Gdy mężczyzna wspiera mężczyznę to jest to cud, a nie homoseksualizm, czy zniewieścienie
Gdy mężczyzna wspiera mężczyznę, przytula go i pociesza może usłyszeć niepochlebne komentarze i spotkać się z nieprzyjemnymi reakcjami ze strony otoczenia. Wyzwiska od homoseksualistów, odczłowieczanie, czy też pogardliwe nazewnictwo porównujące mężczyznę do kobiety (lub jej narządów rozrodczych) są stosowane na porządku dziennym w najbardziej toksycznych środowiskach dla mężczyzn.
Tam przyjaciół się nie szuka, ponieważ w sztamie z mężczyzną potrafią być tylko wtedy, gdy mężczyzna daje sobie radę. To trochę tak jak w pustym i powierzchownym małżeństwie, które kończy się gdy mężczyzna upada. Tak jak nie było w nim miłości, tak wspomniane osoby nie mają pojęcia czym jest przyjaźń. Takich mężczyzn łączą najczęściej tylko wspólne aktywności, a więc jest to relacja przedmiotowa. Ich wspólnymi aktywnościami mogą być rzeczy niemoralne np. walka przeciwko słabszym (coś ala „gang”). Nie ma w tym żadnej więzi i żadnej głębi.
I jest to hipokryzja tych mężczyzn, którzy narzekają na to, że niedojrzałe kobiety chcą związku z gotowym mężczyzną, a nie chcą razem z nim pokonywać przeszkód od zera. Nie ma w tym szacunku do mężczyzny na który tak ciężko zapracować, a którego on potrzebuje, by odetchnąć z ulgą.
Ale czas z tym skończyć. Czas przestać ulegać luce empatii wobec mężczyzn. Czas pokazywać, że mężczyzna w trudnościach nadal jest człowiekiem i może uzyskać współczucie, zamiast pogardliwej reakcji. Tylko w taki sposób on się rozwinie, tylko w taki sposób zyska siłę i wiarę w siebie.
Kraje się nienawidzą, politycy się nienawidzą, ale my nie musimy
Proszę na początek zobaczyć ten krótki fragment pomeczowy i zachowanie dwóch mężczyzn (tak, nie „bab”, jak niektórzy lubią mówić, bo są tu emocje i miękkie zachowania):
Piłkarz USA Antonee Robinson przytula płaczącego piłkarza Iranu Ramina Rezaeiana, który cierpi po przegranej i być może boi się tortur w swoim kraju za „zniewagę”. Jest to super gest ze strony Amerykanina, który pokazał Irańczykowi w tym momencie, że nie jest ze swoimi emocjami i trudnościami kompletnie sam. A przecież mężczyźni zwykle są sami ze swoimi trudnościami. Jedni uważają, że to nas wzmacnia (faktycznie bardzo nielicznych), a innych rujnuje i demotywuje.
Bardzo ciekawym jest to, że USA z Iranem politycznie się nienawidzą. Jak jest z ludźmi z tych krajów? Bywa różnie, bo ludzie są różni – choćby nie zawsze są upolitycznieni. Nie muszą uczestniczyć w gierkach polityków i ideologów. Mogą traktować się neutralnie, a nawet pozytywnie. Bo nie każdy wrzuca wszystkich do jednego wora i nie każdy przypisuje ludziom danego kraju poglądów ich rządców.
Jednak Iran to jeden z tych zamordystycznych krajów, których nie powinniśmy popierać w żaden sposób, by budować cywilizację. Ich metody „wychowawcze” są psychopatyczne i stąd promowane przez nich ograniczanie praw człowieka. Jest to cywilizacja pełna fałszu i opresji. Napędzana religią i doktrynami politycznymi, które doprowadzają do rzezi niewinnych i dobrych ludzi (a dla nich pewnie „tych słabych”). Brak demokracji, dyktatura i fundamentalizm religijny doprowadzają do zacofania cywilizacji, choć mogą pozować na silne struktury. Ale silnie to jedynie przykrywają słabości tego systemu. Terror nie jest rozwiązaniem.
Ale nie sam gest piłkarza jest kluczem mojego tematu.
Przytulają tylko baby, płaczą tylko baby, oczekują wsparcia tylko baby. Płeć niższego rzędu od „silnego, samodzielnego i niezależnego prawdziwego mężczyzny”.
Kiedyś widziałem ogromne dyskusje w których mężczyźni kłócili się, że nie można przytulić drugiego mężczyzny gdy mu ciężko, bo wtedy mężczyzna jest babą, albo gejem i w ogóle jest to kultura zniewieścienia (pewnie przyniesiona z lewackiego USA). W tych dyskusjach wiedli prym siermiężni prawacy.
Konserwatyści, którzy mówią, że dawniej to było super, a teraz postęp zepsuł mężczyzn i „mięczaki muszą się wspierać, a kiedyś to mężczyzna był sam sobie sterem i okrętem”. Ale zapomnieli, że ktoś tych mężczyzn uczył i jednak wspierał, by takimi się stali, by mogli przejąć stery. Człowiek zostawiony sobie, w dziczy, bez wsparcia i edukacji wiele nie osiągnie. Z kolei gdy będzie dostawał negatywne reakcje w większości zamiast pozytywnych? Nie będzie na pewno nikim silnym. Prędzej słabym, sfrustrowanym, szukającym wokół zagrożenia, które musi ciągle odpierać. Ot, oblężona twierdza i może nawet mentalność ofiary. Wiele osób jej nie lubi, ale zapomina się, że to osobista tragedia człowieka, który został tym syndromem dotknięty i to głównie z winy niekochających rodziców.
Niestety to właśnie toksycznie wychowane osoby uważają, że mężczyźni co najwyżej mogą klepnąć się po ramieniu, albo przybić piątkę, czy podać rękę. Koniec kontaktu. Dwa słowa konkretne, po żołniersku: wstawaj, nie maż się, weź się w garść i do widzenia. Musztra, groźne miny i grożenie palcem.
Dlatego przestałem się z taką prawicą tak silnie identyfikować jak kiedyś. Nie sądziłem nawet, że oni tak chętnie to popierają co ja krytykuję w temacie (i jestem świadom, że nie wszyscy tacy są, ale sama narracja jest powszechna, bo widziałem ją w wielu krajach np. w Rosji, w Chinach, czy u republikanów w USA). Wcześniej widziałem tylko problem w feminizmie, czy w toksycznych kobietach. Ale to już przeszłość. Dziś mam bardziej pełny obraz tego wszystkiego i widzę jak mężczyźni mężczyznom też potrafią odbierać smak życia, lub jak wzajemnie się lekceważą. Ktoś zaangażowany w obronę mężczyzn nie może być lekceważący i nie może przykładać się do ataków, gdy ktoś ma trudność.
Dlatego wielu mężczyzn boi się porażki, boi się uzewnętrznić (być prawdziwymi i szczerymi ze sobą i otoczeniem), okazać słabości. Wielu mężczyzn boi się być kimś pozytywnym dla drugiego mężczyzny, który np. niezbyt sobie radzi, bo boi się być uznanym za bratającego się ze słabeuszem. Tam gdzie mamy hierarchie i argument siły tam słabości nie są tolerowane, stąd mężczyźni są spychani w dół. Jeśli sobie poradzą – dobrze, bo przecież to dla mężczyzn obowiązek. Jeśli nie poradzą? Nikogo to nie obchodzi. Najwyraźniej sobie zasłużyli na swój marny los i niech nie marudzą. Ale będą wtedy cierpieć.
Jeśli nazwiesz ich przewrażliwionymi – na pewno się zablokują, nie zgłoszą nigdy problemu (a potem będziesz pytać „czemu nie ma mężczyzn w statystykach bycia ofiarami?”), lub będą rewanżowali się przemocą za przemoc. Czy jest to dobre? Kompletnie nie.
Trzeba mieć wiele negatywnej energii w sobie, by potakiwać takim poglądom.
Zawsze najłatwiej jest podpiąć się pod sukces mężczyzny sukcesu. Najłatwiej jest jego pseudo-wspierać (bo silnemu wsparcie nie jest potrzebne). Ba, czasem nawet łatwiej jest ludziom wychowanym w toksycznej męskości, by wspierać mężczyznę, który jest atakowany za barbarzyńskie zachowania. Prędzej zrobią oni ofiarę ze sprawcy przemocy i tutaj znajdą ujście swojego wsparcia, zamiast wspierać mężczyzn, którzy realnie jej potrzebują. To jest moralne pomieszanie z poplątaniem i dlatego nazywa się to toksycznym wychowaniem.
Antysystemowcy powinni się zbuntować, zamiast podtrzymywać konserwatywną wizję świata w której męskość jest tak płytka, tak mało moralna i tak jedynie pozorna silna (i nie mówię tu ile kto wyciśnie na klatę).
Potem pytamy czemu mamy tyle samobójstw mężczyzn, czemu tyle uzależnień, przemocy i czemu akurat w Polsce jest tego tak dużo. Czy naprawdę jesteśmy najbardziej feministycznym krajem, by uważać, że problem jest tylko w tym i absolutnie każde cierpienie mężczyzny to albo wina jego samego, albo kobiet i feministek? Bzdury. Odpowiedzią są nawet memy w stylu „Smiles in Polish„, gdzie nasz klimat nie sprzyja byciu sympatycznym, bo życzliwy uśmiech może być uznany za bycie wariatem, albo skończy się to pytaniem czy masz problem. A raczej czy chcesz go mieć.
Nerwicowa paranoja, by nie być odebranym jako „baba”, lub homoseksualista. Tona kompleksów, niepewności i strachu maskowanego agresją, lub wycofaniem
Wracając do tych, którzy twierdzą, że przytulenie mężczyzny jest homoseksualne. Być może oni uważają, że jak się przytuli mężczyznę, to potem będzie się go przytulało całymi dniami, a potem dojdzie do seksu. Nie wiem. Trochę za daleko wybiegające są te „fantazje” i wyglądają na typową homofobię. Ogromny strach przed ujawnieniem swoich (najpewniej nieuświadomionych) homoseksualnych preferencji, czy ogromne spięcie, że może się jakaś emocja pozytywna do mężczyzny pojawić (i to wyłącznie ta zboczona, ta „zła”, bo homofob musi czuć tylko totalną obojętność, albo złą emocję do mężczyzny).
Tak czy siak jest to straszne, bo nie każdy człowiek kojarzy przytulenie z czymś z seksualnym, a sądzę, że nawet mniejszość ludzi. Jak dziecko przytulisz to nie stajesz się przecież pedofilem. Niestety ktoś tym ludziom to wszystko wpoił i zrobił im krzywdę. Teraz odgradzają się murem.
Ogółem wg tamtych dyskutantów babą jest ten co płacze i zawsze dramatyzuje bez wyraźnego i baaaardzo ciężkiego powodu. Babą jest również ten co przytula, a jedyny prawdziwy chłop to ten buc agresor egoista, który tylko poucza pogardliwymi słowami, opieprza i odchodzi. Albo który nie reaguje na cierpienie drugiego mężczyzny. Łaskawie będzie obojętny i potaknie znieczulicy.
Wydaje się to bardzo mało ludzkie, ale wiemy, że wychowanie wielu mężczyzn kompletnie kastruje z bycia ludzkim, człowieczym, z emocji, z bycia nawet miłymi, dobrymi ludźmi.
Bo dla wielu świat to ciągła wojna i jedyną dobrą emocją jest chłód, dystans i agresja. Troska jest babska. Opieka jest babska. Wbijanie szpil jest męskie.
Prymitywne. Tak to nazwę, bo to mój zamiennik irytującej niektórych nazwy toksycznej męskości. Ale tym to jest.
Ci ludzie pewnie na wojnie spisaliby się bardzo dobrze, bo nie mieliby żadnych rozterek, parliby do przodu. W tym może mają kompetencje (oby), choć powątpiewam w ich umiejętność kooperacji z nieidealnym kompanem. Ale w warunkach bezpiecznych? Gdy socjalizacja ludzi jest duża? Gdy spędzają ze sobą czas? Gdy mamy przyjaźnie, mamy rodziny?
Pozytywny mężczyzna, wartościowy lider, opiekun, dobry człowiek, nie terrorysta
Chyba jednak cieplejsze podejście do mężczyzn jest lepsze. Podejście, że możesz przy przyjacielu okazać słabość, możesz mu ufać i nie dostaniesz wyłącznie opier**olu, śmiechu, czy złowrogiej miny. Mężczyznom brakuje tego pozytywizmu, bo nie mają od kogo go dostać.
Kobiety dzięki radykalnym ideologiom sprzeciwiły się w ogromnej mierze bycia opiekuńczymi (także wobec mężczyzn). Więc kto zostaje, by współczuć drugiemu mężczyźnie? Kto ma to zrobić? Rozbici mężczyźni, którzy „rywalizują” poprzez poniżanie i próbę pokazania drugiego mężczyzny, że jest tym gorszym w szeregu?
Jak w wojsku? Fala? Dobijanie leżącego, słabego, ofiarę grupy? Diedowszczyna? To jest demoralizacja i degeneracja, a wielu wierzy, że to prawdziwa męskość, bo „mężczyźni są agresywni i już, trzeba być odpornym, a nie płakać”. Powtórzę, to jest ta toksyczna odmiana męskości.
I wielu mężczyzn się na nią nabrało. I wielu będzie jej bronić, bo bronią siebie, swoje zachowania, swoje otoczenie, często swoich rodziców, którzy ich tego nauczyli. Odciąć się od tego nie jest łatwo i wymaga nie lada odwagi.
Niewiele dobrego przynosi takie wychowanie mężczyzn. Zubaża relacje, emocje i zalety mężczyzn, których się wstydzą, by nie były zbyt „babskie”. Uwypukla z kolei wady. Wcale nie dodaje to „siły”, czy stabilności emocjonalnej, jak twierdzą zwolennicy takiego zimnego chowu. Przeciwnie. Osłabia, tworzy paranoję, tworzy niezrozumienie samego siebie i głęboko skrywany wstyd.
Taki mężczyzna nie ma poczucia własnej wartości, musi wszystko skrywać w środku, nie przyznawać się do wielu rzeczy. Z kolei musi pokazywać się w lepszym świetle, niż jest (mentalny makijaż), musi cwaniakować, wchodzić w konflikty i rywalizować w taki sposób, który kompletnie mu się nie musi podobać. Bo nie musi być z natury predatorem, który chce ranić ludzi i iść po trupach do celu. Bardzo jest łatwo wtedy wejść w nerwicę, czy depresję, a przecież skala diagnozowania tych problemów jest duża. Ba, przecież ten mężczyzna, który uwierzy w wyzwiska, że jest kobietą może chcieć zmiany płci i będzie diagnozował się na transseksualizm – także ośmieszany przez środowiska skrajnie prawicowe.
Jeśli mężczyźni się do tego też przyczyniają to faktycznie cierpienie wielu mężczyzn (w tym heteroseksualnych, ale niekoniecznie z wysokim statusem społecznym) jest bardzo ciche, niewidoczne i silne. Ogromna pustka. Dyskryminacja staje się legalna, bo dla toksycznie wychowanych mężczyzn liczy się tylko indywidualizm, a nie współpraca. Mężczyźni słabną, bo nie są wspierani, bo nie mają punktu zaczepienia – nawet często wśród ojców, jeśli tak są wychowani. Jest tylko ojcowska figura w domu z podkreśleniem słowa figura. Jest krytyka, pouczanie, poprawianie, podważanie.
Potem dziwi nas konflikt młodych ze starszymi.
Ale tak to jest jak się słyszy tylko krytykę, hejt i ilość wymagań do spełnienia (od obu płci jak widać, a nie jednej).
Nie ma niczego złego w dobroci mężczyzn
Pamiętajmy, że w tej sytuacji z filmiku to „tylko” mecz. To nie depresja (choć też podważana przez wielu prawaków), to nie śmierć dziecka, to nie rozstanie, to nie choroby, to nie bycie ofiarą przemocy. To niby tylko mecz. A empatia i tak była. Czyli da się. I to pomaga.
Więc co w tym złego? Dla mnie nic. To staje się tak rzadkie, że aż wyjątkowe. Pozytywne. Kto to obraża został wykastrowany. Nie z męskości, bo tylko o takiej kastracji się mówi mainstreamowo, a z człowieczeństwa i z dobroci.
Zbyt rzadko mężczyzna wstawia się za mężczyzną. I tym bardziej słabym, czy okazującym słabość. Gdy trzeba mu dać radę, wskazówki, dobre słowo, czy podać rękę, gdy upada. Niestety tyle lat uczono nas inaczej, że nie będzie to popularne. Ale każdy sobie może to uświadomić. Tylko to zajmuje czas. Nigdy nie dzieje się to po jednej dyskusji, czy jednym przeczytaniu danego tekstu.
I jeśli mężczyźni będą dawać przykład takim zachowaniem, jak należy się wobec nas zachowywać, to kobiety temu ulegną. Nie będą miały za wielu zwolenników, gdy będą chamskie, niewspółczujące i prześmiewcze. Nie dadzą rady się sprzeciwić, bo presja mężczyzn będzie silniejsza i się dostosują. Tyle, że przykład musi iść od samych mężczyzn, jak my wzajemnie mamy się traktować.
Dawna forma wychowywania mężczyzn musi iść w zapomnienie. Niestety trochę sobie poczekamy, bo sowiecka metoda wychowywania żołnierza-marionetki (posłusznie ślepego) i niewolnika narodu w postaci pseudopatrioty, który nie ma prawa sprzeciwić się władzy/krajowi niezależnie jacy są paskudni, a który zagrożenie widzi w każdym innym niż on, będzie długotrwałym problemem. Długotrwałym, póki są ci, którzy chcą go podtrzymać, mają wręcz syndrom sztokholmski i nazywają go przez to w sposób pozytywny. Jest zupełnie na odwrót.
Szczerze powiedziawszy to słyszałem raczej, że jeśli mężczyzna wspiera mężczyznę to jest to „patriarchat”.
Szczerze powiedziawszy to słyszałem raczej, że jeśli mężczyzna wspiera mężczyznę to jest to „patriarchat”.
Może jeśli wspiera tylko mężczyznę negując przy tym inne grupy społeczne, to prędzej. Ale na ogół patriarchat nie za bardzo uczył wspierania mężczyzn. Bardziej wojowania. Przykładem są teraz ludzie, którzy jedyne co potrafią to szukać wroga w innej grupie społecznej. I dla nich przez atakowanie innych grup społecznych stają się wspierającymi swoją grupę. Tzn. tak uważają. Przykład „niszczysz Ukraińców? Wspierasz Polaków!”. „Niszczysz kobiety? Dobrze, jesteś za mężczyznami!”. Albo lepiej „Atakujesz PiS? Atakujesz Polskę!”. Czyli nie z nami to przeciw nam. Piękne polaryzacje emocjonalnych terrorystów, a nie obrońców.
Wszystko zależy co tam masz w głowie za schemat myślowe. Albo „jesteś za brakiem gnębienia homo? Niszczysz Polskę, bo głosujesz na Niemca i Amerykańca ojkofobie!”. No i tak ma ktoś komu wpoił nacjonalizm, tudzież pseudopatriotyzm, czarno-biały, skrajny, szukający wroga.
Ale jak się powie, że wspiera się np. mężczyzn z depresją, alienowanych rodzicielsko, czy tych co byli ofiarami przemocy (czy to domowej, czy ogólnie) i nie ma wstawki dodatkowej o INNEJ grupie społecznej negatywnie to nie ma szans by to mogło być nazwane patriarchatem. W patriarchacie tacy mężczyźni są nieładnie nazywani i wykluczani, póki się nie poprawią, by można było nazwać ich samcami alfa – bezproblemowymi, zaradnymi, skutecznymi, zdrowymi i tak dalej. Jednak drogą wyzwisk (dalszej przemocy) nic się dobrego nie robi, nic. Co najwyżej uczy mszczenia, dalszej przemocy, arogancji i wkurzenia na świat.
Te przykłady które podałeś są akurat spotykane w bardzo rzadkich, marginalnych środowiskach, co jest niekompatybilne ze spotykaną często tezą że wszędzie wokół czai się patriarchat. W ogóle słowo „patriarchat”, mam wrażenie, stało się jakimś bliżej nieokreślonym workiem do którego można wrzucać wszystko co się nie podoba, tak że już kompletnie nie wiadomo o co w nim chodzi. Mężczyźni się wspierają – działanie patriarchalne, nie wspierają – to samo. Ktoś całe dnie trenuje do upadłego – zmusza go do tego patriarchat, jakiś inny facet siedzi tylko od lat przed telewizorem i nie uprawia sportu – oznaka patriarchalnej dominacji. Z takimi się przynajmniej stwierdzeniami spotkałem.
Jeśli jednak już ustalimy, czym ten tak zwany patriarchat jest i czy rzeczywiście jest to czy nie powinniśmy na niego patrzeć inaczej niż wyłącznie w czarno-białych (tutaj konkretnie to czarnych) barwach? „Nie wolno tego bo to jest w patriarchacie, a patriarchat to czyste zło”
Co do tego, że jak „nie ma wstawki o INNEJ grupie negatywnie” to nie może być to nazwane patriarchatem – no cóż, w dyskusjach internetowych które ja widziałem to właśnie prawo nie zawsze obowiązuje. Czasami wchodzi wtedy stosowanie whataboutismu czy też zasada „domniemania hipokryzji”.
Każdy ma swój własny system przekonań i niezależnie od hasła to możesz różne odpowiedzi dostać co ono oznacza np. feminizm, red pill, egalitaryzm, równość, prawica, lewica, czy patriarchat. Ludzie mają swoje przekonania oparte na tym co poznali, lub czego doświadczyli i nie zawsze jest to teoria obiektywna. Często też jest to uproszczone, bo ludzie mają lotne hasła w głowie, a nie tonę informacji.
Możesz pytać danej osoby co dla niej to oznacza.
Dla mnie patriarchat na pewno jest zestawem konserwatywnych przekonań o świecie. Przykładowo są tam role płciowe – kobieta do dzieci i garów, mężczyzna na wojnę, czy tam nie może okazywać słabości. Jest też w nim zawarte umniejszanie mniejszościom, jak osoby nie-hetero, lub promowanie przemocy wobec nich. W niektórych przypadkach patriarchat oznacza też dominację mężczyzn, czy to społecznie, czy w rodzinie choć to raczej powinno się nazywać patriarchalizmem.
I w wielu aspektach kompletnie nie zgadzam się z patriarchalnym podejściem, bo widzę ilu mężczyzn niszczy. Np. popiera lukę empatii, albo uczy mężczyzn przemocy jako środka komunikacji, albo zatracenia własnego ja (talenty, zainteresowania, cechy) by pasować pod rolę społeczną.
Jeśli ktoś ma inną definicję to może ją podać. Jak słyszę, że patriarchat to chwalenie mężczyzn, a gnębienie kobiet dajmy na to to z taką definicją ciężko się zgodzić, bo patriarchat dzięki luce empatii gnębi też wielu mężczyzn. Zostawia furtkę dla „alfa” radzących sobie bez niczego nie wnikając czemu sobie radzą i czy inni mogą osiągnąć to samo tymi samymi środkami. To, że daje np. prawo pracy czy głosowania też może oznaczać, że wspiera mężczyzn, ale ten sam patriarchat tak naprawdę ceni tylko mężczyzn sukcesu i kompletnie nie myśli jak pomóc mężczyznom, by takimi się stać, lub robi to idiotycznymi sposobami (np. pobór wojskowy zrobi z ciebie mężczyznę, minie ci depresja, a w ogóle to nauczysz się ścielić łóżko – trochę dokręcić śrubę to mężczyzna się nauczy i nawet z homoseksualizmu zostanie wyleczony – gdyby oczywiście nim był).
To samo z gnębieniem kobiet w patriarchacie. Teoria jest niepełna, bo owszem, nie było np. środków do zwalczania przemocy domowej lub była promowana przez patriarchalną religię (bij dla posłuszeństwa bo mąż to świętość), ale już np. rzadko się słyszy, że ten sam patriarchat próbował kobietom narzucić łatwiejsze role, bo mogły okazywać słabości, mogły być niezaradne, emocjonalne, nie musiały harować same na rodzinę, nie musiały iść na pobór wojskowy, by otwierać im drzwi, ratować pierwsze razem z dziećmi i wiele więcej.
Jeszcze inny jest patriarchat islamski, radykalny, tutaj prawa kobiet są ograniczone do minimum, wręcz kobiety mogą być ukamienowane za bycie zgwałconą (podwójne obwinienie ofiary), choć i tak wiem, że w wielu rejonach mają poważanie w domu i co do dzieci. Ale tylko w domu.
Mówię, wszystko zależy od przekonania danego rozmówcy o danej definicji/haśle. Jak dochodzą emocje to będą wyzwiska, zamiast jasnego, asertywnego pokazania własnego zdania. I to z obu stron, bo obie strony potrafią nie akceptować szerokiej definicji danego hasła. Np. aprobują tylko tą idealniejszą z części, idealizują ją.
Np. konserwatyści mówią, że patriarchat nikogo nie ranił tylko dbał o obie płcie.
Feministki powiedzą, że feminizm wcale nie dba o przywileje dla kobiet (a więc matriarchat, przykładem są parytety i konwencje je chroniące w szczególny sposób), ale powiedzą, że to walka o równość dla obu płci, dobro dla obu płci.
I jak powiesz konserwatystom, że taki patriarchat nie był możesz usłyszeć wyzwisko, zapewne zakwalifikują Cię do grupy feministów (lub są inne wyzwiska, jeszcze bardziej patologiczne).
Jak feministkom powiesz, że feminizm nie jest taki super i równy, to też możesz usłyszeć, że pewnie jesteś konserwą, a może i faszystą.
Tylko te wyzwiska wypowiadają osoby radykalne. Ewidentnie coś nie gra z nimi, nie panują nad sobą, nad opiniami, nie myślą tylko rzucają hasłami, nie tolerują sprzeciwu nawet konstruktywnego. Prawdopodobnie weszli w daną opcję z powodu urazu i chęci wojowania, zniszczenia drugiej grupy społecznej motywując to sygnalizacją cnót. A jednak jest w tym toksyczność, a nie merytoryka.
Tak czy siak wnioskiem jest to, że mało jest rzeczy czarno-białych i trzeba mieć i duże IQ i dużą wiedzę i dużą dojrzałość (dystans), by się wypowiadać na dane tematy. A ludzie którzy próbują forsować swoje zdanie nie są zbyt pokorni, by myśleć, że mają jeszcze niewystarczającą wiedzę na dany temat (i tacy są najgłośniejsi, ba najbardziej pewni siebie). Albo nie chcą się przyznać, że ich motywacje do posiadania danych poglądów wcale nie są zbyt cnotliwe (np. pomoc ludziom), a raczej agresywne.
Czasami wchodzi wtedy stosowanie whataboutismu czy też zasada „domniemania hipokryzji”.
Whataboutism to pewnie wg nich ja stosuję, bo pokazuję różne aspekty danej definicji, a nie tylko jeden aspekt, który wg nich trzeba wyznawać jak religię, a na całą resztę stosują zakaz skutkującym wrzuceniem do piekła.
Teraz piszesz że ich metody są psychopatyczne a parę lat temu zachwalałes ten psychopatyczny Iran https://swiadomosc-zwiazkow.pl/kultura-iranu-w-praktyce-pobyt-i-kobiety/
parę lat temu zachwalałes
„Czytelnik napisał artykuł w pierwszej osobie, więc gdy pisze „byłem tam” nie chodzi o autora strony, a czytelnika.”
Nie zgadzam się z tym artykułem w całości. Do tego miał być bardziej sprawozdaniem z podróży.
Teraz piszesz że ich metody są psychopatyczne
Możesz zacytować, bo nie pamiętam kontekstu? I które metody – konkretnie? Nie mogę rozmawiać w taki wyrywkowy sposób, bo łatwo zmanipulować wypowiedzi.
Pamiętam na pewno, że psychopatycznym jest sadyzm tej kultury, ograniczanie praw człowieka, obcinanie kończyn, fałszywie oskarżenia kończone tragedią, obwinianie ofiar, krótkowzroczność, pusta siła i pusty argument siły (lepszy jest mózg i empatia). Wiele tego. Jakie mam poglądy wynikły ze zrozumienia bardzo wielu aspektów psychologicznych, emocjonalnych, a nawet prawnych. Nie bez powodu ewolucja zostawiła w tyle obcinanie kończyn, tam gdzie oczywiście ktoś ewoluował. W innych kulturach środki są proste, bo ludzie są prostsi. Nie znaczy, że lepsi.
Ale z jednym się zgodzę – karanie zdrad. Po to stworzyłem ankietę (to moja inicjatywa, nie czytelnika). Są różne rodzaje przestępstw, a za mało bierzemy pod uwagę przemoc psychiczną, rujnującą emocje i wszystkie reguły gry. Potem ludzie krótkowzrocznie oceniają osobę której emocje zostały zniszczone, zamiast sprawców nieszczęść.