Męskie problemy emocjonalne? Tchórze, agresorzy, pierdoły. Radio Olsztyn i eksperci
Spis treści
- 1 Eksperci obrażają mężczyzn z problemami od pierdołowatych tchórzy
- 2 Mężczyzna opisuje problemy – frustrat! Pewnie ktoś go skrzywdził (naprawdę?). Zamiast współczucia i pomocy – wyzwiska, sarkazm, arogancki uśmiech, machnięcie ręką i obwinianie
- 3 Kolejna część problemu – wyśmiewanie przemocy wobec mężczyzn
- 4 Systemowe problemy mężczyzn wymienione przeze mnie przed audycją
- 5 Podsumowanie. Jak za bardzo wspierasz i rozumiesz kobiety to osłabiasz mężczyzn. Brakuje równowagi
Męskie problemy emocjonalne przez ekspertów z Olsztyna są zrównywane z byciem tchórzem, agresorem i pierdołą. Mężczyźni nie są rozumiani i wspierani nawet wśród lekarzy. Audycja miała nazwę Porozmawiajmy o życiu – samobójstwa mężczyzn. Pokazała ona, że świadomość problemów mężczyzn (w tym emocjonalnych) nawet dla ekspertów jest ŻADNA. Jeśli eksperci tak mało wiedzą, to jak ma wiedzieć o tym zmanipulowane społeczeństwo (choćby wmawianiem o uprzywilejowaniu mężczyzn) i poprawnie reagować?
Na początek wspomnę pozytywnie o pani redaktor Kindze Grabowskiej, która była bardziej otwarta, bardziej empatyczna, zadawała celniejsze pytania, więc była po prostu – przygotowana.
Całe szczęście, że próbowała „wetknąć kij w mrowisko eksperckie”, zauważając, że „mężczyźni też mają uczucia.” Niby nic odkrywczego, ale dla wielu nie do pomyślenia, a nawet jak do pomyślenia to nic sobie z nich nie robią, czy wręcz mają do nich negatywne nastawienie.
Sama audycja wstępnie została źle zrozumiana przez środowisko, ponieważ byliśmy poinformowani, że chodzić miało w niej o męskie problemy (w tym przyczyny męskich samobójstw). Jednak chodzić miało jedynie o męskie emocje i uzyskanie odpowiedzi na pytanie dlaczego tylu mężczyzn jest zamkniętych w sobie w tych tematach (nie sądźcie, że eksperci znali odpowiedź na to pytanie). Dzwoniący do studia ludzie wypowiadali się zatem o problemach – głównie o alienacji rodzicielskiej po stronie matek, patologiach sądowych, czy rosnących oczekiwaniach społecznych wobec mężczyzn, którzy nie dają sobie z nimi rady i są pogubieni w sprzecznych wzorcach tego kim powinien być mężczyzna. Było też kilka wzmianek o fałszywych oskarżeniach kobiet np. o molestowanie dzieci przez ojców i mimo, że ci ojcowie zostali zbadani psychologicznie, nie było dowodów na ich przestępstwa, to i tak im nie uwierzono. Cóż, typowe działania sądów rodzinnych w Polsce, gdzie ojciec to rodzic drugiej kategorii…
Ale do rzeczy…
Eksperci obrażają mężczyzn z problemami od pierdołowatych tchórzy
W audycji już na samym początku wywołany został skandal i powiedziany zostały słowa, których obaj panowie powinni się wstydzić. Pomijam brak solidarności z mężczyznami (niektórzy słuchacze dosadnie nazwali ekspertów zdrajcami), brak empatii do innych mężczyzn, być może próbę zagrania „samców alfa” przy redaktorce („hoho my nie mamy problemów, a oni mają – cieniasy!”, „my wiemy kim jest prawdziwy mężczyzna i tylko my!”). Ale tak jak panowie spłycali tematy problemów mężczyzn było skandaliczne. Bardzo źle się tego słuchało znając temat (i wy go znacie, jeśli regularnie czytacie moje artykuły).
A teraz klucz programu.
Terapeuta Robert Banasiewicz stwierdził, że samobójstwa mężczyzn są wynikiem ich „pierdołowatości” (konkretnie takie padło słowo).
Prób wejścia, czy wczucia się w sytuację mężczyzn nie było.
Człowiek, którego dotknęły problemy, lub choroba emocji ma ograniczone możliwości działania. Nie ma energii, wiary, nadziei i nie widzi rozwiązań swojej sytuacji. Może dodatkowo siebie nienawidzić co wzmacnia jego izolujące się zachowania (w tym długi sen, brak kontaktu z ludźmi, tym bardziej tymi, którzy go nie rozumieją i potępiają). Jeśli on niewiele robi często słyszy „leń”, „nie chce mu się”, „udaje” i „co to za mężczyzna” – jeśli tej płci to tyczy.
To nie pomaga ani trochę, bo społeczeństwo potrafi jedynie stawiać oczekiwania. Ale jesteśmy na tym etapie rozwoju ludzkości, że musimy w końcu zrozumieć na czym to polega i do takich sytuacji nie dopuszczać.
Rodzic, który w taki sam sposób będzie traktował swojego syna – zniszczy go. Partnerka zniszczy związek, zamiast pomóc swemu mężczyźnie wyjść z problemów, a do tego może pogłębić jego problemy. Przyjaciel straci przyjaciela. Społeczeństwo straci potencjalnie wartościowego człowieka, lub… stworzy potwora (których przecież wśród płci męskiej wymienia się wielu?). Taki jest też mechanizm produkowania socjopatów (wykluczenie, przemoc, zawstydzanie, poniżanie).
Sam terapeuta przekazuje potępienie i pogardę do męskich problemów, czy słabości – niżeli wsparcia i zrozumienia, które zawierały się w motywach audycji.
A przecież męskie problemy są złożone, trzeba się do nich dokopać, a nie tylko spoglądać na sprawę tak płytko…
To co jest prezentowane to stygmatyzacja i powielanie krzywdzących stereotypów. Budowanie patriarchalnego pojęcia świata gdzie stygmatyzuje się, marginalizuje i bagatelizuje się mężczyzn, którzy nie są „alfa”, a więc bezproblemowi. Bardzo źle, że studia psychologiczne nie próbują jeszcze odkręcić tej wizji świata.
Całe życie inny facet mówi drugiemu „nie bądź piz**”, a potem idziesz do terapeuty i wyrażasz słabości wczuwając się w rolę tego którym miałeś nigdy nie być przed mężczyznami. Nie ma szans, by to działało. Nie ma. Wstyd, duma i upór blokują otwarcie się, a sam terapeuta, który jest pogardliwy pogarsza problem.
Terapeuta Robert Banasiewicz przyznał nawet, że nie ma pojęcia jak działają sądy rodzinne i o co chodzi ze sprawami alimentacji, trochę jakby nie dowierzając prawdziwości tych historii…
Jeden z dzwoniących do radia Panów zrugał ekspertów za takie określenia. I słusznie!
Bo przecież jeśli autorytety psychologii/problemów rodzinnych mówią w ten sposób, to inne osoby mogą mówić ich głosem i wyśmiewać mężczyzn! To NIE DO PUSZ CZAL NE.
Tomasz Adaszyński, specjalista ds. przeciwdziałania przemocy w rodzinie jedynie zachęcał do otwierania się, mówienia innym o swoich słabościach, czy by nie pić alkoholu w smutkach i nerwach, a także uznał, że problemy mężczyzn wynikają z tchórzostwa. W porządku, na pewno mężczyźni tego posłuchają, jeśli nie są kompletnie rozumiani, a przyczyny ich problemów leżą dużo głębiej, niż zostało to pokazane…
Eksperci swoimi twierdzeniami WCALE nie zachęcili mężczyzn do otwierania się, raczej do unikania tego typu ludzi, lub reagowania na nich raczej negatywnie. Przecież obrażony od tchórzy mężczyzna nie pójdzie na terapię, by nie wyjść na takiego, wyprze problem i znajdzie to w końcu ujście w czymś tragicznym. TO NIE JEST ZACHĘTA.
Pójście na terapię w tym kontekście wydaje się mężczyznom okazaniem słabości, której ludzie (w tym terapeuci) pokazują, że nie można okazać!
Tego typu terapia może zadziałać tylko w przypadku błahego problemu i też będzie skuteczna dla nielicznych. Nie ma zdziwienia, że mężczyźni nie mówią, nie przyznają się, nie chcą iść do innych po pomoc.
Wiemy, że są dwa rodzaje ludzi. Jedni za wsparcie uznają faktyczne wsparcie – „dzięki za to, że jesteś, trwasz i się ode mnie nie odwracasz”, a drudzy motywowani są krytyką i reagują tak: „ja jemu/jej jeszcze pokażę!”. Ten drugi typ nie pójdzie na terapię, bo będzie kierowany złością, a pierwszy uzna, że terapeuta (czy ktoś kto chce pomóc) nie stoi po jego stronie.
Tak czy siak od mężczyzn wymaga się radzenia sobie samemu, mają być silni, samowystarczalni, najlepiej odnosić same sukcesy – i koniec. To jest wymóg, a nie nauka. Plują mężczyznom w brodę – muszą iść dalej, albo udawać, że deszcz pada. Jak mężczyzna padnie – jego sprawa, był za słaby, prawie nikogo to nie obchodzi. Terapeuta z kolei mówił: „Poważnie tak jest? Nie widzę tego.” To z iloma mężczyznami w problemach rozmawiał otwarcie słuchając, a nie potępiając i oceniając?
W takiej sytuacji zachęcanie w marnych słówkach, bez pokazania w tym korzyści do otwierania się, a do tego chodzenia na terapie to rzekłbym, że to marny marketing swojego biznesu, niżeli realna chęć pomocy i zrozumienia problemów toczących męskie życie (oczywiście nie każdego mężczyzny).
Żeby wzmocnić argument o głupocie obrażania innych od tchórzy wystarczy podać przykład zachowań wyidealizowanych sufrażystek, które też nazywały tchórzami mężczyzn i szantażowały ich przez masową pogardę (zachęcając do tego innych), którzy nie chcieli iść na wojnę (akcja wręczania białych piór).
Musisz zginąć, bo jesteś mężczyzną. Nikogo nie obchodzi twój los – zasuwaj i spełniaj oczekiwania innych. Tym bardziej tych idiotów „na górze” prowokujących wojny dla własnych, egoistycznych zachcianek.
Męska wrażliwość jest nieakceptowalna, bo jest traktowana jako problem. Jedyna męska wrażliwość, którą społeczeństwo akceptuje jest wtedy, kiedy mężczyzna dzięki niej pomaga innym i się rozczula nad innymi.
Niestety w takiej pozycji jest pozostawiony sam sobie.
Mężczyzna opisuje problemy – frustrat! Pewnie ktoś go skrzywdził (naprawdę?). Zamiast współczucia i pomocy – wyzwiska, sarkazm, arogancki uśmiech, machnięcie ręką i obwinianie
W głosach dzwoniących mężczyzn słychać było zawód, frustrację, gniew, brak nadziei i agresję. Tylko na takie z puli negatywnych emocji mężczyzna może sobie pozwolić (reszta to według społeczeństwa niedopuszczalne słabości).
Redaktorka świetne zauważała emocje w wypowiedziach i nie obrażała mężczyzn, nie mówiła „bo winą jest że sobie nie radzicie z emocjami frustraci”, a bardziej „widać, że to dla nich duży ciężar”. Sporo empatii.
Pani Kinga Grabowska słusznie próbowała wtrącić, że mężczyźni z wieloma rzeczami mają trudniej np. z presją sztywnej męskości i hamowaniu emocji, ale „eksperci” w studiu zawsze mówili tak:
Nie, nie, problem jest po połowie dla kobiet i mężczyzn, „są dwie strony medalu”, albo „oj to zależy od wychowania”.
Dla nich – problem NIE istnieje. Nie widzą, że coś jest robione na dużą skalę. Przerzucają i dzielą odpowiedzialność, a to wzmacnia presję tylko na mężczyznach.
Także najlepiej by mężczyzna był jak robot, głaz – a więc udawał kogoś kim nie jest, wypierał problemy i czuł zawód do ludzi i to tym bardziej tych, którzy nazywają się empatycznymi.
Cieszą NIELICZNE telefony kobiet, które NIELICZNIE wsparły mężczyzn w ich walce.
Eksperci z kolei może złe wrażenie, ale jakby śmiali się pod nosem, gdy ktoś się wypowiadał. Ciężko wyczuć, bo był to wydech nosowy, a to tylko radio i widać nie było…
I tak samo jak redaktorka podała ilość (skalę) męskich samobójstw to eksperci uciszali ją, zamykali szybko temat. Tyle, że męskie samobójstwa to temat zamiatany pod dywan od tysiącleci, a jest ich więcej, niż wypadków drogowych, czy śmierci spowodowanych chorobami serca.
I takie, lekceważące odpowiedzi słychać. To po co coś mówić? Zagryza się zęby i albo daje radę… albo nie.
A na końcu wszyscy mówią np. po samobójstwie: taki dobry chłopak był, nic nie wskazywało, że sobie to zrobi… zupełnie NIC.
A co, miał płakać i się żalić innym, którzy go będą obrażać? Miał słuchać, że to wszystko jego wina i jego wad? Nie ma to sensu. On doskonale o tym wie, że ma wady i nie umie sobie z nimi poradzić.
Niektórzy na dodatek samobójcę obrażą od egoistów, tchórzy i stwierdzą, że sam sobie był winny. Tyle, że jemu to już bez różnicy, bo nie żyje. Trzeba było myśleć za jego życia jak go potratkować i czy aby na pewno tak surowo.
Jak wiemy empatii wobec mężczyzn jest tyle co kot napłakał i nie jest to nowe zjawisko. Teraz jedynie feminizm wykorzystał dawne mechanizmy „uprzywilejowania” kobiet (łagodniejsze traktowanie, niż mężczyzn) do tego, by jeszcze bardziej się na nich skupiać kreując je na ofiary, którym nikt nie może niczego zarzucić.
W pierwszej kolejności współczuje się dzieciom, kobietom, potem zwierzętom, na końcu ewentualnie mężczyznom. Podkreślam – ewentualnie i też zależy jakim mężczyznom.
Od mężczyzn zależy najwięcej na tym świecie, ale mężczyzn, którzy mogą wykorzystać swój pełny potencjał.
Lecz mężczyzna jest traktowany trochę albo jako problem, albo jako szkodnik.
Ale jak taki mężczyzna będzie posłuszny i zapewni korzyści to warunkowo zostanie „kochany” i zaakceptowany jako mężczyzna. Taka presja i taki obraz męskości pozwala dobrze funkcjonować głównie mężczyznom o rysie psychopatycznym i narcystycznym. Oba typy są odporne na stres, nie odczuwają lęków, mają wysoką samoocenę (czasem nad wyraz), ale też niszczą przy okazji innych, ponieważ mogą mieć skłonności sadystyczne. Oczywiście w pełni zdrowi mężczyźni, z dobrymi genami, z dobrą sytuacją rodzinną w której nie było przemocy od dzieciństwa też jakoś sobie radzą.
Tylko im pomocy nie trzeba. Pomocy trzeba innym, w gorszej sytuacji, z nie tak dobrym startem w życie. Jednak jeśli nawet terapeuci nie rozumieją problemu, to nikt nie zrozumie. Tylko jednostki o maksymalnej empatii są w stanie bez wiedzy na takie tematy łatwo współczuć.
Kolejna część problemu – wyśmiewanie przemocy wobec mężczyzn
Przemoc FIZYCZNA wobec mężczyzn jest wyśmiewana.
Z przemocy psychicznej – oj to dopiero byłby ubaw.
Poniżej pokazałem przemoc psychiczną na przykładzie dzieci, więc jest to bardziej rozumiane i budzi większe współczucie…
A może mężczyzna był zgwałcony? Cóż, pewnie sam chciał i to nagroda dla niego…
Zamiast karcić chamów, sprawców przemocy niezależnie od płci – atakuje się mężczyznę, który już był atakowany wcześniej. Już wcześniej ucierpiał. Więc cierpi podwójnie.
Bo przecież przemoc wobec mężczyzn, czy to gdy sprawcami są inni mężczyźni (ci przecież toksyczni, niepotrzebni zdrowemu społeczeństwu), czy kobiety (hehe, bo kobieta taka słabiutka przecież) jest po prostu dla „ludu” obiektem drwin.
Ten sam „lud” powinien IŚĆ W NIEPAMIĘĆ. ŚMIETNIK HISTORII. BŁĄD GENETYCZNY DO POPRAWKI. DO TERAPII WŁAŚNIE.
Systemowe problemy mężczyzn wymienione przeze mnie przed audycją
- demonizowanie mężczyzn (w tym automatyczne uznawanie za sprawcę przemocy, wszelkiego zła)
- presją „prawdziwego mężczyzny”, czyli mężczyzny nieistniejącego, który ma być zawsze silny, gotowy, zdecydowany, wszechwiedzący, nieodczuwający innych emocji, niż pozytywne, lub agresywne w razie bronienia innych
- niemożność bycia ofiarą, nawet jak się nią jest (reakcją społeczną są kpiny, wyśmiewanie, lekceważenie), czyli brak empatii wobec mężczyzn – czy to gdy mężczyzna jest bity (także ciężkimi przedmiotami), zgwałcony, dręczony psychicznie, wykorzystywany materialnie, ma depresję, fobie i wiele innych
- przypisywanie łatki incela każdemu, kto się nie zgadza np. z nurtem aktualnego feminizmu, ale umówmy się incela, który morduje i jest zagrożeniem dla świata – w jaki sposób mężczyźni z poczuciem winy i niską samooceną mają dobrze funkcjonować, jeśli się w takiej ilości się ich atakuje?
„ha ha ha! frustrat seksualny! on nie ma seksu, wytykajmy go palcami!” – czyli obrazę od incela dodano jako nową łatkę do tego, by szkalować i poniżać mężczyzn.
Zamiast ukrócić demonizację, toksyczne osoby dostały nowy oręż.
A potem następuje zdziwienie, że mężczyzna odreagowuje przemocą, czy się zabija (nie usprawiedliwiam, tak się dzieje).
A potem następuje zdziwienie, że wielu mężczyzn nie chcąc być obrażanymi ustawia sobie cel życiowy: seks. Najlepiej bez uczuć, typowo na zaliczenie i poczucie bycia „męskim”, ot nabijając sobie licznik (co dziś też jest krytykowane – jak wiatr zawieje).
Bo przecież prawiczek to śmieszny człowiek, jakiś niedorobiony, wadliwy, słaby, niepotrafiący uwieść kobiety (rozumiecie, on czegoś nie potrafi, więc to przegraniec! mężczyzna musi wszystko umieć i wszystko wiedzieć!).
Idziemy dalej:
- problem jest w słabym zbadaniu i niewielkim mówieniu medialnym o przemocy psychicznej kobiet, która wyniszcza człowieka od środka na wiele lat. Ogólnie bardzo mało się mówi i można mówić o toksycznych kobietach, więc z automatu najgorsze cechy przypisuje się mężczyznom
- mało się mówi o samobójstwach mężczyzn wynikających z problemów ekonomicznych (słabe zarobki, duża skala bezdomności, nieproporcjonalne alimenty zamiast tabeli alimentacyjnej czy alimentów modelu duńskiego, a są ustalane na podstawie „potencjalnych” zarobków)
- mało się mówi o problemach rodzinnych (alienacja/nastawianie dzieci przez matki przeciw ojcom, których łatwo nienawidzą, odbieranie ich po rozwodzie, brak opieki naprzemiennej), miłosnych (w tym przez zdrady kobiet, wykorzystywanie, porzucanie w problemach, także właśnie emocjonalnych)
- uzależnieniach mężczyzn wynikających także z cierpienia, braku szacunku, wdzięczności i presji męskości
- rosnących wymaganiach kobiet (coraz więcej jest singielek i stają się coraz bardziej niezadowolone, czy pogardliwe i aroganckie wobec mężczyzn, także dlatego, że mężczyźni nie mają wielu możliwości imponować im w świecie w którym są uprzywilejowane, w centrum zainteresowania)
- rosnącej ilości rozwodów inicjowanych przez kobiety i nawet, gdy zdradzą, mogą to zataić, zabrać ze sobą dzieci za przyzwoleniem sądów (97% dzieci trafia do matek), żądać alimentów i mężczyzna nie ma wiele tutaj do powiedzenia
- braku możliwości decydowania o dzieciach, musu płacenia nawet, gdy mężczyzna został zgwałcony/przymuszony do seksu (jest to też wyśmiewane), czy został oszukany przez kobietę (zdradziła) i musi wychowywać nieswoje dziecko, płacić na nie, a ma jedynie 6 msc. na zaprzeczenie, co jest bardzo krótkim czasem w sytuacji gdy doznał traumy odkrywając zdradę
- braku władzy w rodzinie, choć wysokiej odpowiedzialności za jej problemy/rozpad
- fałszywych oskarżeniach kobiet (tj przemoc domowa, molestowanie, gwałty, pedofilia), które nie są karane zbyt surowo za kłamstwo, a niszczą życie mężczyzn, doprowadzają do rozbicia rodzin, utraty kontaktów z dziećmi, czy płacenia alimentów, na które nie ma środków i nie wiadomo na co są przeznaczane, czy matka na pewno używa je dla dziecka, czy dla siebie, plus utrata reputacji i pracy, co często skutkuje samobójstwem
- parytetach, darmowych kursach, stypendiach i różnym wsparciu dla kobiet, gdy mężczyzna np. o takiej samej punktacji na teście kwalifikującym jest odrzucany tylko za płeć, więc musi wnosić więcej i ma trudniejszy dostęp do danych, miejsc edukacji, miejsc szkoleń i pracy tylko ze względu na płeć
- słaba edukacja mężczyzn, mało mężczyzn z wyższym wykształceniem, ponieważ społeczeństwo skupia się na pomocy tylko kobietom, a przecież mężczyźni o niższym statusie społecznym są odrzucani przez kobiety, one nie chcą przez to zakładać z nimi rodzin, ale też ich nie szanują (hipergamia)
- o bezdomności wspominałem: 3/4 osób bezdomnych to mężczyźni i zrozumienia problemu nie ma, raczej obwinianie i dodatkowe ataki
- 99% poważnych wypadków w pracy z uszczerbkiem na zdrowiu i śmiertelnych tyczy mężczyzn i tutaj też dbanie o bezpieczeństwo mężczyzn jest zbyt powierzchowne
- szklana piwnica tyczy mężczyzn, czyli choćby wykonywanie najmniej przyjemnych i nisko płatnych prac, jak prace w kanalizacji, wywóz śmieci, opróżnianie szamb, plus wyższy wiek emerytalny, a mimo to mówi się, że to kobiety mają ciężko i są ofiarami „tyranicznego, patriarchalnego systemu zbudowanego przeciw nim”
A to nie wszystko. Terapeutom i ekspertom życzę poznania choć części z tych, męskich problemów do których jak mniemam dokładają się kpieniem ze słabości mężczyzn. Gratuluję arogancji.
Podsumowanie. Jak za bardzo wspierasz i rozumiesz kobiety to osłabiasz mężczyzn. Brakuje równowagi
Jeśli chcemy mieć silne społeczeństwo to musimy mieć silnych mężczyzn. Ci nie tworzą/budują się „sami”. Trzeba ich wspierać, uczyć, nakierować, rozumieć ich problemy i przede wszystkim nie niszczyć, czy nie ograbiać (z pieniędzy i godności).
Jeśli dokładasz się do wyzywania słabszych mężczyzn jesteś częścią problemu i nie jesteś żadnym wzorem do naśladowania. Nikt nie staje się silniejszy i bardziej męski przez poniżanie słabszych. To samo z kobietami. Żadna kobieta nie powinna uzyskiwać ani malutkiej uwagi jeśli kpi ze słabości mężczyzn.
Nie tworzy się silnego i wartościowego człowieka wyłącznie wymaganiami, krytyką, roszczeniami i zakazami. Tak się tworzy sługę, poniżonego niewolnika, by się nie sprzeciwiał, nie walczył z tym, nie walczył o siebie. Nie dziwmy się, że jest albo słaby, uległy i cierpiący, albo w końcu agresywny (bo agresja może być formą słabości, ostatnim etapem krzywdy wewnętrznej).
Słabszemu trzeba przekazać własną siłę. Choremu trzeba podać rękę, gdy jest się zdrowszym. Jeśli czegoś on nie umie – nauczyć. Tak postępuje wartościowy człowiek, wzór do naśladowania.
Roszczenia, żądania i wymagania służą jedynie napiętnowaniu, stygmatyzacji, wzmacnianiu egoizmu, cynizmu, wyrachowaniu i pasożytnictwu. Jest to niemoralne na każdym poziomie.
Poniżający, czyli stosujący przemoc mają krew na rękach i obniżają produktywność społeczeństwa. To oni są winni temu, że ich ofiary zabijają się, lub powoli tracą zdrowie i nie żyją pełnią życia. Życia w którym mogliby wnieść dużo więcej dla społeczeństwa, gdyby nie byli wytykani palcami.
Tak naprawdę „lud” widzi tylko jedno rozwiązanie, by mężczyźni byli lepsi – jeszcze bardziej dokręcać im śrubę (np. „do woja ich!”), a politycy też jedynie co potrafią to dokręcać śrubę – mentalną, prawną, zawodową, czy podatkową, by czasem mężczyźni nie zarobili za dużo, nie byli szczęśliwi i pewni siebie, a kobiety razem z nimi.
Kobietom za to luzuje się śrubę, ale też te wahadło poszło zbyt skrajnie.
Po co społeczeństwu tylu samobójców? Po co tylu uzależnionych? Po co tworzyć sytuacje, w której ofiara często staje się stosującą przemoc (Trójkąt Karpmana)?
To też wynik braku kultywowania monogamii, która reguluje męskie, negatywne zachowania i przemoc.
Coś się kompletnie zepsuło na etapie budowania cywilizacji, a zawrócenie z tej drogi wydaje się szaleńczo trudne.
Cóż, rodzice chyba powinni synom od początku mówić: synu, będziesz miał ciężkie życie, a ludzie nie będą ci współczuć i rozumieć. Jeśli znajdziesz takie osoby mianuj ich przyjaciółmi i tylko ich się trzymaj.
Link do audycji
Audycji o której pisałem w tym artykule można posłuchać tutaj.