Cnoty niewieście? Chłopcy też są zbyt mili i ulegli. I przegrywają bardziej

Spis treści

Zostań darczyńcą/podziękuj autorowiJeśli doceniasz stronę i chcesz pomóc autorowi, kliknij, by wybrać sposób wsparcia 🙂

Popularne cnoty niewieście miałyby szkodzić kobietom w uzyskiwaniu sukcesów, lub miałyby prowadzić do ich zniewolenia. Feministki nie zauważają, że chłopcy uczeni są w wielu domach podobnych postaw, co skutkuje u nich jeszcze większym cierpieniem, niż u dziewczynek. Statystycznie to mężczyźni częściej mają problemy w relacjach, częściej są samotni, mają problemy z edukacją, z psychiką, z uzależnieniami. Częściej są bezdomnymi, częściej wykonują najmniej satysfakcjonujące, mało płatne i najcięższe prace. Częściej nie walczą o swoje zdrowie. Nie wiedzą w jaki sposób mają walczyć o swoje dzieci w przypadku alienacji. Nie zgłaszają też przemocy kobiet wobec siebie, bo wiedzą, że ich byt nikogo nie obchodzi. W mężczyznach widzi się więcej zła, niż obiektywnie jego jest, a to wyklucza empatię do naszej płci. Przecież mężczyzna jest uprzywilejowany wg feminizmu i takim był od wieków. Każdy z nas. Teraz pewnie mu się w tyłku poprzewracało, użala się bez powodu, albo żali się, bo utracił możliwość gnębienia innych! Niech nie wymyśla! Taka jest rada, czyli w praktyce – zamknąć się i zniknąć z radarów, by nie obciążać sobą nikogo. A to, że ktoś inny wcześniej zniszczył tego mężczyznę i jego obciążył nie ma znaczenia. Nie obronił się przed tym, więc niech ginie.

W razie problemów mężczyzna łatwo staje się obiektem drwin, zaszczucia, lub ataków, gdy nad kobietami roztacza się o wiele większy parasol ochronny, chęć zrozumienia, lub nawet obrony. Dlatego mężczyźni wybierają niekiedy tragiczne sposoby „radzenia” sobie z krzywdą. Nie sposób nie być zdenerwowanym na ten przekaz, tym bardziej, że wielu mężczyzn takiemu stanowi rzeczy potakuje. A to tylko kawałeczek listy problemów mężczyzn, które prowadzą do eskalacji ich kryzysów, wycofania, czy nierealizowania pełnego potencjału ich osobowości, intelektu, czy wartości.

Skądinąd dziewczynki potrafią być nagradzane za „cnoty niewieście” (przykład mężczyzny, który chce się zaopiekować taką kobietą, być dla niej rycerskim, chce mieć z nią rodzinę, wcale jej nie krzywdzi, jak jest sugerowane). Chłopcy, a potem mężczyźni – NIGDY NA TAKIM WYCHOWANIU NIE KORZYSTAJĄ. Tak jak ojciec może wychować sobie syna mu podporządkowanego, który ma działać jedynie dla jego dobra, tak samo robić może toksyczna matka, która uzależnia go od  siebie, a ten nie potrafi nawet od niej odejść (a potem jest wyśmiewany jako maminsynek, mimo zbrukania jego psychiki, czy może być pantoflarski/uległy w relacjach z kobietami).

Chciałbym dzisiaj szeroko omówić ten problem. Pokazać w obiektywniejszym świetle, niż pokazują to feministki w jaki sposób często są wychowywani chłopcy i czym skutkuje tak fatalne wychowanie. Omówię też szkodliwe tezy feministek, które sugerują, że chłopców wychowuje się zawsze inaczej, że np. nasze wychowanie powoduje same sukcesy. Omówię też sposoby feministek na wychowywanie dziewczynek, które mogą być równie szkodliwe, co wychowanie w uległości. Ot popadanie ze skrajności w skrajność. Zapraszam.

Cnoty niewieście, cnoty męskie? Nie. Wychowywanie dzieci bez miłości i pozwolenia na indywidualizm!

Wspomniana uległość to spadek po wychowywaniu dzieci pod władzą absolutną rodziców, w której dziecko jest swojego rodzaju niewolnikiem, podporządkowanym przemocą, tłamszonym, obśmiewanym w słabościach, krytykowanym dużo częściej, niż wspieranym, uczonym, akceptowanym i kochanym. Dziecko w takim domu nie ma prawa posiadać indywidualnych cech, potrzeb, talentów, celów, czy własnego zdania. Dziecko może zyskać styl przywiązania masochistyczny – do swoich katów! Takie dziecko uczone jest zadowalać rodzica (a potem np. żonę, męża, lub pracodawcę, dziecko się nie liczy). Ba, takie dziecko uczone jest, że nie ma prawa się nawet bronić, ponieważ powinno okazywać wyłącznie pokorę w sposób przesadzony, która skutkuje uległością, czy poczuciem, że zasługuje się na karę, lub na bardzo niskie standardy. Takie dziecko w dorosłym życiu nawet jak usłyszy prawdziwy komplement to pomyśli, że ktoś z niego drwi i, że jest to nieszczere. Nie da się zachować zdrowia psychicznego wychowując się w takim domu. W takim domu milczenie może być największą karą, jak i nagrodą. Ale powtórzę, nie tyczy to tylko dziewczynek.

przemoc domowa kobiet

Lewica w absolutnie nierównościowej Konwencji Stambulskiej usilnie chciała pokazać, że tylko dziewczynki są wychowywane na zbyt miłe, czy zbyt uległe (jako konsekwencja wpajania niskiej samooceny), co nie jest prawdą. Konwencja zakłada, że kobiety należy otoczyć szczególną ochroną, co jest sprzeczne z konstytucyjnym, równym traktowaniem płci. Pierwszym problemem jest PRLowskie wychowanie „dzieci i ryby głosu nie mają”, „starszych się słucha” (i to w sposób bezmyślny), czy powtarzane jak mantra „pokorne ciele dwie matki ssie” (aby tylko dzieciak zbytnio tam się nie odzywał, a schował głowę w piasek). Chrześcijańskie nadstawianie drugiego policzka było wpajane też chłopcom, którzy uczeni brzydzić się przemocą stają się łatwym celem, którzy uczeni tego nie byli. Ci chłopcy uczeni byli dbania o innych, miłosierdzia, bycia osobą miłą, najlepiej nikomu niezawadzającą. Często zupełnie niewidoczną i nieważną. Reakcje na takie wychowanie są różne – ucieczka od świata, albo usilne wojowanie z tym światem. Agresja wobec siebie, lub wobec innych.

I takich chłopców są całe masy. Wyizolowani z grup rówieśniczych, stojący na uboczu od lat młodzieńczych, ofiary znęcania się w grupkach, potem uciekający choćby w gry komputerowe, gdzie znajdują „swoich”. Tam mogą uzyskać jakiś sukces, nie są tak piętnowani, lub nie jest to robione twarzą w twarz gdzie nie trzeba czy to się bić, nie trzeba udawać chodzącego sukcesu, tytanicznej siły. Nie trzeba uwodzić kobiet (lub po prostu się im podobać z powodu dobrej genetyki), by też dawały walidację w grupie, czy rzucać magicznymi ripostami, które każdemu w pięty idą, albo rozbawiają tłumy.

W pracy tacy mężczyźni zajmują niskie stanowiska, nie wychylają się, albo pracują w jednym miejscu całe życie, ponieważ boją się wyzwań. Boją się zmian. Nie wierzą, że może im się udać, że mogą się nadawać do czegokolwiek. Nie mają ani wiary, ani wolności. Są wiecznie zaszczuci. Mogą też pić, brać inne używki, by pomóc sobie z cierpieniem. Mogą ostatecznie zostać bezdomnymi. Mają też bardzo ciężko o znalezienie partnerki, bo nie prezentują się korzystnie, są nieśmiali, zbyt sztywni, czy ulegle zdesperowani. Kobiety wbrew pozorom wcale nie takie współczujące, gdy dochodzi im do głosu wybór partnera z którym chciałyby żyć. W samobójstwach też mężczyźni górują i to od wieków. Od wieków nikogo los takich mężczyzn nie obchodzi, bo nie przynoszą sobie, ani innym wielkiej chwały. Ich status społeczny jest niski, a to jest wielka rysa na byciu mężczyzną. I to niekoniecznie uczona chłopców, by wiedzieli, że muszą o ten status walczyć od najmłodszych lat. Nie są też nauczeni, jak mają sobie z tym radzić, brak im narzędzi ku temu.

Nic mi się nie należy vs wszystko mi się należy. Do której płci prędzej dopasujemy takie postawy?

Uległość, czy niską samoocenę mężczyzn widać przy wybieraniu partnerek (mężczyźni często żyją kompletnym brakiem wymagań, byle jakakolwiek kobieta ich zechciała; nie są tak wybredni, jak kobiety w dzisiejszych czasach), problemach z rówieśnikami (szukając akceptacji na bardzo głupie sposoby), problemach z edukacją (karcąc siebie za nieidealne oceny, lub prowokując dostawanie najgorszych ocen), w pracy (nieumiejętnością odejścia z jednego, fatalnego stanowiska; nie żądając podwyżki), a nawet z zaradnością („nie ruszaj, bo zepsujesz!”, a że potem nic nie umiesz? twoja, a nie rodzica wina…).

To wszystko skutkuje niską samooceną, kompleksami, lękami, stanami depresyjnymi, niskim poziomem asertywności. Negatywna postawa społeczeństwa na takie zdania z kolei skutkuje cierpieniem mężczyzn w milczeniu.

Końcowym etapem jest stawianie innych ponad siebie, izolacja, lub napady agresji z powodu wewnętrznego cierpienia. Przestępstwa są przecież często popełniane z kumulacji cierpienia, natłoku tego wszystkiego, a niekoniecznie z samej chęci bycia tzw. złą moralnie osobą. I nie jest to usprawiedliwienie, ale taka jest często ekspresja wewnętrznego bólu. Każdy socjopata to osobowość doznająca wcześniej krzywd i będąca ofiarą przemocy. Całość zgnojonej osobowości to wynik przedmiotowości wychowywania – jako narzędzie służące do czegoś, lub dla kogoś. I powtórzę, takie wychowanie dotykało obie płcie. Feministki racji nie mają tworząc ofiary wyłącznie z kobiet, propagując myślenie, że kobiety są płcią bardziej anielską i niewinną. Której się coś teraz należy. Propagując, że mężczyznom to pewnie przed nosem zawsze dywan się rozkłada, masa przywilejów, pieniądze z nieba, brak problemów, 50 kobiet do wyboru dla każdego w razie samotności, brak chorób, pełna odporność na wszystko. Oczywiście.

A może feministki chcą widzieć mężczyzn w ten sposób, może chcą, byśmy naprawdę tacy byli? Jednak przed stosem niesprawiedliwych ocen najpierw trzeba by było chcieć nas poznać, a nie robić z siebie największe centrum świata. Centrum, któremu brak wiedzy, którą jestem zmuszony uzupełniać w moich tekstach.

A co ze znaleziskami w temacie cnót niewieścich?

Ojciec denerwuje się, że dziewczynki uczone są cnót niewieścich w szkole… ale nie widzi, że uczone są tego przez inne kobiety

cnoty niewieście w podręczniku szkolnym

Widać, że feminizm wżarł się nawet w umysły ojców. Otóż ojciec denerwuje się, że podręcznik uczy dziewczyny cnót niewieścich w takim sensie, by były miłe, czy pokorne.

A przecież:

  • nauczycielki w większości to kobiety
  • to kobiety niby wychowują dzieci, bo ojcowie wg narracji nie pomagają w tym, a więc są odpowiedzialne bardziej za wychowanie
  • to kobieta napisała ten 'wierszyk’

Mimo, że kobiety tworzą, kobiety zarządzają, kobiety decydują i są u sterów w wielu aspektach życia codziennego, w tym życia rodzinnego, to odpowiadać mają za to mężczyźni.

Ale abstrahując od tego przesadyzmu, porozmawiajmy może o zbalansowanym poziomie bycia miłą, czy pokorną osobą.

Czy te cechy są złe? Nie powiedziałbym. Wielu rodziców uczy dzieci, by były miłe, grzeczne, mówiły dzień dobry, nie kradły, nie robiły innych burd, umiały przepraszać (kulturka), nie krzywdziły innych (krzywdzenie bierze się z poczucia wyższości, która pokora ujarzmia) i tak dalej. Co w tym złego? Ano nic. Przynajmniej w cywilizowanym świecie w którym chce się mieć normalne relacje, być może założyć rodzinę, w której egoistycznego wojowania nie będzie, a porozumienie i wzajemna troska. Tak naprawdę brakuje w tym jedynie umiejętności bronienia się.

Przekaz feministyczny zakłada, że uczenie bycia osobą dobrą jest zarezerwowane tylko dla dziewczynek. Mężczyźni za to mieliby być uczeni zła, egoizmu, lub przemocy. To jest polaryzacja skłócająca płcie, ponieważ ludzie zauważają, że jest to skrzywione postrzeganie płci – zupełna nieprawda.

Przykład? Wystarczy popytać „zwykłych” mężczyzn, a nie mężczyzn sukcesu z którymi porównują się feministki…

uległy i miły mężczyzna

O czym feministki nie wspominają jest to, że do kobiet dużo lepiej pasują cechy uznawane właśnie za miłe, czy ugodowe. Nie ma wielu mężczyzn, którzy wychowani w podobnych cnotach podobaliby się kobietom, bo zaraz są obrażani od niemęskich, nieprawdziwych mężczyzn, a one chcą odmienności. Choć… często chciałyby połączenie takiego bardzo szorstkiego, stanowczego mężczyzny z bardzo miłym i przyjaznym, co zazwyczaj się wyklucza, bo to jest zupełnie inne wychowanie, lub inny zestaw genów.

Same kobiety z kolei mogą zyskiwać cnoty pozwalające na bycie dobrą matką (np. opiekuńczą, dobrą i delikatną). Czy nie trzeba nam dobrych matek, które nie są tyrankami i agresorkami? Trzeba. Ale dziś nie można tego nikomu powiedzieć, bo zostało to wykreowane jako uciemiężenie, narzucony terror, właśnie ubezwłasnowolnienie. Coś w ten deseń. W rewanżu słyszy się skrajność w stylu „chcesz zmuszać kobiety do bycia INKUBATORAMI!?”. Dyskusje są sprowadzane do absurdów, by podkreślić wagę swoich bzdurnych ataków…

Nie wiem czy w młodym pokoleniu jest dużo dziewczynek, które chciałyby być matkami, czy żonami. Zostało im to obrzydzone poprzez pokazywanie samych negatywnych przypadków fatalnych małżeństw, czy trudnego macierzyństwa. Mówiłem o nadmiernej odpowiedzialności mężczyzn? Winnymi takiemu stanu rzeczy mają być właśnie mężczyźni. Ta nadmierna odpowiedzialność niszczy psychikę chłopców. Słuchają, że mają odpowiadać za to co robili mężczyźni 1000 lat temu, za porażki dzisiejszych kobiet, za to gdy nie wychodzi w związku, lub w rodzinie. Na pewno to mężczyzna robił coś źle, nie tak, za mało, lub za dużo. Wiadomo, że nie dał rady.

I to dlatego kobiety częściej wnoszą pozwy rozwodowe wierząc często, że wina nie leży nigdy w nich, a więc rozwiązaniem problemu jest jedynie rozstanie, albo próba zmuszania mężczyzny do tego, by się zmienił pod potrzeby kobiety i tylko w tę stronę.

Wg feministek: „Jesteś miła? To znaczy, że jesteś uległa.” Tak się niszczy wartościowe, dobre zachowania…

Problem drugi to wyolbrzymienie i przejaskrawienie, że dziewczynki są uczone radykalnej uległości. Nawet gdy wychowuje się je na osoby miłe, to wiele z nich czyta to w taki sposób, że miałyby być zbyt miłe. Czyli w takim sensie, że można je obrażać, poniżać, bić, a one będą za to dziękować! W ten sposób widzi się wpływ dziecinnych wierszyków i rymowanek.

Proponowanym rozwiązaniem feministek dla kobiet jest to co oczywiście widzimy coraz częściej. Buta, arogancja, agresja, wredność, złośliwość, egoizm, narcyzm i absolutny brak pokory, brak przyjmowania czegokolwiek do siebie. Ot poczucie się osobą ponad społeczeństwem, nieskazitelną i niechętną do bycia obowiązkową wobec nikogo. Ot, jej się kłaniaj, mimo stosu wad, z których jest dumna.

Skrajne postawy są zawsze fatalne w skutkach, bo albo są fatalne dla siebie, albo wobec innych ludzi.

Tak więc czy feministki naprawdę chcą, by przesadyzm miałby być uznawany za cnotą niewieścią? Bo tak się zachowują.

Zbyt mili mężczyźni nie istnieją? Istnieją. I mają mocno pod górkę, są często ofiarami przemocy

Łatwo się zirytować słuchając o jednostronnych problemach wychowawczych dziewczynek. Szczególnie, gdy zna się sytuację mężczyzn, którzy też w wielu domach uczeni są uległości. Nie tylko bycia miłym, a właśnie zbyt miłym. Dają się wykorzystywać, robią za sponsorów, rycerzy na skinienie, nie walczą o siebie, przepraszają, że żyją, starają się w nadmierny sposób, czy też przyjmują partnerki, które nie są dla nich zbyt dobre. Ostatecznie sami siebie obwiniają, że są niewystarczająco dobrzy uważając, że nie zasługują na normalne traktowanie. I to budzi zdziwienie, jakby mężczyzna sam sobie taką drogę wybrał, a nie jest to efekt wychowania, a następnie przykrych doświadczeń.

Napisano masę książek dla zbyt miłych mężczyzn, którzy też są fatalnie traktowani przez kobiety! Dlaczego „No More Mr. Nice Guy” się pojawił? Skąd kursy uwodzenia? Myślicie, że tylko by podbijać sobie liczbę partnerek seksualnych? Masa mężczyzn uczęszcza na nie bo kompletnie nie daje sobie rady w relacjach, nie stawiają granic, uważają, że muszą ratować te księżniczki z wież, mają postawę needy – praktycznie proszącą o litość. A jak taka księżniczka jest niezadowolona, stroi fochy, wyzywa czy zdradza to czują, że to ich własna wina, bo przecież nie są godnymi jej ludźmi. Ba, nie są mężczyznami, bo wszyscy im już tę męskość wcześniej odebrali. Dlatego obwiniają się, chleją, a na końcu jak nie zrobią rozróbę, to sami sobie zaszkodzą. I myślicie, że to nie jest efekt niskiej samooceny, kompleksów, bycia ofiarą toksycznych rodziców, toksycznych ludzi, w tym toksycznych kobiet i matek? Tylko jedna płeć jest zła? Tylko jedna jest wychowana w poczuciu poniżenia i uniżenia?

W szkole tacy chłopcy słyszeli, że nawet jak dostali po twarzy, czy zostali jakoś „zeszmaceni” psychicznie (także przez kobiety, nierzadko w grupie, bo też wtedy są „silne”) to sami mają przepraszać, bo nikogo nie obchodzi rozstrzyganie sporów. Sławetne „podajcie sobie ręce”. Chłopcy sami mają to między sobą załatwić. A jak nie załatwiają i przegrają z oprawcami to są podludźmi. Skala takich zjawisk jest dużo szersza, niż omawiane problemy dziewczynek, którym nie należy ujmować, ale nie stawiać jakby były jedynymi problemami.

Przykładów mamy masę. Np. syn księdza Mikołaj Krawiecki. Ksiądz jak to ksiądz (ten dobry, z powołania) uczyłby go dobra, bycia miłym, porządnym, nieagresywnym człowiekiem. Cechy piękne, ale tylko w pięknym świecie, z rówieśnikami, którzy byliby równie dobrzy z natury. Jednak los takich chłopaków, szczególnie gdy są „ładni” jest różny. Tu wyzwiska od pedałów, tam rozbieranie, tam znęcanie, tam zamykanie w piwnicach, tam pobicia – i to feministki słusznie nazywają toksyczną męskością (możecie mówić co chcecie, tych tanich agresorów trzeba tępić). Ale niestety i kobiety potrafią takiego miłego chłopaka upokorzyć, a na pewno odrzucić, bo ma w takich agresywnych grupach niski status społeczny, co nierzadko prowadzi do samobójstw. Czasem gdy taki miły chłopak wygląda dobrze to może znaleźć u kobiet akceptację, ale jak jest wrażliwy, miły, niestosujący przemocy, uległy, a do tego nie wygląda dobrze to obie płcie zniszczą go. I z tym mam problem, że feministki podają to jako zachowanie jednej płci, tzn. że tylko mężczyźni innych mężczyzn niszczą, jakby kobiety były cudne – tak nie jest.

Wywiad z nim

Artykuł o nim.

Na ratunek zbyt miłym dziewczynkom? Bycie wredną i złośliwą

cnoty niewieście

Takie historie też tyczą chłopców, a potem mężczyzn. Jednak jeśli mężczyźni nie będą mówić o tym głośno mało kto usłyszy co się z nami dzieje, a co za tym idzie nie weźmie tego pod uwagę. Znowu wszystko będzie kręciło się wokół kobiet. Niestety wielu mężczyzn przyczynia się do tego, bo uciszają żalących się mężczyzn, czy okazujących słabości. Mimo, że wynika to często czy to z powodu fatalnego, krzywdzącego wychowania, chorób, bycia ofiarą przemocy (nierzadko wielokrotnie), czy innych problemów. Dla nich jest to zniewaga, bo mężczyzna nie ma prawa tego wszystkiego okazać.

Trudne zakazy, wygórowane wymagania, czy surowe obowiązki dotykają mężczyzn w dużo większym stopniu.

Znana dość w lewicowych kręgach feministka też promuje skrajnie odwrotne „cnoty” u kobiet w stylu „będę trudna i nieznośna”:

wredne i złośliwe

No cóż, jak kobiety mają być trudne, agresywne, rozwiązłe, niedbałe, brudne, złe, to wygląda to jak przedłużony bunt nastolatek. Aby na złość. Tylko komu? Sobie. Zawsze ostatecznie wychodzi ten bunt na niekorzyść nastolatka. Potem one też będą skonfliktowane, lub samotne (albo będą z koleżankami feministkami i winkiem poklepywać się po plecach), ale innych refleksji, niż „wina mężczyzn” nie zauważą. Ewentualnie powiedzą „mężczyźni boją się silnych, inteligentnych i niezależnych kobiet”. Problem w tym, że one nie mają niczego z takimi cechami wspólnego, są po prostu destruktywne dla siebie i otoczenia. Chcesz być trudna, chcesz być egoistką? Bądź. Ale nie zdziw się, jak mężczyzna wybierze opcję, z którą będzie się super współpracowało, szanowało, czy też wykaże się wobec niego empatią.

Opisywane „wredoty” to narcystyczne osobowości kochające równie zaburzoną Marylin Monroe. Trzeba je uwielbiać gdy są najgorsze, bo grożą, że nie zasłuży się na nie, gdy są najlepsze. Ale najlepsze nawet nie są w połowie tak dobre, jak normalne kobiety, które nie żyją taką nienawiścią i chęcią przełamywania wszystkich wartościowych schematów.

Jak wychowywać dziewczynki, czyli stek przekłamań feministek

Mężczyźni są chwaleni za „rządzenie się”, kobiety nie. Bzdura! Nawet po reakcjach na moje wypowiedzi to widać 😉

cechy przywódcze kobiet

Mam przełożenie tego na swoją osobę, choć nie tylko, bo widuję to też na zewnątrz (np. nie lubi się szefa w pracy który „gra szefa”). Gdy ja jestem stanowczy, podejmuje decyzje bez uwzględnienia kogoś emocji, to też zarzuca mi się, że to agresja, że wzbudzam niechęć, a nawet wykazuje się brakiem empatii (mimo że na ogół jestem mocno empatyczny, ale czasem trzeba podjąć szybko decyzję, gdzie nie da się zadowolić każdego, czy na każdego chuchając i dmuchając).

Chwalony to jestem po czasie i tylko wtedy gdy odniosę sukces po danym zachowaniu i decyzji. Tylko wtedy. Feministki jednak uważają, że my zawsze jesteśmy za takie zachowania chwaleni. Jest to strasznie skrzywione postrzeganie płci, kompletnie odrealnione i nieprawdziwe.

Tego typu kobiety nie maja najmniejszego pojęcia jakie jest życie, a wypowiadają się za obie płcie. Po prostu faceci z założenia mają sobie radzić z byciem nielubianym, albo wręcz niesłusznie nam się przypisuje, że lubimy taki stan, albo, że wszyscy nas chwalą w takim stanie (ciekawe czy one same takie zachowania mężczyzn chwalą, bo nie wiadomo skąd biorą swoje obserwacje?). Często już w szkole chłopcy są przystosowywani do tego np. wzajemnie się obrażając, niżeli będąc miłymi dla siebie (co niekoniecznie też mi się podoba, bo te relacje mężczyzn potem są oschłe, niezbyt silne i wartościowe). Oczywiście co innego jak dobrzy kumple robią to sobie dla żartów, ale selekcja dzieje się dużo wcześniej przez rywali, wrogów.

Wielu chłopaków wykańcza taka presja, umówmy się. W pracy też nie jest tak, że szef to zawsze tylko przywileje ma, bo to jest ogromna odpowiedzialność i trud zarządzania grupą, w tym przyjmowania hejtu, że jest się nieczułym draniem, zbyt stanowczym chamem i inne wady. Albo, że mógł coś zrobić lepiej, albo potraktować kogoś lepiej. Zawsze będą niezadowoleni. Płeć męska nie ma znaczenia w dostawaniu aprobaty.

Autorka powyższego „poradnika” wmawia też, że ambitne kobiety nie są okej, albo, że w społeczeństwie nie chce się by były asertywne, by wręcz dawały siebie krzywdzić. Jeśli miałbym mieć córkę to w życiu nie uczyłbym jej innych cech, niż wymienione. Wątpię, by większość ojców mówiło córkom „dajcie siebie krzywdzić, o to chodzi w życiu”. Naprawdę wątpię. I nawet jeśli się mylę to chciałbym zobaczyć dowody na to, a nie bajeczki feministek oceniające na podstawie dwóch toksycznych przypadków przekładanych na całe społeczeństwo. Ojcowie w dużej mierze bym nawet powiedział chronią córki dużo bardziej, niż synów. Spotkałem się z wieloma postawami ojców uczących córki silnych postaw, zaradności, parcia do celu, ambicji. Do tego to ojcowie przestrzegają, by córki czasem nie związały się z „przegrywem” (np. wspierając go), a wybrały jakiegoś solidnego, dzianego gościa, który zapewni byt, czy dzięki niemu będą miały luzy.

Ale jest inna sprawa. Chłopiec musi wykształcić masę dodatkowych cech w stosunku do dziewczynek, by dał radę. Trzeba mu poświęcić więcej uwagi, bo będzie częściej narażony na różną przemoc, odrzucenia, ośmieszenia (m.in dlatego że on ma mieć inicjatywę, to nie jest przywilej), pogardę i tak dalej. Nie będzie chuchania i dmuchania na niego, bo on taki delikatny, jak dziewczyna której nie wolno nawet kwiatkiem uderzyć, a brzydkie słowa w jej kierunku to wstyd na całe wieki. Nie wolno tak! – usłyszy większość mężczyzn. Dziewczynki wobec chłopców? Nie za bardzo. One usłyszą, że to facet ma się nie obrazić, nie czuć skrzywdzonym, ma odpowiednio zareagować na jej chamskie zachowania.

Takie postawy budują znęcanie się nad męskimi ofiarami, ale też usprawiedliwianie kobiecych sprawczyń przemocy.

Mili mężczyźni przegrywają bardziej od miłych kobiet

mili mężczyźni

O tym już pisałem. Mężczyźni wychowani na grzecznych, przyjaznych, miłych, niegroźnych najczęściej mają potem ogromne problemy w życiu, bo jednak są często atakowani, lub nieszanowani. Dużo częściej niż kobiety o podobnych cechach.

Takie cechy pasują kobietom bardziej (ale nie wszystkim, tak), dzięki którym mają szansę zdobyć fajnego mężczyznę i stworzyć dobrą rodzinę. Owszem, w karierze być może nie będzie tak lekko, bo kobiety też będą atakowane i to przez inne kobiety, o czym feministki nie wspominają. Bo kobiety też potrafią ubić jakąś rywalkę psychicznie, oplotkowując, wymyślając kłamstwa na nią, snując intrygi, podkładając świnie.

Kobieta sama musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy nie przesadzi z tymi cechami, które robią z nią niemiłą i nieprzyjazną. Sama musi odpowiedzieć, czy warto być z tego dumną (nie ma), czy w karierze jej się to przydaje i czy aby na pewno żadna kobieta nigdy nie chciała np. wskoczyć na jej miejsce, nie była zazdrosna i złośliwa wobec niej. Wybaczcie, ilu ludzi w życiu poznałem, to nie widzę świętej płci, ani płci ofiarnej. Ludzie są różni.

Jeśli kobieta może uzyskać sukces ucząc się wspomnianych cech dowódczych, a mężczyzna nie, mimo, że niby jest tego uczony, to owszem, to mężczyzna ma z tym gorzej. I to lepiej jego uczyć, by radził sobie w trudnym środowisku. Nadal to na nim częściej spoczywa obowiązek bycia zaradnym i dobrze zarabiającym, czy dostarczającym zasoby. On zginie marnie, jeśli sam sobie nie poradzi. Kobieta na ratunek mu nie przyjdzie, kobieta go nie będzie utrzymywać. To są przypadki bardzo nieistotne statystycznie. Tak rzadkie, że nawet nie ma co o nich wspominać. Kobieta za to ratunek może znaleźć, jest to zawsze opcja czyhająca na kobietę.

A jeśli i on i ona uczeni są tych samych cech, to nic dziwnego jak koniec końców jedynie co umieją to się ZAGRYŹĆ WZAJEMNIE! Cóż, nie może być dwóch dowódców w jednej grupie, a więc w związku. To fizycznie niemożliwe.

Ale ok, uznajmy, że relacje międzyludzkie którejś kobiecie nie są potrzebne, stąd uczy się ona tylko cech potrzebnych w karierze. Wszystko zależy od celów dziecka, lub jego rodzica. Dlatego nie można narzucać tych samych cech każdemu dziecku/płci z osobna. Feministki nie mają patentu na bycie kobietą.

Chłopcy są uczeni zabierania głosu, kobiety – milczenia. UROJENIA

posłuszne kobiety

Kolejna nieprawda i wypaczenie. Nie widziałem, by na etapie szkoły chłopców uczono cech lidera, zabierania głosu. Nie było nic takiego, że chłopcy jakoś byli traktowani szczególnie. Raczej było bardzo tępione to, że są niegrzeczni, mają gorsze zachowanie. Dziewczynki były chwalone, uzyskiwały walidację, komplementy, a nawet ochronę. Przyzwolenie na przemoc wobec chłopca w szkole jest ogromnie większe, niż wobec dziewczynki – to jest ZAKAZANE. Dzięki temu też, że dziewczynki były grzeczne, skupione na nauce, to być może teraz mają lepsze wykształcenie i lepsze oceny?

A tego już feministki też nie wspomną, bo zaburzyłoby to obraz, że kobiety we wszystkim mają ciężej, ale tam gdzie lepiej, gdzie np. więcej kobiet kończy studia to przemilczy się. Tu już o parytetach dla mężczyzn się nie myśli, tylko niech sobie mężczyźni radzą z każdą kłodą pod nogi. A jak kobiety mają źle, to cały świat ma im pomagać, czy ustępować (czyż to nie uległość?).

Mizoginia nie rośnie bez powodu, tylko z powodu takiej centralizacji kobiecej perspektywy, takiego pomijania mężczyzn, takiego wywyższania siebie ponad nich, takiego żądania jednostronnej empatii. Sorry, nie usprawiedliwiam, ale feministki niech zastanowią się co wyczyniają swoim jednostronnym, skrzywionym podejściem do płci.

Chłopcy mogą być nieposłuszni, chłopcom poświęca się więcej uwagi, chłopcy zabierają głos. BZDURA. Chłopcy często nie podchodzili nawet do tablicy z obaw przed wyśmianiem

wychowywanie dziewczynek

Żal komentować te „badania” pod tezę. Chłopcy identycznie w szkołach mają być posłuszni i zależni od nauczycieli, też dostają reprymendy, uwagi, do dyrektora na dywanik, a nawet wyrzuca się ich częściej ze szkół.

Jakieś gadanie, że niby chłopcom się mówi jak mają odnieść sukces, a dziewczynkom to się nie mówi, to jest wypaczanie rzeczywistości na poziomie mistrzowskim. Tego się nie da niczym udowodnić. Tego nie ma w programie nauczania.

Przerywanie niby dziewczynkom? Kto i gdzie? Jak ktoś jest odpytywany to ma mówić. Jeśli nauczycielka pozwala na przerywanie (więcej jest nauczycielek, więc najwyraźniej same kobiety popełniają błędy) to jest to jej wina indywidualna, a nie schematów. Obejrzycie sobie wywiady przeprowadzane przez kobiety (np. Małgorzata Domagalik przepytująca Jerzego Brzęczka). Kobiety też przerywają mężczyznom, ciągle chcą wtrącić swoje trzy grosze, nie mają nad tym często opanowania! I nie różnimy się, tak bardzo jak feministki chcą nam wmówić!

Że rzadziej głosu udziela się dziewczynkom też nie zauważyłem. One jako statystycznie pilniejsze uczennice dużo częściej zabierały głos, bywały przewodniczącymi, skarbnikami klas, czy wyrywały się do odpowiedzi, bo je po prostu znały i były pewniejsze siebie. Chłopcy dostawali co chwilę jedynkę do dziennika za brak przygotowania. Albo, żeby nie być wyśmianym przy tablicy to w ogóle nie podchodzili do tablicy. Negatywne oceny nie były rzadkością z takiego powodu.

Jedna różnica którą mogę tu zrozumieć jest taka, że może głos chłopców jest donośniejszy po mutacji. To jest jednak tylko wrażenie odbioru, a nie fakt „ucisku dziewczynek w szkołach”. Jest też wielu nieśmiałych chłopców, którzy nie zabierają głosu, jest wiele przebojowych dziewczynek które doskonale widzą same, że lepiej sobie radzą od chłopców i są od nich też atrakcyjniejsze, co daje im pewność siebie.

O tym też się nie powie. Nie powie jak dużo uwagi dostają dziewczyny w porównaniu do chłopaków, by móc zbudować lepszą samoocenę na etapie szkoły/socjalizacji szkolnej, by potem w życie dorosłe wejść z mniejszymi problemami.

Ale to już wspomniałem, temat „przegrywu” chłopców w ogóle nie jest podejmowany, bo kogo to obchodzi? Mimo że śmiem stwierdzić, że proporcje takiej izolacji społecznej, samotności, czy problemów z pracą i bezdomnością potem są tak w stosunku 9:1 w porównaniu do dziewczyn (łącznie).

Przewrażliwiony mężczyzna przegrywa bardziej od przewrażliwionej kobiety. Do kogo społeczeństwo poda pomocną dłoń, kogo potraktuje neutralniej, a kogo zbeszta?

przewrażliwienie

To samo słyszą faceci, sorry. I to samo u nas zachodzi. Tłumienie emocji złości, czy smutku powoduje masę problemów ze sobą i one potem przekładają się na reakcje na zewnątrz (przemoc, ryzykowne zachowania), albo wewnątrz (depresja, samobójstwa, uzależnienia, problemy zdrowotne, krótszy oczekiwania czas życia).

I tutaj znowu feministki nie widzą, że obie płcie mają problem.

Wbrew temu co sądzą częsta złość u mężczyzny nie jest mile widziana, ani „męska”. Dużo częściej spokój i pewność siebie jest ceniony. Ale to wszystko trzeba w danym dziecku zbudować niezależnie od płci! I rola rodziców i szkoły powinna tutaj być jasno określona. I nie dzielić tego na płcie. Niepewny siebie mężczyzna będzie miał sto razy gorsze życie, niż nieśmiała dziewczyna, która dla wielu będzie kimś naprawdę cennym, komu nawet będzie się chciało pomóc. A facet? Nieudacznik, niemężczyzna i ciepłe kluchy, albo gorzej.

Zły mężczyzna dostaje owacje na stojąco? Chyba od kobiet…

źli mężczyźni chwaleni

Kolejne bzdury. Wiecznie zły mężczyzna będzie miał wielkie możliwości zostania pobitym, wyeliminowanym z otoczenia, z tego powodu, że może szkodzić innym. Nagrody nie ma. Tak się tylko feministkom wydaje. Jak jest z kolei „zły” psychicznie, to może być odebrany jako ktoś kto się znęca. Jak z kolei jak jest stanowczy intelektualnie to się „wymądrza”. Jest masa takich określeń, które pasują do obu płci i obie płcie je przyjmują. Mężczyźni też!

Nagroda jest tylko wtedy, gdy po tej złości mężczyzna odniesie sukces. Dajmy na to użył złości, by obronić kobietę przed gwałcicielem. Wtedy tak. Ale jeśli złość jest tylko złością, to dostanie wyzwisko od frustrata. Albo gorzej. Tym bardziej, gdy jest to złość na niesprawiedliwość, która jego dotyka. Złość, gdy jest ofiarą i nie może się zrewanżować – gdy jest bezradny.

Nie bez powodu mężczyźni częściej umierają np. na choroby serca i żyją krócej od kobiet, bo złość wcale nie jest premiowana, a uderza od środka.

Tylko znowu, feministki są ślepe na to jak negatywnie potrafi się oceniać i poniżać mężczyzn, jaka jest presja na odniesienie sukcesu, gdy u kobiet jest to OPCJONALNE. To wielki przywilej kobiet.

I wróćmy znowu do opiekuńczości, która może być przeciwwagą dla złości. Owszem, to prawda, może być. Ale znowu, milusi, opiekuńczy mężczyzna znowu będzie miał gorzej, też od samych kobiet, które nierzadko na jego garbie będą chciały się wspiąć wyżej, dowartościować wbijając mu szpile i obśmieszając. Nie zachodzą tu inne mechanizmy, kobiety nie są święte i nie są malutkimi niewinnymi dziećmi jak je portretujecie. Duża ilość empatii u mężczyzny nie pozwala mu być agresywnym, krzywdzić innych. Z kolei jego opiekuńczość nikogo nie obchodzi w życiu codziennym – chyba, że staje się obiektem do wypłakiwania się, taką chusteczką dla zranionych.

I znowu dziewczynki nie mają prawa głosu, a chłopcy co nie powiedzą to świętość… jasne!

należy się odzywać

Dwie sprawy.

  • mówić trzeba to samo chłopcom, bo jest masa nieśmiałych, z fobiami społecznymi i tak dalej – zauważyć, że to nie problem jednej płci
  • nie przesadzać, bo ludzie uwielbiają ze skrajności w skrajność popadać; jak najpierw są zbyt ulegli, to potem stają się potwornie pyskaci i myślą, że się „uleczyli” – bzdury, nie ma co wychowywać ani niewolników, ani terrorystów emocjonalnych!

Powtórzę tezę z wstępu: DZIECI I RYBY GŁOSU NIE MAJĄ.

I to tyczyło obu płci dzieci. Chłopców też się blokuje, ośmiesza i ucisza.

Mężczyźni, którzy się żalą przegrywają bardziej, a tu proszę – kobiety nie mają prawa się „wyrażać”

tłumienie emocji

Kolejna nieznajomość męskiego życia. Mężczyźni tym bardziej są uczeni, że wielu rzeczy nie mogą, np. pożalić się, więc tym bardziej nie są słyszani. I nie ma kto im pomóc. Za to kobietom na ratunek nadal wielu mężczyzn wyruszy. Same siebie też skuteczniej wspierają w grupach. Empatia do kobiet jest większa, niż wobec mężczyzn.

Np. mężczyźni próbując tworzyć grupy wsparcia słyszą, że to incele, że to wszystko z powodu nieudacznictwa, frustracji, braku seksu (kobiety często to sugerują), a mężczyźni, że to „miękkie pedały”. Obie płcie niszczą mężczyzn w problemach. OBIE.

Więc mówienie, że faceci są tacy uprzywilejowani jest naprawdę niedorzeczne.

Poza tym tak, może czasem fajnie jest jak kobieta powie, że się na coś nie godzi, ale ostatnimi czasy zakrawa to o przesadę. I tak, łączy się to z przewrażliwieniem. Bo ciągle kobieta musi być w środku tego wszystkiego. Kobiety jedyne ofiary. Kobiety pokrzywdzone. Kobiety święte. One to i tamto.

A my zawsze najgorsi. I przez to coraz mniej nas widzi się nas jak ludzi, równorzędnych do kobiet, z równymi problemami, a czasem też trudniejszymi. I często to same kobiety potrafią krzywdzić mężczyzn, co jest w ogóle nieprzyjmowane w retoryce ani feminizmu, ani konserwatyzmu.

I tak, przesadyzm jest też, gdy tyle kobiet krzyczy, że np. 95% kobiet było molestowanych, że jest molestowanie spojrzeniem, gwałt przez żarciki, albo gwizdanie, albo robią problemy z bardzo błahych spraw, gdzie feministki pierwszej fali by się wstydziły za nie.

Dziewczynce nie wolno pyskować, ale traktuj ją jakby była lepsza od ciebie, przemocowcu i prymitywie

opanowanie emocji

Kolejna wypaczona rzecz. Chłopcy za to są uczeni od młodości bardzo często, że dziewczynki są tymi lepszymi osobami, lepszą płcią, należy je chronić, usługiwać, starać się o nie, zdobywać je, ogólnie być jak najlepszymi dla nich, a siebie… nie uważać za bardzo. To rodzi niską samoocenę, agresję i kompleksy.

Dodatkowo jest społeczny brak przyzwolenia na to, by dziewczynki obrażać, pomijam że gwałcić (bo nie ma kultury gwałtu którą feministki też z przewrażliwieniem doszukują się).

Za to jest społeczne przyzwolenie na to, że chłopca można upokorzyć fizycznie, lub słownie i nie ma prawa go to zaboleć. Można go odrzucić, opluć, obśmieszyć, rozsiać plotę nawet, która go zrujnuje i nikt go nie obroni, jeśli sam się nie obroni.

To dla feministek jest przywilej, a dla wielu chłopaków katorga. Dla tych którzy wyszli zwycięsko z tych wszystkich akcji, w rodzinie dostali miłość i akceptację było okej. Ale ci którzy nie – nie, byli SAMI, OSAMOTNIENI. I chcieli się zabić i może to zrobili.

Ale mimo społecznej ochronki dziewczyn bo są takie przecież delikatne, czyli tzw. SZARMANCKI SEKSIZM, to one twierdzą, że mają gorzej.

Owszem chłopcy często wyrastają potem na samostanowiących dzięki temu, że nie mogą oczekiwać od nikogo ochrony, ale ile potu, trudu i łez to kosztuje tego nie wie nikt. Łez oczywiście w przenośni, raczej cierpieniu wewnętrznym, bo i te same kobiety, które optują za łzami mężczyzn – nie chcą ich obok siebie, nie szanują.

Podsumowanie: ulegli chłopcy dostają butem od obu płci, „przegrywów” jest więcej, niż dziewczynek, ale problem jest zamiatany pod dywan, lub tacy mężczyźni są obrażani

To co widzimy w działaniach feministek to zupełny brak wyobraźni, mentalność ofiary (nieprzepracowana na terapii), brak empatii do mężczyzn, przesadyzm, wybiórcze myślenie i brak chęci poznania mężczyzn, by prezentować obiektywniejsze treści.

Prawda jest taka, że 100% omawianych przez nie problemów dałoby się rozwiązać, gdyby wszyscy byli uczeni asertywności. Nic więcej, nic mniej. Logiczne myślenie też by się przydało, ale sprawy poszanowania siebie, a przy okazji kogoś (nigdy jednostronne) zawsze załatwiają asertywne postawy. Wystarczy zajrzeć do definicji wypaczanej przez niedojrzałe, bo skrajne osoby, które uległość, oraz zależność zastępują tyranią i narcyzmem, zamiast uczyć balansu, zdrowego środka.

Ostatecznie – to nie są problemy wyłącznie dziewczynek. Cnoty niewieście jako sposób wychowania nie jest przypisany do jednej płci w 100%. Nie jest tak, że kobieta jest uczona bycia narzędziem – bycia matką, czy dobrą żoną, a mężczyzna wcale nie jest uczony, że zostanie zaakceptowany dopiero jak uzyska wysoki status społeczny, zarobi, zasłuży sobie na akceptację i pokona, lub ukryje (co jest częstsze) wszelkie słabości. Nie jest tak, że mężczyźni nie muszą budować siebie dla innych, w tym dla kobiet. My też to słyszymy – bądź taki, rób tak, zachowuj się tak, a może dostaniesz coś w rewanżu, czy też sobie zasłużysz. I nie są to wcale łatwe wymogi do spełnienia dla mężczyzn. Gdyby były łatwe nie byłoby tylu przegranych mężczyzn. Mężczyzn zaszczutych, odrzuconych, obrażanych, wyśmiewanych, niemogących zawalczyć o swoje, ponieważ zostali wykastrowani z tych umiejętności już od okresu dziecięcego.

Feministki i lewica bardzo wybiórczo próbują „badać” społeczeństwo. Widzą świat przez pryzmat mentalności ofiary (co ciekawe często jako ofiary swoich matek, choć dyskurs jest wyłącznie antymęski). Wdrukowany im syndrom ofiary nie pozwala obiektywnie spojrzeć ani na siebie (bo daje spaczoną wartość), ani na innych (bo powoduje tak duże skupienie na sobie, że umyka im to, że inni też mogą cierpieć, mieć równie trudno).

Niestety feministki uznały, że problemem jest wychowywanie dziewczynek, które miałyby być pod butem mężczyzn, jako osoby nieważne, co jest kłamstwem, bo jest nadal masa wybitnie rozpieszczonych kobiet, córeczek tatusia, księżniczek – one też nie wykazują się dobrymi postawami. Jeśli zdarza się mężczyzna, który jest uległy, bierny, nieasertywny, lękliwy, depresyjny, ma kompleksy, nie potrafi podejmować decyzji, czy już jako dorosły jest pod przysłowiowym pantoflem w związku to jest to według feministek wypadek przy pracy, lub jego własna wina. Winą nie jest wg nich błędne, a wręcz bardzo krzywdzące wychowanie pewnych chłopców, czy presja pewnych kobiet, które też uwielbiają podporządkowywać sobie mężczyzn.

Nie jest tak, że wszystkie dziewczynki są wychowywane na uległe, ani nie jest tak, że wszyscy chłopcy wychowywani są na… dominujących agresorów, którym wszystko spada z nieba i którym wszystko wolno? Bo tak to mniej więcej widzą feministki.

Mój tekst miał pokazać, że kwestie płciowe w takim wychowaniu są drugorzędne. Są pewne kwestie biologiczne, które mają znaczenie (np. predyspozycje do opieki nad dziećmi – ups, kobiety rodzą, oksytocyna wydzielająca się przy ciąży pomaga chronić dziecko zaraz po urodzeniu), ale mężczyźni też mają swoje rejony w których uczeni są jakiejś formy podporządkowania. Wcześniej jeszcze był od tego przymusowy pobór wojskowy, który generował jeszcze więcej patologii, alkoholizmu, przemocy, czy samobójstw, a przecież jego ogólnym zadaniem też była nauka podporządkowywania się.

Niestety feministki porównują kobiety tylko do mężczyzn odnoszących największe sukcesy (kilka % mężczyzn na świecie), stąd ich narracja bycia ofiarą w tej sytuacji. Gdyby znały sytuację reszty mężczyzn, których najwidoczniej nie uznają nawet za ludzi, by móc zawrzeć ich w swoich przemyśleniach to w mig skończyłyby z tym „buntem”. Skończyłyby też, gdyby zauważyły jak podłe, wykluczające, narcystyczne, obłudne i dyskryminujące potrafią być same kobiety. Wcale nie różniąc się od niedobrych mężczyzn, których mają na myśli. Nie chciałyby wtedy wojny płci. Chciałyby wojny z cechami toksycznymi, które mają obie płcie. Chciałyby pomocy obu płciom w jak najrówniejszym stopniu. Chciałyby zrozumienia obu płci i empatii wobec obu płci.

Bez tego dalej będziemy skłóceni, a w skłóceniu nie ma społeczeństwa, nie ma długoletnich, trwałych związków, nie ma rodzin. Za to problemy psychiczne są coraz częstsze. Bić tylko brawo.

Profil strony na Facebooku: https://www.facebook.com/swiadomosczwiazkow

Spodobał Ci się mój artykuł i moja praca tutaj? Spójrz poniżej w jaki sposób możesz podziękować! Dzięki regularnemu wsparciu mogę ocenić, czy moja praca się przydaje. We wszystko co tutaj widzisz inwestuję samodzielnie (również finansowo) i nie chciałbym by skończyło się to zniknięciem strony z internetu 🙂

wpłata na konto bankowe

Nr konta: 20 1870 1045 2078 1033 2145 0001

Tytułem (wymagane): Bezinteresowna darowizna

Odbiorca: SW

Będę wdzięczny za ustawienie comiesięcznego, automatycznego zlecenia wpłaty, ponieważ moja praca również jest regularna. Preferuję wpłatę na konto, ponieważ cała kwota dociera do mnie bez prowizji.

BLIK, przelewy automatyczne (szybkie), Google/Apple PAY i zagraniczne (SEPA) - BuyCoffee

Kliknij, by - kliknij w obrazek

Nie trzeba mieć konta na tym portalu i jest wybór przelewów anonimowych (np. BLIK). Nie trzeba podać prawdziwych danych. Niestety prowizja to 10%.

Paypal - kliknij w obrazek

darowizna paypal

Dla darowizny comiesięcznej zaznacz "Make this a monthly donation." Tutaj też są prowizje, ale można wspierać comiesięcznie w prostszy sposób, niż ustawia się to w banku. Coś za coś.

Tutaj przeczytasz więcej o podejmowanych działaniach i o samych darowiznach.

PS. Potrzebuję też pomocy z SEO, optymalizacją WordPress i reklamą (strona nie dociera do wielu ludzi). Szukam też kogoś z dobrym głosem do czytania tekstów.

UWAGA: Teksty zawarte na stronie mają charakter informacyjny, lub są subiektywnym zdaniem autora, a nie poradą naukowo-medyczną (mimo, że wiele z informacji jest zaczerpniętych z badań). Autor nie jest psychologiem, nie "leczy", a jest pasjonatem takich treści, który przekazuje je, lub interpretuje po swojemu. Dlatego treści mogą być niedokładne (acz nie muszą). Dystans do nich jest wskazany. Autor nie daje gwarancji, że jego rady się sprawdzą i nie ponosi odpowiedzialności za ewentualne szkody wywołane praktykowaniem jego wizji danego tematu. Autor nie diagnozuje nikogo, a jedynie opisuje tematy z własnej perspektywy. Artykuły na stronie nie powinny zastępować leczenia, czy wizyt u specjalistów (chyba, że czytelnik ceni mnie bardziej, ale to jego osobista decyzja) i najlepiej jakby moje teksty były traktowane jako materiał rozrywkowy, lub jako ciekawostki. Autor (czy też autorzy, bo artykuły pisało wiele osób) nie uznają, że ich recepty na życie są i będą idealne - każdy używa ich na własną odpowiedzialność.