W Polsce panuje matriarchat. Patriarchat to kłamstwo feministek dzięki którym kobiety zdobywają przywileje cz.2
Spis treści
W tej serii artykułów odkłamuję kłamstwo feministek o patriarchacie istniejącym w Polsce, który miałby skutkować trudniejszym życiem dla kobiet. W poprzednim wpisie poruszyłem bardzo ważne problemy, tj. brak karania specyficznych form przemocy stosowanych przez kobiety, domniemaniu winy mężczyzny, czy uznaniu matek za ważniejszych rodziców, niż ojców. W tej części chciałbym poruszyć temat kontroli kobiet nad rozrodem, rodziną, profitach wynikających dla nich z małżeństwa, czy o przemyśle rozwodowym ukierunkowanym na tzw, dojenie mężczyzn, który niestety motywuje kobiety do rozbijania związków, rodzin, czy wyłudzania alimentów. To właśnie kontrola kobiet nad rozrodem i małżeństwem pozwala im władać w dużej mierze nad samymi mężczyznami i dziećmi (w naszym systemie są ich własnością).
Feministki zauważyły, że mogą żądać coraz bardziej absurdalnych przywilejów dla kobiet, bo mężczyźni stali się miękcy i powoli się na wszystko godzą. Zrozumiały, że trzeba do tego tylko odpowiedniego „suszenia głowy”. Tak samo robi wiele kobiet w związkach, tyle, że te stworzyły z tego ideologię. Manipulacje to ich taktyka zdobywania zysków.
Kłamstwa powtarzane tysiąc razy stają się prawdą, a o płciach dziś kłamie się w wybitnie szkodliwy sposób: na niekorzyść mężczyzn, a na korzyść kobiet. W obu wersjach jest to podawanie ludziom nieprawdy. Ani kobiety nie są tak dobre, jak o nich się mówi, ani mężczyźni tak źli jak się o nas mówi.
Po co te kłamstwa? Oczywiście, by napór na dodatkowe przywileje dla kobiet się nie skończył. Wszak póki się gra uciemiężone ofiary (kobiety) to można wystosowywać dodatkowe żądania wobec grupy uciemiężającej (mężczyźni). W rzeczywistości jest tak, że nie grupa, która jest pokrzywdzona może walczyć o przywileje, a wystarczy się na taką WYKREOWAĆ.
I z tego wiele pań niestety korzysta, a jeszcze bardziej jest to smutne, że wielu mężczyzn temu przyklaskuje.
Pamiętajmy, że uprzywilejowanie uczy bardzo negatywnych cech: roszczeniowości, egoizmu, arogancji, konfliktowości, braku empatii i innych składowych osobowości narcystycznych. Taka, głównie o sobie myśląca osoba przestaje nadawać się do jakichkolwiek związków, ale pomimo tego je próbuje tworzyć. Druga strona, by móc z nią egzystować w poprawnych stosunkach, musi stać się uległa, dlatego rozumiemy skąd dzisiaj tylu takich mężczyzn, skąd tylu przysłowiowych pantofli, skąd tylu mężczyzn idealizujących kobiety i tyle kobiet gardzących mężczyznami.
System uczy nas bardzo prostych, aczkolwiek niesprawiedliwych postaw. Jesteś mężczyzną? Jesteś zdany tylko na siebie (i na utrudnienia wynikające choćby z dyskryminacji pozytywnej). Jesteś kobietą? Każdy Ci może pomóc, włącznie z mężczyznami, ale i aparatem państwowym. Tym podłym bo „patriarchalnym” – rzecz jasna.
Zapraszam.
Część pierwszą przeczytasz tutaj:
Małżeństwa i rozwody zabezpieczają interesy tylko kobiet
Co może czekać dzisiejszego mężczyznę, który weźmie ślub z kobietą opisywałem bardzo szeroko tutaj:
W temacie kobiecej władzy nad rodziną i małżeństwem warto podać fakt, że konsekwencje rozwodu spadają zwykle na mężczyznę. Nazywamy to tzw. gwałtem rozwodowym. Dlaczego konsekwencje zwykle spadają na mężczyznę? Powodów jest kilka. Pierwszy to najbardziej prozaiczny: kobiety zazwyczaj na mężów wybierają mężczyzn wyższego statusu, niż one (tudzież mężczyzn od nich w jakiś sposób lepszych/zaradniejszych), a co za tym idzie lepiej od nich zarabiających. To gwarantuje im alimenty płacone przez mężczyznę przy bardzo prawdopodobnym w dzisiejszych czasach rozwodzie, ale też oczywiste profity w samym małżeństwie.
Mężczyźni, którzy zarabiają mniej od swoich kobiet, są mniej od nich zaradni, lub nie dzielą się z kobietą pieniędzmi (bez wyliczania) są obrażani od leniów, trutni, skąpców, czy kompletnie wybrakowanych z męskości.
Wobec kobiet nie ma takiej presji i to pomimo tego, że to one dostają ułatwienia (tj. parytety) na rynku pracy. Pomimo tego, że się głosi o „równości” płci. To jest przywilej.
Wracając do małżeństw. Mężczyzna traci status społeczny oddając władzę kobiecie poprzez małżeństwo, ten jakże ofiarny gest, a przecież jego status społeczny jest wyznacznikiem jego atrakcyjności, ponieważ kobiety kierują się takim właśnie wskaźnikiem w doborze partnera (hipergamia).
To tak jakby wkładać palce pod młotek. Problem w tym, że wielu mężczyzn nie jest tego świadomych.
W naszym światku praktycznie nie istnieją też kobiety-alimenciary (choć jeśli nimi zostają to procent ich niepłacących jest wyższy, niż u mężczyzn), ponieważ prawo stworzono tak, aby to kobieta zyskiwała na małżeństwie, ale także jej potrzeby były zabezpieczone przy rozwodzie.
Cóż, mężczyźni pokazują, że łatwiej ich doić z pieniędzy i zasobów (wręcz przyklaskują temu i opornie zmieniają dyskryminujące ich prawo), a dzisiejsze kobiety są naprawdę świetne w znajdywaniu wad w mężczyznach, czy w kreowaniu się na ofiary, dlatego też z małżeństw wychodzą zwykle z zyskiem większym, niż mężczyźni. Mężczyźni, którzy co najwyżej łudzą się, że dzięki małżeństwu dostaną gwarantowany dostęp do monogamicznego seksu. Innych profitów nie ma, lub są niepewne jak wierność, lojalność, czy gwarancja pełnego domu. Dzieci jednak należą do kobiety i dostają je pod opiekę w 97% przypadków porozwodowych. Jest to odwrócenie patriarchalnego modelu, w którym to dzieci po rozwodzie zostawały przy ojcach.
Oczywisty dowód na matriarchat. My oczywiście proponujemy opiekę naprzemienną, która sprawnie funkcjonuje w krajach lepiej rozwiniętych. Czas, by je dogonić.
Inne, nasze propozycje zmiana prawa rodzinnego znajdziesz poniżej:
Absolutnie nie ma zdziwienia, że kobiety napierają na małżeństwo częściej, ponieważ zapewnia im więcej korzyści/zabezpiecza ich interes. Robią to niestety nie zawsze w sposób honorowy, czyli będąc jak najlepszą partnerką, jaką mężczyzna może sobie wymarzyć (i wtedy on dobrowolnie wychodzi z pomysłem ślubu), a manipulując mężczyzną, szantażując nim, wymuszając ślub poprzez przeróżne insynuacje typu: zbyt mały czas spędzany razem, zbyt małą ilość poświęceń po stronie mężczyzny, wmawiając mu brak miłości, czy zaufania, mówiąc, że nie można na niego liczyć, celując w męskie ego, że daleko mu do prawdziwego mężczyzny, a na końcu obrażając się i stosując techniki „cichych dni”.
Często kobiety próbują manipulować męskimi emocjami sugerując mężczyznom, że ślub to dowód na miłość mężczyzny i jak go nie dostaną to nie będą tracić czasu na „chłopczyka”.
W niemoralnych, kobiecych sposobach wymuszania małżeństwa chodzi o wzbudzenie poczucia winy poprzez awanturę (jak kobiety się awanturują opisywałem TUTAJ), skupienie na sobie uwagi, tworząc swego rodzaju emocjonalny dramat, za którego odpowiedzialność ma wziąć mężczyzna. I męska dzięki temu ma być poprawa, a kobiecy zysk. Mężczyzna uprawiający dramaturgię, czy histerię jest traktowany przynajmniej jako niedojrzały. Wśród kobiet jest na takie zachowanie większa tolerancja, co wynika oczywiście z uprzywilejowania tej płci.
Napisałem już sporo artykułów o technikach manipulacji kobiet. Zapraszam w inne rejony strony.
Tak, że nie jest tak, jak mówią feministki, że kobiety nie są zdolne do przemocy, czy toksycznych zachowań, lub tych zachowań jest mało. Nie. Po prostu zbyt mało poświęca się im dziś uwagi, a wręcz traktuje takie zachowania lżej – a to nie jest dobra droga, by obie płcie były traktowane sprawiedliwie.
Na domiar złego małżeństwo ogranicza mężczyznę w wyznaczaniu swojej ramy, granic i egzekwowaniu zasad w stosunku do kobiety. Można to nawet bardziej delikatnie i przychylnie dla kobiet określić tym, że mężczyzna ma związane ręce w kwestiach reagowania na kobiece złe zachowania w małżeństwie, bo ani tu krzyknąć, ani postawić na swoim (bo tyran), ani odejść, bo mężczyzna będzie za odejście ukarany (a jako ojciec na pewno nazwany rozbijającym rodzinę).
Niestety mężczyzna po rozwodzie, mąż i ojciec zazwyczaj wychodzi ukarany, nawet za niewinność, lub współwinę (ot, kobiety umieją obwiniać innych, nawet jak są 100%owo winnymi), gdzie na pierwszym miejscu powinno stawiać się na porozumienie, a nie odejście.
To też kobiety częściej składają pozwy rozwodowe, ponieważ co niedziwne, rozwód też jest dla nich korzystniejszy, niż dla mężczyzny. To one zwykle po rozwodzie zabierają ze sobą dzieci, ale też mężczyźni muszą płacić im alimenty. Wcześniej kobiety nierzadko kreują się na monogamiczne, wierne, oddane miłości romantyczki (tutaj udowadniam, że rzadko nimi są, a romantykami są mężczyźni, mimo kreowania się na racjonalnych pragmatyków – ot taka sprzeczność płciowa).
De facto wiele z tych kobiet pokazuje, że oddane są co najwyżej swoim namiętnościom przychodzącym z zewnątrz, udając się tam gdzie ekscytacja, korzyści, egoistyczne emocje, niżeli nudna wierność wobec tego kogo się zna, komu obiecywało wszystko co najlepsze i jego wady zna na wylot. Słowo i przysięga nie ma znaczenia.
Mówią one o sobie jednak inaczej po to, by naiwny, mało wymagający mężczyzna uwierzył i małżeństwo „zaklepał”.
Dzisiaj to kobiety zdecydowanie częściej odchodzą od mężczyzn, niż mężczyźni od kobiet (w 4/5 przypadków), a stały związek znaczy dla nich mniej. Przynajmniej mniej, niż mówią.
Konserwatywne amerykańskie publicystki już dawno zauważyły, że kobiety psują sobie życie na własne życzenie. Czekają na jeźdźca na białym koniu, tymczasem kończą udane związki, bo nie podobają im się drobiazgi.
Tym rozstającym się kobietom nie podobają się rzeczy, które dałoby się zmienić w czasie, być może z ich wsparciem, pracą, ale są zbyt wygodne, zbyt niecierpliwe i zbyt egoistyczne, by umieć się poświęcić dla mężczyzny. Płci przecież stworzonej po to, by kobietom usługiwać i się nimi opiekować, prawda? A do tego płci, jak mówią feministki, wybitnie złej, czyli jedynej, którą można krytykować i oczekiwać poprawy…
Co nie zmienia faktu, że same kobiety wymagają poświęceń od mężczyzn. Tak jak wyższych standardów moralnych, zdecydowania i świadomości czego się chce. Nie mamy jednak równowagi na tym polu, ponieważ od kobiet wymaga się coraz mniej, jeżeli chodzi o zachowania wobec mężczyzn. Patriarchalny „kaganiec” dawno został oblany kwasem i rozpuszczony.
I jest to przynajmniej niepoważne, że kobiety jako kończące związki w większości przypadków są tymi, które najczęściej wstawiają tego typu obrazki. A robią to jedynie po to, by wyglądać na romantyczne, głębokie wewnętrznie osoby i tym samym manipulować mężczyznami, którzy wierzą w ten wykreowany przez kobiety własny obraz świętej, niewinnej, słodkiej i dojrzałej:
Odpowiedzialność – zerowa. Egoizm – silny. Fałsz – duży.
Rzadko też kobiety przystają na małżeństwa z intercyzą… chyba, że same zarabiają więcej od mężczyzny (świetnie się zabezpieczają przed płaceniem, nie to co naiwni mężczyźni), albo gdy boją się, że spadną na nie długi mężczyzny (czyli same mu nie ufają, ale żądają zaufania wobec siebie). Gdy mężczyzna chce intercyzy, sam ma więcej zasobów, prosperuje, zarabia od kobiety więcej – słyszy napór tekstów całego babińca w rodzinie: nie na tym polega miłość, nie na tym polega małżeństwo, jak możesz nie ufać kobiecie swojego życia!?
Bądź mężczyzną!
I wiele kobiet się w tym momencie wykrusza. Odchodzą, gdy mężczyzna odmówi małżeństwa, bo jest w swoim postanowieniu silny, lub gdy on naciska na intercyzę dając dowód, że to kobieca miłość była nieprawdziwa. Dobry test na materializm i brak miłości? Dobry.
Niegdyś małżeństwo stworzono po to, by społeczeństwo preferowało monogamię, najbardziej pożyteczny konstrukt kulturowy. Większość osób dzięki temu miała szansę na parę. Dzięki temu więcej osób było produktywnych i szczęśliwych, a chęć odejścia była poddawana karze lub ostracyzmowi.
Czym to skutkowało?
- Udawało się uniknąć bólu wynikającego z rozstania / zdrady, co przecież często kończy się depresją, samobójstwem, czy wpadnięciem w wir uzależnień – ból jest bardzo silny
- Uczyło się wzajemnego wspierania w dołach i cieszenia z wspólnych sukcesów, a nie żądania coraz więcej od drugiego człowieka
- Wzajemna, wyniszczająca rywalizacja była zniesiona do minimum
To, że były negatywne tego strony, nie oznacza, że nie było dużo więcej pozytywnych. Przynajmniej uczono odpowiedzialności, za siebie, za kogoś, za stan relacji, za wybór osoby, której mówiło się piękne, wyniosłe słowa o miłości i oddaniu.
Państwo opiekuńcze (socjalne) chroni kobiety w razie rozbicia związku i rodziny (także z własnej winy!) – toleruje wyłudzanie alimentów
Kobieta może dziś zdradzić mężczyznę, obwinić go, pokazać jego wady (bo tego jest uczona przy okazji robienia z siebie ofiary, którą nie może być męski mężczyzna, a niemęskość jest bardzo źle odbierana), sama być patologiczną jednostką, wrobić w dziecko, a i tak w 97% przypadkach dostanie dzieci po rozwodzie, a mężczyzna będzie musiał płacić alimenty na nie, ale też na nią, jeśli zarabiała od niego mniej/wniosła mniej zasobów do relacji.
W połączeniu z punktem wcześniejszym jest to legalna grabież mężczyzn i obdarcie z wszelkiej godności, co się akurat tym, mściwym, małostkowym manipulantkom bardzo podoba. Tak naprawdę wystarczy, że umieją kłamać, prowokować, czy przekręcać fakty i wyjdą z rozwodu, tak jak kot spada na cztery łapy.
Ale też wiecie czemu kobiety rzadko kiedy wiążą się, a jeszcze rzadziej biorą ślub z mężczyzną, który znacznie gorzej od nich zarabia.
a) nie odnoszą korzyści tu i teraz ze związku (czy to miłość, czy tylko wyrachowanie i kalkulacja?)
b) nie odnoszą korzyści po rozpadzie związku (a więc nie mogą się rozwieść dla pieniędzy i wyłudzać alimentów)
A o Prawie Briffaulta, które te zjawisko opisuje szerzej już niebawem, wraz z przetłumaczonym filmem…
Przykład braku braku możliwości uzyskiwania szacunku w małżeństwie od kobiet do mężczyzn i spełniania ich potrzeb:
Powiedzmy kobieta odmawia mężczyźnie seksu w ramach kary za coś, szantażowania go lub innego, nieuzasadnionego powodu. Gdyby mężczyzna nie był w małżeństwie od razu tego samego wieczoru kiedy coś takiego ma miejsce wyszedłby z domu i poszedł do innej, która nie odmawia lub jeżeli to by było jego mieszkanie poprosił, aby go opuściła, bo chce zaprosić do niego taką, która nie odmawia i komunikuje się z nim w sposób bezpośredni, otwarty, z szacunkiem, bez toksycznych „gierek”.
W małżeństwie mężczyzna nie może zrobić praktycznie nic. Najgorszym wariantem jest, wtedy gdy mężczyzna wyjdzie jednak do innej kobiety, a wtedy małżonka oskarży go o rozkład małżeństwa z jego winy, a to już jest tragedia finansowa dla mężczyzny. Jednak gdy kobieta niszczy więź małżeńską – najczęściej żadne konsekwencje na nią nie spadają. Winnym i odpowiedzialnym zawsze ma być mężczyzna.
Zachęcamy mężczyzn do walki o uznanie winy kobiety za rozpad małżeństwa, a nie odpuszczania, jak to dziś robi wielu – dla świętego spokoju.
Ponieważ kobiety walczą, są zmobilizowane, by ukazać mężczyzn przy rozstaniach/rozwodach w złym świetle i dzięki temu, grupowemu zachowaniu mają do dyspozycji nieprzychylne statystyki przeciw mężczyznom. Te statystyki feministki wykorzystują do tego, by nadal demonizować mężczyzn, by żądać ułatwień dla siebie i by widzieć w kobietach wyłącznie ofiary.
Jednak te statystyki nie mówią całej prawdy o prawdziwych zachowaniach małżeńskich. Nie mówią o prawdziwych zachowaniach obu płci w związkach.
Bierność, czy ucieczka od udowadniania winy nie pomaga społeczeństwu, przyszłym pokoleniom, naszym synom.
Kobiety mają absolutną władzę na rynku reprodukcyjnym – nad płodnością
Dawno, dawno temu narzucono role płciowe. Mężczyźni byli od produkcji (pracy), kobiety od reprodukcji (rodzenie). Oczywiście dzisiaj feministki wmawiają tu i ówdzie, że kobiety są i były traktowane jak klacze rozpłodowe, czy inkubatory, ale aby zauważyły, że mężczyźni są i byli traktowanie równie przedmiotowo, materialnie, jako dostarczający zasoby, opiekę, siłę, a nie ludzie godni choćby współczucia, wsparcia czy pomocy w słabościach to absolutnie!
Feministki wpoiły kobietom „mądrość”, że podział ról dyskryminował wyłącznie kobiety. Jak było naprawdę? Kobiety wypełniały swoją rolę biologiczną (cóż, mężczyzna rodzić nie może), plus dostały naprawdę proste zadania do wykonywania, jak oporządzanie domu. Nie trzeba mieć kwalifikacji inżynierskich, by je wykonywać, zatem zdecydowana większość kobiet mogła mieć wysoką samoocenę z tytułu skutecznego wykonywania swojej roli, czy wręcz poczucia bycia kobiecą kobietą. To nie były wysokie wymagania stawiane kobietom, w tym „uciemiężającym” patriarchacie, wręcz przeciwnie. To mężczyźni zawsze mieli wykonywać te trudniejsze zadania, co oczywistym przywilejem nie jest.
Dodatkowo mężczyźni uczyli kobiety swego czasu, by wspierały mężczyzn, co dziś u kobiet jest coraz rzadsze, wszak chcą być skrajnie inne od kobiet kilka pokoleń wstecz. Chcą być niezależne, niestety, do bólu.
Ale konkrety. Co wchodzi w skład władzy reprodukcyjnej kobiet:
- „decydowanie o swoim ciele” (coraz bardziej naginane w stronę aborcji na życzenie i prowadzenia wybitnie „kureskiego” stylu życia)
- decydowanie o dziecku (aborcja tylko dla kobiet, brak aborcji prawnej dla mężczyzn, brak wpływu mężczyzny na to, czy chce by dziecko się urodziło, brak możliwości przejęcia wychowania dziecka, gdy kobieta zechce aborcji, a także możliwości zrzeczenia się alimentów, jako uwolnienia się od odpowiedzialności – dokładnie takiej samej, jak kobieta dokonująca aborcji ucieka od odpowiedzialności)
- decydowanie o dziecku przy pomocy oszustwa i przemocy (gwałt, przymuszenie mężczyzny, wmanipulowanie go, zastraszanie, szantaż)
Mężczyznom nie oferuje się jakiejkolwiek formy decydowania o dziecku, są oni zdani na decyzje kobiety. Mężczyzna może jedynie się zabezpieczać podczas seksu, by dziecka nie mieć. To jest jego jedyna „władza”, co i tak nie daje mu pewności bo ciążołapki potrafią sobie wstrzyknąć spermę w każdych warunkach. By mężczyzna został wykorzystanym przez kobietę jako „byk rozpłodowy” wystarczy chwila jego nieuwagi co się dzieje z jego plemnikami, ale jak pisałem w poprzedniej części artykułu – kobiecej przemocy się nie karze, to też lepszych cech wykształcać nie będą. Nie muszą, bo nikt tego nie wymaga. Brak wymagań wobec jednej płci to jej duży przywilej.
Kobieta dziś może wykorzystać mężczyznę do tego, by spłodził dziecko, opłacał je alimentami i wcale ona nie musi być z nim z związku! Tak, że mężczyzno zabezpieczaj się i bądź świadom!
- zakaz testów DNA na ojcostwo, lub za zgodą matki
- domy pomocy dla matek, które nie są wydolne finansowo, a „symetrycznie” i ironicznie rzecz biorąc więzienia dla ojców niewydolnych finansowo (a kilka razy jeszcze powtórzę, że pieniędzmi dziecku ojca nie zastąpisz, przelewem bankowym go nie wychowasz)
Czy wiecie, że są kraje w których ZAKAZANO ojcom wykonywania testów DNA na ojcostwo pod groźbą kary więzienia i wysokiej grzywny? We Francji grozi za to rok więzienia i 15 000 euro grzywny.
To by było na tyle.
Część kolejna wkrótce. A w niej skupie się głównie na seksualności, relacjach i władzy kobiet pod tym kątem.
Cóż się dziwić, że kobiety „wymuszają” niejako ślub :
Jak są najlepszymi partnerkami to często mają z tego figę z makiem. Ja nie mówię że po roku związku facet ma lecieć z pierścionkiem, ale chociaż wspólne planowanie przyszłości byłoby mile wskazane. A gdy ona jest najlepsza jaka może być, a on zdaje się w ogóle tego nie dostrzegać to wtedy prawdopodobnie kobieta zaczyna marudzić 🙂
Wiadomo, należy wybrac sobie odpowiedniego partnera. Z takim, który ma podejście „dla kobiety wszystko” poszedłby w ślub nawet gdyby ta od początku była zołzą.
Część kobiet to zadowoli, a mnie na przykład nie, bo chciałabym mieć męskiego partnera, żeby móc rozwijać żeński pierwiastek.
Przy mężczyźnie, a właściwie chłopcu z podejściem „dla kobiety wszystko” (co w sumie może oznaczać brak kręgosłupa moralnego u takiej osoby) nie ma miejsca dla kobiety, bo on ją tak zdusi i tak będzie chciał ją uszczęśliwić na siłę, że nawet nie ma miejsca na starania kobiety.
Czyli typowo po kobiecemu. I tak źle i tak niedobrze. Ale powtórzę – z dobrze wybranym mężczyzną dla którego jest się dobrą, najlepszą wersją siebie – kobieta może dostać co sobie wymarzy.
Ale często nie jest spełniony warunek pierwszy, czyli dobry wybór mężczyzny, który docenia kobiece starania. Jak się trafi na takiego próżniaka jak wiele kobiet, to roszczenia będą jedynie narastać, a on wiecznie niezadowolony i mu wiecznie mało. No ale to kwestia narcyzów głównie. Tylko niedojrzałe kobiety się z takimi wiążą.
Dlatego mówię – dobry facet to taki, który wyznaje filozofię „dla kobiety wszystko” – takich w sumie na pęczki. Może są jacyś mistyczni inni faceci, ale prawdopodobnie dla mnie nieosiągalni 🙂
dobry facet to taki, który wyznaje filozofię „dla kobiety wszystko”
Dla dobrej kobiety wszystko * wtedy dobra kobieta daje wszystko mężczyźnie i dobry mężczyzna daje wszystko. Nie za dużo, by rozpieszczać, nie za mało robiąc z siebie najgorszego egoistę.
Może są jacyś mistyczni inni faceci, ale prawdopodobnie dla mnie nieosiągalni
Oczywiście, dla kogoś kto jest w związku i świat widzi tylko w skrajnościach to na pewno. To też forma niedojrzałości. Utrwalana do tego w niedojrzałym związku. Wolna amerykanka.
Dlatego mówię – dobry facet to taki, który wyznaje filozofię „dla kobiety wszystko” – takich w sumie na pęczki.
A to ciekawe, większość kobiet narzeka, że my gnoje, a nie tam dobrzy.
„Dla dobrej kobiety wszystko” jest spoko. Panowie idą w skrajność i mówią – dla kobiety wszystko. Większość takich jest.
I tu nie chodzi o to, że jestem w związku. Gdybym pomimo bycia w związku wiedziała, że jest w mojej mocy znalezienie faceta z normalnym nastawieniem to… To i tak byłabym w tym związku którym jestem. Skąd to wiem?
Zerwałam z obecnym partnerem jakiś czas temu. Tęskniłam za nim. Mimo, że założyłam sobie tindera – z czystej ciekawości sprawdzałam na ile mnie stać 🙂 – miałam w 2 dni ok 50 par. Ale mimo wszystko, nie chce innego. Nie chcę się przed nikim innym otwierać, obnażać ani zbliżać w sensie emocjonalnym i fizycznym 🙂 W sumie to zerwanie sporo mi uświadomiło.
Jak byłam młodsza to też tak sobie narzekałam i uważałam, że znalezienie faceta z podejściem „dla kobiety wszystko” to jak wygrana w lotto.
Weszłam głębiej w ideologię redpill i zrozumiałam, że takim facetem kobiety gardzą – ja też bym gardziła a nie chcę się skazywać na szybki rozwód. Dlatego wolę męskiego mężczyznę.
A jak odezwie mi się ciśnienie na bombelka, a mój nie bedzie chciał ślubu ani dziecka, to chy a będzie ode mnie silniejsze i wtedy „zmienię gałąź”, prawda? 🙂
Nie chcę się przed nikim innym otwierać, obnażać ani zbliżać w sensie emocjonalnym i fizycznym
To może wynikać z miliona innych rzeczy niż miłość do obecnego. No ale ja tam nic nie kwestionuję, każdy podejmuje swoje, wolne wybory i ponosi ich konsekwencje.
A jak odezwie mi się ciśnienie na bombelka, a mój nie bedzie chciał ślubu ani dziecka, to chy a będzie ode mnie silniejsze i wtedy „zmienię gałąź”, prawda?
Nie mam pojęcia. Siebie powinnaś znać najlepiej, a nie ja. Chociaż patrząc na pewność z jaką podejmujesz decyzje, to sama siebie nie znasz. Jednak myślę, że im dłużej się z kimś jest, tym ciężej zostawić, bo nowy partner to nowy wysiłek, trochę strachu przed odkryciem się, ryzyko. A jak ktoś wygodny to nie zrezygnuje z bezpiecznej przystani, choćby była niedopasowana. Jednak dałaś się poznać wcześniej jako wyrachowana istota z mocno przedmiotowym podejściem, więc mnie nie dziwi. Inni czytający nie wiedzą.
Tak, że sobie wykalkulujesz koszta nad profity.
Gdzie ja pisałam że to miłość?
Ty jesteś znawca kobiecych schematów :p
Gdzie ja pisałam że to miłość?
A, czyli tęsknota wynika z czegoś innego. Okej. Już myślałem, że dowiedziałaś się, że jesteś zakochana.
Ty jesteś znawca kobiecych schematów :p
Ale i tak powinnaś znać siebie samą lepiej, niż ja Ciebie. Wg mnie tylko profit może Cię skusić, a danie dziecka to za mały profit, by podejmować takie wybory i ryzyko.
Tylko ze dziecko to żaden profit dla kobiety 😀 Raczej zamknięcie w domu i zdanie się na łaskę faceta (czy chce „pomóc” w domu i przy dziecku a jako alternatywa to zostanie samotną matką)
Ano dlatego mówię, że nie widząc profitu nie podejmiesz ryzyka.
Tak, to dobre podejście 🙂
No i jak tu nie dojść do wniosku, że na tym smutnym jak Jurata w deszcz świecie, jedynymi formami miłości jest miłość rodzicielska i miłość braterska (lub też przyjacielska, często brat i przyjaciel używamy zamiennie).
No bo skoro sama twierdzisz:
Znaczy tyle, że wg Ciebie kobiety nie dostają nic lub niewiele w zamian za bycie najlepszą wersją siebie. Pytanie ile wg Ciebie mężczyzna powinien Ci zwrócić abyś niechcący nie zaczęła patrzeć na niego jak na tego co „dla kobiety wszystko” czyli aby nie stał się według Ciebie godną pożałowania niemęską wersją mężczyzny.
Bo widzisz jestem przekonany, że wielu mężczyzn szczególnie na etapach swojego młodzieńczego oraz wczesno-dorosłego życia oddawało kobietom zaangażowanie i nie raz przejechali się na tym. I wiesz co teraz mogą stwierdzić? Dokładnie to samo co Ty, czyli: „jak byłem najlepszą wersją siebie to przeskoczyła na drugiego bolca”. Czyli znowu to samo, kobiecie nie dogodzisz, dasz zaangażowanie to jesteś ciepła klucha – nie dasz zaangażowania to jesteś podły, zimny, niewdzięczny dupek. I słodkie pierdzenie o złotym środku też niewiele wnosi bo zaangażowanie stonowane ale dostarczane stabilnie też w oczach niejednej kobiety stawało się nudne.
Cytując komentarz jakiegoś internauty (pisownia oryginalna):
„Kiedys myślałem że zainteresowanie, troska i chęć kontaktu to logiczne oznaki szacunku i uczciwych zamiarów. Po byciu podnozkiem dla przynajmniej 4 kobiet nauczyłem się tylko jednego-im mniej serca im okazesz tym lepiej, przynajmniej dla Ciebie. A i paradoksalnie, skuteczność jest większa.”
/źródło: https://joemonster.org/art/46538#cm10564723/
Teraz spójrz na ilości kciuków w górę przy komentarzu z powyższego linka i zastanów się co może być przyczyną tego, że nie dostajesz odwzajemnienia ze strony faceta gdy jesteś najlepszą wersją siebie.
I tym oto sposobem zapędzamy się w zamknięty krąg męczących, często toksycznych i niezrozumiałych do końca dla nikogo zachowań zarówno ze strony męskiej jak i żeńskiej. Swoistej wojny płci, która sprowadza się do przemyślanego dawkowania swojego zaangażowania a nie do spontanicznego budowania bliskości, które występuje np. w przyjaźni.
Dzisiaj coraz częściej w związkach sytuacja przypomina jakieś dziwne, świadome podchody, które mają na celu przechytrzenie podświadomej części mózgu partnera w taki sposób aby nie stracił on nami zainteresowania. Niektórzy (np. ci, którzy mocno uderzyli w PUA) uciekają się do technik w stylu push and pull, które pomimo tego, że mogą być skuteczne to przecież są zwykłą manipulacją bo polegają na świadomym, naprzemiennym traktowaniu partnera raz ciepło i dobrze a raz chłodno i nieczule.
A jak wygląda sytuacja we wspomnianej przeze mnie na początku przyjaźni? Prawdziwa braterska przyjaźń/miłość z samej swojej definicji powinna być aż po grób i często taka właśnie jest a „wszystko dla przyjaciela” nie jest niczym co mogło by tą przyjaźń zepsuć ba, nawet ją wzmacnia. Nikt tutaj świadomie nie kalkuluje, nie zastanawia się czy aby przypadkiem nie dał od siebie zbyt dużo, nikt tutaj nie oczekuje na rewanż a on i tak przychodzi, nikt nie odbierze drugiej stronie męskości choćby pojawiły się rozpacz, bezsilność i łzy.
Więc mam nadzieję, że widzisz tą ironię gdy jeden facet potrafi dać wsparcie drugiemu w chwilach największych słabości, nie odbierając mu męskości i nie patrząc na niego z pogardą tylko ze współczuciem i zrozumieniem, po czym na scenę wchodzą kobietki współczesne i na podstawie swoich wyimaginowanych, książkowych, filmowych, popkulturowych, idealnych tworów faceta-supermana decydują jaki mężczyzna jest „męski” a jaki „niemęski” mimo, że o tej męskości nie mają żadnego pojęcia bo też w skórze mężczyzny nigdy nie były więc nie mogą tak naprawdę wiedzieć czym owa męskość jest.
Chociażby ślub, żebym nie obudziła się w wieku 30 jako silna i niezależna.
A dawanie zaangażowania kobiecie, która również jest zaangażowana? To wydaje się być sensowne. Tymczasem mężczyźni chcą uzyskać zaangażowanie kobiet swoim nadmiernym zaangażowaniem. I wtedy zostają podnóżkami. Mało tego! Często świadomie brną żeby taką rolę podnóżka otrzymać, bo „tak trzeba”, żeby księżniczka była Zadowolona. Jak szanować mężczyznę, który sam siebie nie szanuje?
Teraz już nie jestem najlepszą wersją siebie 🙂
Szlachetny masz cel ale niestety tłumaczysz psu dlaczego ma nie srać na dywan.
Większość kobiet tego nie rozumie o czym świadczy z resztą na przykład poziom skuteczności rad dawanych przez kobiety odnośnie podrywania kobiet. :>
Bo związek nie jest do dawania szczęścia tylko do przedłużania gatunku Homo sapiens.
Czas przestać wierzyć w bajki serwowane nam odnośnie miłości. Wielu rycerzy zginęło z pieśnią partnerstwa w związku na tej wojnie, kości ich bieleją na cmentarzysku a zbroje leżą zardzewiałe na złomie. Ja nie mam zamiaru podzielić ich losu.
Niech sobie decydują, ja mam ich zdanie w głębokim poważaniu. Na koniec kończą z kotami, winem i płaczem w poduszkę bo superman-grey-miliarder-szejk nie przybył a Mirek z magazynu to nie dla niej. Co z tego, że to dobry chłopina i starłby się dbać o nią i byłby wierny jak pies. Oczywiście będą uganiać się za dupkami i przypisywać ich cechy 100% mężczyzn. (gdzie 80% to dobre tzw. „beciaki”)
Ja już stoję sobie z boku i patrzę na to wszystko. Dzieci mieć nie zamierzam, a na pewno nie w tym matriarchalnym kołchozie.
A koleżanka Maja to już chyba wiem pod jakim nickiem loguje się na pewnym forum.
Szkoda czasu na uświadamianie, to jak walenie głową w mur. 😀
Smutny byłby świat, w którym ludzie wiązaliby się tylko po to, by się rozmnażać. W takim świecie nie istniałby pary ludzi, którzy nie chcą mieć dzieci, albo ludzi, którzy mimo niemożności spłodzenia dzieci, nadal są razem.
Powodów, by się z drugą osobą związać może być mnóstwo, a płodzenie dzieci jest tylko jednym z nich. Świadoma, odpowiedzialna, dorosła miłość jest decyzją, a nie gierkami, podchodami i wieczną rywalizacją.
Definicje kobiecości albo męskości też mogą być różne, dla jednego kobieca będzie piękna, kształtna blondynka, dla innego stateczna dama z 4 dzieci, która pracuje w domu i codziennie czeka na męża z obiadem. Nie muszę być mężczyzną, żeby mojego męża okreslać jako bardzo męskiego (według mnie, bo według was pewnie to, ze ma 174 cm wzrostu czyni go „niemęskim”), tak samo dla was (którzy w większości jesteście mężczyznami) mogę być kobieca lub niekobieca. I nikogo nie skaże na samotność z kotami fakt, że inną osobę będzie uważał za „seksowną” lub nie.
według was pewnie to, ze ma 174 cm wzrostu czyni go „niemęskim”
Według większości kobiet* my tylko piszemy o preferencjach coraz większej ilości kobiet. Ile takich artykułów było.
Często jest tak, że ludzie nie znajdują w sobie chęci posiadania dzieci, czasami ta chęć przychodzi dopiero, gdy to dziecko już się pojawi i dopiero wtedy odpalają się instynkty rodzicielskie. Większość ludzi natomiast odczuwa popęd seksualny i jest to bodziec bardzo ale to bardzo silny, który potrafi odebrać rozum i w dodatku ciężko go stłumić. Zatem natura stworzyła nas w taki sposób abyśmy czuli nieodpartą chęć „kopulacji” a dziecko jest niejako jej konsekwencją, czasami nieplanowaną ale natury to nie obchodzi. Natura pcha nas do płodzenia ale nie przez podsycanie samej chęci posiadania dzieci a poprzez podsycanie naszych popędów seksualnych, dlatego związek, w którym jest dobry seks a nie ma dzieci wcale nie musi się rozpaść mimo, że docelowo naturze zawsze chodzi o reprodukcję.
Wygląda zatem na to, że niewiele jej – takiej miłości – dzisiaj, przynajmniej ja mam takie wrażenie.
Problem w tym, że kobieta, której nie nazwalibyśmy „kobiecą” w najbardziej powszechnym tego słowa rozumieniu, kobieta, którą większość ludzi nazwałaby „chłopczycą” lub kobieta posiadająca typowo męskie zainteresowania dalej będzie uważana za kobietę, dla niektórych mężczyzn może to być nawet bardzo atrakcyjne. Bo widzisz, mężczyźni mają po prostu szerszy wachlarz atrakcyjnych typów płci przeciwnej i pod tym względem różnimy się dużo bardziej między sobą niż kobiety.
Mężczyzna natomiast jeśli nie jest „klasycznie męski” to społeczeństwo (zarówno kobiety jak i inni mężczyźni niestety) skłonni są odebrać mu prawo do uważania go za pełnoprawnego mężczyznę i nazywania go mężczyzną lub facetem. Wtedy nazywa się go ciepłą kluchą, pizdusiem, pizdoleuszem, cipą męską, babą, chłoptasiem, chłopczykiem, stulejarzem etc. Kobiety pod względem oceniania atrakcyjności są bardzo wybredne i często współdzielą swój wymarzony zestaw cech, który osobnik z ich fantazji powinien posiadać.
Wykazywanie przez kobietę typowo męskich zainteresowań jest odbierane pozytywnie.
Facet wykazujący typowo kobiece zainteresowania w najlepszym wypadku spotka się z obojętnością.
„Kobieta z jajami” to pozytywne określenie odważnej pewnej siebie kobiety.
Przypisywanie facetowi kobiecych atrybutów bardzo często oznacza pogardę.
Przykłady na to, że definicja męskości jest sztywniejsza i węższa niż definicja kobiecości można mnożyć i mnożyć. Generalnie gdy facetowi nie idzie na jakimś istotnym z punktu widzenia męskości polu to już jest to pretekst by tą męskość mu odebrać, poniżyć i popatrzeć na niego z pogardą.
Mężczyzna zarabia poniżej średniej- nieudacznik.
Mężczyzna bez własnego mieszkania, auta – nieudacznik.
Mężczyzna, którego zdradza żona – rogacz,
A czy istnieje jakieś pogardliwe określenie na kobietę, którą zdradza mąż?
Oczywiście, że kobiety zdradzanej przez męża nie określa się równie pogardliwie, jak „rogacz”, za to istnieje wiele wulgarnych i mocnych określeń na kobietę zdradzającą – widzisz, nawet językowo zachowana została tutaj perspektywa patrialchalna, wg której kobieta „daje”, mężczyzna „bierze”.
To nie jest patriarchalne, a bardziej naturalne. Po prostu kobiety rzadko kiedy wychodzą z inicjatywą seksu (nie muszą, bo robią to mężczyźni, potrzebują go mniej, niższy testosteron, większa bojaźliwość, whatever), więc „łaskawie daje” temu który zainicjuje i kogo wybierze z setek chętnych (aktywnych w poszukiwaniach). Plus pasywność biologiczna. Stąd też roszczeniowość i wymagania większe, niż mają mężczyźni.
Z cyklu czepianie się na siłę bzdur byle wyszlo na plus dla kobiety xd. Te określenia wymyślają plcie przeciwne, więc to wasza rola. Natomiast dla kobiet zdrada faceta to nie taka katastrofa, bo dla wielu z was wtedy staje się wzywaniem itd. Faceci nie znoszą rozwiązłych kobiet i tyle
Zdrada jest raniąca również dla kobiet. Czemu próbujesz kobiety odczłowieczyć? Myślisz, że normalne, zdrowe kobiety chcą być z mężczyznami rozwiązłymi, takimi, którzy oddzielają uprawianie seksu od uczuć?
Myślisz, że normalne, zdrowe kobiety chcą być z mężczyznami rozwiązłymi, takimi, którzy oddzielają uprawianie seksu od uczuć?
Większość z nich się okłamuje lub jest okłamywana, że ten seks to z miłości. Emocjonalne podejście do seksu mają emocjonalni mężczyźni (dominuje estrogen, progesteron, prolaktyna, oksytocyna), zdecydowanie rzadziej wybierani niż ci nieemocjonalni (wazopresyna, testosteron). Emocjonalni są widziani jako niemęscy – ale mają wiele wspólnego z kobietami/podobne myślenie/podejście, dużo wspólnego, a jak wiadomo jak się ma dużo wspólnego z kobietami to jest się niemęskim. I mimo, że kobiety twierdzą, że to super jak mężczyzna taki jest to najlepiej jakby był tylko w wybranych sferach, a w innych się odróżniał i był męski. Nie jest możliwym, by takie sprzeczności występowały, ale kobiety i tak tego szukają i tak sobie wmówią, że takiego mężczyznę znają/mają. Ale tak mało wiedzy jest o płciach przekazywanych, że mogą sobie to tak tłumaczyć.
„Brak „odpowiednich kandydatów” może wiązać się ze sprzecznymi i wysokimi wymaganiami stawianymi przez kobiety. Z badań Paprzyckiej (2006) wynika, że kobiety żyjące w pojedynkę mają sprzeczne oczekiwania od potencjalnego partnera, najczęściej preferują typ „tradycyjnie” męski w odniesieniu do świata zewnętrznego, ale prezentującego cechy tradycyjnie uznawane za „kobiece” w relacji intymnej. Mamy tutaj do czynienia ze zjawiskiem „smyczy kulturowej” (Szlendak, 2005), którą kobiety same sobie zarzucają. Mimo świadomości irracjonalnego charakteru swoich oczekiwań, marzą o mężczyźnie, którego opis charakterologiczny czyni nierealnym.
Wysokie wymagania wobec partnera zalicza się do kluczowych społecznych przyczyn wzrastającej liczby samotnych wykształconych kobiet (Gajda, 1987; Welon, Szklarska, Bielicki, 1999)”
Przepraszam, ale co ma piernik do wiatraka? Pan w wypowiedzi wyżej próbuje dowieść, że kobiety kręci, jak mężczyźni je zdradzają, a ty po raz setny przypominasz, że kobiety wybrzydzają, i wolą być same, niż z kimś, kto nie spełnia ich wyobrażeń.
niż z kimś, kto nie spełnia ich wyobrażeń.
Szkodliwych, nierealnych, zbyt wysokich jak na to co sobą reprezentują* To jest toksyczne.
Ale okej, rzeczywiście, w nawiązaniu do jego posta nie ma to znaczenia. Zdrady kręcą jedynie masochistki.
Tak, bo kobieca podświadomość bazuje na dowodzie społecznym i dla Was facet, którego chcą inne kobiety i który nie jest dla Was milusi, tylko chodzi na inne = atrakcyjny i warto przy nim trwać. Dlatego tez często próbujecie takich usidlic i zmienić, a jak zmienicie to zostawiacie nagle :).,
„Dla Was” – przepraszam bardzo, ale kobiety niezaburzone nie odczuwają pociągu do osoby, która ich nie szanuje i zdradza. Zdradzone przeżywają dokładnie to samo, co ty przeżywałeś, gdy zdradziła cię twoja dziewczyna (czy raczej, gdy odkryłeś, że regularnie cię zdradza). To jest ten sam ból i żal, tylko okazywany inaczej.
i MIĘDZY INNYMI dlatego ja osobiście nie biorę w tym udziału (jakkolwiek nie tylko dlatego, stąd owo podkreślenie). swoja drogą gdybym brał i gdyby mnie zdradzała to chyba bym tego jednak wcale nie przeżywał. pamiętacie tv serial alternatywy 4 i winnickiego. mówi on do swego rozmówcy, prezesa spółdzielni czy tam co, że zdradza go żona, na co ten, że to straszne, na co winnicki z kolei: nie, to nie jest takie straszne. myślę, że moja reakcja byłaby podobna. no, ale oczywiście rozumiem tych, którzy to przeżywają.
Ależ droga pani, na szczęście w świecie tworzą się pary, które wiąże coś innego niż chęć rozmnażania, czy udawanego rozmnażania (kopulacja z tzw. „zabezpieczeniami”). Są to pary, które wiążą wspólne zainteresowania, podobne przeżywanie różnych wydarzeń. Są to prawie wyłącznie pary osób tej samej płci. W naszej kulturze w przypadku mężczyzn praktycznie nieobserwowalne, natomiast bardzo łatwo obserwowalne wsród młodzieży płci męskiej (żeńskiej też, ale ja się w swoich wypowiedziach na nich nie skupiam).
Bardzo łatwo wśród nich dostrzec ewidentne pary – dwie osoby, które wyraźnie więcej czasu spędzają ze swoim najbliższym przyjacielem, niż w towarzystwie kogokolwiek innego. Sam w przeszłości bywałem częścią takich ewidentnych par, teraz widuję takie ewidentne pary wśród młodzieży na moim osiedlu. Niestety, nasza kultura sprawi, że te pary przestaną istnieć z powodu wzbudzonego przez presję społeczną wstydu.
Ciekawe jest obserwowanie wyrazu twarzy osób z takiej naturalnej pary i dla kontrastu dla pary będącej nienaturalnym kulturowym tworem: udającej że się cudownie dogadują pary chłopak-dziewczyna. W tym pierwszym przypadku na twarzy widać zadowolenie z życia, radość z bieżącej chwili, w drugim – w przypadku chłopaka – dumę.
50 par w 2 dni to mało jak na kobietę
Widzę następna, która przyznala sobie prawo do dzielenia mezczyzn na prawdziwych lub też nie
następną? tak to czyni każda z nich. prima o poi. wcześniej czy później.