Czy można oddać kobiecie, gdy zaatakuje pierwsza? Czy można oddać słabszemu mężczyźnie, gdy on atakuje pierwszy?
Załóżmy sytuację, że kobieta bije mężczyznę i upokarza go. Czy mężczyzna może oddać kobiecie, gdy zaatakuje go pierwsza? Jak powinniśmy do tego podejść? Przestarzała norma kulturowa „kobiet się nie bije” dziś się nie sprawdza. Dlaczego? Ponieważ niegdyś kobiety były uczone cech, które nie powodują ataków na mężczyzn z ich strony. Dziś jest inaczej.
Dziś mamy wysyp agresorek BEZKARNIE znęcających się nad mężczyznami, a ci nie mają prawa zareagować. Dlaczego? Ponieważ to kobiety wyszły z tradycyjnych norm płciowych, a mężczyźni są często zmuszani, by w nich pozostać. I taki „bat” trzymają nad mężczyznami obie płcie.
Zaznaczam, że rozmawiamy teoretycznie w tym temacie, czyli tak, jakby świat nie był ułożony jak dzisiaj. Jasnym jest że dzisiaj kobiety są chronione nawet jak są sprawczyniami przemocy i rewanż może narazić nas na odpowiedzialność karną (a i często samosąd ze strony obrońców uciśnionych kobiet). Po prostu pomyślmy nad sytuacją bardziej w kontekście czemu tak mało wolno mężczyznom, a tak wiele wolno kobietom.
Do napisania tego krótkiego tematu „zmusił” mnie filmik, w którym kobieta bije dwóch mężczyzn, ale jeden z nich oddaje jej (raz). Po tym ona zaczyna krzyczeć, płakać i pytać, że „jak śmiałeś to zrobić kobiecie?”. Jakby kobieta miała być pod ochroną niezależnie, jak się zachowuje. Zrobić coś kobiecie to ma to inny wymiar, duchowy, a mężczyźnie? Płeć bez znaczenia, wolno. Szczególnie gdy jest ofiarą/słaby. A słabym będzie, jeśli nie może się bronić.
Niestety potem słyszymy w tle głosy, że „koledzy” już idą szukać tych chłopaków, by im spuścić łomot. Zasady ulicy PRLowskiej wiecznie żywe. Ale mniejsza. Skupmy się na kluczu tematu, czyli na samej możliwości oddania ciosu kobiecie. Kiedyś np. dostałem bana, gdy napisałem, że nie wolno bić obu płci, a nie tylko jednej, więc nie powtórzę tego błędu 🙂
Analogia do oddania ciosu słabszemu mężczyźnie, który jest agresorem
Załóżmy sytuację konfliktu tej samej płci. Mężczyzna 50 kg przy użyciu noża atakuje boksera 120 kg. Mężczyzna 50 kg zostaje znokautowany w rewanżu za swój własny atak.
Czy ktoś by mu współczuł? Czy ktoś nagle by go bronił? Czy stworzono by nagle wzorzec kulturowy, by nie można było oddać słabszemu, lub lżejszemu mężczyźnie?
Nie sądzę, choć czasem się słyszy, że nie można bić słabszych, którzy nie są inicjującymi ataków, ale rzadko kiedy słyszy się, że chodzi o mężczyzn. Bardziej o kobiety, dzieci, może emerytów (w teorii też mężczyzn, ale jest to mniej konkretne).
Przypominam, że to mężczyźni są najczęstszymi ofiarami przemocy patrząc statystycznie, wliczając czy to ataki innych mężczyzn na mężczyzn, czy kobiet na mężczyzn. Zatem mimo to, że problem mężczyzn jest większy, niż kobiet to NIC się z tym nie robi. Winna jest luka empatii wobec mężczyzn.
Przypomnijmy sobie statystyki z nieistniejącego już realsexism.com.
I przypomnijmy sobie temat nasyłania przez kobiety mężczyzn, by wymierzyli karę innemu mężczyźnie.
Co innego gdy podmienimy płcie w tej sytuacji. Nieważne ile kilogramów waży kobieta, nieważne czy jest silna, ale jeśli ona zaatakuje mężczyznę, to słyszymy:
- mężczyzna nie ma prawa jej oddać
- mężczyzna nie ma prawa się bronić, ew. może lekko się zasłonić
- musimy stworzyć wzorzec kulturowy pt. „nigdy nie dotknij kobiety nawet kwiatkiem”. Ewentualnie „kobiet trzeba bronić” (i faktycznie kobiety częściej są bronione, niż mężczyźni w razie doznanego cierpienia).
Rrrrówność.
A co gdy kobieta atakuje przemocą psychiczną mężczyznę? Czy mężczyzna też może „oddać”? Nie zawsze.
Nie raz widzę sytuacje na pograniczu przemocy psychicznej i wyzwisk pomiędzy kobietą a mężczyzną, które są podobne. Kobieta wyzywa? Ty mężczyzno nie zareaguj, bo jeszcze wyjdzie, że obraziłeś się, albo nie panujesz nad sobą. Jedyna twoja reakcja to może być co? Tzn. nie wiem co, bo bierność też jest obrażana, że „nie umiesz odpowiedzieć kobiecie? A może się jej boisz? Zatkało?”.
Spokojnie, technik poniżania mężczyzn jest sporo (warto zajrzeć). Do tego często inni ludzie wstawiają się za kobietą gdy mężczyzna zachowa się nieelegancko, ale sami mają klapki na oczach i uszach, gdy kobieta zachowuje się dużo gorzej wobec mężczyzny (czyli to ona nie panuje nad sobą, ona jest toksyczna, ona się obraża – wszystko jej wolno i zawsze ma pretekst).
Mężczyźni nie są uczeni prostych reguł, w których mogą obracać się w kontaktach z kobietami, dlatego też coraz częściej unikają nie tylko związków i interakcji, jak również rozmów. To się po prostu nie udaje, nie mając pozwolenia na RÓWNE zachowanie wobec kobiety. Przypominam, że tego wymaga porzucenie tradycyjnych ról, ale ze strony obu płci, a nie wybiórczo. W takiej sytuacji kobieta obraża się, mimo, że jest winna złej interakcji z mężczyzną, może nawet jest winna toksycznego związku, ale nie ma WCALE do siebie pretensji. Jest to fatalne wychowanie, które tworzy impas między daną kobietą, a mężczyzną, a mężczyzna jest zmuszony jej ulegać, mimo że jest NIEWINNY.
Kilka dni temu była u mnie na stronie taka agresywna panienka, która najpierw wyzywała, a potem oczekiwała, że nikt jej nie odpowie na tym samym poziomie. Ba, oczekiwała, że wobec niej i wobec jej wyzwisk będzie się merytorycznym. Czyli sama obniżała poziom dyskusji, a potem liczyła, że ktoś zachowa się wobec niej lepiej. Było to zachowanie roszczeniowe.
Trzeba było się zachować do niej trochę jak ojciec do sfochowanej 2 latki. Czyli córka pokrzyczy, pokrzyczy, a ojciec i tak pogłaszcze po głowie.
Tyle, że tu rozmawiamy z dorosłą kobietą. Tak nie będzie.
Równość to też odpowiedzialność. Honoru również brakuje
Wniosek jest prosty. Gdyby ludzie byli uczeni odpowiedzialności w równy sposób, to nie trzeba byłoby rozróżniać tych sytuacji na płcie. Nie byłoby budowania podwójnych standardów. Nie byłoby kolejnej wersji wcielenia „co wolno wojewodzie…”, tyle że w przypadku kobiet.
Droga patusko – jeśli atakujesz innych to nie oczekuj, że będą cię głaskać. Damą nie jesteś, choć możesz mieć takie mniemanie o sobie, co jest plagą naszych czasów (typ księżniczki).
Obwiniam o to feminizm przypisujący kobietom łatkę z urzędu (o tym niedługo), obwiniam konserwatyzm chroniący kobiety „tradycyjnie” (bo takie „słabe”, a mężczyźni „silni” lub do piachu), obwiniam ojców rozpieszczających córki (którzy jednocześnie obrażają mężczyzn z powodu nadopiekuńczego lęku o nie) i obwiniam o to pseudomaczo obrońców toksycznych panienek (a którzy robią to w różnych celach).
Poruszmy jeszcze kwestię honoru, czyli definicji, która była różna w wielu kulturach i była wielokrotnie zmieniana. Ale powiedzmy zgadzam się z definicją, która mówi, że masz prawo do obrony, ale również masz prawo do ataku na tym samym poziomie co napastnik, ale nie większym.
Czyli jeśli ktoś cię obrazi, to nie możesz go zabić. Jeśli ktoś nazwie cię głupkiem, to nie możesz go pobić. W tym sensie honor jest w jakimś sensie sprawiedliwy. Ale był od wieków uczony mężczyzn, choć to również zostało wypaczone przez „uliczniaków” (zasady z więzień) gdzie honorem stało się choćby nie kapowanie, lub atak z przewagą (bo są tacy, którzy napadają w grupkach na jednego).
Jednak najgorszą kwestią jest sytuacja, gdy ktoś nas atakuje, a my udajemy, że deszcz pada. To jest dobre tylko w pewnych sytuacjach, bo nie każda sytuacja jest problemem, ale na ogół zostawienie napastnika czy tutaj napastniczki bezkarnymi niczego ich nie uczy. Taka osoba dalej będzie gnębić innych, ponieważ nikt nie postawił jej granic. Ba, niekiedy jest nawet broniona przez innych, więc się rozzuchwala i nabywa jeszcze bardziej toksycznego charakteru.
Tylko odpowiedzialność i konsekwencje uczą ludzi.
Kiedyś mówiło się, że na jednego cwaniaka znajdzie się większy cwaniak. Ale na cwaną kobietę? Z tym wzorcem jest kłopot. Kobieta, która publicznie jest agresorem wobec mężczyzny, dostaje fory. To samo dzieje się w domu, gdyż kobieta ma za sobą całe państwo i policję. A to dzięki ustawie antyprzemocowej, konwencji stambulskiej i możliwości fałszywych oskarżeń. W takiej sytuacji nawet gdy jest sprawczynią przemocy, może być ochroniona i może zagrać ofiarę. Karany ma być tylko mężczyzna.
Taka równość, że aż wcale.
Kto chce czyta, Może się interesować kobietami ale nie chce wchodzić w związek z powodów które opiszę.
Czy to, że Lewandowski gra ode mnie lepiej w piłkę znaczy, że jest kimś lepszym? W grę w piłkę owszem. Ale pewnie w pewnych rzeczach ja jestem lepszy od niego. To, że ktoś nie umie grać w piłkę, śpiewać, grać na gitarze nie znaczy, że jest przegrywem. Ale jak ktoś nie umie kobiety poderwać to już tak. Poza tym czego niby kobiety mają być specjalnie traktowane i podrywane, ja nie wiem. Poza tym kobiety są hipergamiczne i mają wysokie wymagania. Jak Harvard ma wysokie wymagania i progi to kto się nie dostanie na Harvard przegrywem nie jest. Ale u kobiety już jest.
Wielu ludzi wchodzi na tę stronę, bo dostarcza im wiedzy o tym czym się może skończyć związek z kobietą. Niekorzystny podział majątku, kredyty, alimenty, alienacja rodzicielska, oskarżenia o przemoc domową. Kto chce uniknąć tego wybiera MGTOW.
Może się interesować kobietami ale nie chce wchodzić w związek z powodów które opiszę.
Po co komu zainteresowanie kobietami, jeśli chce ich unikać?
To jest raczej czytanie tylko po to, by utwierdzić się w przekonaniu, że jednak jest za trudno, źle, za ciężko, złe kobiety. I dlatego najchętniej są czytane tylko te treści które mówią o zagrożeniach związanych ze związkami i negatywnych cechach kobiet. To pozwala utknąć w swojej strefie komfortu.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Efekt_potwierdzenia
Czy to, że Lewandowski gra ode mnie lepiej w piłkę znaczy, że jest kimś lepszym?
Nie, ale lepiej mieć umiejętności niż nie mieć. Poza tym co ma piłka do relacji. Piłę kopie jakiś % ludzi, a związki są naturalne jak słońce po burzy.
. Ale jak ktoś nie umie kobiety poderwać to już tak.
Nie moje słowa, lecz znowu, lepiej mieć umiejętności niż nie mieć.
Poza tym czego niby kobiety mają być specjalnie traktowane i podrywane, ja nie wiem
Nikt nie pisał tu o specjalnym traktowaniu. Co do podrywu to słowo zastępcze do wykazania się inicjatywą.
A czemu to robić? By zmienić życie i nabyć umiejętności. Jednak nie zmuszam nikogo. Tylko dziwie się wszystkim, którzy mówią, że kobiet nie potrzebują ale usilnie się nimi interesują.
. Poza tym kobiety są hipergamiczne i mają wysokie wymagania.
Jedne mają, inne nie mają. Widzę, że niektórzy chcą mnie przekonać jacy są chyba brzydcy i najgorsi i nie da się spełnić wymagań kobiet. Mentalność, która szkodzi. Dobry ojciec synowi nie mógłby pozwolić na takie poglądy o sobie i tak niską pewność siebie.
Wielu ludzi wchodzi na tę stronę, bo dostarcza im wiedzy o tym czym się może skończyć związek z kobietą.
Może, ale nie musi. Można ograniczyć ryzyko stoczenia się na dno, a to zaczyna się od wyboru lepszego typu kobiety.
Poza tym ci którzy powchodzili na strony jak moja, czy inne myślę, że mają już dużo wiedzy. Czyli mogą przestać interesować się kobietami. Wiedzą doskonale co i jak. Mogą teraz zająć się prawdziwym MGTOW – np. własną pasją, daleko od kobiet.
Kto chce uniknąć tego wybiera MGTOW.
Kto się boi kobiet i nie widzi tych dobrych – też. Akurat prawicowe środowisko bardzo by wyśmiało taką postawę, bo sami mówią, że męskie cechy to walka i ryzyko, a nie ucieczka i poddanie się.
A przecież tylu tutaj wchodzi do mnie prawicowców, którzy tak mają mi za złe gdy mówię coś centrowego, czy równościowego. Nagle okazuje się, że mają klapy na uszach gdy prawica mówi na temat męskości – tej jedynej słusznej wg nich i jedynej godnej szacunku/wsparcia.
Może w niektórych przypadkach tak własnie jest.
Czy to, że Lewandowski gra ode mnie lepiej w piłkę znaczy, że jest kimś lepszym?
Tylko człowiek, który nie umie grać na gitarze, kopać w piłkę nie jest nazywany przegrywem i kimś bezwartościowym. Z kolei człowiek, który nie może znaleźć partnerki do seksu to jest wyzywany.
Dobrze, że kobiety nie muszą wykazywać się inicjatywą. W końcu możliwość wykazania się inicjatywą przez kobietę w tej dziedzinie to forma upokarzania.
Z kolei człowiek, który nie może znaleźć partnerki do seksu to jest wyzywany.
Nie reklamujemy. Co do wyzwisk to zależy. Są ludzie którzy zawsze wyzwą leżącego NIEZALEŻNIE OD PŁCI, o czym zapomina się w grupkach płcioprzeciwnonielubnych, ale też akurat incel dla wielu to zamiennik z mizoginią. Jeśli ktoś ma na myśli, że mizogin to podczłowiek to ma to w sobie więcej nawiązań do potępiania sprawców zła. Jeśli incela traktuje się jako wyłącznie niemogącego znaleźć kobiety (a nie kogoś złego) to ci którzy takich wyzywają to ludzie bez empatii, a tych nie brakuje.
Dobrze, że kobiety nie muszą wykazywać się inicjatywą. W końcu możliwość wykazania się inicjatywą przez kobietę w tej dziedzinie to forma upokarzania.
Jeśli znasz mnie, to wiesz, że akurat krytykuję bierność kobiet. Te które narzekają, że są same to często pytam „a co zrobiłaś, by zmienić sytuację”?. Więc działa to tak samo dla obu płci. Inicjatywa to zawsze jakiś krok ku zmianie. Ale oczywiście można zamknąć się w piwnicy/wieży i czekać.
Dobry i super artykuł.Tutaj przykład takich https://www.cda.pl/video/575285693 „Uderzysz mnie? Dziewczynę? Co uderzysz mnie? ” Rozjebię ci łeb”. Poza tym nikt nie żałuje jakoś mężczyzny co zaatakuje silniejszego od siebie i dostanie łomot. To dowód luki empatii w stosunku do mężczyzn. Czy jak zaatakuje Cię dzik to patrzysz czy to locha czy się bronisz? Tutaj tak samo. Pojawia się argument, że kobiety się nie bije, nawet jak ona bije z tego samego powodu, co nie bije się 5 latka, nawet jak bije. Po pierwsze kobieta to dorosły człowiek i ma ponosić odpowiedzialność za to co robi. Po drugie skoro kobieta jest jak pięciolatek to powinna zostać pozbawiona praw wyborczych i decydowania o sobie i być osobą ubezwłasnowolnioną tak jak pięciolatek. Przy takich akcjach wybucha burza w internecie SIMPów i zwolenników równouprawnienia. Na koniec angielskie powiedzonko. „Equal rights it’s equal fights. Equal rights and equal lefts.”
„[…] niegdyś kobiety były uczone cech, które nie powodują ataków na mężczyzn z ich strony. Dziś jest inaczej.” – CO TO ZA KOCOPOŁY???
https://youtu.be/pc6N5PG3Q44
Klaps w tyłek jest dla kobiet BARDZO EDUKACYJNY, nie zostawia siniaków. Kobieta czuje się utemperowana.
Takie, że kobiety uczono grzeczności i manier, a nie tego, że mogą podnosić rękę na mężczyznę. A to, że nie tylko klapsy ale i przemoc domowa była bardziej akceptowalna to już inna para kaloszy.
Kobieta czuje się utemperowana.
Ale, że co, usprawiedliwiasz, podoba Ci się czy o co chodzi? Dorosły mężczyzna po klapsie też by się czuł utemperowany, a może i gorzej.
Dlatego też, żeby nie mieć takich dylematów, najlepiej – oczywiście w miarę możliwości – kobiet jako takich unikać. Dziś na kontakcie z nimi można tylko stracić i pół biedy, jeśli tylko czas, nerwy czy pieniądze.
Bardzo dobra rada, sam się do tego staram stosować i polecam to każdemu mężczyźnie.
Unikanie kobiet to świetna rada dla przegrywów, by nimi byli do końca świata i jeszcze dalej. Moja strona nie polega na tym, by bać się kobiet lub traktować je jak wroga, a by nauczyć się z nimi funkcjonować, rozumieć je, ale też nauczyć się wybierać te lepsze, a nie np. toksyczne. Czasem do tego wymaga przyznanie się przed sobą, że ma się coś w sobie do poprawy, a nie tylko na zewnątrz. To najtrudniejsze.
Ale niektórzy sami się z puli eliminują i to ich sprawa, jednak na pewno nie można radzić innym, by inni również unikali płci przeciwnej. Chyba, że to w myśl zasady by „inni mieli tak źle jak Ty”.
A czemu ktoś kto nie chce mieć kobiety ma być przegrywem? Czy to świadczy o byciu kimś lepszym? Nie robi nikomu krzywdy tym, że nie chce być z kobietą.
A czemu ktoś kto nie chce mieć kobiety ma być przegrywem?
Nie chce? I dlatego siedzi ciągle na stronach poświęconych kobietom? Tak bardzo ich nie chce, ale musi przynajmniej czytać content o nich.
Czy to świadczy o byciu kimś lepszym?
Albo ma się pewne umiejętności, albo się nie ma. Posiadanie umiejętności jest lepsze, niż nie posiadanie ich.
Prawdziwych MGTOW kompletnie nie obchodzą strony o kobietach, relacjach i tak dalej. Idą swoją drogą, robią swoje i są absolutnie szczęśliwi. Nie widać to po wielu z tych wszystkich, którzy tylko czekają na okazję, by wbić szpileczkę płci wg nich gorszej, niepotrzebnej im i pokazać jacy to oni są niezależni i wolni od kobiet.
Ale to brzmi dość nieprawdziwie.
Nie robi nikomu krzywdy tym, że nie chce być z kobietą.
Czasem robi sobie krzywdę wypierając swoje potrzeby, czyli stosując taki mechanizm obronny który chroni przed zmianą i rozwijaniem siebie. Zawsze łatwiej machnąć ręką. Tak samo jak te panny które grają silne i niezależne, które bez mężczyzn to są niesamowicie zadowolone, a potem okazuje się, że winko, koty i antydepresanty.
Co kto lubi. Nikt nikogo do dobrych relacji nie zmusza, ale, mówię by nie bredzić, że kobiety to tylko zło, straty i problemy i że trzeba KAŻDEMU dawać takie DOBRE RADY, by ich unikać.
Taaa.
I to jest krzywda, a nie żadna dobra rada. Wystarczy pomyśleć systemowo, czy chciałoby się naprawdę taką radę udzielić całemu światu i obu płciom, by siebie unikały i by uważały siebie za stratę, zło, czy głupotę. Ani trochę takie coś nie ma prawa być dobrze ocenione.
A, że niektórzy korzystają z „dobrej rady”, bo mówią, że u nich działa super? Niech korzystają. Jeśli są spójni i u nich naprawdę to działa super to ci najczęściej kompletnie się o tym nie wypowiadają i nie ma ich w takich dyskusjach, na takich stronach, nic. Żyją w totalnej wolności bez patrzenia się na cokolwiek co związane z rzeczami i ludźmi o których nawet nie potrzebują myśleć, a już na pewno nie podchodzą do tego emocjonalnie. Totalny oddech pełną piersią.
I nie ma wtedy potrzeby przekonywania, że wszyscy powinni być samotni, singlami, jakkolwiek sobie to nazwiemy.
W swoich artykułach często bardzo się pilnujesz, żeby nie pisać uogólnień, a w odniesieniu do grupy wręcz z definicji bardzo zróżnicowanej, nakreślasz tak ograniczającą definicję. Własne drogi mężczyzn żyjących wg idei MGTOW mogą zawierać dyskusje o wadach i zaletach ich własnej drogi i dróg przeciwnych, jak również mogą nie zawierać takich dyskusji.
Twój opis, czego to „prawdziwi MGTOW” nie robią, jest opisem jakiegoś czysto teoretycznego modelu, nie ludzkiego, bo dla człowieka naturalne jest odczuwanie emocji i czasami działanie pod ich wpływem.
Na przykład dla mnie MGTOW było wyjściem z sekty, z szkodzącego mi kultu parareligijnego, w którym uczestniczy ogromna większość ludzi w naszym kraju, z którymi choćby z powodu geograficznej bliskości nadal się stykam. Tym samym kultem przepełnione są też media, z którymi od dawna się stykałem. Nie jest chyba niczym niezwykłym, że dyskusje o regułach życia w tej sekcie wywołują we mnie emocje. Jednego człowieka te emocje skierują do całkowitego zamknięcia się na ten temat, drugiego pobudzą do przekonywania pozostających w sekcie, że świat poza sektą jest lepszy.
W ogóle ludzkie motywacje są zróżnicowane, tu nie tylko chodzi o spędzanie czasu na przyjemnościach. Czasem dla satysfakcji z życia człowiek potrzebuje poczucia spełniania jakiejś misji. Działania dla jakiegoś celu, czy to na rzecz zwierząt, czy jakiejś grupy ludzi, czy dla rozwoju nauki czy sztuki. Działanie w jakimś innym celu niż dla własnej przyjemności też leży w ludzkiej naturze. Gdyby ten element ludzkiej natury nie istniał, to zupełnie jałowe byłoby organizowanie rozmaitych zbiórek na chore dzieci czy podobne cele (niezależnie czy zbiórek uczciwych, czy oszukańczych, bo oba przypadki wymagają tego samego ludzkiego odruchu), bo i tak nikt by nie dał.
Także motywacje MGTOW do wypowiadania się w takich tematach mogą być różne i nijak nie wykluczają bycia MGTOW. MGTOW to tylko podążanie własną drogą, która jest różna od drogi, której podążania oczekuje od danego mężczyzny społeczeństwo. Nie nadałbym miana „prawdziwych MGTOW” tym mężczyznom, którzy co prawda podążają tą samą drogą, którą nakłada na nich presja społeczna, ale to ich wewnętrzna siła pcha ich w tę stronę – w ich przypadku nie ma jak stwierdzić, czy gdyby ich wewnętrzna siła była w konflikcie z presją społeczną, to poszliby za jednym czy za drugim, więc zaliczanie ich do MGTOW byłoby niepraktyczne. MGTOW by wtedy nic nie znaczyło.
MGTOW to tylko podążanie własną drogą, która jest różna od drogi, której podążania oczekuje od danego mężczyzny społeczeństwo.
Jeśli to droga mówienia, że kobiet się nie potrzebuje, a ciągle się ich jednak potrzebuje (czyny, nie słowa) to zastanowiłbym się jednak nad swoimi prawdziwymi emocjami i potrzebami.
W swoich artykułach często bardzo się pilnujesz, żeby nie pisać uogólnień, a w odniesieniu do grupy wręcz z definicji bardzo zróżnicowanej, nakreślasz tak ograniczającą definicję. Własne drogi mężczyzn żyjących wg idei MGTOW mogą zawierać dyskusje o wadach i zaletach ich własnej drogi i dróg przeciwnych, jak również mogą nie zawierać takich dyskusji.
Akurat o MGTOW mam zdanie jakie mam od dawien dawna. Właśnie dlatego, że obserwuje te grupy i w ogromnej części zamiast się skupić na rozwoju osobistym, na życiu na luzie, to tak naprawdę żyją treściami o kobietach czy to w kontekście szkalowania ich, polityki, lub porno/only fans.
W takiej sytuacji łykanie treści o kobietach to jest nadal droga narzucona społecznie, czyli droga zapotrzebowania na kobietę, tylko w innej formie niż dostępna dla kogoś kto nie potrafi zbudować związku, nawiązać relacji i tak dalej. Mechanizm zastępczy. Po to jest moja strona, by trochę ogarnąć te umiejętności – nie tylko budowania relacji, ale i odpowiedniego wyboru kobiety, by nie była toksyczna. Nie ma sensu stosować mechanizmu zastępczego i udawać wolnego od zapotrzebowania na kobietę, jeśli czyny tego nie pokazują.
Ja się sam nie oszukuję. Lubię kobiety (ale oczywiście nie te zaburzone, czy głupie), potrzebuję ich w jakimś sensie i dlatego żyję tym co można stworzyć z drugą płcią, niżeli uważać, że mamy tylko sprzeczne interesy, konflikty, lub problemy nie do rozwiązania.
O MGTOW pisałem dawno temu tutaj https://swiadomosc-zwiazkow.pl/faq/#Wiec_czym_sie_roznicie_od_MGTOW
Jest to FAQ z 2018 roku, więc trochę jednak takie zdanie mam.
Ale to tylko moja prywatna opinia. Ludzi którzy mówią, że żyją z dala od kobiet i ich nie potrzebują, nie chcą itd. a mimo to ciągle łakną o nich treści uważam za hipokrytów. Tak jak uważam panny, które grają silne i niezależne, a potem winko i antydepresanty za osoby fałszywe. I na takie granie ja się nie nabieram. Samego siebie można oszukać co najwyżej. Nic nie poradzę, nie wierzę, tak jak nie wierzę w to, że dobry ojciec skazuje syna na tortury i krzyż. Tak mi umysł podpowiada i nie da rady inaczej.
Dlatego każdy sam musi zrozumieć samego siebie i uświadomić sobie swoje mechanizmy, czy motywacje. Jak mówiłem, życzę każdemu MGTOW by stał się całkowicie wolny i jeśli naprawdę nie potrzebuje kobiet to ma masę tematów na pewno do dyskutowania, ma masę innych zainteresowań, na pewno nie musi się angażować w to emocjonalnie i na pewno da sobie radę.
Ale jak najdalej od ludzi mówiących, że wszystkim trzeba radzić, by nie mieli żadnych kontaktów z płcią przeciwną. Chcesz jeden z drugim iść własną drogą, jest to droga całkowicie wolna od płci przeciwnej – w porządku. Działaj tak, jeśli na pewno jesteś szczęśliwy, a nie jest to wyparcie, że po prostu i tak nikt się tobą nie interesuje, lub nie umiesz poderwać żadnej, komunikować się, rozumieć i nie umiesz spędzać czasu z tą płcią. Proszę bardzo.
Ale jeśli ktoś mówi, że należy każdemu radzić, by unikał płci przeciwnej to również uważam to za szkodzenie ludziom i ludzkości. Uważam też, że wynika to z lęku, który jest wypierany. Bo myślenie taką paranoją, że kobieta czy mężczyzna to same problemy to jest po prostu lęk przed tymi problemami, strach przed tym co się wydarzy i przed trudnościami. Niestety nie jestem w stanie poklepać po ramieniu nikogo kto radzi każdemu by taki był i by wierzyl w taką tragiczną wizję relacji czy płci przeciwnej. Nie ma w tym nawet grama prawdy.
Poklepać po ramieniu mogę ludzi wyważonych, czyli takich którzy jak sam słusznie wspomniałeś nie muszą mieć desperacji i presji by być z kimkolwiek, ale to nie znaczy że, mają mieć z automatu jak mają niedojrzałe kobiety, że albo windują wymagania w górę nie do spełnienia i chcą nieistniejącego ideału, albo kompletnie machają ręką na relacje i mówią, że nie da rady, nie ma sensu, same straty. Żeby tylko jeden z drugim znowu nie był hipokrytą, który mówi, że to kobiety są wyrachowane, a sam mówi o stratach, jakby kalkulował identycznie do kobiet.
Ale to jak mówiłem, świadomość siebie musi być i wtedy żyje się w prawdzie.
Znamy element ludzkiej natury, skłaniający do ulegania presji społecznej, do naśladowania tego jak żyją inni. Dla mnie wielką pomocą w wyrzeczeniu się tej parareligijnej ideologii było dostrzeżenie, że moje odczucia nie są żadnym wyjątkiem. I pisząc (czy mówiąc w rozmowach na żywo) o tym, pomagam innym ludziom. Treści przekonujących mężczyzn, jak to warto nawiązywać relacje z kobietami, jest multum, natomiast odmiennego punktu widzenia – niedobór – dlatego swoimi działaniami staram się przybliżać do równowagi. Przykładowo, gdy byłem dzieckiem, to nikomu nie musiałem mówić, jak to ważne są relacje chłopak-chłopak, bo te relacje miały się wtedy znakomicie i nikt (z mojego otoczenia) nie miał problemu z ich kultywowaniem. Obecnie natomiast rozmawiam o tym stosunkowo często, staram się nakłaniać innych do wspomnień z dzieciństwa, do przypomnienia sobie jak to było ważne, bo właśnie te relacje wśród dorosłych mężczyzn mają się bardzo źle i trzeba dodawać ludziom odwagi otwarcie mówiąc, że na tym co proponuje współczesna kultura, możliwości dorosłego mężczyzny się nie kończą.
Tak samo pozornie „nie ma sensu” podążać za czymś, co narzucili inni i presją społeczną zmusili do udawania, że to jest własne pragnienie. A jednak do czasu wyzwolenia się z tej presji się za tym podąża. U mnie na przykład scenariusz szukania towarzystwa kobiecego była następujący: najpierw pod wpływem presji społecznej dopuściłem do powstania samotności, bo wstydziłem się okazać, że relacje z kolegami są dla mnie nie mniej ważne niż wtedy gdy miałem 15 lat, a później zacząłem sobie wmawiać, że właściwe i naturalne jest wypełnienie tej pustki kobietą, a nie towarzystwem z którym lubimy się zachowując się całkiem autentycznie, a nie udając kogoś kim nie jesteśmy. Także nie spiesz się aż tak z twierdzeniami, że stawianie towarzystwa kobiecego niżej niż męskiego, to jakiekolwiek „mechanizmy zastępcze”. Wręcz przeciwnie, to są mechanizmy podstawowe.
Znamy element ludzkiej natury, skłaniający do ulegania presji społecznej
Jeśli jest presja na bycie z kimś to nie jest rozwiązaniem mieć presję na usilne niebycie z kimś. Wystarczy nabycie pewnej wolności od presji, co pozwoli na lepszy wybór swojej drogi. Ale naprawdę. Ciągłe skupianie się na kobietach, których się nie chce (wg samego siebie) nie brzmi spójnie.
Treści przekonujących mężczyzn, jak to warto nawiązywać relacje z kobietami, jest multum, natomiast odmiennego punktu widzenia – niedobór – dlatego swoimi działaniami staram się przybliżać do równowagi.
Akurat bardzo dobrze, że ludzi przekonywało się do związków, ponieważ tak powstają rodziny i tylko w taki sposób świat istnieje. Przekonywanie, że trzeba się bać kobiet lub je nienawidzić (albo w przypadku feministek – mężczyzn) nie jest czymś obiektywnym ani pożytecznym. Zdecydowanie lepszy pomysł to ponownie to co wyżej pisałem – nauczenie się żyć samemu by być szczęśliwym, bez tej presji. To również procentuje w ewentualnym związku, który przynajmniej jest możliwy. Jednak w oczach namawiającego do uciekania od płci przeciwnej tej możliwości już nie ma.
Nie sądzę, że jest to rozwiązanie na cokolwiek. Poza homoseksualistami albo jakimiś psychopatami czy narcyzami którzy uwielbiają być sami, maj siebie za nie wiadomo kogo, a całą resztą ludzi gardzą.
relacje wśród dorosłych mężczyzn mają się bardzo źle i trzeba dodawać ludziom odwagi otwarcie mówiąc, że na tym co proponuje współczesna kultura, możliwości dorosłego mężczyzny się nie kończą.
Ale to może być uzupełnieniem. To nie tak, że masz związek, albo masz kolegów i tylko tyle. To nie tak, że musisz rezygnować z jednego dla drugiego. Ta nauka jest wartościowsza. W innym wypadku zaraz będziemy tworzyć płciowe getta, gdzie tylko jedna płeć będzie tkwić i każdy kto się wychyli będzie eliminowany. Dokładnie jak mają wszyscy czy to upolitycznieni, czy nacjonaliści czy inni idioci, którzy nawet mają problem z ludźmi z innych miast bo inne miasto to wróg.
A jednak do czasu wyzwolenia się z tej presji się za tym podąża.
Jak wyżej. Presja na związek nie może być zamieniona presją na uciekanie od związków i demonizowanie ich, czy płci przeciwnej. Ze skrajności w skrajność.
Także nie spiesz się aż tak z twierdzeniami, że stawianie towarzystwa kobiecego niżej niż męskiego, to jakiekolwiek „mechanizmy zastępcze”.
Nie napisałem nigdzie akurat takiej tezy w opozycji do mężczyzn. Mechanizmem zastępczym nazwałem unikanie kobiet, gdy realnie często nie potrafi się z nimi funkcjonować, ani podrywać, ani nic w ten deseń by przyciągało i się utrzymało. Ten temat przerobić jednak każdy musi sam i sam się przyznać przed sobą, czy ma taki problem, czy jest inny – ma masę możliwości wchodzenia w związki, tylko wybiera wolną decyzją, by tego nie robić.
Dlatego co innego gdyby ktoś powiedział, że jest za tym by nie stawiać związków z kobietami ponad wszystkimi innymi i inne kompletnie olewać, a co innego mówić, że można nie rezygnować ani z tego ani z tego i jakoś łączyć koniec z końcem.
A to tak wygląda jakby promować relacje z mężczyznami, a z kobietami totalnie lekceważyć. Jakby był tylko taki wybór. Albo albo. No ale są i inne. Można być w związku i można mieć kumpla. Gorzej z rodziną, bo w tym wypadku jak ktoś chce dzielić uwagę np. 80% koledzy i 20% rodzina/dzieci/żona to nie raz, nie dwa to się rozpada. I słusznie. Dzieci są dużo ważniejsze niż koledzy i trzeba dbać o ich rozwój.
Nasz wybór jest ograniczony m.in. tym, w jakim otoczeniu prawnym i – chyba przede wszystkim – kulturowym – żyjemy. Co było możliwe w małżeństwach moich dziadków, może być całkowicie nieosiągalne dla mojego lub następnego pokolenia. I ewentualne decyzje o relacjach z kobietami też nie mogą być oderwane od tego, w jakich czasach żyjemy.
Teoretycznie można mieć jedno i drugie, ale teoretycznie. Praktycznie nie znam osobiście żadnego przypadku z naszej kultury, aby związek mężczyzny z kobietą nie zmarginalizował jego relacji z kolegami – jeśli przed tym związkiem owe relacje jeszcze miały się dobrze.
Praktycznie nie znam osobiście żadnego przypadku z naszej kultury, aby związek mężczyzny z kobietą nie zmarginalizował jego relacji z kolegami – jeśli przed tym związkiem owe relacje jeszcze miały się dobrze.
Na szczęście to, że nie znasz nie oznacza, że to nie istnieje. Oczywiście w pewnym sensie związek zawsze jest ważniejszy bo żyjesz z tą osobą, masz z nią wspólne sprawy, często również finansowe, czy inne (powtórzę, dziecko wymaga jeszcze więcej) ale nie jest tak, że np. każda kobieta wymusza wręcz by jej mężczyzna miał totalne 0 kolegów. Po prostu może być tak, że idziesz na jakiś kompromis i nie wychodzisz 30 razy w miesiącu z kolegami, a mniej niż zwykle. Do zera daleka droga.
Inna sprawa, że często sami mężczyźni wolą spędzać czas z kobietą, niż z kolegami i ona nic im nie mówi na ten temat. Oni swoje. Więc to też jest robienie wideł z igieł czy igieł z wideł, czy jakoś tak.
„
Czy to świadczy o byciu kimś lepszym?"
Na to odpisujesz.
„Albo ma się pewne umiejętności, albo się nie ma. Posiadanie umiejętności jest lepsze, niż nie posiadanie ich.”
Posiadanie umiejętności jest wporządku ale wchodzenie w satysfakcjonujące związki to nje jest kwestia tylko umiejętności. To jest kwestia tego czy podobamy się drugiej stronie. I powiem tak. Nie zawsze da się to zmienić. Mówisz o umiejętnościach a brzmi to jak jakieś PUA, coś co można wyćwiczyć. Dobrze wiemy że nie wszystko da się wyćwiczyć. I to jest wporządku. Nieraz byłem świadkiem że jakiś związek szedł dosyć łatwo a innym razem szedł u kogoś trudniej. Czy ten drugi miał gorsze umiejętności? Niekoniecznie i powiem więcej może mieć je większe. Poprostu ten pierwszy trafił na właściwą kobietę a przy drugiej nie dałby rady. Za to drugi jakoś trwa dalej i nie odpuszcza. Skończmy wszystko opierać wszystko opierać na umiejętnościach. Czy w sporcie możesz zostać światowej klasy koszykarzem mierząc 1,60 wzrostu? Czy w piłce nożnej możesz być najlepszym dryblerem mierząc 2m wzrostu? Czy liczy się tylko determinacja? Nie. Czy mając raka liczy się twoja determinacja i chęć życia aby pokonać śmiertelną chorobę na którą nie ma lekarstwa? Nie.
Często może to być gra o sumie zerowej. Wiele aspektów życia na tym polega. Ale nie, ludzie uważają ze związki tak nie funkcjonują i że to tylko kwestia umiejętności. To jest totalnie bluepillowe podejście na zasadzie „zrobię tak jak należałoby zrobić i zostanie to docenione”
I jeszcze inna rzecz. Sugerujesz że MGTOW to jest wypieranie własnych potrzeb. Wypierać coś to odsuwać je mimo chęci spełniania potrzeby gdy jest w zasięgu wzroku. MGTOW nawet nie chcą tworzyć okazji do tego bo wiedzą czym to pachnie. Jest to raczej akceptacja braku możliwości spełnienia potrzeby ze względu na wysoką cenę. Nie lubimy przepłacać. I jest to zdrowe podejście. Ja czekam na to aż kobiety same będą zabiegać o mnie. Wtedy uznam ze nie wypierają potrzeby bycia ze mną. Jeśli tego nie zrobią uznam ze są nie wartościowymi kobietami które nie potrafią określać swojej potrzeby bycia z facetem.
Liczę na to że napiszesz o tym jak to taka kobieta wypiera swoje potrzeby nie zagadując sama. Nie inicjując tego sama. Taka kobieta powinna być w twoich oczach przegrywem ponieważ nie działa w moim kierunku.
Dobrze wiemy że tego nie napiszesz. Wtedy wyszłyby z ciebie podwójne standardy. Pisząc do mnie ze to facet musi sam zacząć inicjować kontakt wyjdziesz na hipokrytę. Nic nie będę musiał. Mam prawo do bycia sobą. Mogę być np.: nieśmiały. Pisząc mi jak powinienem się zachować zastosujesz shaming na zasadzie „prawdziwy facet powinien…”
Mam prawo siebie traktować siebie jako nagrodę. Tak samo jak one siebie. Ja wyrównuje dysproporcje, szacunek do samego siebie. Uwielbiam to.
Kiedy powinęła mi się noga i byłem mało atrakcyjny żadna nie chciała się mną zainteresować. Mam walczy o ich egoizm? Stawać się lepszym bo może coś im skapnie z mojego szczęścia a ona to doceni? Chciałbym żeby tak było. Ale im dłużej żyje wszystko zaczyna mi się wydawać obliczone na zysk. Traktuje sie facetów jak produkt. Spróbuj stracić pracę. Rzuci cie kobieta. Mam wtedy słuchać tych wszystkich rad jaką to była jedzą, materialistką? To mi pomoże w życiu? Mam słuchać rad że może są inne kobiety warte zainteresowania? Jak se odpuszczę mam słuchać że idę na łatwiznę? Bo rezygnuje z szansy na miłość? Przecież to one często nas jej pozbawiają i czas to przyznać wprost.
Kobieta kocha faceta za coś innego niż kochałbym ją ja. Obie miłości mogą rozpaść się z mojego powodu. Mogę coś zjebać. Ale moje wszystko robić właściwie a ona pojdzie do innego. Życie.
Śmieszne jest to co piszesz. Uważasz że ci co rezygnują z relacji z kobietami skazują siebie na porażkę życiowa. Wiesz że nie wszystkich stać na szczęśliwy związek i to niekoniecznie jest kwestia tego że nie jesteśmy wartościowi do związku. Sam zaczynasz myśleć zero jedynkowo. Czy ktoś kto jest z toksyczną osobą jest lepszy niż ten co jest samotny? Tu bym się kłócił. Możesz pisać że poprostu wystarczy wybierać właściwe kobiety. Ale co to tak właściwie znaczy? Nie zawsze podejmuje się właściwy wybór w kim się zakochujemy. Początki mogą wyglądać jakby się Pana Boga za nogi złapało. Później ma się ochotę te nogę odrąbać.
I jeszcze sugerujesz że ktoś sobie odbiera szanse na szczęście. Ja mam wrażenie że szczęście w życiu nie wynika tylko z własnych intencji ale również intencji innych. Inni mogą chcieć budować szczęście razem z nami lub nie. I to jest w porządku. Nie każdy w życiu dostanie szanse na dobry związek. Już lepiej sobie to odpuścić. Dosyć tych oczekiwań z kosmosu.
A to że dzięki związkom są dzieci i dlatego warto ludzi namawiać do relacji to jakaś bzdura do kwadratu. Każdy, powtarzam każdy wchodzi do związku z powodu własnych korzyści. A te w dzisiejszych czasach są tak niepewne że wielu sobie to odpuszcza.
I to niekoniecznie jest tak że ktoś sam się z tej puli eliminuje. W tej puli trzeba być spełniając atrakcje drugiej strony. Ktoś jest niski, brzydki i mam mu sprzedawać bajki o tym że celuje w niewłaściwe kobiety? Celuje w te które mu się podobają. Tylko nie dostaje szansy. I takie kobiety niekoniecznie są toksyczne tylko poprostu ten facet nie jest wstanie ich pociągać. I to jest w porządku. Nie możemy jej zmusić do miłości z nim. Jego możliwości są niezwykle ograniczone. Nie ma złotej rady jak mu pomóc. Może za którymś razem mu się uda. Ale wielu innych podobnych będzie robiło to samo co on ale gorszymi rezultatami. Czy są gorsi od niego? Nie. To może być kwestia farta.
Strach przed kobietami to niekoniecznie jest nienawiść do nich. Bo można się ich bać ale doceniać gdy nas polubią.
A te braki w sobie to czym tak właściwie są? Ile można siebie ulepszać bez profitów płynacych od drugiej płci? Zdrowym podejściem jest wkońcu powiedzieć „zrobiłem co mogłem, nie uważam że powinienem być jeszcze lepszy abym miał ich zainteresowanie. Wszystko co zrobiłem powinno być docenione, więcej to już zawyżone wymagania których nie warto spełniać z szacunku do samego siebie”.
MGTOW niekoniecznie jest zdrowym podejściem ale jedynym właściwym w zasięgu dla wielu facetów. Faceci mają dosyć poniżania siebie. A to że spadnie dzietność? Wisi mi to, może wybuchnie wojna i jakieś konflikty. Ale ja nie zamierzam ryzykować swojego dobrostanu żeby inni przestali obawiać się o swój los. Liczę się ja. Jestem najważniejszą osobą z jaką spędzę całe swoje życie. Ostrożność nakazuje o siebie dbać.
I żeby nie było. Chciałbym być w związku, ale MGTOW to najlepsze na te chwile rozwiązanie. Jest to świadomość własnych ograniczeń i odpuszczenie. To jest metoda stop loss którą sam proponowałeś.