chodzi o coś innego. Życie mi pokazało, że trzeba takie rzeczy weryfikować, jak ktoś mówi o empatii choćby, bo słowa są tanie.
A jednak pewne nieścisłości są. I milionerzy oczywiście są bardzo w opłakanym stanie. Bez wsparcia nie mogliby dalej kraść 😉
Także czekam na te sprawozdanie z Twojej inicjatywy w kierunku znalezienia jednak gościa „w Twoim typie”. Wtedy powiem tak, zrobiła to, była inna niż inne. Bez pustych słów. Chociaż jedna żeby tak zrobiła. Chociaż jedna.
dopowiesz sobie 50 tez z dupy
Ależ pięknie zarzucasz innym co sama robisz gładko pomijając tam gdzie sam pytałem gdzie dane rzeczy napisałem, mimo, że nie napisałem. Ups.
I nie 50, a 49!
ZAAWANSOWANĄ
O, nawet umiesz podkreślać literki. Jakaś zinformatyzowana jesteś.
najwyraźniej tak tu trzeba się wypowiadać
Na pewno trzeba wyrażać się precyzyjnie, a jak nie, to dopowiedzieć. Głowa musi pracować, żeby się nie odmóżdżyć.
Jak byłam w szczycie mojej depresji to też żaden mężczyzna nie był mną zainteresowany
Nie wiesz tego, bo z tego co piszesz stronisz od portali, więc nie ogłaszałaś, że ją masz. A niejeden rycerz mógłby przybiec. To odróżnia płcie.
Księżniczka zamknięta w wieży musi jednak trochę pokrzyczeć, że jest tam zamknięta.
Kto by chciał być w związku z osobą, która albo nie ma na nic siły, albo jest ciągle opryskliwa czy wręcz agresywna?
Ktoś by mógł chcieć. Różnie bywa. Przecież tona kobiet w okres zachowuje się jak piszesz i mężczyźni muszą jakoś z tym żyć. Ba, dochodzi do przemocy psychicznej ze strony tych kobiet, a od tych zaburzonych to nawet co kilka dni może być piękna drama z niczego. Ot, aby się wyładować. I wcale tam depresji być nie musi.
A jak kobieta chce, żeby związek był najpierw przyjaźnią, to red pill płacze że zła kobieta go friendzone’uje i na pewno ma teraz jakiegoś bogatego bad boya na oku. Koło się zamyka.
Trzeba odróżnić przyjaźń z możliwością na więcej od bycia wykorzystywanym i manipulowanym fałszywą przyjaźnią i to jednostronną. Więc koło się nie zamyka, jak się rozumie dobrze teorie, które są wypisywane. Coś myślę, że czerpiesz wiedzę z innych stron, niż moja, a za to nie mogę odpowiadać.
Akurat sam walczę z tymi typkami, co ciągle tylko powtarzają co chwilę o bad boyach, bogaczach i hybrystofilii, jakby nic innego nie istniało w strategiach dobierania się. I staję się wtedy białym rycerzem broniącym niewiasty przed najeźdźcą. A przecież nie wolno wg niektórych powiedzieć niczego pozytywnego na temat kobiet.
ale trzeba też czuć że koniec końców dostaje się z tej relacji jakąś pozytywną wartość
Otóż altruiści i bezinteresowni nie muszą. Wartość może być neutralna. To tak samo jak przeprowadzisz staruszkę przez jezdnię. Czy staruszka da Ci coś pozytywnego? Rzadko, może uśmiech i podziękowanie. Ale dobry czyn sam w sobie napędza takiego człowieka, sam cel.
Najważniejsze dlatego jest tylko to, aby nie dostawać wyłącznie kopów po głowie, bo wtedy faktycznie nawet największy altruista straci chęci. Ale przy neutralności, jakimś szacunku – może być ok nawet nie dostając pozytywnych wartości, czegoś dodatkowego, KORZYŚCI :>
https://medium.com/@worstonlinedater/tinder-experiments-ii-guys-unless-you-are-really-hot-you-are-probably-better-off-not-wasting-your-2ddf370a6e9a
1 na 115 kobiet daje lajka mężczyźnie (a daleka droga od tego do rozmowy i randki). Możesz mówić ile chcesz o małych wymaganiach kobiet, ale na to już się mężczyźni nie nabierają. Mamy pełne dane jak dobierają sobie mężczyzn kobiety w warunkach gdzie nikt ich nie ocenia za „płytkie zachowanie”. W realu trochę się hamują.
Czyli mamy inne standardy prowadzenia dyskusji. Mnie nauczono, że dopowiadanie sobie tez, których współrozmówca nie stawia, jest niemerytoryczne.
To nie są nieścisłości. Można kogoś nie lubić, można być wobec kogoś sceptycznym, a jednocześnie wciąż nie uważać, że składa się on wyłącznie z wad. Na tym polega bycie obiektywnym.
No tak, bo mężczyźni istnieją tylko na portalach. W szkole np. ich nie ma, niemożliwe jest, żeby nastolatkowie się sobą zainteresowali po obserwacji siebie w życiu codziennym. A randkowanie nie istniało przed wynalezieniem internetu.
Jakoś moja przyjaciółka z liceum była w stanie zauważyć, że coś jest ze mną nie tak pomimo braku Tindera i tego, że nie miałam napisane na czole „mam depresję”.
Sam wspominasz o tych portalach wyłącznie wtedy, gdy chcesz ponarzekać, że kobiety tam są co do zasady ekstremalnie puste, roszczeniowe i skreślają większość mężczyzn wyłącznie za wygląd. Jeśli to prawda, no to nie brzmi to jak lepsze miejsce do szukania wartościowego partnera niż „życie”.
Dokładnie o to mi chodziło. Nie mogłeś tego napisać bez bajkopisarstwa, że na pewno współczuję wyłącznie milionerom?
„Jakiś szacunek” to już jest pozytywna wartość. Dosłownie nic nie napisałam o tym, że ta wartość musi być materialna.
No to podsumujmy. Co do zasady jestem sceptycznie nastawiona do tych wszystkich alfa-macho. Po pierwsze sprawiają wrażenie mniej szczerych, niż „zwykli” ludzie. Po drugie często relacje z nimi mają charakter mniej lub bardziej autorytarny, a ja nie lubię gdy ktoś bardzo chce mnie dominować. Nie wykluczam, że mogą w tej grupie istnieć osoby normalne czy wręcz z problemami, które po prostu noszą takie „maski”, ale generalnie jestem do nich dość sceptycznie nastawiona.
Totalnie by mi nie przeszkadzało, gdyby mój partner zarabiał mniej ode mnie czy byłby niższy ode mnie. Ale to nie znaczy, że nie mam absolutnie żadnych wymagań i rzucam się na każdego bezdomnego. Mogę funkcjonować ze zwykłym Kowalskim, który może mieć nawracające stany depresyjne, ale przez większość czasu funkcjonuje poprawnie. Nie sądzę, bym była w stanie być w związku z kimś, kto jest w permanentnej apatii lub agresji wobec otaczającego go świata. Po pierwsze dlatego, że brakuje mi wiedzy/intuicji z psychologii by z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że moje zachowanie pomimo dobrych intencji nie pogorszy stanu takiej osoby. Po drugie, obawiam się że nie mam w sobie aż tak dużych pokładów cierpliwości, by taki stan permanentnie wytrzymywać. No niestety, nie jestem idealna i mam wady, przykro mi.
Różnica pomiędzy red pillami a mną jest taka, że red pill zakłada, że kobiety rządzą rynkiem matrymonialnym i ustalają na nim zasady, do których mężczyźni muszą się dostosować, więc niemożliwym jest, by kobieta miała na rynku matrymonialnym problemy. Ja uważam, że coś takiego może mieć miejsce gdy sztucznie ingerujemy w rynek, np. w Chinach gdzie polityka jednego dziecka połączona z masowymi aborcjami dziewczynek doprowadziła do olbrzymiej dysproporcji płci i faktycznie Chinki tam teraz mogą mocno podnosić poprzeczkę dla ogółu mężczyzn. Ale nie w społeczeństwach, gdzie jest naturalny stosunek płci ok. 50/50, w których panuje niemal całkowita równość wobec prawa i w jakimś stopniu również równość kulturowa. W takim wypadku dla mnie rynek matrymonialny przypomina bardziej sprzężenie zwrotne, tj. zachowanie jednej płci tworzy reakcje w postaci tworzenia najbardziej skutecznych strategii matrymonialnych i vice versa. Czyli jeśli zauważalny % kobiet jest niechętnych wobec partnera, który gorzej od nich zarabia, to w zauważalnym % mężczyzn tworzy się przeświadczenie, że bycie z kobietą która lepiej od nich zarabia to coś, co nie będzie dla nich wartościowym związkiem. I wtedy kobieta, która domyślnie celuje w mężczyzn o podobnym statusie co jej lub niższym może mieć problem ze znalezieniem partnera, który taką relacją będzie zainteresowany.
Czy wciąż mi nie wierzysz? Czy znowu w odpowiedzi na mojego posta napiszesz baśnie tysiąca i jednej nocy o tym, że na pewno interesują mnie tylko mężczyźni o wysokim statusie? Jeśli tak, no to trudno, postaram się jakoś z tym żyć. Już i tak uzewnętrzniłam się mocniej, niż pierwotnie planowałam, więc jeżeli wciąż jesteś przekonany, że jestem redpillowym archetypem kobiety, to znaczy że nie ma sensu się jeszcze bardziej uzewnętrzniać, bo i tak mi nie uwierzysz.
Czyli mamy inne standardy prowadzenia dyskusji.
Żeby prowadzić dyskusję precyzyjnie? No to źle, że mamy inny sposób jej prowadzenia.
Mnie nauczono, że dopowiadanie sobie tez, których współrozmówca nie stawia, jest niemerytoryczne.
To przestań to robić pierwsza. Zobaczysz, że będzie lepiej zamiast wspólnego czepiania się bzdurek.
Ja tam nic nie dopowiadam, ewentualnie nie doprecyzowałaś i dlatego ciągnę wątek. A to jest kluczem do każdej dyskusji internetowej. Uznajmy, że tutaj nie zawsze da się wszystko powiedzieć. W realu jest to dynamiczniejsze.
To nie są nieścisłości. Można kogoś nie lubić, można być wobec kogoś sceptycznym, a jednocześnie wciąż nie uważać, że składa się on wyłącznie z wad. Na tym polega bycie obiektywnym.
Nie mam pojęcia jaki to ma związek z tym cytatem z milionerami. Czy gdziekolwiek napisałem, że ktoś tam się składa z samych wad, gdy się kogoś nie lubi? Też wygląda to na dopowiadanie. Albo nie ten cytat co trzeba zacytowałaś. Może tracę wątek, bo odpisuję setce osób i tak jest.
W szkole np. ich nie ma
Chciałaś w szkole wsparcia w depresji, gdy to były w sumie dzieci? Choć jacyś tam obrońcy myślę, że znaleźliby się gdybyś to okazywała – np. jakiś płacz. Dobrze wiemy, że depresja uczy trochę aktorstwa i ludzie nie zdają sobie sprawy z czym mają do czynienia. A już na pewno nie niewyedukowane dzieci.
Szkoła to też jest trochę taki zwierzyniec i wielu ludzi działa pod presją grupy, a wyłamanie się z niej to porzucenie akceptacji jej. Może byłaś po prostu uznana za cichą, a nie że miałaś problem. Ale zaraz powiesz, że dopowiadam więc nic nie snuję 🙂
No ale z innej beczki to właśnie faceci w szkole też narzekali, że w problemach to raczej większość ich kopała i odsuwała i tam się też przekonali, że „płeć empatyczna” niekoniecznie taka jest. Z kolei coś mnie mierzi, że mało mówią o samych chłopcach, bo oni też często się piekielnie niedobrze zachowują wobec „przegrywów”.
Jakoś moja przyjaciółka z liceum była w stanie zauważyć, że coś jest ze mną nie tak pomimo braku Tindera i tego, że nie miałam napisane na czole „mam depresję”.
Przyjaciółka jest bliżej, niż osoby z którymi się człowiek nie kontaktuje.
Sam wspominasz o tych portalach wyłącznie wtedy, gdy chcesz ponarzekać, że kobiety tam są co do zasady ekstremalnie puste, roszczeniowe i skreślają większość mężczyzn wyłącznie za wygląd.
Ja tylko stwierdzam fakt, że kobiety tam takie są w większości. W innych miejscach oczywiście mogą być inne np. w wolontariacie. Sam się przekonałem.
Jeśli to prawda, no to nie brzmi to jak lepsze miejsce do szukania wartościowego partnera niż „życie”.
Zapewnież.
Ale ogólnie nie ma tak za bardzo dobrych miejsc do tego, a ludzie chcieliby coś zrobić na szybko. Włączyć tel/pc i portal jest fajnie i prosto. Za to nie za bardzo słyszą gdzie mogą poznawać te wartościowe kobiety. Kiedyś głupio się mówiło, że w bibliotece.
Dokładnie o to mi chodziło. Nie mogłeś tego napisać bez bajkopisarstwa, że na pewno współczuję wyłącznie milionerom?
Zabawne to jest naprawdę. Tyle mówisz o tym dopowiadaniu, a ja nigdzie nie napisałem, że współczujesz tylko milionerom. To nie pierwszy raz gdzie to robisz.
„Jakiś szacunek” to już jest pozytywna wartość.
Dla mnie to jest rzecz neutralna, bazowa rzecz która musi być, a nie jakiś pozytyw.
Różnica pomiędzy red pillami a mną jest taka, że red pill zakłada, że kobiety rządzą rynkiem matrymonialnym i ustalają na nim zasady, do których mężczyźni muszą się dostosować, więc niemożliwym jest, by kobieta miała na rynku matrymonialnym problemy.
Ale to jest ogólnik. Jak ktoś nie wchodzi w szczegóły to tylko tyle rozumie. Ogólnie kobiety są uprzywilejowane, ale to nie znaczy, że nigdy nie mają problemów, albo, że zawsze mają lepiej.
Za dużo tych zerojedynkowych teorii. Dlatego ja piszę te EPOPEJE, by wyjaśniać rzeczy. A jak ktoś nie czyta tylko nagłówki to potem tyle wie właśnie. Niewiele.
Czy znowu w odpowiedzi na mojego posta napiszesz baśnie tysiąca i jednej nocy o tym, że na pewno interesują mnie tylko mężczyźni o wysokim statusie?
Ależ możesz pisać co chcesz. Problem jest inny – czyny nie potwierdzają niczego z tego co piszesz. Ja wszystko rozumiem, fajnie, możesz być ze zwykłym gościem, może średnio wyglądać, może mieć stany depresyjne, może mniej zarabiać i być niższy. Okej, przyjmuję. Ale musiałbym to zobaczyć. Ba. Musiałbym zobaczyć inicjatywę takich kobiet, by same podrywały takich mężczyzn.
Ogólnikowo jest to nie niemożliwe, ale rzadkie.
Już i tak uzewnętrzniłam się mocniej, niż pierwotnie planowałam
Takie życie ze mną.
bo i tak mi nie uwierzysz.
Ludzie wierzą w różne rzeczy, ale sceptyczni chcą dowodów. Nic nie poradzę, że doszliśmy do takiego etapu w red pillu, że w jednorożce się nie wierzy tak bardzo. Jest jakaś doza wiary, ale średnia i zdystansowana.
Odpowiedziałaś na apel autora artykułu, żeby ujawniały się rzadkie okazy hipogamicznych kobiet. Napisałaś fajny komentarz. W „podziękowaniu” autor zaczął czepiać się wycinków Twojego komentarza, stosować typowe dla siebie nieuczciwe chwyty erystyczne i ogólnie dał popis swoich typowych przemądrzałych i nieobiektywnych niemiłosiernie przydługich mizoginicznych wyrzygów. Współczuję, Siostro.
Niemniej, fajnie, że się odezwałaś, bo trzeba dawać nadzieję mężczyznom, że kobiety to po prostu ludzie, jak oni sami, a nie jakieś krwiożercze demony tudzież bezmyślne zwierzęta.
Ja też jestem przykładem hipogamicznej kobiety. Byłam w trzech kilkuletnich związkach w swoim życiu i żaden z moich partnerów, jak to jest ujęte w artykule, „nie dorównywał mi statusem”, bo nigdy nie stanowiło to dla mnie o wartości człowieka, w tym mężczyzny. Swoją „pozycję” w pierwszym związku zawdzięczałam rodzicom, więc jakże mogłam poniżać partnera, który miał w życiu mniej szczęścia do rodziny pochodzenia? W drugim związku swoją „wyższą” pozycję zawdzięczałam temu, że byłam kilka lat starsza od moich partnerów – więc jakże np. młodszy o 5 lat student mógł być „wyżej” od absolwentki z własną firmą? Jakże mogłabym się z tego tylko powodu „wywyższać”, że szybciej weszłam na rynek pracy? (Teraz mój ówczesny partner sam ma firmę i radzi sobie wyśmienicie.) Co to trzeciego partnera, to był biedny jak mysz kościelna, i był koszmarnie brzydki, i niższy ode mnie o głowę, ale był (i zapewne jest) najmądrzejszym człowiekiem, jakiego nosiła ta ziemia 🙂
Moje związki były niestety nieudane i zakończyły się z inicjatywy moich partnerów – każdy z nich mnie zdradził, i to wielokrotnie. Istne fatum. Ja byłam skłonna wybaczyć zdradę, ale oni nie byli skłonni przestać… Byłam też skłonna rozstać się w przyjaźni uznając, że najwidoczniej pokochali inną kobietę bardziej ode mnie, ale oni nie byli skłonni uczciwie tego zakończyć, tylko woleli prowadzić podwójne życia, aż w końcu jednak odchodzili. Obłęd jakiś!
Po prostu tak się nieszczęśliwie złożyło, że nigdy nie trafiłam na partnera o takim poziomie monogamiczności, jak moja. Aż do trzeciego związku nie wiedziałam zresztą, że ludzie mogą nie być monogamistami, bo w czasach mojej młodości nie było jeszcze takiej wiedzy o poliamorach…
Teraz wolę być sama, niż kolejny raz zaryzykować odtrącenie i złamane serce. Niektórym ludziom po prostu nie jest dane być w szczęśliwym związku po grób i chyba trzeba to zaakceptować i, tak jak napisałaś, realizować się na wszelkie inne sposoby. Ja na szczęście (w nieszczęściu) lubię samotność. Współczuję ludziom towarzyskim, którzy są sami… Każdemu jest ciężko w samotności (choćby sam organizm źle się czuje, gdy nie jest przytulany, a psychika, gdy nie ma wsparcia, motywacji i towarzystwa), ale bycie samotnikiem przynajmniej częściowo człowieka ratuje, bo na szczęście lubię swoje własne towarzystwo.
Pozdrawiam Cię serdecznie, Mądra i Dzielna Kobieto. Nie trać wiary, i ze swoim podejściem szukaj partnera wśród niewidomych feministów 🙂 Z nimi przynajmniej da się pogadać jak człowiek z człowiekiem, a nie jak samica z samcem i nie trzeba wymieniać się fotkami 😉
Odpowiedziałaś na apel autora artykułu, żeby ujawniały się rzadkie okazy hipogamicznych kobiet. Napisałaś fajny komentarz. W „podziękowaniu” autor zaczął czepiać się wycinków Twojego komentarza, stosować typowe dla siebie nieuczciwe chwyty erystyczne
Nie ma co się obrażać, bo ewidentnie masz do mnie problem, a nie do moich słów, gdyż ich nie potrafisz zacytować. Jeśli masz powód, by pokazać gdzie mój „wycinek” jest błędny – podaj. Są powody czemu odnoszę się do wycinków komentarzy. Czemu tak robię? Spójrz tutaj i pomyśl czy nie mam racji, by być konkretnymi:
https://swiadomosc-zwiazkow.pl/w-jaki-sposob-rozmawiac-merytorycznie/
W ten sposób sprawdzam wiarygodność głoszonych tez i jasno chcę o nich rozmawiać, zamiast rozmydlać treść w sposób ogólnikowy, jak Ty to robisz. Wg mnie świetnym jest odpowiadać na dane zdanie i to nam daje jasne odnoszenie się do tego co ktoś uważa. W innym wypadku odpowiada się często na rzecz kompletnie niezwiązaną z tym kto co napisał. Spróbuj to się dowiesz.
Na końcu tego ponownie długiego komentarza podałem doskonałe podsumowanie rycerskości kobiet.
Poza tym wiesz, brzydko jest również mówić „o kimś, ale koło niego”, więc zacznij rozmowę ze mną i na temat moich słów konkretnie.
I jakie chwyty erystyczne? Wymień gdzie dokładnie są stosowane przeze mnie i jakie mają nazwy. Ciekawe czy tu nie zabraknie Ci języka i czy będziesz mogła jedynie okręcić kota ogonem, że autor taki zły, niedobry, głupi i nie odpowiada tak jak się by zachciało?
Czyli jak? Współczuciem pani hipogamicznej, że taka jest, w ogóle wszystko jest fajnie, a najpewniej wszystko to wina mężczyzn, że nie zauważają hipogamistek, a wszędzie złowieszczo widzą hipergamię? I to jeszcze mizoginia, a nie statystyki i nauka? 🙂
Mamy prawo wątpić w hipogamiczne kobiety, lub zauważać, że są bardzo nieliczne. Naiwna wiara w co ktoś mówi nie ma sensu. To nie przynosi żadnych korzyści. Zbyt dużo kobiet nawet które nie lecą na korzyści słyszałem, że „chcemy by mężczyźni nam imponowali” co prowadzi do szukania korzyści i choć w pewnych obszarach ukazania wysokiego statusu mężczyzny.
Ale też nigdzie nie napisałem, że hipogamiczne kobiety nie istnieją byś mogła zarzucić mi w tym aspekcie błąd. Ale mam powody, by być mało wierzącym i nie ośmieszysz tego, choć próbujesz.
Myślę, że sama byś mało wierzyła w monogamicznych mężczyzn, jakbym sugerował, że jest wielu wiernych mężczyzn. W tym sęk. Ani nie spotykałaś wielu wiernych, ani statystyki nam nie pomagają w tym. Więc wczuj się w sytuację mężczyzn, którzy tych hipogamicznych kobiet nie widzą na co dzień i nie widzą statystyk, ani badań, które to potwierdzają.
A hipergamia jednak jest zbadana u ssaków jako spory trend. To nie jest wyciągnięte z palca „z mizoginistycznych treści” jak starasz się pogardliwie tutaj wypowiadać (i to dopiero nie jest sprawiedliwe).
typowych przemądrzałych
To nie jest argument, tylko ocena. Jak napiszesz argument przeciwny do tego co piszę to pogadamy. Jeśli nie potrafisz to możesz co najwyżej powiedzieć, że nie sprostałaś argumentacji. Wybacz, że nie wypowiadam się jak imbecyl, a co pozwoliłoby Ci z większą łatwością podważyć to co piszę.
i nieobiektywnych
Nie wykazałaś braku obiektywizmu u mnie, by tak twierdzić. Zero, null. Powiedz co jest nieobiektywne. Daj choć jeden konkret i daj dowód na to.
niemiłosiernie przydługich mizoginicznych wyrzygów.
Po primo sama napisałaś długi komentarz, a mogłaś przecież w 3 słowach wszystko ująć w stylu „ty chamie niedobry”. Czemu tak nie zrobiłaś? Bo najwyraźniej nie ma możliwości skracać opinii, gdy jest wiele tez i na każdą się odpowiada (np. zdanie za zdanie, zamiast jedno zdanie na 20 zdań).
Po drugie mizoginii nie jesteś w stanie wykazać. Przeciwnie. Wielokrotnie kobiety bronię przed mizoginią, jak np. mizogini twierdzą, że kobiety tylko manipulują i terroryzują mężczyzn przemocą psychiczną. A jednak bywają różne kobiety i ja to przyznaję. Nie solidaryzuje się z mężczyznami za płeć, tak jak nie bronię bezmyślnie kobiet, a do czego popychają komentarze jak twój.
Zatem do obiektywizmu to tobie daleko „siostro”.
Jakbym napisał, że „wyrzygałaś koment” byłabyś zadowolona? Też wątpię, więc nie czyń drugiemu co tobie niemiłe i dawaj więcej kulturki tutaj.
A mój komentarz będzie nawet dłuższy, bo bardzo łatwo dajesz mi tezy na które mogę odpowiedzieć i pokazać, że są błędne.
Niemniej, fajnie, że się odezwałaś, bo trzeba dawać nadzieję mężczyznom, że kobiety to po prostu ludzie, jak oni sami, a nie jakieś krwiożercze demony tudzież bezmyślne zwierzęta.
Nikt tutaj nie twierdzi, że kobiety to demony. Czyżbyś stosowała sztuczki erystyczne manipulując moim przekazem?
No, nie kłam, bo twoja teza jest chochołem i jest zbudowana tylko po to by mnie obrazić, a to twojego argumentu nie wzmacnia.
I owszem, dobrze, że kobiety inne, niż większość wypowiadają się pokazując, że istnieją. Ale żeby argument miał sens trzeba go dowieść. Czyli nie wystarczy opisać siebie w super świetle. To jest dopiero zalążek poszukiwania prawdy. Niejedną narcystyczną kobietę można poznać która mówi o sobie piękne rzeczy i obraża się gdy jej nie wierzymy w to co o sobie mówi. Może mówić wiele o ciepłym serduszku i można się na to nabrać. Ale nie dostarcza niczego co by mogło nas skłonić do wierzenia jej. Ot, pięknie mówi. Pięknie mówić może każdy, a czyny dopiero pokazują jak jest.
I wielu ludzi dało się nabrać na piękne słowa, a potem cierpieli. Bo są mężczyźni manipulujący mówieniem jacy to nie są super dobrzy, tak jak kobiety. Ale jakoś u kobiet toleruje się bardziej mówienie (bierność), niż czyny. Wg mnie lepiej mieć dystans do takich tez.
Ja też jestem przykładem hipogamicznej kobiety.
Możemy w to uwierzyć, lub nie. Nawet jak uwierzę nic to nie zmieni, bo dalej tona kobiet zachowuje się hipergamicznie. Ty się możesz liczyć co najwyżej jako wyjątek, lub mniejszość.
Jednak dam Ci jasną podpowiedź. Uwierzyłbym, że jesteś hipogamiczna tylko wtedy gdybyś związała się NA DŁUGO z mężczyzną którego uważasz za gorszego od siebie, bez łatek, że jest niemęski, dziecinny, lub głupi (znam taką co jest teraz z niepełnosprawnym i ona mu pomaga cały czas – to jest zuch dziewczyna!).
Tylko z tym jest problem, bo kobieta rzadko kiedy wybiera kogoś kogo uważa za dziecko, albo za głupszego od siebie. Nawet jak nie mówi mu tego to może tak uważać i czuć się arogancka, że jest silniejsza, bardziej męska (dojrzalsza), czy mądrzejsza. Z kolei mężczyźni mają inaczej (nie wszyscy!). Nawet jak kobieta jest głupsza lub bardziej dziecinna to oni mogą i tak powiedzieć, że jest kobieca, czy atrakcyjna. I niczego nie traci w ich pojmowaniu.
Byłam w trzech kilkuletnich związkach w swoim życiu i żaden z moich partnerów, jak to jest ujęte w artykule, „nie dorównywał mi statusem”, bo nigdy nie stanowiło to dla mnie o wartości człowieka, w tym mężczyzny
Fajnie. Tyle, że hipogamia to nie tylko status. Musiałabyś wykazać jaki jest Twój status i tego mężczyzny. Potrafisz? Czy opierasz się jedynie na zarobkach? I jaka była różnica tych zarobków? 10k vs minimalna krajowa? Nie ma takich relacji prawie wcale. Nie da udowodnić, że jest inaczej. Ile trwał związek? Mężczyzna nie miał perspektyw na wzrost statusu?
To są właśnie wszystko przydługawe komentarze, które wyciągają wciskanie kitu. Są aktem sprawdzenia. I mają one sens.
W drugim związku swoją „wyższą” pozycję zawdzięczałam temu, że byłam kilka lat starsza od moich partnerów – więc jakże np. młodszy o 5 lat student mógł być „wyżej” od absolwentki z własną firmą?
Fajnie, istnieją związki młodszych byczków ze starszymi kobietami. Stare jak świat. Jednak kobieta nadal nie musi mieć wysokiego statusu w takiej relacji, a mężczyzna nie musi mieć niskiego. 40 latka podrywana przez 20 letniego przystojniaka nie góruje nad nim. To, że ma firmę może niewiele zmieniać. Niejedna tak nabrała się na fałszywie poranionego żołnierza z USA. Niby biedak, niby ofiara losu, ale jednak przystojny, mający za sobą wojownicze życie i ona i tak daje mu wysoki status (do tego kocha USA, więc z automatu podbija mu wartość).
Oczywiście ja nie przeczę, że istnieją kobiety, które np. są w związkach z mężczyznami słabszymi, niższymi, czy wiele gorzej zarabiającymi. Są takie. Tylko nie jest to powszechność. Jednak Ty zakładasz jakbym mówił, że 100% kobiet jest taka jak ja mówię, ale to nie jest moja teza.
Więc nie chwytaj się sztuczek, jeśli masz z nimi problem u innych. Chcesz o mnie mówić to mów do mnie personalnie i odnoś się do tego co piszę. To, że wy sobie z koleżanką powiedzie, że jesteście hipogamiczne nic nie zmienia. Wasze życie to pokazuje, czy takich mężczyzn szukacie, czy takich macie, czy potraficie takie być na wiele lat, a nie to co ja napiszę. Ja jestem tu najmniejszym wyznacznikiem tego, bo dowody istnieją w życiu płci, a nie w kilku literkach.
Niestety kobiety hipogamiczne akurat mają wielką łatwość w znajdywaniu partnerów, bo w przeciwieństwie do innych kobiet nie rzucają tony wymagań. Stąd jeśli któraś hipogamistka mówi, że jest wiecznie sama, a do tego starała się o związki to ciężko jej uwierzyć. To tak jakby wierzyć, że w sklepie gdzie masz niskie ceny, a dobrą jakość produktu – nikt nie chce kupować.
Powiem więcej. Czy sama uwierzyłabyś mężczyźnie przystojnemu i kasiastemu, który mówi, że niczego nie wymaga prócz miłości i wierności, a jednak jest sam, bo żadna go nie chce lub zdradza? Czy uwierzyłabyś mu, że tylko o to chodzi? Możesz napisać „tak” tylko dla picu, a nie dlatego, że tak jest, bo wiesz doskonale, że miałby masę ofert.
A ja bym uwierzył, że może i ma takiego SUPER PECHA, ale na ogół tacy mężczyźni jak on niezbyt mają tak trudną sytuację. To też byłby to dla mnie radar na takiego gościa, czy z nim wszystko w porządku. Wiele kobiet takiego radaru nie ma, a potem czytam na forach „pomóżcie, grał takiego biedaka, ofiarę, a teraz mnie bije”.
(Teraz mój ówczesny partner sam ma firmę i radzi sobie wyśmienicie.
No i koniec hipogamii. Z winy własnych wyborów, które nie były trafione z wielu powodów, a nie wymienionych tutaj.
Co to trzeciego partnera, to był biedny jak mysz kościelna, i był koszmarnie brzydki, i niższy ode mnie o głowę, ale był (i zapewne jest) najmądrzejszym człowiekiem, jakiego nosiła ta ziemia
Na sto procent był taki mądry, na stówę. Zbadane to zostało na podstawie niczego poważnego.
A to, że Cię zostawił to na karb inteligencji też zrzucasz? Bo może dzięki IQ podjął tą decyzję? Czy w tym aspekcie był głupi?
Czy inteligencja nie stanowiła o jego WYŻSZYM STATUSIE NIŻ TWÓJ? 🙂 Czemu nie widzisz tego? Bo był niższy wzrostowo i tylko dlatego? Na status składa się wiele cech.
I tu znowu jestem sceptykiem i mam do tego pełne prawo. Nie wierzę, że to jest tak mądry człowiek jak opisujesz. Dlaczego miałbym? Bo tak twierdzisz? Ja mogę stwierdzić, że widziałem wczoraj UFO. Uwierzyłabyś?
Ale okej, może faktycznie byłaś z jakimś niskim, bardzo brzydkim inteligentem. Może i tak było. Jednak zauważmy, że takich mężczyzn na ogół jest mało i kobiety za nimi się nie uganiają. A jeśli nawet to i tak szukają rekompensaty (nadzwyczajnie wysokie IQ) za inne wady. Czy taki trend jest u mężczyzn do kobiet? Wątpię.
Moje związki były niestety nieudane i zakończyły się z inicjatywy moich partnerów – każdy z nich mnie zdradził, i to wielokrotnie. Istne fatum.
Fatum to wymówka dla niedojrzałych ludzi, którzy nie biorą odpowiedzialności za swoje wybory i to jak budują swoje relacje. Nigdy nie mówią ci ludzie, że wybierają w dany sposób, tylko szukają problemu na zewnątrz.
Dziwne, że ci mądrzy mężczyźni i tacy brzydcy, a nawet niżsi tacy zdradliwi byli. W bajeczki to Ci „siostra” może uwierzy (bo wygodnie będzie znaleźć sobie kompankę do pojazdu po wrogu), a nie my.
My wiemy, że mężczyźni nie mają tylu okazji, jeśli mają realnie niski status. Z kolei niejeden podziękowałby za pomoc kobiecie i chciał by była przy nim zawsze. Tyle, że on musiałby sam tej pomocy chcieć. Czasem kobiety pomagają na siłę kryminalistom, a oni je zdradzają. I na co to jest dowód? Na hipogamię, bo oni byli gorsi,bo w pace, a one zarabiały? Nie. A to, że zamiast bazować na to kim jest mężczyzna bazowały na bajce którą wytworzyły w głowie na jego temat i tak uznając jego wartość za wysoką lub potencjalnie wysoką jak np. wyjdzie z więzienia.
Ja byłam skłonna wybaczyć zdradę
Nie powiedziałbym, że to hipogamia i zdrowy objaw. Dla mizoginów i zdradzających, którzy chcieliby ranić kobiety akurat byłby w porządku, a dla mnie nie. Ja bym powiedział, że powinnaś nauczyć się dbać o swoje granice i nie tolerować oszustów, by samej siebie nie poniżać. I to by było moralne i równościowe. I ja taki właśnie jestem, choć sądzisz, że można to przypisać tylko feministom.
Ale ja też nie raz feministom jestem nazywany 🙂 cóż. W tym aspekcie biorę to za komplement, ale nie jak mówimy o całości feminizmu.
Po prostu tak się nieszczęśliwie złożyło, że nigdy nie trafiłam na partnera o takim poziomie monogamiczności, jak moja.
Ot tak wybierałaś sobie rozwiązłych, niewdzięcznych gości (bo rozumiem pomagałaś im, a nie że tylko dużo zarabiałaś, a oni nic z tego nie dostali?). I za każdym razem byłaś ofiarą losu, oszukiwaną, idealnie postępującą? Wszystko wina tych niedobrych rozwiązłych poligamistów?
Czy naprawdę uwierzyłabyś mężczyźnie w podobnej sytuacji, że w wielu związkach niczego nie wymagał, tylko był wiecznie zdradzany? I są takie sytuacje, ale potwornie mało i mają więcej powodów, niż jeden.
Gdybyś przyznała, że nie postępowałaś idealnie w relacji to mogłabyś przemyśleć, że może to nie wina hipogamii te relacje się kończyły, a miały zupełnie inne powody, a nawet ci mężczyźni wcale nie musieli mieć niższego statusu. I nawet nie wiadomo czy pomagałaś im. Może nie. To, że tylko masz wysokie zarobki nie oznacza wcale, że mężczyzna to dostaje, więc traktuje Cię jako niską wartość. Wartość której nie dajesz nie istnieje. Coś jak puste słowa.
Więc mogłaś mieć mężczyzn niższego statusu, ale te relacje mogły kończyć się z zupełnie innego powodu niż niski status.
Ostatnio mówi się, że kobiety co rusz wiążą się z mężczyznami niskiego statusu tylko dlatego, że one mają wykształcenie wyższe, a oni np. średnie. I to nic nie zmienia, bo często wykształcenie tych kobiet wcale im niczego nie podbija i nadal nie uważają. Do tego trochę lepsze zarobki (typu 200zł) – nadal to nic nie zmienia, bo nie jest to taka różnica by uważać, że mężczyzna jest gorszy, a kobieta np. się nim opiekuje i wnosi wartość dla niego dzięki temu, że ona przejmuje rolę providera.
Ale i takie istnieją, ale bardzo rzadko. Bardzo. I często ma to swój powód, który zaraz podam. Np. fizyczny.
Po prostu tak się nieszczęśliwie złożyło, że nigdy nie trafiłam na partnera o takim poziomie monogamiczności, jak moja.
Nie, takich wybierałaś. Raz można się pomylić, a nie wiele razy i cały czas zwalać winę na innych. Jak mówisz, że się „złożyło” to żyjesz przypadkiem, bo nie wnikasz świadomie w swoje relacje.
Teraz wolę być sama, niż kolejny raz zaryzykować odtrącenie i złamane serce
To wolisz być sama, czy jesteś z kimś na równym poziomie jak twierdzisz?
Czy może dopiero w wieku 30+ albo dalszym zaczynasz dojrzewać emocjonalnie i dopiero teraz wiesz, że warto prowadzić relacje wzajemne, warto nie bać się samotności, lub nie być desperatką?
Jeśli jesteś poważna – odpowiesz na to pytanie.
Dojrzały człowiek nie boi się odtrącenia. Jest to z nim codziennie, bo nie każdemu trzeba pasować, ale każdego warto dogłębnie poznać jeśli decydujemy się na życie z nim.
Niektórym ludziom po prostu nie jest dane być w szczęśliwym związku po grób
Znowu zrzucanie winy na warunki zewnętrzne. A przecież jak twierdzisz jesteś w związku z kimś równym. To może ten będzie po grób? A może nie udawało się kiedyś, bo może ludzie nie chcą ciężaru lub być ciężarem? Powodów jest wiele. Niestety mało kto wnika i potem tworzy bańki informacyjne, jak black pille czy inne feministyczne teorie. A problem może być w środku.
. Nie trać wiary, i ze swoim podejściem szukaj partnera wśród niewidomych feministów
Niewidomym? Czyżby kompleksy wyglądu?
Feministów? Czyli kogo? Którzy stawiają kobiety wyżej niż siebie? Bo taka jest dzisiejsza definicja feminizmu. Np. dawać kobietom parytety i traktować problemy kobiet priorytetowo, bo problemy mężczyzn to nasza własna wina i niech się kopniemy po czole sami 🙂
Dokładna definicja feministy jest potrzebna do tej rozmowy. Jednak wielu feministów jest taką patologią, jaką są feministki np. obwiniają mężczyzn o całe zło, każą nam przepraszać za błędy przodków jakby to były nasze własne i popierają prawa takie jak usuwanie domniemania niewinności dla mężczyzn. Wielcy szkodnicy. Takiego feministy chcesz?
Z nimi przynajmniej da się pogadać jak człowiek z człowiekiem
Wypraszam sobie, że nie da się ze mną porozmawiać jak człowiek z człowiekiem. Ale najpierw trzeba i mnie tak traktować, a nie z góry. W życiu nie istnieją tylko dobrzy feminiści i niedobrzy wszyscy inni. Są jeszcze ludzie po środku. Mniej czarno-białego myślenia – polecam.
https://swiadomosc-zwiazkow.pl/kwantyfikatory-wielkosciowe-czyli-skrajna-wizja-wszystkiego/
a nie jak samica z samcem
Przepraszam bardzo ponownie. Czy nie jesteś samicą, a ja nie jestem samcem? Śmiem wątpić, że jesteś w stanie to podważyć. Rozumiem, że nie powinniśmy szufladkować w jakiś sposób wmawiając np. negatywne cechy przypisane do płci (jak przemoc, lub materializm), ale to nawet wyjaśniam w tekście o uprzedzeniach. Np. tu https://swiadomosc-zwiazkow.pl/czym-sa-uprzedzenia-i-jak-ich-unikac/
Zatem istnieją kobiety hipogamiczne, ale są w mniejszości chyba, że poda ktokolwiek dowód, że jest inaczej. Nie odbieram żadnej tego, ale i nie wierzę w powszechność tego.
i nie trzeba wymieniać się fotkami
Cóż, widzimy tutaj spore szanse na to, że nie jesteś zbyt atrakcyjna fizycznie i stąd nawet to, że zarabiałaś dużo nie ratowało Twojego statusu. Do tego miałaś jakieś desperackie poglądy, że trzeba z kimś być, a teraz żyjesz urazem, że nie warto ryzykować złamanego serca (i raz po raz i zawsze nie z własnej winy jak to ofiara). Ale nie jest to dobra postawa, bo da się znaleźć fajnych mężczyzn, szczególne jak mają niski status to są nierzadko spragnieni miłości i docenią te rzeczy. Oczywiście będą tacy którzy będą się wyżywać za swoje niepowodzenia, ale to nie jest cały obraz całości, a płci – tym bardziej nie.
A co do fotek. To odniesienie do tego, że ja chciałbym sprawdzić czy ktoś ocenia siebie obiektywnie? Jeśli ktoś twierdzi, że jest bardzo brzydki (jak wskazała uria) i to jest wina jego nieudolności w relacjach (a nie np. charakteru lub wyborów partnerów) to nie jest niczym dziwnym, że należy sprawdzić czy ten ktoś obiektywnie ocenia sam siebie. Tak samo jeśli ktoś twierdzi, że ma wysoki status… może go nie mieć, a mieć jedynie takie przekonanie.
Niestety mnie nie da się nawinąć na palec w jakieś proste teorie, ponieważ jestem sceptykiem i dlatego muszę każdą tezę uwiarygodnić. To, że Tobie to nie pasuje nic nie zmienia, bo może jesteś zbyt ufna w byle co ktoś napisze (a i tak wątpię, że taka jesteś).
Wczuj się w sytuację drugiego człowieka, który spotyka rzeczy niespotykane i pomyśl, czy musi wierzyć temu „bo tak”.
A to co piszesz, czyli kobiety opiekujące lub providerki (tak, hipogamiczne) się mężczyznami których uważają za gorszych, słabszych, głupszych, mniej męskich od siebie to rzadki gatunek. Rzadki, nie niemożliwy, ale rzadki. I należy takie gatunki dokładnie sprawdzić. Czasem by może nawet sprawdzić jak to się stało, że wyszła z tego lepsza wersja człowieka (a nuż podobnie uczyć jak jej rodzina), a czasem by sprawdzić, że ta kobieta wcale nie jest taka romantyczna jak sądzi.
Osobiście znam kobiety, które mówią o sobie, że są romantyczne i hipogamiczne, a związały się z gościem 190cm wzrostu, z dobrymi zarobkami, większą ilością pasji, niż one, nawet zdrowszymi i potrzebującymi mniej wsparcia itd. Ot, mają one głębokie przekonania na swój temat, ale nie są w stanie ich udowodnić, a wręcz ich życie nim zaprzecza. Dlatego my też mówimy – sprawdzam. Nie wierzę w byle słowo, a sprawdzam. I to jest racjonalne. Jeśli nie – udowodnij. Wykaż. Pokaż, że jestem głupi w tym i, że nie mam prawa sądzić o swojej wiedzy pozytywnie.
Jeśli jedyne co potrafisz to mnie oceniać czy obrażać to nie unosisz ciężaru dowodu. Czy jestem głupi z tego powodu? No, chciałbym, bo moim celem zawsze jest poszerzanie horyzontów, a nie obrona czegoś co pada jak domek z kart po podaniu nowych informacji. Jednak tych informacji nie ma, są wysoki pojedynczych kobiet, które nawet nie wiadomo czy miały wyższy status. Jest duże prawdopodobieństwo, że te kobiety fizycznie mogły mieć niskie SMV, ale i mogły wejść w związek z innych powodów, niż miłość np. desperacja i lęk przed samotnością. Ale nie ma dowodu na to, że ich celem związku było „będę pomagała słabszemu i mniej zaradnemu ode mnie” (czyli hipogamicznie).
I to odróżnia rycerskie postawy wielu mężczyzn do kobiet, niż kobiet do mężczyzn. Rycerskość kobiet to jakiś oksymoron. Istnieje, ale tak rzadko, że mężczyźni nawet na to nie liczą. Gdyby mężczyźni na to liczyli, byliby takimi księżniczkami czekającymi na ratunek, pomoc, czy podbicie statusu i to wg wielu kobiet budzi śmieszność. I mężczyzna wie, że jak nie da rady sam to nikt mu nie pomoże, nikt mu ręki na poda. Cuda są zbyt rzadkie, by było warto na nie liczyć. I jest to coś bolesnego w męskim życiu przez co choćby wiele samobójstw popełniamy, wielu z nas to bezdomni i ci co piją, a kobiety które są inne, niż ten trend nie zmieniają niczego prócz życia nielicznych mężczyzn. I nawet nie wiem czy to są mężczyźni którym warto pomagać. Z Twojego opisu nie wydaje się. Wszystko kulą w płot. Coś jest ewidentnie do zmiany. Może wzorce w kierunku empatii, pojęcia bycia męskim/atrakcyjnym i usuwania ról płciowych które tak zmieniają podejście do płci. Od tego bym zaczął.
Rycerskość kobiet?? Kobiety nie ratują mężczyzn z opresji i nie lubią słabości u mężczyzn. Nawet feministki wyśmiewają inceli, albo niskich mężczyzn. Więcej kobiet wstawi się za zwierzętami, albo za dziećmi, niż za mężczyznami.
Rycerskość kobiet?? Kobiety nie ratują mężczyzn z opresji i nie lubią słabości u mężczyzn. Nawet feministki wyśmiewają inceli, albo niskich mężczyzn. Więcej kobiet wstawi się za zwierzętami, albo za dziećmi, niż za mężczyznami.
Tak, ale jej pewnie chodzi o to tylko, żeby zauważać te wyjątki kobiet. Możemy je zauważać (i to jeśli udowodnią to, że naprawdę są takie, a status ich mężczyzn na serio niższy), ale nie zmieni to tego, że hipogamistki to rzadkie okazy i mężczyźni nie będą w nie wierzyć tak łatwo. I to nie zmienia niczego czy mówi to autor mizoginistyczny, feministyczny, czy głupi, czy mądry. Po prostu tak jest i póki takich kobiet nie będzie więcej to asekuracyjne podejście mężczyzn będzie widoczne. Skądś ono wynika.
Ciekawostką jest też to czy niskie SMV danej kobiety nie sprawia, że staje się hipogamiczna i np. stara się jakoś nadrobić braki atrakcyjności fizycznej. Wszak od mężczyzn tego oczekiwało się zawsze. Jesteś brzydki? No to zarób kasę i pokaż, że masz coś poza wyglądem do zaoferowania.
U kobiet jednak proporcje są inne widzenia takich postaw, bo nie muszą niczego nadrabiać, gdyż są akceptowane dużo częściej pomimo wad, słabości i są średnio oceniane jako atrakcyjniejsze fizycznie.
Hmm… Czyli kobieta będąca z mężczyzną lepiej zarabiającym, wykształconym, wyższym lub starszym jest hipergamiczna, ale kobieta będąca z mężczyzną gorzej zarabiającym, wykształconym, niższym lub młodszym jeszcze nie jest hipogamiczna, bo to jeszcze nie znaczy że ma wyższy status? Czym zatem dokładnie jest ten mityczny „wyższy status”? Bo jeśli go ekstrapolujemy na dosłownie każdą cechę, jaką może mieć człowiek, to zaraz wyjdzie na to że i mężczyźni są hipergamiczni, skoro w większości chcą, by ich partnerka była ładniejsza od nich samych.
Przecież już to wałkowaliśmy. Wielu mężczyzn nie chce kobiet hipogamicznych, bo ciężej przy takich czuć się „męsko”. A na pewno nie będą chcieli brzydkiej hipogamistki. Wielu mężczyzn woli się męczyć z tysiącem wad ładnej lub chociaż przeciętnej kobiety niż zainteresować się tym, czy brzydka kobieta ma w ogóle jakiekolwiek zalety. Nawet ci, co się rękami i nogami zaklinają, że niby mają bardzo niskie wymagania wobec kobiet a i tak żadnej znaleźć nie mogą. To jeden z powodów czemu wiele kobiet poświęca tyle czasu i kasy na dbanie o wygląd. Niestety kosmetyki niewiele pomogą na geny. Na geny nawet te różne zabiegi upiększające niewiele pomogą. No chyba, że się naprawdę ostro przerobisz, ale wtedy ryzykujesz uzyskanie efektu odwrotnego do zamierzonego i to za grubą kasę.
Przecież gdyby faktycznie te rozemocjonowane hipergamistki były dla nich takim wrzodem na tyłku, to by je kopali w zad. To nie jest żaden problem tak robić, gdy ma się niby wyższą wartość w relacji. No chyba, że wcale ta wartość nie jest wyższa. Bo skoro facet daje się zakręcić wokół palca materialistycznej lali, to najwyraźniej nie jest taki inteligentny czy zaradny, jak redpill twierdzi.
No popatrz, a mnie próbowałeś przekonać, że 1) to mit, że mężczyzna może czymś nadrobić brak urody, 2) pewnie wcale nie jestem tak brzydka jak twierdzę.
W sumie rycerskość „zwykłych” kobiet też często jest niewidzialna, co pokazują chociażby tego typu komentarze. Wiele kobiet wciąż się mocno poświęca dla rodziny (a więc i dla męża) i np. rezygnuje dla niej z kariery zawodowej (częściowo lub całkowicie). I wciąż dla wielu mężczyzn to nie jest nic wartego docenienia czy nawet zauważenia. Nie dziwota więc, że kobiety coraz mniej chętnie wchodzą w stereotypowo kobiece role, skoro często wiążą się one z wysokim poświęceniem i dużym ryzykiem w zamian za bardzo niewiele.
Ja też na szczęście jestem samotnicą, inaczej już w ogóle nie potrafiłabym na tym świecie funkcjonować. W sumie to nigdy nie rozumiałam tego demonizowania samotności. Chociaż… Trochę rozumiem. Jak samotnik odkryje, że w sumie spoko mu się żyje samemu, to może stopniowo tracić motywacje do rozpoczynania nowych relacji. Szczególnie, gdy ma w tej sferze głównie porażki. I już pomału brakuje mu pomysłów, jak to poprawić, skoro nawet mówienie wprost jak krowie na rowie czego się chce i oczekuje niewiele pomaga.
No i jak człowiek odkryje, że żyje mu się ok w niestandardowym, czy wręcz hejtowanym trybie życia, to staje się mniej podatny na różne manipulacje. A grup społecznych, politycznych, czy religijnych które bardzo chcą kontrolować ludzi (szczególnie kobiety) jeszcze trochę jest.
A grup społecznych, politycznych, czy religijnych które bardzo chcą kontrolować ludzi (szczególnie kobiety) jeszcze trochę jest.
Nie powiedziałbym, że jest to płciowe. Kontrola mężczyzn też bywała częsta i wymuszanie tego jaki masz być.
Jak samotnik odkryje, że w sumie spoko mu się żyje samemu, to może stopniowo tracić motywacje do rozpoczynania nowych relacji. Szczególnie, gdy ma w tej sferze głównie porażki. I już pomału brakuje mu pomysłów, jak to poprawić, skoro nawet mówienie wprost jak krowie na rowie czego się chce i oczekuje niewiele pomaga.
Śmiem wątpić, że brakuje pomysłów. Raczej jest niechęć do ich wprowadzania. Wiele razy pisałem co ja bym wprowadził na miejscu takiej hipogamistki, ale na moje rady jest zamknięta (być może uważa, że jestem głupi – okej). Ale to wcale nie oznacza, że nie ma rozwiązań, lub, że nie ma szans.
Hmm… Czyli kobieta będąca z mężczyzną lepiej zarabiającym, wykształconym, wyższym lub starszym jest hipergamiczna, ale kobieta będąca z mężczyzną gorzej zarabiającym, wykształconym, niższym lub młodszym jeszcze nie jest hipogamiczna, bo to jeszcze nie znaczy że ma wyższy status? Czym zatem dokładnie jest ten mityczny „wyższy status”? Bo jeśli go ekstrapolujemy na dosłownie każdą cechę, jaką może mieć człowiek, to zaraz wyjdzie na to że i mężczyźni są hipergamiczni, skoro w większości chcą, by ich partnerka była ładniejsza od nich samych.
Przede wszystkim hipogamia to jest chęć poszukiwania kogoś komu się pomoże i komu imponuje. Trzeba to robić z pozycji wyższej wartości, ale nie w kierunku poniżania, a wnoszenia tej wartości jako miłości. Jeśli mamy podawać różnicę wykształcenia i zarobków to musiałaby być znaczna, by zakwalifikować to jako hipogamię, a nie jak pisałem, że 200zł różnicy w zarobkach, albo wykształcenie kobiety niby wyższe, ale bardzo mizerne jednocześnie w stosunku do mądrości samego mężczyzny, który ma średnie. Ba, wielu mężczyzn z zawodowym może być mądrzejszymi niż panie co wkuły coś na studiach wyższych na pamięć i za 2 lata już pozapominały większości, a nadal ogarniają gorzej, niż oni.
Atrakcyjność fizyczna nie ma takiego znaczenia w tym, choć jak wspomniałem więcej kobiet podoba się mężczyznom, niż mężczyźni kobietom i dlatego ciężko, by to było hipergamiczne ze strony mężczyzn. Ze strony mężczyzn to by było jakby mężczyzna uważał, że kobieta musi być atrakcyjniejsza od niego, a czy to jest kierunek mężczyzn? Wątpię. Ma się jemu podobać, subiektywnie. Nie zależy to od atrakcyjności jego samego.
Takie rzeczy mogłabyś mówić pokoleniu być może babć, które mówiły, że mężczyzna nie musi być przystojny. Choć i tu nie mam pewności. Widziałem viral na tik toku chyba gdzie dziewczyny dawały masę filmów ze ślubów babć i swoich matek, gdzie ich ojciec czy dziadek wychodzili tam na super przystojniaków (i z twarzy i wysokich czy dobrze zbudowanych). I te ich mamy i babcie też wygadywały, że mężczyzna nie musi być przystojny. Same córki i wnuczki podważały tezy swoich matek i babć, a co dopiero mężczyźni. Nie można się nam dziwić.
Bardzo zabawne to jest jak matka poucza córkę, że ma brać byle brzydala, a sama wybrała kogoś dobrze wyglądającego. Albo jak mówi, że wygląd się nie liczy, ona jest romantyczką, albo, że kasa się nie liczy u mężczyzny, a jednocześnie jej decyzje życiowe są kompletnie odwrotne.
Wielu mężczyzn nie chce kobiet hipogamicznych, bo ciężej przy takich czuć się „męsko”. A na pewno nie będą chcieli brzydkiej hipogamistki.
Są i tacy. Ale są i tacy, którzy nie czują się męsko przy kobiecie nie dlatego, że sami mają z tym problem, ale to te kobiety im pokazują, że nie są w pełni mężczyznami, w pełni wartościowi, szanowani. One same ich traktują niezbyt ciekawie i nie widzą tego. Raczej uważają, że to problem tego mężczyzny i niech nie wydziwia. Dość arogancko.
Nawet ci, co się rękami i nogami zaklinają, że niby mają bardzo niskie wymagania wobec kobiet a i tak żadnej znaleźć nie mogą
Może żadna ich nie chce, lub mają inne poglądy, więc ciężko. W końcu ciągle by się tylko kłócili. Tu nawet nie chodzi o lepszość, gorszość czy wartość. Po prostu różnice nie do pogodzenia.
Zresztą te brzydkie hipogamistki to nie wiem czy nawet sens jest o tym mówić. Bo musielibyśmy wiedzieć, czy kobieta jest hipogamiczna bo taką ma naturę, moralność, czy dlatego, że nie ma innego wyjścia wyglądając jak wygląda.
A i nie wiadomo jak wygląda, więc może tylko sobie kpi, że jest brzydka. Może miała złe doświadczenia, a może nie miała takich jakie oczekiwała. I to też już pisałem.
To jeden z powodów czemu wiele kobiet poświęca tyle czasu i kasy na dbanie o wygląd.
A drugi i ważniejszy to ten, by same ze sobą się dobrze czuły, a trzeci to by złowiły mężczyznę dużo lepszego – hipergamicznie. Greya, a nie Wieśka zza rogu.
Przecież gdyby faktycznie te rozemocjonowane hipergamistki były dla nich takim wrzodem na tyłku, to by je kopali w zad.
Ależ kopią je ci, którym one sprawiają problemy. Ale jak już zostaną zaakceptowani to nie odczuwają negatywnie, że one są hipergamiczne. Jeśli mężczyzna jest traktowany hipergamicznie JAKO LEPSZY, MĄDRZEJSZY, MĘSKI itd. to przecież dostają coś pozytywnego od nich. Dlaczego mieliby robić im pod górkę?
Naprawdę najgorsze związki i rodziny są takie gdy nie da się dogodzić jakiejś stronie (rodzicowi czy partnerowi/partnerce).
Bo skoro facet daje się zakręcić wokół palca materialistycznej lali, to najwyraźniej nie jest taki inteligentny czy zaradny, jak redpill twierdzi.
Jeśli faktycznie ona ciągnie od niego kasę i traktuje jak plebs to tak, nie jest mądry. Ale bywa z tym różnie. Może jest manipulowany (jak kobiety przed bad boyów), może ma niską samoocenę i uważa, że musi zasłużyć na akceptację (wina domu). Może tak się ugadali, a może to tylko wsparcie w problemach i nie sprawia to nikomu kłopotu. A może nie zna redpillowych teorii, to by szybciej taką kobietę odtrącił, lub zauważył, jeśli ona nie traktuje go jak człowieka, a przedmiotowo.
I to już jest zupełnie osobny problem. Bardzo łatwo jest komuś wmówić traktowanie przedmiotowe, gdy tak kompletnie nie jest. Ile razy słuchałem kobiet, które mówią, że są traktowane seksualnie tylko dlatego, że mężczyźni chcą seksu. No ale to nie jest cała historia relacji, by samo chcenie traktować jak coś przedmiotowego. Tak samo jak samo wnoszenie kasy nie jest powodem, by mówić, że to przedmiotowe.
I w ten sposób same kobiety może nie chcą wspierać mężczyzn jak mają problemy, bo może myślą sobie, że to przedmiotowe? Za dużo lęków, za mało odpowiedzialności za własne decyzje.
No popatrz, a mnie próbowałeś przekonać, że 1) to mit, że mężczyzna może czymś nadrobić brak urody, 2) pewnie wcale nie jestem tak brzydka jak twierdzę.
Uważam, że nie może, ale wiem też, że tak mężczyźni byli uczeni. To nijak jest sprzecznością. Po prostu kiedyś to działało bardziej, ponieważ inne były warunki zawierania związków. Dziś? Nie powiedziałbym właśnie przez to, że kobiety mają swoją kasę i zasoby, więc nie tylko to biorą pod uwagę.
A to 2) to jest nadal możliwe. Niestety zbyt wiele kobiet poznałem, by nie wątpić w to jak się oceniają. To co pokazywały faktycznie, a to co odczuwały było bardzo różne i nieprawidłowe. Ogólnie samoocena to często kompletnie spaczona rzecz. I można się nie doceniać i przeceniać w różnych aspektach.
Wiele kobiet wciąż się mocno poświęca dla rodziny (a więc i dla męża) i np. rezygnuje dla niej z kariery zawodowej (częściowo lub całkowicie).
Nie jestem przekonany, że dzisiejsze trendy odzwierciedlają to co mówisz. To może było dawno temu. Aktualnie przy dzietności ok 1,3 i tylko 5% różnicy w bezrobociu płci wg GUS jest to rycerskość znikoma. I chyba jednak bardziej dla dzieci, niż dla mężczyzny samemu w sobie. Jak planuje się dzieci to obie płcie jakoś tam się muszą poświęcić dla dzieci, mężczyzna np. więcej pracować, kobieta może zostać (albo i na odwrót w oryginalnych związkach do których wielu ludzi nie ma odwagi). Nie upatrywałbym w tym rycerskości tylko dojrzałego podejścia do dzieci i ewentualnie umiejętnego dogadania się w związku co do ról wykonywanych w nim.
A taka rycerskość wobec jednej płci nie licząc dzieci to raczej domena mężczyzn do kobiet. Nie wiem co mogłoby zmienić moje przekonanie.
Chyba wszystkie fundamentalizmy religijne bardziej uciskają kobiety niż mężczyzn. Z grupami społecznymi i politycznymi różnie bywa, choć i one mogą bazować na dogmatach religijnych, nawet jeśli na pierwszy rzut oka tego nie widać.
Czyli kobiety które są z mężczyznami lepiej zarabiającymi lub wykształconymi też nie powinny być z automatu uznawane za hipergamiczne, bo trzeba najpierw ustalić, czy ta różnica jest dla nich jakkolwiek znacząca. No chyba że zakładasz, że każdy wykształcony facet kończył topowy kierunek na topowej uczelni, w pracy zajmuje się oprogramowaniem operacji gałki ocznej i zarabia tam miliony monet, a po pracy zachwyca wszystkich swoją erudycją. A prace mało rozwijające, rzemieślnicze czy ślizganie się na studiach to domena wyłącznie kobiet.
Zależy, bo prawie nigdy się nie zdarza by mężczyzna uznał za atrakcyjną kobietę np. grubszą od siebie, z bardziej zaniedbaną skórą czy innymi czynnikami powszechnie uważanymi za brzydkie. Wyjątek stanowią mężczyźni zdesperowani z bardzo niską samooceną, albo tacy co wchodzą w związek z materialistycznych pobudek.
Czyli generalnie hipogamiczna kobieta szanse na związek ma znikome, bo albo trafi na faceta któremu nie będzie się to podobać, albo będzie nieświadomie ten związek sabotować? A nawet jak się trafi facet który tego chce, a kobieta będzie miała w sobie dużą świadomość i empatię, to go i tak taki układ nie zainteresuje jeśli będzie brzydka? Znowu wyłania się z tego smutny obraz, że ta demonizowana kobieca hipergamia wcale nie jest taką strasznie niepożądaną cechą dla wielu mężczyzn.
Niewidzialność kobiecego poświęcenia dobrze pokazują chociażby oburzenia w internecie, jakim prawem kobieta chce 50% majątku przy rozwodzie, skoro pracowała na niego mniej lub wcale. Jeśli zawodowo pracowała mało lub wcale, to najprawdopodobniej angażowała się mocniej w inne dziedziny życia rodzinnego. Czyli zdejmowała z mężczyzny część odpowiedzialności, dzięki czemu on mógł poświęcić więcej czasu na pomnażanie majątku. Czyli został on wypracowany pośrednio dzięki pracy tej kobiety, więc jak najbardziej sprawiedliwe jest, by przy rozstaniu coś z niego dostała. No chyba, że była pasożytem w każdej możliwej dziedzinie życia, ale to już fachowcy powinni rozstrzygnąć.
I widzisz, ponownie.
Hipergamia jak hipogamia to mechanizm POSZUKIWANIA kogoś o danym statusie, a nie oceny tego kto z kim jest. Albo szuka się wyższego statusu (by dostać pomoc i by szukać imponowania), albo niższego (by pomagać i imponować).
Czyli kobieta z założenia jakby chciała mężczyzny o równym lub wyższym statusie.
Z założenia zatem ona NIE CHCE niższego statusu.
Poszukiwania jednak nie muszą skończyć się perfekcyjnie. Mogą zaistnieć kompromisy dajmy na to, a może kobieta nie ma szans na wyższy status, by on jej imponował, a nie na odwrót i kończy nawet z niższym statusem, mimo, że poszukiwała wyższego. Musiałbym to jasno określić w obu artykułach, bo może to nie wybrzmiewa. Ale nie wiem gdzie to wstawić i w jaki sposób.
To, że mężczyzna zarabia 100zł więcej niekoniecznie świadczy o wyższym statusie, a nawet wcale bym powiedział, ale nadal nie oznacza, że kobieta nie jest hipergamiczna. Może CHCIAŁA (to jest nadal klucz) jeszcze wyżej, ale jej się nie udało. Być może jej mechanizm to: „aby mężczyzna nie miał zbyt niskiego statusu w stosunku do niej”.
Coraz więcej samotnych mężczyzn to efekt wielkiego niezadowolenia kobiet, że mężczyźni nie dościgają, lub nie prześcigają kobiet. Nie widać kobiet, które mówią „chodźcie, zrobimy coś z wami, pomożemy, ogarniemy się razem do celu”. Widać raczej narzekania na mężczyzn, niżeli empatyczne podejście. Niełatwo wyplenić myślenie, że to mężczyzna finansuje, daje „silny bark”, bezpieczeństwo i kobieta może się nawet na nim uwiesić. Odwrotność działa rzadko.
Dlatego windowanie kobiet w górę w sposób sztuczny parytetami to zagłada. No, chyba, że cudem kobiety zmienią się i uznają, że mogą pomagać mężczyznom i one wezmą na siebie męskie obowiązki, imponowanie, ciąganie za uszy. Nie widzę jakoś tego. Takie kobiety to znam tylko wysoko wrażliwe (pomoc mają w naturze, ale i tak są zbyt bierne i nieśmiałe, by podrywać), albo kontrolujące (te akurat wiedzą, że słaby się nie wymknie i łatwo nim sterować). Ostatecznie mężczyzn, którzy dostają wysoki status kobiet z jednoczesnym szacunkiem jest niewielu.
To może faktycznie jestem jednorożcem, bo nigdy żadnej z tych rzeczy od mężczyzny nie oczekiwałam 🙂 Co więcej, przez długi czas wydawało mi się, że moje podejście jest powszechne i przeżyłam spory szok gdy zauważyłam, że jednak nie, a ja musze nierzadko godzinami przekonywać ludzi, że myślę co myślę.
Ogólnie to uważam że najlepiej jest, gdy oboje partnerów są sobie jak najbardziej równi. Możliwie równie inteligentni, zaradni, podobnie zarabiający, podobnie angażujący się w sprawy domowe itd. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że o idealną równość ciężko i to jeszcze w każdej dziedzinie życia, ale im bliżej jesteśmy równej wartości partnerów, tym sprawiedliwiej. Obie strony mogą na sobie podobnie mocno polegać oraz mają podobnie niskie ryzyko tego, że partner będzie chciał ich zdominować.
Ale też wydaje mi się, że interesowanie się mężczyzną o niższym statusie jest rozsądne. Bo tam wciąż jest relatywnie niewielka szansa na to, że jedno drugiego będzie chciało skrzywdzić a ofiara będzie miała problem z obronieniem się. Bo nawet jak jest od niego inteligentniejsza i lepiej zarabiająca, to on wciąż prawdopodobnie będzie od niej silniejszy fizycznie, więc nawet jak z jakiegoś powodu jej odwali i będzie chciała stosować na nim przemoc ekonomiczną czy emocjonalną, to ma szansę się obronić. I wcale nie mówię tutaj o biciu jej, wystarczy że zamanifestuje swoją siłę w czasie jakiejś sprzeczki np. poprzez uderzenie w jakiś przedmiot, to już powinno skruszyć nieco jej arogancję. Podsumowując, para w której kobieta ma wyższy status wciąż ma jakiś potencjał na równoważną wymianę, czyli partnerstwo.
Nigdy nie rozumiałam i nie rozumiem chęci bycia z mężczyzną dużo wyższego statusu. Osobiście nie czułabym się bezpiecznie przy facecie dużo inteligentniejszym, silniejszym i bogatszym ode mnie. Bałabym się, że może chcieć wykorzystać swoją pozycję, żeby zrobić mi jakąś krzywdę.
W Polsce parytetów prawie nie ma. Prawie zawsze proces rekrutacji jest taki sam niezależnie od płci, a nierzadko kobieta ma trudniej bo ma więcej kulturowych kłód pod nogami przed osiągnięciem sukcesu zawodowego. Od kobiet zwykle oczekuje się większego zaangażowania w dbanie o innych oraz o swój wygląd, a doba każdego ma tyle samo godzin, więc siłą rzeczy taka kobieta która bierze na głowę wszystkie lub większość obowiązków domowych i poświęca dużo czasu na dbanie o wygląd, będzie mieć mniej czasu na rozwój. Szczególnie jeśli mówimy o rozwoju w jakiś niestereotypowo kobiecych dziedzinach oraz o dziewczynce jeszcze, bo będzie potrzebowało wsparcia ze strony rodziny. A tradycyjne wychowanie dziewczynek często nie rozwija lub wręcz zabija takie cechy jak asertywność czy zaradność. A potem jeszcze młode dorosłe kobiety często czują nacisk rodziny na możliwie szybkie zamążpójście i dzieci.
Oczywiście też nie każdy facet osiągnie jakąś ciekawą karierę, bo może nie podoła, może będzie mieć pecha, a może zamiast rozwoju będzie wolał chodzić na piwo. Ale wciąż często będzie mu o tę karierę łatwiej niż kobiecie.
Ja osobiście popieram indywidualne podejście do dziecka i rozwijanie cech jakie faktycznie ma, a nie jakie rodzicom wydaje się że powinno mieć ze względu na płeć. Oraz jakieś akcje społeczne zachęcających ludzi w jakimś sensie niestereotypowych do walki o swoje marzenia, czy przekonywujące ludzi do ograniczania swoich uprzedzeń. Choć wydaje mi się, że w polskich miastach nie jest pod tym względem jakoś tragicznie i jest coraz lepiej.
Na pewno nie popieram sztucznych parytetów, to jest najgorszy możliwy sposób do walki o egalitaryzm, one zawsze dają efekt odwrotny do zamierzonego.
W Polsce parytetów prawie nie ma
Są i to w coraz większej ilości punktów edukacyjnych czy spółek. Wszystko narzuca Unia i my nie możemy odmówić, jeśli nie chcemy kar. Im więcej korporacji i urzędów, tym więcej preferencyjnego traktowania kobiet. Zresztą wiele kobiet idzie do zawodów gdzie kompletnie się nie nadaje typu policja, idą na patrole i nic nie wnoszą. Więc nie ma tak, że same kłody pod nogi, a często wręcz ścielenie dywanu przed kobietą. Jak kobieta pójdzie w informatykę to tak samo – traktowanie trochę jak rodzynka. Zdarzają się sytuację, że ktoś nie wierzy w kompetencje kobiety, ale i takie, że wręcz inni chcą pomagać.
U mężczyzn tego nie ma. Zawsze jest przymus udowadniania zdolności. I to nie jest przywilej wbrew temu co mówisz. To presja i obciążenie. Brak wyrozumiałości, żądania, które też budują bezradność, jeśli się nim nie sprosta. Jeśli sprosta to oczywiście może i ktoś tam klaszcze, ale bardzo łatwo jest być wypartym przez kogoś innego, bo inny mężczyzna też jest w trybie walki i udowadniania.
Więc nie mów, że mężczyznom jest łatwiej, bo jak feministki odnosisz się do topowego mężczyzny. Taki to wiadomo, król życia, z dobrego domu, z dobrymi wzorcami, silny fizycznie, inteligentny, psychika ze stali, to i owszem odnajdzie się w wielu profesjach. Czy to jak pójdzie do pracy fizycznej, gdzie będzie miał łatwiej od kobiet, czy do pracy intelektualnej gdzie odnajdzie się w tym co ścisłe. Ale to jest męski top, jakiś procent mężczyzn, a nie całe rzesze mężczyzn.
Dziwnym trafem to mężczyźni zdecydowanie częściej okupują szklaną piwnicę od kobiet. No ale wtedy powiesz, „bo mężczyzna wolał piwko”. Nie, to tak nie jest, że sobie wolał. Mało kto wybiera dla siebie upodlenie z własnej decyzji. To jest skutek czegoś cięższego.
I jakoś kobiet wyciągających mężczyzn z dołu statusu – prawie brak. Lepiej dla kobiet jest patrzeć tych co są na górze i to z zazdrością, mściwością czy myśleniem ofiary. Cały feminizm na tym polega i cała hipergamia.
Reszta mężczyzn niewidoczna, lub obwiniania za swój stan. Bo prawo do bycia ofiarą i do mania gorzej ma kobieta. Nie może być tak, że mężczyzna w domu nie był uczony braku asertywności, tylko nadstawiania drugiego policzka, gdzie tam. Nieśmiały? Nie istnieje. Siedzi pokornie w jednej biednej robocie w której jest wykorzystywany? Zapomni się. Dla wielu to nie jest w ogóle mężczyzna dlatego wszystkie problemy takich mężczyzn są pomijane. Tyle, że oni istnieją i to w dużych liczbach.
No i kwitowane jest to mówieniem, że sami sobie zawinili nieudacznicy i słabeusze. Żyją z przywilejami, a nie dali rady. No nie, to tak nie jest.
A tradycyjne wychowanie dziewczynek często nie rozwija lub wręcz zabija takie cechy jak asertywność czy zaradność
Jak znajdziesz mężczyzn z osobowością zależną choćby, jak ten Łukasz to się dowiesz czemu o nich nie słychać. Myślisz, że plaga inceli i przegrywów to kto to jest? Ano wychowani na nieasertywnych, niezaradnych, zalęknionych, nie wierzących w siebie, z kompleksami. Oni są samotni. Wybierają trudne rozwiązania, izolację, uzależnienia, bezdomność, śmierć. Udają, że nie mają depresji nawet jak mają. Wybierają, lub raczej są na to skazani w swoim lęku, m.in przed okazaniem słabości, więc lepiej się izolować, niż okazać słabość i być potępionym przez obie płcie. Przez świat. I to przez najbliższych.
Ale nie, kobiety mają ciężko bo mają być grzeczne. Tylko co z tego, jeśli i tak wielu pracodawców postawi na kobietę m.in za jej lepszą prezencję fizyczną od mężczyzny, która np. w obsłudze klienta przyciąga bardziej? W marketingu? Tam gdzie ludzie? Jest wiele takich profesji gdzie kobiety dominują i są chętniej zatrudniane i zarabiają więcej od mężczyzn. Ale o tym feministki nie powiedzą, bo retoryka by się sypnęła. Umiejętności miękkie są raczej profesjami przyszłości i tu kobiety wypadają dużo lepiej, bo jak nas się uczyło walki, tak kobiet właśnie lepszego prowadzenia kontaktów i współpracy.
Nie raz sam próbowałem aplikować na stanowisko gdzie jest dominacja kobiet. No i słyszałem tam, że jednak wolą kobietę… choćby dlatego, że jest właśnie grzeczniejsza, a ja odpowiadam oschle i się nie wczuwam w sztuczną kulturkę. Nie umiem tak. Szczególnie jak klient jest chamem.
Poza tym nie widzę tego tradycyjnego wychowania dziewczyn. To jest dawno i nieprawda. Ludzi religijnych jest coraz mniej, dziewczynkom pozwala na coraz więcej, jest feminizm, jest bunt, są parytety, darmowe punkty za płeć, jest preferencyjne i łagodniejsze traktowanie np. w słabościach. Jest też większy wybór na rynku matrymonialnym. W takim pojęciu odnaleźć się łatwiej. Nie wszędzie, nie zawsze, ale ogrom kobiet nie widzi plusów jakie mają w społeczeństwie na tle wielu, wielu mężczyzn.
Ale jak się widzi retorykę trudności kobiet to tak jest i wtedy nie ma pomocy mężczyźnie, bo mężczyzna musi działać sam. Tak jak był uczony od dziecka. I te całe tradycyjne wychowanie mężczyzn może i uczy asertywności, ale bardzo łatwo przekroczyć granicę i być po prostu agresorem. Niezależnie czy w pracy próbując walczyć o swoje nie mając ku temu odpowiednich argumentów, czy w związkach dominując i myśląc, że to działa, czy w relacjach towarzyskich gdzie idzie to w szarpaniny. A potem gość wyprany z wszystkiego idzie zapić, uciec od tego wszystkiego bo jednak presja na udowadnianie bycia mężczyzną, tym wiecznie muszącym być lepszym i lepszym, a już na pewno od kobiet go przerosła. Bateria się wyczerpała, potrzeba spokoju, ukojenia.
I kto go zrozumie? Jedna na sto hipogamistek? I to ta która i tak uważa, że ma gorzej/trudniej?
Rynek pracy to nie tylko budżetówka i korporacje… W budżetówce się słabo zarabia, a w korporacji nie każdy dobrze się czuje. W małych i średnich prywatnych firmach parytety to rzadkość.
Albo wręcz odwrotnie. Część kobiet na politechnikach skarży się, że studenci/profesorowie chamsko je traktują.
Facet z co najwyżej średnim wykształceniem układający kostkę brukową to top mężczyzn?
Właśnie o to chodzi, że facet nawet jak nie jest zbyt inteligentny czy wykształcony to na rynku pracy może sobie poradzić, bo zawsze może pracować fizycznie, do czego prawie żadna kobieta się nie nadaje. I może nawet tam zarobić więcej, niż niejeden doktorant.
Kobieta, jeśli chce dobrze zarabiać i nie wisieć na facecie, musi być dobrze wykształcona. Choć niekoniecznie przez dyplom, ale przez np. mocne portfolio.
Z jakiegoś powodu przyszli rodzice często wolą mieć chłopca, a gdy w Chinach była polityka jednego dziecka to abortowano głównie żeńskie płody.
Czyli nie istnieją mężczyźni, którzy idą na piwo z kolegami, bo po prostu to dla nich forma miłego spędzenia czasu? I wolą to niż np. się uczyć?
Nigdzie nie napisałam, że tacy mężczyźni nie istnieją ani ich nie obrażałam. Jedynie uważam, że jest mniejsza szansa na takiego trafić niż na taką kobietę. Bo i kobiety są częściej wychowywane na bierne, i częściej są do wykształcenia takich cech biologicznie predysponowane.
Kobiety z problemami też tak się zachowują, jeśli są niewidzialne dla społeczeństwa. Czyli głównie brzydkie lub stare.
Większość branż z dominacją kobiet ma niskie średnie zarobki. Branże w których są wysokie zarobki i kobiety tam dominują to głównie show-biznes, czyli coś co wykonuje jakiś top 0,1% społeczeństwa i co w sumie jest bardziej hazardem niż branżą.
Profesjami przyszłości są zawody trudne do zautomatyzowania. Ładną prezenterkę już można zastąpić hologramem.
Czyli jakbym uważała, że mam idealne życie i nigdy nie doświadczyłam żadnego poważnego problemu, to by mi było łatwiej ich zrozumieć?
Sporo rzeczy o których piszesz w kontekście mężczyzn z problemami doświadczyłam na własnej skórze, ale też doświadczyłam tych bardziej kobiecych problemów. Dlatego teraz jest mi dość łatwo empatyzować z obiema stronami.
To że kobiety się skarżą (a załóżmy, że mężczyźni mniej, albo wcale), nie oznacza jeszcze że są tam traktowane gorzej, bo równie dobrze może to wynikać z ich przewrażliwienia. Mam siostrę. Wiele razy narzekała na różne sytuacje w pracy, czy wcześniej na uczelni (akurat nie politechnice) – do pewnego momentu wydawało mi się, że takiego ma pecha, że albo trafia w takie miejsca, albo ja mam w wyglądzie coś, co sprawia że obcy ludzie mają do mnie inne podejście. Ale kiedyś byliśmy wspólnie w urzędzie, gdzie załatwialiśmy jakąś sprawę. Po wyjściu, wg mojej siostry zostaliśmy potraktowani nieuprzejmie, wg mnie: neutralnie – urzędniczka może skomentowała coś, do czego procedury nie nakazywały jej się odnosić, ale ja to potraktowałem jak zwykłą – neutralną – gadatliwość, niż jakąś formę ataku. Także te wszystkie „chamskie” traktowania deklarowane przez kobiety z politechnik wymagałyby przejrzenia przez osoby z zewnątrz, oszacowania częstotliwości występowania, po czym obserwacja chłopaków, czy rzeczywiście nieuprzejmości zdarzają się im zauważalnie rzadziej. Podejrzewam, że nie, tylko są to najpewniej inne nieuprzejmości i od innych osób (bo wiadomo, że jeden będzie ostry dla wszystkich, jeden dla chłopaków, jeden dla dziewczyn, a inny z kolei będzie walił dziewczynom głupawe komentarze, ale poza tym w sumie dawał im łatwiejsze życie.
Chiny to inna kultura. Czy z Twoich obserwacji rzeczywiście wynika, że rodzice w Polsce są tak nastawieni? Wg mnie tak nie jest.
Jak dla mnie to całe wychowywanie dziewczynek i chłopców z założenia inaczej w Polsce i to współcześnie, to tylko feministyczne mity. Ja mam 40 lat i już ja i siostra byliśmy uczeni w domu do dokładnie identycznych ról społecznych. Tak jak współczesne młode kobiety, tak i moja matka, wierzyła w młodości w mnóstwo feministycznych dogmatów i starała się w ramach wychowania nie kontynuować tego strasznego „patriarchatu”. Nie przyniosło to skutku, bo ja stylem życia bardzo przypominam ogół mężczyzn, siostra – ogół kobiet.
We współczesnej Polsce, główne różnice w wychowywaniu dziewczynek i chłopców wynikają tylko z tego, że dziewczynki i chłopcy instynktownie inaczej reagują na te same bodźce i z tego powodu jest fizycznie niemożliwe traktowanie ich identycznie.
Co prawda ja tu piszę o wychowaniu przez rodzinę, a dużą część stanowi też wychowanie przez popkulturę, na co rodzina zasadniczo już wpływu nie ma. A popkultura zdecydowanie nie wychowuje dziewczynek na uprzejme i ugodowe, lecz na roszczeniowe – ale jednocześnie postrzegające każde niemiłe im zachowanie jako atak wymierzony w nie ze względu na ich płeć. Chłopców natomiast popkultura wychowuje na podporządkowanych kobietom, a ostrych wobec mężczyzn (chociaż trzeba przyznać, że w wielu produkcjach do pewnego wieku – tak powiedzmy do 15 lat – przynajmniej z czasów, gdy ja tyle miałem, promowane były też pozytywne relacje koleżeńskie – podejrzewam że żadna z tych pozytywnych produkcji nie wywodziła się z USA).
Ale jak studentka regularnie słyszy wobec siebie komentarze, których nie słyszy wobec studentów, to już można przypuszczać że przewrażliwiona nie jest.
Choć zgodzę się, że na politechnikach jest sporo gburów zarówno wśród studentów jak i kadry, którzy generalnie lubią się buracko zachowywać wobec ogółu studentów. Wciąż jednak jest mała szansa, że męski student usłyszy buracki komentarz nt. jego płci i to jeszcze notorycznie.
Tak, szczególnie w rejonach ubogich. Poza tym, że chłopak może pracować fizycznie (a więc może zarabiać nawet gdy nie będzie środków na finansowanie jego edukacji), to też ma zerową szansę na „wpadkę”. No i dziewczynka ma niewielką szansę na przekazania nazwiska rodowego dalej, co z kolei może mieć znaczenie w rodzinach bogatych.
A ja znam jeszcze trochę ludzi obu płci baaardzo konserwatywnych, uporczywie próbujących narzucać ten konserwatyzm innym, w przedziale 25-35 lat, mieszkających w dużych miastach. Ogólnie w skali kraju społeczeństwo nam się spolaryzowało dość mocno i wielu ludzi o tym mówi.
Jestem absolwentem politechniki, sprzed iluś tam lat. Dziewczyny traktowane były przez wszystkich normalnie. Stąd moje przypuszczenia, że te relacje jak to strasznie są dziewczyny na politechnikach traktowane, to straszne wyolbrzymianie. No chyba że wszechobecna feministyczna propaganda na tyle już wszystkich zirytowała, że dzięki niej zaczęli kobiety traktować źle. Ale wątpię.
Zgadzam się. Najczęściej studenci i studentki traktowani są podobnie. Jeśli jakiś wykładowca jest bucowaty dla studentek, to najprawdopodobniej będzie też bucowaty dla studentów, choć może w innej formie. Ale może się też zdarzyć, że z jakiś powodów do studentek uprzedzony jest bardziej. Może też zdarzyć się to wspomniane traktowanie jak rodzynka, ale to już jest naprawdę rzadkie, bo standardem na kierunkach ścisłych jest wymaganie od studenta dużej samodzielności i motywacji do pogłębiania wiedzy na własną rękę. Inaczej będzie mieć problem na zaliczeniach. Stąd takie powszechne straszenie, jak to na politechnikach łatwo można wylecieć. W rzeczywistości większość przedmiotów nie jest aż tak trudna do zaliczenia, jeśli było się w miarę systematycznym w semestrze. Problem w tym, że w szkole do systematyczności nauczyciele przymuszali, a na studiach trzeba się do tego samemu przymuszać z czym sporo ludzi ma problem (ja przez pewien czas też miałam).
Zapomniałam się jeszcze do jednej rzeczy odnieść:
A jeśli kobieta chce zdjąć z mężczyzny tę presję i sama się rozwijać by awansować i zarabiać więcej, to u części mężczyzn pojawia się obawa, że może przestanie jej być już potrzebny, może przestanie go szanować, może będzie próbować go kontrolować, może on nie będzie mógł jej kontrolować jeśli to robi, a może zacznie oczekiwać większego zaangażowania w zajmowanie się sprawami rodzinnymi, co najwyraźniej dla tych mężczyzn jest gorsze niż wyścig szczurów w pracy. I ten strach często się pojawia jeszcze zanim takiej relacji w ogóle doświadczyli. Artykuły takie jak ten dodatkowo go wzmacniają. To po raz kolejny stawia pod znakiem zapytania prawdziwość tezy, że kobieca hipergamia jest taka straszna dla przeciętnego mężczyzny.
A jeśli kobieta chce zdjąć z mężczyzny tę presję i sama się rozwijać by awansować i zarabiać więcej, to u części mężczyzn pojawia się obawa, że może przestanie jej być już potrzebny, może przestanie go szanować, może będzie próbować go kontrolować, może on nie będzie mógł jej kontrolować jeśli to robi, a może zacznie oczekiwać większego zaangażowania w zajmowanie się sprawami rodzinnymi, co najwyraźniej dla tych mężczyzn jest gorsze niż wyścig szczurów w pracy. I ten strach często się pojawia jeszcze zanim takiej relacji w ogóle doświadczyli. Artykuły takie jak ten dodatkowo go wzmacniają. To po raz kolejny stawia pod znakiem zapytania prawdziwość tezy, że kobieca hipergamia jest taka straszna dla przeciętnego mężczyzny.
Przecież nie będę zakłamywał realiów i pisał, że mężczyźni mają szansę na udaną relację z hipogamistką. Tzn, mają, ale jest to niska szansa i to zaznaczam. Jak sam spotykałem kobiety wysoko wrażliwe to one prędzej potrafią być altruistyczne. Ale też nierzadko mają swój bagaż, bo też spotykały chamów wykorzystujących ich dobroć. Zupełnie jak wrażliwych mężczyzn na ogół karci społeczeństwo.
Jak proporcje się zmienią i to kobiety będą same inicjować relacje hipogamiczne, a do tego nie będą się rozstawać w razie hipogamicznej relacji (np. spadek statusu mężczyzny w czasie jej trwania) to narracja u mnie się zmieni. Trochę jakby chcesz obwinić informującego o zdarzeniu, a nie same kobiety, że jednak niezbyt potrafią funkcjonować w hipogamii.
Ja nie jestem winien mówienia prawdy. Przeciwnie.
Z tym problemem to tak samo jakbyś pisała do kobiet w stylu „widzę, że bad boye powodzenie mają, to chyba jednak kobietom tak nie przeszkadza to, że są toksyczni”.
I fakt, niektórym nie przeszkadza, niektóre uważają, że nie ma innego wyboru. Ba, wiele kobiet dziś uważa, że wrażliwi mężczyźni nie istnieją tylko grają takich, by uwieść na romantyka. I znowu jest w tym część prawdy, ale tylko część. To są bardzo skomplikowane rzeczy i nie dla prostych rozumów, które chcą w dwóch zdaniach opisywać realia.
W małych i średnich prywatnych firmach parytety to rzadkość.
No nie ma parytetów, tak jak dla mężczyzn, więc znowu, gdzie jest problem na niekorzyść kobiet? W wielu sektorach mają fory, w innych mają tak jak mężczyźni.
Facet z co najwyżej średnim wykształceniem układający kostkę brukową to top mężczyzn?
Jeśli masz mówić, że osiąga duże zarobki, prowadzi firmę, czyli ma wyższy statusu od przeciętnej kobiety nie mającej tego itd. to oczywiście są to nieliczni. Przedsiębiorców i to z sukcesami nie ma przecież 80%. A jeśli tylko układa tą kostkę nawet jako menel, bo i takich widywałem to i tak nic to nie zmienia w jego życiu, bo jest popychadłem styranym fizycznie i nie ma na ogół kobiety.
Właśnie o to chodzi, że facet nawet jak nie jest zbyt inteligentny czy wykształcony to na rynku pracy może sobie poradzić, bo zawsze może pracować fizycznie, do czego prawie żadna kobieta się nie nadaje. I może nawet tam zarobić więcej, niż niejeden doktorant.
W tym sęk, że mężczyźni wykluczani, ci z niskim statusem (i ostatecznie często bezrobotni, bezdomni) tytanami siły też nie są i są dyskryminowani musząc np. dźwigać więcej, mimo, że ich możliwości wcale nie są ogromne. Kręgosłup niszczy się im tak samo jak kobietom.
Ale narracja jest inny – „silnej płci nie chce się pracować, leniom nie ma co pomagać i współczuć”.
Z jakiegoś powodu przyszli rodzice często wolą mieć chłopca
Zależy gdzie. Ja w wielu rodzinach słyszę coś innego, jeśli widzą, że chłopcy nie dają rady, albo wikłają się w przemoc. Wcale rodzice nie są dumni. Dziewczynki mówią, że przynajmniej grzeczne i kultywują więzi rodzinne (prędzej). Założenie, że z chłopcem to lepiej bazuje tylko na perfekcyjnym wyjściu, że on da radę i będzie ułożony.
I jest kolejna sprawa. Jak rodzice wychowają chłopca na grzecznego to fakt, on też jest bezproblemowy, ale za to sam nie umie się bronić jak spotyka troglodytów. A mężczyzna jest atakowany częściej, niż kobieta. Co prawda przez innych mężczyzn częściej, ale jednak wychowanie na grzecznego wychodzi gorzej niż u kobiet. To by było dobre tylko gdyby rodzina była cały czas razem, a nie trzeba było np. w szkole się bronić.
Czyli nie istnieją mężczyźni, którzy idą na piwo z kolegami, bo po prostu to dla nich forma miłego spędzenia czasu? I wolą to niż np. się uczyć?
Nie napisałem tego w tym zdaniu. Napisałem, że sugeruje się chlanie z góry, jakby ktoś to wybierał jak Ty sugerujesz, że chciał. Jednak może i jedni chcą, inni się staczają z dużo cięższych powodów, a nie własnego wyboru. Ludzie zdrowo myślący wybierają zawsze przetrwanie i maksymalizację efektów, a nie zapaść. Jednak sugestie są inne do mężczyzn, bo tak jest prosto zrzucić odpowiedzialność z innego aparatu który się przyczynił do zapaści mężczyzny. Całe wieki PRL tak działał. Rosja nam to też pokazuje ile u nich się kłębi rzeczy. I jak to w komunie, wolą suchą trawę na zielono pomalować, by myśleć, że wszystko działa dobrze. Propagandą, kolorami, a nie naprawą realiów.
Jedynie uważam, że jest mniejsza szansa na takiego trafić niż na taką kobietę.
Mniejsza szansa, ale nie wcale taka duża, jak się rysuje. Większość mężczyzn musi udawać kogoś kim nie jest, więc ciężko to zbadać. Albo jak mówiłem są niewidzialni dla społeczeństwa, a jednak mało asertywni i pewni siebie.
Kobiety z problemami też tak się zachowują, jeśli są niewidzialne dla społeczeństwa. Czyli głównie brzydkie lub stare.
Ja tego nie neguję. Wręcz kiedyś pisałem, że tylko nieatrakcyjna kobieta wie jakie życie ma mężczyzna, bo dotyka ją podobna niewidzialność lub chłód.
Profesjami przyszłości są zawody trudne do zautomatyzowania.
Obsługa klienta póki co będzie wszędzie. Coraz więcej przedsiębiorstw zachęca do kursów internetowych i nabywania umiejętnosci miękkich, bo może nawet praca będzie w dużej części zdalna, tak jak nas przyzwyczaja się od czasu covida.
Czyli jakbym uważała, że mam idealne życie i nigdy nie doświadczyłam żadnego poważnego problemu, to by mi było łatwiej ich zrozumieć?
To zależy jakbyś podchodziła do problemów ludzi z zewnątrz. To się liczy bardziej, niżeli własny problem. Oczywiście „idealnie” jest rozumieć jak największą ilość problemów, by empatyzować, ale jak mówisz. Często wtedy trzeba je poczuć, a to nie jest w końcu nic miłego. Najważniejsze jednak, by nie zabić się w mentalności, że „ja mam gorzej, druga płeć lepiej” i na tym skończyć analizę, a raczej reakcję emocjonalną. I to mówię do obu stron, bo mężczyźni też widzę tak działają jak uczestniczą w konflikcie płci. I wtedy też nawet niby jak chcą być dobrzy, to i tak uważają, że muszą być specjalnie traktowani, a kobiecie to tam nie ma co zbytnio współczuć bo jest uprzywilejowana.
Tak czy siak w tym co napisałem chodziło mi o kobietę, która właśnie uważa, że ma gorzej. Niby hipogamiczna, niby pomocna, niby współczuje mężczyźnie w słabościach, ale i tak ona ma mieć gorzej. Z taką postawą jej realna pomoc będzie minimalna, bo może się umartwiać jak rodzic, który niby chce dobrze dla dziecka, ale ciągle temu dziecku wypomina „ale ja się tyle poświęcam! daj mi więcej od siebie, bo ja tu jednak cierpię bardziej, niż ty”. I dziecko widzi w tym fałszywą troskę, bo i tak to ono musi bardziej się opiekować i uważać na tego rodzica, co niby chce wnosić więcej. To jest idealne przełożenie, bo taki jest schemat parentyfikacji i tak to może wyglądać u tych co pomagają w relacjach, ale niekoniecznie z pozycji realnego współczucia. Żeby pomagać realnie trzeba uznać „tak, ta osoba ma gorzej”. Tak jak pomaga młody staremu, czy zdrowy choremu, co najłatwiej zauważyć dla ludzi na wózkach inwalidzkich. Ataki na nich są rzadkie, bo ludzie rozumieją, że mają ciężej niż ci co mają przywilej chodzenia.
Tyle się napisałeś tekstów w stylu „Jakbyś chciała mieć takiego gościa to byś miała” i wszystko jak krew w piach. Wychodzi na to, że największy wróg redpilla czyli hipergamia wcale nie jest taki straszny dla przeciętnego mężczyzny. Więc nie marudźcie, że trzeba tyrać na księżniczkę i jej zachcianki, skoro rzekomo związek z kobietą która np. będzie w stanie wyraźnie pomóc w dorabianiu się mieszkania na 99% się nie uda, ponieważ ktoś w internecie tak twierdzi.
Wydaje mi się, że w pokoleniu ludzi mających aktualnie 50+ lat, to nie było coś bardzo rzadkiego. Popularność „Świata według Kiepskich” skądś się wzięła. Znam przynajmniej 3 rodziny w tym przedziale wiekowym, w którym kobieta była/jest jedynym/głównym żywicielem rodziny. W necie kilka lat temu zrobiło się głośniej o Olszańskim i Pastorze Chojeckim, obaj panowie mają w swoim życiorysie bycie utrzymywanym przez żonę. I żadna z tych rodzin się nie rozwiodła, co więcej do samego końca są/były w dobrych relacjach.
Czy te kobiety świadomie wzięły mężczyznę „gorszego”? Pewnie nie. Ale w sytuacji, gdy mężowi powinęła się noga, stanęły na wysokości zadania i wzięły odpowiedzialność za rodzinę, zamiast „zmienić gałąź” jak to się w redpillu mówi.
Teraz mamy bardziej konsumpcyjne czasy, to może i o taką postawę ciężej.
No i znowu tylko kobiety złe. Bo przecież ego każdego faceta zniesie bycie „gorszym” od kobiety, albo żaden z jego kolegów nie będzie go za to wyśmiewał.
Niby chcesz się kreować na takiego obiektywnego dla obu płci, a jednak ciągle przemycasz pasywną agresję wobec kobiet.
A w jeszcze innych mierzą się z kulturowymi uprzedzeniami i muszą się starać dużo mocniej niż mężczyźni, żeby ich praca została doceniona.
Wciąż prawdopodobnie większe niż większości kobiet, bo siła fizyczna to wypadkowa masy mięśniowej i poziomu testosteronu. Jak sobie prześledzisz osiągi sportowców, to kobiety z podobną masą mięśniową co mężczyźni wciąż przeważnie będą miały gorsze wyniki.
W swoich wywodach nie piszę tylko o sobie. Piszę o moich doświadczeniach głównie z przeszłości i części moich znajomych.
Wychodzi na to, że największy wróg redpilla czyli hipergamia wcale nie jest taki straszny dla przeciętnego mężczyzny.
Zapętlasz się. Już wyjaśniałem, że jeśli mężczyzna zostaje zaakceptowany jako ten z wyższym statusem to dla niego jest to dobre i czuje się doceniony. Ale dla wielu mężczyzn nie. Nie bez powodu to kobiety częściej wnoszą o rozstania i rzadziej akceptują adorację mężczyzn w kwestii wybredności.
Więc nie marudźcie, że trzeba tyrać na księżniczkę i jej zachcianki, skoro rzekomo związek z kobietą która np. będzie w stanie wyraźnie pomóc w dorabianiu się mieszkania na 99% się nie uda, ponieważ ktoś w internecie tak twierdzi.
Mówisz o pasywnej agresji, a ten komentarz taki jest – zbudowany na emocji żalu. Piszę wiele razy, że nie kwestią jest, że ja tak napisałem, czy ktoś z internetu tylko takie są fakty. Fakty są takie, że prawdopodobieństwo jest niskie, by w ogóle taką kobietę spotkać.
Jakby było łatwo to byśmy zewsząd takie widywali i takie by były związki.
Zresztą ja docieram do małej liczby osób, nie mam wpływu na masy. A masy jednak zachowują się tak jak piszę. Więc jajko czy kura była pierwsza? Czy ja piszący o tym i nagabujący ludzi, czy ja jestem produktem poznania danych, które były nawet przed moim istnieniem?
Zresztą ja tam nikogo nie nagabuję. Myślę, że nawet sugeruję, by doceniać kobiety „inne niż wszystkie”. Problem z tym, że wiele kobiet tak o sobie dziś mówi, ale liczą się czyny.
Popularność „Świata według Kiepskich” skądś się wzięła.
Nie dlatego, że było zabawne, a dlatego, że mąż był utrzymywany? Na pewno to był główny motyw oglądania, bo kobieta utrzymuje mężczyznę? Tyle wątków w serialu, tyle postaci, ale musi chodzić o taką sytuację? Akurat w końcowej serii Walduś był pod pantoflem i już przestał się podobać widowni, dlatego nie sądzę, że widownia akurat ceniła ten kierunek najbardziej. Był taki przy okazji, by dodać smaczku, ale co za dużo to niezdrowo.
Znam przynajmniej 3 rodziny w tym przedziale wiekowym, w którym kobieta była/jest jedynym/głównym żywicielem rodziny.
A teraz zapraszam do pokazania statystyk, by potwierdzić więcej, niż anegdotki i wyjątki od reguły. Wg feministycznych teorii 1/5 rodzin utrzymuje kobieta (ale nie napisali czy jednostronnie, czy po prostu zarabia 100zł więcej) i jest z tego powodu niezadowolona nazywając mężczyznę trutniem.
https://swiadomosc-zwiazkow.pl/feministki-klamia-mezczyzni-trutnie-utrzymankowie/
Więc przyjmijmy, że 20% kobiet potrafi być hipogamiczna, z czego musimy odliczyć te niezadowolone (np. gdzie mąż pracował wcześniej, ale w wieku 40/50 lat przestał i one przejęły rolę utrzymujących, ale nie do końca są z tego powodu szczęśliwe). Niech będzie, że 1 na 10 kobiet potrafi być hipogamiczna. I jak widzimy głównie w wieku starszym, gdzie kobieta nie może już wybierać sobie mężczyzn, którzy to jej zapewnią, niż ona im.
Ale w sytuacji, gdy mężowi powinęła się noga, stanęły na wysokości zadania i wzięły odpowiedzialność za rodzinę, zamiast „zmienić gałąź” jak to się w redpillu mówi.
Kobiety nie mają szans na zmianę gałęzi jak mają 50 lat, lub są one minimalne. Tyle ile wniosły do relacji przez wiele lat nie daje im dużych chęci na odejście. Poza tym jak twierdzisz są to też rodziny, a nie sam mężczyzna. Czyli prędzej robią to dla dzieci.
No i znowu tylko kobiety złe.
Nie napisałem nigdzie, że „złe”. Napisałem, że na ogół nie potrafią być hipogamiczne. Nawet Ty uznająca się za hipogamistkę nie potrafisz tego. Gdybyś miała chęć opieki nad mężczyzną i pomagania mu to już niejeden dostałby wiadomość od Ciebie. Ale do tego trzeba inicjatywy i coś więcej niż mówienia, że jest się hipogamiczną.
Pytam, mam kłamać i mówić, że wiele kobiet jest hipogamiczna, by nie wyjść u przewrażliwionych jednostek na dobrego gościa? 🙂 No nie, wg mnie to by było kłamstwo, a ja nie mogę podawać kłamstw. Jak dostanę inne dane to na pewno przemyślę to i zmienię zdanie, więc tutaj spokojnie. Internet jest przesycony radykalizmami i skrajnymi poglądami, a ci nie zmieniają zdania pod żadnym pozorem i żadnymi danymi, ale to nie tutaj.
Bo przecież ego każdego faceta zniesie bycie „gorszym” od kobiety, albo żaden z jego kolegów nie będzie go za to wyśmiewał.
Nie napisałem tego. Oczywiście jacyś mężczyźni pewnie rady nie dadzą. Pewnie jacyś koledzy śmiać się będą, gdy to są gówniarze. Ale nadal to kobiety decydują o relacjach mając rolę selektywną i bardziej bierną, niż aktywną i wnoszącą. Mężczyźni mogą zagadywać do setki kobiet i np. 95 z nich może ich odrzucić. 5 kobiet, które zostaje to taki wybór teoretyczny i zwykle nie hipogamiczny ze strony kobiety.
Niby chcesz się kreować na takiego obiektywnego dla obu płci, a jednak ciągle przemycasz pasywną agresję wobec kobiet.
To, że Ci się komentarz nie podoba nie oznacza, że jest jakkolwiek agresywny. To fakty są dla Ciebie agresywne o 4/5 kobiet, które nie są hipogamiczne, a przynajmniej nie są w takich związkach. I czemu nie masz problemu z tymi kobietami tylko z piszącym o nich – nie wiem. Lepiej pogadaj z kobietami czemu nie zagadują do mężczyzn gorzej sytuowanych, czemu im nie pomagają, czemu same nie zorganizują randki. Spytaj. Ja pytałem. Odpowiedź, że to jest zadanie mężczyzny, a nie kobiety to jest jedna z tych kulturalniejszych odpowiedzi.
I co w ogóle jest nieobiektywne w tym co napisałem? Nie mówmy o niewypowiedzianych słowach tylko te co były wypowiedziane.
A w jeszcze innych mierzą się z kulturowymi uprzedzeniami i muszą się starać dużo mocniej niż mężczyźni, żeby ich praca została doceniona.
Tak jak wszyscy, których trafiają uprzedzenia ludzi uprzedzonych. Uprzedzeni nie są tylko mężczyźni. A jak są to nie wszyscy. Wobec mężczyzn też istnieją uprzedzenia i też się musimy z tym mierzyć. Ciężko jakoś zbadać czy jest to równe, czy nierówne, ale obie płcie muszą się z tym mierzyć.
Wciąż prawdopodobnie większe niż większości kobiet, bo siła fizyczna to wypadkowa masy mięśniowej i poziomu testosteronu.
No nie do końca. Można powiedzieć, że 99.9% mężczyzn ma wyższy testosteron niż kobiety, a jednak nie każdy będzie silniejszy. Ja sam nie należę do siłaczy, jestem szczupły i prędzej mózg ćwiczę, niż mięśnie, ale znam słabszych mężczyzn ode mnie. Jak musieliśmy dźwigać worki z ziemniakami koło 16kg to było takich dwóch, że targali je za sobą bo nie mogli podnieść. Byli nieźle wyzywani przez kobiety, które to zarządziły i które te worki noszą od lat. Wniosek był taki, że ci faceci powinni zająć się manicure. Ja w takich pogardliwych komentarzach nie uczestniczę, ale ich złość była duża, bo mężczyzna ma być silny, najlepiej dużo silniejszy od kobiet i koniec.
Jak sobie prześledzisz osiągi sportowców, to kobiety z podobną masą mięśniową co mężczyźni wciąż przeważnie będą miały gorsze wyniki.
To są zdrowi ludzie, jeśli są sportowcami, wręcz myślę, że nawet wybitnymi na tle szaraków. Porównania na tle jednostek z topu są jasne i w topie kobiety będą odstawać. Jednak na dole drabiny niekoniecznie.
W swoich wywodach nie piszę tylko o sobie. Piszę o moich doświadczeniach głównie z przeszłości i części moich znajomych.
W porządku. Ciekawe ile z tych znajomych kobiet samo inicjowało relacje z mężczyzną gorzej sytuowanym, by mu pomagać? I nie chodzi o to, że dowiedziały się o tym przypadkiem później, tyle, że startowały z taką chęcią. Tak jak rycerze wobec kobiet startują z tego poziomu do nich.
Któraś chętna? Któraś chciałaby czytać książki o tym jak sama jest bogatą księżniczką ratującą kopciuszka – nieśmiałego, niezaradnego, utrapionego, biednego i słabego mężczyznę? By dać mu ogrom miłości, opieki, empatii i tego by nie bał się życia?
Niejeden Werter, by się ucieszył, a jednak zwykle wiszą 😉
Czyli związek z kobietą hipergamiczną może się udać, a z kobietą hipogamiczną niemal na pewno się nie uda. Taki przekaz z Twoich wpisów płynie. Ciężko to połączyć z tezą, że hipergamia kobiet to największy wróg przeciętnego mężczyzny.
Do tego ekstrapolujesz „wyższy status” na dużo więcej cech, niż pozycja zawodowa, co mocno rozmywa definicje hiper i hipogamii. Czy kobieta słabsza i gorzej zarabiająca, ale bardziej inteligentna i bardziej empatyczna wobec słabości partnera niż jej pracujący fizycznie facet, będzie hiper czy hipogamiczna? Czy jeśli kobiecy wygląd bywa skorelowany z jej pozycją społeczną, to facet lecący głównie na wygląd tej kobiety jest hipergamiczny?
Ale według was kobieta nie ma już szans na nowy związek dużo wcześniej, czyli po 35rż, nawet jak nie ma męża czy dzieci. A jednocześnie uważacie, że taka 30-paro letnia mężatka jest jeszcze dostatecznie atrakcyjna, by inicjować rozwód i zmienić gałąź.
Tak, ubolewam, że o ile w popkulturze jest już sporo wzorców silnych kobiet, to wciąż nie ma za bardzo wzorca księżniczki ratującej księcia czy kopciucha, a te silne kobiety ratują zazwyczaj siebie lub świat.
Tak, denerwują mnie hipokrytki śmiejące się ze słabości mężczyzn, a potem narzekające że faceci to dranie i czemu nie mogą trafić na jakiś wrażliwych.
Ale denerwują mnie też hipokryci twierdzący, że absolutnie żadna kobieta ich nie chce chociaż niby mają takie niewielkie wymagania, ale takich co mogłyby im pomóc nie zauważą, jeśli np. są brzydkie albo same mają jeszcze nie do końca przepracowaną przeszłość. Choć sami top-modelami z perfekcyjnym zdrowiem fizycznym i psychicznym zazwyczaj nie są.
Ty odpowiedzialność za problemy w relacjach przerzucasz głównie na kobiety, ja uważam że jest to sprzężenie zwrotne.
Te „fakty” o których piszesz też się dość często zmieniają.
Te „fakty” o których piszesz też się dość często zmieniają.
I czemu pomijasz kontekst wypowiedzi? W pytaniu o „jednej na sto hipogamistek” nie ma faktów, nie pisałem tego naukowo. To było luźne pytanie. Taki środek stylistyczny podkreślający rzadkość występowania. 1/10 to też luźne obliczenia oparte na faktach z nr 3. Dopiero dane nr 3 są raczej pewne o tym 1/5 kobiet utrzymujących mężczyzn, choć są to badania feministyczne i musiałbym mieć wgląd do tego na czym się opierały, by uzyskać pewność. Bo jak mówię. Może chodziło feministkom o to, że kobiety są żywicielkami rodzin bo zarabiają 100zł więcej. Nie wiem na czym to opierały dokładnie.
Czyli związek z kobietą hipergamiczną może się udać, a z kobietą hipogamiczną niemal na pewno się nie uda. Taki przekaz z Twoich wpisów płynie
Dość spłycone wnioski. Związek z kobietą, która traktuje nas hipergamicznie ma spore szanse na trwanie… ale ona może i tak znaleźć kogoś kto ma jeszcze wyższą wg niej wartość (czy też status) i cała krew w piach.
Z kolei owszem, nie ma wielu badań nt. powodzenia związków hipogamicznych, gdyż natura kobiet według większości źródeł jest hipergamiczna (tj. wielu innych samic ssaków), to też dla kobiet to niecodzienna sytuacja. Dla mężczyzn w sumie też. Ciężko się na pewno obu płciom odnaleźć. Ale jak będą dojrzali emocjonalnie, niekierowani instynktami to kto wie? Jednak nie sądzę, że wielu ludzi potrafi oddzielić instynkt od rozumu. Do tego trzeba samoświadomości, introspekcji, refleksji. Cech… no cóż, często problematycznych, niżeli dających sprawność funkcjonowania.
Ciężko to połączyć z tezą, że hipergamia kobiet to największy wróg przeciętnego mężczyzny.
Hipergamia to wróg mężczyzn niższego statusu, niż kobiety, czyli w kulturze gdzie kobiety są wywyższane, a ich problemy i potrzeby centralizowane.
Do tego ekstrapolujesz „wyższy status” na dużo więcej cech, niż pozycja zawodowa, co mocno rozmywa definicje hiper i hipogamii.
Bywa. Trzeba to rozumieć, że kobiety też szukają np. mężczyzny wyższego wzrostem, silniejszego psychiką, często też zaradniejszego, więc mądrzejszego. Więc hipergamia czysto statusowa jest tylko powierzchownym terminem. Możemy sobie szukać statystyk w tym temacie np. ile kobiet wiąże się z wyższym partnerem, ile z lepiej zarabiającym, a ile z silniejszym psychicznie.
Czy kobieta słabsza i gorzej zarabiająca, ale bardziej inteligentna i bardziej empatyczna wobec słabości partnera niż jej pracujący fizycznie facet, będzie hiper czy hipogamiczna?
Na pewno liczy się bilans tych obliczeń (i wielu innych, które tu nie wypisałaś) i jestem pewien, że emocje kobiety są wyznacznikiem kalkulacji tej sumy. Jeśli suma kobiecej wartości jest wyższa to ona może gardzić tym mężczyzną, dlatego zazwyczaj nici z miłości. Jeśli z kolei suma jest wyższa dla mężczyzny – ona może być zmotywowana do „usidlenia go”.
Czy jeśli kobiecy wygląd bywa skorelowany z jej pozycją społeczną, to facet lecący głównie na wygląd tej kobiety jest hipergamiczny?
Nie jest skorelowany. Jest co najwyżej efektem ubocznym, jak np. jest modelką. Mężczyźnie do niczego jej status nie jest potrzebny i to by zarabiała hajs, czy robiła popularność na tym wyglądzie. Wręcz myślę, że wysoki status kobiety w tym aspekcie zapędza mężczyznę w kozi róg, bo nabywa wielu rywali do których ona może odejść jak dostanie się do tego światka. Hipergamicznie to ona nabywa dostępu do mężczyzn z wyższej klasy.
W hipogamicznej relacji to modelka, by pomagała gorzej sytuowanemu co gorzej wygląda i nawet na moment nie rozglądałaby się za innym. Tylko po co rozmawiać o bajeczkach?
Ale według was kobieta nie ma już szans na nowy związek dużo wcześniej, czyli po 35rż, nawet jak nie ma męża czy dzieci.
Nie mów do mnie „wy”, jeśli nie podajesz źródła z mojej strony gdzie tak pisałem. Jak podasz – odniosę się.
A jednocześnie uważacie, że taka 30-paro letnia mężatka jest jeszcze dostatecznie atrakcyjna, by inicjować rozwód i zmienić gałąź.
Zmienić gałąź może i ta 50 latka, ale na tyle to jest rzadkie, że nie ma co się szczycić „pozostaniem w związku na starość”, bo to wcale nie musi być efekt własnej decyzji, a takich, dość marnych okoliczności.
Tak, ubolewam, że o ile w popkulturze jest już sporo wzorców silnych kobiet, to wciąż nie ma za bardzo wzorca księżniczki ratującej księcia czy kopciucha, a te silne kobiety ratują zazwyczaj siebie lub świat.
Tak, denerwują mnie hipokrytki śmiejące się ze słabości mężczyzn, a potem narzekające że faceci to dranie i czemu nie mogą trafić na jakiś wrażliwych.
Fajnie. Czas się dokładać zatem indywidualnie do lepszego świata. Ba, czas nawoływać też kobiety (np. koleżanki) i Ty to możesz zrobić.
Ale denerwują mnie też hipokryci twierdzący, że absolutnie żadna kobieta ich nie chce chociaż niby mają takie niewielkie wymagania
Ale te słowo „żadna” to nie jest takie stritce czarno-białe, bo może 80 latka by ich chciała. Ale naprawdę starajmy się choć myśleć o pewnych granicach.
ale takich co mogłyby im pomóc nie zauważą, jeśli np. są brzydkie
Zależy jak brzydkie. Jeśli mężczyzna mówi, że toleruje mało atrakcyjne kobiety i ma na tym polu niskie wymagania, a odrzuca mało atrakcyjną kobietę to owszem jest hipokrytą. Ale nie możesz oceniać jakiejś grupy mężczyzn przez to, bo nie widzę grupowo takich zachowań. Nie ma na to dowodu. Najpierw byś musiała pokazać choć jeden przypadek takiego gościa i pokazać kogo odrzucił i za co. Tak czy siak hipokryci się zdarzają, ale nie ma co reguły z tego robić, a już na pewno nie dotyczącej całej płci.
albo same mają jeszcze nie do końca przepracowaną przeszłość
Jeśli to wdowa po alfie to mają rację.
https://swiadomosc-zwiazkow.pl/kobieta-porzucona-przez-samca-alfa-kobieta-zniszczona/
Nie ma sensu walczyć z wyidealizowanym obrazem jej mężczyzny, bo samemu będzie się zawsze kołem u wozu.
A jeśli to inna przeszłość to nie wiem jaki to problem dla mężczyzn.
Ty odpowiedzialność za problemy w relacjach przerzucasz głównie na kobiety
Za relacje nie przerzucam. Jak już się w tej relacji jest to obie strony za nią odpowiadają. Jednak czym innym jest stan singielstwa w którym to zdecydowanie częściej mężczyźni inicjują, a kobiety wybrednie wybierają (i są pasywne, ale selektywne). Więc jeśli mamy mało związków to z pewnością z powodu decyzji kobiet, małej aktywności kobiet w poszukiwaniach, staraniach itd.
Proporcjonalnie bym to określił 60 do 40 lub 70 do 30 mniej więcej w odpowiedzialności kobiet. Jakiś procent mężczyzn oczywiście jest fatalnymi i nie jest dziwnym, że są odrzucani, ale na tyle znam kobiety, że wiem jak bardzo potrafią grymasić nawet na fajnego, normalnego gościa, który nie ma jakichś skaz, a na pewno nie większych niż one same. A jednak jest hejcik, jest machnięcie ręką i szukanie księcia, bo poniżej księcia to już „pan nikt”.
Poza tym dużą część odpowiedzialności przypisuję kulturze, która za bardzo winduje kobiety do góry, czym spycha mężczyzn w dół i buduje obojętność wobec nas, a nawet gorsze nastawienie. To nie ma prawa działać i zachęcać. Same płcie jakie widzimy to też pewien produkt środowiska w jakim żyją, dlatego nie mogę powiedzieć, że odpowiedzialność jest też czarno-biała i leży w jednej płci za wszystko, albo w jednym czynniku. Dlatego nie sugeruj mi rzeczy typu „złe kobiety”, bo w moich analizach nie ma tak prostych tez.
Hmm… Jeśli hipogamia wymaga nie tylko pomagania gorszemu, ale również nie rozglądania się za innymi NAWET NA MOMENT, to również w kontekście mężczyzn jest to bajka.
I to robię, m.in. tutaj.
Jeśli hipogamia wymaga nie tylko pomagania gorszemu, ale również nie rozglądania się za innymi NAWET NA MOMENT, to również w kontekście mężczyzn jest to bajka.
Nie było takiej tezy, więc owszem to bajka-chochoł.
I to robię, m.in. tutaj.
Tutaj? Nic to nie zmieni, bo już to ja robię i to moje zadanie. A, że płeć się nie zgadza, a do tego widownia to 80% mężczyzn to jest to dość mało produktywne w kontekście kobiet.
Rób zatem to tam gdzie są przeciwne poglądy, czyli gdzie czci się hipergamię i gdzie jest 80% kobiet. Ew. udowadniaj hipogamię inaczej niż słowem.
Jednak problemem jest jeszcze coś innego. W kręgu prawicowych konserwatystek (w tym katoliczek), które dla wielu są „wybawieniem od feministek” (ależ naiwni) prędzej mamy czcicielki hipergamii (czyli facet musi wnosić więcej) i to właśnie je wielu mężczyzn bierze w swoje szeregi, a którzy niby walczą z hipergamią (m.in red pillowcy). Jest to dość zabawne, niespójne i tym bardziej bezcelowe. Ale rozumiem, że wydaje im się, że takie kobiety głosują za tradycyjnymi rolami płciowymi, więc będzie im dany szacunek (i władza totalna, czy uległość), co jest kompletnie nieprawdziwe. Ale najwidoczniej z braku laku wolą i takie, niż feministki bo to zagraża prawicowej wizji świata.
Niestety mam dla nich złą wiadomość. Nie da się odsunąć hipergamii, luki empatii, roszczeniowości kobiet itd. jeśli wspiera się tradycję, konserwatyzm i role płciowe. Jak chce się to pokonać to trzeba coś nowego, rozwijać ludzi i mieć otwartą głowę, a nie przepychać stare schematy, jakby ludzkość nie miała prawa ewoluować.
O tych konserwatywnych influencerkach to mi się nawet nie chce gadać, bo to takie hipokrytki że głowa mała. Większość z nich nie ma dzieci, część nawet mężów (pomimo określania się jako trad-wife), za to wszystkie rozwijają się w przynajmniej jednej z tych sfer: 1) działalność publiczna 2) studia 3) kariera zawodowa. Są niemal całkowitym zaprzeczeniem tego, czego oczekują od każdej kobiety bez wyjątku. No ale najwyraźniej nawet one podświadomie wiedzą, że totalna zależność od drugiego człowieka to bardzo niebezpieczny tryb życia z wielu powodów. Szkoda tylko, że swoją niezależność budują na podstawie toksycznych poglądów, wpychających wiele kobiet w duże ryzyko przeróżnych form przemocy domowej i niewielkich szans na obronienie się.
A feministki wcale sobie tak źle na rynku matrymonialnym nie radzą, jakby niektórzy chcieli wierzyć. Wystarczy prześledzić życiorysy aktualnych posłanek Lewicy by zauważyć, że często to mężatki (lub chociaż wieloletnie partnerki), przeważnie również matki. Nawet Spurek ma męża. A przecież większość kobiet określających się jako feministki jest dużo mniej radykalna. Mam wrażenie, że to szczucie na absolutnie wszystko co ma jakikolwiek związek z feminizmem to taki mechanizm obronny ludzi, którzy tak bardzo nie mogą znieść swojego życia prywatnego, że wmawiają sobie że „ci drudzy” muszą mieć gorzej (bo jak się okaże że mają tak samo, albo co gorsza lepiej, to już się całkiem załamią).
Tak, tylko żebyśmy mieli jasność. To, że jakieś tam feministki mają mężów nie oznacza z automatu, że teraz to ten feminizm jest tylko dobry i zawsze dobry. To byłoby dość wybiórcze podejście.
Ale szkoda ogólnie, że tak mało ludzi pragnie wypośrodkowania tego wszystkiego, a masowe opinie są zazwyczaj skrajne, uproszczone i dość pobieżne.
O tych konserwatywnych influencerkach to mi się nawet nie chce gadać, bo to takie hipokrytki że głowa mała. Większość z nich nie ma dzieci, część nawet mężów (pomimo określania się jako trad-wife), za to wszystkie rozwijają się w przynajmniej jednej z tych sfer: 1) działalność publiczna 2) studia 3) kariera zawodowa. Są niemal całkowitym zaprzeczeniem tego, czego oczekują od każdej kobiety bez wyjątku.
Cóż, nie widać w tym tradycjonalizmu, tylko korzystanie z postępowych przywilejów. Może do tego tam jest sygnalizacja cnoty, może szukanie akceptacji, może szukanie rozgłosu (acz to by było dość narcystyczne). Ciężko powiedzieć. Jednak to też nie jest spójne, bo głosując za tradycją zabierasz sobie prawa i nadajesz obowiązki (w tym obowiązek siedzenia cicho, a nie zabierania głosu i pouczania).
Może ludzie muszą przejść pewne rzeczy, by poglądy im wykiełkowały w pełni. Poza tym możliwe, że działalność publiczna blokuje w rozwoju, bo w przypadku zmiany poglądów traci się dostęp do fanów lub zysków, jeśli na nich się ten zysk robi.
Może gdybym ja miał wielkie zyski to może też bym nic nie zmienił w sobie i trwałbym w poglądach jakie miałem cały czas. Może sam byłbym antyrozwojowy. Kto wie, kto wie. Kto się nie zastanawia, ten zawsze wdepnie w pułapkę. Ale te mechanizmy przynajmniej są jakoś widoczne. Jednak ja bym nie mógł postulować czegoś w co nie wierzę tylko dlatego, że ktoś tam mnie wspiera. Mnie strasznie uwierają takie rzeczy i życie w obłudzie.
A przecież i są ludzie, którzy trwają w oszukanych związkach, gdzie mówią o miłości, a jej nie ma. Dlatego ludzie są ciekawi pod kątem nauki.
Szkoda tylko, że swoją niezależność budują na podstawie toksycznych poglądów, wpychających wiele kobiet w duże ryzyko przeróżnych form przemocy domowej i niewielkich szans na obronienie się.
Cóż, wolność i niezależność to są wielkie wartości, chyba dla każdej grupy społecznej. Nieważne czy kobieta, mężczyzna, biały, czarny, homo. Ktokolwiek. Nie zapominajmy o tym.
Co dokładnie nazywasz „postępowym przywilejem”? Bo jeśli możliwość studiowania, pracowania zarobkowo, działalności publicznej czy dość swobodnego decydowania o swoim życiu prywatnym przez kobiety, to to nie jest żaden przywilej, a zrównanie praw. Przywilejem to by było, gdyby mężczyźni nie mieli takich praw.
Patrząc na kobiety które świadomie wchodzą w taką super tradycyjną kobiecą rolę, która w prostej linii prowadzi do braku własności i swojego zdania, to nie wiem czy dla każdego ta wolność i niezależność jest ważna. Zupełnie nie rozumiem, co siedzi w ich psychice, co je motywuje do dobrowolnego wchodzenia do klatki (i to jeszcze często wcale nie złotej), i czemu im się nie zapala żadna lampka ostrzegawcza, że długofalowo to się może źle skończyć. Chyba, że wcale nie robią tego dobrowolnie. Po prostu miały dostatecznie długo prany mózg i były skuteczne odcinanie od innych środowisk czy źródeł informacji, że teraz nie widzą dla siebie żadnego innego realnego scenariusza. Czyli jest to iluzja wyboru.
Wspomniany wcześniej pastor Chojecki oczekuje wręcz niewolniczej postawy żony wobec męża. Ma go zawsze słuchać i wykonywać wszystko co chce, bez dyskusji, bez kwestionowania czy to na pewno dobre, mówiąc krócej bezmyślnie. Polecam zajrzeć tu:
facebook.com/watch/232935564101025/339364510324736/
Można znaleźć wypowiedzi w których twierdzi np. że nawet jak mąż jest zły, to i tak ma mu być poddana a nie się buntować, albo wręcz wprost mówi że żona powinna czuć strach wobec męża. Jak patrzę na mowę ciała wielu kobiet na tych nauczaniach, to mam poważne wątpliwości czy one faktycznie są szczęśliwe dzięki tym radom. I czy w ogóle są tam faktycznie w 100% dobrowolnie, bo niestety całe to środowisko pod wieloma względami naprawdę przypomina sektę.
Z drugiej stronie w jego kościele/telewizji jest też parę kobiet z silną osobowością, prowadzących programy, z dorobkiem naukowym czy zawodowych, często też bez dzieci czy męża. Potrafią się też zachwycać władczymi kobietami jak Margaret Thatcher, Liz Truss czy Królowa Elżbieta, co już jest totalnie z kuriozalne z dwóch powodów. Po pierwsze wychodzi na to, że kobieta jest z definicji za głupia żeby decydować o czymkolwiek w domu czy nawet o niej samej, ale jednocześnie może być dostatecznie inteligentna by rządzić państwem (i to jednym z ważniejszych na świecie). Po drugie konserwatyzm anglosaski jest dużo bardziej liberalny niż rosyjski, który dominuje w Polsce. Rosyjska myśl konserwatywna uważa mniejszości seksualne za głównego wroga ludzkości, a jako że Chojecki intepretuje Biblię w 100% dosłownie, to też gejami czasem straszy (chociaż niby jest antyrosyjski). W USA czy UK konserwatyści w większości traktują LGBT neutralnie, albo wręcz pozytywnie z polskiej perspektywy, bo np. w UK małżeństwa jednopłciowe zostały zalegalizowane przez Partię Konserwatywną.
No ale Chojecki nie jest redpillem, więc pod względem wzmacniania hipergamii hipokrytą nie jest. Niemniej przeraża mnie jak wielu ludzi (w tym kobiet) traktuje go poważnie, podobnie z resztą Olszańskiego. Także wcale nie jest tak jak ktoś wcześniej tu pisał, że niby w Polsce tradycyjne wychowanie to już dawno i nieprawda, a silniejsze wpływy na polskie społeczeństwo ma agresywny Zachodni feminizm.
Mam nadzieję, że nie ma wielu wyznawców takich Chojeckich, to też nie ma co mówić o powszechności takiego wychowania. Ono zanika. Jest pewnie gdzieś, ale zanika. Nie liczyłbym tego w grubych procentach. Ja to widzę głównie w internecie, może na wsiach.
Te kobiety może przymuszone, może indoktrynowane (zresztą kto nie jest?), może masochistyczne, może nie mają własnej osobowości, przez co tak łatwo się dostosowują potakując. Są łatwym celem dla sekciarzy każdego rodzaju. Zresztą jak każdy pachoł jakiejś ideologii, który zatracił zdolność wolnego myślenia, a który myśli jak grupa.
Co do przywilejów to mój błąd. Przesiąkam już tym co wszystko nazywają zgniłym postępem – łącznie z pracą kobiet. W tym aspekcie co pisałem to oczywiście równe do mężczyzn prawa. Tak czy siak prawa, których by nie miały jako tradycjonalistyczne konserwatystki. Prawdziwe, a nie udawane rzecz jasna, bo udawane korzystają ze zdobyczy i feminizmu i postępu, którym niby gardzą, ale tylko w słowach. W czynach mniej.
Niestety nie zanika. Owszem, póki co środowiska Chojeckiego czy Olszańskiego (choć nie są one do końca podobne, ale oba propagują jakąś formę kolektywnego, skrajnego konserwatyzmu) są w skali kraju marginalne, ale są też dużo większe niż jeszcze kilka lat temu. Choć Polacy się polaryzują, to w skali kraju wciąż w mentalności dominuje umiarkowany konserwatyzm. Dlatego w Polsce żyźniejszy grunt mają konserwatywne, a nie liberalne szury.
Tak czy siak to jest internet, to jest liczone w tysiącach, a kraj ma miliony osób. Oczywiście polaryzacja sprzyja rozrostowi skrajnych ugrupowań, ale to są nadal skrajności, a nie dominujące opcje w kraju. A nawet jakby były to nie mamy jak tego zmierzyć, nie mamy liczb, ani badań. Przynajmniej się nie natknąłem. Odeszliśmy też od tematu hipogamii.
Nie do końca odeszliśmy, bo to środowiska patriarchalne (czyli główne mężczyźni) kreowali przez stulecia model księżniczki i podejście „kobieta ma mieć przywileje, a nie prawa” i dlatego część kobiet dalej patriarchat popiera, bo taka rola jest dla nich wygodna – w końcu w egalitaryzmie trzeba wziąć pełną odpowiedzialność za siebie, a w patriarchacie można część zrzucić na chłopa. Przez ostatnie 100 lat w naszym kręgu kulturowym było sporo zmian społecznych, ale biologicznie tak szybko nie ewoluujemy jako gatunek. I dlatego aktualnie jest zauważalny pewien miszmasz w relacjach, bo część ludzi żyje w rozkroku między ich indywidualnymi pragnieniami, biologiczno-kulturową spuścizną siedzącą jeszcze w ich podświadomościach i aktualnymi oczekiwaniami społecznymi. Wolałabym, żeby za jakiś czas wahadło się unormowało, bo uważam podejście równościowe za bardziej sprawiedliwe niż wywyższanie którejś płci, ale fakt że na polskiej scenie polityczne pojawiają się coraz to nowsze konserwatywne szurie wnosi ryzyko, że jednak wahadło może znowu zostać mocniej przeciągnięte w stronę patriarchatu za jakiś czas.
Ale wrócę jeszcze do kwestii siły fizycznej:
No właśnie. Czyli kobieta z podobną masą mięśniową i zdrowiem wciąż będzie najprawdopodobniej słabsza od mężczyzny, bo ma kilka-kilkanaście razy mniej testosteronu. Myślisz, że „na dole drabiny” to tylko mężczyźni chorują, a kobiety dalej mają perfekcyjne zdrowie? Mężczyźni mający realne szanse na częste spotykanie kobiet silniejszych fizycznie od nich to chyba tylko anorektycy, bo po prostu szczupły facet wciąż będzie silniejszy od sporej liczby kobiet. Z tego co wiem to główny argument wyśmiewający kobiecą piłkę nożną to to, że kiedyś mistrzynie świata przegrały z 16-letnimi chłopcami ze średniej ligi. Para, w której mężczyzna fizycznie nie daje rady kobiecie to duża rzadkość.
Więc nawet, jak nie jest zbyt inteligentny czy dobrze zarabiający, to może imponować siłą, może zaspokajać hipergamię słabszych kobiet. A jak jeszcze do tego nie ma beznadziejnego charakteru, to już prawdę ciężko mi uwierzyć że praktycznie żadna go nie chce. Raczej tacy faceci nie są aż tak mało wymagający jak sami o sobie mówią i podobnie jak część kobiet, celują mocno powyżej swojej ligi. Przecież to nie jest tak, że odkąd kobiety mają PRAWO (a nie obowiązek) studiować czy pracować zawodowo, to nagle większość kobiet zostało wybitnymi prezeskami, pilotkami, programistkami, czy chirużkami. Większość kobiet cały czas jest przeciętna. Facetom też nikt prawa do nauki i pracy nie odebrał. I dalej często jest im łatwiej realizować sukcesy zawodowe, nawet jak nie są jakoś super wykształceni – bo mogą to nadrobić swoimi predyspozycjami biologicznymi lub cechami, które tradycyjne wychowanie chłopców lepiej rozwija niż dziewczynek. Więc gdzie tu jest podwyższanie statusu kobietom i obniżanie mężczyznom?
Coś w tym jest, co mówisz. Ja widzę u siebie w pracy, że nawet kobiety po 40-tce (a i młodsze) potrafią w piątek siedzieć roztrzęsione na palarni i debatować nad jakąś pierdołą, którą ktoś im powiedział w poniedziałek, gdzie większość facetów już dawno o tym zapomniała i przeszła nad tym do porządku dziennego, to te dalej „a dlaczego ona to powiedziała, dlaczego ona to zrobiła, a dlaczego to tak jest, a moim zdaniem to nie powinno tak być”. Chyba poszło o jakieś nieposłuszeństwo, że jakaś nowa pracownica powiedziała starej, że ona nie bedzie tego robiła, bo coś tak w nią to godzi. I teraz te starsze się czują wykorzystywane, bo młodsza nie chce pracować a tylko raz się im postawiła. Także, jakby ktoś posłuchał z zewnątrz i nie wiedział o co kaman to moglby pomyslec „jak te kobiety są tu strasznie wykorzystywane”. Mentalnosc ofiary działa prawidłowo moim zdaniem.
Moim zdaniem to chodzi o to, że te młodsze po prostu zgarniają całą uwagę mężczyzn dla siebie, ale mogę się mylić.
A może po prostu nie chodzi o wiek młodszej tylko o to że zachowała się w pracy nie tak jak powinna? Musisz od razu dorabiać teorię że chodzi o uwagę mężczyzn ? Myślisz ze dla kobiety która ma własną rodzinę i udane życie uwaga mężczyzn a już szczególnie kolegów z pracy jest taka ważna? Gdzie tu mentalność ofiary? Ludzie robią sobie poplotkować. Może po prostu ta młodsza odpowiedziała chamsko albo odmówiła czegoś co leżało w zakresie jej obowiązków i stąd wzburzenie które nic z jej wiekiem wspólnego nie ma ale jest ciekawy temat, co budzi emocje. Mężczyźni mniej gadają o takich rzeczach bo wolą przykładowo o sporcie a nie rozkminiać czyjeś zachowania. Także popłynąłeś trochę.
„a do tego wygląd jest skorelowany z inteligencją”
Skąd ta teoria? Masz coś na potwierdzenie?
https://www.realclearscience.com/journal_club/2014/04/11/if_he_looks_stupid_he_probably_is_108592.html
https://www.businessinsider.com/perceived-intelligence-and-measured-iq-2014-4?IR=T
Kiedyś mówiło się, że tylko dodajemy IQ ładnym osobom przez efekt aureoli, ale faktycznie może tak być, że ludzie potrafią przewidzieć IQ patrząc na człowieka (choć głównie mężczyzny).
Zgadzam się z tym. Na FM są grupy o operacjach plastycznych i kobiety wydają fortunę na implanty piersi, liposukcje, korektecwarg sromowych i pochwy, operacje powiek, skracania przestrzeni między nosem, a wargami, liftingi itp. Np średnia ceny operacji nosa to ok 20 – 30 tys. Piersi to samo. Znajoma za liposukcje ciała i plastykę brzucha zapłaciła 48 tys zł. Wiele kobiet lata do Turcji czy do Pragi, która jest zagłębiem pornografii i operacji aktorek porno. Zjawiskowa uroda kosztuje. Mężczyźni myślą, że takie cud zjawisko jest piękne naturalnie i gnębią swoje żony dlaczego one tak nie wyglądają bo wystarczy „dieta i dbanie o siebie”. Skoro tak to dlaczego te i tak już naturalnie piękne i młode kobiety przed 30stka bioarą kredyty i wydają 48 tys zł na rzeźbienie ciała, mimo, że i tak wyjściowo wyglądają lepiej niż przeciętna Polka. Ano po to by sięgnąć do półki wyżej przy wyborze mężczyzny. Dziewczyna tyle w siebie inwestuje i zwiąże się z facetem zarabiającym 3 – 5 tys zł? No gdzie!? Co on jej w życiu zapewni? Wegetację i dziadowskie życie od wypłaty do wypłaty.
. Np średnia ceny operacji nosa to ok 20 – 30 tys.
Widocznie robią to, by być zauważone przez wybraną grupę mężczyzn – niekoniecznie wartościowych, ale może popularnych. Same celują w top więc muszą wyglądać top. Brzmi narcystycznie.
Nie ma tylko co mówić, że tacy są wszyscy mężczyźni i że takie kobiety chcemy. Nagle by się okazało, że to my jesteśmy roszczeniowi i wybieramy same top 10% najpiękniejszych modelek, co jest bzdurą.
Wszystko zależy jakich mężczyzn kobieta ocenia. Jak ona sądzi, że mężczyźni na szczycie drabiny społecznej są tacy sami jak wszyscy to faktycznie pomyśli, że faceci chcą tylko modelek i wtedy one strasznie muszą zabiegać o to by być zauważone. Ale to nie jest rzeczywistość, tylko jej mały wycinek. I wycinek, który nie powinien być dla nikogo autorytetem.
Dziewczyna tyle w siebie inwestuje i zwiąże się z facetem zarabiającym 3 – 5 tys zł? No gdzie!? Co on jej w życiu zapewni?
Sama niech sobie zapewni. Kobiety są silne i niezależne, więc niech działają, a nie obrażają mężczyzn, że my mamy coś im zapewniać, albo zwracać np. za operacje, których wcale nie musieliśmy chcieć. Ale żeby tak było to kobieta sama musi wybierać normalnych mężczyzn. Tyle, że normalni jej widać nie interesują.
Jak kobieta nie potrafi docenić przeciętnego mężczyzny to pretensje do siebie samej, a nie do świata i ludzi. Sama jest przeciętna (bez tych upiększaczy i operacji) i może sobie z przeciętnym mężczyzną żyć.
Ale jak dla wielu to wegetacja, dziadowanie, no to fajnie. Rosną oczekiwania i rośnie frustracja.
Nie ma co się dziwić, że mówimy o tej pustocie, płytkości i roszczeniowości. Na szczęście sam nigdy nie celowałem w takie sztuczne kobiety, które idiotycznie wydają tyle pieniędzy na wygląd. Są one niepraktyczne i nieżyciowe – lalkami bez osobowości. I na szczęście też inne kobiety przyciągałem. Jakbym sądził, że tylko takie lalki istnieją to bym mógł dawno zginąć w męczarni psychicznej. I wielu mężczyzn tak właśnie sądzi patrząc, że aż tyle ich jest w internecie i zaczynają myśleć, że większość kobiet taka jest.
Można doła złapać, że nie ma normalności.
gnębią swoje żony dlaczego one tak nie wyglądają
Już nie róbmy wykładnika z patologii. Jak jakiś facet po latach związku zaczyna wypominać, że jego kobieta nie wygląda jak sztuczna panna z okładki to chyba się nie dobrali. Ale to tez jej wina, że latami tkwi z takim gościem w relacji, który nie ogarnia rzeczywistości i jest w sumie to dziecinny. Nie wiadomo na co ona poleciała wcześniej, gdy ten jest dość płytki i patrzy tylko na wygląd.
Jakoś nie wyobrażam sobie by 40 letni facet mówił 40 letniej żonie, że nie wygląda jak 20stka z okładek porobiona i nie dałoby mu się wyjaśnić, że to operacje i to drogie. I jeszcze nazywać to gnębieniem (rozwodów raczej nie ma z tego powodu).
Ale jak mówię, na szczęście nie celuję w takie próżne kobiety, to i nie mam problemu z nimi. I wolałbym żeby nie mówić o nich inaczej niż w kontekście zjawiska po prostu polowania przez narcystyczne panny na narcystycznych mężczyzn. Pustota leci do pustoty. Tak samo możemy mówić o gold diggerkach, które żyją tylko po to, by złowić 90 latka przed śmiercią, który ma kasę i by odziedziczyć to. Robią wszystko by się zakręcić w takim towarzystwie i by być zauważone.
To nie są ani normalni ludzie ani normalne związki.
Dziewczyna tyle w siebie inwestuje i zwiąże się z facetem zarabiającym 3 – 5 tys zł?
Zrobiła to na własną odpowiedzialność. Jak narzeka to powinna na siebie. Jak chciała tak ma. Wydała kasę, by przyciągnąć kogoś kto by ją utrzymywał jako luksusową prostytutkę i się nie udało? Najwyraźniej plan był zły, wykonanie złe, cel zły.
Ano po to by sięgnąć do półki wyżej przy wyborze mężczyzny.
Otóż to. Fałszuje swój obraz, by zdobyć kogoś lepszego. I ja tego nie będę chwalił. To tak jakby facet kłamał o zarobkach, by zdobyć ładniejszą dziewczynę. A to by się wiązało z wielkim jego piętnowaniem. Za to jak kobieta fałszuje swoją jakość wizualną/genetyczną to ciii, tak musi być, a w ogóle to wina mężczyzn. Bzdury. Wystarczy umawiać się z normalnymi facetami, ale do tego trzeba mieć w głowie poukładane.
I bardzo często zapewnia. Panie, które często robią sobie te różne botoksy itd. to często kobiety pracujące w branżach, w których wizerunek jest istotną kompetencją. A przy okazji te branże potrafią być całkiem dochodowe, więc te kobiety same sobie te zabiegi finansują. A nawet jeśli musi się trochę zadłużyć, to inwestując w swój wygląd kobieta ma do zyskania nie tylko „lepszego” partnera, ma też do zyskania lepszą pracę, większą pewność siebie – kobieca pewność siebie jest dużo bardziej zależna od tego czy się dobrze czuje w swojej skórze, niż męska.
To nie jest patologia, wymogi nt. wyglądu są bardziej wyśrubowane dla kobiet niż dla mężczyzn na każdym szczeblu skali. Przeciętny facet może nie będzie wymagał top modelki, ale może wciąż wymagać np. codziennie ogolonych nóg. Jeśli kobieta ma bardzo wrażliwą skórę, to każda częsta forma depilacji będzie ją podrażniać. Może się bardziej komfortowo czuć w delikatnym chociaż „futerku”. Ale nie może sobie na to „futerko” pozwolić jeśli chce funkcjonować w jakimkolwiek związku, bo nie ma przyzwolenia społecznego na kobiece owłosienie ciała, pomimo tego, że jest ono tak naturalne jak męskie. Uważam, że winna jest za to branża porno. Każda aktorka porno musi być idealnie gładka, wygląd aktora porno jest już mniej istotny. Jak mężczyzna naogląda się takich filmów zanim zobaczy prawdziwą kobietę nago, to może mieć w głowie wyidealizowany obraz tego, jak kobiece ciało domyślnie wygląda. I będzie miał pretensje czemu jego kobieta ma cellulit (czyli coś co ma prawie każda kobieta), czemu ma włosy na nogach (czyli coś całkowicie normalnego dla każdego człowieka po okresie dojrzewania). Mężczyzna jak chce pokazać ciało, to może zdecydować czy chce je pokazać owłosione czy ogolone. Kobieta jak chce pokazać ciało, to musi być ono super gładkie. Nie ma znaczenia, czy mężczyzna jest przeciętny, poniżej czy powyżej – praktycznie zawsze będzie wymagał od kobiecego wyglądu przynajmniej części elementów, których naturalnie kobieta nie ma, a które może osiągnąć tylko przez szeroko rozumiane dbanie o siebie. A to „dbanie o siebie” nawet, jeśli nie zawsze jest super drogie, to praktycznie zawsze wymaga poświęcenia sporo czasu i pracy.
I bardzo często zapewnia. Panie, które często robią sobie te różne botoksy itd. to często kobiety pracujące w branżach, w których wizerunek jest istotną kompetencją. A przy okazji te branże potrafią być całkiem dochodowe, więc te kobiety same sobie te zabiegi finansują. A nawet jeśli musi się trochę zadłużyć, to inwestując w swój wygląd kobieta ma do zyskania nie tylko „lepszego” partnera, ma też do zyskania lepszą pracę, większą pewność siebie – kobieca pewność siebie jest dużo bardziej zależna od tego czy się dobrze czuje w swojej skórze, niż męska.
Czyli nie ma na co narzekać. Sama zarabia, nie musi wisieć na mężczyźnie, do tego niby łowi lepszych partnerów. Nic tylko się cieszyć.
, wymogi nt. wyglądu są bardziej wyśrubowane dla kobiet niż dla mężczyzn na każdym szczeblu skali.
Porównujesz sytuację mężczyzn na topie drabiny z kobietami ogólnie. Trochę jak feministki, które porównują sytuację mężczyzn wysokiego statusu, którzy mają własne firmy i władzę i próbują to przełożyć na sytuację kobiet.
Tak się buduje te historie o uciemiężaniu, piekle kobiet, ale są one zbudowane na kłamstwie bo takie kobiety nie chcą ani poznać sytuacji mężczyzn z dołu drabiny społecznej, nieatrakcyjnych i mało majętnych, czy niezbyt zdrowych, albo po prostu manipulują przekazem. A wy to chłoniecie i wam tylko kompleksy rosną.
Nie sądzę, byś znała dużą dawkę mężczyzn. Nie znasz mnie i mężczyzn mojego pokroju, a w ogóle nie kwalifikujemy się do tych tez co piszesz. Ewidentnie oceniasz mając dany obraz mężczyzny w głowie, którego często widujesz gdzieś, ale to nie jest obraz całości.
może wciąż wymagać np. codziennie ogolonych nóg
Nie chce mi się zbytnio przerzucać tymi wymogami społecznymi, ale nie wiesz jaka jest perspektywa mężczyzn. Tłuką wam do głów te feministki jak to nie musicie golić nóg, a jak to faceci najwyraźniej są akceptowani jacy są. Ot wstajemy rano, nic nie musimy ze sobą zrobić i łowimy top modelki za samo jestestwo.
Tak to nie wiem czy mają i mężczyźni na topie.
Gdyby wymogi co do wyglądu mężczyzn nie były wyśrubowane to nie byłoby więcej samotnych mężczyzn, niż kobiet. A skala jest inna. Ba, powiem więcej. To same kobiety nakręcają się wzajemnie na ten wygląd, więc same musicie nad tym prace wykonać. Nie raz słyszałem więcej od kobiet oplotkowywania kobiet, wyzwisk od dziwek, że ta latawica, ta łatwa. Teraz Ukrainki są wyzywane i jest taka wzajemna rywalizacja. Dość zabawnie się na to patrzy.
I każda musi być ładniejsza od drugiej, mieć lepszego faceta. Pfff. Śmieszna presja społeczna. Uwielbiam oglądać to jako obserwator i mieć to w poważaniu.
Każda aktorka porno musi być idealnie gładka
Zależy co kto ogląda. Zresztą popyt rodzi podaż.
Gdyby to nie było oglądane to nie byłoby robione. Tak jak facetom podoba się młodość, więc częściej delikatność, tak kobietom rzadziej delikatność u mężczyzn. I faceci ostatnio na siłę zapuszczają brody, robią z siebie drwali. Inni specjalnie właśnie obcinają się na łyso, by wyglądać groźnie. Wszystko takie niby stereotypowe, trochę wychowawcze, a trochę oczekiwania społeczne.
wygląd aktora porno jest już mniej istotny.
No wiesz, jakby porno oglądały kobiety to by miały swoje preferencje. I raczej nie oglądają okularników informatyków.
Więc też jest pewna presja na mężczyznach. Na siłę, na mięśnie, na owłosienie też, różnie. Mało który mężczyzna ot tak rodzi się z tym, a też wydaje na to i pracuje. Do tego sprawność seksualna. Najlepiej od razu, najlepiej zawsze. Kobiety oczekują, że tak ma być. Ma być seks, ma być bezpieczeństwo, ma być kasa, ma być odpowiedni wygląd. I to wszystko nam przychodzi od tak, biologicznie. To wam tłuką do głów w mainstreamie i u feministek.
Robić z siebie uciemiężoną nic nie da.
Chcesz być owłosiona, bądź. Może któremuś to zapasuje. To samo facet. Chce ważyć 50kg i nie mieć mięśni? W porządku, ale ilość kobiet które na niego polecą będzie mniejsza. To samo jak facet nie będzie miał kasy, czy nie będzie leczył depresji i okaże słabości. Bo może sobie facet słuchać, że kobiety to płeć empatyczna, ale wygląda to naprawdę średnio jak przychodzi co do czego.
Jak mężczyzna naogląda się takich filmów zanim zobaczy prawdziwą kobietę nago, to może mieć w głowie wyidealizowany obraz tego, jak kobiece ciało domyślnie wygląda
No to będzie miał pretensje. Jak jest głupi to się nic nie poradzi. Jak nie jest to mu się wytłumaczy jak to działa. Ludzie nie rodzą się z wiedzą. Sztuką jest dobierać tych, którzy mają otwartą głowę.
Mężczyzna jak chce pokazać ciało, to może zdecydować czy chce je pokazać owłosione czy ogolone
I znowu stereotypy. Często gładki facet jest wyzywany od geja, metro itd. Coś tam to się zmienia teraz, ale idzie to powoli. Akurat mężczyzna potraktowany jako gej wiele lat miał dużo gorzej, niż kobieta z owłosionymi nogami. On też mógł doznać przemocy i dużej dyskwalifikacji z życia społecznego.
Ale to pokazuje, że obie płcie walczą o swoje sfery. I obie można zrozumieć, a nie jedną stawiać nad drugą i robić ofiary z jednej, gdy często mają przywilej.
szeroko rozumiane dbanie o siebie
Jw. Gadasz jakby kobiety nic nie wymagały od mężczyzn i dbania o siebie. No na serio. Jakby facet wstał, może umył twarz i gra. No to masz w głowie naprawdę gościa 10/10. I taki bóg nic nie musi i mu kobiety całują stopy za istnienie.
Patrząc tylko na własne cierpienia i wysiłki nie widzi się cierpień innych i pracy innych.
A to „dbanie o siebie” nawet, jeśli nie zawsze jest super drogie, to praktycznie zawsze wymaga poświęcenia sporo czasu i pracy.
A zrobienie sylwetki to myślisz pikuś jest? Nie wymaga pracy i kasy? Modelowanie fryzu i brody też nic? Ostatnio też jednak mężczyźni i pachy golą częściej, różnie. Co prawda są nadal wyzwiska, że zniewieścienie i kryzys męskości, ale wielu już pewniej się czuje w tym i dba. I to też często dla kobiet.
Ogólnie jednak reasumując to jak pisałem – kobiety są akceptowane częściej, są pożądane częściej, są rzadziej samotne, częściej uzyskują zysk z relacji (w tym finansowy), na randkach częściej mają opłacone wiele rzeczy. Statystycznie kobieta w młodym wieku, która nie zapuściła się nie ma na co narzekać na polu matrymonialnym w porównaniu do przeciętnych mężczyzn. Ale to trzeba chcieć wejść w świat mężczyzn, chcieć poznać nasze bolączki, niżeli tylko „ja brzydka, mi każą nogi golić, ale tak ogólnie to niewiele zrobię dla mężczyzny i nawet nie napiszę sama do niego”, „a w ogóle to miejsca do poznawania są złe”. I co zostaje wtedy? Nic. Jest jak jest.
Nie, nie porównuję tylko topu, napisałam to kilka razy, nawet w cytowanym przez Ciebie fragmencie. Nawet, jeśli facet ma olbrzymi mięsień piwny, futro na plecach i skarpetki zmieniane raz na tydzień, to wciąż najprawdopodobniej nie będzie tolerował aż takiego poziomu zapuszczenia u kobiety. Najprawdopodobniej będzie wymagał od niej jakiegokolwiek dbania o siebie.
Ty też mnie nie znasz, a mimo tego z zadziwiającą łatwością przychodzi Ci pewność, że wiesz lepiej ode mnie co mi się podoba a co nie. Ja rozumiem, że jak się prowadzi red pillowego bloga, to trzeba ciągle uogólniać jakie są kobiety, ale teraz dyskutujesz ze mną, a nie z ogółem kobiet z jakiejś statystyki.
No tak, zapomniałam. Kobieta nie jest zdolna samodzielnie analizować otaczającą ją rzeczywistość. Ona tylko powtarza coś, co ktoś jej „tłucze”. Tylko mężczyźni, a dokładniej tylko red pille, mają zdolność samodzielnego myślenia i wyciągania wniosków.
Bardzo rzadko jest tak, że mężczyzna nie może sobie znaleźć jakiejkolwiek kobiety WYŁĄCZNIE dlatego, że jest brzydki. Jeśli faktycznie absolutnie żadna się nim nie interesuje, to najprawdopodobniej clue sprawy jest gdzieś w jego osobowości. A wygląd to tylko konsekwencja tego.
Tak, to też jest problem. Że te top modelki z Instagrama kreują ideały, do których reszta kobiet chce dążyć. Jednocześnie wciąż te topowe celebrytki/influencerki niechętnie się przyznają do ingerencji w urodę i większość wciąż się upiera, że to że nagle zmieniły im się rysy twarzy albo skóra wymłodniała, to wyłącznie zasługa genów i diety. To powoduje wzrost kompleksów u kobiet oraz przeświadczenie u mężczyzn, że za tym zjawiskowym wyglądem nie stoją tysiące zainwestowanych PLN, więc jeśli jego kobieta tak nie wygląda, to znaczy że po prostu jest skrajnie leniwa.
Na pewno nie teraz tylko od co najmniej 15 lat. Od dość dawna w dużych miastach jest sporo młodych mężczyzn, których wygląd można uznać za lekko zniewieściały, a mimo tego są uważani za atrakcyjnych. Co do gładkiego faceta to jeszcze zależy jak bardzo jest gładki, ale na pewno gładkie męskie łydki wzbudzają mniej zamieszania, niż kobiece łydki z wyraźnym owłosieniem
Na pewno przeciętna kobieta nie wymaga nie wiadomo czego jeżeli chodzi o wygląd od faceta. Wymaga podstaw lub niewiele więcej ponad podstawy – regularnego mycia się, posiadania w miarę zadbanych paznokci i okolicy intymnej (nie musi być ogolona perfekcyjnie na gładko, ale też nie tak zarośnięta, że „ptaka” w niej nie widać), jako takie ogarnięcie włosów i zarostu. Właściwie tyle. Dla kobiety wygląd faceta nie jest aż tak istotny, żeby definitywnie skreślać każdego, kto nie jest top modelem. Już nie mówiąc o tym, że nie każdej taki model się podoba. Mnie wszelkiej maści mięśniacy zawsze odpychali, zawsze wolałam szczupłych mężczyzn, tych na których się prześmiewczo mówi „suchoklates”.
Nie ma w ogóle co tego porównywać z wyglądowym minimum, jakiego oczekuje się od kobiet. Kobieta musi mieć prawie całe ciało idealnie gładkie. Biorąc pod uwagę jak duża powierzchnia kobiecego ciała jest owłosiona i jak szybko owłosienie odrasta, doprowadzenie do idealnej gładkości ciała to żmudna i bardzo czasochłonna praca. I nie zawsze jest komfortowa, bo może prowadzić do podrażnień na skórze. No i ja np. nie zawsze czuję się komfortowo z idealnie gładkim ciałem. Mogę golić nogi w lato, bo wtedy jest mi też chłodniej, ale w zimę lepiej się czuję z „futerkiem”. Serio nie rozumiem co jest takiego strasznego w kobiecym owłosieniu, że aż tak się je demonizuje. Jak komuś tak bardzo przeszkadzają kobiety z chociaż delikatnym meszkiem, to niech idzie podrywać dziewczynki które jeszcze nie miesiączkują.
Bo to jest oczywiste, że mężczyzna muskulaturę buduje dla statusu w grupie męskiej, a nie dla przypodobania się kobietom! Dokładnie analogicznie, jak ta kobieca obsesja na punkcie modyfikowania naturalnego wyglądu (depilacja, malowanie), to jakaś forma interakcji między kobietami, a męskie upodobania wcale nie są brane pod uwagę – po prostu mężczyźni, mając na sobie presję nawiązywania relacji, wybierają z tego co jest, a nie narzucają kobietom norm wyglądu bądź ubioru. Te normy kobietom narzucają inne kobiety.
Mężczyźni generalnie nie oglądają modelek z instagrama, więc ciężko aby na tej podstawie wnioskowali. Również wybory miss, oglądają przede wszystkim kobiety, a nie mężczyźni. Podobnie programy w rodzaju Top model.
I swoją drogą, podobnie jest z ideałami męskiej sylwetki: te ideały można oglądać w relacjach z zawodów sportowych, których kobiety co do zasady nie oglądają. I w ogóle trochę inne sylwetki postrzegają jako „dobrze zbudowane” niż mężczyźni.
Przekonaj inne kobiety do tego, że naturalne owłosienie to nic strasznego, a gwarantuję Ci, że nie będzie trzeba przekonywać mężczyzn, aby kobiety z naturalnym owłosieniem akceptowali. Większość tę Waszą depilację ma gdzieś, a może wręcz by się ucieszyli, że nie marnujecie już czasu na taką głupotę.
Nawet, jeśli facet ma olbrzymi mięsień piwny, futro na plecach i skarpetki zmieniane raz na tydzień, to wciąż najprawdopodobniej nie będzie tolerował aż takiego poziomu zapuszczenia u kobiety. Najprawdopodobniej będzie wymagał od niej jakiegokolwiek dbania o siebie.
To tak samo jak gruba panna z dziećmi może siedzieć na tinderze i szukać samca alfa, niesamowitego i bezdzietnego przystojniaka, bo ona „zasługuje”. Miałem taki tekst „grube kobiety zasługują na przystojniaków”, bo jest taka narracja u wielu, że to nic złego z tej pozycji wymagać.
Obie płcie to sobie robią. Obie płcie potrafią mylnie oceniać własną wartość na rynku i obie płcie mogą być roszczeniowe. Czyli wymagać więcej, niż oferują, a często i niestworzonych rzeczy. Ale jakoś częściej widzimy to u kobiet. Mężczyźni nie widuję by wielu sprzeczności wymagali, albo cech tytanicznych. Ostatnio to nawet widzę, że wymóg typu, że kobieta by była miła to już wiele kobiet triggeruje. Albo żeby nie przeklinała. Straszne wymogi…
z zadziwiającą łatwością przychodzi Ci pewność, że wiesz lepiej ode mnie co mi się podoba a co nie
Nie wiem o czym piszesz. Gdzie napisałem, że wiem lepiej co Ci się podoba? Wiem lepiej jedynie, że za mało zrobiłaś, by uzyskać to co chcesz NIBY uzyskać. Wiem, że możesz zrobić więcej. Ale nie chcesz. Za każdym razem piszesz czemu tego i tego nie zrobisz, ale tak czy siak mogłabyś i zwiększyłabyś szanse na uzyskanie tego czego chcesz. Tak to działa.
No tak, zapomniałam. Kobieta nie jest zdolna samodzielnie analizować otaczającą ją rzeczywistość. Ona tylko powtarza coś, co ktoś jej „tłucze”. Tylko mężczyźni, a dokładniej tylko red pille, mają zdolność samodzielnego myślenia i wyciągania wniosków.
Nie napisałem, że tylko mężczyźni i red pille mogą wyciągać wnioski, bo to byłaby bzdura totalna. Nie jestem gościem, który idealizuje jakieś grupy bezmyślnie (np. mężczyźni w rozkładzie IQ tak jak są niepełnosprawni intelektualnie, tak geniuszami, gdy kobiety są bardziej przeciętne). Jednak to co pisałem to narracja feministek – przecież przeglądam to o czym piszą. To potem jest przenoszone na insta i na youtube, więc mówią o tym inne kobiety, które niby nie mają się za feministki, ale mówią identycznie jak one.
Więc jaki problem? Problem, że masz to natłuczone do głowy, a nie jest to obiektywne, a jedynie nakręca robienie z kobiet ofiar i mówienia jak to nie mają ciężko na tym polu matrymonialnym. Niestety to nieprawda w porównaniu do większości mężczyzn. Musiałabyś mieć 50 lat i wręcz prosić o uwagę mężczyzn to byś może wiedziała jak to jest być mężczyzną na rynku matrymonialnym.
Bardzo rzadko jest tak, że mężczyzna nie może sobie znaleźć jakiejkolwiek kobiety WYŁĄCZNIE dlatego, że jest brzydki. Jeśli faktycznie absolutnie żadna się nim nie interesuje, to najprawdopodobniej clue sprawy jest gdzieś w jego osobowości. A wygląd to tylko konsekwencja tego.
Tak sobie wmawiaj. Brzydki wygląd to też gorsze traktowanie przez ludzi, co z kolei rodzi różne zachowania u człowieka, który jest źle traktowany. Niestety zamiast współczuć brzydkiemu wolisz mu insynuować, że winny jest jego charakter. Najlepiej napisz coś o frustracji, że na pewno jest frustratem i to tego wina. Najwyraźniej urodził się z frustracją, sam lubi ten stan i kultywuje go. Nie, że najpierw człowiek rodzi się pogodny, chce iść do ludzi, a dopiero ktoś go tam spycha w dół i rodzą się może nawet w nim nieciekawe zachowania, czy cechy osobowości. Ale to jest dyskusja co było pierwsze czy jajo czy kura, czy nieciekawy charakter z narodzin, z wyboru, czy z doświadczeń – które też często mają wiele wspólnego z traktowaniem po wyglądzie.
Niestety gadasz jak typowy człowiek z blue pilla (niezależnie od płci), że wygląd nie ma znaczenia, że kobiety nie lecą na wygląd i że jak ktoś jest sam to musi to być na 100% wina czegoś innego. Musisz w to wierzyć. Bo gdybyś nie wierzyła, to byś wiedziała, że mężczyzna może być samotny przez wygląd i różne inne tragiczne rzeczy mogły się dziać w jego życiu przez wygląd. I który jest oceniany drastyczniej niż te akceptowane kobiety i traktowane delikatniej. Nawet jak stał się nieśmiały przez wygląd, uzyskał niski status, ale wszystko zaczęło się od tego jak był traktowany, wyśmiewany, odrzucany z grup.
Jednocześnie wciąż te topowe celebrytki/influencerki niechętnie się przyznają do ingerencji w urodę i większość wciąż się upiera, że to że nagle zmieniły im się rysy twarzy albo skóra wymłodniała, to wyłącznie zasługa genów i diety. To powoduje wzrost kompleksów u kobiet oraz przeświadczenie u mężczyzn, że za tym zjawiskowym wyglądem nie stoją tysiące zainwestowanych PLN, więc jeśli jego kobieta tak nie wygląda, to znaczy że po prostu jest skrajnie leniwa.
Jeśli są dowody na to, że kłamią to czas im to wypunktować, że są manipulatorkami. Szkodzą wszystkim ci wszyscy influenserzy. Nagabują na kupowanie produktów, które nic nie wnoszą. Trochę jak ci co oszukują starszych i sprzedają im garnki, czy inne 'niesamowite’ rzeczy drogo. Ten sam typ marketingu, budowany na oszustwie. Więc nie dość, że oszukują, to jeszcze niszczą psychikę innym.
Na pewno nie teraz tylko od co najmniej 15 lat. Od dość dawna w dużych miastach jest sporo młodych mężczyzn, których wygląd można uznać za lekko zniewieściały, a mimo tego są uważani za atrakcyjnych.
Nie wiem, może w dużych miastach jest inaczej. W internecie tego nie widzę, ani w mniejszych miastach, a już na pewno nie wsiach. Wystarczy wejść pod artykuły choćby o Szpaku czy kimkolwiek innym, kto nie ma groźnej gęby, albo że jest chudy. Ilość wyzwisk pod artykułami jest ogromna, a nawet wmuszanie, by przyznał się do orientacji homo (mimo, że nie musi przecież być). Jakieś wysyłanie od razu na leczenie, dużo pogardy. Do tego też polaryzacja polityczna doprowadziła, gdzie od razu oni wielce krzyczą, że precz z lgbt, przecz ze szkalowaniem „normalnych”, tylko dlatego, że gość długie włosy ma, czy nawet trochę tam podmalował oczy dla stylizacji rockowej. Kobiety piszą te brednie potem „gdzie ci prawdziwi mężczyźni” – pewnie jakieś starsze, albo konserwatywne.
Ja tych ludzi nie rozumiem. Mi to wisi i powiewa, niech sobie taki jest, niech lubi co chce, a oni się strasznie angażują i pienią. No ale zamordystów trochę mamy na świecie, choć mają się za miłosiernych.
Tak czy siak nie zmienia to faktu, że pogarda jest, przemoc jest, a Polska się szczyci nawet że jest krajem nr 1 w homofobii. Widziałem takie badania posyłane na prawicy, którą przestałem lubić za te podziały i szczucie. Więc wątpliwe, że gładki mężczyzna ma szanse mieć dobrą samoocenę i komfort życia, jeśli będzie się to wiązało z wmawianiem nawet homoseksualizmu komuś kto jest hetero, a kto po prostu nie wygląda jak typowy seba.
Na pewno przeciętna kobieta nie wymaga nie wiadomo czego jeżeli chodzi o wygląd od faceta. Wymaga podstaw lub niewiele więcej ponad podstawy – regularnego mycia się, posiadania w miarę zadbanych paznokci i okolicy intymnej (nie musi być ogolona perfekcyjnie na gładko, ale też nie tak zarośnięta, że „ptaka” w niej nie widać), jako takie ogarnięcie włosów i zarostu. Właściwie tyle. Dla kobiety wygląd faceta nie jest aż tak istotny, żeby definitywnie skreślać każdego, kto nie jest top modelem.
Bzdurki. Kłamstwa. Nieprawdy. Gdyby tak mało kobiety wymagały to by nie było tylu samotnych mężczyzn, pisałem. Tobie jest wygodnie tkwić w tej bańce, że wygląd mężczyzn nie ma znaczenia, a jak są sami, czy mają problemy to zawsze wina „charakteru”.
A, że choćby ci bad boye (ha i to często mizogini) mają duże powodzenie, mimo negatywnego charakteru to nie ma znaczenia, nie? Do tego jak są przystojni to potem widziałem nie raz wpisy kobiet, że nawet z więzienia chcą ich wyciągać, płacić kaucje, czy „zmieniać ich w romantyków”. Dosłownie otaczają ich MATCZYNĄ opieką, a oni na nie plują. A tam gdzie facet realnie trochę opieki by potrzebował, to nie, temu nie, bo od tego nie można dobrego genu wyglądu wyciągnąć i szalejących emocji. I do tego blue pillowe panny nie umieją się przyznać.
Gdyby naprawdę kobiety tak mało wymagały, jakichś tylko podstaw, to by naprawdę życie było piękne, a problemy matrymonialne byłyby prawie nieistniejące. Ale tym co tu piszesz imptujesz po primo, że 1) mamy fatalne charaktery (cokolwiek to znaczy, bo to też należy określić i skąd się wzięło) 2) nie myjemy się, 3) nie ogarniamy włosów, 4) nie obcinamy paznokci. Nieprawda. Chyba oglądasz samych 60 latków ze wsi którym wszystko jedno, bo dawno wypadli z rynku.
I widzą to wszystko nawet kobiety na portalach randkowych pewnie wybierając te top 20% mężczyzn, a resztę odrzucając. Pewnie skanują, że ten czy tamten ma zły charakter, tamten się nie myje, a tamten nie myje włosów, mimo, że jest łysy. Wiadomo. Wszystkie odpowiedzi mamy zawarte. Bańka, typowa blue pillowa bańka. Tak nie ma.
I dlatego kobiety sądzą nie tylko, że są wartościowsze, ale i uciemiężone. Bo przecież nie dość, że same wg siebie oceniają mężczyzn tak mało drastycznie, zero roszczeń, zero wymagań („aby był miły i dobry i trochę zadbał o siebie”), to jeszcze przecież są opresjonowane przez wymagania mężczyzn, podłych mężczyzn, pustych mężczyzn. Z takim podejściem to rośnie tylko narcyzm i mentalność ofiary. I dużo pretensji do mężczyzn, mimo, że mężczyźni mają gorzej na tym polu.
Tylko mężczyźni mogą się wypowiadać na temat wymagań kobiet, bo my musieliśmy je spełniać i z wami „współpracować”. My właśnie dostajemy ten feedback o którym pisałaś. I checklista wymagań jest dużo większa, niż tu wypisałaś i często znajdzie się jakieś „ale”.
I dlatego takie strony jak moja są potrzebne, bo samoświadomość ludzi jest ograniczona i tkwią w przekonaniach, które nie są w pełni prawdziwe.
Możesz wypowiadać się tylko za siebie, nie za inne kobiety ile wymagają. Jeśli Ty wymagasz tylko regularnego mycia się, czy obcinania paznokci to 95% mężczyzn samotnych by Ci pasowało fizycznie, a potem dobrałabyś sobie kogoś pasującego charakterem. Pula do wyboru jest ogromna. Jednak jakoś tak nie jest. Jednak zawsze coś jest nie tak. Mityczny charakter. Pewnie gość 6/10 szkaluje kobiety w internecie (i to na i za darmo), nie mówi sąsiadkom „dzień dobry” i ma to napisane na czole 😉
Mężczyźni chcieliby się zamienić z wami. Naprawdę daj mi te 100 lajków i niech NIBY będą niskiej jakości, a ja sobie wybiorę kilka kobiet z tej puli i tak. I tak to rozwinę tak, by wyszło. Ale z kobietami jest kłopot bogactwa jak z butami w sklepie. Taki wybór i nie ma kogo wybrać. Lepiej być mężczyzną, który ma zero adoratorek, a resztę musi sobie „wyprosić”.
Mnie wszelkiej maści mięśniacy zawsze odpychali, zawsze wolałam szczupłych mężczyzn, tych na których się prześmiewczo mówi „suchoklates”.
No i w porządku, sporo takich. I często są samotni. Nic tylko brać. Ale inicjatywy nie wykażesz. Wina społeczeństwa pewnie. A może trzeba odwrócić to co piszesz o nas i to wina „charakteru”, ale Twojego i takich kobiet jak Ty? A nie jak wmawiasz, że wina mężczyzn samotnych i wcale nie ich wyglądu?
Może to są projekcje,co? Co masz w sobie to innym zarzucasz…
Ja tylko dywaguję, po to są analizy wszystkiego. Niestety strona by nie powstała, gdyby nie to co wypisujesz tutaj. Gdyby nie oszukiwanie tych wszystkich mężczyzn, że wygląd się nie liczy dla kobiet. I że one niby wyczuwają od razu zły charakter z wyglądu, czy niedopasowanie charakteru. Tak wyczuwają, że potem tona samotnych matek jest, albo przemocy domowej i nic nie wyczuły wcześniej, a to wyczuwają. Takiego nosa niby mają kobiety, ale tylko jak mają wybrać mężczyznę który nie wygląda super, ale już nosa nie mają do wyczuwania charakteru tych lepiej wyglądających, którzy na serio mają podły charakter.
Albo myślą, że wybiorą jakiegoś suchoklatesa, który wygląda „ładnie”, a nie groźnie, a będą wymagać od niego tytanicznych cech charakteru, mimo tego, że mogło spotkać go wiele podłości, a sam też może nie urodził się z psychiką psychopaty jak np. brak lęków i jest jednak neurotyczny. Te sprzeczności i szukanie nierealnego mężczyzny są dużym problemem. Od twardziela nie wymaga się miękkości, a od miękkiego hiper pewności siebie i cech z tym związanych. Ale jedno jest pewne, jak ktoś podchodzi wyrozumiale do ludzi i z pozycji, że „razem się postaramy o lepsze” to uda mu się fajny związek.
Jak komuś tak bardzo przeszkadzają kobiety z chociaż delikatnym meszkiem, to niech idzie podrywać dziewczynki które jeszcze nie miesiączkują.
Takie sarkazmy to i od starych panien można słuchać. Mają 50 lat, całe życie wybrzydzały, prowadziły badziewne, nawet rozwiązłe życie z alkoholem i narkotykami (choć nie, szukały „dobrego chłopaka” jak wmawiają) i też mówią, że jak facet ich nie chce w tym wieku, nie skacze nad nimi to niech się ugania za dziećmi bo jest pedofilem. I w ogóle to opresja kobiet, że faceci wolą młodość, a nie babcie.
Jest jak jest. Jeden facet lubi gładkie, jeden nie, a inny na pół gładkie. Nic nie musisz. I ci nikt w zimie nie będzie nigdzie zaglądał. Tyle jest mężczyzn o różnych gustach, że każda potwora znajdzie amatora, co nie ma zastosowania do mężczyzn. Problem jest w tym, że nie chce się wykazać inicjatywą, coś zmienić i coś wnieść i tylko widzi się problem na zewnątrz. A w przypadku kobiet jest to bujda bujd. Uprzywilejowany robi z siebie ofiarę i narzeka, mimo, że ma lepiej niż mężczyźni. To porozumienia nie zbuduje. To zbuduje właśnie uganianie się za tymi, których problemy nie dotknęły. A tych przecież nie chcesz, bo nie wniesiesz im wsparcia, bo im tego nie trzeba, bo oni mogą być dużo, dużo bardziej aroganccy i mieć status. I mają pewnie kobiet na pęczki dzięki statusowi, dobremu wyglądowi i mają łatwość wymieniania kobiet. Mogą zapewnić sobie wszystko sami.
I im faktycznie może tylko wygląd będzie potrzebny, a nie te wszystkie wartości. I ich przecież nie poznasz w internecie, bo chcesz poznawać na żywo, bo masz problem z poznawaniem w internecie i znajdujesz tonę wad takiego poznawania. A na żywo są ludzie mocno społeczni, którzy raczej mają w poważaniu tą pomoc, bo sami sobie radzą. Więc chcesz danych cech u mężczyzny, ale siedzisz w miejscach gdzie spotkasz zupełnie odrębnych ludzi, niż tych co niby chcesz. To tak jakby chcieć pomagać zwierzętom, a stronić od zwierząt. I zostałaby tylko gadka „chciałabym, taka jestem pomocna, no ale wychodzi jak wychodzi, nie da się”.
Jesteś w matni, kole które się toczy i nie znajdzie wyjścia. To co chcesz zaoferować (pomoc, wsparcie, a nawet pomaganie finansowe i to komuś WCALE NIE PIĘKNEMU) mogłabyś zaoferować tylko gdybyś się skupiła bardziej na problemach mężczyzn, na empatii do nas, na zrozumieniu naszej sytuacji, nawet tego, że jest tyle odrzuceń i pogardy za sam wygląd, a skupiasz na swoich problemach i swojej płci. I ze swojej robisz płeć niepłytką, idealizując ją. Więc nie ma kto tych darów docenić, które chcesz niby dać, bo nikt ich nie dostanie. Bo kto? Ten kogo i tak nie rozumiesz, bo mu wmówisz problem z charakterem? Te dary są tylko słowem dlatego. I mogą utrzymywać dobre samopoczucie o sobie samej i nic nie zmienić.
Mówisz, by dyskutować z Tobą jako kimś indywidualnym, ale sądzisz naprawdę, że nie ma takich kobiet jak Ty? Ja takich dyskusji przeprowadziłem tysiące, bazowały na dokładnie tym samym, może i te same tematy były poruszane. Mało która coś zmieniła po tym (ale są takie). Bo ona nie ceni nikogo z zewnątrz i żadnej opinii z zewnątrz, nawet jeśli jest to o płci, której nie zna dobrze. Bo ona słucha tylko siebie. Otwarty umysł to domena małej ilości ludzi. Więc zbędne, jeśli nie podchodzi się otwarcie do tematów. A ja akurat po tylu latach selekcji kobiet doskonale widzę gdzie jest empatia do mężczyzn,a gdzie jej nie ma. I jeśli ktoś siebie kreuje w dany sposób to ja widzę gdzie jest fałsz. I to jest fałsz. Jakbyś chciała dawno byś pomagała „przegrywowi” i byś stworzyła sobie z nim romantyczną historię i byłby potraktowany po ludzku – czego może nigdy wcześniej nie zaznał. Ale to puste słowa jedynie i tona wymówek, by tak się nie stało. Miejsce nie te, czas nie ten, charakter nie ten i baletnicy rąbek u spódnicy zły. Ważne, by utrzymać swój obraz siebie, a czynów nie dostąpić.
I stąd jest też temat https://swiadomosc-zwiazkow.pl/kobiety-nie-sa-romantyczne/
To mnie ogólnie rozwala u kobiet. Ten rozbrat między własnymi zachowaniami kulturowo-biologicznymi, a myśleniem życzeniowym.
Ona chce gościa niskiego statusu, ale poznaje tylko tych z wysokim statusem – najlepiej w pracy w której sama osiągnęła wysoki status.
Ona chce pomagać gościowi który ma problemy, ale przecież poznaje gości w pracy – gdzie przecież gość ma kasę i sobie radzi.
Ona chce, by gościu był mniej obrotny od niej, że tacy są okej, ale niech on sam ją wyszarpie z tłumu, niech ją poderwie, niech pokaże sam tą obrotność i inicjatywę.
Ona nie wymaga super wyglądu u mężczyzn, ale w sumie to nie ma motywacji do podrywania mężczyzn nie za dobrze wyglądających i wmawia im zły charakter z góry. I nie widzi, że można to poprawić RAZEM.
Ona lubi nieśmiałych gości, ale w sumie to niech on ją poderwie, niech on działa i niech taki wycofany i niepewny nie będzie.
Ona mówi, że kasa się u mężczyzny nie liczy, ale dziwnym trafem nigdy nie wybrała gościa co zarabia 3x mniej od niej i bez perspektyw na dorównanie jej.
Sprzeczności! Tak się nie da. Dlatego puste słowa. Puste. Bez działań są puste. Kobieta sobie musi to uporządkować, ujednolicić, bo oczekiwania są inne niż realia.
Zresztą u mężczyzn też to czasem widzę jak np. chcą dziewicy, ale ogarniętej seksualnie. Ale u nas to jest dość rzadkie i szybko pojmujemy, że bez naszych działań nic się nie zmieni i lepiej kobietę samemu uczyć. Ale już kobiet chcących uczyć nieśmiałych prawiczków całkiem mało, bo to bagaż, ciężar, problem, często dochodzą do tego inne problemy życiowe gdy ktoś ma taki wycofany charakter. I czekają na księcia, tak jest łatwiej.
Możesz wypowiadać się tylko za siebie, nie za inne kobiety ile wymagają. Jeśli Ty wymagasz tylko regularnego mycia się, czy obcinania paznokci to 95% mężczyzn samotnych by Ci pasowało. Pula do wyboru jest ogromna. Jednak jakoś tak nie jest. Jednak zawsze coś jest nie tak. Mityczny charakter. Pewnie gość 6/10 szkaluje kobiety w internecie (i to za darmo), nie mówi sąsiadkom „dzień dobry” i ma to napisane na czole
Taaaa 95% mężczyzn się regularnie myje i to jeszcze ci samotni. Na pewno buhahaha Pracuje w branży beauty wiele lat i moimi klientkami są głównie kobiety. Wiem co opowiadają o swoich mężach. Niejedna mówi, że jej facet paznokcie u stóp obcina dopiero wtedy gdy już noga nie mieści mu się w bucie. Lub ile kobieta musi się nagadać i naprosic by jej facet łaskawie umył się chociaż raz na kilka dni. A im mężczyzna starszy tym gorzej pod tym względem. Niejedna moja super zadbana klientka w okolicach 50tki zwyczajnie przestaje sypiać ze swoim mężem w jednym łóżku i preferuje osobne sypialnie właśnie ze względu na jego brak higieny. Mężczyźni na stare lata dziadzieja i to ci w małżeństwach, a co tu mówić o kawalerkach, którym żadna kobieta nie ciosa kołków na głowie o higienę. Aż strach się bać. A od tych kobiet ich mężowie czy chłopacy wymagają super zadbania lub dogadują gdy kobieta trochę przytyje.
Mojego osobistego chopa również nieraz muszę gonić by się codziennie mył lub umawiam fryzjera, lekarza, dentystę. Może to moja wina bo tak nauczyłam pilnować wszystkiego i dbać o takie sprawy. On u mnie potrafi zauważyć 3 kg więcej po zimie. Niby mu to nie przeszkadza przecież ale zauważa i komentuje. Powiedział kiedyś, że on to tak dużo zapierdala i potrafi zarobić, to wymaga od kobiety zadbania i by kobieta była też zaradna i by była wsparciem chociaż organizacyjnym. Przeczy to trochę męskiej hipogamii, że mężczyźni chcą kobiet bezrobotnych, niezaradnych, nie ogarniających, takich, które chcą się tylko uwięzić i sepic i żerować finansowo na mężczyźnie.
Nie mniej, faceci wobec siebie są niemal bezkrytyczni. Wielkie dupne macho.
Pracuje w branży beauty wiele lat i moimi klientkami są głównie kobiety. Wiem co opowiadają o swoich mężach.
Takich sobie wybrały. Niby wielkomiejskie panny bjuti, a faceci jakby od pługa oderwani. Ciekawe.
A może koloryzują, bo jest jakaś taka mania jechania po mężczyznach? Jest temat do ploteczek, do oczerniania własnego męża, wiadomo, trzeba mieć o czym rozmawiać. A o czym najłatwiej? O ludziach. A najlepiej i najłatwiej cisnąć najbliższych. Bo tych się zna dobrze. A przed nieznajomymi odgrywać teatrzyk idealności.
A im mężczyzna starszy tym gorzej pod tym względem.
Tak jak u kobiet. Ludzie starsi mają wszystko w poważaniu, a czasem brakuje siły. Zresztą mężczyźni krócej żyją, więc może gdzieś te siły stracili tam gdzie kobiety się wypachniwały. Plus jest oczywiście pewna presja społeczna, by facet zbytnio nie dbał bo będzie zniewieściały. Ale same kobiety często tak mówiły do mężczyzn „aby nie spędzał więcej czasu przed lustrem niż ja”, „facet ma być od roboty, silny i zdecydowany”, „musi pachnieć tężyzną, potem i krwią, a nie kwiatkami”.
A potem żona próbuje ich przekabacić na całkiem kogoś innego. Ciekawe ilu mężczyzn jest co tak chcą zmieniać swoje kobiety? Ja znam więcej takich „niech zostanie jak jest, niech nic się nie zmienia na gorsze”. A kobiety modelują, wychowują na nowo i ciągle im coś nie pasuje, ciągle coś wadzi, ciągle są niezadowolone. A jak facetowi nie pasuje jedynie za duża waga bo nawet dlatego, że nie mu nie staje i z seksu nici to wielkie halo. Bo księżniczce nic nie można powiedzieć.
Mężczyźni na stare lata dziadzieja
A kobiety babcinieją. Wielkie mi halo.
No ale jak się tkwi w bańce, że tylko się spotyka panie które tak strasznie dbają o ten swój wygląd to niedziwne, że się nie spotyka pospolitych kobiet i się mało o nich wie. Chyba nie sądzisz, że mężczyźni będą latali do branży bjuti? Od kogo uzyskają akceptację społeczną wtedy? Będą się czuć szanowani? Będą mieli czas na poprawianie swojego statusu i twardości charakteru jak będą zajmowali się wyglądem? Nie ma na co kasy wydawać? Oj to trzeba mieć sporo kasy, a przy sporej kasie jest spora presja, brak czasu i robi się często charakterek nietęgi.
Innych rzeczy się od nas oczekuje, więc musimy priorytety inaczej sobie ustawiać, niż kobiety. Jeśli ta presja zejdzie to w porządku, możemy iść pod lustro.
A od tych kobiet ich mężowie czy chłopacy wymagają super zadbania lub dogadują gdy kobieta trochę przytyje.
Źli my. Niemyjące się grubasy wymagający modelek. Ta ta ta. Można to identycznie odwrócić do kobiet. Z wierzchu może wiele kobiet zrobionych, a w środku podły charakterek i wymagania. Same nie są najwyższej jakości, ale facet to ma być jak ze snów. Najlepiej połączenie twardziela z wrażliwym romantykiem. Super hardego gościa co obroni i będzie mistrzem MMA z poetą wysublimowanym słownie i partnerskim jak trzeba, a nawet takim co się kobiety posłucha. Ale jednak twardzielem. Niezbyt to się udaje, bo to niemożliwe i mężczyzna wybiera jednak w większości jedyną skuteczną dla niego drogę trochę inne cechy zaniedbując. Ale to też presja kobiet.
Ale tak w ogóle po co tak mówić? Lepiej dobrać sobie osoby nam pasujące, a to używać tylko do odseparowania ludzi innych niż od nas. Oczywiście z uwzględnieniem, że naprawdę jesteśmy inni, a nie tylko nam się wydaje, że wszyscy wokół nie za bardzo, a my po środku tej grupy jedyni niesamowici.
Mojego osobistego chopa również nieraz muszę gonić by się codziennie mył
Robisz za jego matkę, tresujesz?
Ja bym nie słuchał. Sam wiem kiedy można się myć i kiedy trzeba. Codzienne mycie też nie jest czymś wskazanym nie licząc miejsc wiadomych (tak, też są na to badania). Skóra traci odporność i swoje naturalne mechanizmy obronne, regeneracyjne.
https://www.medonet.pl/zdrowie/zdrowie-dla-kazdego,dlaczego-lepiej-myc-sie-rzadziej-,artykul,27170117.html
No chyba że on codziennie haruje fizycznie i przychodzi cały spocony, mocno umorusany smarem to może i niedziwne. Ale sam by nie wiedział, że trzeba się umyć? Musi mama mu powiedzieć i pokazać palcem? I dać mydło do ręki? Nic nie czuje? A może nie ma czego czuć?
Powiedział kiedyś, że on to tak dużo zapierdala i potrafi zarobić, to wymaga od kobiety zadbania i by kobieta była też zaradna i by była wsparciem chociaż organizacyjnym.
Jeśli zaiwania więcej i więcej zarabia to co się dziwić? Kobieta równie dobrze być poniżej jego poziomu, ale nadal na jakimś tam poziomie i to nadal jest hipogamia.
Zresztą czy Ty narzekasz na własne wybory? Mogłaś sobie skromnego gościa wybrać, który by nie jątrzył, który by był akceptujący, taki właśnie niespinający się o pierdoły i jakieś 3kg. Ale sama też byś nie mogła być że tu się umyj, tu zrób to, tu masz być najlepiej perfekcyjny, zero musztry.
Przeczy to trochę męskiej hipogamii, że mężczyźni chcą kobiet bezrobotnych, niezaradnych, nie ogarniających, takich, które chcą się tylko uwięzić i sepic i żerować finansowo na mężczyźnie.
Czemu przeczy? Jednemu przypadkowi, który ci potwierdza realia? Daj spokój. Nikt nie twierdzi tu, że każdy facet leci na bezrobotne i które nic nie ogarniają. To jest skrajność. Choć gdzieniegdzie znajdzie się takie przypadki i tak. Ale zawsze prędzej mężczyzn, które biorą takie kobiety niż na odwrót.
Hipogamia to branie kobiet niższych statusem, słabszych, niższych, mniej zarabiających, nudniejszych, czy takich którym można jakoś pomóc – w skrócie. A nie od razu skrajność, że każdy facet chce jakąś totalne niziny społeczne nawet jak sam coś reprezentuje.
Nie mniej, faceci wobec siebie są niemal bezkrytyczni. Wielkie dupne macho.
I po co ten jad? Takiego sobie wybrałaś i pewnie sama taka jesteś i w takim środowisku się obracasz. Swój do swego. Nie ma inaczej. A takie generalizacje nic nie dają. Jedni ludzie są bezkrytyczni, inni nie. Niezależnie od płci. Są księżniczki, co tylko je należy słuchać i nigdy im nawet nie zwrócić uwagi, a są panny, które się dużo przejmują tym co mężczyzna im powie. Nie sądzę, że Ty byś była tą która by się przejmowała, lubisz mieć widać kontrolę, więc masz faceta o podobnym charakterze. Przeciwieństwa się nie przyciągają.
A jak ktoś leci na macho to pretensje do siebie. Tylko nawet na odwrót jak ona poleci na zakompleksionego gościa, który ma do siebie wiele krytyki to są foszki, że nie jest pewny siebie, obrotny, nie zarabia dużo, nie ma wiele energii, jest sterowalny, kanapowiec, ale przynajmniej nie ma buty w sobie. Więc coś za coś. Albo ktoś ma nos w chmurach i leci do przodu, często wręcz bezmyślnie, albo jest bardziej szary i w dołku, ale niesie to za sobą inne wady, np. długie podejmowanie decyzji.
Choć to i tak skrajności. Są przecież ludzie którzy jak widzą, że jest sens przyjąć krytykę to ją przyjmą, ale nie każdą. Też trzeba wiedzieć, że nie ma co jechać po kimś jak łysej kobyle i czekać aż ktoś podziękuje za te super zachowanie braku akceptacji i pogardy. Widzisz, jedni wiecznie kogoś by chcieli poprawiać, a drudzy nie chcą przyjmować tego i wtedy nazywa się ich najmądrzejszymi i bezkrytycznymi. Ale już swoich wad charakteru te pierwsze osoby – dość krytykanckie – nie widzą. Nie zawsze należy przecież przyjmować to co ktoś powie i będzie siać negatywizm.
Dajmy takie porównanie do mnie. Ja nie jestem fanem zapieprzania, nie jestem hiper skupiający się na wadach i poprawianiu kogoś pod własną modłę, nie zobaczyłbym też różnicy 3 kg, ani 200zł na koncie jakby było wydane na coś tam fajnego. Bo jestem wyluzowany w wielu aspektach. Co oczywiście nie oznacza, że tolerowałbym próby sterowania mną, wchodzenia na głowę, czy ciągłego wytykania co mam w sobie zmienić. Akurat braku empatii nie toleruję najbardziej. Za luz daję luz. Ale dlatego właśnie to nie ja mam wysokiego statusu społecznego, bo mi na tym nie zależy, a dla takiej jak ty byłbym ciężarem. I tu byłyby minusy i masz minusy tam gdzie masz. Na wszystko idzie narzekać, ale coś z czegoś wynika. Jak ktoś jest taki turbo spinający się to będą konflikty i żądania, a jak ktoś tego nie ma to może przymknąć oko na wiele rzeczy, ale z kolei może nie osiągać niesamowitych rzeczy, albo może mieć jakieś problemy. Coś za coś.
Bo ja w życiu „zapierdala”, pokonuje problemy, dużo pracuje, dużo robię, ogarniam. Po co mi ciężar?
No i nie ma co się dziwić, że potem facet ma wymagania, jak i ty masz. Taki macie charakter – nawet jeśli są to wymagania w trochę innym kierunku. Ludzie dobierają się do siebie mniej więcej na swoim poziomie, podobnymi cechami (choć chętniej wolą krytykować drugą połówkę za własne cechy, których u siebie nie widzą 😀 ) ale i tak tendencje są takie, że na ogół kobieta wymaga więcej niż wnosi bo tak bardzo nie chce ciężaru właśnie, a faceci różnie. Jedni godzą się z tym, bo nie mają wielu innych opcji, a jedni bardzo dobrze się odnajdują w pomaganiu kobietom czy byciu ich rycerzami, obrońcami i tymi co podnoszą ich status. Sami chcą tego, sami czują takie wewnętrzne podniecenie, gdy pomagają i to im dodaje sensu życia, poczucia wartości i wielu innych rzeczy. A kobiety raczej na odwrót. Ciągle ten ciężar i ciężar i problem i w ogóle to bez sensu, bo ona chce mieć poziom życia w kosmosie i na pewno facet musi jej w tym pomóc, a jeszcze lepiej – zapewnić.
Ja też znam takich ludzi. Wiecznie pod konfliktem i pretensjami i żądaniami. Na stare lata bardzo mili ludzie. Bardzo. Ale to co mieli za młodu w stopniu umiarkowanym to na starość tylko się pogorszyło. Nie mój świat, nie moje kredki. Obym nigdy taki nie był na starość jak widzę tych ludzi. A wszystko z powodu tego wewnętrznego napięcia i presji. No i nie wiem, może nawet z tej nienawiści do ciężarów. Brak kompletny tolerancji na niepowodzenia i trudności, a na starość ich rozwiązywanie nie jest już tak w mig. Psychika dalej ta sama, a ciało i możliwości już nie te. Więc gromadzi się ta agresja i wychodzi w postaci nieciekawej.
„Ja też znam takich ludzi. Wiecznie pod konfliktem i pretensjami i żądaniami. Na stare lata bardzo mili ludzie. Bardzo. Ale to co mieli za młodu w stopniu umiarkowanym to na starość tylko się pogorszyło. Nie mój świat, nie moje kredki. Obym nigdy taki nie był na starość jak widzę tych ludzi. A wszystko z powodu tego wewnętrznego napięcia i presji. No i nie wiem, może nawet z tej nienawiści do ciężarów. Brak kompletny tolerancji na niepowodzenia i trudności, a na starość ich rozwiązywanie nie jest już tak w mig. Psychika dalej ta sama, a ciało i możliwości już nie te. Więc gromadzi się ta agresja i wychodzi w postaci nieciekawe.”
Wiec przyjdzie mi na stare lata uczyć się sztuki odpuszczania 😉 Mój mężczyzna jest autorefleksyjny, więc może mu się na stare lata nie pogłębi, i sobie odpuści to ciśnienie, a zwłaszcza swoim najbliższym. Życie go już trochę nauczyło pokory, mnie również. Trzymam kciuki za jego rozwój wewnętrzny i rozwój w człowieczeństwie ale ja za niego tej roboty nie wykonam, bo mam swoja robotę do zrobienia. Mogę tylko w tym wspierać obecnością czy dobrym słowem bez złotych rad, czy wyręczania, bo to psu na budę. Każdy musi sam „zaklinać”.
Gdy miałam ok 16 – 28 lat ciagło mnie do chłopaków z problemami. Wiecznych filozofów i marzycieli. Których trzeba było nianczyć. Którzy mieli plany i wizje tak wielkie, że brakowało im od tego rozmachu energii na to by chociaż rano wstać z łóżka i się ogarnąć, odejść od tego komputera czy telewizora i wyjść z domu cokolwiek zrobić. Sama miałam w tych młodych latach, jak i większość młodych ludzi, różne nieprzerobione konflikty wewnętrzne, plus łeb nabity wzorcami z domu rodzinnego, a większość rodzin jest dysfunkcyjna mniej lub bardziej. Plus młoda naiwna głowa chłonąca jak gąbka wzorce kulturowe i te kity wciskane przez media, popkulturę itp Kościół swoje też robi. Dzisiaj jako baba ok 40 lat wolę mężczyzn refleksyjnych, uczących się na błędach, takich, którzy nie tylko wiedzą co i jak robić ale też to robiących.
Z tym wspieraniem i pomaganiem nowo poznanym mężczyzną jak i kobietą różnie bywa. Jak poznac czy to jest tylko chwilowy życiowy kryzys czy po prostu charakter danej osoby. Jedni poprzez akceptację i wsparcie dostaną życiowego wigoru i powera i rusza tyłek z kanapy, a z innych własnymi rękami wyhodujemy sobie roszczeniowych i leniwych meneli, którzy popadną w syndrom wyuczonej bezradności. Także nie za bardzo należy wyręczać, nawet nie powinno się. Jest to duże ryzyko wiązać się z kimś takim. Co innego gdy już w trwającym związku np.mezczyzna traci nogę i zdolność pracy i wspierania kobiety wtedy warto mieć taką, która się nie załamie, bo o boże jedyny żywiciel rodziny wypadł z gry. Tylko ona bierze na barki wspólna egzystencję, wozi po lekarzach, wspiera, pomaga. A co innego, brać kogoś z wyuczona bezradnością lub leniwa roszczeniową bezrobotna kobietę szukająca sponsora pod przykrywką małżeństwa. Jak potem polegać na takiej kobiecie czy oczekiwać by na jakiś czas ona wzięła na barki ciężar zapewnienia rodzinie egzystencji. Lub gdy sama jest niezaradna i słaba nie porzuciła jeszcze bardziej w danym momencie słabego lub chorego mężczyzny.
Wieki temu miałam na studiach i po, praktyki i staże w szpitalu, to swoje widziałam. Potem zmieniłam branże na lzejsza. Kto się opiekował mężczyznami po udarach i innych neurologicznych incydentach? Ich matki. Mimo, że mężczyźni ci mieli narzeczone, żony, dzieci. Dla mnie te niecałe 20 lat temu to był szok, gdy się orientowałam ilu mężczyzn jest porzucanych gdy tracą możliwość zarobkowania i trzeba do końca życia zajmować się takim leżącym a ciągle jeszcze młodym mężczyzną. Głowę miałam nabita filmami, popkulturą, feminizmem o potworach mężczyznach nieludzkich, bezdusznych, gdzie to zawsze kobiety były zostawiane w chorobie, a tu przeżyłam taki dysonans. Że kobiety również robią to samo i to całkiem licznie.
Mój mężczyzna jest autorefleksyjny, więc może mu się na stare lata nie pogłębi, i sobie odpuści to ciśnienie, a zwłaszcza swoim najbliższym
Jest to ciężka orka. Jak pisałem, oglądałem przemiany ludzi i nigdy nie wiązały się ze zmianami samoistnymi, tylko było gorzej, jeśli nie zaszedł jakiś czynnik zewnętrzny wymuszający ograniczenie presji. Czasem to była druga osoba, czasem jakaś porażka (odejście kogoś), a czasem granice drugiej osoby. Też wszystko zależy czy presja jest agresywna i pogardliwa (ty brudasie, ty lebiego itd), czy taka motywująca jedynie i pozytywna.
Mogę tylko w tym wspierać obecnością czy dobrym słowem bez złotych rad, czy wyręczania, bo to psu na budę. Każdy musi sam „zaklinać”.
Trochę tak, ale feedback o którym wcześniej pisaliśmy jest potrzebny bo czasem się nie zauważa pewnych rzeczy, a niestety trzeba niektórych stopować gdy przesadzają. Jak nie postawisz granic to się rozbestwi. I to mowa o każdym.
Wszystko jest fajnie, póki są sukcesy, zdrowie i jest się zajętymi tymi rzeczami gdzie rozwój jest możliwy. Ale w pewnym wieku już rozwój co najwyżej duchowy musi zajść, bo szczytów się nie poprzebija, a już na pewno nie jak zdrowie padnie.
Gdy miałam ok 16 – 28 lat ciagło mnie do chłopaków z problemami. Wiecznych filozofów i marzycieli. Których trzeba było nianczyć. Którzy mieli plany i wizje tak wielkie, że brakowało im od tego rozmachu energii na to by chociaż rano wstać z łóżka i się ogarnąć, odejść od tego komputera czy telewizora i wyjść z domu cokolwiek zrobić. Sama miałam w tych młodych latach, jak i większość młodych ludzi, różne nieprzerobione konflikty wewnętrzne, plus łeb nabity wzorcami z domu rodzinnego, a większość rodzin jest dysfunkcyjna mniej lub bardziej. Plus młoda naiwna głowa chłonąca jak gąbka wzorce kulturowe i te kity wciskane przez media, popkulturę itp Kościół swoje też robi. Dzisiaj jako baba ok 40 lat wolę mężczyzn refleksyjnych, uczących się na błędach, takich, którzy nie tylko wiedzą co i jak robić ale też to robiących.
Ano właśnie, bo to wszystko z wiekiem przychodzi, albo radami kogoś. Do jednej cechy dochodzi druga w czasie rozwoju człowieka i dlatego zmieniają nam się wybory partnerów, tak jak sami się zmieniamy.
Jak potem polegać na takiej kobiecie czy oczekiwać by na jakiś czas ona wzięła na barki ciężar zapewnienia rodzinie egzystencji. Lub gdy sama jest niezaradna i słaba nie porzuciła jeszcze bardziej w danym momencie słabego lub chorego mężczyzny.
I dlatego coraz więcej mężczyzn docenia kobiety, które dokładają się do budżetu, ALE nadal nie oznacza to, że jest wiele związków gdzie to kobieta góruje, więc teoria o hipogamii póki co jest potwierdzana przez wiele związków. Gdyby kobiety byłyby hipergamiczne to wtedy kobieta ogarniałaby więcej rzeczy, więcej by pracowała, więcej by wnosiła finansów (w tym te dla mężczyzny, nie tak „ogólnie”), a nawet siły psychicznej. Ale raczej wtedy faceta nazywa się pantoflem kanapowym i kobiety nie są do tego przyzwyczajone, wręcz mają jakieś negatywne emocje. A faceci jakby musieli w ten sposób żyć od dawien dawna. I kto wie, może to kwestia kultury i wzorców, że jednak wielu z nas odczuwało dobre samopoczucie mimo takiej sytuacji gdzie facet więcej wnosił i utrzymywał to na barkach, a kobieta się tylko doczepiała do ułożonego życia mężczyzny.
Dla mnie te niecałe 20 lat temu to był szok, gdy się orientowałam ilu mężczyzn jest porzucanych gdy tracą możliwość zarobkowania i trzeba do końca życia zajmować się takim leżącym a ciągle jeszcze młodym mężczyzną. Głowę miałam nabita filmami, popkulturą, feminizmem o potworach mężczyznach nieludzkich, bezdusznych, gdzie to zawsze kobiety były zostawiane w chorobie, a tu przeżyłam taki dysonans. Że kobiety również robią to samo i to całkiem licznie.
No, szkoda, że nie ojcowie z tą opieką, choć akurat u mnie w rodzinie to mężczyźni się opiekowali słabszymi kobietami, chorującymi częściej i stąd mam trochę inny obraz, niż ten który tam zewsząd czytam jak to kobiety wszystko na swoich barkach noszą i wg feministek np. muszą mieć płacone za nieodpłatną pracę w domu, a facet to tylko właśnie piwko, kanapa, a kobieta robi wszystko i jeszcze „utrzymuje trutnia”. To robienie tendencji ogólnej z wyjątków od reguły, a to zakłamuje prawdę.
https://swiadomosc-zwiazkow.pl/feministki-klamia-mezczyzni-trutnie-utrzymankowie/
muszę mocno stanąć w obronie brudasów męskich, bo korporacje kosmetyczne robią już totalnie wam sieczkę, gdzie panuje wyobrażenie, że dzień bez przemycia twarzy i dezynfekcji to dzień stracony. nie bój nic, będzie wojna, wróg zatruje wodę i odetnie taktycznie media, to znowu wrócą kąpiele raz na dwa tygodnie jak się dorwie do wody i się wyrówna, niemyta od tygodni kobieta będzie się ukrywać ze swoim niemytym obrońcom. Uwierz mi, kobiety w młynie obowiązków lub w kiepskich warunkach również potrafią myć się raz na tydzień.
Dla mnie to brzmi jak szukanie na siłę powodu do marudzenia. Skoro brak higieny przeszkadza, na tyle by z nim nie spać, to czemu nie odejdzie? Ano, pewnie z wygody.
Jak najbardziej zdarza się to obu płciom, powiem więcej – nadmiar higieny jest szkodliwy, codzienne mycie również. Paradoksalnie na spodniach noszonych rok i pranych wczoraj bakterii jest tyle samo, a po roku niemycia śmierdzi się mniej niż człowiek umyty wczoraj. Śmierdzi się właśnie od częstego mycia, wyjaławiasz tym swój eko-biosystem i dobre bakterie. Najgorszy okres to tydzień, miesiąc, potem brak wody jest większym problemem wewnątrz ciała niż na zewnątrz. Eksperymentów z niemyciem się przeprowadzano wiele i wpływ niemycia jest znany, zwiększanie częstotliwości mycia zmienia mikrobiom skóry i wzrost chorób zapalnych skóry.
Odnośnie mycia się fakty są takie że środowisko medyczne jest podzielone, ja jestem zdania, że kąpiele szkodzą.
Kiedyś każdy człowiek miał na sobie bakterie żywiące się amoniakiem rozkładając go w azotan, odpowiadające za to co czujemy jako smród i odór – w efekcie – nie śmierdział. Obecnie tą umiejętnością mogą się poszczycić jedynie unikający kąpieli zdrowo odżywiający się menele, co jest ewenementem i garstka fanatyków, wmówiono wam codzienną kąpiel jako obowiązek dla waszego komfortu i higieny, a tu figa, ważne są tylko ręce, by nie roznosić dalej, skóra za uszami i parę innych taktycznych miejsc, w pełni jednak raz na pół roku wystarczy kąpieli. Naprawdę są lepsze powody do obgadywania i tracenia w cudzych oczach niż rzadkie zażywanie prysznica.
Z tą kąpielą (rozumiem to też szybki prysznic?) raz na pół roku to bym nie przesadzał, bo trochę w skrajność będziemy popadać, a od ludzi brud będzie odpadał. Człowiek się spoci po wysiłku i w gorący dzień to całe ciało odczuwa. Nie bez powodu sportowcy po meczach od razu idą pod prysznic i raczej jest to normalna tendencja. Miejsca potowe, łatwiej brudzące warto myć codziennie (2 dni to max), a całe ciało raz-dwa razy na tydzień i to w zależności od poziomu wysiłku w tygodniu i zabrudzeń. Nie ma co przesadzać w żadną stronę wg mnie i jakoś to wszystko trzeba wypośrodkować.
Ogólnie za komuny jak dziadek opowiadał to tam też nie mieli bieżącej wody nawet to ludzie kąpali się raz na tydzień i tak, a do tego w wodzie… po kimś innym. Takie były reala i bieda. Teraz z kolei niektórzy myliby się co 6 godzin i to takie szorowanie na błysk. Do krwi i kości 🙂
No to skoro jakieś zjawisko zauważa i feministka i nie-feministka, to może to oznacza, że faktycznie jest to zauważalny element rzeczywistości? Ja jakoś trzeciofalową feministką nie jestem, mam sporo zastrzeżeń do SJW z którymi prawdopodobnie byś się zgodził, nie traktuję większości inflencerów poważnie i na mało którego zerkam. No ale mam część obserwacji zbieżne z tym, co część z nich prawdopodobnie mówi, wniosek? Mam sprany mózg feministyczną propagandą i nie myślę samodzielnie! Nie ma możliwości, żeby było inaczej.
Jprdl. Celowo napisałam kluczowe słowo caps lockiem, żeby zminimalizować ryzyko, że mi znowu zasugerujesz coś, czego nie powiedziałam. No i znowu się nie udało.
Nie, nie twierdzę, że wygląd nie ma ŻADNEGO znaczenia, wręcz przyznałam Ci rację, że kobiety też na niego patrzą. Twierdzę jedynie, że jest bardzo mała szansa na to, że mężczyzna zostaje odrzucony WYŁĄCZNIE dlatego, że jest brzydki. Musi być już jakiś ekstremalnie zapuszczony, żeby był skreślany WYŁĄCZNIE za wygląd. Jak jest lekko brzydki/przeciętny i ma problem ze znalezieniem partnerki, to najprawdopodobniej wygląd nie jest clue problemu, a jedynie problemem mniejszej wagi, możliwe że wynikającym z problemu poważniejszego. Kobiety nie oczekują nie wiadomo czego jeżeli chodzi o wygląd mężczyzny, naprawdę. Ani większość mężczyzn domyślnie nie interesuje się bardzo zaawansowanym dbaniem o wygląd, ani kultura od nich takiego rygory wyglądowego nie wymaga. Mogą mieć bujne owłosienie na ciele, zmarszczki, blizny, mogą łysieć czy mieć lekką nadwagę i nikt nie będzie z tego powodu robił afery na pół kraju. My to widzimy, więc i żadnych cudów na kiju w kategorii wygląd przeważnie nie wymagamy. Kobieta przeważnie patrzy na mężczyznę bardziej całościowo. Najprawdopodobniej będzie wymagać kilku cech na jakimś poziomie i niekoniecznie musi to być wygląd. Mężczyzna nawet jak patrzy na kobietę szerzej, to wciąż wygląd najprawdopodobniej jest dla niego jedną z kluczowych kwestii. Dlatego brzydkiej kobiecie jest trudniej nadrobić braki urodowe innymi cechami, niż mężczyźnie.
A skąd pewność, że nigdy w życiu żadnego takiego nie „wzięłam”, a pomimo tego z jakiś powodów mi nie wyszło? Nie twierdzę, że to że nie wyszło to w ogóle nie moja wina, ale nie zamierzam o tak prywatnych sprawach opowiadać ze szczegółami w internecie. No ale ty znów robisz to samo. Ty wiesz lepiej ode mnie co robię, co myślę, jakich chcę mężczyzn a jakich nie. Bo redpillowa narracja przewiduje może kilka typów kobiet, więc można w ciemno zakładać, jaka jestem i wkładać mi w usta tezy, których nie stawiam.
Na koniec chciałam jeszcze wspomnieć o higienie. Tak to prawda, że przesadne dbanie o czystość ciała wcale nie jest dobre. Ale szybki prysznic raz dziennie to nie jest jeszcze przesada. To jest norma. Kiedyś normy co do mycia ciała zakładały dużo mniejszą częstotliwość i wcale nie przełożyło się to na niższą śmiertelność, mniejszą liczbę chorób czy epidemii.
Mam sprany mózg feministyczną propagandą i nie myślę samodzielnie! Nie ma możliwości, żeby było inaczej.
Ależ możesz myśleć samodzielnie. Tak jak wszyscy inni, którzy myślą identycznie. I widzieć to samo co inni. Akurat w tamtej bańce. Niech będzie. Nic to nie zmienia. Zmienia to, że dziwnym trafem tak jak one doszłaś do fałszywych wniosków na temat uciemiężenia kobiet na rynku matrymonialnym w stosunku do przeciętnego mężczyzny.
Ale one, jak to one – nie chcą wchodzić w świat mężczyzn, mają klapy na oczy, by widzieć to co widzą po swojej stronie i niejedna z nich ma mentalność ofiary…
Kobiety nie oczekują nie wiadomo czego jeżeli chodzi o wygląd mężczyzny, naprawdę.
Ależ nie wypowiadaj się za resztę kobiet, które podejmują swoje wybory inaczej, niż mówisz…
My to widzimy, więc i żadnych cudów na kiju w kategorii wygląd przeważnie nie wymagamy.
Przeważnie. I pewnie w słusznym wieku 🙂 a nie 20 lat.
Kobieta przeważnie patrzy na mężczyznę bardziej całościowo.
Tak jak mężczyźni, przynajmniej ci na poziomie.
I co do fizyczności to jest identycznie np. proporcje barków do bioder, wzrost, proporcje twarzy. Są twarze częściej wybierane przez kobiety i te częściej odrzucane.
Możesz twierdzić, że kobiety co do wyglądu mało wymagają. Możesz mówić, że jak mężczyzna nie wygląda dobrze i jest sam to wynik czegoś innego (nieokreślonego dodajmy), ale to nic nie pomoże tym mężczyznom, którzy widzieli że są odrzucani za coś powierzchownego i nie mieli nawet szansy na zaprezentowanie charakteru, czy IQ. Po prostu gong na start.
A skąd pewność, że nigdy w życiu żadnego takiego nie „wzięłam”, a pomimo tego z jakiś powodów mi nie wyszło?
Ponownie. Nie napisałem nic o przeszłości. Chodzi o to, że teraz są samotni i dostępni, więc trzeba się wykazać inicjatywą, ale nie wykażesz. I widzisz, mam rację. Nie wykażesz 😉
. Ale szybki prysznic raz dziennie to nie jest jeszcze przesada. To jest norma. Kiedyś normy co do mycia ciała zakładały dużo mniejszą częstotliwość i wcale nie przełożyło się to na niższą śmiertelność, mniejszą liczbę chorób czy epidemii.
Norma, nie norma, ale niezalecana przez wielu lekarzy. Tym bardziej jak się nic nie robiło i siedziało w domu. Nie ma czym się tu ubrudzić. A warstwa ochronna schodzi.
PS fajne masz godziny odpisywania.
No, w wieku 15 lat pewnie tym bardziej nie. Tak samo jak przeciętny chłopak 15-20 lat nie myśli jeszcze o ołtarzu, a wręcz traktuje jeszcze kobiety przedmiotowo. Ale jak masz na względzie mężczyzn choć trochę wartościowych, to założyłam, że nie interesują Cię kobiety które ledwo przestały być dziećmi.
Przedział 25-35 lat to chyba jeszcze nie starość? Szczególnie, że statystycznie kobieta żyje dłużej. A w tym przedziale człowiek zwykle i już ma coś w głowie i coś zarabia. A do tego wraz z rosnącą świadomością nt. dbania o siebie i stopniowym bogaceniem się społeczeństwa, kobiety są wstanie coraz dłużej utrzymać atrakcyjny wygląd.
Ale jak masz na względzie mężczyzn choć trochę wartościowych, to założyłam, że nie interesują Cię kobiety które ledwo przestały być dziećmi.
A to wartość mierzy się wiekiem? Znam wiele kobiet 20 letnich, które są wartościowsze niż 40 latki. Mądrzejsze, dojrzalsze, kulturalniejsze, bardziej pasjonujące, bardziej oddane, wspierające, chętne do rozwoju, sympatyczniejsze, nierobiące zadym o byle co, nie tak kłótliwe, aroganckie i rujnujące psychę. Ale 40 latce tego już nie przetłumaczysz. Ona swoje wie, a facet przecież musi być opluty za zainteresowanie kimś młodszym od niej. Ale to tylko płacz nad tym, że nie potrafi ona dorównać młodszej cechami charakteru i to mimo, że ona myśli, że chodzi o wiek, czy nawet wygląd. Nie. Właśnie ten charakter i zupełnie inne traktowanie mężczyzny. Choćby z tym szacunkiem, który ma być bazą, a bez tego nie będzie niczego.
Przedział 25-35 lat to chyba jeszcze nie starość?
Starość nie, ale już wymagania spadają, więc wtedy sobie kobieta może mówić „my nie wymagamy wiele od wyglądu mężczyzny”.
No a po 50tce to w ogóle często już jest myślenie „aby był”. Nawet z tymi paznokciami obcinanymi raz na miesiąc.
Tak czy siak te granice się przesuwają i nawet starsze kobiety mają wysokie wymagania, bo wiedzą, że mogą być właśnie same. A mężczyzna to dla nich tylko problem. Dlatego też otaczają się tą checklistą wymogów, a nie jak mówisz, że prawie by można było pomyśleć, że brałyby takiego gościa z ulicy wziętego. Bo idąc ulicą nie zbadasz czy ktoś się myje, czy obcina paznokcie. Nie ujrzysz tego zbytnio (choć są wyjątki, ale może nie zwracam uwagi i nie widzę tego tak często). A mimo to przynajmniej 8 na 10 mężczyzn mijanych na ulicy, lub którzy by podeszli kobiety by odrzuciły- a pewnie więcej. Wybredność kobiet to nie redpillowy mit. Hipergamia i szukanie korzyści to też nie mit. I być inną kobietą, niż standardowa to coś niezwykłego.
W puste i piękne słowa ja nie uwierzę. Na tym to ja zęby zjadłem przechodząc od bycia naiwnym i wierzącym do bycia totalnie nieufnym do bycia takim trochę po środku, ale raczej w kierunku nieufności. Wolę tak, niż spaść z wysokiego konia.
A jeśli mylę się i jest więcej kobiet przeciwnych niż dane które tutaj zbieram to tym lepiej. Jednak tylko pokazywanie tego dowodem daje innym mężczyznom wartość leczniczą.
Robią, bo lubią, bo muszą, bo nikt nie akceptuje ich bez tego, lub nie akceptuje ich ta półka i jakość mężczyzn którym chcą się podobać.
Równie dobrze mogę zapytać, dlaczego dorośli faceci potrafią wydać 50 000 na kolekcję kart z pokemonami w stanie idealnym. Odpowiedź dla obu jest taka sama – bo chcą, bo mogą.
Facet nie jest od utrzymywania kobiety, tak samo jak kobieta od wyglądania, to pierwsza rzecz. Jeśli się lubią, to niech się wiążą, obojętnie ile zarabiają.
Inwestycja w korekcję warg sromowych, tłuszczu dla mnie ma sens, tylko gdy albo jesteś do chorego stopnia skupiona na wyglądzie, naturalnie bardzo próżna, patologicznie zaniedbana lub chcesz robić karierę w branży gdzie ten wygląd się liczy, ewentualnie można jeszcze zrobić to dla partnera, szczególnie jeżeli on dla ciebie poświęca się równie, ale końcem końców, kobieta robi to dla siebie, bo co facetowi po ładnie skrojonej dziewczynie z potężną urodą, skoro dziś ten, jutro tamten. Uroda jest zbyt ulotna, oczekiwanie dobrej jakości życia za wygląd to zwykłę próżniactwo.
autorze tekstu, a co sądzisz o parowaniu i dopasowaniu takim jak w bdsm względem , np. masochohista z sadystą, poglądacz z ekshibicjonistą, osoba dziecinna z osobą, naturalnie mającą tendencję do matkowania partnerowi czy w końcu klasyk – uległy z dominującym. Czy takie charaktery będą się uzupełniać i poza sprawami łóżkowymi takie układy mają prawo zadziałać?
Nie. Wypełniają tylko swoje traumy, próbują się sobą leczyć, zamiast kultywować zdrowy związek (bez dysfunkcji), a to działa im albo krótkofalowo, albo w sposób uzależniający, czyli szkodliwy, albo będą w postępujący sposób dalej próbować swój brak przekładać na partnera, co zrodzi frustrację. Bo te braki powinniśmy wypełnić sami i wtedy jesteśmy gotowi mieć całkowicie „spokojną” relację, bez krzywdzenia siebie, kogoś, czy wspierania dość negatywnych tendencji.
Jak się ma problem to trzeba go prostować, zrozumieć, albo terapeutyzować, a nie próbować mówić, że to jest okej, tylko trzeba znaleźć osobę, która nam wszystko zapewni z tych braków.
A jeszcze gorzej jak taka para chce mieć dzieci. Krzywda będzie murowana i to się potem tak ciągnie z pokolenia na pokolenie tylko w różnych wariantach.
Bo każdy człowiek ma coś do przepracowania, do rozwinięcia, bo nie ma ideałów. Tak jak osoba dominująca może się nauczyć kompromisów, tak osoba uległa większej niezależności, by nie wisiała na partnerze. Bez tego i tak będą konflikty, prędzej czy później. Osoba dziecinna ze zbyt dojrzałą to samo. Takie osoby to często efekt nadopiekuńczości, lub niedostatecznej opieki, a nawet parentyfikacji. A te relacje BDSM to już kompletnie nie jest nic dobrego. Wiedzą to ci, którzy wyszli z domu w którym przemoc i kontrolę nazywało się miłością, tak jak sadyzm czy upokorzenie potem nazywa się „seksem z miłości” i to się może przekładać nie tylko na seks, a zachowania w życiu. Jedne z największych błędów jakie można popełnić, a jednak bardzo popularne, bo takie wzorce dostają tony rodzin.
Zastanawiam się co autor musiał przechodzić w swoich związkach. Większość za pewne była dla niego mocno toksyczna. Niestety zgadzam się z prawie wszystkim co jest napisane, jednak zawarty tu subiektywizm aż razi w oczy…
Zastanawiam się co autor musiał przechodzić w swoich związkach
A czy wszystko musi być personalizowane? Czy trzeba opisywać tylko siebie? Mogą to być też obserwacje, albo dane statystyczne.
Możesz jaśniej się odnieść co masz na myśli z tekstu?
Niestety zgadzam się z prawie wszystkim co jest napisane
Więc o co chodzi, jeśli się zgadzasz, a mimo to jakbyś nie zgadzała? Z czym brak zgody?
jednak zawarty tu subiektywizm aż razi w oczy…
W jakim sensie? Czy to nie jest tak, że wszyscy jesteśmy subiektywni bo patrzymy z własnego punktu widzenia? Oczywiście chętnie chłonę wiedzę, zatem warto pokazać co mogłoby być obiektywniejsze i dlaczego.
Bo wiesz jak to brzmi? „Subiektywizm autora razi w oczy, ALE zgadzam się z nim w większości”. Jak w większości to raczej dobrze i to tak jakbyś zgadzała się z tym moim subiektywizmem w większości. Gorzej jakby z 1% tekstu była zgoda.
Ale oczywiście cytaty poproszę, konkretne moje słowa, a nie luźne interpretacje całego tekstu, który jednak jak większość moich jest skomplikowany i zawiera dużo różnych tez i danych.
„A czy wszystko musi być personalizowane? Czy trzeba opisywać tylko siebie? Mogą to być też obserwacje albo dane statystyczne”. Dokładnie tak. Sam co rusz spotykam się z „argumentacją”, do której odniosłeś się, a którą zaprezentowała tutaj jak sądzę jakaś kobieta (jak zwykle kłaniam się im najniższej jak mogę). Tak. Mówię np. o Włoszech. Swą wypowiedź opieram na setkach czy tysiącach publikacji przeczytanych na dany temat. Naukowych, popularnonaukowych, prasowych, (włoskich) internetowych forach dyskusyjnych. Ktoś zaś wyskakuje z czymś w rodzaju: „a byłeś tam, że wiesz jak jest, jak nie byłeś, to skąd wiesz”. Czasami z dodatkiem: „Alka tam była, ona lepiej wie” (nb. Alka była tam za przeproszeniem podcierać babkom d.py).Ten ktoś to z reguły kobieta. Otóż, drogie kobiety, źródła wiedzy są różne, na każdy temat, przede wszystkim lektura, empiria rzecz jasna też, choć osobiście stawiam ją niżej od lektury. (Nb. oczywiście we Włoszech też wielokrotnie byłem i to bynajmniej nie na wczasach dla wylegiwania się na plaży, nie na wycieczce dla konsumpcji tzw. atrakcji turystycznych, no i oczywiście nie z parafialną kompanijon do Ojca Świętego, a wszystko powyższe dla wrzucenia fotek na Facebooka i eo ipso ojśnienia koleżankek, choć, to be completely honest, chłopów też to dotyczy).
Ostatnio też Ci ktoś przypisał bycie kobietą, tylko dlatego, że zaprezentowałeś poglądy, czy cechy, które on sobie przypisał do kobiet i nie chciał zauważyć odstępstw od własnych uprzedzeń. Przypisywanie sobie takich rzeczy jest bezsensowne. Tak samo jak do kobiet to, że np. nigdy nie patrzą na inne źródła, niż personalne. Mężczyźni robią to samo. Ze zbyt wieloma dyskutowałem na wielu grupach, by tego nie widzieć. Zresztą najwyraźniej jest to naturalne myślenie, jak się pisze o czymś kontrowersyjnym, albo jak ktoś właśnie nie czytał źródeł o danym temacie, to myśli sobie, że doświadczenia zbudowały u człowieka dane poglądy. A przecież nie musi tak być, albo nie musi tak być w 100%, bo można kilku rzeczy doświadczyć, a o innych czytać źródła. I tu też, brak wiedzy na dany temat nie ma płci, bo obie mogą być po prostu niedoinformowane. Nikt się nie rodzi z pełnią wiedzy na każdy temat.
Samo życie pisze scenariusze, które dokładnie ilustrują tezy z artykułu. Np: https://www.pomponik.pl/plotki/news-anna-michalska-z-rolnik-szuka-zony-rzucila-mlodego-partnera-,nId,5348590
42-latka z wielkimi wymaganiami, znalazła wreszcie (czy raczej pozwoliła się znaleść i zdobyć) sporo młodszego, przystojnego, zaradnego, pracowitego etc. Nie minął rok i gość puszczony w trąbę… A bohaterka stwierdza, że facet tak naprawdę przydaje się tylko w zimie do ogrzania i wspólnego oglądania filmów. I tyle. Po co teraz kobietom mężczyźni?
ja administrowałem do niedawna największą nieoficjalną grupą Rolnik Szuka Żony, ale sprzedałem ten fanpage i dobrze znam te pary. A tą panią pamiętam doskonale i nie zgadzam się, koleś nie został puszczony w trąbę, tylko olany. Pamiętam dobrze finał rolnika z edycją w której występowała. Koleś który dotarł z nią aż do finału zachowywał się totalnie bez godności, jak zakochany dureń. Wyskoczył z pierścionkiem zaręczonym w bardzo kiepskim momencie, aż mnie jako faceta zażenował ten brak wyczucia, na dodatek opłacony przez rodziców, w momencie gdy trzeba było rozwijać znajomość i pokazać się z dobrej strony, on odstraszył rolniczkę. Oficjalnie podczas trwania programów uczestników obowiązywała tajemnica i kary zapisane w umowie z tvp, ale po jakimś czasie podczas prywatnych rozmów z nimi jakiś czas później jako fan dowiedziałem się o scenach i wydarzeniach gdy kamera była wyłączona i sytuacja wcale nie wyglądała dobrze – nawet nie o to chodzi, że ją bronię, ale trzeba nie mieć minimum wyobraźni by nie potrafić się wcielić w jej rolę i zobaczyć że kandydaci delikatnie mówiąc, od początku byli skazani na porażkę, przy tak silnej, męskiej wręcz kobiecie jak Ania. No i zostaje kwestia jej dziecka, które jak podejrzewam, nie chce ojczyma ani kogokolwiek poza ojcem. Przy pracy na roli pracowitość ma nieco inny wymiar, człowiek z miasta tego nie zrozumie. A akurat mężczyzna na roli bardzo by się przydał, jak i każda para rąk w ogóle.
Za to zapamiętałem wyraźnie inny przykład z tego samego show – gdzie bodajże w trzeciej edycji na odchodne, w gospodarstwie samotnego ojca wychowującego trójkę dzieci kobieta wręczyła zamiast kwiatów lep na muchy, bo jej zdaniem jej wybranek był brudasem i wszystko gniło do tego stopnia, że muchy były wszędzie na gospodarstwie dla niej uciążliwe… To mnie zupełnie zszokowało. Przypominam, że była tam na jego gospodarstwie gościem (!!!) i sama się zgłosiła jako osoba zauroczona rolnikiem.
Witam. Bardzo proszę o radę, bo nie wiem co robić. Dwa lata temu związałam się z pewnym mężczyzną. Zakochałam się w nim bez pamięci. W tamtym czasie miałam wyższe stanowisko i zarabiałam dużo pieniędzy. On był radzącym sobie finansowo pracownikiem fizycznym. Wiem, że bardzo mu imponowałam i mieliśmy bardzo udane życie seksualne. Po półtora roku dostał propozycję pracy za granicą, którą przyjął. Wiązała się ona oczywiście z bardzo dobrymi zarobkami. By z nim być, porzuciłam własną pracę i również wyjechałam. Bez języka dostałam dużo gorszą pracę sezonową, ale nie przeszkadzało mi to. Moje zarobione pieniądze trafiały na jego konto, z którego opłacaliśmy wspólne życie. Byłam szczęśliwa, że on się rozwija, że w końcu czuje się finansowo bezpiecznie, bo w Polsce, mimo że sobie radził, narzekał, że za mało zarabia. Biorąc to wszystko pod uwagę, zaczęłam myśleć o założeniu rodziny. Jednak była poważna przeszkoda. Od momentu mojego przyjazdu do niego z dnia na dzień przestał ze mną sypiać. Tłumaczył się problemami natury fizycznej, co jednak nie było prawdą. Do tego z biegiem czasu prawie przestał się do mnie odzywać. Nie miałam na nic wpływu, a o istotnych planach, jak np. to, że chce się przeprowadzić do innego miasta, dowiadywałam się od jego znajomych. W tym samym czasie chętnie dyskutował o naszym życiu przez telefon ze swoimi koleżankami z Polski, mnie całkowicie wykluczając ze wszystkiego. Znosiłam to wszystko w ciszy i pokorze, myśląc, że może musi się przyzwyczaić do nowej sytuacji. Do tego wszystkiego, pomimo że bardzo dobrze zarabia, a ja również dokładałam się do domowego budżetu, na ile mogłam, zaczął robić mi dziwne przycinki odnośnie pieniędzy, pomimo że niczego nam nie brakowało. Było to dla mnie bardzo bolesne, bo dla niego zrezygnowałam w Polsce z wysoko płatnej pracy i dobrego stanowiska i oboje byliśmy świadomi, że w nowym kraju bez języka, nie znajdę tak dobrej pracy. On od początku deklarował, że nie jest to problem poza tym praca, którą udało mi się zdobyć, choć niskiego szczebla, dawała wystarczający przychód na utrzymanie. Zgodnie z wiedzą zawartą na tej stronie wszystko powinno być w porządku – samiec B (mój partner) wspierany przez niżej usytuowaną kobietę (moja osoba), która go kocha, wspiera i pożąda. Jednak stało się zupełnie inaczej. W końcu nie wytrzymałam życia w ciszy, izolacji (był bardzo niezadowolony kiedy wychodziłam z domu na przykład do znajomych), bez seksu i zabrałam swoje rzeczy, przeprowadzając się do innego miasta. Zrobiłam to w czasie kiedy wyjechał na dłużej do Polski. Nie widzieliśmy się przez miesiąc. W tym czasie zorganizowałam sobie życie na nowo. Poznałam fantastycznych ludzi, znalazłam dobrą pracę. Kiedy wrócił z Polski, zrobił wszystko, żeby mnie na nowo odzyskać. Dałam się przekonać do powrotu. Teraz, pomimo mojego znowu wyższego statusu (on nadal jest pracownikiem fizycznym), seks znowu powrócił do naszej sypialni. Znowu ze mną rozmawia. Finanse znowu nie stanowią problemu, pomimo że ze względu na obecną sytuację prowadzimy osobne budżety i wspólnych pieniędzy nie ma. Bardzo proszę o komentarz, o co chodzi? W moim odczuciu zostaje niejako „zmuszona” do robienia kariery i posiadania wyższego statusu od niego, inaczej przestaje być dla niego obiektem pożądania, Jak to ma się do teorii głoszonych na tych stronach? Co mam robić skoro chcę założyć rodzinę? Boje się, że jeżeli ze względu na dziecko moja pozycja zawodowa znowu spadnie, on mnie zostawi. Wiem, że niepowodzenia w związkach to wina tylko i wyłącznie nas kobiet, naszej złej natury, proszę więc o radę, co mam robić?
Witaj. Zacznijmy od tego, że w sprawie porad jest osobna kategoria. Proszę poczytaj i zdecyduj
https://swiadomosc-zwiazkow.pl/porady-nt-problemow-plcia-przeciwna/
Co do Twojej sytuacji – spróbujemy Twojego mężczyznę ocenić identycznie jak kobiety, które manipulują mężczyznami, by dostać od nich zasoby.
Mam duże wrażenie, że ten mężczyzna to żaden samiec beta, któremu imponuje kobieta go wspierająca (co jest wyjątkową sytuacją i mężczyźni nie są przyzwyczajeni), a raczej jest w tym drugie dno.
I teraz tak. Czy on w ogóle tłumaczył swoje zachowania?
Czy jest szansa, by porozmawiał np. ze mną o tej sytuacji?
Skąd wiemy, że problemy natury fizycznej nie były prawdą (w kontekście unikania seksu)?
Dwa lata relacji to jeszcze silnie chemia działa, a nie miłość – apeluję o rozsądek, nieplanowanie życia w tym czasie, a tym bardziej zakładania rodziny. Łatwo w ten sposób skrzywdzić siebie, kogoś i dziecko (dzieci).
Dzieci planuje się wyłącznie w długotrwałych, stabilnych związkach! Które przechodzą także trudne czasy, a nie żeby w takim czasie któraś ze stron stawała się wybitnie odpychającą! Potrzeba dojrzałych decyzji i dojrzałego podejścia do związku i rodziny.
Nie wiemy co tutaj się działo dokładnie, ponieważ on sam nie wyjawił skąd jego zachowania.
Jeśli on w jakiś sposób karze Cię, pomimo tego, że nie robiłaś na przekór jemu (wręcz przeciwnie) to on nie nadaje się na partnera. Po prostu!
Chyba, że o czymś nie napisałaś.
Inny partner, by docenił.
Kolejna sprawa. W czym się zakochałaś, jeśli on ma niski status? W jaki sposób on Cię przekonał do powrotu, jeśli tak szybko ułożyłaś sobie wszystko? Powiedział dwa słowa i hop?
Jak obliczyłaś różnicę statusu na swoją korzyść – oprócz tego, że zarabiałaś więcej/miałaś mniej fizyczne stanowisko?
To jest masa pytań, masa rzeczy do analizy. Nie można wyrokować od razu.
Jak dla mnie z tego co piszesz on nie jest człowiekiem godnym zaufania. Obie strony mają się starać o trwałość związku.
W tej historii brakuje wielu odpowiedzi.
Druga sprawa, końcówka Twojego postu:
Wiem, że niepowodzenia w związkach to wina tylko i wyłącznie nas kobiet, naszej złej natury, proszę więc o radę, co mam robić?
To jest nieprawda. Nie wiem gdzie to wyczytałaś, na pewno nie tutaj. Nie można przypisywać nigdy 100% winy komukolwiek i nadawać ją z góry. Każdy przypadek ocenia się indywidualnie. Płcie nie mają złej natury. Każda jest w połowie dobra i w połowie zła. Wszystko zależy jak zostanie ukierunkowana. Nie bądźmy infantylnymi.
Chcesz bym przeprowadził Cię przez analizę, dokładną, zdecyduj się na taką formę odpowiedzi. Przypadek jest skomplikowany.
Czekam na maila.
Wszystko super. Tylko te kobiety o których piszesz, pełne ciepła,miłości, szacunku,wsparcia i akceptacji dla ukochanego to idealne ofiary dla socjopatów. Wykorzystają, wzgardzą ich oddaniem i porzucą w imię przygody z.. tymi które wartości mają dosłownie w dupie 🙂 super.taka oddana uległa kobieta szybko się nudzi, przez co facet jest wiecznie niezadowolony i nic nie docenia. A jak ona zaczyna myśleć o sobie bo tylko daje i daje a sama dostaje wzgardę, wymogi i irytację to jest jeszcze gorzej. Ciężko znaleźć złoty środek. Tym kobietom które wymagają więcej i mniej akceptują łatwiej jest w Te drugie często za wierność zostają nazwane dziwkami, za uległość i uznanie mężczyzny za dowodzącego dostaną kpinę z naiwności i głupoty która wynikła zwyczajnie z uczucia jakim takiego obdarowaly. A nie daj Boże żeby ona po zakończeniu takiego związku zechciała poznać kogos innego, zaczęła poznawać ludzi, mężczyzn żeby już drugi raz nie dać się tak wyrolować… Zamknięte koło po takim związku. Dzięki takim panom kobiety stają się nieufne, zamknięte i obojętne. Wszystko trzeba robić z rozwagą ale czasem 20lat można być umiejętnie oszukiwanym. Ale wszystkie relacje czegos uczą. Pozdrawiam.
No okej, ale nie mówię, by być taką dobrą dla psychopaty, nie tędy droga.
Tym kobietom które wymagają więcej i mniej akceptują łatwiej jest
Nieprawda. Łatwiej jest tym, które dobrze dobiorą partnera i dla niego będą dobre 🙂
Ale tak jest, cytując klasyka „tylu dobrych chłopaków zmarnowało się przez kobiety”, tak samo kobiety które związały się jak mówisz z psychopatą.
No ale też trzeba trochę w swój umysł wnikać, by zrozumieć czemu się takie osoby dobiera.
Chciałam Ci bardzo podziękować za tak obszerny, a przy tym jakościowy artykuł. Jakoś mi się wydaje, że był dłuższy niż kilka poprzednich, na które trafiłam. Chyba coraz bardziej zaczyna mi się podobać męski punkt widzenia – w tym sensie, że coraz bardziej chciałabym poznać ich prawdziwą naturę, a nie tą sztucznie wykreowaną przez media / społeczność. Tym samym mam coraz większe marzenie, by nie popaść w pułapkę własnej natury :). Całkiem możliwe, że się powtarzam.
Gdzie szukać? Mam na to odpowiedź – nie szukać xD. Ale to może kwestia tego, że jednak jestem kobietą i nadal siedzi we mnie przekonanie – samo się trafi. Nie wiem. Troszkę wierzę w te paranormalne rzeczy typu: co dajesz to dostajesz, Twoje otoczenie jest Twoim odbiciem, twórcza moc myślenia, itd. Przyjdzie czas i miejsce na pewne rzeczy.
W każdym razie uważam, że primo, pierwsze i jedyne to my sami musimy być szczęśliwi (czy to nie zbyt mocne słowo?) ze sobą, a jest to możliwe wtedy, gdy poznamy własne ja, gdy będziemy mieli chęci na refleksje, na poprawę samych siebie czy zaakceptowanie własnych niedoskonałości. Poznamy własne pragnienia i oczekiwania, przez co łatwiej nam będzie skupić się na odpowiednich osobach bądź zignorować te, które na to zasługują. Wiem, łatwo się mówi i rozumiem, że niektórym może przyjść to trudniej ze względu na popęd seksualny, ale z drugiej strony czy to złe? Lekcja to lekcja, byleby tylko z czasem dotarła ona do tej głowy tam na górze :). I może zabrzmi to tak… egoistycznie (?), ale z każdej osoby można wyciągnąć dla siebie dobre doświadczenia, kwestia spojrzenia na sprawę :).
Po drugie, primo, bez niego nie ma tego pierwszego: szczerość. Z samym sobą i z innymi.
Chciałam Ci bardzo podziękować za tak obszerny, a przy tym jakościowy artykuł.
Do usług! I ja też dziękuję za dobre słowo, wszak nie każdy się wypowiada co czyta namiętnie.
Gdzie szukać? Mam na to odpowiedź – nie szukać xD. Ale to może kwestia tego, że jednak jestem kobietą i nadal siedzi we mnie przekonanie – samo się trafi. Nie wiem. Troszkę wierzę w te paranormalne rzeczy typu: co dajesz to dostajesz, Twoje otoczenie jest Twoim odbiciem, twórcza moc myślenia, itd. Przyjdzie czas i miejsce na pewne rzeczy.
Trochę tak, mężczyzna, przynajmniej póki nie jest w top 80% to musi podejmować inicjatywę, działać. Kobiety mniej atrakcyjne często też są do tego zmuszane, no i coraz więcej kobiet będzie musiało tak robić, bo przecież jak facet podrywa to dziś molestuje z automatu wg feministek…
W każdym razie uważam, że primo, pierwsze i jedyne to my sami musimy być szczęśliwi (czy to nie zbyt mocne słowo?) ze sobą, a jest to możliwe wtedy, gdy poznamy własne ja, gdy będziemy mieli chęci na refleksje, na poprawę samych siebie czy zaakceptowanie własnych niedoskonałości.
Tak, ale widzisz, wiele osób z domu nie wynosi akceptacji i szuka jej w innych. Jeśli trafią na dobrą osobę, która im to da to potem z górki, a niestety inne będą zachowywać się jak ich rodzice i też „kastrować”.
I może zabrzmi to tak… egoistycznie (?), ale z każdej osoby można wyciągnąć dla siebie dobre doświadczenia, kwestia spojrzenia na sprawę :).
A gdzie tam. Doświadczenie najlepszą nauką, póki oczywiście umie się postawić w roli kogoś kto może zrobić więcej, niż robił, bo jak nie to potem „wina innych” i na tym się rozwój kończy.
Społeczeństwo ma w dupie mężczyzn, nawet mężczyźni wobec siebie nie okazują tyle empatii co wobec kobiet. Nie wiem czy to wina programowania społecznego czy może tacy już jesteśmy.
Większość kobiet ma więcej empatii wobec zwierząt niż wobec facetów. Łatwo zobaczyć ile wstawiają postów o bezdomnych kotkach, pieskach itp. jednocześnie wyśmiewając problemy mężczyzn. I to nie tak, że się żalę bo mi to wisi, ja sobie poradzę bez kobiety w życiu ale są różni faceci. Niektórzy potrzebują do życia związku z kobietą (albo tak im się wydaje) i tych jest mi po prostu żal, ponieważ od kobiety nie dostaną tego czego potrzebują, będzie to ewentualnie ułuda.
Wracając do egoizmu kobiet to niestety fakt, ponieważ stawiają swoje małostkowe, gówniarskie cele nawet ponad swoimi dziećmi. Podobno kobieta bezinteresownie potrafi kochać tylko swoje dziecko ale poświęcanie dobra dziecka w imię dowalenia byłemu dla mnie nie ma związku z miłością. Dziecko traktowane jest jako maszynka do wyciągania pieniędzy a facet jako bankomat. Trochę to smutne jak niektórzy żyją w iluzji i wierzą w te słodko-pierdzące kity o miłości, dwóch polówkach pomarańczy.
Jak kobiety odczuwają miłość nie wiem, ponieważ nią nie jestem.
Może duża część kobiet umie kochać wyłącznie siebie?
Jaka tam miłość, nie ma czegoś takiego, co najwyżej występuje bezinteresowne miłowanie bliźniego przez osoby wysoce refleksyjne i empatyczne, a tu już płeć nie ma znaczenia.
Kobieta czy mężczyzna odczuwa „miłość” a prawdę pisząc nie żadną miłość tylko pozytywne emocje, kiedy zaspokojone są potrzeby emocjonalne, naturalne albo wyimaginowane. I tak, w przypadku mężczyzny będzie to obcowanie z młodą, atrakcyjną kobietą która nie widzi poza nim świata. Tylko tyle i aż tyle.
U kobiety musi być spełnionych o wiele więcej wymagań. Proporcjonalnie do tego co wypiszę kobieta odczuwa coraz większą przyjemność, ( kolejne nachodzi na wcześniejsze, jak w babce matrioszce): szałowa uroda, przebojowy charakter, niezależność, gruby portfel, wysoki status społeczny.
Czy w obydwu przypadkach możemy mówić o jakiejkolwiek miłości, jeśli ludzie porzucają się kiedy warunki nie są spełnione albo się zmieniają? Oczywiście każdy miłość może rozumieć z lekka inaczej, ale wszyscy zgodzimy się chyba co do tego, że wymawiając to słowo myślimy o czymś wzniosłym i szlachetnym, a tu w praktyce Zonk, coś przyziemnego, przyjemność lub jej brak, i tyle. Co najwyżej kochamy własne emocje i to wszystko.
Teraz zaszokuję, kochamy własne dzieci, ok, ale tak bezinteresownie? Przecież są takie słodziutkie, takie maleństwa śliczne bezbronne….. WYWOŁUJĄ W NAS POZYTYWNE EMOCJE, natura w ten sposób nam mówi że trzeba się tym maluchem zaopiekować bo sam nie przetrwa, bo nasze, bo ładnie wygląda, bo zdrowe geny, trzeba zadbać. Czy matka byłaby w stanie pokochać dziecko i zajmować się nim jakby zaraz po urodzeniu zobaczyła że to jakiś zdeformowany, owłosiony cyklop z ogonem? I tak samo z doborem partnera „kochamy’ tylko ludzi pięknych, bo dobre geny mają. Już kiedyś pisałem że dla mnie miłość to mechanizm doboru i ochrony genów lepszej jakości, taka miłość naturalna bym powiedział. A sterowane to wszystko przez emocje, poczucie przyjemności.
Tak samo kobiety „kochają” małe psiaki i kociaki, bo takie słodkie, bo wzbudzają wizualne i dotykowe poczucie przyjemności, za to świnka idzie na rzeź, bo brzydka, mimo że ponoć inteligentniejsza od psów.
A czy kobieta umie kochać siebie? Nie wiem, ale jak uzależnia swoją samoocenę od adoracji i śliniących się mas „byle jakich” dla niej mężczyzn to na pewno ma z tego wielką przyjemność i samoocena rośnie. Ale czy to miłość? A jak straci urodę, adoratorów i zaczną jej przez to doskwierać negatywne emocje, to przestanie się kochać? Nad tym by się zastanowić, czy miłość do siebie idzie w parze z walidacją otoczenia co do swojej atrakcyjności i wyjątkowości, bo mi się wydaje że nie. Myślę, że dzisiaj większość kobiet jak i mężczyzn nie potrafi tego zrozumieć, a co dopiero przeskoczyć.
https://www.youtube.com/watch?v=dfIXnIfeTsw
Alan dzięki za odpowiedź, w zasadzie zgadzam się z tobą w 100% pytanie zadałem aby poznać opinie innych.
To co napisałeś o miłości przypomniało mi cytat z „Lalki” B.Prusa:
Jak tak spojrzeć obiektywnie to chęć posiadania dziecka jest bardzo egoistyczna ze swojego założenia.
Poruszasz bardzo ciekawy temat, jest w nas dużo więcej ze zwierząt niż nam się wydaje. Wychodzi na to, że wszystko rozchodzi się o emocje, które zaprogramowała w nas natura tak aby gatunek mógł przetrwać. Mimo, że w jaskiniach dawno nie mieszkamy to w rdzeniu dalej jesteśmy jaskiniowcami.
Nawet taka bezinteresowna na pierwszy rzut oka pomoc wywołuje w nas pozytywne emocje.
Może nie robimy tego(my jako ludzie) żeby pomagać a żeby odczuwać pozytywne emocje wywołane tym zjawiskiem?
Całe życie człowieka sprowadza się do naszego egoistycznego „ja”, trochę to smutne jak tak się przyjrzeć temu wszystkiemu.
Alan, bracie przez ciebie mam depresję!!! 😀
Alfabeta bracie, niepotrzebnie, uświadomienie sobie tego wszystkiego przybliża nas do trwałego szczęścia a nie pozornego, a nawet sprawi że zaczniemy kochać prawdziwiej ludzi i siebie 😀 Wszyscy jedziemy na jednym wózku i wszyscy jesteśmy godni politowania, a jak komuś teraz miło i przyjemnie to niech pamięta słowa Szekspira że ” uciech gwałtownych i koniec gwałtowny”, lepiej wcześniej to sobie uświadomić i żyć po swojemu niż męczyć się w zgryzocie i głupocie na starość.
No oczywiście, ze tak jest. Natura tymi pozytywnymi emocjami wynagradza nam to, ze skutecznie podjęliśmy próbę zapewnienia przetrwania gatunku.
Negatywne emocje maja nas z kolei skłonić do poszukiwania możliwości przekazania swych genów.
Mając jednak świadomość tego jakie są w nas naturalne instynkty możemy poprzez mózg racjonalny sami wybierać własną drogę życiową (przynajmniej w pewnym zakresie) i to nas różni od zwierząt.
No właśnie, ale może jest też tak, że mimo starań kiedy nie wychodzi to przekazanie genów, to jest taki natłok negatywnych emocji że niektórzy już nie wytrzymują i kończą ze sobą. Może natura w taki okrutny sposób pozbywa się kiepskich genów (jak ktoś sie przejmuje i nie wytrzyma to jest słaby, drugi powód do eliminacji). Może to wszystko nie jest przypadkowe, a kluczem do wszystkiego są emocje.
To był żarcik, oczywiście byłem od jakiegoś czasu świadomy tego, ze tak jest. Nie wiem czy chce kochać ludzi prawdziwiej, nie zasługujemy na to. 😀
Naturę samą w sobie interesuje tylko efekt końcowy (np. przedłużenie gatunku) a nie moralność.
Wychodzi na to, że natura to psychopatka. ;D
Może też te nieszczęście ludzi wynika z oszukania ich, że związek jest remedium na wewnętrzną pustkę. Według mnie takie prawdziwe szczęście pochodzi z naszego wnętrza.
Zgadzam się, ja pogodziłem się z tym jaki jest świat i biorę go takim jaki jest. Nad instynktami w dużym stopniu można panować, chociaż pewnie zależy to od jednostki w jakim zakresie jest w stanie to robić.
Niewątpliwie. A w tą wewnętrzną pustkę zostali wpędzeni m.in. przez wychowanie, które kazało im ignorować swoje własne emocje. Nie praktykować aktywności, do których ich jakiś wewnętrzny głos ciągnie i które przynoszą autentyczną satysfakcję. W moim przypadku było to np. wyrzeczenie się emocjonalnych potrzeb relacji z osobami tej samej płci, jak również kwestionowanie celowości dużego wysiłku fizycznego, który to wysiłek przynosił mi autentyczną satysfakcję – w przeciwieństwie do aktywności, które były mi przedstawiane jako bardziej „rozsądne” i „dojrzałe” alternatywy.
Relację między mężczyznami są ważne ale nie rozwija się ich jak z kobietami. Więź pomiędzy mężczyznami tworzy się podczas aktywności, dążenia do wspólnego celu. Towarzysze „broni” sprawdzani są w „boju”. Takie jest przynajmniej moje zdanie.
Rozwiniesz co to dla ciebie znaczy?
Przypomina mi się cytat chyba z jakiegoś filmu, nie jestem pewny czy dobrze go pamiętam.
„Ludzie nie doceniają pracy fizycznej a to praca fizyczna prowadzi do wyzwolenia”
Obecnie mam pracę siedzącą ale w przeszłości dużo dorabiałem w różnych, często fizycznych zawodach jako student. W zasadzie pracowałem fizycznie w wakacje/ferie od 10 roku życia. Bardzo lubię pracę fizyczną i jak ślusarze coś „spieprzą” to często sam chodzę poprawiać, ponieważ to lubię.
Znowu zacząłem chodzić na siłownię, ponieważ mężczyzna bez wysiłku fizycznego robi się zwykłym kapciem kanapowym, a na to nie ma mojej zgody.
Jakie to są te bardziej „dojrzałe” alternatywy? 😀
Powiedziałbym, że głównym czynnikiem tworzącym więź jest czas, oraz obserwowanie drugiej osoby i dostrzeganie, że w wielu sytuacjach reaguje podobnymi emocjami jak ja, czyli podobne rzeczy denerwują, śmieszą, czy dają satysfakcję. Przy czym aby dobra więź powstała, obie osoby muszą się zachowywać dość naturalnie, aby można było polubić autentyczną drugą osobę, a nie graną przez nią rolę. To jest podstawowy problem nawiązywania przyjaźni będąc dorosłymi ludźmi. Nie było go w okresie szkolnym, bo nie dość że człowiek młodszy miał dużo mniejszą kontrolę nad tym, co z jego wnętrza jest ukazane na zewnątrz, to jeszcze bardzo długi czas spędzany wspólnie znacznie utrudniał konsekwentne udawanie kogoś, kim się nie jest. Tak samo życie w internacie/akademiku – mało kto ma aż taką kontrolę nad sobą, aby od rana do wieczora udawać.
Wspólne cele w miarę wspólnie spędzanego czasu oczywiście zaczynają się pojawiać, ponieważ można znaleźć aktywność, która obu osobom sprawia dużą satysfakcję (w końcu są do siebie dużo bardziej podobni niż w przypadku par kobieta-mężczyzna), więc ta satysfakcja, plus chęć jak najczęstszego/najdłuższego przebywania razem powoduje, że do tego wspólnego celu się dąży.
Nie traktuję przyjaźni jako czegoś sprawdzanego w boju, bo życie samo w sobie nie pcha mnie w sytuacje, w których musiałbym potencjalnego przyjaciela sprawdzać lub być sprawdzonym. A nie mam zamiaru bezsensownie pchać się w niebezpieczne sytuacje, ani rezygnować z idei przyjaźni tylko dlatego, że przez prawie cały czas jestem bezpieczny.
Na przykład osiąganie kolejnych stopni w oficjalnej edukacji, osiąganie kolejnych szczebli kariery zawodowej, jak również – mocno niedookreślone – działania w kierunku zdobycia female validation. Niedookreślone, ponieważ często nie jest powiedziane konkretnie w jakim miejscu się pojawić i jakie czynności wykonywać – takie typowe kobiece porady dla mężczyzn. Mogę z tych porad wyciągnąć, że należy wyrzec się własnej osobowości, własnych zainteresowań, a przejawiać inne. Większość tych innych jest opisanych bardzo mgliście, ale da się wyciągnąć też konkrety – np. takie że ma zacząć mnie interesować taniec (jakby był czymś moralnie lepszym, lub bardziej sensownym niż – przykładowo – przysiady ze sztangą i martwy ciąg), albo wycieczki w turystyczne miejsca i spędzanie tam czasu bez wysiłku fizycznego o intensywności sprawiającej satysfakcję mi.
Alan
a Ty już przekazałeś swoje gany dalej? 😉
Takich szlachetnych genów się nie przekazuje dalej
A Ty?
a ja tak, i jak będę miała okazję to chętnie jeszcze raz bym przekazała 🙂
taka, ze mnie nowoczesna feministka, dzieci to coś najlepszego co nas może spotkać 😉
Nie wiem bo nie miałem, ale potrafię sobie wyobrazić ile kosztuje zdrowia i kasy (nie bójmy się tego powiedzieć) wychowanie dziecka, a raczej opieka nad nim, bo wychowają go raczej koledzy i system
To ile masz tych dzieci? Jak ja to mogłem przeoczyć 😀 Tak mi oczy zaślepiłaś….:P
no właśnie nie wiem jak mogłeś tego nie zauważyć, wielokrotnie mówiłam o synku, 🙂
Pewnie, że wszystko kosztuje, ale to co najcenniejsze tego nie da się kupić to obecność, bliskość, miłość, itd.
Z tym, że jak już znajdę tego męża to chętnie jeszcze bym urodziła z dwójkę dzieci, ;D
oj szanuję, szanuję, o tym właśnie pisał RedPillerPL w kontekście cech atrakcyjności kobiet po 35+, tylko potwierdzasz jego słowa 😀
No i nie chodzi tutaj o zgodę, ale o pragnienie posiadania potomstwa, albo je masz lub nie, to diametralna różnica. Nie chciałabym kogo kogokolwiek namawiać do zostania ojcem,
A mój syn, no cóż z racji śmierci ojca ma tylko mnie, aż się boję jakiego małego wrażliwca wychowam, 🙂
Może kolejnego filozofa 🙂
A mój syn, no cóż z racji śmierci ojca ma tylko mnie, aż się boję jakiego małego wrażliwca wychowam,
Cóż, to będzie cierpiał.
już cierpi, bo rozumie, że inne dzieci mają tatę a on co najwyżej na dzień ojca może pójść znicz zapalić, kilka rozmów już przeprowadziłam, i kilka łez otarłam,
W sumie w rodzinie chorują inne osoby, więc zadaje pytania, o mnie też pytał kiedy umrę itp.
Inaczej go nie wychowam, bo jestem matką, z drugiej strony związek z innym mężczyzną muszę dokładnie przemyśleć, aby dziecko się do kogoś nie przywiązało, a z racji potrzeby męskiej miłości nie cierpiało gdyby się okazało, że jednak dany mężczyzna okaże się niedojrzały czy zmieni gałąź (czy jak to się nazywa).
Tak wiem, sama jestem za ten stan rzeczy odpowiedzialna, powinnam wybrać innego mężczyznę takiego, który nie umrze i przynajmniej przez 50 by mnie utrzymywał i zapewniał profity rodzinie.
Nie wiem co tam Redpiller pisał o atrakcyjnosci kobiet 35+, nie miałem okazji tego przeczytać.
Ja dzieci nie chcę, nie mam takiej potrzeby, nie czuję tego w sobie.
Jest mi przykro że mąż zmarł……. ale, własnie w wiadomosciach gadali że eskomunikowali pewnego księdza w Polsce, przestał kochać Boga i zaczął zakochiwać się w kolejnych kobietach, nie mógł sobie z tym poradzić i wystąpił, nawet przystojny, Orki działaj, masz okazję 😀
och czyżby to było odrzucenie? 😀
I jeszcze jeszcze namawiasz mnie do związku z mężczyzną, który ma ekskomunikę, przecież to by było cudzołóstwo!!!
Alan
jak tak możesz serce mi złamałeś, no ale wybaczam Ci w końcu internetowym braciszkom się wybacza 😉
Ja Cię nie odrzucam żono moja, czyżbyś już rozwodu chciała przez tego exksiędza 😀 ?
Chyba go ekskomunikowali, a może się przesłyszałem. Najlepsze jest to jak mówili że „zakochiwał się w kolejnyh kobietach” a potem że „znalazł szczescie u boku kobiety” , taaa, ciekawe na jak długo, pewnie z niego biały rycerzyk do kwadratu, jak się wypowiadał o kobietach to jak o jakimś cudzie, oj naiwniak…życie go nauczy, jeszcze pożałuje że wystąpoł, wielkie żarcie mu sie skończyło (mógł mieć wszystko, kasa a zwłaszcza kobiety, tylko udawać pobożnego kleryka jak wiekszość :P) , a tak to czeka go niewiadoma a najprawdopodobniej równia pochyła.
Orki, ustaw się tam w kolejce, może go do pionu postawisz 😀
no pewnie, koncertowe dorzucenie, jak nic 😀
i to tak publicznie na forum 😀
Z tym ks. dobrze że wyszedł z KK, zawsze mógł zostać utrzymywać kochankę i dzieci, lub kochanki i dzieci i jednocześnie być księdzem, wielu jest takich,
Jednak takie praktyki osobiście mnie nie interesują 😉
Wiesz Orki, propo księży. Kiedyś jak z moim wujkiem taki jeden znajomy kleryk pił, to powiedział mu że religia jest dla głupców.
Innym razem, inny ksiądz, mojej mamie jak dyskutowali na tematy religijne powiedział tak „Proszę Pani, ludzie nie potrafią myśleć…..”
Jeszcze inny, na widok biblii tylko machnął ręką i miał wypisane na twarzy „Nie ma co czytać takich zabobonów” A ja mówię że warto bo klapki z oczu spadają.
Taka ciekawostka, sprawdź co oznacza termin 'parafianin’.
tak, wiem nie dość, że nie atrakcyjna to jeszcze zacofana 😀
Alan
i Ty przeciwko mnie?!! 😉
ja się tam nie liczę, dla mnie religia to życie, doświadczenie, spokój kontemplacja, natura, piękno,
każdy szuka wytchnienia gdzie tam mu pasuje ja osobiście się w tym odnajduje, 🙂
No to jaki sens chodzenia do kościoła i należenia do organizacji ? 😛 Jak napisałaś, kontemplować można różnie i wszędzie, a „Bóg nie mieszka w domach ludzką ręką zbudowanych”.
A wiesz o tym że kler usunął drugie z 10 przykazań – Wyjścia 20:4 ” Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! 5 Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą.”
No to popatrz teraz na wnętrza kościołów, (muzułmanie jednak wzięli sobie to do serca), pomniki papieży i księży, gdzie indziej w Bibli jest napisane – „Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie.” Mt 23 : 9
Zaś ostatnie przykazanie kler bezczelnie podzielił na dwa, (wiadomo, żeby zachować 10) – „Nie będziesz pożądał żony swojego bliźniego. Nie będziesz pragnął domu swojego bliźniego ani jego pola, ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnej rzeczy, która należy do twojego bliźniego”.
9 i 10 – „ani żadnej rzeczy która jego jest”
Odrazu widać że coś nie tak, że wyrwane z całosci.
Widzisz Orki jak kler miesza, wybiera co mu pasuje, nawet z Biblii sobie jaja robią. Ja bym im nie wierzył. Duchowość to całkiem coś innego niż zorganizowana religia.
Alan,
ale ja nie chodzę do kościoła dla księży, duchowość to nie wpatrywanie się w posągi (jest to szuka) jak sam kazałeś mi sprawdzać parafianin często nie potrafił ani pisać ani czytać te obrazy czy rzeźby, sztuka było czymś naturalnym co przybliżało go do scen biblijnych, tak samo np. modlitwa różańcowa, istotna z punktu widzenia tajemnic, bo to nic innego jak ewangelia, której ciemnota nie miała, a jak by i miała to by nie przeczytała itp. A tak rzesze ludzi nieznających biblię mogła rozważać kolejne jej sceny, a co tam kto sobie myślał tego nie wiemy.
Nauczyliśmy się czytać i pisać, ale czy wykorzystujemy te zdolności ku dobremu? czy doświadczenie zwłaszcza przez naturę nie jest bliższe ludziom prostym, którzy nie tracą energii na negowanie Boga? I przede wszystkim to, że umiemy czytać nie oznacza, że rozumiemy Biblię, są fragmenty które bez znajomości hebrajskiego, czy realiów jakie były w trakcie jej powstawania a potem spisywania wydają nam się czymś okrutnym, złym, pomimo pewnych umiejętności nadal pozostajemy ciemni. Fajnie jak trafi się ks. czy tam zakonnik, który zechce podzielić się swoją wiedzą, bo to jest najważniejsze, jednak słowa bez ich doświadczenia pozostaną puste. Jakie ma znaczenie słowo wiara bez jej doświadczenia, czy piękno bez zachwytu nad nim, czy tam Miłość, czy wszystko inne?
Wszyscy tak mówią że nie chodzą dla księży, ok. Wierz sobie Orki w co chcesz i praktykuj jak chcesz. Chciałem Ci tylko pokazać jak kościół interpretuje Biblię na swój sposób, coś usuwa, coś dodaje, zresztą chyba jak każdy odłam chrześcijaństwa. Czy to jest fair traktować tak najświętszą z Waszych ksiąg? I czy można ją sobie interpretować na swoje widzimisię? Jak wyglada wtedy jej wiarygodność i co na to Bóg?
Księga Objawienia 22.18-19 :
„Co do mnie, to świadczę każdemu, który słucha słów proroctwa tej księgi: Jeżeli ktoś dołoży coś do nich, dołoży mu Bóg plag opisanych w tej księdze. A jeżeli ktoś ujmie coś ze słów tej księgi proroctwa, ujmie Bóg z działu jego z drzewa żywota i ze świętego miasta, opisanych w tej księdze.”
Wprawdzie to jeden urywek, ale czemu miałbym nie zastosować tego do całej Biblii? Tak sobie interpretuję, jak kler na swój sposób i inni. Widzisz, tu jest problem, Biblia jest jedna a każdy odłam będzie sobie rościł monopol na jej zrozumienie.
A najśmieszniejsze jest to, że nie wiadomo czy Biblia faktycznie jest słowem Bożym, czy historyczno-religijną księgą Żydów, którą zatruli cały świat. Jest nawet hipoteza, że Żydzi wymyślili chrześcijaństwo dla gojów. Wystarczy porównać chrześcijaństwo (z gruntu religię defensywną, dla słabych – nadstaw drugi policzek, wybaczaj, badź maluczki, nie wymagaj) z ofensywnym Judaizmem (Żyd jest stworzony do panowania a goj to nie człowiek, ma służyć i być ciemny) I która nacja jest najbardziej wpływowa? Oni mają niebo na ziemi.
A więc to wszystko kwestia wiary, a wierzący nie potrzebuje dowodów, to źle. Ale to nie jest forum religijne żono moja, więc nie ma co ciągnąć tematu. Idź tam placki przaśne i wino wyborne przygotuj swojemu mężowi, pascha się zbliża. 😀
Pierwszy raz się spotykam z taką interpretacją – znasz jakieś opracowania, opisujące szerzej ten kontekst?
Zostawiam ci ten ciekawy cytat. Polecam blog opolczyka na wordpress, on dużo takich rzeczy udostępnia.
https://opolczykpl.wordpress.com/
Kiedyś była taka auducja w necie, może z radia jakiegoś, już nie pamietam i tam gość postawił taką śmiałą hipotezę, tak tylko napomknął. To jest bardzo ciekawe i dało mi do myślenia. Dobrze wiemy że ortodksyjni Żydzi oficjalnie odrzucili Jezusa, ale to się stało na ich ziemiach! Stworzyli Chrześcijaństwo a potem się go pozbyli, religia dla mas, ale nie dla nich. Można szukać w necie informacji, ale to jest pewnie temat tabu, warto samemu pomyśleć.
Kiedyś jeden znany Żyd (znowu nie pamiętam, nie mam pamięci do zdarzeń szczegółowych) na pytanie co Żydzi zrobili dla świata, z nonszalancją w stylu Wałęsy odpowiedział – zachwaściliśmy cały zachodni świat Judeo-Chrześcijaństwem. Oczywiście Chrześcijaństwo wywodzi się z Judaizmu, ale to odrębne religie a nawet sprzeczne, wystarczy poczytać Talmud (mowę nienawiści) który Żydzi cenią bardziej niż cały Stary Testament.
ech i wracamy do starszych braci w wierze, nie znam się na judaizmie, mam nadzieję, że kiedyś będzie mi dane porozmawiać z jakimś uczonym w piśmie i zapytać o nurtujące mnie zagadnienia, 🙂
ok, przyznam się jak miałam naście lat, to zakochałam się piękną miłością do ministranta, i ten mi złamał serce, bo właśnie poszedł na księdza 😉
nie wiem czy to się liczy 😉
ja się tam za znawcę Biblii nie uważam, są ode mnie mądrzejsi, którzy całe życie poświęcili na studiowanie tych ksiąg, ale niczym są w porównaniu z wiarą człowieka, który zwyczajnie wierzy i za tą wiarę potrafił umrzeć (tacy tam bohaterzy).
Wiesz księża też ludzie, i błądzą nie ma monopolu, że jak wstąpisz do seminarium czy tam zakonu to od razu świętym zostajesz 🙂
nie ma tak,
A czy akurat te księgi mają w sobie iskrę Boga, Jak dla mnie mają, nie znam znaczenia wszystkich słów, zwrotów, itd.
A Tobie to się marzy taka Marta, która wszystko zrobi i to jej modlitwa życia, takie wykonywanie prostych czynności z poświęceniem i oddaniem bliźniemu, 🙂
Przypominam mój drogi internetowy braciszku, że mnie nie chcesz więc tu mi nie mydl oczu plackami przaśnymi i winem, co najwyżej dzisiaj mogę poczęstować gołąbkami 😉
PS czemu w końcu nie pogadacie prywatnie? Fajnie jakby pod tematami rozmawiać na temat.
RedPillerPL
nie przejmuj się tym tak bardzo, przecież strona jest o świadomych związkach, jak nic nasze rozmowy wpisują się w praktykę tematu powyżej, 😉
no i kolejny raz okazuje się, że masz rację,
ja się już do odrzucania przez mężczyzn przyzwyczaiłam 🙂
ot takie życie,
Cóż, ludzie jak wchodzą w artykuł chcieliby poczytać o temacie, zamiast jakieś prywatne small talki.
z Twoim zamiłowaniem do eksperymentów można to potraktować jako swoisty przykład relacji damsko – męskiej, 🙂
w końcu możesz w praktyce obserwować jak to wygląda, z jednej strony nieatrakcyjna kobieta, samotna matka itd. z drugiej Casanowa, który nie przepuści ciężarnej kobiecie bo liczy się fakt zaliczenia kolejnej,
najbardziej mężczyzn kręci niedostępność i odmowa, taki instynkt łowcy u Was się włącza, Jak dostaniecie to na co macie ochotę, to całe zainteresowanie opada 🙂
Sam się zastanów i napisz jak to widzisz jako znawca relacji 😉
raczej się nie mylę.
najbardziej mężczyzn kręci niedostępność i odmowa, taki instynkt łowcy u Was się włącza, Jak dostaniecie to na co macie ochotę, to całe zainteresowanie opada
Nie u mnie 🙂 niedostępne kobiety, czy też te utrudniające wszystko – bye bye, są toksyczne.
Jak dostaniecie to na co macie ochotę, to całe zainteresowanie opada
Nie całe. Jak się ma coś więcej, niż seks do zaoferowania to nie, bo jednak związki są tworzone. Ale ogólnie to ludzka cecha, że nie doceniamy tego co mamy, albo doceniamy jak stracimy. Im mniej dojrzałości, tym gorzej z tym. Tym bardziej, że przestaje się podchodzić wtedy do ludzi z pozycji roszczeń, a dawania.
wszystko to bardzo szerokie pojęcie, sprecyzuj dokładnie o co chodzi,
pomijając seks 🙂
aktualnie, chyba całe, mężczyźni tego oczekują, kobiety to oferują lub są samotne,
jak się dokładnie przyjrzeć związkom to wszystkie oparte są na seksie, mało jest związków, które zachowują wstrzemięźliwość, aby się poznać, podjąć świadomą decyzję, przynajmniej na początku relacji,
i potem ktoś się dziwi, że po fascynacji 4 max 5 lat szuka się kolejnej osoby, że rozwody, zdrady, rozwiązłość itp.
wszystko to bardzo szerokie pojęcie, sprecyzuj dokładnie o co chodzi,
pomijając seks
Wszystko to wszystko. Można nawet spotkanie utrudniać, jak się chce, albo udawać trudną do zdobycia, także pod kątem rozmowy, czy innych działań.
Często piszę o takich toksykach co to kładą kłody pod nogi i sądzą, że tak ma być bo „mężczyźni lubią niedostępne i zołzy”.
jak się dokładnie przyjrzeć związkom to wszystkie oparte są na seksie, mało jest związków, które zachowują wstrzemięźliwość, aby się poznać, podjąć świadomą decyzję, przynajmniej na początku relacji,
i potem ktoś się dziwi, że po fascynacji 4 max 5 lat szuka się kolejnej osoby, że rozwody, zdrady, rozwiązłość itp.
To nie jedyny powód, ale nie ma co się dziwić, że ludzie wchodzą w związku, szczególnie za młodu bo „ktoś się im podoba”, także seksualnie. Najlepsze związki tworzy się w wieku 90 lat, tam nie ma miejsca na seksualność 😉
to chyba mężczyźni lubią niedostępne i zołzy, 😉
a nie chodzi o niedostępność jako grę, tylko o sposób podejścia mężczyzn, jeżeli dziewczynę zdobędziecie (zaliczycie) to nie po to aby budować z nią głębszą relację (czego w kobiety oczekują), a dla zabawy.
Wiem to od Was, mężczyzn 😉
Wszystko to żadna odpowiedź, z serii bo tak 😉
i prawidłowo, jeszcze dobrze by było gdyby te związki przetrwały całe życie 🙂
takie prawdziwe wzajemne oddanie, a nie tylko zaspokajanie instynktów,
To chyba mężczyźni lubią niedostępne i zołzy,
Racja, poprawiam.
a nie chodzi o niedostępność jako grę, tylko o sposób podejścia mężczyzn, jeżeli dziewczynę zdobędziecie (zaliczycie) to nie po to aby budować z nią głębszą relację (czego w kobiety oczekują), a dla zabawy.
Wiem to od Was, mężczyzn
Nie od nas, ale od jakiegoś mężczyzny, lub dwóch, a nie „nas”, tak jakby też mnie.
Już wyjaśniałem: niezbyt wartościowe są „zaliczane”, a wartościowe się kocha i z nimi jest.
ech aby od dwóch to bym przyjęła, że to może być błąd statystyczny 😉
to po co kogoś „zaliczać” jak jest niewartościowy, nie macie do siebie szacunku?
a te wartościowe i tak się kocha ale nie na tyle aby stworzyć stały zalegalizowany związek,
jednym słowem i tak kobieta jest na przegranej pozycji,
ta mniej „wartościowa” sama przyjmuje za wyznacznik mniejsze oczekiwania (ale czy na pewno, czy po prostu rozumie, że nie ma szans na miłość),
szkoda tych wartościowych bo służą i tak do zaspokajania instynktów, pożądania
to po co kogoś „zaliczać” jak jest niewartościowy, nie macie do siebie szacunku?
Nie tyle brak szacunku co na pewno przewyższający to popęd seksualny. Kobieta jest powiedzmy ładna, taka sobie w poglądach, można się z nią pośmiać, ale nic głębszego – to wtedy jest tylko seks.
a te wartościowe i tak się kocha ale nie na tyle aby stworzyć stały zalegalizowany związek,
Kwestia antymęskiego, feministycznego prawa.
jednym słowem i tak kobieta jest na przegranej pozycji,
Jest, jak jest feministką, jak nie szanuje, nie docenia mężczyzny, nie jest wartościowa, a do tego oczekuje od mężczyzny rzeczy niemożliwych – czyli np. być idiotą w czasach feminizmu i takich praw.
Skoda tych wartościowych bo służą i tak do zaspokajania instynktów, pożądania
Nie, wartościowe są w fajnych związkach.
Za to kobiety z mentalnością ofiary są rzeczywiście ofiarami zaspokajania instynktów źle wybranych mężczyzn.
ta mniej „wartościowa” sama przyjmuje za wyznacznik mniejsze oczekiwania
Jak jest świadoma niskiej wartości to owszem. A jak nie, tylko nos zadziera to trafia na najgorsze.
U kobiet mechanizm poszukiwania winy w innych jest świetny opisany przez Lwa Starowicza.
Bo ja taka dobra, dlatego sama.
Bo ja taka inteligentna, a mężczyźni boją się inteligentnych kobiet.
Bo ja taka silna i niezależna.
Bo nie ma fajnych mężczyzn na tym świecie.
A tu klops, może to wynikać jednak z wad i zwykle tak bywa, a czasem tego, że się z inicjatywą nie wychodzi, lub wychodzi do kogoś nie na swoim poziomie.
Czasem to też brak szczęścia,bo przecież ludzie na siebie trafiają czasem zwykłym fartem, no ale lepiej brać sprawy we własne ręce, niżeli mówić o pechu czy szczęściu.
to wtedy nie idzie się z taką dziewczyną do łóżka, chyba że się siebie i jej nie szanuje. I czy taka dziewczyna odbiera to tak samo? Czy przypadkiem nie jest to uwodzenie aby zaliczyć?
Jeżeli determinuje nas tylko popęd seksualny to uprzedmiotowiamy siebie i tego kogoś. Idąc takim toiem myślenia jak zabraknie chętnych na seks dziewczyn/mężczyzn to pozostaje korzystanie z usług prostytutek lub lalek elektrycznych, czy innych gadżetów.
No i można się uzależnić od seksu, a to zaleczyć trudno czasami niewykonalne, zwłaszcza, że ludzie nie są świadomi problemu i go ignorują.
A to ma wpływ na związek z tą rzekomo 'wartościową” kobietą.
Małżeństwo jest starsze niż feministyczne prawo, brak prawidłowych postaw i przykładów będzie pogłębiać problemy.
Współczesne feministki to chyba nie do końca zdają sobie sprawę, że niszcząc „rodzinę”, macierzyństwo, naturalne potrzeby, niszczą przyszłość kolejnym pokoleniom.
Chociaż niedawno sama się zdziwiłam, kto popiera feministki, kobiety, które przez kilka lat starały się o dziecko, są za abortowaniem innych nienarodzonych dzieci.
Taka nieludzka hipokryzja.
Nie wszystkie kobiety, które są zaliczane przez mężczyzn są feministkami.
Na początek to kobiety/mężczyźni powinni szanować siebie samych, jeżeli brakuje autoszacunku to i w konsekwencji nie szanuje się innych.
I szacunek, za co, czy jako wartość sama w sobie, czy za „zasługi” drugiej strony taki warunkowy?
A mężczyznę warto kochać, wpierać, doceniać tylko nie kosztem swojej godności i szacunku do siebie samej 🙂
Bo tak kochać, wspierać i doceniać każdego mężczyznę, który ma fajne poglądy i jest w miarę przystojny to można mieć wiele przygód seksualnych, a morale opada i wtedy wspieranie mężczyzn w związkach z innymi kobietami też może się przydarzyć.
zależy co rozumiesz pod pojęciem „fajny”.
czy konkubinat ze stażem 2-3 lat, bez dzieci, bez zobowiązań, ukierunkowany na zaspokajanie swoich potrzeb?
czy może małżeństwo z 30 letnim stażem, gdzie były trudne chwile, ale obeszło się bez zdrad i małżonkowie są przyjaciółmi, nie niszczą się nawzajem?
Czym jest mentalność ofiary?
Czy może przypadkiem prawdziwa ofiara przemocy ma trudność z nawiązaniem jakiejkolwiek relacji bo ma zaburzone poczucie bezpieczeństwa?
Jakieś znowu wymieszanie pojęć.
Wiesz kobieta dobra to jak lody czekoladowe, można nabawić się anginy lub bólu brzucha,
Jak inteligentna i bezwzględna, to inteligentnie szuka sobie zapewnienia bytu i raczej tworzy związki,
Kobiety silne i niezależne, to chyba takie są najlepsze do związków, nikt nie szuka utrzymanki, bo to nie związek a sponsoring, (jeżeli zabraknie takiej siły i niezależności to może dojść to wyuczonej bezradności, a to kalectwo, zam kobietę ok 60 lat, całe życie pracowała, która po chorobie męża nie potrafi opłacić rachunków bo to ją przerasta, nigdy tego nie robiła, zawsze to mąż zajmował się finansami itp., z kolei mężczyźni są uzależnieni np. od rodziców nie tyle finansowo co emocjonalnie i nie potrafią sami podejmować decyzji itp ).
Nie wiem kto szuka „fajnego” mężczyzny, no najlepiej książę z bajki, tylko znając wybredność niektórych to jeżeli trafi się nie z tej kreskówki co trzeba to i tak nie dogodzi 😉
Zawsze to wynika z czegoś, czasami z braku umiejętności nawiązywania relacji, lęków, braku atrakcyjności, brak odpowiedniego urodzenia w dobrze sytuowanej rodzinie, barku wychowania, lub złego wychowania w rodzinach dysfunkcyjnych itd.
Dotyka to i kobiet, i mężczyzn.
Co do szczęścia, zależy co uważasz za szczęście:)
ja tam całe życie uważam się za szczęściarę, i może aktualnie nie jestem w związku, ale jestem szczęśliwa, wiadomo do pełni szczęścia brakuje mężczyzny, z którym można było by się nim dzielić, ale widocznie takie życie, że wszystkiego się nie ma 😉
to wtedy nie idzie się z taką dziewczyną do łóżka
Idzie, bo się chce i bo jej się chce. Proste.
Czy przypadkiem nie jest to uwodzenie aby zaliczyć?
Nie. Kolejny raz robisz z kobiet biedne ofiary, brzydko uwodzone, a daj im być dorosłymi i odpowiadać za swoje wybory, za swój popęd seksualny też. A może to one uwodzą tego mężczyznę? Odwróć rolę choć raz, np, właśnie seksem, wyglądem, próbują tak zrobić, by mężczyzna robił co ona sobie zażyczy. Albo pomyśl, że to właśnie oboje dorośli ludzie, gdzie żadna z nich ani nie jest agresorem, ani ofiarą, tylko dogadują się, że tak ma być i tak mają. To jest Twój problem, że widzisz tylko ofiara/agresor, a nie dwóch ludzi, którzy są świadomi siebie, pewni siebie i nie wydziwiają…
Idąc takim toiem myślenia jak zabraknie chętnych na seks dziewczyn/mężczyzn to pozostaje korzystanie z usług prostytutek lub lalek elektrycznych, czy innych gadżetów.
Otóż to, albo tłumienie naturalnych potrzeb co odbije się na zdrowiu.
No i można się uzależnić od seksu
Kolejny raz, czarnowidztwo, byle opisać to w najgorszych barwach. Można się uzależnić, a można nie, a można po prostu czerpać z tego frajdę, czy też okazywać tym samym czułość drugiej stronie.
My mamy narzędzia i my decydujemy czy iść w stronę dobra, czy zła.
I szacunek, za co, czy jako wartość sama w sobie, czy za „zasługi” drugiej strony taki warunkowy?
Na pewno tak, aby szacunku nie stracić, czyli jak plują to nie szanujemy. Ale też bardziej szanujemy, jak ktoś wniesie coś dobrego dla świata, niżeli tylko jest.
A mężczyznę warto kochać, wpierać, doceniać tylko nie kosztem swojej godności i szacunku do siebie samej
Dlatego trzeba się dobrać i mieć podobne myślenie.
czy konkubinat ze stażem 2-3 lat, bez dzieci, bez zobowiązań, ukierunkowany na zaspokajanie swoich potrzeb?
Nie widzę problemu, by to nie był fajny związek. Dwójka ludzi wspiera się, zaspokaja swoje różne potrzeby, czyli szanują się i kochają, nie mają tylko dzieci i papierka. W porządku.
Jakieś znowu wymieszanie pojęć.
Bo je mieszasz. Mówię, że jak ktoś ma mentalność ofiary to nie będzie umiał decydować i jedynie zrzucał winę na innych -a bo ci uwodzą, a bo wykorzystują, a bo kłamią, a bo to i tamto. A jak ktoś ofiarą nie jest to uczy się jak wybierać ludzi, jak stawiać granice, jak wyrażać swoje potrzeby i tak dalej. Ci ludzie nie mają problemów. Wieczne ofiary za to wszystko komplikują i jeszcze dokładają bata innym.
wiem nudna jestem,
Jest coś takiego jak HIV, przy takim podejściu bierzesz odpowiedzialność za ewentualnych partnerów seksualnych osoby, z którymi uprawiasz seks w danym momencie. Czy prezerwatywa chroni w 100% przed zarażeniem? To samo z wirusowym zapalaniem wątroby, czy brodawczakiem, czy innym paskudztwem. Czy ufasz takiej osobie, że nie współżyje z innymi i te osoby trzecie nie są zarażone?
Kto badał się na obecność HIV?
Trochę zdrowego rozsądku 😉
Jeżeli chodzi o wirus HIV, czy inne choroby to nawet oddając krew, np. po zabiegu u dentysty (kanałowym leczeniu), czy po wykonaniu tatuaży, jest „karencja” 12 czy osoba jest czysta.
Aktualnie wszystkie kobiety rodzące są standardowo badane na nosicielstwo, myślisz że to jest przypadek?
Który mężczyzna się bada po zaliczeniu przypadkowej dziewczyny, bo mu się fajnie gadało i oboje mieli na to ochotę? Zakładając, że imprezuje systematycznie 2 razy w tyg.
Po raz kolejny powiem, mężczyźni też mogą być w takiej sytuacji.
Skąd wiesz, że ta „fajna” dziewczyna tydzień wcześniej nie współżyła z osobą zarażoną, lub świadomie zataiła taką informację, aby nie wyjść na „łatwą”?
Ofiarą może być i mężczyzna,
tak, wyskoczą pryszcze 😉
i nici z gładkiej cery 😉
czy ja wiem,
powiedz kto szybciej zdradzi mężczyzna/ kobieta którzy mieli powyżej przypadkowych 10 partnerów seksualnych, czy z doświadczeniem np. 5 partnerów (ale tylko w kilkuletnich, takich pow. 12 miesięcy związkach).
Dlaczego bulwersowały Cię kobiety zdradzające z Tabu?
Przecież to tylko cienka linia do przekroczenia, czy uprawiać seks czy nie, pewna decyzja?
Czyli dzieci nienarodzonych, dzieci i zwierząt nie szanujemy, osób niepełnosprawnych, chorych, nieporadnych życiowo, itp.?
A może zwierzęta szanujemy bo są zwierzętami ale nienarodzone dzieci już nie, bo dopiero jak wniosą coś do świata to im się szacunek należy, lub szanujemy je do wieku 7 lat, 17 lat a potem nie?
Dokładnie tak 🙂
No ale oni nic nie wnoszą do świata? Konsumpcjonizm.
Jak ich szanować? 😉
może ankietę zrób na stronie,
ile miałeś kontaktów seksualnych, ile przeprowadziłeś badań na nosicielstwo,
Mężczyźni kłamią/kobiety też,
a potem problem bo rozbite rodziny, bo utrata wartości, bo same rozwody, to albo narzekamy, że tak jest
Właśnie Orki, kończymy dyskusje nie na temat, bo się zaraz z tego forum zrobi litania.
Ale żono moja jeszcze popiszemy, jesteśmy na takim etapie związku że musimy od siebie troche odpocząć, to ten czas W nadchodzącym tygodniu będę bardzo zajęty więc rzadko wejdę na forum.
Bo chrześcijaństwo adaptowane do kultury europejskiej, wyrosłej z historii, filozofii i sztuki starożytnej Grecji i Rzymu, nie mogło wyrugować z religii przedstawień figuratywnych – co było dobre w starej, żydowskiej religii prymitywnego pustynnego ludu, nie mogło zaistnieć w bogatej kulturowo cywilizacji.
Chrześcijaństwo w stosunku do pierwotnych wierzeń Starego Testamentu, to nowa jakość, która pojawiła się na późniejszym etapie rozwoju ludzkości. Jak sobie wyobrażasz wymienianie tych wszystkich rzeczy w dzisiejszych czasach? Przecież to byłoby zupełnie anachroniczne i pozbawione sensu – po prostu zgromadzono to wszystko w zbiorze „pozostałe rzeczy bliźniego” i chyba dobrze, bo jest to zrozumiałe dla wszystkich… może oprócz ciebie.
A przypisywanie klerowi niecnych działań, w ramach jakiegoś spisku przeciwko „biednym ogłupiałym ludziom” jest oznaką niedojrzałości i niewiedzy.
Chrześcijaństwo w stosunku do pierwotnych wierzeń Starego Testamentu, to nowa jakość
Nowa jakość jak na tamte czasy, ale czy lepsza? Wątpię.
Jak sobie wyobrażasz wymienianie tych wszystkich rzeczy w dzisiejszych czasach?
Alan,
a dalej Kor 13,12,
Czym jest zwierciadło, lub kim?
i Kor 13,13
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy:
z nich zaś największa jest miłość.
😉
nie czytelene 😉
otwierasz blockquote
zamykasz cytat / blockquote
ważne jest użycie na końcu /
Ty mi żono tu o miłości nie pisz bo to ściema jakich mało 😛 Zresztą dobrze wiemy że Paweł z Tarsu miał raczej na myśli miłość w sensie agape, której trudno dziś szukać w związkach.
Z tym b-quote (no to jak mnie nauczyłaś :P) na szkicu wyglądało wszystko jak trzeba, na swoim miejscu. Nie wiem o co kaman, może to, że dodałem potem coś na samym początku i algorytm zwariował, nie wiem, raczej takie pomyłki mi się nie zdarzają
Mój starszy internetowy braciszku, czyżby jemu tylko o agap chodziło?
To co łączy rodzeństwo zwłaszcza internetowe no to właśnie agape, Miłość ta najszlachetniejsza wpisuj się jak nic, 😉
A ten eros to tylko dla męża i to realnego 😉
jak nic, sks 😉
to Ci może kapcie przynieść i kakao przed snem zrobić? 😉
Tak kluczem są emocje. To takie nasze oprogramowanie. Wpływu na nie nie mamy (nie można go wymienić na inne), ale z tego oprogramowania można róznie korzystać.
Mając tę wiedzę jak to działa, można nie tyle pozbyć się negatywnych emocji (to niemozliwe przynajmniej na razie), ale nauczyć się je świadomie przezywać, co pozwoli wybierać poprzez mózg racjonalny własna drogę życiową i nie być „niewolnikiem natury”
Zresztą wobec pozytywnych emocji też należy nauczyć zachowywać pewien dystans, co nie oznacza, że nie trzeba z nich korzystać.
Negatywne emocje zawsze będą się pojawiać w życiu, takie ono już jest. Świadomość przeżywania emocji zarówno negatywnych jak i pozytywnych to ważna umiejętność. Nie uczy się ludzi młodych w jaki sposób kanalizować te złe i jak nie dać się porwać tym dobrym. Dotyczy to szczególnie mężczyzn, od których wymaga się nieokazywania uczuć.
A co powiesz na umiejętność wywoływania pozytywnych emocji ze swojego wnętrza? Czasem udaje mi się wywołać u siebie euforię podobną do tego, gdy byłem zakochany w dziewczynie. 😀 Oczywiście rzadko próbuję takich praktyk, ponieważ zazwyczaj cenię sobie spokój emocjonalny.
Dziś w ogóle niczego pożytecznego się nie uczy, tylko zaśmieca mózg mało przydatnymi rzeczami. Nie trzeba znać się na wszystkim, tylko zdobywać wiedzę którą można do czegoś sensownego wykorzystać. A wiedza o funkcjonowaniu człowieka, jego instynktach, jest podstawowa, a niewielu ją posiada (racja zwłaszcza faceci powinni ją mieć choć kobietom też by się przydała).
Sama wiedza to jednak za mało. trzeba wciąż nad sobą pracować i zdawać sobie sprawę, ze to trudne zadanie.
Owszem pozytywne emocje tez można wywoływać, najlepiej dzięki realizacji własnych celów ale też poprzez zycie w zgodzie ze sobą Np szczęście zależy od nas samych a nie od innych ludzi.
Pewnie medytacja, szczęście syntetyczne niezależne od czynników zewnętrznych, świetna sprawa. Albo dragi, zwłaszcza halucynogeny, też wyciągają z wnętrza anioły i demony
no nie mów, że korzystasz z dragów aby poczuć się w euforii?
Gdzież tam, jestem w euforii kiedy chcę, a potem mówią że śmieje się jak głupi do sera.
Orki, jakbym miał Ci wyłożyć swoją filozofię życia to bym musiał pisać bez przerwy do rana, a i tak może się z czasem zmienić, bo to nic pewnego. Wiem jedno, związki szczęścia nie dają, a zresztą, wszyscy tego szczęscia szukają a to pewnie taka sama sciema jak ta cała miłość.
Nie ma za czym gnać, żyć poprostu, człowiek bedzie lata szukał recept na udane życie i w końcu wróci do punktu wyjścia, no niby mądrzejszy i roztropniejszy ale nadal trzeba robić rzeczy przyziemne, rano wstać, kupke strzelić, coś na ząb, do pracy, po pracy jakiś sport, Orki odpisać , coś poczytać i nyny, i w koło Macieju, a miało być tak wzniośle.
Jedni mówią że szczęscie to łaska, robisz swoje i czasami spłynie, być może. Ja lubię spokój ducha co by się nie działo, kiepskie chwile znosić, coś się człowiek nauczy, a te dobre wyciskać jak się da. Coś jak buddyzm diamentowej drogi.
Dobra, już kończe bo wykończe Was wszystkich takim pisaniem 😛
to piszesz, że miłość to ściema,
hym, ściema, nie ściema, ale można kogoś pokochać i być przy tej osobie szczęśliwym i to bardzo 🙂
Dobra, dobra, nie tak bardzo, i nie tak długo : P
a to zależy indywidualnie od kochającego i jego cech, np. tacy introwertycy, którzy potrzebują mniej zewnętrznych bodźców dłużej pielęgnują w sobie to uczucie 🙂
Ja uważam, że szczęście to nawyk, który możemy w sobie wyrobić.
To o czym piszesz się niejako pokrywa z moim podejściem.
Złe rzeczy odbierać z dystansem i doceniać wszystkie nawet drobne dobre zdarzenia w życiu.
No i przestać się przejmować wszystkim i wszystkimi, świata się nie zbawi, możemy mieć wpływ tylko na najbliższe otoczenie. Dlatego kształtujmy je tak aby było nam i osobom z naszego otoczenia względnie dobrze.
Czemu? Jak dla mnie masz ciekawe przemyślenia i dobrze się je czyta. Do tego stylistycznie wygląda to dobrze, nie męczy oczu. Bracie nie powstrzymuj się. 😀
też chętnie poczytam, to nawet cały artykuł, i się dowiemy czegoś nowego 🙂
Dobra dobra żono, ja głupi jestem, nic nowego nie wymyśliłem i nie wymyślę. Kiedyś studiowałem filozofię 3 miesiące (sam kierunek, nie że dodatkowo) ale zrezygnowałem, pokazali mi czym to się je. Doszedłem też do wniosku że nic mi to nie da w życiu, ale uczy refleksji i krytycznego myślenia, dobre ćwiczenie. Skłonność do rozmyślań mi została, już taka przypadłość, chyba taki mózg. Jakby nie to, to nigdy bym nie wpadł na ten portal podejrzewam.
Alan
mówisz filozofię 🙂
kiedyś autor bloga tłumaczył odnośnie mężczyzn z naturą filozofa,
no to jeszcze dodaj że wcale nie jesteś mężczyzną p cechach alfy, ani bety, to będziesz moim idealnym internetowym braciszkiem 😉
Już mnie chcesz sfrendzonić? 😛
Alfa? Beta? Co z Ciebie Orki za kobieta? Nie shit testuj mnie.
Nie lubię pisać o sobie, a i tak by nic to nie dało. Musiała byś mnie poznać w realu, ale wtedy źle by się to dla Ciebie skończyło
Alanku,
dla mnie by się to źle nie skończyło, bo ja świadoma kobieta jestem i seksy uprawiam po ślubie 😛
chyba, że masz 3 metry wzrostu, wszystkie cechy omegi i grom z jasnego nieba by mnie powalił, 😉
choć kiedyś na randce, nie randce miałam gromy i najpiękniejsza tęczę, więc nie ma co kusić losu 😉
No właśnie, nie kuś mnie i nie kuś losu 😀 Jeszcze sie zakochasz i będzie po Tobie, a ja nie będę miał spokoju, po co mi to, Po co mi to….:P
Ja tam lubię się zakochiwać 😉
no ale czy można się zakochać w internetowym braciszku?
We mnie to już się zakochałaś, martwi mnie co innego, że lubisz się zakochowiać…… To nic dobrego nie wróży.
Alan
a czym tu się martwić 🙂
wiesz to by był najczystszy wymiar miłości, taki prosto z antyku, nie widząc kogoś móc się zakochać to nawet ja nie jestem taką idealistką 😀
Tak, szczęście to też nawyk, zgadzam się, nawyk spokoju ducha, doceniania pierdół i nie szukania dziury w całym 😀
Dobrze jest też wyrobić sobie nawyk wdzieczności za to co się ma, a jak porównywać się to tylko z tymi co mają mniej albo nic, chyba że dążymy do perfekcji w jakiejś dziedzinie to można a nawet trzeba porównywać się z profesjonalistami i uczyć się od nich.
Pisac strawnie to jest sztuka Bracie 😀 Stale się tego uczę, a na forum można poćwyczyć 😀
Dzieki stronie wyrobiłem sobie nawyk wyrywania cytatów i odnoszenia się do nich, i to na czerwonum tle! Jak to wygląda! 😀
Chyba podziękuję za takie rady Alanie. 😀
Hehe, z głową to wszystko jest dla ludzi 😀 Szamanizm to duchowość najbliższa natury. Kiedyś psychiatrzy stosowali psylocybine i LSD do leczenia zaburzeń psychicznych, efekty lepsze i szybsze niż lata psychoterapii. Można osiagnąć taki wgląd w siebie jak po latach medytacji. Niby droga na skróty, ale co tam, jak kto uważa, nie namawiam nikogo. To wszystko to i tak pewnie zwykła chemia mózgu, nic nadzwyczjnego. Dobra, nie ma co odbiegać od tematu bo kobitki czekają na obgadywanie 😛
Oj Alan
nie dość, że Uwodziciel to i nie stronisz od chemicznych używek,
mój internetowy braciszku zejdź z tej drogi, bo ze zmartwienia całkiem osiwieje 😉
Już lepsza medytacja, kontemplacja czy tam techniki oddechowe przynajmniej naturalne i nie wywołują schizofrenii 😉
Żono Ty moja, Słońce Najjaśniejsze, z używkami takimi już dawno skończyłem, to był okres eksperymentów i poszukiwań za gowniarza, dawno temu.
Z medytacją jestem za pan brat na codzień, nie potrzebuję do tego pozycji kwatu lotosu, chwila moment i potrafię uspokoić umysł albo zatopić się w chwili. Np dzisiaj rano pożarłem się w pracy z przełożonym, chciał mi namieszać w planie dnia pracy bo takie miał widzimisię. Za 15 min mi przeszło, a on do końca dnia chodził nadąsany i jeszcze będzie taki pewnie z miesiąc łaził. Szybko wracam do równowagi i zapominam, ale jak trzeba to popamiętam 😀
Z technikami oddechowymi trzeba uważać, można doprowadzić do hiperwentylacji i mieć kosmiczne objawienie w postaci oszołomienia i błysków przed oczami. Wszystkie te zabiegi, przy pomocy halucynogenów, diet i technik oddechowych to ingerencja w mózg a nie duszę, nie ma w tym nic mistycznego, ale odpowiednie ćwiczenia pomagają w zyciu, to fakt.
Nie ma co siwiec za męża, nie wygłupiaj się, nie stać mnie na perukę 😛
no i jeszcze napisz, że z kobietami skończyłeś i nie palisz, nie pijesz za często, nawróciłeś się jesteś wierzącym i praktykującym katolikiem otwartym na potomstwo 😀
I kto by pomyślał, że taki ideał mężczyzny znajdę na tym forum 😀
I co jeszcze? 😀
Pspierosów nie palę, kiedyś paliłem przy piwie, ale że nie piję już wcale alkoholu to i nie palę 😀 Widzisz jak to jest 😀 Teraz pepierosy mi śmierdzą, brzydzę się nimi.
Jak bym miał skończyć z kobietami to i z Tobą 😛 Zawierasz się w zbiorze kobiet, konsekwencja musi być!
Już się dawno nawróciłem, tam gdzie trzeba 😀
Z tymi dziećmi to nie wiem, moje geny są dzikie i nieobliczlne, a Ty taka wierząca, jakiś Grek Zorba, dyktator albo o zgrozo szurnięta aktywistka feministka by z tego wyszła 😛 Dla dobra ludzkości lepiej nie robić zamieszania 😀
Jaki ideał! 😀 Nie spełniam nawet połowy Tw wygórowanych wymagań! I nie wyobrażaj sobie, bo i tak mnie nie urobisz : P
pss, mam tak samo,
to się chyba nazywa sks (w wolnym tłumaczeniu starość, k.. starość 😉 )
ech,
kto by pomyślał, że i matematyk z Ciebie, zbiory!! 😉
Alan
Ty się boisz tacierzyństwa 😀
jednego jestem pewna na 100%, jeżeli ktoś nie nie chce dzieci, nie powinien ich mieć,
to co się współcześnie dzieje to jakaś zgroza, dzieciaki, nastolatki trafiają do domów dziecka, rodzą się jednocześnie są nie chciane, lub stają się kartą przetargową pomiędzy obcych sobie ludzi, horror,
moje wymagania nie są wygórowane, no co Ty, to podstawa, aby jakoś relacja mogła przetrwać i to trochę dłużej niż 3-4 lata, tak mi się marzy mąż, z którym przeżyję z 30 lat (ale to już science fiction :] )
no ale ja Ciebie absolutnie nie urabiam 😀
jesteś moim internetowym braciszkiem,
zapominałeś?! 😉
Ja Ci dam sks 😛 ! Na sks to ja chodziłem w podstawówce 😀
I nie żartuj sobie, bo jak wciśniesz 's’ to wyjdzie coś fajnego, jak czytam to aż mi się ciśnie na język 😀
Ty mnie nie bałamuć, z literkami alfabetu, pewnie że „s” są fajne no ale dopiero po „ś” 😉
przypominam, że koncertowo mnie odrzuciłeś, no wiesz samotna matka z dzieckiem i do tego chcąca ślubu i kolejnych dzieci,
przecież to od razu widać niezgodność celów, czy tam charakterów czy coś tam 😉
Emocje kierują nas do bardzo wielu różnych działań, w tym działań nie służących przekazaniu genów.
Niestety jesteśmy edukowani, aby tego nie dostrzegać. Jesteśmy edukowani, aby zamiast obserwować świat jak dziecko, a dopiero potem zastanawiać się nad możliwymi związkami jednego zjawiska z drugim, już na starcie zakładać sobie teorię i wszystko do niej dopasowywać. To nasze wyedukowane podejście jest złe, bo bardzo utrudnia dostrzeżenie prawdy.
Wiem jak zmieniło się moje postrzeganie ludzkiej natury, odkąd przestałem wszystkie ludzkie zachowania przymierzać do teorii ewolucji. I nie zastąpiłem teorii ewolucji żadnym konkretnym dogmatem religijnym, po prostu odrzuciłem teorię ewolucji, nie mając dla niej żadnej alternatywnej hipotezy. I zacząłem dostrzegać wiele instynktów, których wcześniej dostrzec nie chciałem. Zacząłem też dostrzegać ogromny wpływ presji społecznej tam, gdzie wcześniej koniecznie próbowałem się dopatrzeć popędu do przekazania genów.
Zmieniłem postrzeganie tak, jak zmienia się postrzeganie człowieka opuszczającego sektę religijną. Wcześniej jedną poszlakę zgodną z tezą zawartą w świętej księdze traktowało się jako niekwestionowany dowód, a pięciu poszlak przeciwnych usilnie próbowało się nie zobaczyć. Po wyjściu z sekty nie ma już świadomej blokady do dostrzegania zdarzeń poddających w wątpliwość zapisy świętej księgi.
Oczywiście emocje moga popychać człowieka do róznych działań nie tylko związnych z przetrwaniem gatunku. Natomiast moja wypowiedź dotyczyła kwestii relacji damsko męskich.
I sądzę że w tym kontekście emocje służą zapewnieniu przetrwania gatunku. Presja społeczna jest jednak czymś wtórnym choć może znacząco wzmacniać ten instynkt.
Ewolucja to jedno (ma swoje naukowe podstawy), a drugie to świadomość tych reguł natury, co pozwala wybierać własną drogę
Opiszę więc jak ja to widzę. Ze względu na stadną naturę, człowiek szuka sobie towarzystwa. W dzieciństwie i w wieku nastoletnim w ogromnej większości przypadków tym towarzystwem są osoby tej samej płci. W przypadku mężczyzn presja społeczna te relacje zwalcza, w związku z tym mężczyzna odczuwa pustkę i szuka dróg aby tę pustkę wypełnić, przy czym najlepiej po linii najmniejszego oporu, czyli tak jak presja społeczna każe.
Ewentualne dążenie do przetrwania gatunku zupełnie nie uzasadnia ludzkich zachowań w naszym społeczeństwie. Do przedłużenia gatunku wystarczy krótka kopulacja raz na długi czas, a wspólne wycieczki turystyczne, taniec, gadanie o rzeczach interesujących tylko jedną z dwóch osób, są z punktu widzenia przetrwania gatunku zupełnie zbędne. W ludzkich plemionach, do których cywilizacja nie dotarła, mężczyźni większość czasu przebywali z innymi mężczyznami i nie było to żadną barierą dla przetrwania plemienia. Tak samo u niejednego gatunku zwierząt stadnych jest tak, że samce poświęcają bez porównania więcej uwagi relacjom z najbliższymi im innymi samcami, niż z samicami. Jestem nawet w stanie ułożyć bajeczkę z kategorii „psychologia ewolucyjna”, która by tłumaczyła dlaczego męska emocjonalność nadaje priorytet relacjom z innymi mężczyznami a nie z kobietami (użyłem określenia „bajeczka”, bo ciężko nazwać nauką coś, co umożliwia „udowodnienie” dwóch przeciwnych sobie tez).
To akurat zasługa innej budowy mózgu i układu hormonalnego u dziewczynek i chłopców, przez co preferują inny rodzaj zabaw i aktywności. Dodatkowo nie ma pociągu seksualnego jeszcze więc płcie nie widzą potrzeby interakcji.
I tak i nie, ktoś musi zapewnić dziecku byt dopóki nie stanie się w miarę samodzielne. Wprowadzić w dorosłe życie, „pchnąć” w świat i nauczyć umiejętności pozwalających przeżyć.
To samo było w rodzinach wielopokoleniowych, gdzie mężczyźni pracowali razem z innymi mężczyznami a kobiety z kobietami. Młody chłopak gdy stał się w miarę niezależny od matki wchodził w świat mężczyzn, z nimi przebywał i uczył się obserwując.
W obecnych czasach model rodziny zmienił się diametralnie jest jedna kobieta i jeden mężczyzna w mieszkaniu/domu i kobieta próbuje ze swojego faceta zrobić taką przyjaciółkę z penisem. Próbują nas wciągać w swoje emocjonalne rozmowy ale nas to nudzi i męczy. Jest to frustrujące dla obu stron. Dla nich (kobiet) bo nie spełniają swoich potrzeb i dla nas bo nas to drażni. No i facet nie rozumie, że ona nie chce działać problem—>rozwiązanie mówiąc mu o nich, tylko chce sobie pogadać o emocjach, facet będzie szukał rozwiązania i zacznie podpowiadać co dodatkowo złości kobietę bo nie o to jej chodzi. Z resztą taką tendencję często widzimy w komentarzach kobiet nawet na tej stronie.
Możesz rozwinąć bajeczkę, chętnie poczytam, masz ciekawe przemyślenia.
O jakich przeciwnych tezach, które udowadnia psychologia ewolucyjna mówisz?
Możesz rozwinąć bajeczkę, chętnie poczytam
Rozwinę. Istnieją gatunki, w których następuje złożenie jaj i ich zapłodnienie, a następnie wyklute z nich zwierzęta dbają o swoje przetrwanie same, bez pomocy dorosłych osobników. U ludzi tak nie ma, więc ewolucyjnie nie miałoby sensu preferowanie kopulacji nad własne przeżycie.
Teraz weźmy pod uwagę ludzkie cechy przydatne do przeżycia poza cywilizacją. Człowiek nie ma tak doskonałych zmysłów jak zwierzęta żyjące samotnie (np. tygrysy) i jest w tej kwestii zdany na pomoc grupy. Jeśli chodzi o zmysły potrzebne do samego dostrzeżenia zagrożenia, to prawdopodobnie kobiece są równie użyteczne jak męskie. Jednak nie zawsze da się schować, a szybkość i sprawność człowieka często jest niewystarczająca do ucieczki i niewystarczająca do obrony przed zagrożeniem w pojedynkę, konieczna bywa obrona w grupie. Tutaj grupy mężczyzn nie można zastąpić.
Oczywiście człowiek może budować schronienia, ale nie może nieustannie przebywać w ich pobliżu, bo musi też zdobywać pożywienie z dala od tych schronień, więc w ogólności schronienie jest dla kobiet prawie cały czas, a dla mężczyzn – od czasu do czasu.
Teraz wyobraźmy sobie dwa przypadki jakiejś klęski:
1. Mężczyzna zostaje sam tylko z kobietami
2. Mężczyzna zostaje sam tylko z innymi mężczyznami, bez żadnych kobiet (i dla uproszczenia rozważań też bez dzieci)
W przypadku pierwszym perspektywa jego życia jest względnie krótka, bo prawdopodobnie nie uda mu się przeżyć wielu lat potrzebnych do tego, aby spłodzone dzieci osiągnęły dojrzałość, aby zaczęły tworzyć wraz z nim bardzo potrzebną grupę mężczyzn. Jest to więc sytuacja krytyczna, w której mężczyzna (i plemie) jest w stanie ogromnego zagrożenia.
W przypadku drugim, prawdopodobieństwo przeżycia wielu lat jest stosunkowo duże, a mężczyzna – przykładowo – 30 letni, może pozwolić sobie na poczekanie do wieku 50 lat i może mieć nadzieję, że przez najbliższe 20 lat ich męska grupa spotka inną społeczność, do której będą mogli się przyłączyć i mieć w przyszłości dzieci. Jest to więc może i niekomfortowa sytuacja, ale nie krytyczna jak sytuacja pierwsza.
Płynie z tego wniosek:
1. Mężczyzna bez przyjaciół będzie odczuwał nieustanny stres.
2. Mężczyzna bez kobiety a z przyjaciółmi może odczuwać pewien brak, ale nie będzie w nieustannym stresie.
Wydają się nawet czasami pojawiać oficjalnie publikowane artykuły, będące poszlakami, że właśnie tak jest. Nie raz widziałem wzmianki o badaniach, wskazujących na wyraźną korelację między długością życia (na którą poziom stresu ma wpływ) a satysfakcją z relacji pozarodzinnych, natomiast brak takiej korelacji z satysfakcją z relacji wewnątrz rodziny.
O jakich przeciwnych tezach, które udowadnia psychologia ewolucyjna mówisz?
Widziałem uzasadnianie psychologią ewolucyjną kobiecych tendencji do wybierania mężczyzn „dark triad”. A łatwo ułożyć historyjkę, w której albo sam główny bohater zostanie odrzucony i przez to skazany na ogromne zagrożenie (uratować go może tylko znalezienie innej grupy, która się na jego cechach jeszcze nie poznała), albo jego potomek już w wieku nastoletnim tak podpadnie grupie, że zostanie z niej wyrzucony.
W wieku dziecięcym nie ma jeszcze wykształconego w pełni popędu seksualnego, choć już wówczas można zaobserwować zainteresowanie płcią przeciwną.
To zainteresowanie płcią przeciwna jest instynktowne i właśnie uwarunkowane przetrwaniem gatunku. W okresie tzw. dojrzewanie staje się to już bardzo widoczne.
Relacje kumpelskie między facetami są jak najbardziej ważne, ale są zupełnie inne niż relacje z kobietami.
Tzw. chemia i przyjemność jaka z niej wynika trwa jakiś tam czas zazwyczaj średnio około pół roku (max 3-4 lata) i to jest czas właśnie aby spłodzić potomstwo i je ewentualnie odchować aby przetrwało. I tyle i chemia się kończy. W okresie tej chemii relacje kumpelskie z facetami stracą z automatu na znaczeniu, choć oczywiście nie znikną
Z kolei brak relacji „chemicznych” z płcią przeciwną będzie wywoływało negatywne emocje.
Sama ilość czasu jaką faceci spędzają ze sobą raczej nie ma w tym kontekście większego znaczenia.
Dopiero świadomość tego pozwala wybierać własna drogę życiową i nie stawać się zakładnikiem instynktów
Abstrahując jednak od świadomości i uwzględniając tylko sferę instynktów, faceci oczywiście chętniej wybraliby jakieś „męskie zajęcia” niż np. uganianie się po galeriach , aby „wybranka” nabyła kolejną średnio potrzebną jej nową kieckę, ale w czasie „chemii” wybiorą zazwyczaj to drugie.
W wieku dziecięcym można zaobserwować zainteresowanie bardzo wieloma rzeczami, także zainteresowanie tym, co dorośli chcą przed dziećmi zakryć. Anatomia dziewczynki jest dla chłopca bardzo interesująca, bo zakryta, ale tak samo interesujące są zakryte części ciała innego chłopca.
Nijak bym tego nie wiązał z pociągiem seksualnym, a ze zwyczajną ciekawością. Mali chłopcy podglądają dziewczynki, a rzadko kiedy „podglądają” innych chłopców, bo w wielu przypadkach między sobą się zwyczajnie nie kryją. Na przykład stanie tuż obok siebie i sikanie, do pewnego wieku było czymś zupełnie normalnym i nikt nie odwracał wzroku. Ciekawość była więc zaspokojona, więc nikt nie wykonywał specjalnych działań, aby to zobaczyć.
Rozważmy, jakie elementy składają się na to, czy daną sytuację człowiek postrzega jako przyjemną czy jako nieprzyjemną i w jakim stopniu:
1. Autentyczna zbieżność tej sytuacji z zainteresowaniami/potrzebami…
2. Duma / wstyd
3. Nadzieja na coś dobrego / strach przed czymś negatywnym, do czego sytuacja może prowadzić
4. Skojarzenia z własnej przeszłości
5. Skojarzenia ze zdobytą, niepotwierdzoną własnymi doświadczeniami wiedzą, wiarą, obejrzanymi filmami, przeczytaną literaturą.
W miarę dorastania maleje rola punktu 1, a rośnie rola pozostałych, w szczególności 2 i 3. Dla zilustrowania tej idei, załóżmy że mamy typowego żyjącego w naszej kulturze mężczyznę w wieku 25 lat, który stoi przed wyborem, czy wybrać się z najlepszym kolegą na wycieczkę rowerową, czy może pojechać samochodem na wycieczkę z dziewczyną, pozwiedzać budynki w innym mieście. Dla ułatwienia podjęcia „właściwej” decyzji, mężczyzna został uraczony przez dziewczynę tekstem: „skoro kolega jest dla ciebie tak ważny, to dlaczego z nim się nie ożenisz?”.
Wypunktujmy teraz te alternatywy, co zrobić ze swoim czasem:
Wycieczka rowerowa z kolegą:
element 1: plus 50 punktów
element 2: minus 20 punktów
element 3: zero
element 4: plus 5
element 5: zero
razem: plus 35 punktów
Wycieczka z dziewczyną:
element 1: plus 10 punktów
element 2: plus 20 punktów
element 3: plus 20 punktów
element 4: zero
element 5: plus 20 punktów
razem: plus 70 punktów
W ten sposób dzięki tym dodatkowym elementom została wybrana aktywność w rzeczywistości mniej odpowiadająca mężczyźnie. W dokładnie identyczny sposób mężczyzna może wręcz wybrać aktywność, która sama w sobie ma dla niego wartość ujemną a odrzucić bardzo przyjemną aktywność z kolegą. I na przykład zapisać na zajęcia nauki tańca zamiast na dźwiganie ciężarów na siłowni.
Na prawdę należy dostrzec te wiele elementów, a nie z automatu przypisywać tego pociągowi seksualnemu. Popęd seksualny, zależnie od osoby w różnym stopniu, może być częścią składową punktów 1, 3, 4, 5. Ale równie dobrze może też w ogóle być nieobecny przy podejmowaniu takiej decyzji.
a nie można tego wyśrodkować?
Czy naprawdę uważasz, że relacja damsko-męska ograbia Cię z aktywności z innymi mężczyznami?
Myślę ze za bardzo komplikujesz to wszystko.
Zainteresowanie płcią przeciwną w wieku dziecięcym wynika nie tylko z ciekawości. Już na tym etapie życia widoczne są różnice w funkcjonowaniu mózgu obu płci, w tym odpowiedzialne za zainteresowanie płcią przeciwną.
Zaobserwuj jak inaczej chłopcy zachowują się w obecności dziewczyn, a zupełnie inaczej w swoim gronie. Moim zdaniem to automat całkowicie poza świadomością.
Chłopcy bawią się oddzielnie ale jednocześnie interesują się i to bardzo tym co robią dziewczyny i to nie z powodu zainteresowania samym zajęciem (bo ono dla płci męskiej jest raczej nudne), ale z powodu samych dziewczyn jako takich. Na odwrót podobnie. Lubią zwracać na siebie uwagę, popisywać się itd.
To są kwestie instynktowne. Gdyby instynkt nie istniał szansa na przetrwanie gatunku byłaby znikoma i żadna presja społeczna by tego nie zmieniła.
Interesują się, ale również interesują się tym co robią dorośli, co robią żyjące w ich okolicy zwierzęta, generalnie otaczającym ich światem. A jeśli chodzi o popisywanie się, to zdecydowanie większy jest pęd do popisywania się przed przedstawicielami własnej płci a nie przeciwnej.
Oczywiście ciekawość świata jest instynktowna, próby uniknięcia większości niebezpieczeństw są instynktowne.
Moim celem nie jest twierdzenie, że nie instnieje żaden element instynktu pchający do rozmnażania, lecz że przypisuje się mu zdecydowanie zbyt wiele, niesłusznie umniejszając wpływ innych czynników.
A swoją drogą, nie widzę teoretycznych przeciwwskazań, aby strategia reprodukcyjna jakiegoś gatunku polegała na tym, że potencjalni ojciec/matka nie czują żadnego instynktownego pociągu do rozmnażania, natomiast potencjalni dziadkowie/babcie czują pociąg do posiadania wnuka i wywiera presję na swoje dziecko, by im takowego sprawiło. Jak najbardziej może to być i jedno i drugie, przy czym równie dobrze większy wpływ może może pociąg potencjalnych rodziców, jak również tym głównym czynnikiem może być wywierana na nich presja.
Fanatyku spytam wprost, bo często przewijasz te sprawy męsko-chłopięce, że są ważniejsze – skonfrontowałeś się ze swoją orientacją seksualną i na pewno jest heteroseksualna? Tak samo jak romantyczna – w kim byś się zakochał bardziej, mężczyźnie, czy kobiecie? (rozróżnienie wygląd i charakter). Bo jak dla mnie np. kobieca empatia zabija mi mózg, np. u fajnej szczupłej, wiesz.
hym,
a dlaczego zarzucasz mu inną orientację? Mężczyzna heteroseksualny nie może jawnie pisać o przyjaźni z innymi mężczyznami aby nie zarzucić mu kolejnego stereotypu?
hym,
a dlaczego zarzucasz mu inną orientację? Mężczyzna heteroseksualny nie może jawnie pisać o przyjaźni z innymi mężczyznami aby nie zarzucić mu kolejnego stereotypu?
Kolejny raz prosiłbym o czytanie ze zrozumieniem, gdzie tam jest zarzut? To pytanie. Tym bardziej, że od dłuższego czasu pisze, że lepiej mu z mężczyznami, tak totalnie i pisze, że świat go oszukał, że trzeba szukać relacji z kobietami (coś w tym stylu). On też może się skonfrontować, może odpowiedzieć ,lub nie, jest asertywny. Nie musisz być adwokatem. Moje pytanie nie ma złego wydźwięku, a jednak jest zachętą do przemyślenia.
właśnie czytam,
sposób zadawania pytania, formułowania pytania świadczy o pewnym przepuszczeniu, to że na końcu zdania pytającego umieszczasz „?” nie oznacza, że nie masz pewnym niewypowiedzianych przemyśleń,
Właśnie o tym pisał dużo wcześniej, ze aktualnie nie można przebywać w towarzystwie mężczyzn aby nie zostać posądzonym o inną orientację.
Kolejny raz wychodzi stereotypowe myślenie.
A dlaczego nie mogę być jego adwokatem? W końcu pytanie jest skierowane w najczulszy punkt mężczyzny dotykający jego seksualności.
Sama kiedyś Ci zadałam pytanie czy nie jesteś biseksualny, to nawet tego komentarza nie umieściłeś na stronie.
Dlaczego, było za bardzo niewłaściwe, a może za bardzo ingerowało w Twoją seksualność?
Właśnie o tym pisał dużo wcześniej, ze aktualnie nie można przebywać w towarzystwie mężczyzn aby nie zostać posądzonym o inną orientację.
Tak, podkreśla dobry problem, ale czytam o tym od roku, lub ponad więc zrodziło mi dziś to pytanie.
Sama kiedyś Ci zadałam pytanie czy nie jesteś biseksualny, to nawet tego komentarza nie umieściłeś na stronie.
Dlaczego, było za bardzo niewłaściwe, a może za bardzo ingerowało w Twoją seksualność?
Nic takiego nie pamiętam i wcale mnie to nie godzi, bo niby czemu.
Z przyjemnością odpowiem, dlaczego tak konsekwentnie o tym piszę: bo nie mam okazji nigdzie o tym czytać i widzę w tej kwestii poważny brak. Prawdopodobnie jeśli temat zacznie być omawiany powszechnie, ja nie będę już czuł takiej potrzeby.
Mam świadomość, jak reaguje ludzki umysł stykając się z tezą bardzo mocno kwestionującą posiadaną wizję świata i że jakbym napisał o tym raz lub kilka razy, a nie w kółko, to większość czytających w czasie mniejszym niż jedna sekunda zakwalifikowałaby moje wypowiedzi do nieprawdziwych. A tak jak się już umysł przyzwyczai, że jednak nie jest to teza absolutnie nie do pomyślenia, dopiero wtedy otworzy się na dłuższą samodzielną analizę, czy jest w tym coś prawdy czy nie.
Osobiście kiedyś doświadczyłem tego, że tezę którą uznawałem za fałszywą w ułamku sekundy, po którymś kolejnym przeczytaniu zacząłem autentycznie analizować. Teraz więc naśladuję swojego „idola” sprzed lat, z innego forum, chociaż tematyka jego wypowiedzi była zupełnie inna.
czy to świadoma manipulacja umysłami czytelników?
Jak Ty tak możesz z nami postępować, przecież to nieetyczne !! 😉
A czymże jest ta orientacja heteroseksualna? Starannym umniejszaniem przed samym sobą i otoczeniem emocji wiążących z kolegami, a wyolbrzymianie tych ciągnących do płci przeciwnej? Przeżywałem taki okres, ale na szczęście już zakończyłem. A może szukaniem przygód seksualnych tylko po to, aby udowodnić samemu sobie i otoczeniu swoją „orientację”? Wyznawany światopogląd kazał mi tego nie robić, więc tego nie robiłem (czy miałbym możliwość, gdybym próbował, to inna sprawa, której nie miałem okazji zbadać).
Jaki konkretnie masz wyznacznik tzw. orientacji seksualnej? Bo jak dla mnie jest to tylko wymysł, który po spopularyzowaniu niszczy relacje międzyludzkie. Wprowadza idiotyczną rywalizację między mężczyznami o to, który będzie swoją postawą grał najmocniej „heteroseksualnego” – czy to poprzez rozwiązłość seksualną z kobietami, czy poprzez udawanie, że relacje z osobami tej samej płci są dla niego praktycznie bez znaczenia. Uczestniczyłem w tej głupiej rywalizacji i grałem to drugie. Mam jej dość i zachęcam też innych do wycofania się.
Gdy czuję chęć przebywania z kimś, to mózg nie rozpisuje mi tego na składniki, co miało ile procent znaczenia, ile wygląd ile charakter, ile inne cechy. Fakt jest taki, że wg mojego dotychczasowego doświadczenia, towarzystwo męskie preferuję. I w tej chwili jest mi w zasadzie obojętne, czy źródłem tej preferencji jest wygląd, barwa głosu, charakter, czy może jeszcze co innego. Tak jak nie ma dla mnie znaczenia, w którym punkcie rozkładu tych preferencji wśród mężczyzn jestem (i w ogóle nie mam jak zbadać, w którym punkcie rozkładu jestem, bo mężczyźni czują tak wielką presję by w tej kwestii kłamać). Tak jak piszę wyżej, zrezygnowałem z rywalizacji, która działała na szkodę moją i działa na szkodę większości mężczyzn w naszej kulturze.
A czymże jest ta orientacja heteroseksualna?
Chęcią spółkowania z kobietą. I tak jak pisałem dziś dzieli się to na umiejętność miłości romantycznej, ale też seksualnej. To nie musi współgrać.
Wprowadza idiotyczną rywalizację między mężczyznami o to, który będzie swoją postawą grał najmocniej „heteroseksualnego”
Jak się nie ma kompleksów to nikt się tym nie zajmuje. Tym bardziej po wieku 20+. Przynajmniej w moim towarzystwie tego nie widzę.
Jednak nie odpisałeś wprost czy uważasz się hetero. Masz pociąg seksualny czyli nr 1, lub/i charakteru/romantyczny (nr2) do kobiet? Sam sobie na to odpowiadasz?
bo może nie chce opowiadać na to pytanie, wprost, A Twoja ciekawość jak nic świadczy o niezdrowym zainteresowaniu seksualnością drugiego mężczyzny;)
Czy jesteś heteroseksualny, a może trochę bi?
A Twoja ciekawość jak nic świadczy o niezdrowym zainteresowaniu seksualnością drugiego mężczyzny;)
Niech Ci będzie. Najlepiej schować się w szafie, bo jeszcze ktoś powie.
Czy jesteś heteroseksualny, a może trochę bi?
A może to, MORZE tamto.
i zastanów się dlaczego nie opowiedziałeś wprost 🙂
wystarczy powiedzieć tak, lub nie,
Kiedyś pewien mężczyzna, stwierdził, że jest bardzo dużo mężczyzn biseksualnych, którzy nigdy nie zainicjują współżycia z innym przedstawicielem tej samej płci, ale np. wizualnie są oni atrakcyjni, czy intelektualnie.
Czy miłość erotyczna wtedy występuje, nie wiem.
i zastanów się dlaczego nie opowiedziałeś wprost
wystarczy powiedzieć tak, lub nie,
Zastanów się sama po co pytasz o rzeczy mało istotne ;>
Kiedyś pewien mężczyzna, stwierdził, że jest bardzo dużo mężczyzn biseksualnych, którzy nigdy nie zainicjują współżycia z innym przedstawicielem tej samej płci, ale np. wizualnie są oni atrakcyjni, czy intelektualnie.
Czy miłość erotyczna wtedy występuje, nie wiem.
Niech Ci będzie odpowiedzą, że mężczyźni mnie brzydzą fizycznie, choć z charakteru też. I jak kobieta ma męski charakter to hoho, jeszcze gorzej.
Absurdalne jest nazywanie tego biseksualizmem. Bo gdyby konsekwentnie przypisywać elementy seksualne do każdej sytuacji gdy coś komuś się podoba, to miłośnicy motoryzacji byliby motoseksualni, miłośnicy psów caninoseksualni… i można by tworzyć tysiące analogicznych pojęć z końcówką „seksualny”.
Zgadzam się natomiast z tym, że jest mnóstwo mężczyzn mających cechy opisane w tym cytacie.
nie piszę o naturze piękna jako takiej, czy dostrzegania go w drugim człowieku bez względu o płeć tylko piszę o pożądaniu, chęci zbliżenia z tą samą płcią.
Z powodu wychowania, kultury, zakorzenionej obyczajowości nie będzie inicjacji seksualnej.
Choć jest duże grono mężczyzn homoseksualnych, którzy utrzymują stosunki z mężczyznami mając rodziny/żony/ partnerki.
Wiem to od znajomego biseksualisty, który pokazywał mi kto jest hetero a kto homo w pracy, na imprezach, po obserwacji zachowania. Kiedy zdobyłam tą wiedzę, sama mogłam dostrzegać i odpowiednio interpretować pewne zachowania, sytuacje itp.
A chęć ma przeróżną intensywność, od zerowej do dużej. Przy czym słowo „duża” jest względne – względem odczuć innych ludzi, których to odczuć nie da się obecnie zbadać, bo jakby zrobić ankietę to wyniki będą zakłamane. Dlatego uważam że pojęcie „heteroseksualizm” jest pojęciem zupełnie pustym, bo każdy człowiek dowolnie może sobie wyznaczać granicę gdzie ten heteroseksualizm jest a gdzie go nie ma.
Tak samo różni ludzie mogą sobie przeróżnie definiować w zależności od częstości pojawiania się danego odczucia. Jeden stwierdzi, że wystarczy mieć chęć spółkowania raz na 10 lat, aby zakwalifikować się do jednej grupy, dla drugiego wymagane będzie by odczuwać to codziennie.
I to jest powód dlaczego nie chcę się tu jednoznacznie zdefiniować – bo jak wspomniałem wcześniej, nie mam zamiaru być uczestnikiem rywalizacji, kto – według własnych pustych deklaracji – będzie bardziej przesunięty w stronę heteroseksualizmu od drugiego.
Też tego nie widziałem, dopóki byłem emocjonalnie zaangażowany, by tego nie zobaczyć.
A czym cechuje się miłość romantyczna? Co konkretnie wyróżnia ją od przyjaźni? Od razu zaznaczę, że nie akceptuję odpowiedzi, że np. przytulanie, spanie razem w jednym łóżku,… bo wtedy musiałbym relacje pies-właściciel psa zaliczyć do romantycznych.
A czy Twoje własne ciało i własny charakter też Cię brzydzi?
Czy jesteś w stanie obejrzeć w telewizji jakąś walkę sportową, gdzie męskie ciała są odkryte, czy też Cię odrzuca? Albo zawody pływackie? Mnie nie odrzuca i większości mężczyzn też nie, bo oglądanie sportu jest bardzo popularne.
Przez ileś lat patrząc na męskie ciało (w tym moje) w ogóle praktycznie wyłączoną miałem tę część odczuwania, która była odpowiedzialna za postrzeganie w kategoriach piękne/przeciętne/brzydkie. Byłem zdolny dostrzegać tylko w kategoriach marne/średnie/imponujące. Konsekwencją tego było, że przez lata miałem wypaczone postrzeganie własnego ciała, bo chociaż miałem bardzo harmonijną budowę, to nie była tak imponująca, jak u najbardziej atletycznych sportowców. Na szczęście się z tego wyzwoliłem, doceniłem swoje ciało, oraz przestałem się bać słowa „piękne”, by określić w myślach co sądzę o czyjejś twarzy bądź ciele, tylko dlatego że posiadaczem tej twarzy/ciała jest osoba tej samej płci.
Oczywiście powiedzenie o takiej obserwacji, będąc w grupie, jest absolutnie wykluczone. Ale czasami w indywidualnych rozmowach, w których wierzyłem że mogę liczyć na szczerość swojego rozmówcy, poruszałem ten temat, zaczynając rzecz jasna od swoich własnych obserwacji a nie od pytania drugiej strony… i w takich warunkach i znajomi przyznają się do posiadania takich samych odczuć… i zdecydowanie nie są to osoby z grupy MGTOW, tylko mężowie/ojcowie, w żadnym wypadku nie wywołujący swoim zachowaniem, czy tym co na co dzień mówią, podejrzeń że mogliby być homoseksualistami. Ale jest niezwykle mało prawdopodobne, aby przyznali się do tego przy innych świadkach.
dostrzeganie piękna w drugim człowieku nie jest homoseksualizmem, chęć kontaktu cielesnego, pożądanie tej samej płci dopiero nim jest.
Piękno można dostrzec w kimś „brzydkim”, oszpeconym, chorym, niepełnosprawnym, kimś kto odbiega od przyjętego kanonu urody. To chyba zależy od patrzącego jakim kanonem piękna się posługuje i co dostrzega.
tu Cię zaskoczę, zwierze może to tak odbierać 🙂
np. małżeństwo kobieta była w ciąży, hormony itp. królica zaczęła ją drapać, gryźć okazało się, że sama wiła gniazdo i upatrzyła sobie mężczyznę jako samca, a kobietę jako rywalkę.
Zainteresowanie płcią przeciwna ma zupełnie inny wymiar niż zainteresowanie otoczeniem, światem zewnętrznym To zupełnie inny rodzaj zainteresowania. Tu nie stawiałbym tego na jednej szali.
Oczywiście że człowiek nie składa się tylko i wyłącznie z popędu seksualnego, ale jeśli chodzi o zainteresowanie płcią przeciwną to jest to element pierwotny. Sama tylko presja społeczna nie wyzwoliła by autentycznego zainteresowania płcią przeciwną.
w starożytnej Grecji homoseksualizm był normalnością, związki starszych mężczyzn z młodymi nastolatkami były na początku dziennym. Judaizm potem chrześcijaństwo zabraniało związków homoseksualnych, a że żyjemy w tej kulturze mamy takie wychowanie a nie inne.
No nie tylko. Przyjaźń to ewidentnie też miłość i też pozytywne emocje. A przyjaźnić się można z osobą odmiennej płci, z osobą tej samej płci, bądź też ze zwierzęciem, czyli z innym gatunkiem. Również zwierzęta potrafią w szczególnych warunkach zaprzyjaźnić się z osobnikami zupełnie innego gatunku, włącznie z parami drapieżnik-roślinożerca.
Jak najbardziej jedne naturalne, kierowane emocjami zachowania możemy postrzegać jako wzniosłe i piękne, inne jako przyziemne i nieciekawe. Człowiek, jak również każdy gatunek zwierzęcia, część instynktownych zachowań może mieć szlachetnych, część moralnie obojętnych, a część okrutnych. I nawet jeśli każde z nich ma tę samą genezę – naturalne popędy – nie widzę żadnych przeszkód, aby poszczególne zachowania kwalifikować do różnych grup pod względem szlachetności.
To wszystko kwestia nazewnictwa i tego co pod danym terminem rozumiemy. Przyjaźń, owszem, może być formą miłości i można pewnie przyjaźnić się z osobą odmiennej płci ale czy to nie jest friendzone? Bez pożądania, bez seksu, bez podziwu, nie wiem czy takiej miłości meżczyzna oczekuje od kobiety a kobieta od mężczyzny.
Wg mnie, w Naturze co sprzyja przetrwaniu jest dobre, choćby na dzisiejsze standardy wydawało się obrzydliwe. Jeśli w paleolicie kobieta zdradziła samca który poszedł na łowy i nie wrócił to zrobiła dobrze, szlachetnie można powiedzieć, bo przedłużyła gatunek. Zdradę mamy we krwii i musimy się z tym pogodzić. Zresztą, ludzie dzisiaj i tak z uwielbieniem praktykują ten proceder, wyrzutów sobie przy tym nie robiąc.
Tak potocznie jednak, targani emocjami, miłość uważamy za coś wzniosłego i szlachetnego, o to mi chodzi, a to zwykła gra natury z różnymi odcieniami. Oczywiście można pokochać na rozum, zadecydować, że od teraz pokocham muchę co mi lata po pokoju, będę dokarmiał i nie zabiję choćby mi w nocy brzęczała nad uchem(nie mam z tego żadnej przyjemności). No ale to śmieszne przecież, czujemy że to nie tak. Takie relatywizowanie miłości i szukanie jej kolejnych odmian to jak tworzenie nowych płci w gender, każdy wie że coś tu nie gra.
I tak można podzielić tą całą miłość, na dwa rodzaje. Pierwsza emocjonalna, związana z przyjemnością: miedzy k/m, rodzicow do dzieci i odwrotnie, do zwierząt, do przedmiotów (mój kochany motocykl :D), kochamy bez wysiłku to wszystko co nagradza nas przyjemnoscią,
a druga rozumowa, z obowiązku: trzeba kochać nieprzyjaciół swoich i inne pierdoły, takie kochanie na siłe, wbrew sobie albo przynajmniej obojętnie.
Pierwsza może przejść w drugą, ale druga w pierwszą nie przejdzie.
Która jest bardziej szlachetna? Nie wiem, może żadna. To wszystko gra słów, znaczeń i upodobań (odzywa się moja natura filozofa 😛 )
Tak samo można napisać że Matka Teresa z Kalkuty kochała masy egoistycznie, ku własnej przyjemności i dobrze sie z tym czuła. W miłości nie ma nic pewnego, wszystko można relatywizować
Ale namieszałem, idę spać, bywajcie Bracia i Siostry 😀
Oczekiwania to już inna kwestia, bo oczekiwania w dużej mierze budowane są przez kulturę. Natomiast przyjaźń może wystąpić, ale najbardziej prawdopodobne jest to w przypadku, gdy jedna z tych osób ma bardzo dużo cech bardziej typowych dla tej drugiej płci, tak że fizycznie są to osoby płci odmiennej, ale psychicznie prawie że tej samej. Albo gdy obie te osoby nie mają alternatywy, gdy instynkt nakazuje się z kimś zaprzyjaźnić, a nikt lepiej pasujący nie jest dostępny. Przy czym ta niedostępność może być też zupełnie sztuczna, tak jak w naszej kulturze. Przez presję społeczną można bardzo wyraźnie obniżyć wartość tej alternatywy, na przykład poprzez wyeliminowanie dotyku oraz odebranie możliwości powiedzenia wprost, jak bardzo ważna jest dla nas ta druga osoba.
A według mnie nie. Słów „dobre” i „skuteczne” nie uważam za tożsame.
Dla mnie nie ma miłości rozumowej. Jest wyłącznie emocjonalna.
Jeśli tak, to na miłość nie mamy wpływu, bo nad emocjami raczej nie panujemy.
To jak ma się wtedy do tego kwestia „decyzji”, czy w ogóle można o czymś takim mówić? Też uważam że na rozum zakochać się nie da (wybieram przypadkową osobę i działam). Taka „decyzja” determinowana jest przez nieświadome emocje.
Oczywiście co innego świadoma decyzja podejmowana po zaniku chemii, albo przy zakochaniu w kimś innym podczas trwania związku (to się zdarza! Często!), decyzja, czy zostajemy czy odchodzimy.
No i miłość między kobietą a mężczyzną chyba zawsze zaczyna się od decyzji (czy zagadać) sterowanej emocjami, bez nich ani rusz. A więc nie mamy absolutnie żadnego wpływu na to w kim się zakochujemy. Decyzja w tym nasza taka że możemy iść za 'głosem serca’ albo się temu opierać. To wszystko.
Taka ciekawostka, sam po sobie widzę jak moja podświadomość wybiera mi potencjalną partnerkę. Np w tłumie kobiet tylko jedna rzuci mi się w oczy, jej wyglad, ruchy… i na niej mój wzrok się fiksuje, całej reszty nie widzę. No i teraz decyzja czy podejść i zamotać, taki cały mój wpływ na to. Przeważnie działam bo nie lubię sobie pluć w brodę że nie spróbowałem.
Naprawdę trudno jest coś dodać do tych artykułów bo moim zdaniem są bardzo rzetelnie napisane ale może pokrętnie postaram się odpowiedzieć na pytanie: „gdzie szukać kobiet o „wysokim poziomie…..?”
Wielu tak naprawdę to robi dając wciągnąć się w starą jak świat grę zwaną flirtem czy sztuką uwodzenia. Chodzi o stroszenie piórek, pokazanie się w świetle reflektorów lub wręcz oszukując tam gdzie jest to korzystne. Daje to nadzieje, że kobieta o wyższym statusie zwróci uwagę i zanim zorientuje się z kim ma do czynienia to zacznie myśleć i doceni inne cechy partnera.
To jest chore ale to droga najczęściej wybierana.
Inna droga już zahacza o czary mary. Być sobą i nie wstydzić się tego, pokazać się 100% szczerze i liczyć na to, że fajna partnerka która do nas pasuje, nawet jak jest w innej lidze to na moment coś ją zaślepi i zwróci na nas uwagę. Doceni inność i szczerość. Chyba nie muszę uzasadniać dlaczego ta droga jest trudniejsza. Nie jest jednak niemożliwa. Bo świat kieruje się nie tylko hormonami.
To już połowa drogi do MGTOW. Drugą połową jest oszacowanie prawdopodobieństwa, że w naszym społeczeństwie w obecnych czasach, takie zachowanie doprowadzi do tego, że kobieta wybierze nas a nie mężczyznę zachowującego się sztucznie. Bajki mają to do siebie, że zwykle są bardziej atrakcyjne od rzeczywistości. A kobiety są ciągle karmione bajkami i jeśli dobrze poznają mężczyznę zachowującego się naturalnie, to będą myślały, że to z nim jest coś nie tak, a nie z wizją mężczyzny, jaką mają w głowie.
nie rozumiem o czym piszesz, może jakiś przykład?
Dlaczego kobieta ma nie szanować mężczyzn za naturalność i normalność?
To tak jak by mężczyznom zarzucać, że oczekują od dziewczyn że będą zjawiskowe jak księżniczki i wyglądały jak modelki.
Życie jest dużo ciekawsze, niż bajki 😉
Mi się wydaje że na kobietę kasiastą i o wysokim statusie społecznym ma szansę tylko młody, bardzo atrakcyjny model. Taka samowystarczalna bogini, rozczarowana już wszystkimi mężczyznami dookoła (nawet już nie szuka nikogo bo wie że nie znajdzie), może mieć swoje kaprysy i np. ochotę na zabawę z młodym ciachem, niby niezobowiązująco a jeszcze za to płacić. Z czasem może się uzależnić od tej przyjemności i powoli tracić głowę. Gostek idąc za ciosem może to wykorzystać i ją oskubać, ponoć były takie przypadki.
Szukam chętnych do pracy: zamiatanie piachu na pustyni, nakładanie ślepych psów na suki oraz wywożenie gnoju od smoka. Umowa śmieciowa.
😀 jest chętna pani na to 😛
Dzięki za tekst bo to chyba Ja zainicjowałem jego powstanie, gdy swego czasu w komentarzu poprosiłem Ciebie o wyjaśnienie terminu Hipogamia, gdyż w całym internecie nijak znaleźć nie można. Teraz na szczęście się to zmieniło 😉 Dogłębna i rzeczowa analiza jak zawsze z resztą.
Pozdrawiam!
Trochę tak, kilka komentarzy było w tym temacie, więc wyszedłem na przeciw, ale Ty byłeś pierwszy 🙂 dzięki i pozdrawiam.
Odpowiadam na pytanie w ostatnim akapicie – szukać takich kobiet w społecznościach, w których ludzie kierują się wyższymi wartościami niż te wynikające z ich biologicznych instynktów. Życie człowieka to walka między jego zwierzęcą i ludzką naturą. O ile ktoś takową walkę w ogóle podejmuje, bo jeśli nie to dopuszcza do głosu swoją zwierzęcość. O takich ludziach w 99% opowiada ten artykuł i w ich przypadku argumentacja o zasobach, statusie, alfa itp ma sens. Ci którzy starają się być bardziej człowiekiem niż zwierzęciem, a wiec korzystać z możliwości przewartościowywania potrzeb jaką daje nam wolna wola i samoświadomość, potrafią przezwyciężać instynkty i wydobywać się ze schematu. Jest to ciężkie, rzadko kiedy pełne (nawet ci, którym na jednym polu się udaje mogą dalej upadać na innym) i wymaga starań do śmierci, bo tego się nie zyskuje na stałe. Jest to jednak jedyny sposób na bycie człowiekiem w pełnym tego słowa znaczeniu. Z własnego doświadczenia wiem, że można próbować szukać takich osób np we wspólnotach religijnych, ale to bynajmniej nie daje gwarancji sukcesu, bo są one pełne osób, które nie podchodzą poważnie to wartości, którym się one kierują, lub nie są na tę chwilę dostatecznie dojrzałe. Nie można tez oczekiwać, że spodobasz się kobiecie tylko dlatego ze ona jest dobrym, wartościowym człowiekiem – nikt nie chce być w związku na siłę, a co ona ma zrobić jeśli zwyczajnie się jej nie podobasz… Niezależnie natomiast od tego w jakim miejscu znajdziesz kobietę, z która nawiążesz jakaś relacje, kluczowe jest dogłębne zapoznanie się z tą drugą osobą i nie chodzi tu o seks, a o poznanie jej myślenia, jej problemów itp. Nazwijmy to poznaniem i zrozumieniem jej duszy. Musisz znać ją na wylot (i vice versa), w przeciwnym razie grasz w pokera i to bez patrzenia co jest na stole.
Ludzki instynkt wcale nie jest taki zły, jak się go współcześnie w naszej kulturze postrzega. Instynkt to nie tylko pokusy do złego, ale także cały zbiór pięknych zachowań, jak chociażby pomaganie innym, nawiązywanie przyjaźni, dbanie o przyrodę.
Wielu ludzi potrzega dzieci jako coś nieskalanego złem, prawie idealnego. Nawet w chrześcijańskiej Biblii jest, że aby wejść do królestwa bożego, musimy stać się jak dziedzi. A jak się zachowuje dziecko? Oczywiście instynktownie. Przecież te negatywne cechy dziecka, takie jak niemożność samodzielnego zapanowania nad pokusami do złego, są bardzo wyraziste. A mimo to, postrzega się dorosłych jako siedlisko zła a nie dzieci. Bo głównym źródłem tego zła nie jest instynkt, lecz kierowana kulturą/propagandą/pokusami świadomość, chcąca sama decydować o tym co jest dobre a co złe.
Wmawia nam się, że instynkt jest zły, bo cywilizacja narzuca nam styl życia z tym instynktem sprzeczny. Gdyby zaakceptować instynkt jako coś w przeważającej części dobrego, a tylko z pewnymi niedoskonałościami – pokusami do złego – dokładnie tak, jak przedstawia nam ludzką naturę Biblia, to trzeba by zacząć negatywnie oceniać cywilizację, rozwój techniki, edukację itp., a te twory/idee są nowym Bogiem, których kwestionować nie można. Tymczasem obecnie w naszej cywilizacji gra się na tych niedoskonałościach ludzkiego instynktu – pokusach do zachowań hedonistycznych – naraża się na nie ludzi jak tylko się da (przez reklamy, propagandę) – i odpowiedzalność za skutki zwala się na ludzki instynkt, a nie na świadome działania eksploatujące jego słabe punkty.
Walka z całym własnym instynktem to nie rozwiązanie. Ci którzy chcą się kierować wyłącznie wskazówkami z zewnątrz, a w żadnym stopniu nie własnym instynktem, szukają duchowej/emocjonalnej śmierci. Chcą aby przy życiu zostało wyłącznie ciało i intelekt, służące jakiemuś wątpliwemu celowi, narzuconemu z zewnątrz.
Absolutnie nie nazwałbym tego stanu „bycie człowiekiem w pełnym tego słowa znaczeniu”. To jest bycie robotem, albo aktorem odgrywającym rolę. Potwornie niesatysfakcjonujący stan, do którego przetrwania prawdopodobnie konieczne jest wsparcie farmakologicznie, bądź alkoholem lub innymi używkami, które sztucznie zmienią stan emocjonalny człowieka.
Ze swoim instynktem trzeba nauczyć się żyć. Obserwować jego słabe strony i unikać sytuacji, w których będą one wykorzystywane, bo silna wola do walki z pokusami jest ograniczona. Nie wmawiać sobie, że się skutecznie przezwycięża własny instynkt. Ale poza tymi nielicznym wyjątkami, trzeba postępować z instynktem w zgodzie. Za to otrzymamy od własnego organizmu nagrodę w postaci dobrego samopoczucia.
Ciekawe ujęcie tematu przedstawiłeś Pokazałeś rożne aspekty ludzkiego instynktu
I oczywiście zgadzam się, że instynktu nie można eliminować bo to niemożliwe jest. Natomiast B12345 chodziło o ten aspekt ludzkiego instynktu, który dotyczy wyboru partnera do związku. No i w tym względzie to trzeba jasno stwierdzić , ze nie jest to ta najbardziej chlubna część naszego instynktu. Owszem ona ma swoje uzasadnienie biologiczne, ale z perspektywy budowanie relacji międzyludzkich jest raczej szkodliwa. Dlatego w tym zakresie ważna staje sie praca nad sobą i w konsekwencji umiejętność przynajmniej w jakimś zakresie panowania nad tą strona ludzkiego instynktu.
Co do tego mam wątpliwości. Odnoszę wręcz wrażenie, że ten aspekt wyłączył ze zbioru instynktów, nad którymi kobieta powinna próbować zapanować. Stosowny cytat:
Oczywiście jestem zdecydowanie przeciwny próbie wejścia w związek, jeśli instynkt wprost sugeruje ucieczkę. Natomiast jeśli nie odczuwa się wprost zagrożenia, odruchowego wstrętu, lub jakiejś innej wyrazistej emocji nakazującej unikanie tej osoby, a jedynie brak przyciągania, to związek z taką osobą można dopuścić. Wydaje się, że dla społeczności ludzkich naturalne jest, aby to społeczność dobierała pary małżeńskie, a nie pary same siebie. Ta zasada obowiązywała w praktycznie wszystkich kulturach, również w prymitywnych społecznościach, a i w naszej kulturze została obalona stosunkowo niedawno przez romantyczną propagandę. I tutaj kobieta, która dostała męża, którego nie uważa za najlepszego kandydata, nie zostawała sama sobie z pokusami, dodatkowo jeszcze wzmacnianymi przez propagandę, jak jest dzisiaj. Dostawała emocjonalne wsparcie innych członków społeczności, którzy swoim wsparciem pomagali jej wytrwać w relacji, którą społeczność dla niej przewidziała.
„Oczywiście jestem zdecydowanie przeciwny próbie wejścia w związek, jeśli instynkt wprost sugeruje ucieczkę. Natomiast jeśli nie odczuwa się wprost zagrożenia, odruchowego wstrętu, lub jakiejś innej wyrazistej emocji nakazującej unikanie tej osoby, a jedynie brak przyciągania, to związek z taką osobą można dopuścić”
Powiem tak, masz dużo racji Z tym ze ja bym nie oddawał możliwości wyboru partnera społeczności (bo to dziś raczej mało realne), ale pozostawił kobiecie, z tym ze powinno to być uwarunkowane odpowiednim wychowaniem, wzorcami, normami społecznymi, kulturowymi, prawnymi itd, tak, aby mogła dokonać dobrego dla niej wyboru, a nie żyła fantazjami. a społeczność takie „dobre” wybory powinna wspierać i doceniać. A jeśli idzie o kwestie przyciągania to niekoniecznie musi go nie być. Większość ludzi jest po prostu przeciętnych i spokojnie może odczuwać przyciąganie do podobnych do siebie, zarówno dotyczy to kobiet jak i facetów. To, że dziś tak często nie jest, wynika raczej z kreowania wizerunku tego „wymarzonego wybranka/wybranki” przez współczesny system, media, propagandę itd.
Gdzieś tu się wcisnę do ciekawej dyskusji. Jeśli jeszcze do tego wszystkiego dodamy wątpliwą kwestę wolnej woli, to może wyjść na to że kierowani jesteśmy tylko przez instynkty i rozum nie ma nic do gadania poza usilną racjonalizacją dokonanego wyboru po fakcie. Być może jesteśmy pozornymi świadkami w machinie zwanej ciałem, a może nawet żadne stałe „Ja” nie istnieje, tylko wypadkowa różnych procesów umysłowych i złudzenie bycia sprawcą.
To że uczymy się pewnych idei nie oznacza jeszcze że później operujemy na nich świadomie, może to co głębiej pociąga za sznurki. Ja to widzę tak, człowiek od małego chłonie wiedzę, zapełnia umysł memami, a później mózg, tylko sobie znanymi mechanizmami obraca tymi pojęciami i je przerabia, a na końcu wypluwa do świadomości i przychodzi nagle olśnienie, jakaś nowa idea. Dlatego warto stale poszerzać horyzonty myślowe, dostarczać surowca mózgowi i oprócz logiki uczyć się myślenia lateralnego. Trochę odbiegłem od tematu, za to tu jest świetny filmik w temacie dla ciekawskich.
https://www.youtube.com/watch?v=YIBKAdz-mDU
zgadzam się z Tobą, trzeba pracować nad sobą i mieć jakieś wymagania, w pierwszej kolejności wobec siebie 🙂
To fajnie, ze się zgadzasz, choć sam nie wiem z czym konkretnie, bo wcześniej jak to samo mówiłem to raczej to kwestionowałaś
gdzie coś takiego mówiłeś?
Jakoś to Ty mnie przekonujesz moje myślni jest błędne, ostatnio było coś takiego 🙂
że wszyscy mi tłumaczą, a ja w kółko o moralności aż do znudzenia a to nic innego jak praca nad sobą 😉
a tu wychodzi, ze myślimy podobnie:)
Cały czas tłumaczyłem Ci to samo. Zresztą cały blog służy m.in. budowaniu świadomości w relacjach damsko-męskich, a tym samym również pracy nad sobą. To nie jest tylko kwestia samej moralności. Najpierw trzeba prawidłowo zdiagnozować rzeczywistość a później ewentualnie pokazywać rozwiązania.
Na blogu jest wiele tekstów, które dobrze ukazują czym kończy się uprzywilejowanie kobiet, schlebianie ich instynktom, stawianie ich w centrum wszechświata jak ma to miejsce dzisiaj. To sprawia też, że ilość kobiet skłonnych do rozwoju, pracy nad sobą jest raczej niewielka. No bo po co miałyby to robić jak zewsząd słyszą że są jedyne najlepsze i zasługują na wszystko co najlepsze.
a gdzie ja pisałam, że współczesne uprzywilejowanie kobiet jest dobre?
Aby złożyć rodzinę, i wychować potomstwo i być szczęśliwymi (i to szczęście dawać) jako matki, i żony.
„a gdzie ja pisałam, że współczesne uprzywilejowanie kobiet jest dobre?”
To było stwierdzenie faktu a nie odnosiło się do tego co Ty pisałaś. To uprzywilejowanie kobiet ma olbrzymie znaczenie dla tego w jaki sposób podchodzą później do facetów i swojej wizji związku.
„Aby złożyć rodzinę, i wychować potomstwo i być szczęśliwymi (i to szczęście dawać) jako matki, i żony”
Ok ale jak się wszystko dostaje na tacy, za darmo to trudno żeby mieć motywację do rozwoju i pracy nad sobą.
a jaka jest wizja kobiet związku, napisz jak Ty to widzisz, może czegoś nowego się nauczę, lub dowiem, ewentualnie potwierdzisz „moją wizję” 🙂
Co przeciętna kobieta dostaje na tacy?
Wykształcenie, pracę?
To wszystko „musi” osiągnąć sama, ewentualnie z pomocą rodziców (ale to już zależy jakie ma pochodzenie – również dotyczy to mężczyzn).
Odpowiedzi na pytania które zadajesz znajdziesz tutaj na blogu. Nie bedę tego wszystkiego tłumaczył od początku, bo i po co skoro świetnie to zrobił autor bloga.
Jaka jest wizja związku współczesnych kobiet? W skrócie być księżniczką i niech facet wszystko zapewni albo niech wnosi więcej niż oferuje „królewna” (która jest oczywiście „niezależna i samowystarczalna”) plus decyzyjność po stronie kobiety, bo „wie lepiej, co jest dobre dla związku” (oczywiście „pod płaszczykiem tzw. wspólnego decydowania”), ale odpowiedzialność za „złe decyzje” spada już na faceta. Oczywiście to wszystko ubrane w odpowiednią ideologię równości, partnerstwa itd.
Dziś kobieta bez faceta nie zginie. Nawet jak w życiu dokonywać będzie złych wyborów to i tak państwo socjalne przyjdzie jej z pomocą.
A jeśli idzie o sama pracę to też tutaj równości bym nie widział. Kobiety znacznie częściej wykonują różne proste prace biurowe, rzadziej uzyskują realne wykształcenie, które najczęściej buduje wyłącznie ich wysokie ego
ale ja nie pytam się autora bloga, jego zdanie już znam a Twoje, chyba że powielasz jego myślenie i przyjmujesz za swoje 🙂
Księżniczki,
są kobiety, które nie są księżniczkami a normalnymi kobietami i jest ich niemało, a jednocześnie mają bardzo dobre wykształcenie, pracują tam gdzie jest praca (nie wszyscy robią zawrotne kariery, mężczyźni też nie wszyscy wybijają się na samą górę na tego „prezesa” pracuje sztab ludzi bez których nie jeden lider by sobie nie poradził).
100 lat temu kobiety też żyły bez mężczyzn, znam historie kobiet które zostały same z małymi dziećmi i przeżyły. Nie jest to wyznacznik, z tzw. socjalu korzystają również mężczyźni, nie same kobiety.
Z drugiej strony jako samotna matka nie mam profitów od „Państwa” w utrzymaniu dziecka, chyba że czymś mnie zaskoczysz i będziesz mógł podać choć jeden przykład co takiego pracująca samotna matka dostaje, a czego by w takim samym położeniu nie dostał mężczyzna.
Nie powielam niczyjego myślenia tylko w wielu sprawach zgadzam się ze zdaniem autora, które prezentuje w swych tekstach. Po prostu ludzie mogą mieć podobne zdanie, poglądy i spojrzenie na rzeczywistość, choćby w jednej dziedzinie czy sprawie. To nie ma nic wspólnego z powielaniem czyjegoś myślenia.
No cóż mogę powiedzieć. Jak wiele współczesnych kobiet lubisz budować teorie i wyciągać generalne wnioski na podstawie wyjątków lub opisywać zjawisko z perspektywy mniejszości. Aby wnioski były reprezentatywne trzeba je wyciągać na podstawie dominującego trendu, a nie odchyleń od niego.
To, że są normalne kobiety, dobrze wykształcone, to ja tego nie neguję, ale jakie to ma znaczenie dla wniosków o których pisałem. Chodzi o skalę zjawiska.
Mówisz, że są faceci i kobiety, którzy normalnie pracują i nie robią oszałamiających karier. No jasne, ze tak. To jest większość ludzi, zwłaszcza w naszym wciąż biednym , generalnie, kraju.
Ale i nawet na tym przykładzie dobrze widać, że o żadnej równości między kobietami i facetami nie ma mowy. O ile kobieta sobie tam zwyczajnie pracująca będzie doceniana jako ta która sobie radzi itd, o tyle już facet przeciętnie żyjący, będący w związku z taką „normalną” kobietą ma małe szanse na szacunek i uznanie z jej strony.
Państwo socjalne wspiera przede wszystkim kobiety. Ilość facetów korzystających z tego typu „dobrodziejstw” to margines. A to, że nawet 100 lat temu kobiety musiały sobie radzić same to oczywiście prawda , ze były takie, a w czasie wojen było ich nawet sporo. Z tym, że nie zmienia to faktu, ze były to jednak sytuacje wyjątkowe na tle całości ówczesnych relacji społecznych. Generalnie było tak, że kobiety albo za nie ich rodziny musiały dobrze wybrać przyszłych mężów, bo jak wybrały źle to zostawały ze wszystkim same, a kobiety lubią bezpieczeństwo Dlatego nie było to takie proste porzucić swego męża lub wiecznie szukać tego księcia.
Dzisiaj państwo socjalne rozdaje zasiłki 500+ emerytury wcześniejsze dla kobiet przy statystycznie dłuższym okresie życia kobiet, alimenty, możliwość przejęcia majątku męża przy rozwodzie itd. Samotna matka jak nie ma gdzie mieszkać to zawsze zatrzyma się w jakimś domu dla samotnych i przetrwa, albo zajmie mieszkanie bylego męża Aby nie zachorowała to jest masa programów profilaktycznych dla kobiet i dzieci. Cały system jest zbudowany pod kobiety i ich potrzeby.
Mówisz że facet w takim położeniu tez by dostał to samo. A ile jest facetów takim samym położeniu? Zobacz jak facet leci na sam dół to nikt mu raczej nie chce ochoczo pomagać Porównaj kto stanowi większość choćby wśród bezdomnych
Skala zjawiska jest zawsze 100%
Zauważ, że Ty skupiasz się na mniejszym x% (dokładnych danych nie mam, może masz informację ile jest rozwodów w odniesieniu do małżeństw?).
Lub ile jest kobiet księżniczek a ile normalnych dziewczyn?
Z tym wykształceniem to jest jeszcze tak, że jeżeli ktoś go nie ma nie oznacza, że jest gorszy, zwyczajnie wykonuje inną pracę np. fizyczną.
Przykład tego kierowcy TIRA, który z narażeniem życia ratował ludzi, sądzę że było więcej osób, ale to kierowca zareagował.
O jakim zjawisku mówisz i w odniesieniu do kogo? Ja mówię o generalnym trendzie, a ty jak zwykle odwracasz kota ogonem. To nie jest poważna dyskusja. Odnoś się merytorycznie to może coś z tego będzie wynikać.
Dziś prawie każda kobieta w większym lub mniejszym stopniu jest jakoś „zarażona’ feminizmem i prezentuje „księżniczkowate” zachowania. A wokół siebie ma facetów pantofli którzy dodatkowo te zachowania wzmacniają plus media i cały system.
A czemu miał służyć ten przykład tego kierowcy TIRa. Co chciałaś tym udowodnić?
mówię o tym samym zjawisku co Ty, tylko nie skupiam się na mniejszości „księżniczek”, normalnych dziewczyn jest więcej.
Zresztą cały czas mówisz o „generalnym” czy ” prawie każda kobieta ” a to sugeruje że w populacji kobiet to ile % – 90% czy może 95%? Jak mamy rozmawiać to podaj statystyki, badania ile jest tych „księżniczek”.
I jak myślisz, czy kobieta wychowująca dzieci, pracująca zawodowo, naprawdę jest księżniczką? Czy kobiety uczące się, zdobywające zawód, pracujące na swoje utrzymanie są księżniczkami? Zajrzyj do GUS i sprawdź ile kobiet pracuje, a ile jest zarejestrowanych w jako bezrobotne, ile jest rencistek, w wieku produkcyjnym i możemy wtedy mówić o merytorycznej rozmowie 🙂
A jeżeli chodzi o kierowcę TIRa to dowód na to, że nie trzeba być jakoś specjalnie wykształconych, czy inteligentnym aby być dobrym człowiekiem, a mam inny przykład
https://www.deon.pl/po-godzinach/ludzie-i-inspiracje/art,738,17-latek-z-zespolem-downa-uratowal-dwie-dziewczynki-przed-utonieciem.html
To czy kobieta pracuje czy nie nie ma żadnego znaczenia dla kwestii tego czy jest księżniczką. Księżniczka to taka która uważa się za pępek świata (nawet jak wprost tego nie mówi to tak uważa lub udowadnia to swoim zachowaniem) i ma całą listę żądań nie potrafiąc obiektywnie spojrzeć na siebie i co sobą reprezentuje. Jakie ma to znaczenie czy to będzie 90% czy 99%. Trend jest oczywisty.
Normalnych dziewczyn jest więcej? Co ty rozumiesz jako normalność
I nie jest to kwestia statystyk jak się tobie wydaje, choć i pewnie tu można by zrobić analizę porównawczą, choćby z czasami które przywołałaś. Ale np statystyki rozwodów tu nic nie wniosą, bo oprócz rozwodów jest masę związków, które formalnie trwają, ale nie są to związki miłosne. A jeśli już to z tego co pamiętam to chyba aż 80% wniosków rozwodowych wnoszą kobiety. Pewnie taki przypadek.
A dlaczego twierdzisz, ze to kobiety zajmują się dziećmi. Owszem tak jest w przeważającej liczbie ale same przejęły nad nimi kontrolę nad ich wychowaniem to co się dziwić. To kobiety w przypadku rozwodu otrzymują opiekę nad dziećmi No chyba tego nie kwestionujesz Tez ci potrzebne tu statystyki? Zresztą porównaj sama jeśli tak chcesz ile jest dzisiaj singli, 40 czy 50 letnich starych panien, rozwodów, a ile było kiedyś w tym „złym” patriarchacie.
Hołdowanie hipergamii, instynktom kobiecym, ustawianie całego systemu politycznego, społecznego, ekonomicznego pod potrzeby kobiet sprawia, ze kobiety
zostają tymi księżniczkami, bo niby czemu nie. Nie jest to wcale zaskakujące jeśli patrzy się na całość zjawiska i uwarunkowania jakie leżą u jego podłoża.
A używam przymiotnika „generalny” bo mówimy tu współczesnym trendzie w relacjach damsko męskich , a nie wyjątkach od niego. Zresztą wyjątki tylko potwierdzają regułę.
to my mamy całkiem inne wyobrażenie o „księżniczkach” 🙂
Kobieta, która pracuje po pracy biegiem odbiera dzieci, wiezie na zajęcia, w ogarnia dom, i Ty chcesz ją zrównać z dziewczyną, która żadną pracą się nie zajmie bo, np. „się nie opłaca”, bo ma sponsora?
I Ty je zrównujesz wrzucasz do jednego stereotypu „księżniczek”, dlatego rozumiem, że wychodzi Ci 99%.
Cóż dla mnie księżniczką jest ta co się tak zachowuje, do pracy nie pójdzie bo i po co (a jak już pójdzie to rewia mody, i większe znaczenie ma kolor tipsów niż konkretna robota), rodziny nie założy, bo to trzeba się z kimś dogadać itp. a jeszcze dzieci i obowiązki z tym związane.
No tak zdecydowanie mamy inne wyobrażenie. No bo co z tego że ta według Ciebie „normalna” kobieta idzie do pracy i zajmuje się swoim dzieckiem. Robi to dla siebie i swojego dziecka. Ale jednocześnie zazwyczaj uważa się za bóg wie kogo, ma całą listę żadań wobec swojego partnera i jest wiecznie niezadowolona itd. A to że gdzieś tam pracuje (tu też warto zobaczyć co to za praca) i zajmie się dzieckiem (zresztą nie zawsze właściwie w sensie wychowawczym, a nawet dość częśto nie), to tylko buduje jej wielkie ego, buduje skalę zasług w jej mniemaniu i zwiększa wymagania wobec partnera. Do tego jeszcze koleżaneczki swoje dołożą i masz normalność we współczesnym wydaniu Więc gdzie tu taka wielka różnica. Tak samo zaburzona tylko miała mniej szczęścia i nie trafiła na swego „księcia”.
a dlaczego ma być wiecznie niezadowolona, dziecko nie jest jej, dziecko nie jest niczyją własnością, nie jest przedmiotem, jest to mały człowiek, który wymaga opieki i całej uwagi dwojga rodziców. Do prawidłowego rozwoju potrzebuje mamy i taty, jeżeli z jakiegoś powodu tego ojca nie ma to dziecko potrzebuje więzi z tym nieobecnym ojcem, tzw. „korzeni”.
Ojciec odpowiada za swoje potomstwo, jak również osoby adoptujące dziecko odpowiadają za nie bo to kwestia odpowiedzialności.
Mówisz o liście życzeń, nie wiem czego oczekują „księżniczki”, normalne kobiety zakładam, że bezpieczeństwa, miłości, akceptacji, wierności, lojalności, wytrwałości w pokonywaniu trudności. Również potrafią to dać od siebie 🙂
No i podstawa tzw. dom to relacja między współmałżonkami i sposób w jaki się do siebie odnoszą, nie auto, mieszkanie, meble, materializm, wycieczki, prywatne szkoły.
Można mieć wszystko, a jednocześnie nie mieć tego co jest najważniejsze i zmieniać partnerów seksualnych jak rękawiczki.
„a dlaczego ma być wiecznie niezadowolona, dziecko nie jest jej, dziecko nie jest niczyją własnością, nie jest przedmiotem, jest to mały człowiek, który wymaga opieki i całej uwagi dwojga rodziców. Do prawidłowego rozwoju potrzebuje mamy i taty, jeżeli z jakiegoś powodu tego ojca nie ma to dziecko potrzebuje więzi z tym nieobecnym ojcem, tzw. „korzeni”.
Ojciec odpowiada za swoje potomstwo, jak również osoby adoptujące dziecko odpowiadają za nie bo to kwestia odpowiedzialności.”
Dlatego bo trafiła na faceta, który jednak nie spełnia jej wygórowanych pragnień, to nie ten o którym marzyła. I w zasadzie każdy powód będzie dobry, aby uznać, że facet jest nie wystarczająco dobry.
Dziecko jest kobiety, bo jest jego matką, a rola ojca została dziś bardzo zmarginalizowana (system prawny też w tym nie pomaga).
„Mówisz o liście życzeń, nie wiem czego oczekują „księżniczki”, normalne kobiety zakładam, że bezpieczeństwa, miłości, akceptacji, wierności, lojalności, wytrwałości w pokonywaniu trudności. Również potrafią to dać od siebie”
Idealizować sobie można od czasu do czasu, ale lepiej nie odpływać za bardzo. Liczy się twarda rzeczywistość. To co napisałaś powie większość kobiet. W praktyce jest jednak odwrotnie
dziecko nie jest kobiety,
to jest błąd myślowy, dziecko jest odrębna istotą ludzką, a odpowiedzialność za jego wychowanie spoczywa na obojga rodziców 🙂
Nawet są szkolenia jak wychować dziecko bez przemocy, jak radzić sobie z jego emocjami itp.
to pewnie idealistka ze mnie 😉
no ale na poważnie tego oczekują i mężczyźni, bo to tworzy prawidłową relację,
dopiero na tej płaszczyźnie można mówić o budowaniu jakiegoś prawidłowego związku, bez tych podstawowych cech,
jesteś wstanie być z osobą, która burzy Twoje poczucie bezpieczeństwa, lub nie akceptuje Ciebie bo masz np. krzywe zęby i wyśmiewa ten defekt? 5 min, z taką osobą byś nie był, 😉
a jeszcze dorzucę szacunek do siebie i drugiej osoby 😉
Ja mówię o tym jak wygląda dziś rzeczywistość na płaszczyźnie o której rozmawiamy , a Ty jak powinna wyglądać.
Poza tym za tymi wymogami o których napisałaś już odpowiedziałem Ci co stoi. Kobiety rzadko mówią wprost, tylko wolą ubierać wszystko we wzniosłe słówka czyli idealizować głównie siebie
Ty nie mówisz jak wygląda rzeczywistość, skupiasz się na negatywnych kobietach i imputujesz, że wszystkie (no prawie wszystkie 99%) takie są,
a to nie prawda,
mówisz, że kobiety dodatkowo kłamią,
tak jak mężczyźni,
jeżeli złapiesz kogoś na kłamstwie lepiej od takiej osoby trzymać się z daleka, i na 100% się z nią nie wiązać, może jeszcze konfabulować,
Dotyczy to i kobiet i mężczyzn 😉
No można jeszcze na czynniki pierwsze to rozłożyć:
bezpieczeństwo= ma byc kasa
akceptacja= akceptacja tego czego pragnie kobieta nawet jak to jest mało racjonalne W drugą stronę raczej takiej akceptacji nie będzie.
Wierność, a i owszem niezależnie od sytuacji i postawy kobiety (czy ona oferuje to samo?)
Wytrwałość w pokonywaniu trudności (no tak facet powinien być wytrwały, bo trudności będą) jej wkład to zazwyczaj oczekiwanie aby rozwiązał problem, bo jest przecież facetem
nadal piszesz o aspekcie materialnym, nie o to mi chodziło, raczej o poczuciu, że dana osoba nie wyrządzi Ci krzywdy, nie zrobi czegoś co Ci zagrozi, Twojemu życiu, czy zdrowiu, nie opuści Cię jak się rozchorujesz, stracisz pracę, nie będzie na kolejną ratę kredytu za mieszkanie, ale wspólnie na spokojnie będzie szukać rozwiązań,
pisałam ze wzajemnością,
akceptacja czyli szacunek do inności, np. jak ktoś ma 2 cm krótszą nogę, to nienaśmiewanie się z jego ułomności, jeżeli z powodu stresu spadnie libido nie wyśmiewanie się z potencji partnera, ale wspieranie go, czy co tam sobie wymyślisz, każdy ma jakieś mankamenty jednym się one podobają innym nie, ale to w jaki sposób się do danej osoby odnosimy świadczy czy je akceptujemy, choć byśmy woleli aby tego nie było.
Pragnienia to nie akceptacja,
tak, normalne kobiety rzadziej zdradzają, a rozwiązłe lepiej omijać z daleka nawet na romans się nie nadają bo HIV można zarazić się przez ślinę, jeżeli masz np. aftę lub otarty naskórek, lub inną chorobą weneryczną, a po co to komu 😉
problemy rozwiązuje się wspólnie, i dobrze jeżeli nie wtrącają się osoby trzecie, znajomi, rodzina.
Brak rozwiązywania ich we dwoje świadczy o braku dojrzałości emocjonalnej jednej ze stron a taka osoba nie nadaje się do związku, (to nawet jest podstawa do stwierdzenia nieważności małżeństwa w KK)
No pięknie idealizujesz rzeczywistość. Gdzie Ty te kobiety spotkałaś takie wzniosłe wyrozumiałe, serce na dłoni. Skoro takie wspaniałe to czemu samotne lub w beznadziejnych związkach.
A prawda sprowadza się do 2 punktów
1 ma byc przystojny aby była chemia
2. mieć kasę aby wygodnie i bezpiecznie się żyło i najlepiej jakby oddał ją kobiecie
a kto pisał, że w beznadziejnych związkach 🙂
w normalnych związkach, gdzie raz się układa, a raz jest trudniej, ktoś choruje, ktoś zdrowieje, życie, dzieci, szpitale, rozbite kolana, praca, brak pracy, ważne jak się te trudności przechodzi,
W sumie co para to inna historia, Ty generalizujesz, wszystkie takie same złe i podłe, zakładam, że mieszczę się w większości, czyli w 99% 😀
Chociaż znam kilka świetnych grzecznych dziewczyn, które są samotne bo są nieśmiałe, i poukładane, poniżej 30, z mieszkaniem, dobrą pracą, itp.
Chociaż znam kilka świetnych grzecznych dziewczyn, które są samotne bo są nieśmiałe, i poukładane, poniżej 30, z mieszkaniem, dobrą pracą, itp.
No to wchodzą w internet, 5 minut i mają tone propozycji. Są same bo chcą być same, proste. Okazje mogą mieć wszędzie. Ba, nawet tutaj na stronie pewnie 😀 Tylko trzeba chcieć. Nie można być 30 latką na tyle nieśmiałą by np. bać się spotkać, to już patologia jest.
mówisz, że i tutaj na stronie jest możliwość spotkania? 😉
hym, 🙂
a nawet mówiłam jednej dziewczynie o tej stronie, aby weszła i poczytała to lepiej zrozumie współczesnych mężczyzn 🙂
mężczyznom też polecam Twoją stronę, niech czytają i się uczą 😉
mówisz, że i tutaj na stronie jest możliwość spotkania?
hym,
W życiu okazje trzeba sobie kreować, a nie czekać aż z nieba spadnie, albo szukać wymówek, że nie to miejsce, nie ten czas, nie coś tam…
no ale do spotkania to powinny być chętne dwie osoby, nie tak, że jedna, więc który z panów miałby być zainteresowany spotkaniem ze mną? 😉
Orki, przypominam Ci że ty masz męża, już się zaczyna!? Bo Ci zaraz odetnę neta i będziesz miała spokój, widzę że forum Ci nie służy 😀
Alan,
ależ Ty to mój internetowy braciszek jesteś 🙂
muszę dbać o Twoje nerwy 😉
No właśnie, więc nie randkuj na forum, tam naczynia w zlewie czekają do umycia : D 😛
ale jak mam nie randkować, to gdzie tego męża mam znaleźć? 😉
naczynia jak naczynia, konfiturę na zimę trzeba zrobić 😉
Wszystko zależy czym dla ciebie jest normalność.
ja tu nie tworzę generalnych ocen kobiet. Mówię o naturze kobiet bez oceniania i jej wpływie na dzisiejszą rzeczywistość pozbawioną tych ograniczeń, które istniały kiedyś i konsekwencjach z tego wynikających.
normalność jest wtedy, jak przeciętny mężczyzna wiąże się z przeciętną kobietą, wychowują przeciętne dzieci, dogadują się, wspierają i uzupełniają, rozwiązują swoje problemy, i wspólnie ciągną wózek zwanym życiem, bez zdrad, rozwodów, itp.
Jak jest choroba to jedno trwa przy drugim, jak jest dobrze to się razem cieszą, itp.
ot normalność,
No tak tylko, ze kobiety tej normalności nie pragną same z sibie
jak nie pragną, to chcesz powiedzieć, że 99% małżeństw jest nienormalna 😉
a wszystkie te związki w konkubinacie też nienormalne 😀
kobiety dziś pragną księcia mega doznań emocji kasy a nie normalności
widocznie wiesz lepiej czego pragną kobiety,
normalność jest najlepszą relacją jaką może człowieka spotkać 🙂
lepiej mieć normalnego męża, niż bogatego księcia zapewniającego emocje (w tym negatywne),
Ładne, młode, grzeczne, z dobra robotą i nieśmiałe? Mało realne, albo tak jak mówi RedPillerPL to zakrawa na patologię
kolejny raz chowasz się za słowami innego mężczyzny, nie jest to patologia,
tylko świadomość, że jeżeli wdadzą się w romans to konsekwencję tego one poniosą i dziecko same będą wychowywać,
a jaki mężczyzna współcześnie ma zasady?
RedPillerPL
jest przeciwny formalnym związkom, więc taka dziewczyna może jedynie zostać rozwiązła i pozwolić się uwieść mężczyźnie,
Jakie to czasy, że porządne dziewczyny nazywane są patologicznymi 🙂
Nie wyciągajmy słów z kontekstu. Patologią nazwałem chorobliwą nieśmiałość np. jeśli bałyby się spotkać i tylko tak siedzą same i siedzą i nic w kierunku znalezienia faceta nie robią.
No ale jak wymagają ślubu no to raczej nie tutaj, choć kto wie, czytelnicy są różni. Z jednymi rzeczami się zgadzają, z innymi nie.
a co można zrobić w kierunku znalezienia faceta?
Pójść na imprezę? Stara zasada mężczyzn, na imprezie zalicza się panienki, nie szuka się tam stałych związków.
Szukać w pracy? #metoo, więcej tłumaczyć nie trzeba (choć to najlepsze rozwiązanie, przy spokojnej osobie)
Portale randkowe? Chyba za dużo naczytałam się o eksperymentach a co za tym idzie ma się to ograniczone zaufanie.
No jeszcze wspólnoty kościelne, ale tam na jednego mężczyznę przypada 150 samotnych kobiet 😉
o czymś zapomniałam?
No dobrze, kobieta nie może zrobić nic i niech nie robi nic :>
Może to i lepiej… jeszcze jakiś facet zrobi skok na jej zasoby. Przecież my faceci marzymy o pieniążkach tych zaradnych „myszek”. 😀
jak to nic?
spójrz powyższe pozycje, 😉
jeszcze zostaje Twoja strona, ale przecież jak szukać męża wśród mężczyzn, którzy nie popierają małżeństwa, a w niektórych przypadkach nawet związków damsko-męskich?
No jak? 😉
jak szukać męża wśród mężczyzn, którzy nie popierają małżeństwa, a w niektórych przypadkach nawet związków damsko-męskich?
I tu dopiero uchwyciłaś czego szukacie z tymi ładnymi i nieśmiałymi koleżankami. Nie mężczyzny, nie partnera, a w pierwszej kolejności męża. Jakbyście szukały mężczyzny, może przyjaciela, może miłość to trochę inaczej i wtedy można wszędzie, bez paranoicznego strachu, że nawet na portalu randkowym to jakiś test. Wystarczy minimum IQ, by sprawdzić czy delikwent jest prawdziwy, ale też nie zakładać od razu, że jest eksperymentatorem (np. mną). Tacy ludzie zdarzają się raz na pewnie setki profili.
ja piszę o sobie 😉
nigdy tego nie ukrywałam, i chyba już nie raz o tym pisałam, przyjaciel jest najlepszym materiałem na męża a jeżeli jest pociągający i jest tzw. chemia to wręcz ideał 🙂
no ale wiesz to jak szukanie tego św. Graala 😉
co do eksperymentów nie byłeś pierwszy, sama byłam świadkiem „randkowania” starszych kolegów na studiach, świetna zabawa, pewnie mieli ubaw zwłaszcza Ci co mieli sprawdzić czy amant przyszedł z kwiatkiem na umówione spotkanie.
Ja zakładam gorsze scenariusze 😉
Ktoś tu chyba zderzył się ze ścianą (odsyłam do słownika pojęć RedPill). Męża przecież znalazłaś. A że teraz ściana? Z taką ścianą (w znaczeniu problem, a nie RedPillerowym) większość mężczyzn zderza się w zasadzie od samego początku.
ja zadałam pytanie, a Ty odsyłasz mnie do słownika, zawsze mogę, zacząć uwodzić tak? 😉
no i trochę zejść z oczekiwań i umawiać się z rozwodnikami (ślubu kościelnego by nie było), no i podstawa rozwiązłość, 😉
ale gdzie w tym wszystkim by była autentyczność, jakieś pozory, gra itp.
a jakiego koloru jest ta ściana?;)
Mało to wdowców? Mężczyzn po samych ślubach cywilnych (wówczas formalnie ślub kościelny jest możliwy). No, ale jak Ci się nawet do słownika pojęć nie chce zerknąć, to czego można oczekiwać?
dzięki za wyjaśnienie 🙂
od razu człowiek mądrzejszy jak z Tobą rozmawia, ale nie opowiedziałeś na ostanie pytanie jakie zadałam w komentarzu , może autor słownika będzie znał odpowiedź 😉
Za nikim sie nie chowam Tylko mogę się z kimś zgadzać albo nie Poza tym to mało rozsądne pisać to co już ktoś wcześniej napisał. czego tu nie rozumiesz?
Jeśli naprawdę jest ładna , młoda to dziś nie będzie miała żadnego problemu znaleźć faceta. Bo dzisiejsi pantofle stawiają tylko te dwa wymogi i to tez nie zawsze.
„a jaki mężczyzna współcześnie ma zasady?” I ty mówisz o generalizowaniu.
Formalność związku jest drugorzędna Liczy się jakość relacji, na czym ona jest zbudowana. dlatefo samo tkwienie w związku o niczym pozytywnym jeszcze nie świadczy
no jacy mężczyźni mają zasady i nie oczekują od kobiety współżycia?
Pytam poważnie, znasz odpowiedź?
Formalność związku jest pierwszoplanowa, świadczy o przyjętych obowiązkach i podjętych decyzjach.
Jakość związku buduje się przez lata, całe życie, dopiero w chwili śmierci będziesz mógł powiedzieć o jakiejkolwiek jakości, 😉
No ale nie wiem o jaką jakość Ci chodzi, może o dwie super zadbane osoby, inteligentne, wykształcone, z ustabilizowaną pozycją społeczną, zapleczem finansowym, płci przeciwnej, które spędzają z sobą miłe chwile, uprawiają seks, a jak coś nie pasuje wiążą się z innymi osobnikami, konkubinat jest wskazany mniejsze zamieszanie przy wymianie modelu.
no jacy mężczyźni mają zasady i nie oczekują od kobiety współżycia?
Można mieć zasadę do 2 randki seks, albo do widzenia. Też zasada. Co prawda nie religijna, ale zasada. Często pokazująca kim jesteśmy dla tej osoby, czy się jej podobamy, czy będziemy tracić czas. Po co się obudzić z zimną kłodą po ślubie i 20 lat się męczyć, albo zdradzić właśnie, bo miało być pięknie, miało być współżycie, a wyszło picie, bicie i tycie.
to najlepiej z takim kimś chodzić na niezobowiązujące spotkania, druga randka dopiero po ślubie 😉
Małżeństwo niczego nie gwarantuje poza jednym i to tylko kobiecie. Utrudnia odejście faceta, gdy w związku jest źle. No związek trzeba budować. Wszystko wymaga czasu. Składanie bezmyślnych ślubowań bez żadnych podstaw to dopiero głupota.
A dlaczego facet miałby nie oczekiwać współżycia? Co jest złego w seksie? Chyba nie wiąże się z kumplem, tylko z kobietą.
małżeństwo to poważna decyzja, powinna być podjęta świadomie, dobrowolnie, nie pod wpływem emocji i namową, groźbą osób drugich,
odradzam małżeństwa z powodu dziecka,
Tak się zastanawiam, czy kiedyś zdejmiesz te klapki z oczu i zauważysz, że mogą być szczęśliwe związki niesformalizowane. To tylko papierek.
ech,
no pewnie, że mogą kto pisała, że nie mogą, one prawie zawsze są szczęśliwe, jak coś zaczyna się psuć to następuje wymiana na kolejną osobę, z którą tworzy się kolejny szczęśliwy związek itd. 😉
Przesadnie generalizujesz.
naprawdę?
a co byś był z kimś kto nie nadaje się do współżycia, z alkoholikiem, inną osobą uzależnioną, czy chorą?
To zależy. Gdyby miała świadomość problemu i podjęła się leczenia, to nie byłoby wykluczone. Ale nie miałem takich dylematów.
a gdyby tej świadomości nie było, i gdyby leczenie było poprzeplatane nawrotami choroby?
To nie ma takiej opcji. Nawet gdyby to była ostatnia kobieta na świecie, to nie zdecydowałbym się na ratowanie gatunku ludzkiego. Lepsza samotność niż życie z kimś toksycznym.
czyli 15 lat w konkubinacie,
1) kobieta ulega wypadkowi – uraz głowy części czołowej, ma zmiany w osobowości, zostawiasz ją bo się zrobiła toksyczna,
2) okazuje się, że kobieta pod wpływem stresu ma zdiagnozowany np. CHAD zostawiasz ją, bo jest toksyczna,
3) przykładów można mnożyć.
Małżeństwo „w zdrowiu i chorobie”
i Ty się jeszcze dziwisz dlaczego konkubinat to nie małżeństwo.
2) okazuje się, że kobieta pod wpływem stresu ma zdiagnozowany np. CHAD zostawiasz ją, bo jest toksyczna,
Małżeństwo „w zdrowiu i chorobie”
Zależy czy tą chorobą nie atakuje nas i czy ją leczy, to też ciekawy aspekt. Zresztą są terapie nie tylko dla par małżeńskich.
zawsze ma to wpływ na rodzinę, od depresji do manii, w tym rozwiązłość seksualna i alkoholizm znane postacie to Churchil, Hemingway.
a jest jeszcze autyzm (w tym zespól Aspergera) i brak umiejętności społecznych np. Einstein,
Nawet przewlekała choroba typu nadciśnienie, czy przeżyty udar ma wpływ na psychikę.
Czyli 15 lat w małżeństwie i okazuje się, że mężczyzna pod wpływem stresu popada w alkoholizm i zaczyna tłuc żonę.
Małżeństwo „w zdrowiu i chorobie”…. Życie nie jest takie proste i przede wszystkim zgodne z Twoimi wyobrażeniami. Ponadto ja pisałem, że nie wszedłbym w związek z osobą, która wie, że ma problemy psychiczne, ale ich nie leczy. To skomplikowane, a przede wszystkim hipotetyczne sytuacje. Ja dopiero mogę ocenić KONKRETNĄ sytuację. Najczęściej ci, którzy dużo mówią o tym, jacy to niby są wartościowi i do rany przyłóż, to tylko o tym mówią, a co innego robią. Czy Ty nie jesteś w stanie zrozumieć, że tak jak bita żona powinna odejść od oprawcy, tak czasami również mężczyzna, nad którym żona znęca się psychicznie? No, ale jak chłop bije, to biedna kobieta i niech od niego ucieka. Jak kobieta się znęca nad mężczyzną, to hehe, sam sobie winien. Zrobił dziecko, niech płaci itd. Nie jesteś w stanie zrozumieć, że nie wszyscy ludzie w konkubinacie uciekają ze związku przy pierwszym lepszym problemie? Ja wiem, że ludzie mogą być szczęśliwi, kiedy żyją zgodnie z zaleceniami wiary, ale jak widać nie działa to w drugą stronę. Brak otwartości i tolerancji na wybory innych. Nie buszuję po katolickich stronach i nie piszę im, że konkubinaty są super. Jak dla mnie zderzyłaś się po prostu ze ścianą, bo przecież jakoś wcześniej nie miałaś problemu ze znalezieniem męża. Teraz kombinujesz jak tu usidlić sobie jakiegoś betę, który od Ciebie nie ucieknie. W życiu nie ma pewności, to kwestia zaufania. Równie dobrze partnerka może odejść ode mnie w każdej chwili, ale nie latam za nią, żeby mi podpisała jakiś papierek. Kwestia zaufania. Do partnera biznesowego takiego zaufania nie mam, to trzymam weksel. Jakoś tak się składa, że w większości domów dokumentami i finansami zarządzają kobiety. Dlaczego? Ja bym powiedział, że po prostu to brak zaufania, tak jak w moim przypadku do partnerów biznesowych, wobec których uznaję zasadę, że zaufanie dobra rzecz, ale odpowiednie zabezpieczenie transakcji jeszcze lepsze. W związku takiej zasady się nie trzymam w przeciwieństwie do większości kobiet, które „nie czują się bezpiecznie” bez papierka.
och weksel, kilka muszę zlikwidować, dobrze, że przypomniałeś 😉
Właśnie konkubinat to brak zaufania, dlaczego, bo nie ufasz swojej partnerce na tyle aby związek zalegalizować, i trzymasz ją na pewien emocjonalny dystans (lub ona Ciebie), gdzieś tam w podświadomości macie zakodowane jak się przestanę „starać’ zwyczajnie pakujesz walizki i wystawiasz za drzwi (jeżeli to Twój dom), lub sam się pakujesz i wychodzisz (jeżeli dom kobiety).
Jesteście poddani długofalowemu stresowi, jak ta gotująca żaba od małej temperatury po wyższą, 😉
Alkoholizm, czy inne uzależnienia a czasami choroby o podłożu immunologicznym czy somatycznym są wywołane właśnie takim stresem, a czynnika stresogennego trudno zlokalizować i jednoznacznie określić, 😉
Nawet otyłość jest związana ze stresem oksydacyjnym i zaburzeniem łaknienia o podłożu stresogennym:)
Wiesz za bardzo bierzesz to do siebie, możesz być wyjątkiem od reguły i zwyczajnie u Ciebie ten konkubinat się sprawdza,
A jeżeli chodzi o konkretną sytuację, czasami lepiej dla kobiety i dziecka jeżeli ojciec jest nn, i nie płaci alimentów, nie ma z nim kontaktu (są to skrajne przypadki, ale się zdarzają), nawet więźniowie o swoich dzieciach wyrażają się przeważnie pozytywnie jednak są i tacy, którzy inaczej nie powiedzą jak o swoim dziecku jak pies.