Tradycyjne kobiety CZĘSTO chcą być dziećmi w ciele dorosłych
Spis treści
- 1 Posiadanie tradycyjnej żony jest jak posiadanie dziecka
- 2 Tradycyjne kobiety mają wady. Do ideału im daleko
- 3 Tradycjonalistki to dzisiaj często ukryte feministki, które korzystają z feministycznych praw gdy im wygodnie
- 4 Tradycjonalizm? A może toksyczna kobiecość?
- 5 Ale przecież muszą istnieć dobre tradycjonalistki!
Tradycyjne kobiety w niektórych środowiskach (głównie w skrajnie prawicowym) uzyskują spore poparcie, a przecież wiele z nich chce być dziećmi w ciele dorosłych. Tradycyjne kobiety nie są za równością płci, ponieważ równość zabiera im przywileje bycia dzieckiem, ale też narzuca obowiązki osoby dorosłej (czyli często tylko mężczyzn). Tych nie chcą, lub nie umieją spełnić.
Tradycyjny wzorzec kobiecości stał się w opinii publicznej IDEALNĄ, ANIELSKĄ wręcz kontrą do bycia taką wariatką-feminazistką, która jest agresywna wobec mężczyzn i która nawet po sobie nie posprząta. Tyle że niekoniecznie w tak czarno-biały sposób trzeba postrzegać te dwa typy kobiet. Gdyby faktycznie istniał tylko taki dwojaki wybór, to sam byłbym za tradycjonalistkami. Bo kto by nie chciał ideału? Ideału, który wcale nim nie jest…
(w tekście dalej jest ankieta)
W tradycjonalizmie jest też ciemna strona kobiet. Ciemna strona cech człowieka wykastrowanego z dojrzałości psychicznej i wielu kompetencji człowieka dorosłego. Ba, tradycjonalistki często mają cechy gorsze od mężczyzn postawionych najniżej w hierarchii. Mężczyzn, którymi one najczęściej gardzą. Ale gdy same mają takie same cechy, jak oni, to mają siebie za jakieś wzory, autorytety, anioły, ideały i tak dalej…
Łatwo się nabrać, podobnie jak na te feministki, które tylko mówią o równości, a chcą przywilejów. Zaraz to wszystko wyjaśnię.
Oczywiście dla jakiegoś procenta mężczyzn wygodnym jest mieć dziecinną, nieodpowiedzialną, naiwną, zbyt emocjonalną, bezradną osobę w relacji, bo taka im się nie wymsknie, taka będzie często robiła to co oni zechcą, ale dla reszty mężczyzn taka kobieta będzie taka jak mówię: będzie miała cechy dziecka i cechy sporo gorsze od wielu mężczyzn. I może być ciężarem. Może być też problemem. Dyskusje z nią będą trudne i mimo popełniania logicznych błędów i tak będzie uważać, że ma rację. I może być kimś kto wnosi mało do relacji, a jednocześnie wymaga dużo. W końcu nie raz życie pokazało, że im ktoś mniej oferuje, tym więcej wymaga.
Dla mnie nuda, dla kogoś łatwa kontrola.
Posiadanie tradycyjnej żony jest jak posiadanie dziecka
Spójrzmy co popiera wiele kobiet w opisywanej dziecinnej mentalności:
To jest jedna z osób, które popierają tradycyjne związki gdzie jest utrzymanką, a mężczyzna tylko w teorii w tej relacji rządzi, bo musi jej ulegać, musi ją stawiać na piedestał. Szyja kręci głową. To ona stawia mu warunki jak związek będzie wyglądał (zgodnie z Prawem Briffaulta).
Kobieta ustala zasady, więc ona rządzi. Tradycyjna kobieta uważa, że mężczyzna musi ją sponsorować, czyli płacić jej za pojawienie się w relacji. On musi płacić za jej pseudomiłość. Tak naprawdę to kobieta ma władzę, a mężczyźnie tylko wydaje się, że on dominuje w relacji.
To trochę tak jakby dziecko rządziło rodzicem i udawało, że ono jest niżej w hierarchii. Dziecko wchodzi na głowę, tupie nogą, a rodzic spełnia rozkazy, ugłaskuje i wszystko wybacza. Tak się często rodzi narcyzm.
Naprawdę dziwią mnie mężczyźni, którym wydaje się, że jeśli płacą to są tymi lepszymi mężczyznami. To właśnie mężczyzna który nie płaci kobiecie za jej miłość, a ona i tak go kocha, i tak go szanuje – ten jest wartościowym mężczyzną samym w sobie. Tradycjonalizm jak widać też oszukał mężczyzn.
Tradycyjne kobiety mają wady. Do ideału im daleko
Ja się nie nabieram na manipulacje, że tradycyjna kobieta to wzór najlepszych kobiecych cech. Bo te kobiety często:
- Nie mają kompetencji do samostanowienia (nie są partnerkami, nie potrafią być niezależne), a więc gdy mężczyźnie powinie się noga, czy gdy zachoruje, to one rozłożą tylko ręce. W końcu nikt od nich nigdy nie wymagał przejęcia roli po mężczyźnie. Będą w kropce. I zrzucą winę za to na mężczyznę.
- Są często bierne i wygodne, bo mężczyzna ma mieć inicjatywę, on ma się starać, on jest od rozwiązywania problemów (a one do ich kreowania i wymyślania).
- Są zdziecinniałe i podpierają to takimi argumentami jak na obrazku: „traktuj kobietę jak małą dziewczynkę”. Masz znosić wszystko, czyli tu huśtawkę nastrojów, tam głupotę, tam problematyczność, tam niezaradność i niezdarność. Masz czcić kogoś kto wnosi do relacji tylko „siebie” (choć niektóre kobiety jeszcze powiedzą, że seks, ale zwykle też na ICH warunkach). Mężczyzna z kolei jak wnosi siebie to będzie to o wiele za mało.
- Te kobiety tylko udają romantyczne, ponieważ uważają de facto, że to mężczyzna ma czynić romantycznie WOBEC nich, a nie one wobec niego. Gdyby one były romantyczne to one by czyniły romantycznie. Byłyby altruistkami, poświęcałyby się, byłyby wyrozumiałe, czułe, troskliwe do szpiku, chciałyby „zbawiać”, a za miłość walczyłyby do utraty tchu. I ta miłość nie musiałaby być idealna, z mężczyzną najkorzystniejszym, samcem alfa, ale również „w zdrowiu i chorobie, na dobre i na złe” – czyli również, gdy mężczyzna UPADA. To jest romantyzm, a nie rysowanie serduszek i żądanie kolacji z winem sponsorowanej przez mężczyznę.
- Są na bakier z odpowiedzialnością. Odpowiedzialność jest dojrzałą cechą i wg wielu ludzi ma być cechą mężczyzn. Mężczyzn biorących odpowiedzialność za siebie, za kobiety, za rodzinę, za kraj. Kobieta tradycyjna w teorii gdzieś tam słyszy, że też powinna urodzić dzieci i to jej jedyna odpowiedzialność, ale raz, że to rzadkie, a dwa że urodzenie to tylko kilka miesięcy i na tle trwania związku przez powiedzmy 60 lat być z mentalnym dzieckiem to katorga. Dla kobiety z kolei wygoda wiele, wiele lat.
- Są na bakier z empatią. Bo przecież tolerują tylko samca alfa, silnego mężczyznę, według nich też tradycyjnego. Resztą gardzą. Zatem znowu, powinie się noga, mężczyzna zachoruje, straci pozycję, status – z kobiecej tradycji zostanie jeszcze więcej problemów, niż było, a rozwód ona na pewno weźmie. I powie, że winnym tego jest słaby mężczyzna. Nie ona. Nie jej toksyczne, dziecinne cechy. Tradycyjna kobieta wg wielu źródeł jest empatyczna, troskliwa, zdolna do poświęceń. To nie jest kobieta, która gardzi i wytyka palcami, poucza i dyryguje. Tego tutaj nie ma.
- Słyszałem od samozwańczej tradycjonalistki, że tradycjonalistki również winią innych nawet za swoje zdrady, przemoc, toksyczność. Mówią: „za mało mamy dziś męskich mężczyzn, to dlatego związki się rozpadają, dlatego kobiety zdradzają, dlatego kobiety są dla nich paskudne”. Po prostu winni są zawsze mężczyźni. Kobiet nie ruszaj. Są w końcu tradycyjne. Wzorem do naśladowania. Autorytetem, ponieważ pozmywały i pościerały kurze, więc mają samoocenę jako kogoś integralnie kobiecego, a co za tym idzie kogoś kogo należy czcić i akceptować. Zero wstydu. Zero pokory (wiele źródeł twierdzi, że tradycyjne kobiety są pokorne, a więc przyjmują uwagi, czy własne ograniczenia, a nie twierdzą, że cała rzesza mężczyzn jest niemęskich, a tylko one hiper kobiece i słuszne).
- Są zależne i nie umieją podejmować decyzji – wszystko jest na barkach mężczyzny. Początkowa podnieta mężczyzn, że „rządzą” w relacji, w ciągu życia zacznie być polem walki do tego, by jednak szanować kobiece zdanie na różne tematy. Powoli taka kobieta zacznie wchodzić na głowę, by najpierw wymusić partnerstwo (słuchanie opinii na równi), a potem by jej zdanie było ważniejsze (również dzięki hiperemocjonalności). W ten sposób kobieta będzie dominować, a potem znowu powie, że winnym jest mężczyzna, który dał się zdominować, a nie ona, jej toksyczne cechy i jej niespójność w byciu jak wiatr zawieje albo tradycyjną, albo partnerską, albo dominującą.
- Tradycyjna kobieta daje sobie prawo do emocji, a mężczyźnie nie. W ten sposób staje się osobą, która jest ważniejsza, która nie musi się kontrolować, której trzeba współczuć i z której emocjami trzeba się liczyć. Mężczyzna dusi wszystko w sobie, bo inaczej nie jest mężczyzną. Jest zatem niżej w hierarchii, jego emocje są tylko jego problemem.
- Tradycyjne kobiety są albo dyrygujące, albo nieasertywne. Dyrygują w sposób zakamuflowany. Z kolei brak asertywności powoduje dodatkowe problemy. Nie mówią wprost, kręcą, chowają się przed wyrażaniem się. Musisz się domyślać. Udają dobre w komunikacji, a komplikują komunikację. Znowu, gdzie plusy? To mężczyźni mają być inni, bo twierdzi się, że męskość to wyrażanie się wprost i bezpośrednio, w sposób jasny i konkretny. Gdyby była równość kobieta też by musiała taka być, a tak… no cóż, dorosłe dziecko NIC NIE MUSI, WIELE MOŻE. I wina za rozwodowy konflikt charakterów związany z fatalną komunikacją po stronie kobiety znowu będzie po stronie mężczyzny. Bo winni mają być tylko mężczyźni. Ot, tradycyjna kobieta rzekła słuchając innych tradycyjnych mężczyzn mówiących to samo.
- Po prostu tradycyjne kobiety na ogół wnoszą mało, a żądają dużo. I nie ma co się obrażać na to stwierdzenie. Gdyby kobieta wnosiła dużo to albo by była równa mężczyźnie, albo potrafiłaby wnieść WIĘCEJ od niego do związku. Jednak jeśli twierdzi, że to rolą mężczyzn jest wnosić więcej to na logikę ona wnosi MAŁO.
- Ba, takie kobiety uwielbiają mówić, że taka jest natura, że nie wolno z tym dyskutować. A to, że inne kobiety mają inną naturę i nie są jak one, to tam pominie się. Wytnie się, żeby manipulacje się zgadzały i by dalej mężczyźni skakali wokół takich wyidealizowanych niesłusznie kobiet.
Mnie nie dziwi, że niektórzy zaczynają pałać nienawiścią do kobiet jeśli uwierzyli, że takie kobiety jak powyższe są reprezentantkami wszystkich kobiet. Też bym był mizoginem gdybym sądził, że 100% kobiet taka jest. A przynajmniej bym nie szanował tych kobiet i miał lekkie zniesmaczenie do nich. Ale na szczęście takie zachowania ma tylko część kobiet i to część kobiet nie najlepszego charakteru. Nierzadko to rozpieszczone córeczki tatusia, lub inne zakompleksione, które próbują rekompensować sobie brak wartości władzą nad mężczyzną w zakamuflowanej formie.
Tylko naiwny mężczyzna weźmie taką kobietę i będzie wysłuchiwał, że wiecznie wnosi za mało, bo nie dochowuje swojego statusu alfa. Ona wystarczy że pozmywa, wytrze kurze i już jest w 100% kobieca, ma wysoką samoocenę za nic, a gość musi harować jak wół, być tytanem fizycznym i psychicznym (depresja, lęk, zmęczenie – nie wolno!), intelektualnie „potworem”, ma sponsorować, ulegać jej wizji świata, ma potrafić konstruować, naprawiać, złota rączka i wtedy w nagrodę dostanie łatkę prawdziwego, męskiego mężczyzny.
Do czasu kolejnego wymagania rzuconego przez bierną egoistkę o dziecinnej, niepokornej, aroganckiej, konfliktowej, rywalizacyjnej, a nie spolegliwie efemerycznej niby kobiecej mentalności.
Tradycjonalistki to dzisiaj często ukryte feministki, które korzystają z feministycznych praw gdy im wygodnie
Trzeba samemu być niedojrzałym, by z takimi niedojrzałymi kobietami się wiązać. Trzeba nie mieć samooceny i godności. I trzeba być na bakier z logiką, bo te kobiety dzisiaj rządzą, kłócą się, pouczają, nie są wcale łagodne, uległe i tradycyjne w pełni.
Korzystają z przywilejów, wypowiadają się publicznie, edukują, czasem pracują, ale nie mają się nawet za feministki, mimo, że tyle ich z nimi łączy, a nie z tradycją. Korzystając z przywilejów i nie mając cech tradycyjnych nie są tradycyjne. Taka jest logika, jedyna słuszna. Ba, wiele z nich również nie ma dzieci, co i tak pozwala im utrzymać samoocenę jako kobiety tradycyjnej. I to tylko dlatego, że pozwolą mężczyźnie je sponsorować, za nie płacić i pozwolą mu ogarniać wszystko, bo musi wiecznie udowadniać swoją przydatność i męskość.
A one sobie po prostu są. To jest poświęcenie na które je stać.
Tradycjonalizm? A może toksyczna kobiecość?
Oczywiście to co opisałem to nie jest natura wszystkich kobiet. Na szczęście, bo gdyby kobiety miały jedną naturę to wszystkie byłyby takie same. Chodzi tutaj o styl wychowania. Według mnie było błędem wychowywać kobiety w takim stylu. Naprawdę wiele źródeł przeczytałem o tradycyjnej kobiecości i jest tam naprawdę sporo wad. Nawet jak z tą naiwnością, zależnością, bezradnością, dziecinnością, brakiem granic, brakiem asertywności, egocentryzmem, zubożeniem nastawienia na logiczne myślenie, lub z nadmiernym poświęcaniem się. To nie jest naprawdę coś co kształtuje zdrową, dojrzałą, kompetentną osobowość.
Taki typ kobiet wylądować może w kategorii toksyczna kobiecość i ten schemat wychowania powinien być negowany. Czas go rozpowszechnić jako coś złego i ograniczającego, a na pewno nic dobrego dla mężczyzn.
Dla wielu kobiet oczywiście też, bo nie rozwijają się równo do mężczyzn i często pozostają na etapie mentalnego dziecka. Kogo interesują ograniczenia psychiczne ten niech sobie poczyta o osobowości zależnej, wyuczonej bezradności, o masochizmie, o narcyzmie (konkretnie o typie rozpieszczonym). Często generuje to również osobowość fałszywą.
A to wierzchołek góry lodowej problemów z kastracją dojrzałości i bycia osobą wcale nie tak wartościową za jaką się taka tradycjonalistka ma. Jej pogarda do mężczyzn, którzy nie są alfa (czyli do większości z nas) to po prostu walka z własnymi kompleksami, bo nie jest wcale lepsza często nawet od samców postawionych NAJNIŻEJ w hierarchii. Nawet ci pozmywają i wytrą kurze. Nawet ci będą cicho siedzieć i nie będą podejmować decyzji.
Tak, tradycjonalistki mogą nawet samcom omega nie dorównać do pięt. Samcom na których one by splunęły. Czyli świadczy to tylko o nich, o ich obiektywnie niskiej wartości.
Brakuje im samoświadomości, tak jak w większości takich przypadków, gdzie ktoś wywyższa się, ocenia, gardzi, a myśli, że zasługuje na więcej i powinno traktować się go jak „skarb”.
Ale przecież muszą istnieć dobre tradycjonalistki!
Oczywiście istnieją kobiety tradycyjne, które nie gardzą mężczyznami, innymi niż „samcy alfa”, nie wywyższają się. Są świadome tego, że same niewiele oferują, ponieważ mają pokorę. Nie żądają, empatyzują nawet z mężczyzną który podupadnie. Są troskliwe, pracowite (zgodnie z wolą mężczyzny), altruistyczne i bezinteresowne.
Nie nazywają mężczyzny takim czy śmakim nieudacznikiem, ponieważ są łagodne, taktowne i pokazują nawet, że są zawsze za mężczyzną i poniżej mężczyzny. Taką rolę uznały za słuszną. Niektóre nawet twierdzą, że są bardzo religijne i próbują pokazywać wersety biblijne, że mężczyzna ma prawo je bić, by przywołać je porządku. I nigdy nie wezmą rozwodu, bo religia im tego zabrania. Seks? Zawsze z wolą mężczyzny, nawet jak je boli głowa. Nawet jak nie mają z seksu przyjemności. Ważny jest mąż.
Mogą takie być, w porządku. Póki nie atakują, wielu mężczyznom starczy i to. Ja mam trochę inne zdanie i uważam te standardy za niedostosowane do rozwoju jaki przeszliśmy. I tego rozwoju życzę tym wszystkim, którzy tkwią na etapie dziecka. Równość wcale nie musi być zła.