Z hipergamią i nienawiścią do mężczyzn trzeba walczyć. To jest nierozłączne z poprawianiem natury
Spis treści
- 1 Zdrowe wychowanie, poprawne interakcje międzyludzkie – to jest klucz
- 2 Natura nie jest idealna. Wręcz przeciwnie. Ma masę błędów do załatania. To jest proces rozgrywany w ewolucji
- 3 Wadliwą naturę trzeba poprawiać, tak jak leczy się choroby
- 4 Zwierzęta też ewoluują, też da się je sporo nauczyć, więc czemu nie ludzi – niby bardziej rozwiniętego i samoświadomego gatunku?
- 5 Pompowanie ego kobiet, sztuczny poziom hipergamii, sztuczne zawyżanie wartości kobiet, narcyzm kobiet i nienawiść do większości mężczyzn
- 6 Hipergamia rozwija? Tylko prawidłowo ukierunkowana. W innym wypadku kobieta wiąże się z przestępcą, który zostawia rodzinę na śmierć, lub sam ją zabija
- 7 Przyjęcie obecnej formy hipergamii, to przyjęcie nienawiści do mężczyzn. To jest nierozłączne
- 8 Feminizm i nowa moda: kobieta mówi, „tylko ja się liczę!”, „nie będę współczuć mojemu odwiecznemu katowi!”
- 9 Bez szanowania mężczyzn, godności mężczyzn, bez wzmacniania, a nie potępiania mężczyzn jest zagłada
Przyzwolenie na rozbuchaną hipergamię, wspieranie jedynie kobiet, oraz sztucznie zawyżanie ich wartości doprowadza do rozrostu niechęci, a nawet nienawiści do większości mężczyzn. Stają się oni nie tylko nieatrakcyjni (tak, percepcja się zmienia zależnie od warunków społecznych), ale i niepotrzebni. Im kobiety mają wyższy status w społeczeństwie, tym więcej jest pogardy do mężczyzn, a społeczeństwo… nie ma rozwiązań na ten problem. Potrafi ono zastosować jeszcze większy rygor wobec mężczyzn, a ulgowy dla kobiet. To nie działa, bo każda kolejna fala feminizmu i wzrost przywilejów dla kobiet nie powoduje nagle większego poziomu szczęścia, super relacji między-płciowych, a prędzej wzrost roszczeń kobiet, wspomnianej nienawiści i zawodu. I to pomimo tego, że to właśnie mężczyźni pośrednio pracują na status tych kobiet w ogromnej części.
W takiej sytuacji płcie zaczynają coraz mniej chcieć mieć ze sobą cokolwiek wspólnego, rodzi się wrogość. I tak właśnie buduje się rozłamy społeczne, frustrację mężczyzn, rozczarowania kobiet. Ale zaznaczam, że jest to wszystko sztuczne i kontrolowane przekazem trafiającym do głów i emocji, a więc da się to zmienić. Niektórzy uwierzyli, że jest to sprawa naturalna, że tak ma być, że tylko trzeba się przystosować. To taka pół-prawda.
Dziś trochę chciałbym wspomnieć o naturze, którą należy poprawiać. Nie jak niektórzy sądzą, że natura jest w pełni wbudowana w człowieka, w jego biologię, czy umysł i jest to niezmienne. Nie jest tak we wszystkich obszarach, co pokazuje zmniejszenie liczby przemocy (np. gwałty) odkąd mamy karzące i regulujące je struktury. Umówmy się, lata wstecz ludzie byli bardziej „zwierzęcy” (niektórym to zostało). Co do działających regulacji to samo było ze zdradami, rozwodami, czy nawet mentalnością samych kobiet. Np. nie były one tak wrogo nastawione do mężczyzn, nie było w nich tak częstego przekonania o swojej wyższości, nie pluły tak często na rodzinę i dzieci, z innych cech były dumne. To wszystko jest odgórnie ustawiane, a nie naturalne.
Wspomniana dziś hipergamia kobiet też jest kompletnie wypaczona, inna, sztuczna. Wcale nie promuje jednostek, które dla natury będą idealne (bo np. kobieta wybiera niedojrzałego gówniarza, choć może przystojnego, który zostawi ją samą z dzieckiem, albo wybiera przemocowca, z którym będzie mieć utrapienie). Dlatego czy warto słuchać jak najbardziej prymitywnej wersji biologii kobiet, albo wersji po rewolucji seksualnej? Obie, patrząc na to co się dzieje, liczbę samotnych matek, rozwodów, zdrad, wzrostu rozwiązłości, singielstwa, prób leczenia emocji używkami, pseudolekami, tanimi przyjemnostkami, zamiast miłością, harmonią i innymi wartościami – są nieskuteczne. I prowadzą na manowce. Premiują być może wzmożoną chęć seksu z danymi mężczyznami (niedojrzałe kobiety mylą to z miłością), ale za tym nie idzie żadna wartość. Ba, często jest wręcz ujemna i powstaje krzywda. Jest pusty seks, puste emocje. Nie ma prawdziwej więzi między partnerami, jest przedmiotowość, przez co o rozstania i zdrady naprawdę łatwo (koniec chemii równa się kop w cztery litery – no chyba że mamy już wpadkę, kredycik i inne sztuczne powiązania). Łatwo też o rodziny czy związki istniejące na papierze, bez więzi, lub z więzią marginalną.
Poleganie na myśleniu o naturze jako czymś idealnym, niezmiennym, lub dobrym samym w sobie jest zatem nieetyczne!
PS, wychowanie i wpajanie danych wartości od dziecka, odgórnie ma sens co widać nawet po Talibach, którzy twierdzą, że dla nich szanowanie kobiet to niecodzienność i nie są w tym… wyszkoleni. Wiele rzeczy można w ten sposób wpoić. Reakcje na mężczyzn – też.
Zdrowe wychowanie, poprawne interakcje międzyludzkie – to jest klucz
Wpływ wychowania dzieci/ludzi jest kluczowy. Wzorce należy sugerować odgórnie, edukacyjnie. Mówienie o naturze człowieka jako czymś wbudowanym to tylko pretekst do mówienia, że czegoś nie da się zmienić/poprawić w ludziach. Tak naprawdę nie mamy dowodów, że się nie da (zależy od rejonu oceny oczywiście). Mamy za to wiele dowodów, że się da. Tak jak kiedyś nie wyobrażano sobie, by nie być agresywnym wobec osoby z depresją, nie wmówić jej lenistwa i złych zamiarów, tak dzisiaj jest z tym lepiej. Zmienia się podejście.
Dlaczego? Bo nabywa się wiedzę. Edukuje się społeczeństwo. Ba, nawet poziom empatii zwiększa się wraz z pozyskiwaniem wiedzy o cierpieniu w danym zagadnieniu. To niewiedza doprowadza do konfliktu. To lęk przed „innością” przysparza agresji. Dlatego bardzo cenię sobie wartość edukacyjną społeczeństwa, skupianie się na tym co intelektualne, na odpowiednim ustawieniu moralności (np. obrona ofiar niezależnie od płci, ostracyzm wobec przemocy i uświadamianie o jej rodzajach, odkrywanie tego co toksyczne, co szkodzi ludziom).
Podobnie jest z szanowaniem (się) mężczyzn, które ostatnio podupada. W społeczeństwie aktualnie promuje się myślenie, by szanować bardziej dziewczynki, by to je stawiać na pierwszym miejscu. Ale są mężczyźni wychowani w dobry sposób dzięki którym uzyskują wysoką samoocenę, stabilność psychiczną, komfort psychiczny, nie obwiniają się, nie idealizują innych ponad siebie. Czyli to nie jest sama natura, a wychowanie. Same geny dają jakiś tam wzorzec podświadomy (zależny od genów, bo ludzie też się różnią – np. wbudowanym typem osobowości/temperamentu), ale wychowanie nakierowuje.
Jeśli chcemy mówić o jakiejkolwiek równości płci wspieranie hipergamii jest tego zaprzeczeniem. Trzeba się zdecydować. Hipergamia powoduje ulgowe traktowanie kobiet, rygorystyczne dla mężczyzn. Mężczyzna ma dać ten wyższy status, większą ilość korzyści, to jest nierównomiernie rozłożona na płcie presja. Pytanie dlaczego wyłącznie geny mężczyzny mają być ponadprzeciętne, prawie idealne, wręcz łączyć niestworzone i sprzeczne cechy ze sobą, a kobiecy gen mógłby być „byle jaki” – akceptowany, „bo tak”?
Nie jest winny egalitaryzm jak wielu sądzi, bo nie został osiągnięty (np. ofiary przemocy gorzej się traktuje, gdy są mężczyznami – do głów to jeszcze nie trafia od małego), a uprzywilejowanie kobiet, stawianie ich jako ważniejszych w społeczeństwie, nad którymi bardziej należy się rozczulać i więcej im zapewniać. Im więcej lekceważenia mężczyzn, a uważania kobiet (nawet gdy racjonalnie są mniej jakościowe), tym płcie się bardziej rozjeżdżają i nie chcą mieć ze sobą wiele wspólnego. Myślę, że cierpią na tym też męskie znajomości. Czy kobiece? Tylko gdy spotykają się feministki z antyfeministkami – te nie mają porozumienia. Ale to i tak są na tyle ogromne grupy, że z mężczyznami nie ma porównania, którzy są indywidualistyczni. Co jednym pomaga (bo w sukcesie zyskują ogromną pewność siebie), innym szkodzi (przez co plują na siebie w nienawiści). A jednak nie ma recepty dzisiaj na mężczyznę sukcesu, nie pasuje ona do każdego mężczyzny z osobna, bo wbrew temu co niektórzy uważają, mężczyźni są różnorodni, mają różnorodną psychikę, talenty, fizjonomię, zapasy energii, dany typ inteligencji (np. analityczny przewyższa nad emocjonalnym, lub emocjonalny nad analitycznym, albo są rozłożone równo) i wiele więcej.
I ludzie sami przyznają, że mogą zmienić swoje schematy myślowe (nie tylko na terapiach), a więc wartość edukacyjna, przekaz słowny ma znaczenie:
Co prawda nie ja tą panią jestem, ale też mam nadzieję, że kilku osobom coś „zatrybi” w głowie po przeczytaniu moich tekstów.
Natura nie jest idealna. Wręcz przeciwnie. Ma masę błędów do załatania. To jest proces rozgrywany w ewolucji
Natura na którą się powołują te osoby, które twierdzą, że doprowadziła do tego, że np. ewoluowaliśmy, czy są wybierani jacyś tam boscy genetycznie mężczyźni do rozpłodu jest orana w 5 sekund.
Bo masa kobiet wybiera mężczyzn wobec ogromnie dziwnego klucza. Klucza cech toksycznych, zdrad, bicia, obniżania wartości, totalnie nieojcowskich zachowań (czyli nie nadają się na bycie rodzicem), czy nawet zachowań dzięki którym rodzi się chore dziecko. Gdyby natura była idealna, to by wybierała jedynie jednostki inteligentne, zdrowe, silne, kompetentne rodzicielsko i nie byłoby odstępstw od tego i totalnego zaprzeczenia, że ona wie co robi. Natura nie jest idealna, żeby ją tak czcić, jak jakiś poganin sprzed wieków. Natura jest częścią człowieka, a człowiek jest niedoskonały. Im bardziej sama kobieta jest niedoskonała, tym mniej doskonale wybierze mężczyznę. To też jest nierozłączne.
- Gdyby natura była doskonała – nie rodziłyby się jednostki chore i nie trzeba było ich leczyć.
- Gdyby natura była doskonała nawet „boski przystojniak” nie spłodziłby np. niepełnosprawnego dziecka, albo uwaga, GEJA! A to jest częsty fakt i jest potem odrzucany przez ojca.
- Gdyby natura była doskonała mężczyźni też nie braliby byle czego, a jedynie top zdrowe kobiety, które dadzą im silnego potomka, kolejnego byczka rozpłodowego, który osiągnie wysoki status i będzie ostoją siły. A często jest tak, że ojciec-narcyz, „co to nie on”, płodzi syna z depresją. I wszystko jest odwrócone.
- Gdyby natura była idealna nie dałoby się jej tak prosto oszukać – np. makijażem.
- Gdyby natura była idealna nie liczyłoby się wychowanie wcale. Córka alkoholika nie poszłaby w alkoholizm i nie „bujałaby” się z pijakami, którzy lubią komuś dać po mordzie w uliczce, tylko wybrałaby „zdrowy” gen.
- Gdyby natura była idealna nie tworzyłaby paradoksu dobierania się płci, gdzie masa kobiet chce się wiązać z garstką mężczyzn, którzy… wiązać się nie chcą. Ta sama natura nie tworzyłaby też tylu mężczyzn, którzy związków pragną, ale to kobiety nie chcą z nimi związków (i wpychają ich m.in do friendzone).
- Gdyby natura była idealna miałaby swoją własną świadomość, taką jak sztuczna inteligencja. Rozumiałaby co się liczy społecznie – nie tylko często cechy silne, ale też m.in dobroć, otwartość umysłu, zdolność współpracy i zaangażowanie. Natura tego nie rozpoznaje, bo gdyby tak było nie byłoby żadnych związków z patologią, kryminałem, czy silnymi zaburzeniami osobowości, w tym z silnymi egoistami. Tylko świadoma część człowieka próbuje to okiełznać. I często to się jej udaje.
- Gdyby ewolucja torowała swoją drogę prędko nie widzielibyśmy rozmnażania się ludzi najbardziej prymitywnych i płytkich, a byliby zastępowani pokolenie po pokoleniu. Ewolucja trwałaby krótki okres czasu, a nie tysiąclecia.
Żeby to wszystko osiągnąć trzeba nakładki cywilizacyjnej, kulturowej, edukacyjnej. Trzeba tych wszystkich metod wypracowanych i zbieranych przez dużo mądrzejszych ludzi, by ci może głupsi, może mniej świadomi, a może bardziej prymitywni mogli wejść na wyższy poziom. Dlatego naturę należy poprawiać.
Bez tej nakładki, gdyby dzisiejszy człowiek Europejski urodził się w Afryce – czy byłby bardziej wyewoluowany niż tamtejsze ludy? Gdyby nie dostał edukacji, opieki zdrowotnej, nie miałby wzorców? Dostosowałby się do tamtej kultury i tamtego poziomu.
To my wszyscy powinniśmy brać odpowiedzialność za wychowanie w lepszych wartościach i tym samym przysparzać się do rozwoju „natury” w obrębie naszej cywilizacji. Promotorzy toksycznych cech powinni być wykluczani, nie są pożyteczni – nawet dla siebie samych.
Wadliwą naturę trzeba poprawiać, tak jak leczy się choroby
Przeciwnicy mówią, że świata nie idzie zmienić, że natura jest naturą, że trzeba pogodzić się z tym jak to wygląda.
Tak jak w Indiach oddajesz swe ekskrementy na ulicy, nie masz edukacji o czystości rąk (masa bakterii powodująca choroby), tak u nas jest z tym trochę lepiej (ale tylko trochę). Bo inne są możliwości, inna wiedza, ale i inaczej się wychowuje. Inaczej się ludzi UŚWIADAMIA co jest złe, a co jest dobre. Można podążać tą drogą z wieloma sprawami.
Każda zmiana społeczna zaczyna się od krytyki realiów, od pokazywania, że coś jest nie takie, jakie być powinno, że coś szkodzi ludziom. Akurat krytyka sztucznie rozwiniętej hipergamii jest o tyle ciekawa, bo w przeszłości społeczeństwo potrafiło ją regulować, co też przyczyniało się do wzrostu zadowolenia społecznego. Związki też uczą współpracy tak niezbędnej dla sprawnego działania społeczeństwa. Powstawało zatem więcej par, rodzin, mniej osób było samotnych, więcej osób miało cel w życiu, co przekładało się na poziom produktywności. Ba, jest to już zbadane, że jeśli mężczyźni są samotni to poziom agresji i przemocy w społeczeństwie się zwiększa!
Niegdyś hipergamia była przecież ograniczana (przez mądrzejszych od naszego pokolenia) narzuconą, ścisłą monogamią. Nie było promowania rozwiązłości seksualnej, nie było akceptowania luźnych relacji seksualnych, nie było seksu przed ślubem w takim stopniu (choć wiadomo, ludzie zawsze po cichu wiele zrobią). Ale to jest dziś uznane za „więzienie kobiet”, które dziś buntują się przeciw temu systemowi, a nie widzą jak bardzo sobie dziś szkodzą – ile na tej wolności seksualnej zyskały? Kilka dodatkowych chorób wenerycznych, problemów psychicznych, problemów z przywiązaniem, wiernością, wpadek ciążowych z równymi sobie imbecylami (gdyby nie byli im przynajmniej równi nie uprawiałyby z nimi seksu)?
Aktualnie zaczynamy się zachowywać jak ludzie, którzy dużo mówią o odpowiedzialności, ale nie chcą ją zobaczyć w sobie, w ludziach, że mogą wpływać na innych, że mogą wpływać na kształt społeczeństwa, wyznawane przez nie wartości. Np. gdy widzą kogoś szkodzącego, czy toksycznego (np. zdrady, przemoc) – siedzą cicho, nie robią z tym nic, a nawet to akceptują. Jest to coś w rodzaju płynięcia z prądem. Jest jak jest!
Nie ma nic takiego jak prawa natury, jeśli ludzie w znaczącym stopniu naturę pokonują, kontrolują, oddali sobie ją jako podwładną. Co innego gdy mówimy „nie da się”.
Zwierzęta też ewoluują, też da się je sporo nauczyć, więc czemu nie ludzi – niby bardziej rozwiniętego i samoświadomego gatunku?
Nie możemy zmienić zwierząt i ich mentalności, choć wiele gatunków oswoiliśmy i ich geny się zmieniły, przystosowały – ba, nawet ich wygląd się zmienił po tym jak gatunek został oswojony. Zostały nauczone nowych wzorców zachowań, tak! Myślicie, że ludzie są inni, odporni na takie zmiany? Absolutnie. Mamy ku temu o wiele większe predyspozycje!
Jesteśmy, a może uważamy się za gatunek bardziej rozwinięty od zwierząt. Zacznijmy się więc zachowywać jak gatunek rozwinięty, lub nie wywyższajmy się nad nie, jeśli aż tyle osób potrafi promować wszystko co prymitywne, co powinno być zakopywane pod ziemię w dużej mierze. Jednak masa osób próbują nas porównywać ze zwierzętami, usprawiedliwiają nasze zachowania wybiórczymi zachowaniami zwierząt. To jest nie do zaakceptowania.
Przykład? Nie możemy każdego ojca rodziny, który zapadł w chorobę, czy stracił status społeczny (np. poziom zarobków) usuwać ze społeczeństwa, tak jak w naturze lwa alfa przepędza się ze stada, lub rywal go zabija. To nie jest pożyteczne wśród ludzi, dlatego promowanie praw natury tak wybiórczo jest idiotyzmem – nieumiejętnością zobaczenia, że ludzie muszą nadbudowywać naturę tym co w głowie, tym co cały czas nowego wymyślają, by to wszystko regulować.
W tej sytuacji temu ojcu trzeba pomóc wrócić na właściwy tor (najlepiej, by zrobiła to żona, która byłaby nauczona wspierania, a nie agresji i egoizmu prowadzącego do zdrady, lub rozstania), by dalej mógł być wartościowy dla tej rodziny i społeczeństwa.
To samo z każdym mężczyzną. Bez dbania o wartość mężczyzn mężczyźni nie będą jej mieli i będą unikali odpowiedzialności. Jeśli tego kogoś mózg nie ogarnia, to 1+1 nie jest przecież cięższym równaniem. Siłę się buduje, więc trzeba ku temu zapewniać odpowiednie warunki, a nie siłę odbierać mężczyznom niszcząc kogokolwiek kto jeszcze nie doszedł do etapu niesamowitej odporności, lub ją stracił. To nie jest zachowanie ucywilizowane.
Na szczęście jest też inny element wychowawczy – prawo karne. Działa, jak działa, ale trochę pomaga w ograniczeniu „natury” pewnych „ludzi”.
Jak twierdzi wielu socjologów przemoc jest środkiem najniższych warstw społecznych, które nie umieją sobie poradzić, ponieważ brakuje im cech rozwiniętego bardziej człowieka. Im wyższa warstwa społeczna, intelektualna, tym przynajmniej w teorii stawia na merytorykę, kompetencje, myślicielstwo i refleksyjność. Te środki służą im do wychowywania.
Pompowanie ego kobiet, sztuczny poziom hipergamii, sztuczne zawyżanie wartości kobiet, narcyzm kobiet i nienawiść do większości mężczyzn
Tak się dzieje, gdy pompujesz komuś ego za darmoszkę. Staje się niezjadliwy, roszczeniowy, myśli, że jest kimś lepszym, porzuca innych, gdy nie uzyska korzyści, widzi więcej wad w innych, niż w sobie, a co za tym idzie nie ma pokory, traktuje innych z góry. Ba, w sytuacji gdy jest agresorem i tak zrobi z siebie ofiarę. To są zależności wynikające z wychowania. Tylko w minimalnym stopniu z popytu i podaży na płeć, którą też da się kontrolować (naprawdę nie chcę wracać do promowania imigracji kobiet z innych państw, by wyrównać deficyty narodzin płci, bo to byłby cel ostateczny, za późna reakcja).
Dzięki temu, plus dzięki odebraniu mężczyznom tego co daje dziś państwo (daje utrzymanie, wsparcie, pomoc, a czasem wysoki status dzięki parytetom) powoduje, że męska wartość się obniżyła w sposób SZTUCZNY, tak jak kobieca wartość podwyższyła się SZTUCZNIE. Czy jest to logiczne? Sztuczne rzeczy należy zniszczyć, bo stworzyły takie dysproporcje płciowe, takie oddalenie się płci. Nie można mówić, że rzeczywistość jest dobra, bo w ten sposób potakuje się nienawiści do mężczyzn i przecenianiu tych kobiet, które są nierzadko nijakie, a nawet gorsze od mężczyzn których same nienawidzą. Ich pseudowyjątkowość to chodzący mit, a budowanie związku na micie jest czymś głupszym, niż różowe okulary zakochania. Bo te przynajmniej są naturalne – i albo sobie umiesz z tym poradzić, albo psujesz relację w następstwie ich powolnego ściągania.
A to co się dzieje teraz jest zaprogramowane wychowaniem i tym czym nas bombardują zewsząd (np. poglądowo), jeśli chodzi o informacje i bodźce. Ci co nas tak wychowują chcą byśmy byli chorzy – rozwiąźli, przedmiotowi, rozchodzili się, zdradzali, 'abortowali’ dzieci, a potem kupowali używki i inne medykamenty, by cierpienie zatamować.
Hipergamia rozwija? Tylko prawidłowo ukierunkowana. W innym wypadku kobieta wiąże się z przestępcą, który zostawia rodzinę na śmierć, lub sam ją zabija
Widzę masę postów naszych przeciwników, żeby olać hipergamię. Żeby zaakceptować, że ona istnieje i tyle. Ba, że jest słuszna. Że tak musi być, bo świat się dzięki niej rozwija się. WIDAĆ to szczególnie w postaci rosnącej ilości samotnych matek, dzieci spłodzonych z przystojnym, płytkim, lub dziecinnym przygłupem lub bad boyem, który kobiety krzywdzi. Czy ta hipergamia promuje cechy, które uznajemy za wyewoluowane? Absolutnie.
Gdyby nie dzisiejsze programy socjalne dla kobiet, w tym samotnych matek, to dziś naprawdę wiele kobiet, by ginęło – razem z dziećmi spłodzonymi z nieodpowiednim partnerem. Gdyby tego socjalu nie było rozwinęłyby się i wybierałyby mężczyzn ostrożniej, mądrzej, w oparciu o mniej prymitywne wskaźniki. Aktualnie odpowiedzialność kobiet nie jest tak duża, a próbują ją jeszcze zmniejszyć poprzez żądanie aborcji na życzenie. Ot, wtedy błąd selekcji, niedojrzałości i głupoty wymazuje się prędko. W ten sposób rozwój/ewolucja się COFA.
Hipergamia nie jest ogromnie skutecznym wskaźnikiem doboru naturalnego. Nie jest idealna. Oczywiście fajnie w teorii, gdy się o niej mówi, że promuje silnych, że odrzuca wadliwe jednostki – ale to tylko teoria. Bo nie ma liczb, które to potwierdzają. Wybory kobiet na swoich mężczyzn pokazują coś innego. Cech za którymi podążają kobiety jest wiele, bo same są dość różne. Głupsze, mądrzejsze, płytsze, mniej lub bardziej prymitywne, czy mają różne wzorce rodzinne i wzory ojców. Nie są wybierani same „Pudziany”.
I tego przeciwnicy „marudzenia” (bo tylko za to mają te informacje) nie są w stanie zauważyć. Pragną zachować statusu quo. Chcą, by było jak jest. Ewentualnie chcą męskiego przystosowania do świata, ale już kobiecego nie – kobietom należy piękny dywan położyć, by mogły przejść przez ostre kamienie. To jest ginocentryzm. Nawet jeśli jest naturalny, to można z nim walczyć. Tak jak walczy alkoholik, by nie napił się kolejnej porcji wódki. Emocję ślinienia się do kobiet można uznać za złą wskazówkę, zatrzymać się i zmienić swoje zachowanie. Ale zrobią to tylko te mniej prymitywne jednostki do których taki przekaz w ogóle dotrze.
Niektórzy nie chcą zmian, które miałyby uwolnić mężczyzn od jarzma, od tej pogardy skoncentrowanej na mężczyznach, bo sami często się do niej dokładają. Mamy strony o prawach mężczyzn, a znajdują się tam mężczyźni, którzy plują na mężczyzn w problemach (bo każdy mężczyzna w problemach jest słaby, a słabości nienawidzą). Czy z takimi postawami mężczyźni są w stanie cokolwiek zmienić na lepsze dla siebie i swojej płci? Oczywiście, że nie.
A jak znajdziesz mężczyznę, który jest wspierający i nie „walnie ci w łeb” za „żale”, nie wyśmieje, albo nie wybije się na twojej słabości to mu nie ufasz i czujesz się przy nim nieswojo. I tak się przed nim nie otworzysz. Bo jest inny, nie spotkałeś nikogo takiego – bo wzorce są takie, jakie są – ma nie być wspólnoty mężczyzn. To się odgórnie udało zrobić. Właśnie to. Rozbić mężczyzn, a każde więzi i uczucia mężczyzn nazwać PEDALSTWEM.
Wiesz, że w Indiach faceci trzymają się za ręce gdy siebie lubią i nie ma to podtekstu seksualnego? Niegdyś też mężczyźni się przytulali, jest wiele fotografii z tych czasów. Przyjaciele, dobrzy znajomi. Dziś wszystko jest rozseksualizowane, by mężczyźni mieli opór, wstyd, czuli się gorzej, nieswojo lub wręcz agresywnie i stąd męskie więzi są żadne, a przyjaźnie z wielkim dystansem, chłodne i łatwe do rozbicia. I nie, nie chodzi o to, żeby faceci się obmacywali, chodzi o samo podejście do siebie, jak do drugiego człowieka. By nie podchodzić do mężczyzn inaczej, niż do kobiet. Że kobiecie to się należy bycie miłym wobec niej, czy wspierającym, chcącym pomóc, a do mężczyzny całkowicie inaczej, jakby nie był równie wartościowym człowiekiem. A jest i to często z gorszymi problemami, trudnościami i mniejszym zrozumieniem społecznym. Właśnie.
Przyjęcie obecnej formy hipergamii, to przyjęcie nienawiści do mężczyzn. To jest nierozłączne
Gdyby kobieta była traktowana na równi z mężczyzną, nie była scentralizowana jako płeć, której problemy są ważniejsze, a do tego nie miałaby programów socjalnych, które ją zabezpieczają, to mężczyzna byłby kobiecie dużo bardziej potrzebny. Też taki przeciętny mężczyzna, który dziś jest pogardzany, bo wg statystycznej kobiety oferuje za mało, bo ona umie sama sobie to zdobyć, a raczej przy pomocy tego 'siermiężnego’, męskiego systemu.
Gdyby tego nie było kobieta nie przeceniałaby tak często własnej wartości i nie obniżała wartości mężczyznom. Oznacza to, że większą liczbę mężczyzn mogłaby zaakceptować jako potencjalnego partnera, bo mógłby on zapewnić jej korzyść, której nie zapewni jej czy to pracodawca czy państwo.
Dodatkowo nie można o tym nie wspomnieć, ale naprawdę – łatwo być silną płcią, gdy jest się wspieraną, a dodatkowo nie wymaga się od tej płci tyle, ile od mężczyzny. Łatwo za to być słabą płcią, jak się teraz mówi o mężczyznach w kryzysie męskości, gdy jest to płeć lekceważona, a każdy problem jest uznawany albo za własną winę takiego mężczyzny, albo za coś tak błahego, że albo się to wyśmiewa, albo ignoruje. Wszak nie raz słyszałem, że mężczyźni z problemami to ci którym się od dobrobytu w dupach poprzewracało. Cierpią, mają niski status, nienawidzą siebie, zapijają realia, lądują na bruku – bo mieli ZA DOBRZE, jak uważają te paskudne „osóbki” mające się za empatyczne.
I ci chłopcy, a potem mężczyźni z jakąś tam krzywdą idą w ten świat, z luką psychologiczną, niedojrzałą osobowością, bo niekoniecznie tak kochaną dopóki się nie spiszą, nie odnoszą sukcesu, lub nie zbudują. Zanim to wszystko osiągną czasem mija 40 lat, a jest już za późno. Już nie mają nawet motywacji, by cokolwiek dalej robić, albo nawet zakładać rodziny. Błąd zostaje popełniony dużo wcześniej. A, że chłopiec musi mieć też zbudowane podwaliny osobowości, swoją fortecę/tarczę ochronną będąc kochanym, wspieranym, a nie zawstydzanym i krytykowanym można nawet zauważyć w tym krótkim filmie wyjaśniającym niezdrowe wychowanie:
(można włączyć polskie napisy)
Feminizm i nowa moda: kobieta mówi, „tylko ja się liczę!”, „nie będę współczuć mojemu odwiecznemu katowi!”
Dla kobiet często nie jest atrakcyjny równolatek, jak w wieku 20 lat, bo 20 latki mają ich za dzieciaków, którzy niewiele umieją, nie są odporni, nie mają statusu społecznego, nie zdobyli doświadczenia, mądrości. Niczego. Oni się budują powoli i nawet jeśli mają równe doświadczenia z kobietami, równe wykształcenie, te same studia, zaczynają pracę, to kobieta może myśleć, że po co on jej, jak on nic nie wnosi dodatkowego, a czasem może wnosić jakieś problemy, albo może on nawet chcieć wsparcia?
I ona mówi, że niezbudowany jeszcze mężczyzna nie jest jej potrzebny, bo ona nie będzie kosztów ponosić, ona chce dostać, mieć, chce by było fajnie, przyjemnie, luźno, wygodnie. Bo feministki wmówiły jej, że kobiety latami cierpiały, nie myślały o sobie, dogadzały tylko mężczyznom (bzdury). Obecne sfeminizowane kobiety zachowują się, jak gdyby one były tymi samymi kobietami i też się strasznie natyrały w życiu dla innych, a tak naprawdę jedynie sobie to przypisały dzierżąc zbroję egoizmu od zawsze – na zawsze.
I potem idzie taka babka w ten feminizm, zaczyna umawiać się z sugar daddies, którzy są 30 lat od niej starsi, dostaje hajs od nich, mimo, że w środku nimi gardzi. Zaczyna umawiać się z równie „dojrzałymi” dziewczynami, bo wychodzi płynna seksualność kobiet i nic dziwnego, jak ujawniają się z biseksualizmem – od mężczyzn się oddala. Albo hipergamia wyciąga kobiety do płodzenia dziecka z patusami, bad boyami, czy niedojrzałymi, pustymi, ale pięknymi fizycznie facetami, a potem jak jest dziecko to ona jest zmuszana sama wychowywać i ostatecznie zaczyna postulować, że chce aborcji.
Jak nic zaczyna myśleć, że wszystko co złe jest winą mężczyzn i, że feminizm to jedyna droga. Obecnie promowane wartości same do tego doprowadzają i takie potwierdzenia kobiety dostają na talerz. A jak jeszcze widzą mężczyzn z którymi jest coś nie tak wg nich, to tym bardziej zaczynają się radykalizować. Nie podchodzą do tych mężczyzn jak do człowieka, któremu można pomóc, współpracować z nim, do czegoś dojść. Nie. Ma być gotowiec. A gotowiec którego wybierają wybierają błędnie, ale nie widzą w sobie problemu, bo feminizm im każe winy w sobie nie widzieć. Pozostają na etapie małych dziewczynek.
Cała ta hipergamia podniesiona feminizmem (zmianą poglądów kobiet poprzez manipulacje, ukazanie historii i świata jako okropnego wyłącznie dla kobiet) i emancypacją o tyle zbiera żniwo, że nie tylko odrzuca równego kobiecie mężczyznę, bo w ginocentrycznym świecie kobieta z zasady jest tą lepszą i ma wyższa wartość, więc ona uważa, że dyktuje warunki gry. Do tego mężczyźni zaczynają konkurować nawet z kobietami, by czasem nie weszły w lesbijski związek. Do tego masa jakichś luźnych związków, związków bez zaangażowania, a na samym końcu mamy statystyki rosnącej liczby singielek i prawiczków.
Jak nic idziemy w zagładę. Wszyscy, którzy nie widzą tego co ja i którzy mówią, że należy to akceptować i tak zostawić są w błędzie.
Przyklaskują systemowi w którym mężczyzna znaczy mniej, a jego problemy są tylko jego, jakby był odrębną częścią społeczeństwa, za to problemy kobiet są problemami nas wszystkich.
A piszę to od 2017 roku. Zauważałem to dużo, dużo wcześniej.
Bez szanowania mężczyzn, godności mężczyzn, bez wzmacniania, a nie potępiania mężczyzn jest zagłada
Nie da się walczyć o prawa mężczyzn, a nawet unormowanie tego świata bez przywrócenia wartości i godności mężczyznom (zaczynając od siebie, jednostek, grup, małych środowisk). Wszyscy, którzy gdzieś po mężczyznach jadą jak po burych sukach są sprzymierzeńcami patologicznego systemu. Widzą tylko winę. Nie widzą przyczyn, lub widzą fałszywe przyczyny. Widzą jedynie koniec łańcucha zdarzeń. Na końcu jest zawsze niedostatecznie dobry, atrakcyjny i silny mężczyzna. A co się za tym kryje to już nie ich problem, ważne, że „rozwiązało” się zagadkę świata. Wszystkiemu winni mężczyźni, a winnych jak wiadomo lubi się potępiać. To taki samo-nakręcający się mechanizm. Z tego schematu myślenia należy wyjść.
Tylko wyższa wartość mężczyzn może uregulować obecnie rozregulowany rynek matrymonialny. Sposobów na to jest zapewne cała masa, tylko nie ma kto tego wprowadzić, bo nikt z nas tym światem nie rządzi. Więc zacznijmy od małych społeczności, by tam zmieniać schematy myślowe i mężczyzn bronić. Ale też, żebym znowu nie został wypaczony – nie należy bronić absolutnie każdego mężczyzny, bo istnieją też toksyczni, ale bronić należy mężczyznę też powiedzmy w drodze ku lepszemu, ku zdobyciu siły, wartości, zasobów i całej tego jego ewolucji, której dziś wielu mężczyzn nie przechodzi, bo przegrywają na starcie – nie widzą perspektyw, wyjścia z dołka, zawsze w uniżeniu do kobiet, lub mężczyzn, tych toksycznych, którzy im od młodości lali beton na głowę.
Ale tak. Ten sam człowiek, wsparty przez mężczyzn prędzej opowie się za innymi mężczyznami, za ich pomysłami i nie będzie musiał się tak uganiać za kobietami z kolei im podwyższając niesłusznie wartość, a sobie próbując reperować własne deficyty!
Od początku istnienia strony mówię, by wyplenić z siebie tę prehistorię, wywalić te wieczne obwinianie i jechanie po mężczyznach z dołu drabiny, szklanej piwnicy także, ale jest to bardzo ciężkie, oporne, rodzi konflikty, bo jakby mężczyzna jest nastawiony na to, by drugiego traktował jak rywala (jak drugi jest gorszy od niego to się cieszy), a kobieta często traktuje go jako albo potencjalny zysk dla siebie (providera), albo śmiecia, który tych wymogów nie spełni. Tak naprawdę obie płcie mają ogromną radość często uderzając w mężczyzn, co jest właśnie skutkiem promowania nienawiści do mężczyzn, do hołubienia pokazywania mężczyzn jako słabych (chyba tylko po to by się poczuć lepiej, bo nie żeby ich wzmocnić), ale też lekceważenia problemów mężczyzn. Póki nie ma równościowych postaw, czyli traktowania sprawców czy ofiar obu płci tak samo (a więc siły i słabości), to będą budowane przywileje dla kobiet, a dziać się to będzie wyłącznie kosztem mężczyzn. Tyle, finito!
Skończmy z tym, jeśli możemy zmienić mindset, a więc nastawy swoich wartości i mentalności. Chyba, że uważacie, że wszystko jest zdeterminowane, a my bezmyślnymi zwierzętami, które nie mają nad niczym kontroli. Ot wykonują program jak robot i tylko wyszukują słowa, by sobie to logicznie zrajconalizować.
Walka o prawa mężczyzn, o dobrostan mężczyzn, o zdrowie psychiczne i fizyczne mężczyzn nie kończy się na „oraniu feministek”, „obalaniu lewicy”, „robieniu najgorszym kobietom na złość”, „równaniu w dół do najgorszych kobiet i kopiowaniu ich zachowań”, a to myślę wielu na grupie przyświeca i tylko niestety to. Naprawdę, patrzmy szerzej i ambitniej. W górę, by wyjść z gówna, a nie by w nim tkwić. Jak ktoś chce tym gównem być, to niech nie udaje, że z nim walczy, tylko powie – tak, jestem taki sam, równie do niczego i taki będę.
Z takimi ludźmi niczego nie osiągniemy, zero zmian na lepsze. A pamiętać trzeba, że te gorsze, toksyczne zachowania to zawsze ten łatwiejszy wybór, nie trzeba wcale popracować nad sobą.