Żaden rząd nie dba o rodzinę. Zmieńmy razem prawo rodzinne
Coraz mniej ludzi decyduje się na małżeństwo, czy zakładanie rodziny, lub decydują się na nie osoby z klas najniższych: najbiedniejsze (dla nich stworzono tzw. socjal), ale też z klasy wyższej, gdzie rodzina jest bardzo dobrze zabezpieczona materialnie, rodzice są wykształceni, mogą też dziedziczyć majątek generacjami. Jest to niestety margines, który nie doprowadzi do zastępowalności pokoleń i nie zabezpieczy przed śmiercią demograficzną Polski. Reszta ludzi obserwując inne tragedie w małżeństwach, rosnącą liczbę rozwodów, ale też okrutnych batalii o dzieci – coraz mniej pozytywnie patrzy na ślub i rodzinę.
Najwięcej osób jest w klasie średniej, która rzadko wybiera się na wybory nie widząc, by politycy dbali o jej sprawy, ale też nie decyduje się na dzieci ze względów prawnych, kulturowych (zmiana modelu rodziny, dewaluacja roli ojca, aktywność zawodowa kobiet, wydłużony czas dojrzewania) i ekonomicznych (zbyt niskie zarobki, zbyt duże opodatkowanie pracy i zbyt niska kwota wolna od podatku). Żaden Polski rząd póki co nie postarał się na wsparcie tej, większej części społeczeństwa, nie licząc wprowadzenia 500+. Jak wszyscy dobrze wiedzą 500+ to nie jest wsparcie, tylko przenoszenie pieniędzy z kieszeni do kieszeni (transfer socjalny). Tak więc można powiedzieć jest to pieniądz fikcyjny (uwzględniając do tego wzrost cen i kosztów życia), a więc jest to też wsparcie fikcyjne, które, jak wiemy nie doprowadziło do wzrostu urodzeń.
Rząd PiS obiecuje wprowadzenie wyższej płacy minimalnej, ale ta zmiana może przekonać jedynie ludzi, którzy nie rozumieją, że po pierwsze wzrosną ceny, pieniądz zmniejszy wartość i portfele wcale nie będą grubsze, a po drugie urośnie liczba zwolnień osób, których koszt pracy jest zbyt wysoki jak na zyski, które zapewniają przedsiębiorstwom.
Tym jest to gorsza perspektywa, że dziś ludzie inteligentni najczęściej decydują się średnio na jedno dziecko (a średnia ma to do tego, że wielu z nich nie będzie miało dzieci wcale). W Polsce na jedną kobietę statystycznie przypada 1,48 urodzonego dziecka, co jest jednym z najniższych wskaźników w Europie (pamiętając, że musimy wliczyć w te półtorej dziecka, dzieci z tzw. „wpadek”, a nie świadomych decyzji). Do tego inteligentne kobiety coraz częściej decydują się na urodzenie w wieku około 40 lat, czyli dopiero kiedy mają absolutnie zapewnioną stabilizację finansową, poznały świat, ale też długi czas szukały odpowiedniego mężczyzny. Mężczyźni z kolei nawet jak zdecydowali się na dzieci to też często nie mają z nimi kontaktu nie zawsze z własnej decyzji i toczą batalie (po)rozwodowe, z wrednymi, toksycznymi byłymi żonami i prawem, które nie chroni ich jako rodziców, czy mężów…
Na ogół przez to wszystko wychowujemy społeczeństwo nieufne, z urazami, skonfliktowane, rozbite…
Co można zrobić więcej oprócz dokładania programów socjalnych, by ludzie chcieli zakładać rodziny i co zrobiono do tej pory, by ratować związki, małżeństwa oraz pełne rodziny? Dlaczego rodziny dziś mają się w Polsce źle i dlaczego Państwo nie ratuje dzieci? O tym przeczytacie w moim artykule w dość dużym skrócie, bo na ten temat można napisać książkę…
Zachęcam czytelników do tego, by podawali własne propozycje na zmiany, lub podawali powody dlaczego oni (jeśli tak jest) nie chcą mieć dzieci.
Co mówi Konfederacja (Jacek Wilk) na temat niszczenia rodzin przez sądy rodzinne?
Konfederacja jest jedyną partią, która wyszła z inicjatywą zmiany prawa rodzinnego i chciałaby wdrożyć opiekę naprzemienną, która funkcjonuje już skutecznie w innych krajach. Partia chce ułatwić regulację spotkań rodzica z dzieckiem, oraz zapobiegać alienacji rodzicielskiej.
Oczywiście ktoś powie – a dlaczego w ogóle dochodzi do rozwodów i musimy zajmować się dziećmi z już rozbitych rodzin?
Na stronie opisywałem już bardzo wiele powodów takiej sytuacji, ale w tym artykule musimy się skupić na tym co można zrobić z zaistniałą już sytuacją, ponieważ czasu się nie cofnie. I musi to być rozwiązanie jak najmniej szkodliwe.
Nie zachęcam oczywiście do głosowania na jakąkolwiek partię – artykuł nie jest polityczny, ale jeśli Konfederacja przekroczy próg wyborczy będę liczył na jakieś profity od nich za reklamę 😉
Ale tak na poważnie – pragnę poinformować o problemie i o tym, że znajdują się ludzie, którzy mają zbieżne z nami poglądy w tej akurat sprawie.
Warto posłuchać.
Inne partie, feministyczne, lewicowe (w tym prosocjalne) i prokobiece (to kobiety albowiem częściej korzystają z usług socjalnych) pragną zaostrzyć prawa dyskryminujące mężczyzn i ojców. Te partie albowiem zajmują się problemami wyłącznie kobiet i to problemami widzianymi z perspektywy samych kobiet, czy matek.
Nie są to absolutnie działanie równościowe, czy też stawiające rolę matki i ojca w życiu dziecka na tym samym poziomie – a to MUSI być według mnie działanie obowiązkowe.
Nie są to działania, które mają na celu budowanie dobrej rodziny, a celem jest wspieranie samych kobiet (wręcz samotnego rodzicielstwa) i dalszego rozbijania rodzin.
Te partie nie robią też niczego, aby poprawić sytuację dzieci w których doszło już do rozwodu.
Jeśli nie zmienimy prawa rodzinnego – na pewno nie poprawimy stanu Polskiej rodziny. Proponowałbym zacząć od zmian prawnych i retoryki polityków na ten temat.
Dotychczasowe rządy pozorowały dbanie o rodzinę. Chodziło im jedynie o kupienie sobie głosów kobiet, by dojść do władzy
Kobiety stanowią 51% społeczeństwa, dlatego też politycy muszą je zachęcać do głosowania. Kobiety nie pozwolą na to, by straciły jakiekolwiek przywileje, dlatego źle reagują na słowa typu „nie damy”, „nie pozwolimy”, „zabierzemy”. Jeśli dany polityk nie zadba o to, by kobieta widziała go jako przyjaznego kobietom i kobiecym sprawom – ta nie zagłosuje na niego (wyjątki to kobiety, które absolutnie nie znają się na polityce i głosują jak mąż, czy ojciec kazał…). Osobną kwestią są kobiety o poglądach feministycznych (nawet jeśli nie nazywają się feministkami), dlatego większość polityków zdaje sobie sprawę, że trzeba uderzyć w emocjonalne tony i szczytne cele jak „dbanie o rodzinę” wygłaszając slogany typu „rodzina jest najważniejsza”, lub w feministycznej perspektywie „stoję po stronie kobiet”…
Niestety moja analiza nie pokazuje, że rodzina dla polityków w Polsce jest sprawą priorytetową, a to duży błąd.
Absolutnie nie znalazłem działań, które leczą problem (np. przedawnione prawo), a jedynie maskują jego objawy. Nie ma aktualnie żadnych działań, które miałyby ukrócić działania toksycznych kobiet/matek, a działania wymierzone w toksycznych mężczyzn są nieskuteczne, lub stworzone w taki sposób, że jedynie rodzinne konflikty pogłębiają, albo wręcz generują wysokie koszty dla samego państwa.
Alimenty natychmiastowe, cwane kobiety na rozprawach i dlaczego ojcowie nie płacą?
Poseł Ziobro w 2018r. zaproponował nowy sposób egzekwowania alimentów tj: alimenty natychmiastowe, które są przyznawane bez orzeczenia sądu (tj: „samosąd”), czyli było to działanie dedykowane matkom. Kolejny raz pominięto męski punkt widzenia i sprawy ojców, którzy przez dzisiejsze, felerne prawo cierpią (a co za tym idzie dzieci – a więc rodziny).
Istnieje tzw. przemysł okołorozwodowy – prawnicy, czy kuratorzy są opłacani, by pomóc matkom i żonom wygrać sprawę, by wydoić ile się da z mężczyzny i, by państwo umyło ręce od tego.
Zrozumieją to na pewno panie, które związały się z mężczyzną, który właśnie takie bitwy prowadzi i widzą, że jego szanse na wygraną są praktycznie zerowe.
Psychologowie (a raczej psycholożki, bo one stanowią zdecydowaną większość w tym zawodzie) wydają orzeczenia na korzyść matek utożsamiając się z nimi i z rolą ofiary.
Mało kto pyta ojców dlaczego nie płacą alimentów. Nie jest to na rękę twórcom prawa, prawnikom, adwokatom i psychologom. Jeśli nie byłoby problemu i konfliktu – oni nie mieliby nad czym pracować i kogo ratować!
Oczywiście nie neguję, że problem niepłacenia alimentów nie istnieje (tak, sporo z tych mężczyzn to skurczybyki, czy duże dzieci bojące się odpowiedzialności i obowiązków), ALE mało kto zastanawia się dogłębnie gdzie leżą przyczyny takich zachowań.
Najczęściej alimentów nie płacą mężczyźni – to prawda. I jest to logiczne, ponieważ matki dostają od państwa (dzięki prawu) dzieci na własność, ale też praktycznie nigdy nie biorą ślubów z mężczyznami sporo mniej zarabiającymi od nich samych, przez co nie są zmuszanie do płacenia na rzecz innych. Sprawę w sądzie wygrywają łatwo: przecież uważają, że jest dyskryminacja kobiet na rynku pracy, przecież kobiety są gorzej traktowane i gorzej zarabiają. Przecież to kobieta jest ofiarą – zawsze męża tyrana, lub nieudacznika. Ten sam mąż wstydzi się wystąpić o alimenty i oskarżyć kobietę, ponieważ to dla niego porażka jako mężczyzny (a niepotrzebnie!). I przecież kobieta rodzi, więc ona z automatu miałaby być rodzicem doskonałym, a mężczyzna to jest traktowany często „na doczepkę”.
Biorcami alimentów zatem głównie są kobiety i kobiety się częściej o nie sądzą (córki podobnie wobec ojców i wobec matek, częściej, niż synowie).
Nie jest jednak tak, że jeśli alimenty są zasądzane kobietom, to te chętniej, niż mężczyźni te alimenty płacą. Wręcz przeciwnie. W swoim cynizmie uważają, że utrzymanie rodziny należy do mężczyzny, a w swojej chęci skrzywdzenia (ekonomicznego i psychicznego) mężczyzny odgrywają się na nim nie płacąc alimentów. Cóż, nienawiść do ex u kobiet często jest wyższa, niż ich miłość do dziecka, stąd takie postawy. Osobna sprawa to hipokryzja. Są sytuacje, w których kobieta sama żąda danej kwoty alimentów, w postaci 1000zł, argumentując, że nie da się za mniejszą kwotę utrzymać dziecka wraz z różnymi dodatkowymi atrakcjami (które specjalnie na kilka miesięcy przed rozwodem wdraża…), ale gdy ona zostaje posądzona o dokładnie takiej samej wysokości alimenty to neguje decyzje sądu – że jest to za dużo. Ukrywanie dochodów (jak brak wystawiania faktur za usługi, usługi podejmowane poza miejscem pracy), podpisywanie nowych umów o pracę z jak najniższymi dochodami wcale nie są praktykami u kobiet wyjątkowymi i nie różnią się od podejścia kantujących mężczyzn. Najsłabiej kontrolowaną kwestią są zarobki kobiet na swoim wizerunku i ciele – kiedy uprawiają seks za pieniądze, albo nawet nie uprawiają, tylko zarabiają na sprzedawaniu swoich nagich zdjęć/filmów działając nie jako prostytutka, a jako zwykła, samotna, strudzona i smutna pani, która poznaje mężczyzn przez internet, ale ma przecież wdzięki i swoją godność do sprzedania.
Internet pozwolił kobietom na łatwy, nieopodatkowany i jednak spory zarobek.
I te postawy nikogo nie powinny dziwić, ponieważ jeśli dana kobieta decyduje się na związek z powodu uzyskanych przez nią korzyści (nie tylko materialnych), żąda mężczyzny bardziej zasobnego od siebie, czy RODZI DZIECI DLA PIENIĘDZY, to tak samo będzie skąpo kalkulowała, gdy to ona będzie zobowiązana do płacenia. Prawda?
Ale czemu nie płacą ojcowie? Ten temat jest dużo, dużo bardziej skomplikowany.
Stworzyłem listę powodów niepłacenia alimentów przez ojców na drodze własnych badań i rozmów z ojcami. Ta lista w rzeczywistości jest dłuższa i niewiele partii próbuje naprawić przyczyny takiego stanu rzeczy – a zmienić to trzeba, by nie dochodziło do niepłacenia.
- Byłe żony traktują byłych mężów najczęściej jak wrogów/problem/zbędny balast i co by nie zrobić to zawsze będzie im źle
- To matka przyczyniła się do rozpadu związku/rozbicia rodziny, ale sąd zadecydował inaczej i niesłusznie nagrodził ją alimentami na siebie i dziecko, a walka o pozytywny rezultat dla mężczyzny była zbyt trudna (brak pieniędzy, nieznajomość prawa, mała odporność psychiczna, mała zdolność do obwiniania strony przeciwnej, słabe zdolności lingwistyczne, słabe umiejętności robienia z siebie ofiary pod publiczkę/dla korzystnego wyroku)
- Ojciec pragnął REALNEJ opieki naprzemiennej, która wyklucza traktowania go jedynie jako dawcy pieniędzy, „weekendowego ojca” i nikogo więcej
- Ojciec płacił alimenty, spotykał się z dziećmi w wyznaczonych terminach, ale zastawał matkę „imprezującą” z nowym mężczyzną, pijącą i ćpającą, której nie starcza do kolejnej „wypłaty” – sprawy zgłaszał policji i nic z tego nie wynikało, a często zostawał obwiniany za robienie niepotrzebnych problemów
- Brak funduszy (często pary decydują się na dziecko tylko dlatego, że razem potrafią to utrzymać, ale osobno nie daliby rady)
- Zbyt wysokie alimenty zasądzone na podstawie potencjalnych, a nie faktycznych zarobków (żaden sąd nie da potencjalnie wysokich zarobków mężczyźnie, któremu takowe zasądzi, a jest to często krzywdząca perspektywa). Czasem jest to nawet 200% aktualnych zarobków. KPINA.
- Zawyżone oczekiwania finansowe (alimentacyjne) matki – często robione z premedytacją, złośliwie. Ojciec dziwi się, że przez alimenty pozostaje mu mniej niż jego była twierdzi, że wydaje na ich (albo jej) dziecko
- Brak wglądu na co przeznaczane są pieniądze rodzica, który ma płacić alimenty (czyli ojciec nie wie często czy pieniądze idą na dziecko, czy na „potrzeby matki”, w tym nierozsądne gospodarowanie pieniędzmi)
- Brak możliwości tzw. alimentacji własnej, czyli np. kupowania dziecku ubrań na spotkaniach z nim, zaspokajania innych potrzeb (np. duchowych), czy zapewniania atrakcji, zamiast przekazywania pieniędzy drugiemu rodzicowi na te same rzeczy.
- UTRUDNIANIE KONTAKTÓW np. matka zmienia partnerów (i uczy dzieci, by do nowego partnera zwracały się jako „tata”), miejsca zamieszkania, a ojcu brak instrumentów prawnych do tego, by znaleźć matkę i egzekwować kontakty
- Fałszywe oskarżenia składane przez kobiety o przemoc (bez dowodów, lub z przekonanymi wcześniej „świadkami”) /prowokowane akcje / natrętne nasyłanie komorników i kuratorów
- Zdarzają się sytuacje matek kombinatorek, które żądają zapomóg od państwa, gdy podadzą, że ojciec jest nieznany, a pieniądze są przez te matki brane „na lewo”, także przy pomocy szantaży i gróźb („zniszczę cię, zostaniesz bankrutem, zostaniesz bezdomnym, oskarżę o pedofilię i wyłudzę pieniądze dzięki fałszywym dokumentom!„) – na dodatek taka samotna matka ma też nowego partnera, który też płaci dodatkowe pieniądze i wspomaga ją finansowo – w takim wypadku ojciec czuje się UPODLONY nie tylko przez kobietę, ale i państwo, a więc ma prawo czuć się jak śmieć i niestety reaguje w nieprzystępny sposób (matka oczywiście jest niewypłacalna i nie trafi do więzienia)
- Zdarzają się sytuacje, że ojciec płaci alimenty na nieswoje dziecko i nie ma żadnych możliwości, by odzyskał stracone pieniądze (matka-oszustka nie jest ponoszona do odpowiedzialności i nie jest obciążana żądaniem zwrotu pieniędzy)
- Ojcom często zabierane są mieszkania, które zostały wykupione za duże pieniądze, ale nie są wpisywane w poczet alimentacyjny (ot matce się należy, choćby willa i ojcowie dalej muszą płacić alimenty)
- Wielu ojców podaje, że chcieliby państwowych alimentów z jedną stawką dla wszystkich
- Wielu ojców zadaje pytanie dlaczego alimenty nie wygasają automatycznie, gdy dziecko podejmie pracę
Bardzo rzadko się zdarza, by w konflikcie, tym bardziej długotrwałym wina ewidentnie byłą po jednej stronie. Założenie rodziny z danym (nawet toksycznym) rodzicem było decyzją obu stron. To też czyni te obie strony współodpowiedzialnymi za stworzenie, a następnie rozbicie rodziny. Dlatego nie powinno się kompletnie wybielać jednej strony, a drugą określać jako źródło zła wszelakiego.
Sąd ma pełne prawo ograniczyć, lub kompletnie pozbawić władzy rodzicielskiej jednego z rodziców, jeśli ten np. krzywdzi dziecko, a jeśli tak nie zasądził to kontakty muszą być realizowane, a władzę rodzicielską powinni mieć i ojciec i matka. I nie może to być władza tylko na papierze. Nie może być tak, że trudno zgłosić brak jej realizacji i której wytyczne nie są proste do zrozumienia dla każdego obywatela.
Inny model alimentów, czyli model duński
Rozwiązaniem problemów z alimentami i „zbrodniarzami alimentacyjnymi” jak są kreowani np. niepłacący ich ojcowie mogą być alimenty w modelu duńskim.
Tabelę ich alimentacji można zobaczyć TUTAJ.
W skrócie jest to jakieś 3,5% faktycznego dochodu zobowiązanego do płacenia alimentów na jedno dziecko, a około 10% na cztery dzieci.
Oczywiście Duńczycy zarabiają dużo więcej od Polaków, nie posiadają ustalonej minimalnej krajowej (średnia w przeliczeniu na złotówki to 21 144,06 zł), ale też oczywiście u nich koszty życia i ceny są sporo wyższe, niż u nas.
Jednak tak duże zarobki i wysokie koszty życia wcale nie powodują tego, że na dzieci płaci się jakoś horrendalnie dużo. Dania nie liczy alimentów od idiotycznego potencjalnego dochodu, a zawsze sztywną liczbę od zarobków realnych.
Całą rozprawę o alimenty można uprościć przez wydanie sztywnej tabeli alimentacyjnej, która nie tylko wcześniej informuje potencjalnego rozwodnika/rozwódkę na ile pieniędzy może liczyć (czy ile straci), ale też dzięki takiej tabeli konflikt rodziców i kłótnie o pieniądze są ograniczane do minimum.
Zobowiązani do płacenia alimentów nie muszą też ukrywać dochodów, ponieważ im więcej się zarabia, tym procentowo mniej się płaci (nie ogólnie, żeby nie zostało to źle zrozumiane).
Aktualnie, w przypadku niskich zarobków i wcale niemałych kosztów życia w Polsce płacić alimenty jest ciężko, bo można bardzo szybko wylądować pod mostem, lub wegetować (co w nierozbitej rodzinie nie miałoby miejsca).
Oczywiście wszelkie kwoty i wytyczne z tabel są do przedyskutowania, ponieważ raczej, by wyglądały trochę inaczej u nas niż w Danii. Proponowałbym też może wpis prawny o tym, by dopisać do alimentów potrzeby „specjalne” dziecka, którymi mogą być choćby drogie leki i choroba przewlekła.
Niektóre kobiety irytują się, że kwoty alimentów w tym systemie są niskie (nawet jeśli sprawiedliwe).
Większość tych kobiet zapomina, że musi dołożyć swój równy wkład finansowy do kwoty alimentacji ojca. Jeśli ojciec musi płacić 500zł, to matka także 500zł zapewnia dziecku.
Dlatego nie można słuchać pretensji, o tym, że „500zł to za mało na utrzymanie dziecka!”, gdy kierują te słowa do ojca, lub sądu, ponieważ byłoby to za mało tylko w sytuacji, gdyby matka nie byłaby zobowiązania do łożenia na dziecko.
Jeśli kobieta jest w nowym związku z innym mężczyzną koszta utrzymania dziecka mogą się zmniejszyć dzięki niemu. Tego ona już nigdzie nie zgłasza…
Niestety, wielu toksycznym kobietom chodzi tylko o pieniądze i dopieczenie ojcu dziecka, dlatego powinno się ukrócić im możliwość takich działań.
Przemoc domowa, izolacja domniemanego sprawcy i nadużywane przez kobiety niebieskie karty (fałszywe oskarżenia o przemoc)
Rząd PiS odrzucił niedawno projekt o tym, że jednorazowa przemoc nie miałaby być nazywana przemocą domową. Z początku projekt miał mówić o tym, że tylko wielokrotna i najlepiej długotrwale stosowana przemoc byłaby opisana jako tego rodzaju przemoc. Jednorazowa mogłaby być incydentem. Zmiana nie została wprowadzona, choć w jakiejś części jest logiczna.
Czy mężczyzna sprowokowany przemocą psychiczną (często wielomiesięczną) przez kobietę do przemocy fizycznej (jednorazowej) z automatu jest tzw. „przemocowcem” i należy go dopisywać do statystyk przemocy domowej, które oczywiście jednostronnie są budowane na niekorzyść mężczyzn? Nie dlatego, że kobiety są święte, a dlatego, że ich przemocy ani się nie zgłasza, ani nie bada, a często ją prowokują. Z natury mężczyzna nie potrafi uderzyć kobiety, ale rozwścieczony, nękany psychicznie i bezradny – czasem mu się zdarzy.
Poseł Ziobro zaproponował także natychmiastową izolację domniemanego sprawy od ofiary, czyli nie potrzeba, by było dowodów do tego, by skazać najpewniej tutaj mężczyznę i pozbawić go środków do życia. Problem w tym, że wystarczą fałszywe oskarżenia, by to zrobić.
Projektowane przepisy antyprzemocowe mogą być bronią… przy rozwodach.
W innych krajach, jak Anglia policja ma pełne prawo do odizolowania potencjalnego sprawcy od potencjalnej ofiary, czyli dla przykładu kieruje go na tymczasowy areszt. Wystarczy słowo kobiety, nic więcej.
I dlaczego tak jest? Bo my, mężczyźni nie walczymy o siebie i przyjmujemy wszystko jak jest. Nie umiemy się jakoś zgrupować przeciw temu, bo sądzimy, że nas to nie będzie tyczyć. IGNORANCJA zabija, a takie prawo jak obecnie tworzy uległość w mężczyznach i… jeszcze bardziej nakłania kobiety do stosowania przemocy, tak jak się dzieje w feministycznej Szwecji.
Zmienione miały być też zasady zakładania niebieskich kart (aktualnie są zakładane bez dowodów i mężczyzna ma małe szanse się wybronić). Ok. 30-35% spraw o założenie niebieskiej karty według Policji jest fałszywa i zbędna. Po prostu niebieska karta jest nadużywana, a jednak na podstawie zgłoszeń tworzy się antymęskie, feministyczne tezy typu „przemoc ma płeć męską” i przez to dalsze prawa, które uderzają jedynie w mężczyzn (także tych niesłusznie oskarżanych, którym niesłusznie odbiera się dzieci, niesłusznie muszą płacić alimenty, niesłusznie stracili dorobek życia jako po prostu oszukani – i przez to ułatwia się toksycznym, kłamiącym kobietom swoje działania).
Toksyczne kobiety mają swoje metody na to, by ukartować intrygę, w której stają się fałszywymi „ofiarami” przemocy, lub jak kreują przemoc w rodzinie. Jest taka metoda jak „na bitą żonę”, gdzie kobiety prowokują awantury, szukają świadków (np. sąsiedzi), ale też dokonują samouszkodzeń. Mogą też nakłaniać dzieci do świadczenia fałszywie o ojcu, ponieważ zostały zmanipulowane. Nie zapomnijmy też o byciu profesjonalną ofiarą, czyli tworzeniu takich obrazów w relacjach przez taką osobę, w których wokół niej są sprawcy. Jest to szalenie bolesne, jeśli jest stosowane długotrwale wobec prawdziwej ofiary i gdy imputuje się jej cały czas, że jest złem wcielonym, kimś niewystarczającym i do tego oczywiście bezradnym.
W Hiszpanii jest plaga fałszywych oskarżeń o przemoc domową. Polecam sobie zapisać ten film do obejrzenia.
I to pomimo tego, że to kobieta może prowokować męską przemoc – własną przemocą psychiczną, której kobiety stosują częściej (z uwagi na to, że są średnio inteligentniejsze emocjonalnie, wiedzą w które „struny” uderzyć, by zabolało psychicznie, ale są też słabsze fizycznie).
Przygotowałem artykuł o przemocy kobiet, która jest ukrywana i znajomość jej jest NIKŁA:
Trzeba polecić też film o przemocy w rodzinie, której głównie dopuszcza się matka i to LATAMI. Nikt nie wyjdzie z takiej rodziny zdrowy mentalnie:
A tutaj jak kobiety dręczą mężczyzn.
2. Przynajmniej 20% mężczyzn jest ofiarami przemocy psychicznej ze strony kobiet
3. Przemoc kobiet: to nieprawda, że mężczyzna może znieść więcej
Społeczeństwo niekoniecznie jest świadome tego, że kobiety mogą stosować przemoc, która jest jak wiercenie dziury w brzuchu.
Najczęściej w związkach toksycznych zachodzi przemoc wzajemna, a nie jednostronna. Jedna strona wymierzy cios dziś, kolejna wymierzy jutro. W większości przypadków kobiecie się „upiecze”.
Poza tym ludzie nie są absolutnie uświadomieni czym jest przemoc domowa, a jeszcze mniej wiedzą o przemocy psychicznej/psychologicznej.
Na przeciw wyszedłem ja z moją stroną internetową, ale na pewno jest to za mało, trzeba to rozwijać, trzeba szerzyć głos na większą skalę.
Warto też się DOGŁĘBNIE zastanowić czemu tylu mężczyzn popełnia samobójstwa, ale też czemu tylu staje się uzależnionymi od używek, w tym alkoholu (częsty powód rozpadów związków).
Czy społeczeństwo dba o takich mężczyzn i chce zaradzić problemowi? Czy czasem wiele kobiet (w tym matek) nie ma „krwi na ramieniu” w takim przypadku?
Odrzucony projekt o karaniu rodzica utrudniającego realizację kontaktów z dzieckiem grzywnami, lub więzieniem
Odrzucony przez rząd PiS został też projekt o alienacji rodzicielskiej, którą stosują zdecydowanie częściej matki, niż ojcowie (między innymi dlatego, że aż 94-96% spraw o podział opieki wygrywają matki – ot, bo są kobietami).
Więcej o tym projekcie można poczytać TUTAJ.
Niech ktoś pomyśli wnikliwie, czy rodzic, który nie potrafi własnymi rękoma i inteligencją zapewnić mu bytu (nie chodzi o wymuszanie alimentów, czyli przebiegłe, niemoralne sposoby działań) ma być dobrym rodzicem? Z jakiej racji zatem aż 96% matek dostaje dziecko pod opiekę, jeśli często są niewydolne finansowo, co za tym idzie wychowawczo? Jaką zaradność wpoją dziecku?
Na temat wychowywania synów przez samotne matki napisałem już wcześniej sporo. Niestety ci synowie najczęściej popadają w depresję, są nieprzystosowani społecznie, niezaradni, popełniają samobójstwa, popadają w uzależnienia, mają bardzo słabe wyniki w nauce, czy popełniają przestępstwa.
I te same kobiety w dość dużej części zawłaszczają sobie dziecko, jak przedmiot i uważają, że nie ma w tym niczego złego!
A jednak boją się wprowadzenia kar za alienację…
Nikt o zdrowych zmysłach, nikt toksyczny nie będzie bał się ustawy o karaniu alienacji, ponieważ nie będzie popełniał tego przestępstwa. Kara ma straszyć i ma uczyć. Jeśli naprawdę zależy takiemu rodzicowi na dobru dziecka, to będzie zależało mu na posiadaniu obojga rodziców, którzy żyją ze sobą w zgodzie i chcą się dogadać co do jednolitego kierunku wychowawczego ich dziecka.
Założenie, że takie prawo będzie wykorzystywane do tworzenia konfliktu rodziców jest nieuzasadnione, ponieważ sąd rozstrzygnie czy te kontakty miały możliwość realizacji czy nie. Jeśli nie, to do kogo można mieć pretensje, oprócz siebie?
Projekt zatem wstępnie jest dobry, aczkolwiek możliwe, że trzeba w nim wnieść poprawki, jak np. brak przymuszania do spełnienia kontaktu, gdy dany rodzic jest np. w złej kondycji psychicznej, czy też jest niedyspozycyjny.
Wmawianie, że taka ustawa zmuszałaby toksycznego rodzica do kontaktu z dzieckiem jest tym bardziej niepoważna, ponieważ wystarczy określić konkretnie które zachowania rodzica są toksyczne (np. stosowana przemoc) i udokumentować je.
W przypadku kar za alienację znika możliwość nastawiania dziecka przeciw drugiemu rodzicowi, co jest najbardziej bolesnym punktem dla rodzica, który tak naprawdę liczy tylko pieniądze.
Oczywistym jest też, że dziecko nastawione negatywnie do rodzica nie będzie chciało się z nim widywać, więc matki stosujące przemoc alienacyjną wykorzystują swoją moc manipulacji, by zniszczyć ojca i możliwość ingerowania w życie dziecka, czy nawet życia matki. Ot – wykopać ojca na śmietnik.
A dziecko? Ich dziecko nie obchodzi, nie obchodzi, czy będzie mu dobrze w życiu, czy wykształci poprawnie wzorce. Najważniejsze jest oczernić byłego męża i „zakopać” go pod ziemię.
Dla przykładu – jeśli matka dziecka dostała opiekę jednostronną, ojciec nie ma widzenia ponieważ udowodniono mu czyny pedofilskie, to jest jasnym, że opieka naprzemienna się w tej sytuacji nie należy. Jeśli z kolei matka fałszywie oskarża ojca to fałszywe oskarżenia powinny być srogo karane i też uznawane jako przemoc wobec przynajmniej dwójki osób, ojca i dziecka.
Sam jestem zdania, że takim matkom należy dzieci odbierać, nie działają ku dobru dziecka, a na szkodę nie tylko dziecka, ale i ojca dziecka.
W tym wypadku tak samo Sędzia Coleridge twierdzi, że należy odbierać dzieci tym matkom, które utrudniają kontakty, lub nastawiają dzieci przeciw ojcu.
Alienująca matka według niego mogłaby nawet trafić do aresztu.
Na pewno, kiedy matka już nastawiła dziecko przeciw ojcu i ten stał się w oczach dziecka terrorystą, to taka nagła zmiana może być szokiem dla dziecka, fakt.
Dlatego może nie warto wprowadzać więzienia (i utrzymywania go przez państwo) za taką przemoc, nie od razu zabierać takiemu rodzicowi dziecko, ale trzeba wprowadzić kary odstraszające typu grzywny, ale też skierować na terapię.
Refundacja in vitro
Na zakończenie postanowiłem wspomnieć krótko o bardzo kontrowersyjnej (głównie światopoglądowo) sprawie, czyli in vitro. Niski wzrost demograficzny jest też spowodowany niepłodnością obu płci (w ostatnich latach około 15-20% par miało z tym problem – niemało). W jakiejś części in vitro służy do leczenia niepłodności – najczęściej jest to metoda ostateczna, gdy inne metody leczenia niepłodności zawiodą.
Czy przeciwników in vitro przekonuje to, że te pary chciałyby mieć dzieci, a cierpią jeśli nie mogą założyć rodziny?
Czy dla tych ludzi rodzice, którzy nie mogą „naturalnie” spłodzić dziecka powinni przyjąć „swój krzyż” i na tym zakończyć?
Czy dla tych ludzi, którzy są przeciwni in vitro lepszym rozwiązaniem jest adopcja, albo rozmnażanie się nawet patologicznych rodzin, tylko dlatego, że płodzą naturalnie?
Czy to jest sprawa priorytetowa, by partie polityczne się tym zajmowały?
Moim zdaniem nie wcześniej, niż po zmianach o których wspominałem wcześniej.
A Wy zdecydujcie sami.
Które z wyżej wymienionych postulatów miałoby mnie przekonać do zakładania rodziny?
Na początku na pewno utrudnione rozwody w kontekście braku bzdurnego konfliktu charakterów, czy też manipulowania sobą na sali sądowej przez fałszywe oskarżenia. Nie dostaniesz jednak nigdy gwarancji, że ktoś zostanie, bo trzeba by było batożyć i wsadzać do więzień za złamanie przysiąg.
Problem w tym, że to kobiety częściej inicjują rozwód, więc obyś Ty nie musiała składać gdybyś kiedyś wyszła za mąż 😉
Skoro teoretycznie jest większa szansa na to, że to ja złożę wniosek rozwodowy, bo jestem kobietą, to wolałabym żeby poszło to gładko i sprawnie, czyli właśnie konflikt charakterów. Z resztą, gdyby trafił mi się mąż, który twierdzi że po pracy musi odpocząć a ja mogę tyrać, to dlaczego miałabym z nim być…
No, ale tak jak pisałam gdzie indziej – gdybym decydowała się na rodzinę to tylko z ideałem 😀
Skoro teoretycznie jest większa szansa na to, że to ja złożę wniosek rozwodowy, bo jestem kobietą, to wolałabym żeby poszło to gładko i sprawnie, czyli właśnie konflikt charakterów.
Mocno wyrachowana postawa, ale to że wybitnie kalkulujesz to już wiem od dawna 😉 Wszystko dla wygody, choć jednostronnej. Ale jakby mężczyźni częściej składali pozwy to na pewno nie chciałabyś, by łatwo mogli uciec, z bzdurnego powodu tak naprawdę, czyż nie?
Z resztą, gdyby trafił mi się mąż, który twierdzi że po pracy musi odpocząć a ja mogę tyrać, to dlaczego miałabym z nim być…
To się ustala wcześniej.
Jakoś iść przez życie trzeba 😀
Oczywiście, że bym nie chciała… Tylko napisałam komentarz – który z tych postulatów miałby mnie przekonać do zakładania rodziny… A skoro to kobiety częściej występują o rozwód, to raczej postulat o utrudnieniu rozwodu nie jest tym co mogłoby mnie i raczej inne kobiety przekonać.
Oczywiście, że tak. Tylko odnoszę wrażenie, że niestety nawet jeżeli facet jest super i dobrze „rokuje” na ojca, to później gdy okazuje się, że dziecko budzi się w nocy, kobieta ma wiadro zamiast pochwy i przez kilka miesięcy jest wyłączona z życia łóżkowego, po pracy w domu syf, dziecko się drze a kobieta chodzi w piżamie itd… Facet dochodzi do wniosku, że „nie tak miało to wyglądać”
Nie, to znaczy, że nie rokował wcale, a był dzieciakiem. Tak jak panie, które po ślubie myślą, że będzie sielanka, jak na weselu, a do tego facet się zmieni „pod nie”, byle tylko im było dobrze. No i potem mamy rozwody – z głupoty i egoizmu jej biorących, trzeba jasno powiedzieć.
Rozumiem, że gdybyś zdecydował się na dziecko z jakąś kobietą, to zajmowałbyś się na równi dzieckiem i domem, mimo że kobieta „siedzi” na „urlopie” w domu z dzieckiem? Brawo ty. No niestety, ciężko na takiego faceta trafić i NIGDY nie ma się pewności, że jednak nie wycofa się po porodzie. Ja nie mam zdolności patrzenia w przyszłość i mimo że obecnie mogę liczyć na swojego partnera, to nie wiem jak by się zachował w sytuacji jaką opisałam wyżej. Ja sama nie wiem jak bym się zachowała, a co dopiero inna osoba…
No więc właśnie, nie wiesz jak sama się zachowasz to nie masz co oczekiwać, że ktoś będzie wiedział. Ot, albo marudzisz, szukasz negatywów, albo szukasz rozwiązań problemów na bieżąco.
No i wracając do tematu: w niektórych sytuacjach, takich jak np. niechęć mężczyzny do uczestnictwa w życiu rodzinnym, jedynym rozwiązaniem jest rozwód…
No i wracając do tematu: w niektórych sytuacjach, takich jak np. niechęć mężczyzny do uczestnictwa w życiu rodzinnym, jedynym rozwiązaniem jest rozwód…
Jasna sprawa, to jest uzasadnione, jak ojciec jest gówniarzem i idzie np. w melanż, czy do kolegów, zamiast coś podziałać w rodzinie.
No ale warto takiego delikwenta sprawdzić po cechach rodzicielskich, uczuciowych i odpowiedzialności – przed tym jak się z nim będzie miało dziecko.
Jak siada na kanapie po pracy, bo musi odpocząć – też takiego wystawia się za drzwi. Akurat z imprezowiczem nigdy nawet bym nie randkowała 😀
Ale tak jak mówiłam – facet może być odpowiedzialny, może chcieć dziecka i rodziny, można na niego liczyc etc… Ale nie wiadomo jak się zachowa kiedy już rzeczywiście dziecko będzie i okaże się, że nie ejst sielankowo (bo jakos w 90% czasu nie jest)
No na przykładzie tej Twojej tu dyskusji widać jak współczesna ideologia masakruje mózgi kobiet. Przy takim podejściu to rzeczywiście jaki sens miałby związek. Nawet zakładając spółkę w sensie biznesowym należy przyjąć że interes powinien być wzajemny bo w przeciwnym razie szybko upadnie
Postulat ustalania alimentów od oficjalnych dochodów to kompletna głupota. Podam przykład znany mi osobiście – ojciec jeżdżący na tirach na trasach międzynarodowych przedstawił zaświadczenie od pracodawcy z wynagrodzeniem 1800 złotych miesięcznie (czyli tyle ile ma początkujący pracownik w McDonaldzie). Jednocześnie na faceboooku miał zdjęcia z wyjazdów zagranicznych z nową partnerką a na sprawę sądową przyjechał nowym samochodem. Sąd słusznie stwierdził, że jego możliwości zarobkowe znacznie przekraczają deklarowany dochód.
Według twojego pomysłu (ustalania alimentów od oficjalnego wynagrodzenia) dostałby pewnie z 300 złotych alimentów, czyli tyle, ile przykładowo dostał znany mi typek z lekkim upośledzeniem umysłowym wykonujący jakieś proste prace na produkcji, który faktycznie zarabiał te 1800 złotych.
Zastanów się ilu ludzi ukrywa zarobki i dlaczego. Nie zawsze dlatego, że ktoś jest od razu najgorszą szumowiną – a jeśli tak, dlaczego z takimi się dzieci płodzi? Spokojnie.
Faktyczne zarobki ukrywa się zazwyczaj w trzech przypadkach:
– chęć uniknięcia płacenia wyższych podatków i składek
– gdy posiada się spore zadłużenie i komorników na karku
– na użytek sprawy alimentacyjnej
Czyli zazwyczaj jest to cwaniactwo i kombinowanie.
,,dlaczego z takimi się dzieci płodzi?”
Nie wszystko da się przewidzieć. Mało to było przypadków mężczyzn wysoko ceniących wartości rodzinne, którzy po 40stce te rodziny porzucali?
Równie dobrze ja mogę zapytać dlaczego faceci płodzili dzieci z kobietami, które obecnie stosują alienację rodzicielską.
Chociaż to w sumie nie jest taki dobry przykład, bo jednak łatwiej rozpoznać kobietę roszczeniową manipulantkę (zazwyczaj takie cechy ujawnia już w trakcie związku) niż przewidzieć zdradę mężczyzny 15 lat wcześniej.
Dużo/mało, to pojęcie względne. Podasz nam jakieś szacunkowe dane?
Ja ci odpowiem: bo presja społeczna grała na ich wstydzie, aby w przypadku braku kandydatek odpowiednich, brali te co są dostępne, a nie pozostawali kawalerami, którym to kawalerom od czasu do czasu przypisuje się bycie homoseksualistami – aby chcąc uniknąć kolejnych posądzeń, weszli w niekorzystny dla nich układ z jakąś kobietą.
Może akurat manipulantkę nie aż tak łatwo rozpoznać, lecz roszczeniową – bardzo łatwo. Tylko tych roszczeniowych jest w naszej kulturze blisko 100% spośród kobiet w wieku reprodukcyjnym. Akapit wyżej jest wytłumaczenie (oczywiście niekompletne; jest więcej przyczyn), dlaczego mimo swojej roszczeniowej postawy są akceptowane.
Procentów ci nie podam, ale warto zwrócić uwagę, że np. wielu konserwatywnych polityków porzucało rodzinę. Można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że w innych profesjach zdarza się to równie często.
W 2019 roku lęk przed posądzeniem o homoseksualizm to nie jest nawet jeden z 10 najważniejszych powodów wchodzenia w związki (chyba, że mówimy o jakimś ultrakonserwatywnym chłopaku z Podkarpacia).
Ogólnie jednak zgadzam się, że pewna presja społeczna na bycie w związku istnieje, ale przecież dotyczy to również kobiet (zwłaszcza wówczas, gdy zegar biologiczny zaczyna im szybciej tykać).
Jeżeli kobiety są takie roszczeniowe i nieskłonne do poświęceń to jak to możliwe, że np. niepełnosprawnymi dziećmi częściej opiekują się właśnie one? Tego już tak łatwo nie wytłumaczysz ,,sfeminizowanymi sądami” i ,,alienacją rodzicielską”. Raczej jest wręcz przeciwnie – wiele z tych kobiet oczekiwałoby większej pomocy ze strony ojców, bo chcą czasem odpocząć czy pojechać na wakacje.
Nie masz podstaw, do oceniania co czuje młody chłopak/mężczyzna, nie będąc nim. Nawet jeśli masz znajomych płci męskiej, to zapewniam Cię, że wiesz o nich o wiele mniej niż ich inni znajomi – mężczyźni. Presja społeczna, indoktrynacja, są zdecydowanie ważniejszymi motywatorami dla mężczyzn do wchodzenia w związki niż instynkt (bo człowiek to nie paw, samiec gatunku ludzkiego nie ma w swoim instynkcie podrywu takiego jak pokazują filmy).
Nie mieszajmy dwóch spraw. Zegar biologiczny to NIE JEST presja społeczna. To jest natura. Jeśli instynkt każe kobiecie dążyć do urodzenia dziecka, to jest to jej wewnętrzna, autentyczna potrzeba, a nie coś co wciska presja społeczna.
Nie wykluczam, że presja społeczna wśród kobiet również gra rolę, ale jest to dla mnie trudno sprawdzalne. Pisząc o presji społecznej działającej na mężczyzn chciałem po prostu napisać o presji społecznej działającej na mężczyzn, bo w mediach o presjach na kobiety trąbi się ciągle, a o tych na mężczyzn – konsekwentnie milczy. Sugerując w ten sposób że niby to mężczyźni mogą robić co tylko chcą. A mężczyzn którzy swoimi wyborami życiowymi nie pasują do modelu „prawdziwy mężczyzna” – gdzie „męskość” definiowana jest przez kobiety – próbuje się ukazać w jak najgorszym świetle, wzbudzić w nich wstyd, aby przypadkiem inni, którzy też stoją przed wyborem czy pójść za głosem serca, czy presji społecznej, myśleli że w swoich wątpliwościach są rzadkimi wyjątkami – i wybrali presję społeczną.
Są roszczeniowe w stosunku do mężczyzn. Ja jako mężczyzna doświadczam tego, jak traktują mnie, a nie jak być może będą w przyszłości traktowały swoje własne dziecko (o ile będą je miały).
Jeśli oficjalne dochody różnią się od rzeczywistych, to już sprawa dla innych instytucji, aby tę sytuację zmienić. Sąd nie powinien bazować na domysłach. Te potencjalne „możliwości zarobkowe” nie zawsze są prawdziwe. Na przykład można być przedstawicielem zawodu, w którym oczywiście można zarabiać znakomicie – pod warunkiem nie-posiadania oporów moralnych przed podejmowaniem prób oszukania klientów/kontrachentów. I załóżmy, że taki alimenciarz owe opory moralne posiada, w związku z czym zarabia mniej. Mógł w przeszłości zarabiać więcej, ale w kwestii moralności się nawrócił i już nie może.
Odnośnie in vitro, może warto poszukać i opublikować informacje na temat wpływu pigułek antykoncepcyjnych na niepłodność?
To propozycja na nowy artykuł, czy chcesz jedynie odpowiedzi w komentarzu?
Na nowy artykuł. Myślę że wiele osób może nie znać prawdy odnośnie faktycznego wpływu pigułek na organizm.
Zobaczymy, dopisane do pomysłów 🙂
Napiszę, co ja myślę o takich projektach ustaw, proponowanych przez kogoś innego niż partia rządząca. Otóż nic one nie dadzą. Mogą dać jedynie krótkotrwałe złudzenie, że coś się zmienia na lepsze. Krótkotrwałe, bo ustawodawca w każdym momencie może uchwalić „poprawkę”, która przywróci dyskryminację mężczyzn w tym aspekcie.
Problemem jest cała kultura pogardy wobec mężczyzn i ich problemów i politycy będą grali na tej kulturze, zdobywali sobie popularność poprzez tworzenie kolejnych ustaw zapisujących tę pogardę w aktach prawnych. Aby coś zmienić, trzeba by było zmienić kulturę. Podstawowymi metodami zmieniania kultury są działania podejmowane przez rozmaite ugrupowania lewicowe (lewicowe w sensie światopoglądowym, nie gospodarczym): pchanie się ze swoimi poglądami do szkół i do mediów.
Oczywiście wepchnięcie do szkół pogadanek o mizoandrii byłoby niesamowicie trudne, ale dopiero to – albo poświęcenie mizoandrii jakiejś części czasu antenowego w telewizji o dużej oglądalności – mogłoby dać jakiś dłuższy efekt niż do najbliższej „poprawki” ustawy, która to poprawka najprawdopodobniej zostałaby przegłosowana od razu, aby nawet przez chwilę nowe prawo nie zadziałało w proponowanym – w miarę symetrycznym dla obu płci – kształcie.
Przychodzi mi nawet taka myśl, że jeśli już przygotowywać projekt ustawy, to większe oddziaływanie miałby projekt, który w oczach opinii publicznej będzie wręcz „skandaliczny” – tak niesymetryczny z korzyścią na rzecz mężczyzn, kosztem kobiet. Taki projekt ma nieco większe szanse (ale też marne) na wzbudzenie zainteresowania, na to że pojawi się w mediach dyskusja zwolenników/przeciwników, gdzie zwolennik nowego projektu mógłby zastosować tę samą technikę, którą stosuje się od lat tylko w stronę lewicową: zaproponować coś skrajnie nieakceptowalnego dla ogółu społeczeństwa i później sugerować „pójście na kompromis”. W ten sposób przez całe dziesięciolecia przesuwano granicę, co jest powszechnie akceptowalne, a co nie. Tą techniką feminizm i mizoandria zmieniły się z czegoś skrajnego w główny nurt poglądów w naszym społeczeństwie.
Panowie, pytanie z innej beczki. Czy uważacie że wznowienie znajomości na stopie koleżeńskiej z dziewczyną, która około 10 lat temu mnie zdradziła jest ok? Fajnie mi się z nią rozmawia i całkiem ja lubię, natomiast właśnie jakoś przypadkowo wróciło do mnie stare wspomnienie zdrady i ogarnęła mnie na nowo złość na nią. Jaki macie pogląd na takie sytuacje? Całkowite zerwanie znajomości bo takich rzeczy nie wybaczamy, czy raczej długi okres czasu leczy rany i nie mielibyście nic przeciw takiej znajomości?
Jak jest złość to znaczy, że nieuleczone, więc nie ma sensu. Zostałeś poniżony i to jest zrozumiałe. Jednak sam sobie odpowiedz czy w pełni wybaczyłeś. Najczęściej złość mija, jak dany człowiek odkupi winy wobec nas w jakiś sposób, ale najwidoczniej tylko „fajnie się rozmawia”. Możesz to oczywiście ukrywać, ale póki co wygląda na to, że bagienko będzie wyłaziło na wierzch.
Inna sprawa, że nie na temat, nie tutaj taki komentarz. Lepszego tematu nie mogłeś wymyślić pod artykułem o sądach rodzinnych…