Chris Rock vs Will Smith. Obrona kobiety, która zdradziła jest karygodna
Na rozdaniu Oscarów Chris Rock zażartował z „żony” Willa Smitha. Aktor początkowo się śmiał, ale nieuradowana mina partnerki sprawiła, że uznał, że musi wymierzyć sprawiedliwość czynem odręcznym na komiku. Żartem była łysina aktorki, którą komik chciałby zobaczyć w filmie w którym główna bohaterka obcina się na łyso, ponieważ idzie do wojska. Abstrahując od tego, czy był to żart z samej fryzury (tak to zrozumiałem na początku), czy z choroby (potem dowiedziałem się o łysieniu plackowatym, co już jest mniej smaczne) komicy żartują w ten sposób z różnych ludzi, z różnych grup społecznych, z różnych sytuacji i było to do przewidzenia (nie wiem czy społeczeństwo spisało gdziekolwiek listę z czego wolno żartować, bo z łysych, niskich, słabych, szczerbatych, czy innych mężczyzn z wadami/chorobami jednak się śmieją). Czy mężczyźni nie łysieją z powodu chorób? Owszem, a jakoś żartować z nas „wolno”.
Zaznaczę, że nie bronię tutaj nikogo, bo obie strony mogły zachować się inaczej, miały też powody, by zachować się w taki sposób, ale interesuje mnie przełożenie tych zachowań na zachowania społeczne w szerszym zakresie. Nie mogę nie wspomnieć na początku, że partnerka Smitha zdradziła go. On sam pokazał nie raz, że strasznie boli go ta sytuacja, mimo mglistych twierdzeń o „otwartym związku” (pytanie z kogo decyzji? – obstawiam, że jej), a ten mimo wszystko wstawia się za nią. Cóż za romantyczna, jednostronna miłość…
Na westernie wspomniani mężczyźni pewnie wypowiedzieliby sobie pojedynek na rewolwery i jeden z nich, by już nie żył, bo takie postawy wynikają z „tradycyjnej” mentalności obrony „honoru” kobiet.
Z jednej strony miałoby być to przedłużenie męskiego ego, bo gdy kobieta wybrana przez mężczyznę jest w jakiś sposób raniona, to mężczyzna ma uważać, że i on został zraniony – bo to jego decyzja o związku z nią jest wykpiwana. A jeśli tak, to reaguje przemocą (choć np. nauczenie się dystansu, odejście, czy odpowiedź żartem zwrotnym wcale nie jest mniej cywilizowanym wyjściem). Ale gdyby każdy miał się prać za byle żarcik dawno byśmy wyginęli…
Michał Żebrowski uważa, że Smith zachował się jak chłopiec.
Tutaj Smith sam żartuje z łysego mężczyzny (bo z mężczyzn śmiać się wolno, nie?)
Drugim powodem obrony kobiet jest nierówne traktowanie płci z naciskiem na uprzywilejowanie kobiet – przynajmniej w tym aspekcie. Jedni usprawiedliwiają sobie to biologią, inni kulturą, a inni myślą swobodnie. Trzecia grupa ludzi widząc, że nie jest to słuszna postawa – nie podlega ani pod biologiczne, ani kulturowe mechanizmy i postępuje inaczej.
Księżniczki moimi słowami będą zawiedzione (szczególnie te z patologii), bo one kochają jak mężczyźni biją się do krwi za nie i o nie. Są wtedy w centrum uwagi i czują się wartościowsze, niż ci mężczyźni. One z równością nie mają nic wspólnego, chcą być wyżej. Dla nich kontekst nie jest ważny, czy mężczyzna idzie z odsieczą z powodu żartu z choroby, czy czegokolwiek innego. Ważne, by ktoś się o nie bił. Każdy kto ma takiego obrońcę czuje się dowartościowany, więc nie usłyszymy wielu głosów sprzeciwu, a prędzej słuchy, że tak robią „prawdziwi mężczyźni”. Manipulacja męskim ego ciąg dalszy, a ulegli w to idą.
Te ucywilizowane, dojrzałe kobiety uważają, że jest to głupie, nierozsądne i prymitywne. Ba, same uważają, że potrafią się obronić, ponieważ są asertywne. Ale kto komu i czym chce zaimponować – swoi sobie.
Rycerz swojej księżniczki, czyli uromantyzowana nierówność płci prowadząca do gorszego traktowania mężczyzn i wybielania nawet toksycznych kobiet
Nierówne traktowanie płci w tym aspekcie prowadzi do tego, że:
- mężczyzna uważa, że jest obrońcą kobiety (nawet gdy ktoś z niej zażartuje, jak w tym wypadku), a czasem nawet gdy zwróci jej słusznie uwagę
- mężczyzna uważa, że z niego wolno żartować i „ma się nie obrażać” (a za tym obrażeniem się może iść przemoc zwrotna, albo cierpienie w ciszy), za to z kobiet żartować nie wolno (mają być chronione i mogą eskalować konflikt)
- mężczyzna uważa, że to jego męskość cierpi, gdy nawet jego ex kobieta jest obrażana (w tym wypadku to niby obecna żona, ale nawet jej tak nie nazywa)
- mężczyzna idealizuje sobie kobietę, stawia ją ponad samego siebie, czym wypiera krzywdę, którą mu spowodowała (ich poprzednia rozmowa o tym znajduje się tutaj; już w tym momencie widać było ewidentnie która strona jest bardziej zaangażowana w związek, która toleruje za dużo, a która podchodzi do tego w sposób zimny)
- mężczyzna nie ma żadnego problemu z tym, by nie gardzić kobietą, kiedy przyprawiała mu rogi (a powinien), tylko ma problem albo sam ze sobą (obniża mu się samoocena, nie czuje się męski), albo ma problem do kochanków kobiety, ponieważ uwierzył, że kobieta sama z siebie nie jest zdolna do złych uczynków, nie jest za nie więc odpowiedzialna, a odpowiedzialni są oni (uwiedli ją niedobrzy oni)
- nierzadko to sama kobieta steruje mężczyzną, by „wymierzył sprawiedliwość swoimi rękoma”… wszak wiadomo która płeć jest ważniejsza (przypomnienie o violence by proxy)
I niestety dalej znajdą się ci, którzy popierają nierówne traktowanie płci, role płciowe, czyli przypisywanie danych zachowań, cech, intencji do płci, a nie do człowieka indywidualnie. To wszystko z tego wynika. Sztuczne normy klasyfikujące komu wolno więcej, komu mniej.
Traumy Smitha, a branie na siebie win za nieswoje błędy
Will oczywiście jest wrażliwym mężczyzną, o czym nie wstydził się (?) mówić:
Rozwód był najgorszą rzeczą w moim dorosłym życiu — przyznał Will w programie Jady „Red Table Talk”. — (…) Wiele razy mnie zraniono, ale nie sądzę, by cokolwiek zbliżyło się do porażki, jaką stał się rozwód z matką mojego dwuletniego syna — dodał.
Wielokrotnie okazywał też emocje (w tym łzy) na wizji niejako próbując terapeutyzować swoje traumy przy pomocy publicznych wyznań, które miałyby wzmocnić jego pewność siebie. Nie wiem kto mu to polecił, nie wiem kogo to pomysł, ale jak widać to u niego nie zadziałało.
Niestety właśnie przez niską samoocenę i wielokrotne doznanie krzywd zamiast zbuntować się wobec tych, którzy krzywdzili jego, buntuje się on wobec siebie i bierze na siebie nieswoje błędy. Reaguje też emocjonalnie, bo stosowanie przemocy, agresja, impulsywne zachowanie z powodu poczucia skrzywdzenia wcale nie jest zachowaniem logicznym. A jeśli by tak było oznacza to, że było to wpojone przez wychowanie, normy społeczne. Wtedy ktoś nie „czuje”, a „wie”, że musi się w dany sposób zachować.
Ale czy aby na pewno musi?
Równość, ale nierówność, czyli czy mężczyzna nigdy nie może liczyć na obronę ze strony kobiety, a sam musi tę kobietę bronić niezależnie jaka dla niego jest?
Czy aby na pewno w Hollywood gdzie jest duży nacisk na równość płci kobieta nie jest niezależna i powinna sama asertywnie zawalczyć o obronę siebie? Tym bardziej, że chodzi tylko o żart, słowo, a nawet nie o napaść fizyczną. Nie jest tak, że kobieta nie potrafi odpowiedzieć słowem na słowo, by trzeba było ją wyręczać z tego jak 2 letnie dziecko.
Drugim pytaniem jest czemu Will Smith nie bił kochanków jego „towarzyszki życia” (jak ją nazywa), a reaguje w taki sposób tylko z powodu żartu? To są te „męskie pryncypia”? Nie bardzo. Zresztą bicie kochanków jest podobnie głupie, ponieważ głównym winowajcą krzywdy jest kobieta, która NIEZALEŻNIE i W DOROSŁY SPOSÓB podejmuje decyzję o zdradzie.
To ona powinna odpowiadać za złamanie umowy wierności z konkretnym mężczyzną.
Historię z biciem kochanka mieliśmy też w Ordo luris wśród obrońców „tradycyjnych wartości” (a jakże).
Sygnalizować cnotę może każdy, a robić na odwrót.
Ale znam pary w których kobieta broni mężczyznę. Oczywiście rzadko fizycznie, ponieważ jasnym jest, że kobiety na ogół są mniejsze od mężczyzn, ale znam pary, gdzie kobiety bronią swoich mężczyzn w sposób słowny. Jeśli mężczyzna jest oczerniany, krytykowany, czy wyśmiewany one się za nim wstawiają. One ukazują wyśmiewających jako osoby niegodne wypowiadania się i jako osoby łamiące normy społeczne, kulturę, wzajemny szacunek.
Tylko takie związki są zdrowe, bo obie strony bronią się wzajemnie, obie nie krzywdzą siebie, obie współczują sobie podobnie, obie wspierają się podobnie. Obie traktują się właśnie jak najbardziej równo.
Podsumowując. Wzorce są do zmiany
Tak więc panie Will to do pana i pana podobnych.
Absolutnie niedopuszczalnym dla nauczenia szacunku do siebie jest to, by bronić osób, które nas krzywdzą. Trzeba się wobec nich sprzeciwić. Absolutnie nie wolno tolerować sprawców przemocy, oszustów, w tym zdradzających – bo oni są oszustami. Absolutnie nie można brać na siebie poczucia winy za podłe czyny strony, która łamie umowę. Poczucie winy i odpowiedzialność powinna być kierowane na sprawcę, a nie na ofiarę.
Nie ma żadnego, powtórzę ŻADNEGO powodu, by obwiniać siebie za zdradę innej osoby. Absolutnie fatalnym jest też wybielanie jednej płci, gdy drugą płeć w identycznej sytuacji się poniża.
Niestety mamy wyuczone wzorce zbytniego tolerowania toksycznych cech u kobiet, w tym przemocy, a nawet zdrad (choć kiedyś było na odwrót), tak jak mamy jakąś bzdurną akceptację dyskryminacji mężczyzn zbudowanej na braku współczucia mężczyznom. To niestety daje tolerancję na to, by mężczyźni byli krzywdzeni, a kobiety chronione. I to często sami mężczyźni wobec mężczyzn uwielbiają to stosować. Kobiety z wielu powodów boją się temu sprzeciwić – albo tak im wygodnie. Bierność tu nie pomoże.
Bez zrozumienia tego niczego się nie uleczy. Ani siebie, ani norm społecznych. To właśnie grupy ludzi muszą stosować presję, by inni ludzie zachowywali się w określony sposób.
I żeby dopełnić równościową postawę należy wspomnieć, że nie broni się też zdradzających mężczyzn.
Osobną sprawą jest to jakie wzorce Will dostał w domu, ale do takich danych dostępu nie mam. Jednak zawsze warto analizować dzieciństwo danego człowieka, by spojrzeć czemu w dorosłości jest takim, a nie innym, czemu ma takie emocje, a nie inne, czemu w takie, a nie inne związki się wplątuje.
A, że wzorce nawet w tym wypadku mają znaczenie pokazuje córka Willa i Jade – Willow, która przyznaje się z chlubą do poliamorii, czyli do czegoś co rodzice jej wpoli. Podobnie ich syn bije brawo ojcu, gdy ten wymierza cios za żart. Co w rodzinie to nie zginie. Niestety – czasem powinno. Gdzie leży wina? W braku edukacji oczywiście.
Nie do końca rozumiem ten wpis. Skoro obrona jest karygodna, to po co tacy ludzie są ze sobą? Związek po zdradze ma już zawsze być oparty na poczuciu urażenia, to nie ma on sensu. Jeśli faktycznie zależy nam na szczęściu ludzi, których darzymy uczuciem, to wypadałoby, abyście pozwalali im być szczęśliwymi także bez was. Świadomie wybiera dla siebie to, co korzystniejsze. Wartościowi ludzie zawsze wybierają lepszych. Do siebie miej, durniu, pretensje, że nie jesteś lepszy. Wyłącznie do siebie.
Miłość jest ślepa, ale nie głupia. Ludzie, którzy od nas odchodzą skutecznie otwierają nam oczy na prawdę o sobie i o nas. O sobie, bo wiemy, że uczucia, jakimi nas darzyli, są bezwartościowe. O nas, bo odchodząc, pokazują, ile my jesteśmy dla nich warci.
Jeśli ktoś nam chce odbić partnera, pozwólmy mu na to, bo de facto nie ma czegoś takiego jak odbijanie partnerów. Nie sypiamy z planktonami. To są zawsze świadome decyzje. Prawdziwe i szczere uczucie zawsze wygra. Ktoś gorszy od nas nigdy nie odbije nam nikogo. Nieudacznik wyżej dupy nie podskoczy. A jeśli trafiamy na lepszego od siebie zawodnika, to niech bierze co chce. Im wcześniej tym lepiej, bo skończycie jak Jacek Bąk, który po 20 latach dowiedział się, że jego żona się puszcza. Jeśli ktoś wam podkrada kobietę, a ona się temu poddaje – pozwólcie na to. Nie walczcie. Nie ma o co. To tak jakby dostać nożem w plecy i przepraszać napastnika. Honor też trzeba mieć.
To samo działa też w drugą stronę. Jeśli widzicie osobę, którą chcecie komuś zabrać, bierzcie. W obu przypadkach odpowiedź jest taka sama: nasze szczęście jest najważniejsze, jedynym prawem niech będzie samostanowienie.
A to z kolei oznacza, że nie powinniśmy przejmować się uczuciami innych. Jeśli ktoś nam się podoba – bierzmy tę osobę, jakby już była nasza. Brzydkie powiedzenie o psie i suce , że jak nie da to nie weźmie jest w tym przypadku prawdziwe. Z moich obserwacji wynika jednak, że ludzie wcale nie chcą bezproblemowych partnerów. Wielu ma skłonności do chorych jazd, zdrad, toksycznych relacji, lubią wszystko komplikować, to im dodaje adrenaliny, to sprawia, że w związkach opartych na walce, czują się jak ryba w wodzie. Wielu godzi się na to, by być „tym drugim”, biorą pasażera na gapę i przebywając ze swoim partnerem tak naprawdę przebywają jeszcze z tym, który był wcześniej.
Co jest takiego w ludziach, że brak im ambicji bycia tymi jedynymi? Naiwna wiara, że trzeba odczekać swoje? Ale po co odczekać? Czy nie lepiej wziąć sobie kogoś nieskażonego gównem poprzedniego związku? Czy nie lepiej żyć w samotności? Akurat Will to wrażliwy bluepillowiec, ja trochę uciekam z interpretacją poza horyzont jego przypadku, ale i tak fajnie ze poruszyles temat zdrad bo to chyba klasyka tego co w zwiazkach nie gra.
Z moich obserwacji wynika jednak, że ludzie wcale nie chcą bezproblemowych partnerów. Wielu ma skłonności do chorych jazd, zdrad, toksycznych relacji, lubią wszystko komplikować, to im dodaje adrenaliny, to sprawia, że w związkach opartych na walce, czują się jak ryba w wodzie.
To tylko dowód na to, że masa ludzi jest zaburzonych i tylko powielają wzorce zamiast je wyleczyć. Nie żeby wmawiać, że „naturalnie? ludzie lubią toksyczne związki.
Mylisz się i to już w samym temacie. Skoro zaszła wybaczona zdrada, to przecież status kobiety jest (pozornie) identyczny jak przed, więc tak samo zasługuje/nie zasługuje, jakby taka sytuacja miejsca nie miała. Wybaczyć znaczy uwolnić od winy, nie obarczać, nie zapomnieć. Trochę mam wrażenie jakby „nie bronienie” miało być karą za zdradę w takiej sytuacji, a przecież odbudowa związku po czymś takim wtedy nie ma sensu, gdy na każdym kroku okazujesz uprzedzenie. Skoro są dalej, to widocznie dogadali się lub ustalili, że nie będzie to przeszkodą, proste.
Tak jest tylko wtedy jak ludzie podejmują racjonalne, dogodne dla nich decyzje. A jest jeszcze aspekt emocji, samooceny, przekonań, manipulacji i wielu innych rzeczy. To, że ktoś tkwi w negatywnym dla niego związku wcale nie musi oznaczać, że się dogadał, a powodów jest bez liku i to zwykle ukrywanych przed światem. Ba, czasem i przed sobą. Ludzie jadą na wyparciu jak tylko mogą w toksycznych związkach – dlatego w nich tkwią.
Zresztą jakby było dobrze, to by nie reagował emocjonalnie, a to zwykle oznacza długo ukrywane cierpienie.
Will Smith jest francowatym beta . Ta baba jego tzn to dziwadło narcystyczne go tak zmanipulowała i przez traktowanie jak kundla ten facet sika na siedząco . Kiełbase kolegi syna (August) tarmosiła oficjalnie. Poczym obnosiła się że swoim wzdychaniem do następnego nie żyjącego już patałacha 2paca. Do tego tv show Red Table i Oprah tam upakażała go że jest do niczego i że w ogóle nie powinna za niego wychodzić. Jest tego więcej, szkoda gadać. Ta karykatura którą jest Smith najpierw sie śmiał z żartu który był normalnym żartem po czym zobaczył że jego przewodnik/właściciel/treser wywrócił oczy to ten aby zdobyć uznanie i walidację wystartował do ataku jak owczarek niemiecki. Pies obronny! Na koniec Jada Pinket Smith w wywiadach powiedziała że nie zgadza się z jego zachowaniem i jej wstyd , za Willa . Czyli atak wilczura obronnego nie tylko zdał się na nic a jeszcze zepsuł mu karierę. Na nocy Oskarów taki numer odjebac, bo treser wywrócił gały ? Jak widzę te komentarze tych buców wykastrowanych że oni też by tak zrobili dla żony to aż mnie mdli. Dla żony która ma cię za psa? To tylko świadczy jak większość jest zaprogramowana , bezmózgi.
Nie do końca, właściwie to patowa sytuacja. Pozwolisz na żarty z żony która przyprawia ci rogi będziesz pośmiewiskiem, nie pozwolisz i zareagujesz, będzie jeszcze gorzej. Ja na jego miejscu bym się na oskary w ogóle nie wybierał, albo jako aktor założył swój markowy uśmiech numer 1 i rżał z tego jakże ciętego dowcipu najgłośniej.
Uczyć się od Willa i robić odwrotnie.Dziwne że doszedł tak wysoko z tak małymi jajami, lubię gościa, śmieszny jest i dobre rola gra ale mała asertywność z jego strony tutaj ma kluczowe znaczenie. Bluepill w głowie sprawia że cierpi, to najlepszy dowód, że jednak mindset ma znaczenie, że można być znanym a i tak być urodzonym betą. Inna sprawa, że w takiej sytuacji coraz trudniej wyjść z twarzą – nie może jej publicznie pocisnąć bo straciłby role i prestiż oraz wszelkie osiagniecia w dzisiejszej Ameryce, prac brudy i upublicznic to tez glupota. Ciekawe jak długo da radę tłumić to upokorzenie.. Poza tym zwróccie uwagę jak to wygląda i jaki przekaz za tym idzie. Wszystko pod obecną narrację dzisiejszych mediów, normalizacja zdrady wchodzi na pełnej parze. Ośmieszyć mężczyzn, gloryfikować niezależne i silne kobiety. Zbagatelizowanie samego faktu zdrady, okraszenie wszystkiego odrobiną humoru i pokazanie jacy jesteśmy nowocześni. Postawienie kobiety w pozycji uprzywilejowanej, no bo sokoro nawet tak wielka osobistość Will heheszkuje, tzn., że w gruncie rzeczy nic złego się nie wydarzyło, a to że jego oczy szklą i temu przeczą, to inna kwestia. Pamiętajcie że to aktor, nie chcę brzmieć jak szur, ale nie zdzwiłbym się jakby to był teatrzyk dla plebsu odstawiany za gruby pieniądz, bo ciężko mi uwierzyć, że ktoś z takim statusem jest w stanie odstawić coś takiego. Zdradzony mąż żółwika ze mną przybija. Jest zajebiście. Niby wierzę, ale trochę nie. Jedyny wniosek z tej historii to taki, że statusem społecznym nie utrzymasz kobiety. I trochę słucham tego wywiadu na wideo i próbuję zrozumieć te otwarte związki i ja to nawet rozumiem. trzymanie kobiety „na smyczy” nie pozwalając wybierać tych ona uzna za wartościowych wynika moim zdaniem z kompleksów i obawy o to, że okaże się gorszym partnerem niż kto inny. Inna sprawa, że wydaje mi się to by to działało, musi być między parą bardzo wysoki poziom lojalności, umiejętności rozmowy, trzeba być atrakcyjnym (tj. mieć dostęp do innch partnerów, bo masa ludzi obecnie nawet jak ma kobietę która ich zdradzi to i tak z automatu wybacza, bo za wiele zainwestowala, w efekcie, zdradzajacy jest bezkarny). Słaby, nieświadomy mężczyzna powie ze łzami w oczach 'kobiety już takie są, dziś jest moja, jutro kogoś innego’. Jak była jeszcze sie odezwie będzie merdał ogonkiem ze szczęścia, że może ta jeszcze wróci. Tu raczej trzeba dzialac na poziomie przywracania godnosci mezczyznom, edukowania. Im wiecej osob na spokojnie takie teksty przeczyta, tym wieksza szansa, ze ziarno swiadomosci w umysle takiego beciaka zakielkuje i nauczy sie on stawiac granice. Oczywiscie, przypadki beznadziejne beda dalej istniec, ale to bedzie i tak istotny krok do przodu, by przecietny mezczyzna byl swiadomy, ze moze sie kobiecie postawic, wyjsc spod pantofla.
Po pierwsze, trochę mało tu wnikliwości i charakterysytki. Will Smith w wielu wywiadach przyznawał, że od zawsze marzył o rodzinie, od najmłodszych lat wyobrażał sobie jak będzie wyglądać, to typ bardzo rodzinnego człowieka. Jego kobieta, to raczej kobiecy odpowiednik piotrusia pana, niechętny do stałych relacji i zoobowiązań i tu wychodzi pierwszy zgrzyt. Oni po prostu do siebie nie pasują i nigdy nie pasowali, a Will ma klapki na oczach. Wiem, bo sam w tym byłem, sam wybaczyłem kobiecie która zdradzała, tak bardzo byłem kiedyś naiwnym bluepillowcem, zapatrzony byłem w obrazek rodziny, wizję poświęcania dla niej wszystkiego ale to był błąd. Will będzie za wszelką cenę ratował to co ma. Takim ludziom po prostu nie da się pomóc, można liczyć że nastąpi coś co w psychologii nazywa się błyskiem.
To co jest w tym ważne i co chcę zaznaczyć bardzo mocno z perspektywy byłego PUAowca to to że niezależnie od tego jak to pozornie jes śmieszne, tojest beznadziejny przypadek.
Najlepsze co teraz można zrobić, jako przyjaciel w jego otoczeniu to absolutnie nie pomagać. Niestety do tego potrzeba odwagi. Nie jest łatwo zrozumieć, że największą pomocą, jaką możemy czasem zrobić przyjacielowi, to skrzywdzić go jeszcze bardziej. Najlepszym lekiem, a leczenie takich osób często trwa całe lata i kosztuje wiele nieudanych związków, jest uzmysłowieniemu, że pakując się w gówno, zostaje w tym gównie sam.
Zostawiony, płaczący, cierpiący, bo to taki typ człowieka, co bardzo uczuciowy jest i miłości potrzebuje. I nawet jakby Will jakimś cudem zmężniał, zaczął uskuteczniać ONSy, załóżmy że obiecuje sobie po każdym takim związku „nigdy więcej!” i uniknie losu opisywanego przez ciebie tupaca, w co bardzo wątpię, to jest dla niego po prostu za późno.
Nie może liczyć na przyjaciół, bo wspierając ją, szkodzą. Nie można ukrócać cierpienia, łagodzić bólu. Im bardziej będzie złagodzone tym szybciej taki Will popelni następny błąd, tym mniej będzie miał OBAW przed popełnieniem go. Przyzwyczai się, że nawet jak znowu w coś się wpieprzy, to ból szybko minie i to w doborowym towarzystwie ktore poklepie po ramieniu. No bo kiedy jak nie w takich chwilach będzie mogł karmić ego zainteresowaniem i współczuciem najbliższych i poparciem?
Will jakimś cudem zmężniał, zaczął uskuteczniać ONSy
Czemu obok siebie to napisałeś? To jest mężnienie? Absolutnie. Poza tym z tego co wiem to on jednak i w ten sposób próbował, czyli pomimo rodzinnych, uczuciowych poglądów zaczął bawić się na lewo i prawo z seksem korzystając z popularności. Doprowadziło go to do zwiększenia kryzysu. Tak samo ma każda osoba DDA/DDD, która dowala sobie robieniem na przekór z tym jaką jest osobą, też wikła się w puste relacje seksualne, w relacje toksyczne, w agresję, w uzależnienia, byle zmienić emocje, które ją bolą.
Jego leczeniem powinno być wejście w jego wartości, a nie zupełnie odwrotne, czyli m.in związek z monogamiczną kobietą, którą jednocześnie nie trzeba naprawiać. Bo to wygląda tak, jakby on wchodził w relacje taką samą jak panny co wybierają bad boyów i próbują ich zmienić w romantyków. Te panny wtedy też zamiast iść w monogamiczną, uczuciową relację z równie wrażliwym facetem co one, to zaczęłyby też niszczyć siebie idąc w zdrady, w rozwiązłość, upadając na dno.
I potem robią to dzieci, co widać w tym przypadku.
A, że często trzeba wywalić się o glebę, by coś zrozumieć to inna sprawa. Ale nie chodzi o to, by komuś podstawić nogę, bo jedynie jeszcze nas znienawidzi, a nie „zrozumie” jaki jest faktyczny problem. On będzie wtedy widział, że ludzie nie do końca są w porządku, świat nie jest okej, to tylko wzmacnia zawód i osamotnienie w problemie.
Nie może liczyć na przyjaciół, bo wspierając ją, szkodzą. Nie można ukrócać cierpienia, łagodzić bólu. Im bardziej będzie złagodzone tym szybciej taki Will popelni następny błąd, tym mniej będzie miał OBAW przed popełnieniem go. Przyzwyczai się, że nawet jak znowu w coś się wpieprzy, to ból szybko minie i to w doborowym towarzystwie ktore poklepie po ramieniu.
Pomiędzy klepaniem po ramieniu za błąd, a poniżaniem za błąd jest jeszcze zachowanie asertywne, z szacunkiem, wiedzą, radą i empatią. Coś na co też nie stać wielu, bo to wyższy poziom dojrzałości. W pracy jak błąd popełnisz można mówić „dobrze, rób tak dalej, dalej psuj to” (co nie jest żadnym wsparciem, a widzę, że tak to rozumiesz), można opieprzyć z góry na dół (co jest badziewne, ale bardzo proste), a można dać wskazówki, nauczyć, nakierować i nie potępić, tylko zrobić tak, by ten człowiek wierzył w siebie, w to, że może się poprawić/naprawić.
To właśnie z myślenia, które mówisz wynika np. stygmatyzacja osób w depresji. Wtedy sobie ci ludzie myślą, że wspierać w depresji nie ma co bo się ją wzmocni, ktoś utkwi w tej depresji, to najlepiej poniżyć, odciąć się od osoby i gra! To tak nie jest. Za dużo tego czarno-białego, skrajnego myślenia i obrzydzania sobie wspierania, czy pomagania jako czegoś co wzmacnia negatywne postawy, co jest zupełną nieprawdą.
Wystarczy odróżnić kontekst słowny.
Wspieram cię byś DALEJ popełniał błąd.
Wspieram Cię byś NIE popełniał tego błędu.
Tak też się da.
Ktokolwiek kto broni zdradzających jest na równi ze zdradzającymi.
W tej sytuacji przecież nie ma „zdradzanych” i „zdradzających” – Smithowie są w otwartym związku, cokolwiek by się na ten temat nie sądziło, to nie ma co oceniać w punktu widzenia monogamicznego związku.
niekoniecznie, raczej po prostu myśli i ocenia samodzielnie, a nie ulega schematowi biedna zdradzona ofiara, nie w każej sytuacji jest to tak widoczne. To tak jak z morderstwem – niby na pierwszy rzut oka zachowanie karygodne, ale jak sięgniesz np. po czasopisma typu detektyw przekonasz się że analizując zachowanie i motyw krok po kroku, okazuje się, żę często było to „w obronie” lub w inny sposób sytuacja wmanewrowała kogoś w to, że okrutny i obrzydliwy czyn okazuje się często jedyną sensowną drogą naprzód. Nikt nie zdradza przecież „bo tak chcę” ani nie morduje ludzi ot tak sobie, a jeśli tak, to jest psychopatą, ale moim zdaniem dla sprawiedliwej oceny musimy znać jak najwięcej informacji, dla mnie zdradzający zdradzającemu jest nierówny. Co innego na przykład zrobić to z nudów, dla zranienia ofiary, a co innego np. nie chcąc ranić kogoś drugiego, albo kierując się pokrętną logiką czy np. nie potrafiąc odmawiać. Dla mnie nie jest to jednoznaczne.
np. nie potrafiąc odmawiać
Akurat dopiero co ktoś tu pisał, nie wiem czy Ty, że nie krytykuję za bardzo naiwności. Więc nie bądźmy naiwni, że jak ktoś nie potrafi odmawiać to „musi” zdradzić. Toż to żałosne usprawiedliwienie… jakich wiele i jakich można usłyszeć setki. Każde prowadzi do tego samego – by zdradę normalizować. Ale niektórzy dają się nabierać. Ja nie. Przynajmniej jak mamy do czynienia z człowiekiem dorosłym. Zresztą to zadanie społeczeństwa, by wytykało palcami takie zachowania jak „oj, bo nie umiem odmawiać, nie oceniajcie mnie”. No to się naucz, a nie zasłaniaj brakiem podstawowej umiejętności życia.
Zresztą jak się chce odmówić, a ktoś wymusza to jest to też gwałt. Pisałem o tym w temacie o fałszywych oskarżeniach o gwałty i molestowanie. Tam też wypisałem powody czemu kobiety często takie oskarżenie wnoszą. Właśnie – by się wybielić. Zamiast powiedzieć „zdradziłam, bo jestem kurewką, oszustką, której nie można ufać” to mówi taki specyfik, że została zgwałcona.
Sprawa załatwiona, believe women bez dowodów i koniec tematu.
https://swiadomosc-zwiazkow.pl/plaga-falszywych-oskarzen-mezczyzn-o-gwalt-molestowanie/#Z_jakich_powodow_kobieta_moze_falszywie_oskarzac_o_gwalt_molestowanie_czy_kazda_inna_krzywde_przemoc
no, porównywanie jednak kogoś kto nie potrafi odmawiać do kurwy to spora przesada. Znałem ekspedientkę, która nie potrafiła wygonić luja ze sklepu w którym pracowała, podnieść głosu, nic – wydała jakiemuś wódkę bez zapłaty, on zaczął przychodzić częściej, w końcu ją zwolnili, bo towaru zaczynało brakować. Gdyby poprosil o więcej, albo próbował ją przelizać, na pewno by mu się udało. Czy jednak czyni to z niej osobę niebezpieczną, albo nie nadającą się do zadnego związku – nie wiem, moim zdaniem nie, po prostu tak ma. Można przecież nie chcieć dostać w ryj a nie umieć się bić i dostać. To moim zdaniem totalnie inna sytuacja niż ktoś, kto celowo kogoś rani, a przecież to tylko niewystarczający opór. Mężczyźni też tacy są.
Zresztą, większość mężczyzn totalnie nie rozróżnia w temacie zdrady usprawiedliwień żadnych, liczy się fakt. Pijaństwo dla ciebie pewnie też nie jest usprawiedliwieniem, ale jak nie masz żadnej władzy nad ciałem – to jak niby masz odpowiadać za to co ktoś z nim robi? Można niby obwiniać za doprowadzenie się do takiego stanu, ale to też jest w takiej sytuacji victim blaming, bo nawet zgonującego człowieka nie powinno się okradać, z portfela czy cnoty, obojętnie. Jaka to kogoś wina że został zgwałcony, a potem mu się mówi że zdradzał a alkohol nie jest wytłumaczeniem, a dorosły człowiek panuje nad sobą? Jak ktoś własnej kobiecie nie wierzy, to jaki taki związek ma sens? Wiesz, w przypadku kobiet trzeba zastosować inne myślenie niż u faceta, bo jednak zainteresowanie nimi jest znacznie większość i meetoo to prawda. Kobieta zmacana na koncercie, po prostu idąca przez tłum ludzi to norma, nie można tego traktować jako bycia dziwką, szmatą, prowokującą, trzeba brać to na poprawkę że przeciętna kobieta w ciągu życia jest molestowana właściwie ciągle, to wcale nie oznacza zdrady. Ile ja znam związków które rozpadły się przez „niejasną” zdradę nie zliczę. Grunt dla mnie to sprawiedliwa ocena.
Kobieta zmacana na koncercie, po prostu idąca przez tłum ludzi to norma, nie można tego traktować jako bycia dziwką, szmatą, prowokującą, trzeba brać to na poprawkę że przeciętna kobieta w ciągu życia jest molestowana właściwie ciągle, to wcale nie oznacza zdrady
Dziwne masz definicje zdrady. Zdradą jest to co ona zrobi, a nie to co ktoś jej.
Ergo, ponownie uznasz, że jak uprawiała seks z własnej woli, to byłby to gwałt, tak jak została przypadkowo zmacana, to miała przypadkowy na seks na który przypadkowo się zgodziła?
Znałem ekspedientkę, która nie potrafiła wygonić luja ze sklepu w którym pracowała,
Brak asertywności przy braku przewagi fizycznej znowu pasuje do gwałtu, jak jakiś mężczyzna naciera na kobietę, ta chce odmówić, ale nie może. Tyle, że najpierw trzeba udowodnić ten gwałt, a nie, że ona chciała, a zasłania się, że nie umiała odmówić.
Więc nie. Zdradą nie są te sytuacje, masz jakiś zupełnie inny obraz zdradzających kobiet.
Grunt dla mnie to sprawiedliwa ocena.
Więc ta wyżej nią nie jest, tak jak być może próba wmówienia mi lub światu, że ktoś macający kobietę bez jej zgody, czy ktoś doprowadzający do seksu z nią bez jej zgody nie jest wcale gwałcicielem, tylko ona zdradzającą. Jakoś wszystko na opak.
Zdrada jest wtedy, gdy ona bawi się w nową relację, gdy ona uprawia seks i gdy nie jest to gwałt, wsio. Nie możesz tu powiedzieć, że nie umiała odmówić, bo powtórzę – byłby to gwałt. A gdyby tkwiła w relacji wiele miesięcy w której też nie umiała odmówić to brzmi to bardzo źle – albo to jakiś terrorysta który musiał ją czymś szantażować, albo ona po prostu kłamie, by się wybielić, że lubiła sobie popisać z nowym mężczyzną w czasie trwania związku, spotykać się z nim i nie wiadomo co tam jeszcze. Więc naiwności promować nie ma co.
no, porównywanie jednak kogoś kto nie potrafi odmawiać do kurwy to spora przesada
Nie. Bo jeśli nie umiesz odmówić seksu, pocałunku, czy wielomiesięcznych, ukrywanych romansów (bo to są częstsze formy zdrad u kobiet) jak Cię jakiś byle fagas czy landryna nakręca tanią bajerą to wybacz – żaden to materiał na partnerkę/partnera. I trzeba nazywać rzeczy po imieniu, a nie robić ze zdradzających biedne owieczki. Biedne to są ofiary, a nie sprawcy.
Bo temat zdrady tak naprawdę to często niekończące się rozkminy zdradziła czy nie, czy to było molestowanie, gwałt czy seks, przypomina mi pytanie od ilu włosów na głowie można się nazwać łysym, bez problemu mogę wymyśleć sto sytuacji omijających twoją definicję czy nawet przytoczyć takie niejednoznaczne sytuacje z własnego życia które nie można złapać w żadne ramy. Na przykład, zmiana gałęzi bezpośrednio (sekundy różnicy) po zerwaniu przez telefon to zdrada czy zachowanie w porządku? Bo skoro zgodę na bycie ze sobą można wycofać w dowolnym momencie, to przecież takie coś nie łamie reguł.
Niby nie, ale nie jest to takie oczywiste. Moja pierwsza dziewczyna na przykład była drobna z wielkimi piersiami, całe życie od dziecka była niby dla zabawy molestowana, zaczepiana, oczywiście, w moim towarzystwie jakoś tych docinków nie było, ale jak ci dziewczyna mówi, że siódmy raz w tym tygodniu, gdy jechała autobusem, była zmacana i za każdym razem takie rzeczy się dzieją akurat bez twojej obecności, to dochodzisz do wniosku, że albo z nią coś jest nie tak, albo z tobą. Puszczać mimo uszu to głupio, traktować jak normę też, nie ma dobrego wyjścia z takiej sytuacji. Nie wierzyć źle, wierzyć też niewiarygodnie.
Powiedz to ludziom, którzy wyrzekają się z rodziny zgwałconych ofiar i wcale nie dzieje się to gdzieś na bliskim wschodzie, piętno gwałtu, „czarnej owcy” zdarza się nawet u nas, w cywilizowanej europie o wiele częściej niż myślisz.
Z tym macaniem, to też nie jest takie oczywiste. Raz, że w tłoku nie da się tego udowodnić, a z drugiej strony, celowy, polujący w nim zboczeniec może się całkiem nieźle we wrażenia obłowić. Mi na przykład też zdarzyło się na zajęciach z tańca włożyć przez przypadek z rozpędu obcej partnerce ręce pod koszulkę przy podnoszeniu jej, albo patrząc pod nogi a nie przed siebie wejść w idącą z naprzeciwka kobietę tak, że aż jej cycki mi uderzenie łbem o klatę zamortyzowały, czy idąc na wycieczce w górach ratując koleżankę przed wdepnięciem w kupę, wyciągając rękę by w nią nie weszła, złapać ją akurat za krocze a nie za biodro, chociaż nie było to celowe. Jakbyś nie znał kontekstu sytuacji, to to z boku przecież wygląda jak porządne napastowanie. Policja też nie robi dobrej roboty, bo przy zgłoszeniu gwałtu musisz jako ofiara udowadniać że nie jesteś wielbłądem.
na pewnym etapie odpowiednio bujnego życia seksualnego pytania o zgodę po prostu nie ma, nie oczekujesz chyba, że wstrzymasz się z aż do momentu uzyskania „entuzjastycznej zgody” np. z żoną, gdy robisz to po raz 2137, albo sytuacje jakie miał Nergal, gdzie wykorzystywał pijane fanki, które informował o tym po fakcie, a one nie miały nic przeciwko, chociaż przecież jako pijane nie miały na tą sytuację wpływu – chociaż lewica ma rację, że technicznie takie sytuacje to gwałt.
mówię ci, znam tą sytuację z tą sklepikarką z własnego otoczenia. Dziewczyna jest patologicznie uległa, w wieku 30 lat nie potrafi się postawić własnym rodzicom, a co dopiero przypadkowym gościom. Mnie też kiedyś agresywnie na odludziu podrywał pedał i wiem że początkowy szok robi swoje że ani me ani be i zanim ogarniesz i w pełni zrozumiesz co się na dobrą sprawę wyprawia to często jest po wszystkim.
czyli co? zdradzający na śmietnik, bo to podludzie? połowa społeczeństwa, tylko ze względu na sam fakt ze przywalili komus rogi? nie można ich bronić, trzeba urządzać nowe polowanie na czarownice, najlepiej zamknac ich w klatkach i wiezieniach, bo ktoś kiedyś powiedzial że z kimś jest, a przelizał się z kimś innym? Nie można odbudować związku, bo honor ważniejszy? Trochę dla mnie za mocno uproszczone, że ktoś kto zdradza bierze wyłączną winę na siebie, ja powiedziałbym że 80, 90%, jakbyś był kiedyś na terapi par, to byś zobaczył takie patologie że głowa mała. Ludzie potrafią nic w związku nie robić bo „w 94 ty mnie zdradziłeś więc ja nie muszę nic” i z takim podejsciem zostaja im przyprawione rogi po raz kolejny (tym razem slusznie). Tyle gadasz o tym ze terapia pomaga, a wyglada na to ze chyba malo widziales. To nie jest tak, że po czymś takim to zdradzający musi się do końca życia korzyć i mentalnie przepraszać. Moim zdaniem MOŻNA odbudować związek po zdradzie, jesli obydwoje ludzi jest odpowiedzialnych, aczkolwiek nie jest to zajęcie dla amatorów związkowych i nie powinno się tego mówić, bo można sobie jeszcze większą krzywdę zrobić. Tak samo jak amator chcący naprawiać swój samochód niemal zawsze zepsuje go bardziej. To kontrowersyjne, wiem, ale skoro skończyliśmy z nagonką na homoseksualistów, to może w końcu dorośniemy do tego, że takie rzeczy się dzieją. Nikt nie lubi być okłamywany i oszukiwany, ale czy piętnowanie i wytykanie palcami, stosowanie canel culture na takich osobach coś zmieni? nie sądzę, to bardzo krótkowzroczne. Nie ma nic złego w tym, że wezmiesz w obrone czy dogadasz się z kimś kto cię kiedyś zranił czy oszukal, owszem, to ryzykowne, ale ciagle uwazam ze nie uraga godności poniżej krytycznego poziomu. Dzięki wybaczaniu, dzięki takim gestom można z powrotem wychować sobie „syna marnotrawnego”.
Mnie broniła kiedyś kobieta przed oskarzeniami ze strony jej matki która wyzywała mnie od najgorszych, koncem koncow i tak do zdrady doszło i nie uważam by to bylo doswiadczenie skreślające, nieadekwatne itd.
Jak patrze na to nagranie to po pierwsze nie mam wrazenia ze nie jest to ustawka. Ale nawet jesli to prawda – dla mnie Will Smith źle zrobił, bo użył przemocy, mógł odpyskować z humorem (zamknij się lalusiu? sztuka szermierki slownej i improwizacji dla aktora to chleb codzienny ) i obrócić sytuacje w zart. jak dla mnie on bardzo chce odbudować swój związek i ratować to co zostało, pokazać, że ciągle mu na Jade zależy, niekoniecznie dlatego że stanął w obronie kobiety, która go zdradziła (na co w sumie sam pozwolił). Zarzucanie mu braku logiki tez jest nie na miejscu, bo po prostu moze kierowac sie innymi wartosciami, co innego jest dla niego wazne. O jego wzorcach w domu powinno pisac w jego biografii, z tego co wiem, to nie miał łatwo, a potem po występie bez koszulki został okrzyknięty aktorskim objawieniem i kariera nabrała tempa. Nie był typem kobieciarza, jest wrażliwcem, nie krytykowalbym jego rycerskosci.
czyli co? zdradzający na śmietnik, bo to podludzie?
Na pewno nie nadludzie, których należy stawiać za wzór. Choć kluczem jest to co napisałem:
„Nie ma żadnego, powtórzę ŻADNEGO powodu, by obwiniać siebie za zdradę innej osoby”
A do tego to właśnie prowadzi, jeśli nie nazywamy rzeczy po imieniu, a jednak ciśniemy w ofiary.
I to, że robi coś połowa społeczeństwa nie znaczy, że jest w porządku i warto to chwalić, czy usprawiedliwiać. Ja nie chcę oszustów w moim życiu. Nie należę do 50%, które zdradza, moi rodzice jakoś też nie i chcę w tym 50% pozostać dobierając sobie taką samą osobę. Tak samo jak nie będę popierał ludzi, którzy obwiniają ofiarę bo do tego to właśnie prowadzi, gdy głaska się sprawców. I to niezależnie od czynu. Nie musimy o zdradach mówić, o oszustwach, o czymkolwiek gdzie ofiara nie powinna mieć obniżonego statusu w stosunku do sprawcy. Jak na coś pozwalasz i próbujesz nazywać to łagodniej niż jest to tego jest tylko więcej.
Nie doczytałeś, właśnie napisałem, że jeśli to jest „logiczne” to wynika z wychowania i norm społecznych, czyli coś poszło nie tak z wpajaniem tego do głowy.
Co podał w oświadczeniu:
„„Przemoc w każdej formie jest trująca i niszczycielska. Moje zachowanie podczas Oscarów było niedopuszczalne i niewybaczalne. Żarty na mój temat są częścią zawodu, lecz żart o stanie zdrowia Jady był dla mnie zbyt trudny do zniesienia, przez co zareagowałem emocjonalnie. ”
Jak porównałeś niesłuszną nagonkę do ludzi, którzy nikogo nie krzywdzą tylko z tytułu orientacji do oszustów/zdradzających nie mam pojęcia. Nie ma tu znaku równości. Choć oczywiście możesz to wrzucić do jednej grupy w stylu „tabu”, ale to że coś jest tabu nie znaczy, że jest takie samo i warto tak samo do tego podchodzić.
Nie musi do końca życia. Wystarczy skończyć z nim relację.
A jak nawet nie chcesz, by przepraszał i by nie poczuł się winien, nie odczuł konsekwencji to zrobić to może ponownie. Tylko go zachęcisz swoją pobłażliwością.
I potem mamy te beczące kobiety, które mówią „bo dla mnie miał się zmienić”. A że zdradzał kilka razy przed ich relacją to tam cisza, pominie się, bo przecież nie można było biedaka karcić za przeszłość. Naiwniactwo.
Nie widzę współczucia tym kobietom, które dały szansy szujom, a potem oni i tak je zranili. Widzę nagonkę, bo nie powinny tolerować takich ludzi. Potem nie dość, że same zdradzone, skrzywdzone, to rozbita rodzina. I dostają wyzwiska, że wybierają bad boyów bo takich lubią, a nie dlatego, że same mają miękkie serce i wybaczają ZA DUŻO.
Ale cicho, przecież odwróćmy wszystko, hejtujmy nietolerujących zdrady, hejtujmy ofiary zdrad, a zdradzającym piękny dywan rozłóżmy z kwiatami wokół…
Potem płodzi się córkę jak w tym wypadku i ona też potem jest z wiernością na bakier. U mnie jest krótka piłka. Jak komuś nie pasuje, że nie toleruję zdradzających to najwyraźniej jest zdradzającym, lub planuje to zrobić w przyszłości. Fajnie jest mieć czarno na białym kogo wpuszczam, albo nie wpuszczę do życia.
To w końcu logiczny czy wrażliwiec? Czy logiczny wrażliwiec? Wrażliwi faceci akurat z pobudek emocjonalnych zachowują się w dany sposób (często osoba z zewnątrz nie ma dostępu do takich danych). Za to logiczni tylko z powodu wyuczonych formułek, że tak trzeba.
Urojenia. Już widzę oczyma wyobraźni, jak ta jedna, wybrana, niezdradzająca cię jednak zdradzi (bo to się jednak zdarza – nawet po raz pierwszy). Dopiero będzie krzyk. I od razu córkę na straty spiszesz. Nie wiem czy wiesz ludzie zdradzani też nie mają intencji specjalnie wejść w związek, gdzie ktoś ich puści bokiem.
Ja ciebie nie rozumiem, ciężko mi rozgryźć jaką opcję reprezentujesz i co ty właściwie popierasz. Lewactwo – złe, bo feminizm. Pedały dobre – bo być nim można. Konserwatyści za to źli, bo nie współczują i są zbyt męscy. Odpowiadasz cytując biblię, by znowu za chwilę nie widzieć nic złego w jp2gmd. Pomieszane z poplątanym.
Bo każdy na czole ma napisane kto jest kto. Facetom którzy związali się z kobietami od początku nie rokującymi dobrze pewnie jednak chyba współczujesz, co?
To że sprawca to wuj, to jedno, ale dlaczego nie wyśmiewamy naiwności? Jak ktoś trzy razy oddaje komuś portel i trzy razy jest okradany, to nie może to być śmieszne i za każdym razem to jest biedna ofiara? Nie można rzec że z taką osobą jest coś nie tak?
Jaki ten świat musi być trudny dla ludzi, którzy zawsze muszą się przypisywać do jakiejś świętej grupki i myśleć dokładnie tak jak ta cała grupka. Zawsze trzeba być konserwą, feministą, katolikiem, lewakiem, prawakiem, nie ma nic po środku. Albo trzeba być kobietą i mężczyzną przypisując im sztywne zachowania, jedyne słuszne poglądy dla danej płci, a każde zachowanie inne uznawać za chorobę albo nierealną sprawę. Jasna sprawa. Prosty świat jest nie dla mnie. Kiedyś to nawet jak kobieta nosiła spodnie to już nie była kobietą. Takie to są głupie klasyfikacje, które nic nie wnoszą.
Gdyby tak było drogi panie to nowe idee nie naradzałyby się właśnie z powodu zaprzestania kultywowania starych, lub z powodu chęci poprawiania założeń części z nich. Tak się ludzie rozwijają, zamiast robić cały czas jedno i to samo, a swój zestaw wierzeń uznawać za idealny. A nuż jest coś w nim do poprawy, a nuż.
60 % osób w kraju nie chodzi na wybory, bo podoba im się tylko część postulatów danej partii, inne odstraszają.
Wielu ludzi rezygnuje z wiary, ponieważ dobre są niektóre zasady tej wiary,a inne nie bardzo.
Może to nie jest problem ludzi,a tych idei? Zamiast szkalować ludzi niechcących wyznawać danych idei, szkalujmy idee doprowadzając do ich ulepszenia. Bo nie muszą całościowo być złe, a w jakiejś części do poprawy.
Dokładnie tak. No chyba, że uważasz, że mam uważać za świętość feminizm, który kłamie o równości, a chce przywilejów dla kobiet? Argumentów null.
Dla mężczyzny nie jest dobrym popierać coś co mu ewidentnie szkodzi (w większości przypadków, bo wiadomo, że czasem i feminizm powie coś mądrego).
Nic nie poradzisz na to kim się rodzisz. Więc zostawiam ich w spokoju. Nie potrzeba im dodatkowego cierpienia od ludzi, jeśli już je mają rodząc się „innymi”, nie mogąc tak łatwo znaleźć sobie partnerów, być sobą, mają duże szanse na samobójstwo, wykluczenie społeczne etc. Ja tam nie chciałbym być homo w tak zagrażającym dla nich świecie, w którym nie mają takiej akceptacji, którą my mamy standardowo, więc im współczuję. Ale to taka umiejętność do wyrobienia – postawienia się w sytuacji drugiego, zamiast z góry atakowania go.
I nie nazywam ich dobrymi tylko neutralnie, identycznie do hetero. Nie orientacja decyduje co jest dobre, a co złe.
Yep. Często owszem tak właśnie jest. Wypranie z empatii – szczególnie do mężczyzn powodujące dyskryminację dokładnie taką samą jaką używa sobie feminizm. Feminizm po prostu wykorzystał to co konserwy wcześniej zbudowały dla mężczyzn. One nie wymyśliły nic nowego.
Nie widzę powodu, by promować takie postawy i niejednokrotnie pokazywałem jak są szkodliwe.
A gdyby tak dało się nie dyskryminować mężczyzn, nie być dla nas tak surowymi i nie tworzyć przywilejów dla kobiet. Gdyby tylko wolno pomyśleć zamiast klasyfikować się na lewo i prawo… gdyby tylko. Gdyby istniała jakaś idea która nie rzuca kłód pod nogi którejś z tych grup…
He he he. Zbyt męscy wg własnego mniemania i wg twojego być może. Ja tam nie mówię, że każdy konserwatysta jest „zbyt męski”. Nie przeczytasz nigdzie, że tak napisałem.
I mylisz pewnie pojęcia, bo zapewne chodzi ci o to co toksyczne, a nie „męskie” i też nie zawsze przypisywane przeze mnie do konserw. Choć nie powiem, często na skrajnej prawicy jest taki kult pięści, argumentu siły, nietolerowania empatii u mężczyzn, rzucania presji mężczyznom, a ochrony kobiet.
Zresztą rozmydlasz temat postawiony w tekście.
Prędzej to zrobi, jak będzie popierała zdrady i mówiła, że to nic takiego. Oczywiście nie da się zabezpieczyć przed zdradą w 100%, ale wolę spotykać się z kimś kto nie miał w przeszłości takich zachowań, a i sam negatywnie reaguje na przypadki oszustw.
Jak ci ludzie mają choć 1% mniej szansy na zdradę to zawsze coś.
Czasem wystarczy się dowiedzieć z kim się wiąże, jakie ma poglądy, co już ma w papierach.
Naiwnym jest nie weryfikować z kim się wiążemy. Ignoranckim i głupim.
Co ja mam do tego jak opisuję co ludzie robią?
Mogę jedynie nawoływać – jeśli kobieta czy mężczyzna ma za sobą przemoc, zdrady, pobyt w więzieniu to głęboko się zastanów czy warto się związać, bo wiara w to, że człowiek nagle się zmienił jest naiwna. Niezależnie od płci. Weź za to odpowiedzialność, tym bardziej planując rodzinę. Myśl nad wartościami, które posiadasz i które powinien posiadać wybranek/wybranka.
Właśnie to zrobiłem kontrując twoje głaskanie zdradzających. Ale to nie musi być naiwne, może być cwane, bo zdradzający też uwielbiają pouczać innych, by zdrady tolerowali. Wpływają w ten sposób na jasność umysłu oceniającego, który gdy nie jest asertywny – daje im szansę właśnie, a ci i tak mu urywają łeb.
Choć naiwność to akurat cecha często ludzi młodych, którzy nie zderzyli się jeszcze ze złem tego świata. Wierzą w dobro po prostu, wierzą, że każdemu należy dać szansę, że w każdym tkwi dobro.
Ciężko mi aż tak hejtować ludzi wierzących w dobro, ponieważ nie spotkali jeszcze siermiężnego zła i ciężko traktować ich na równi z tymi którzy to zło tworzą. Ale przestrzegać ich trzeba, bo czasem nie mają takiej wiedzy którą ma ktoś bardziej doświadczony życiowo i który dostał już po dupie. Warto edukować. Ale oczywiście nie jestem jakoś pozytywnie nastawiony do postaw, które nie uczą się na błędach. Jeśli 3x zostałeś zdradzony bo wybierałeś zdradzające wcześniej i zrobiłeś to świadomie no to panie… coś musisz zmienić, a nie robić to samo i oczekiwać innych rezultatów.
Zawsze dajemy te etykietki. Albo kogoś lubimy, albo nie i to już jest etykietka. No niestety, oceniamy nawet jak mówimy że nie i taka jest rzeczywistość, co najwyżej nie mówimy tego głośno.
Wolę iść na ustępstwa i oddać głos na kogoś z kim się zgadzam w 70% ale ma realne szanse na wygraną, niż być bierny i pozwolić na zwycięstwo kogoś z kim mi nie jest po drodze w ogóle. Albo w tą albo w tamtą. A tu bierzesz co ci się podoba, chociaż lepiej podłączyć się do grupy, bo w grupie jest się silniejszym. Trzeba myśleć trochę jak w szachach i do przodu, powoli rozwiązując problemy i dostosowywując, improwizując skutecznie sytuację na szachownicy. A tak nie masz za sobą wsparcia żadnego i nie przekujesz tego w czyn, tylko dlatego, że narażasz się jednym i drugim wybiórczym podejściem. Lepiej chyba napuścić jednego na drugiego, poczekać na pogrom jednej strony i potem zająć się wadami zwyciężcy niż tkwić w zawieszeniu, gdzie jedną stronę wkurza druga. Sam nie nawojujesz za wiele. Bo obecnie z takimi postawami nie przekonujesz w pełni żadnej grupy społecznej.
Mam zupełnie odmienną strategię matrymonialną. Zbyt czysta kartoteka też nie jest dobrym sygnałem, bo może świadczyć o sygnalizacji cnoty albo dobrym ukrywaniu swoich wad. Wolałbym z dwojga złego kogoś kto zdradził kiedyś kogoś (najlepiej ze mną) i bardzo tego żałuje, niż brać emocjonalnego, niedoświadczonego życiem świeżaka który nie wiadomo jak się zachowa kuszony w godzinę próby dla relacji. Do takiej bitwy wolę żołnierza z doświadczeniem w boju jednak, najlepiej poturbowanego, świadomego zła jakie zdrada wyrządza, bo on będzie się opierał dużo mocniej.
chyba jego najradykalniejszy odłam. Ja tam ciągle słyszę, że feminizm leży również w interesie mężczyzn i nie jest to kłamstwo – on również mówi dokładnie to samo co ty – „nie musisz być super-męskim i spełniać oczekiwań, możesz być wrażliwym facetem”. To że nie jest to atrakcyjne dla przeciętnych kobiet to nie wina feminizmu, ani wada.
Moim zdaniem nie tyle chodzi tu o wiarę w dobro w ludziach, co to, że najlepszą taktyką jest tutaj pragmatyzm, dopuszenie do siebie, że takie rzeczy jak zdrada się dzieją i statystycznie nas to również spotka, skoro 400 na 1000 małżeństw i tak się rozpada, najcześciej z powodu zdrady wlasnie. Dodaj do tego te, które z jakiegoś powodu się nie rozwodzą, bo nie mogą, oraz te, gdzie małżeństwem jest się tylko na papierze a żyją osobno i z tych statystyk jakoś nie wynika szczęście rodzinne, które tak mocno tu promujesz. A skoro przeciętny człowiek statystycznie nie ma na to szans, to po co taki szkodliwy model relacji promować? Wizja szczęśliwego małżeństwa to potężny bluepill i iluzja. Lepiej od razu założyć najgorsze i układać sobie życie pod ten scenariusz, zaadaptować się do nowej sytuacji.
Już tak robiłem. Skończyłem z tym. Wolę być krytykantem idei i zachęcać do tego innych, by i np. dana partia zmieniła program. Głosując na nią zachęcam do tego, by nie zmieniła niczego i wmawiam jej, że postępuje dobrze.
Na szczęście nie mam takiego celu. Zawsze uważałem, że to co robię ma być dla mniejszej mniejszości, a nie jak politykier byle zbawić masy na przekaz dobrze im znany, sztywny i przypisany odpowiednio do lewa czy prawa. Polecam bardzo tanią książkę „psychologia tłumu” Le Bona. Ja nie chcę trafiać do większości, nie chcę by ktoś powiedział, że jestem idealny i w 100% potakuje mi jak jakiejś świętości.
” tłum charakteryzuje najczęściej jako impulsywny, zmienny, drażliwy, podatny na sugestie, przesadny w emocjach, nietolerancyjny. Poddaje analizie czynniki mające wpływ na działanie tłumu, ocenia rolę wiecowych przywódców. ” (z opisu książki).
Ale jak mam sterować radykałami to to jest proste. Znam to. Nawet to widziałem wrzucając pewne memy dostające wiele lajków. Ale nie chcę tego dziś, nie zgadza mi się to wewnętrznie z tym w co wierzę. Nic to dobrego nie przyniosło, a rozwój agresji wobec grup jak kobiet do mężczyzn i na odwrót.
W ogóle da się kogoś przekonać w pełni? Wątpię. Zawsze będą zgrzyty. I po to są dyskusje i edukowanie, by trochę pokonywać te bariery.
Zawsze możemy mówić o skrajnościach. Ja po prostu tak jak Ty w polityce robię w relacjach. Jeśli ktoś ma 70% cech które warto mieć to wolę jego, niż kogoś innego, kto już zawalił wiele razy.
Więc tak, czysta karta – oczywiście sprawdzę to, czy nie sygnalizuje cnoty fałszywie. Musimy takie decyzje podejmować, czasem ryzyko. Ale ryzyko w stylu „dam szansę komuś kto zdradzał wiele razy” jest nieskuteczne gdy ma się wierzyć w wierność takiej osoby.
Proporcje.
A ja nie, dla mnie to koniec. Ile ludzi, tyle poglądów. Nie mam żadnych powodów, by wierzyć, że ktoś zdradzający komu się wybaczyło „bardzo żałuje”. Seryjny morderca też żałuje i nie karzmy go, prawda? Bo pochlipał trochę.
Wiem, powiesz, że skrajny przykład, ale przykład.
Nie wierzę.
Powiedzmy. Większościowy, głośny. Takie są radykalizmy właśnie. I dlatego wielu ludzi to przyciąga niezależnie czy lewo czy prawo. Proste hasła, mało wnikliwości, czytanie nagłówków i to tyle.
No i dobrze, że tak mówią. Uczą kobiet, że da się funkcjonować z kimś wrażliwym, czego często od agresywnych ojców nie ujrzały. Ja jestem wrażliwy, a z kobietami mam wiele dobrych relacji. Wielu takich mężczyzn się załamuje niepotrzebnie nie wierząc, że są kobiety które są hiper dobre i wspierające. Te narcystyczne oczywiście mają ze mną problem, ale to tak samo jak faceci bez empatii, uruchamiający się na byle słabość jak np. gorszy dzień, czy stan depresyjny.
Ogólnie – da się. Byle swój do swego.
Nie wiem czemu nazywasz wierność promowaniem czegoś szkodliwego.
Lepiej promować wierność, ale ostrzegać, że wiele ludzi nie dotrzymuje tego. Mieć to zawsze z tyłu głowy, by po prostu nie spaść z wysokiego konia jak się wyidealizuje kogoś, że ta osoba zawsze taka niby super, a tu jednak nicość i kurestwo.
Ale ja nie zdradziłem, więc nie mogę się w te procenty wliczać. Może ze względu na tą wrażliwość, fatalną cechę dla niektórych heheh. Więc ja chcę kogoś takiego jak ja w moim życiu. Czy to coś złego? Pytam retorycznie.
Oczywiście mam na uwadze, że ktoś może być oszustem i grać, trzeba to wliczyć w kalkulacje, ale też nie ma co siać paranoi. Zdrowy rozsądek.