D. Sośnierz i czerwona pigułka: luka płacowa NIE ISTNIEJE
Wśród polityków nie słyszałem nigdy bardziej czerwono pigułkowego wystąpienia, niż te zaprezentowane przez Dobromira Sośnierza. Znalazła się w nim nawet wstawka o beta orbiterach, czy białych rycerzach, którzy oddaliby nerkę, byle tylko kobiety na nich pozytywniej spojrzały (albo w sposób wyrachowany, polityczny – na nich zagłosowały). Cały femino-socjalizm polega na próbach przekupywania tej grupy wyborców (głównie kobiet) uciekając się niestety do emocji, czy do wyimaginowanych problemów i szukania wyimaginowanego wroga (co też powoduje emocje – czasem strach, czasem wrogość, a nierzadko też nienawiść).
Więcej o bzdurkach wypowiadanych przez feministki umieściłem w mojej rozmowie z taką panią, która starała się bardzo jednostronnie zaprezentować problemy kobiet (zresztą jak zwykle, bo przecież myślą tylko o sobie samych). KLIK.
Dobromir Sośnierz jako jeden z niewielu polityków otwarcie nie popiera kłamliwej retoryki o luce płacowej dotykającej kobiety
Główny clue wystąpienia Dobromira Sośnierza był taki, że luka płacowa nie istnieje w pojęciu, który prezentują feministki (czyli jakiegoś uciemiężania całej płci).
Wiele kobiet zarabia nawet więcej, niż mężczyźni na tych samych stanowiskach, bardzo często są preferowane w wielu zawodach (a nawet ulgowo traktowane), bo mają też swoje atuty ponad mężczyzn. I mężczyźni krzyczeć o uciemiężaniu w takich wypadkach nie mogą – tylko przyjąć, że są gorsi. Dziwna ta „równość”, co?
Zazwyczaj jednak różnice płac na tych samych stanowiskach są marginalne.
Jest miliard powodów innych, niż płeć czemu kobiety statystycznie zarabiają mniej – jako ogół, a nie gdy liczymy konkretną firmę, zawód, czy stanowisko. Zupełną głupotą jest uważać, że w idyllicznej równości wszystkiego i wszystkich pracownik bez umiejętności, lub wykonujący najprostsze prace powinien zarabiać tyle, ile pracownik naukowy (to akurat do osób popierających podnoszenie płacy minimalnej). Liczą się kompetencje. Na nich budowana jest cywilizacja, na tej podstawie różnicujemy zarobki.
Taką samą głupotą jest próba ogólnikowego przedstawiania różnic zarobków mężczyzn i kobiet zupełnie pomijając co dokładnie płcie robią i w jakim czasie. Jest tylko obrażanie się feministek o to, że praca wielu kobiet jest pracą prostą, usługami, które wypełniają rynek, a same są pracownikami, którzy mogą być łatwo zastąpieni. Wolny rynek takiego pracownika nie ma prawa wycenić drogo. Wolny rynek płaci za fachowca, specjalistę, za kogoś kogo brakuje na rynku i kto generuje długotrwałe zyski (i tak to mocno uprościłem). Płeć tu nie ma znaczenia, tylko sam zawód, samo stanowisko, same umiejętności, godziny wypracowane, czy wiedza.
Czy się stoi czy się leży dwa tysiące się należy – marzenie komunistycznych feministek. Wszystkim po równo
Różnicę płac na korzyść mężczyzn można liczyć od wypracowanej liczby nadgodzin przez mężczyzn, po wybieranie cięższych, bardziej ryzykownych zawodów (także w szkodliwych warunkach), po mniejszy poziom bierności zawodowej, a więc zazwyczaj większego doświadczenia, za które też się płaci. Mężczyźni też częściej walczą o podwyżki (raz, bo są uczeni, że albo zawalczą, albo zginą, użalać się nie mogą, dwa, bo nie znajdą opieki u kobiet, gdy kobiety często znajdują mężczyznę-opiekuna, czy nawet sponsora, ale też często żony stosują na mężczyznach presję ekonomiczną i straszą rozwodem, czy zabraniem dzieci). Na mężczyznach spoczywa dyskryminacyjna presja sukcesu finansowego (nie ma praktycznie małżeństw w których kobiety zarabiają sporo mniej od swoich mężów), a kobiety z powodu cech typowych dla ich płci zazwyczaj są bierne, ale też szukają częściej bezpieczeństwa, co skutkuje brakiem walki o podwyżki. Kobiety mają też większą niechęć do zmiany miejsca zamieszkania, porzucenia rodziny, czy znajomych dla samej pracy, więc często zostają w jednej, słabo płatnej pracy z przyzwyczajenia.
A żeby zarabiać trzeba chcieć coś zmienić, a nie liczyć, że ktoś da, pomimo całkowitej stagnacji na polu rozwoju zawodowego. Zresztą kobiety w związkach bardzo często działają podobnie – zazwyczaj chcą przyjść na gotowe, uważają, że od wnoszenia zasobów i „starań” to jest mężczyzna, a jak tkwią w związku z niedobrym partnerem, to najchętniej taki związek zmienią dopiero, gdy drugi mężczyzna je z niego „wyciągnie”. Masa kobiet tak postępuje i nie ma co się obrażać, tylko zacząć działać dla swojego szczęścia czy zarobków.
Feministki znowu kłamią: mężczyźni to trutnie i utrzymankowie
Zasada jest taka: im więcej czynników weźmie się pod uwagę, które wpływają na zarobki, tym te różnice między zarobkami kobiet i mężczyzn się zmniejszają. Czyli im bardziej szczegółowa i obiektywna analiza, która też uwzględnia popyt i podaż, tym mniej jest prawdopodobne, że ktokolwiek w niej będzie mówił o jakiejkolwiek dyskryminacji kobiet.
Przykładowo Uber został przebadany w tym temacie. I co wyszło?
System przyznając kierowcom kursy czy wyliczając cenę kursu na żadnym etapie nie bierze pod uwagę płci kierowców. Jak więc jest to możliwe, że mężczyźni pracujący jako kierowcy Ubera zarabiają o średnio o 7% więcej, niż zajmujące się tym samym kobiety?
Pierwszy trop w badaniu, które ujęło 1,8 mln kierowców, jeżdżących w latach 2015-2017, każe szukać nierówności ze struktury zatrudnienia – kobiety stanowią 27% wszystkich kierowców Ubera w USA, a mężczyźni po prostu pracują zwykle dłużej. Jednak po przeliczeniu stawki godzinowej wciąż widać, że kobiety zarabiają mniej.
Trzeba więc spojrzeć z drugiej strony: zarobek kierowcy Ubera wynika z czasu przejazdu, długości trasy i oczywiście zapotrzebowania, ujętego przez mechanizm mnożników dla godzin szczytu. Biorąc te kwestie pod uwagę, badacze ze Standfordu ustalili, że mniejsze zarobki kobiet wynikają z trzech powodów:
-
Kobiety wybierają mniej dochodowe czasy i miejsca na swoją pracę – biorą mniej nocnych zmian, zmian z krótszymi okresami oczekiwania czy zmian w godzinach szczytu.
-
Kobiety są mniej doświadczone jako kierowcy Ubera, a to właśnie doświadczenie pozwala wybierać najbardziej korzystne trasy i czas pracy. Tymczasem po pół roku z pracy tej rezygnuje 77% kobiet i 65% mężczyzn, tak więc typowa kobieta w tej roli nie wybiera równie dobrze, co typowy mężczyzna.
-
Kobiety jeżdżą wolniej, a więc wykonują w ciągu godziny mniej kursów niż mężczyźni – a mniej kursów to mniej pieniędzy. Ten właśnie aspekt wpływa przynajmniej w połowie na mniejsze ich dochody.
Jordan Peterson też wyjaśnił feministkę wywiadzie w którym poruszyła temat różnicy płac:
Jeśli ktoś nie jest na bakier z logiką i nie podchodzi do tematu emocjonalnie (czyli nie czuje się cały czas obrażoną osobą) to pokocha retorykę Petersona. Mistrz logiki i opanowania, pomimo tak rażących manipulacji, insynuacji i przeinaczeń po stronie feministki (sztuki erystyczne welcome). Z tym samym spotykam się tutaj na stronie, czy na fanpage ze strony krytykantek mojej pracy (i w mniejszym procencie podobnych im mężczyzn).
Tak więc to co powinno się powtarzać: załóżcie drogie feministki własne firmy, zatrudniajcie tam tylko kobiety, lub płaćcie kobietom więcej za taką samą pracę, którą wykonują mężczyźni. To będzie wasza praca dla tej waszej „równości”. Dla prawdziwej równości, czyli tej bez cudzysłowu możecie zapracować zakładając firmę i ustalając zarobki danej osoby, niezależnie od płci, ale w zależności od tego jak wiele zysków przyniesie waszej firmie, ale i od tego jak wyceniana jest jej praca. Oczywiście wasza firma też podlega pod statystyki podażowe i popytowe, bo przecież może dawać pracę, która nie zapewnia dużych zysków i nie ma popytu na produkty które oferuje, czego na pewno jako dobrzy przedsiębiorcy będziecie świadomymi.
W innym wypadku to jest bezsensowny skowyt (choć niestety wiele pań rechocze na sali nawet w momencie mówienia o przedwczesnych zgonach mężczyzn).
Hihihih „słabi mężczyźni” ,hihi, giną, umierają harują na dobrobyt tych samych kobiet, z których śmiać się nigdy nie wolno – nawet jak problemy wyolbrzymiają i zmyślają. Ale jak mężczyźni mają nawet poważne problemy to hihihihi, nie słuchamy was hihihi, a poza tym to sami winni sobie jesteście hihihihi.
Duże, złośliwe, zapatrzone w siebie dzieci w ciałach dorosłych. Na pewno nie powinny być wzorem dla nikogo.
Mężczyznom nakazałyby robić wszystko co najtrudniejsze i najcięższe – to miałaby być męskie starania o wyższe zarobki dla nich samych, a kobiety?
Cóż, „wyju wyju, dajcie, bo mamy gorzej, przez was, mężczyźni, chamy”.
W cywilizacji gdzie kobiety przez feministki aż tak nie doceniają, czy nie szanują mężczyzn i męskiej cywilizacji – jak w ogóle można myśleć o dawaniu im dodatkowych przywilejów? Za co? I jaki mechanizm gospodarczy, czy kulturowy miałby to regulować oprócz emocjonalnego szantażu?
Powtarzam, feministki UMNIEJSZAJĄ mężczyznom, którzy więcej zarabiają. Umniejszają temu ile wysiłku musieli włożyć, by tyle zarobić. To cecha ludzi małych, a niestety są autorytetami dla wielu osób.
Siłowo: wagin i penisów musi być wszędzie po równo
Wracając do luki płacowej. Żaden racjonalny przedsiębiorca nie będzie zatrudniał droższych w utrzymaniu mężczyzn, mimo, że równie wydajnych co kobiety, bo by splajtował. Najwyraźniej te kobiety wcale nie są równie wydajne. Bo gdyby były, a do tego byłyby tańsze to mężczyźni staliby się zbędni na rynku pracy.
Ale żeby to wiedzieć najpierw albo trzeba troszeczkę się poduczyć z ekonomii, matematyki, statystyki, rozumieć średnią, a przede wszystkim trzeba myśleć logicznie (feministki udowadniają, że są na bakier), a po drugie założyć swoją firmę.
I wtedy wojować – NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ.
To jest coś z czego feminizm nie słynie, choć czego żąda od mężczyzn (zresztą czego one nie żądają od mężczyzn? lista wydaje się nie mieć końca).
Ale niestety jak ktoś ma mentalność ofiary, czy też uważania się za nieskazitelny pępek świata to nawet w momencie założenia firmy i jej bankructwa znajdzie winę we wszystkich, tylko nie w sobie. Na pewno winny jest mężczyzna sprzed 1000 lat, patriarchat sprzed 3000 lat (a nawet ten sprzed 100 gdzie nie było tylu prac biurowych, a prace bardzo ciężkie, do których kobiety nie aplikują do dziś), lub winny jest sąsiad-mężczyzna pracujący w kanalizacji, zarabiający dużo mniej od wielu innych kobiet, a podejmujący wiele więcej wysiłku od nich samych.
I ten sąsiad niewiele pobierze z emerytury, na którą w Polsce przechodzą mężczyźni później, ale żyją krócej. Kobieta będzie żyć kolejne powiedzmy 10 lat pobierając znacznie więcej pieniędzy.
I w takich sprawach feministki milczą, bo jak wiemy wszyscy, chcą przywilejów, a nie żadnej równości. Chcą się czuć ofiarami, nawet jak mają w jakiejś sferze lepiej, bo to zapewnia im zainteresowanie, a czasem spełnienie ich żądań. Takie są ich metody. Godne jedynie potępienia dla człowieka moralnego. Niestety wielu mężczyzn daje się na to nabrać, a jeszcze inni, jak na początku wspomniałem wyłącznie kupują głosy kobiet w demokratycznych wyborach – bo jednak kobiety są większą częścią społeczeństwa i bez ich głosów wyborów wygrać się nie da.
Czy da się inaczej w demokracji? Z tym pytaniem zostawiam już Ciebie samego czytelniku/czytelniczko.
Sośnierz to ten krakowiak który chodził po rynku w samych gaciach w obronie zwierząt, żona zostawiła go dla murzyna, a dorosła córka pręży pierś na instagramie zapowidając że zostanie żoną swojego idola ?? Ten człowiek dostał się do sejmu przez przypadek(tylko dlatego że konderedacja weszła a on obsadzał listę w krakowie lub warszawie z bberkowiczzem i był z łapanki, bo przyciągał do partii korwin,a głosująć na korwina wpuszczono tą chołotę) i najpierw powinien ogarnąć włąsną rodzinę zanim zacznie rządzić polską… nie szanuję bardzo.
Dobrze, opinię osobistą o nim jako człowieku poznaliśmy. A co z poglądami? Tego tyczy się temat.
Bo jakbyśmy mieli tak spoglądać tylko na ludzi (których i tak nigdy do końca nie będziemy znać, tym bardziej publicznych) to każdy ma jakąś skazę. Kryształów nie ma.
jak ktoś pcha się do miejsca gdzie dane mu będzie zarządzać pieniędzmi innych ludzi, to sam powinien być kryształowy i mieć nieposzlakowaną opinię, pewien posłuch, a on tego nie ma. Dobry plan nie wystarczy. Słuchanie od złodzieja o uczciwości nie przynosi tego samego efektu co od kogoś uczciwego od początku, bo wtedy to jest hipokryzja i ludzie nie dają tego wiary, bo najpierw trzeba dać przykład sobą samym zanim zacznie się pouczać innych, a nie że przygadał kocioł garnkowi.
W porządku. Znasz kryształowych polityków? Ja ani jednego. Zresztą wykazano w badaniach psychologicznych, że na polityków idą te same osoby co na kierowników firm – osoby z nawiązką psychopatii. Moralności tam nie ma co szukać, a chęci zysku i władzy każdym kosztem.
I nawet jak znajdzie się jakiś idealista to i tak po życiu prywatnym można się do czegoś doczepić u niego.
No nie ma takich ludzi, nie ma, każdy ma grzech w sobie, jak to mawiają księża z ambony.
Ano i jeszcze są ci co strzegą, by żadne info na ich temat nie wyszło na jaw, lub tylko te dla nich wygodne… a to dużo większa dawka manipulatorstwa.
Kobiety tracą dużo finansowo i zawodowo, jeśli mają dzieci (szczególnie więcej niż jedno). To zazwyczaj one obarczone są opieką nad dziećmi gdy te są chore, albo ogólnie – odbierają je z przedszkoli/żłobków, przez co nie mają możliwości brania nadgodzin. Sama na swoim przykładzie widzę, że odkąd mam dziecko, to zawodowo utknęłam w miejscu, gdy tymczasem mój mąż może się dalej rozwijać. Ponieważ on pracuje na zmiany, często ma też wyjazdy służbowe, jakieś szkolenia itd., więc to ja jestem odpowiedzialna za dziecko, nie mogę przecież w takiej sytuacji ani wyjeżdżać, ani szkolić się poza standardowymi godzinami pracy, często też moje plany biorą w łeb, bo młody przeziębiony i nie chcą go przyjąć w przedszkolu.
Dzieci to najczęstszy powód nie podejmowania przez kobiety pracy (wtedy ich partner/mąż musi brać utrzymanie rodziny na siebie), albo asekuranckie podejście do pracy (nie zażądam podwyżki ani nie rzucę pracy, bo boję się, że zostanę bez pieniędzy na dziecko i dom), przez które podejmują nawet słabo płatne zawody, i kurczowo się ich trzymają.
Dodatkowo, kobiety w wieku 18-40 lat mogą zajść w ciążę, to zazwyczaj oznacza zwolnienia chorobowe, około roku macierzyńskiego i na dodatek opieka na dziecko, przez co wiadomo, że pracodawcy nie chcą kobiet zatrudniać tak chętnie jak mężczyzn – mężczyźni rzadko biorą na siebie tę opiekę, nie biorą urlopów ojcowskich (choć takie im przysługują), mogą zostawać na nadgodziny w pracy i nie muszą się martwić, czy dobiegną do przedszkola przed 17.
Tak więc słabość kobiet na rynku pracy wynika raczej z ich fizyczności i roli w rodzinie, niż z ich wybierania gorszych opcji i „roszczeniowości”. Czy to sprawiedliwe? Raczej nie, ale przyjmuję do wiadomości, że tak po prostu jest. Z wykresu, który umieściłeś, widać, że kobiety zajmują większość stanowisk w zawodach, które są związane ogólnie z zajęciami rozumianymi jako kobiece – opieka zdrowotna, społeczna, edukacja (szczególnie ta „niższa” – im niższy wiek dzieci, tym więcej kobiet zaangażowanych w ich edukację), kultura, rozrywka, działalność finansowa. Są to zawody niezbędne do sprawnego funkcjonowania współczesnego społeczeństwa, poza tym kobiety sa w nich bardziej dświadczone, w końcu to one głównie opiekują się dziećmi i starszymi w rodzinie, to one zajmują się finansami rodziny i organizacją jej działania (jak robienie codzinennych zakupów, zabieranie dziecka do lekarza czy dentysty, pilnowanie lekcji, sprzątanie, gotowanie, pranie), one są potrzebne jako kucharki czy sprzątaczki.
Kobiety zaczęłyby być wyceniane dużo lepiej w tych tzw. niezbędnych zawodach jak pielęgniarka, gdyby… zrezygnowały z tej pracy i brakowałyby rąk do niej. Niestety nie jest zbyt mądrym usilnie wybierać takie zawody, pomimo świadomości, że jest ciężko, a zarobki marne. Inna sprawa, że wyszkolić na pielęgniarkę jest dużo prościej, niż pracownika ścisłego, więc nie będzie to nigdy zawód o bardzo wysokiej specjalizacji. Równie mocno wymagane są prace typu sprzątacz/ka, a mimo to nie są wyceniane wysoko, bo prawie każdy może taką pracę wykonać. Czyli jedynym krokiem do polepszenia sytuacji pielęgniarek jest to, że zajmą się zawodami, których nie będzie potrafiła duża część populacji. Mają pełne prawo dokonywać wolnych wyborów i przez to wpływać na ich wycenę na rynku.
Co do dzieci – takie jest życie, natury się nie da zmienić, by to mężczyźni rodzili. Więc albo dom, albo kariera, albo kierowanie się półśrodkami, czyli próby godzenia obu sfer.
Kobiety niech podziękują feministkom za to „pozwolenie” na pracę. Prawda jest jednak taka, że kobiety zawsze były i będą zależne od mężczyzn, szczególnie gdy rodzą, więc mają wyjście albo być zależną od kierownika w firmie, czy też kapitana państwo (głównie kierowanego przez mężczyzn), albo od męża. Mąż jednak został kobietom obrzydzony jako tyran i ciemiężyciel, więc wybory są jakie są.
Dziękuję feministki za możliwość pracy, zależność od drugiej osoby nigdy nie jest dobra. Pogpdzilam sie z tym, że nie zarobię tyle, co mężczyzna na moim stanowisku (chociaż wiem, że do pracy „w sztuce” nie pcha się zbyt wielu), ale nadal – nie zrezygnuję z pracy, przecież jeśli polegałabym tylko na mężu, jemu cis by się stało, albo by się zakochał w innej, to jak zaplacilabym za kredyt są mieszkanie i jedzenie dla dzieci? Poza tym, wolę pracować i się rozwijać, niż prać, gotować i sprzątać w domu. Mąż nie jest mi „obrzydzony”, nie ciemięży mnie, ale nie chce na nim wisieć, jestem odrębną jednostką i stanowię o sobie sama. On też nie ma przymusu bycia jedynym zywicielem rodziny, w zeszłym roku dzięki mojej pracy był w stanie rzucić pracę i przez 4 miesiące spokojnie szukać następnej, bo żyliśmy z mojej pensji. Więc oboje mamy ten luksus, że pieniądze nie są dla nas problemem, i możemy po swojemu się realizować, a żadne z nas nie jest zmuszone wykonywać rzeczy, których nie lubimy. Tak właśnie wygląda partnerstwo, a to, o czym ty mówisz, to prosta droga do frustracji.
Co do pielęgniarek, chyba dawno nie byłeś w szpitalu. Od kilku lat są braki kadrowe, średnia wieku pielęgniarki w Polsce to 52 (!) lata. A zawód to trudny, wymagający fizycznie i kompletnie niedoceniany (także przez ciebie).
Ty i to twoje zwyczaje wciskanie komuś poglądów w usta. Coraz mniej mi się chce ciebie tu przez to tolerować. Każdy ma swoją cierpliwość. W życiu nie powiedziałem, że zawód pielęgniarki jest niepotrzebny, jest, ale wyszkolić się da na pielęgniarkę łatwiej, niż na pracownika naukowego, bo nie jest to praca tak skomplikowana. Jest ciężka, ale nieskomplikowana. Podobnie jak przenoszenie ciężarów np. u kamieniarza, wystarczy mieć siłę fizyczną i IQ 80. Jest ciężko, ale nie jest to skomplikowane. Ciebie po prostu jak każdą przewrażliwioną babę obrażają fakty.
Jak nie będziesz mieć dziecka to szansa na niższe zarobki na tym samym stanowisku, z tymi samymi obowiązkami czy takim samym doświadczeniem co mężczyzna jest niska. Możesz mieć nawet wyższe, bo możesz się prezentować lepiej w firmie, możesz być milsza i bardziej szczegółowa, co mężczyznom trudniej przychodzi.
Każda płeć ma swoje zalety i wady na rynku pracy. Rynek to reguluje, nie płeć, czyli co jest potrzebne, a na co nie ma rąk do pracy. Jak jest tona chętnych do pracy np. strzelam 70% kobiet chciałoby iść na pielęgniarkę, to nie będzie wysokiej wyceny bo łatwo zastąpić jedną kobietę drugą. Ty uwielbiasz wciskać kobiety w rolę ofiary, a mężczyzn deprecjonować, lub wmawiać, że coś dostali za jakiś bzdurny nieistniejący przywilej. Jesteś szkodliwa z takim gadaniem.
Co do tego że teraz brakuje pielęgniarek, owszem, wyjeżdżają. I rynek to zweryfikuje, zobaczysz. Poczekaj chwilę. Rząd będzie musiał się tym zająć, bo to jest państwówka. Jeśli mielibyśmy prywatną służbę zdrowia, uwierz mi, że stworzono by kolejne 4-5 placówek w których pielęgniarki mogłyby konkurować o zarobki, o swój fach. Przy państwówce gdy państwo kładzie lagę, póki może – bo może, nic dobrego nie będzie. Lekarze też odchodzą, także to nie jest tylko problem na tym szczeblu.
A dlaczego Ty mnie obrażasz? I nazywasz babą? Podaję Ci powody, dlaczego kobiety są słabsze na rynku pracy, a Ty od razu emocjonalnie mnie atakujesz. Nie wciskam kobiet w pozycję ofiary, sama nie jestem ofiarą, chciałam Ci tylko wskazać główny powód tego, że pomimo, że w niektórych zawodach kobiety zarabiają lepiej, to ogólnie zarabiają mniej niż mężczyźni, a ty histerycznie reagujesz atakiem na mnie.
W życiu też nie deprecjonuję mężczyzn, kocham kilku mi bliskich mężczyzn i nie zgadzam się na zaniżanie ich wartości.
To, że brakuje rąk do pracy w pielęgniarstwie dotyka wszystkich pacjentów już teraz, a nasz kochany rząd tego nie widzi (nie chce?), i ogół ludzi też nie ma do tego zawodu szacunku. A ja szanuję ludzi ciężko pracujących, czy to budowlańców czy pielęgniarki, i uważam, że za swoją pracę powinni być wynagradzani. I tak jak budowlańcy zarabiają super (i bardzo dobrze), tak te ciężko pracujące pielęgniarki powinny zarabiać super. Ich zarobki przecież nie mogą być zależne od rynku, nie można dopuścić do sytuacji, gdy szpitale będą ich pozbawione, trzeba działać wcześniej. Tak samo nie możemy sobie pozwolić na brak lekarzy czy inżynierów.
I nie możemy sobie pozwolić na brak policjantów i żandarmerii i strażaków i urzędników… zaraz wszyscy uznamy, że będą super potrzebnymi i wszystkim najlepiej dać jakąś ustawową wysoką kwotę… Ba, nawet wspomniani przeze mnie sprzątacze też są niezbędni i kraj nie może sobie pozwolić na to, by był syf. A jednak praca jest wyceniana w ten sposób na prawidłowych mechanizmach ekonomicznych i prawie nikt z tym nie dyskutuje. Żeby tyle grup czy zawodów nie walczyło trzeba by było wprowadzić jednolitą płacę, typowy komunizm. Tak nie można. To już było i się nie sprawdziło. To dopiero był reżim. Tak jak napisałem, jedyna rada dla pielęgniarek to aktualnie niepodejmowanie takiej pracy, by rynek to wyregulował, lub rząd coś zrobił w tej kwestii. Nie ma co się na to obrażać, tylko najlepiej zwiększyć kwalifikacje. Zresztą znam tonę pielęgniarek, które pracują zagranicą i najwyraźniej to jest też wyjście akurat dla tej grupy społecznej w tym momencie. Nie da się magiczną różdżką tego zmienić i takie rozmowy też tego nie zmienią.
Co do budowlańców aż tyle nie zarabiają rocznie, co miesięcznie, bo przypominam m.in nie pracują w zimie.
Uważasz, że brak pielęgniarzy i pielęgniarek w naszym kraju jest ok? Że zamykanie oddziałów szpitalnych różnych specjalizacji, z tego powodu, że nie ma kim ich obsadzić, jest ok?
Jestem w szoku.
W Polsce brakuje opieki nad starszymi (a przecież działasz na rzecz mężczyzn, jeśli tak wielu jest ich samotnych, to co ma się z nimi stać na starość? Skąd wziąć dla nich opiekunki/pielęgniarki?), brakuje oddziałów psychiatrycznych (a przecież tylu mężczyzn cierpi na depresję, podejmuje próby samobójcze) – czyli jesteś w stanie zgodzić się na tę „ofiarę” w oczekiwaniu na to, by rynek zawodowy sam się wyregulował?
Czemu brakuje ci solidarności z tymi wszystkimi mężczyznami w potrzebie? Chyba, że to po prostu kompletny brak empatii w stosunku do wszystkich innych, którzy żyją inaczej niż ty (kobiety, starsi, rodziny z dziećmi).
Takie są mechanizmy ekonomiczne dyktujące płace, nie ma co się obrażać o rzeczywistość. Niestety znowu wciskasz mi poglądy i słowa, których nie powiedziałem. Jak dla Ciebie solidarność to „dajcie wincyj piniendzy” danej grupie społecznej i tylko tej to nie mamy o czym rozmawiać. Zwiększenie płac nie rozwiąże największych problemów, tak jak 500+ nie rozwiązało problemu niskiej dzietności. Powtórzę, jest mnóstwo potrzebnych zawodów, nie tylko w opiece medycznej, czy psychiatrycznej, a mimo to wiele z nich zarabia i będzie zarabiać mało z X względów. Jeśli podwyższamy płace jednej grupie, to druga czuje się upokorzona, a może być tak samo potrzebna. To grozi rozłamem i konfliktami społecznymi, które już widzimy, bo jedni czują że są tymi gorszymi, a drudzy są uprzywilejowani.
No ale rozumiem z lewicą przybijasz piątki, oni tam mają swoje socjalistyczne rozwiązania problemów, zabrać bogatym, rozdać biednym, wzmocnić rolę państwa i państwowych stołków. Wiadomo. Ja powtórzę, jestem za prywatną służbą zdrowia, wtedy konkurencyjność pomoże w zarobkach absolutnie w każdym zawodzie, a te najbardziej potrzebne będą opłacane bardzo dobrze. Przykład z dziś to stomatolodzy, prywatnie robią wielkie pieniądze, bo ludzie boją się bólu, nie chcą mieć zniszczonych zębów. Jeśli tak samo pragnęliby opieki pielęgniarskiej to też musieliby docenić ich pracę. Jeszcze jest problem systemu emerytalnego, który zniechęcił dzieci do zajmowania się starymi rodzicami, ale to inna para kaloszy. Nie ma szybkich rozwiązań ja już się te problemy nagromadziły przez głupotę pokoleń.
Wg mnie to jest obrażanie się w stylu, że wiek emerytalny jest wysoki. Ale nie da się mieć godziwej emerytury przestając pracować nie wiem, w wieku 45 lat. Takie są mechanizmy, nie da się ich zmienić. Nie można już dziś płakać nad wysokim wiekiem emerytalnym który i tak będzie podwyższany, jak nie przez tą partię, to kolejne. I nie dlatego że są źli, ale że system jest niewydolny zbudowany 20-30 lat temu. Tylko wielkim populizmem jest mówienie o obniżce wieku emerytalnego, ale to wiąże się z niższymi emeryturami, bo przecież są składki, a rząd tych pieniędzy nie „daje”. I dlatego próbują to łatać 13stkami, 14stkami, żeby dać jakieś złudzenie, że coś próbują zrobić itd.
A i jeszcze coś. Co do opieki psychiatrycznej wystarczy % składek na służbę zdrowia zwiększyć na opiekę psychiatryczną, czyli wziąć z istniejącego już budżetu. Tutaj proporcje są niezachowane po prostu.
Autor bloga raz uważa, że brak możliwości rozwoju kariery na rynku pracy jest spowodowane tendencją kobiet do wyboru mało przyszłościowych zawodów, innym razem uważa, że kobiety nie powinny wybierać zawodów „zarezerwowanych” dla mężczyzn, bo badania wykazują ewidentnie, że gorzej sobie w nich radzą. Drogi autorze, co więc proponujesz, bo już nie wiem? Zmienność i brak konkretów.
innym razem uważa, że kobiety nie powinny wybierać zawodów „zarezerwowanych” dla mężczyzn
To nie są moje słowa. Proszę bardzo, kobiety na traktory, do kopalń, na wysokości, do kanalizacji. Jak równość to wszędzie, a nie tylko na samej górze społeczeństwa, nie tylko tam gdzie ma być wygodnie i pieniądze miałyby spływać w dużych ilościach małym nakładem wysiłku.
Zresztą ja niczego nie muszę proponować, opisuję dany temat.
Praca w rozrywce to zawód niezbędny do sprawnego funkcjonowania nowoczesnego społeczeństwa?
Najwyraźniej tak, skoro przemysł rozrywkowy jest tak rozwinięty , najwyraźniej nie możemy się współcześnie bez niego obyć. Sama po godzinach pracuję w organizacji zajęć rekreacyjno-rozrywkowych dla dorosłych, i widzę, jak dla wielu jest to „terapia” po pracy.
Nie jest, ludzie sami są sobie w stanie zorganizować rozrywkę, nie potrzeba zawodowców. Próbujesz dokonać gigantycznego przeinaczenia toteż nie mogę na to pozwolić.To właśnie mężczyźni wykonują lwią część część niezbędnych PRODUKUJĄCYCH dobrobyt świata zawodów w których nikt (kobiety) na wielką skalę nie jest w stanie ich podmienić, a kobiety wykonują większość POTRZEBNYCH a jednak NIEPRODUKUJĄCYCH dobrobytu i łatwo wymienialnych (za pomocą mężczyzn) zawodów. Innymi słowy to mężczyźni głównie produkują dobrobyt który wszyscy dospołu (a kobiety nawet bardziej, patrz: social) przejadają. Już dawno było dowiedzione, że gdyby rozdzielić obie płcie bez dostępu do siebie to mężczyźni umarliby ze starości albo w walce między sobą, a kobiety z głodu i od chorób. Zaraz znajdę badania czekaj.
Ale mogą sobie wybierać ludzi do organizowania im rozrywki tzw. „kaowców”. Tu każdy niech wybiera indywidualnie.
Tutaj jest inny problem. Z Twojego tekstu wynika, że luka płacowa jest ale przyczyny jej istnienia zostało bardzo dokładnie i szczegółowo wyjaśnione. Nie wziąłeś jeszcze pod uwagę jeszcze paru rzeczy. Kobiety zachodzą w ciążę, a to dla pracodawcy koszt. Skąd ma wiedzieć czy kobieta nie wywinie mu się z ciążą zaraz. O tym mówił pan Sośnierz Podobnie jak był przymusowy pobór to pracodawcy nie chcieli mężczyzn o nieuregulowanym stosunku do służby wojskowej, bo skąd wiadomo czy MON go zaraz nie weźmie w kamasze? Problem nie dotyczy luki płacowej. Dotyczy tego żeby kobieta Z supermarketu dostawała tę samą kasę, co facet za tę samą pracę ( w 99 % w Polsce tak jest). Ale jak wyżej wspomniałem jest też problem ciąży o którym wspominałem powyżej, a w artykule nie wspomniano. I jak udowodnić, że kobieta zarabia mniej, bo się zwalnia, bo dzieciak chory, a nie jest to efekt posiadanej przez nie płci. Zapomniałeś jeszcze o czymś innym napisać. W Polsce jest najniższy gender pay gap w Europie. A w województwach wschodnich statystyczna kobieta zarabia więcej niż statystyczny mężczyzna
Dokładnie tak.Ewentualna ciąża to straty dla pracodawcy, dlatego też napisałem, że pracownik jest wyceniany wysoko m.in wtedy gdy potrafi zapewnić długoterminowe zyski firmie, a nie 5 sekund będzie, a potem odejdzie i myśl jak go zastąpić. Niestety poziom bierności zawodowej kobiet w Polsce jest na tyle wysoki, że pokazuje, że często jak już kobieta w taką ciążę zajdzie, to nie rozwija się zawodowo.
Sośnierz dobrze powiedział. Samo słowo luka sugeruje, że to jest coś co trzeba wypełnić. Otóż nie trzeba. Rynek reguluje płace zgodnie ze swoimi zasadami. Nieobecność na rynku podczas ciąży czy urlopu macierzyńskiego lub wychowawczego, układ w rodzinie, że matka zawozi dzieci do przedszkola (tak jak napisała Julia) i bierze urlopy na czas choroby.
Mężczyźni uznają, że nie męskie jest korzystanie z tych urlopów lub kobiety uważają, że to ich zadanie naturalnie, a potem narzekają, że mają mniej pieniędzy. Jeszcze inne w ogóle oczekują, że facet będzie zarabiał więcej, a one wykorzystaja wszystkie możliwe urlopy nawet te za darmo bo mężczyzna jej wszystko zapewni i mają zero ambicji.
Ale nie tylko dziedziate są na świecie… Więc kobiety (częściowo) nawet te bez dzieci nie czują presji rozwoju, podejmują zawody, które są prostsze, mniej ryzykowne. Faceci nie robią tego bo lubią ciężko fizycznie pracować tylko po to aby jak najwięcej zarobić. Tak, na tym samym stanowisku mężczyzna i kobieta z tym samym doświadczeniem, stażem bez przerw na wychowywanie prawdopodobnie będą zarabiać tak samo.
Moim zdaniem nie powinno być żadnej ingerencji w rynek pod względem tzw. luki płacowej. Tak samo z parytetami. Kobiety powinny być zachęcane do rozwoju ale w formach kampanii informacyjnej, a nie przywilejom (uważam tak Dlatego, że kobiety nie są tak pewne siebie np. siedząc 2 lata w domu z dzieckiem, a rynek potrzebuje pracowników, a nie matek w domach na 500+ co swoją drogą zabija przedsiębiorczość). Każdy powinien zarabiać na tyle ile zasługuje, jak Bardzo jest poszukiwany, jakie ma kompetencje i jak na to pozwala sytuacja rynku, a nie że względu na płeć.
Autorze co masz na myśli mówiąc, że poziom bierności zawodowej kobiet w Polsce jest wysoki, że po ciąży nie rozwija się?
Autorze co masz na myśli mówiąc, że poziom bierności zawodowej kobiet w Polsce jest wysoki, że po ciąży nie rozwija się?
Wg badań kobiety w Polsce po ciąży osiadają na laurach: albo przestają się kompletnie rozwijać, nie robią kursów, nie uczą się nowych umiejętności, albo przestają pracować kompletnie. Polska ma jeden z najwyższych albo nawet najwyższy wskaźnik bierności zawodowej kobiet w Europie. 500+ tylko wzmocniło tą sytuację.
Taki mamy rząd socjalistyczno populistyczny niestety. Nie wiedziałam, że są badania na temat bierności zawodowej kobiet. Niestety znam takie co wykorzystuje wszelkie możliwe urlopy na dziecko pod pretekstem wychowania a dziecko do przedszkola cały dzień. A potem narzekają na placu zabaw jak to ciężko w życiu i stary nie pomaga:P