Lampki ostrzegawcze toksycznego związku cz.1
Lampki ostrzegawcze toksycznego związku to m.in: kontrola, wzbudzanie zazdrości, oskarżanie, lekceważenie, dramatyzowanie, idealizacja/dewaluacja, oplotkowywanie, zbyt zawiłe kontakty z ex, brak wsparcia, pogardliwa komunikacja, systematyczne przekręcanie słów, wypominanie, unikanie odpowiedzialności, historia zdrad, skrajne oceny, długotrwałe odwoływanie spotkań i wiele innych zachowań, które postaram się wymienić w dwóch, lub trzech częściach tej serii artykułów.
Niestety sygnały świadczące o toksyczności nie są zauważane przez wszystkich, ponieważ nie usłyszeli nigdzie wcześniej, że nie powinni pewnych zachowań tolerować, a pewnych nie utrwalać u siebie samych.
Pamiętajmy, że jeśli znaleźliśmy się w niezbyt dobrym związku, w którym czasem występuje jakaś toksyczność nie oznacza to od razu, że ludzie w nim są toksyczni, że zawsze tacy będą, albo, że od razu są „przemocowi” (to trochę wyższy poziom znęcania się). Ci ludzie mogą po prostu do siebie nie pasować, a z kimś innym stworzą dużo lepszy związek. Mogą też te cechy zmienić z czasem (warto przekierować takie zachowania na zdrowe, a więc uczyć się o tym i dawać dobry wzór). Niewiele da jednostronne obwinianie partnera/partnerki robiąc z siebie osobę świętą (bo jednak to my ją wybraliśmy „własnoręcznie” i cały czas na siebie oddziałujemy). Niewiele da też niechęć do zrozumienia czemu ktoś zachował się w dany sposób (czasem negatywny, gdy nie zawsze były to złe intencje – byle nie powtarzały się nagminnie).
Oczywiście dane zachowania nie zmienią się, jeśli będziemy na nie pozwalać i je wychwalać. A będziemy je wychwalać, jeśli z domu wynieśliśmy takie wzorce. Sądzimy, że są one normą ponieważ nie znamy niczego innego. I często tak jest, że ludzie uzależnieni emocjonalnie tkwią w toksycznym związku, co wydaje się dla ludzi z zewnątrz głupie. Ale nie wiedzą oni, że takie osoby są wytresowane odruchem Pawłowa, by czuć, że odejście będzie bolesne. I stąd wolą zostać, by takiego bólu uniknąć.
Jakiekolwiek zmiany są możliwe tylko wtedy, gdy dwie strony chcą coś zmienić, gdy obie zaakceptują odpowiedzialność za związek i za takie zachowania. Nie ma lepszych ludzi, którzy pokornie chcą się uczyć na błędach – własnych i cudzych. Takie myślenie podnosi samoświadomość, która z kolei zapewnia rozwój, zamiast kultywowania aroganckiej bufonady.
Para musi chcieć razem wzrastać. Czasem jedna strona podciąga drugą, czasem druga pierwszą, a następnie razem będą planować dalszy rozwój. Na tym to polega. Związki polegające tylko na zabawie, zmiennych jak wiatr emocjach, które płytko uzależniają, czy też na wymianie seksu/wyglądu za zasoby nie są trwałe. Brakuje w nich czegoś więcej. Ten deficyt wychodzi w postaci rozwodu, czy zdrady. Ale czy ludzie stają się mądrzejsi po zdradzie i rozstaniu? Nie zawsze, ponieważ mogą żyć emocjami, podświadomymi wzorcami, zamiast zrozumieć dogłębnie swój problem.
Lampki ostrzegawcze toksycznych związków pokazują nam, że toksycznym związkom można zapobiec
Większość osób nie potrafi nazywać mechanizmów toksycznych związków. Czasem „czują”, że coś jest nie tak, ale nie słuchają siebie, albo ta toksyczna osoba im tę intuicję zagłusza (np. toksyczna osoba sprawia, by partner poczuł się gorszy, nie dość dobry i nadwrażliwy, podczas gdy reaguje zupełnie normalnie, czy broni swoich praw).
Większość ludzi doskonale wie, że przemoc fizyczna jest czymś co zachodzić nie powinno, może też wyzwiska, czy zdrady, ale jest jeszcze cała paleta zagrywek na które nie jesteśmy wyczuleni.
Wielu ludzi marnuje lata na toksyczne związki, będąc w efekcie poturbowanymi już w całkiem młodym wieku, a mogliby temu zapobiec, gdyby ktoś dał im naprowadzenie na to co robią nie tak. Często tacy ludzie wynieśli z domów dysfunkcje których nie byli nawet świadomymi, próbowali przez to „leczyć” się jednym, drugim, czy kolejnym partnerem z którym „o dziwo” nic nie wychodziło, a nawet wzmacniali przez to swój zawód na ludziach, czy danej płci. Ci ludzie próbowali wypełniać swoje braki, leczyć kompleksy, niedowartościowanie, czy różne traumy i urazy poprzez związki oraz poprzez swoją wypaczoną wizję miłości, którą otrzymali od rodziców. Jest to działanie nieskuteczne, ponieważ jedna trauma plus druga trauma wcale nie oznacza zaniku traum, a daje sumę dwóch traum.
Tych braków ludzie mają dużo patrząc na poziomy rozstań, rozwodów, czy nawet singielstwa i to wcale nie z wyboru (ewentualnie z wyboru mówiąc buńczucznie i nieobiektywnie, że „wszyscy wokół są fatalni”). Takich problemów jest tym więcej im mniej jest edukacji psychologicznej, a wiele więcej zaniedbywania sfery emocjonalnej ludzi.
Niestety wzór miłości, przywiązania, czy też traktowania ludzi nie jest nam dawany naturalnie, a jest programowany obserwacjami zachowań rodziców i to często już w wieku od 1 do 5 lat, którego w dorosłości kompletnie nie pamiętamy.
Jeśli mamy niską samoocenę, czy byliśmy odrzucani przez rodziców możemy sądzić, że nie zasługujemy na dobre potraktowanie i na bycie szczęśliwymi. Ludzie z zewnątrz kpiący z naszych problemów i zachowań nie pomagają, byśmy mogli się poprawić, a raczej wzmacniają poczucie winy za „słabość”, co uruchamia mechanizm chęci udowodnienia, że da się radę i to nawet będąc w toksycznym związku. To powoduje tkwienie w nieprzychylnych relacjach w których nie ma poczucia bezpieczeństwa, lub żądamy takiego poczucia poprzez podporządkowanie sobie partnera.
Tacy ludzie często odnajdują spokój dopiero w wieku 40-50 lat po wielu nieudanych relacjach. Ale czy zrozumieli problem i czy nie chcieliby cofnąć czasu do młodości, by mieli wszystko opisane jasno i na tacy? Przekaz ten nie dotrze się do wszystkich, bo poza tymi, którzy uczą się przez obserwacje i czytanie są też tacy, którzy muszą nasikać na ogrodzenie pod prądem, by się czegoś nauczyć „praktycznie”. I ci będą błądzić. Czasem długo.
Trzeba mieć na uwadze, że kompatybilni jesteśmy jedynie wtedy, gdy mamy wspólny wzorzec rodzinny: dobry, lub zły, ale musi być wspólny. Jeśli dobry to od początku tworzymy fajne związki. Jeśli zły, będziemy przyciągać ludzi nam jednocześnie znanych, z którymi nadajemy na jednych falach, ale niekoniecznie będzie to skutkowało dobrym związkiem, tak jak nie było zbyt kolorowo w naszej rodzinie.
To właśnie związki pokazują nam, czy w rodzinie było kolorowo. Często sądzimy, że wszystko było w porządku, było „normalnie”, a potem okazuje się, że jednak nie, że w rodzinie były zachowania, które może nie były wprost patologiczne, ale były dysfunkcyjne, trudne do uchwycenia, szczególnie dla młodego, niedoświadczonego człowieka, któremu brak wiedzy.
Zresztą takie wzorce nie przekładają się tylko na związki, bo równie ciężko może być nam tworzyć przyjaźnie i to nawet z tą samą płcią, jak np. jeden z rodziców był nieobecny, niekochający, terroryzujący, czy manipulujący. Konfiguracji problemów, które wynosimy czy to z domu czy okrutnego środowiska w wieku dziecięcym jest sporo, dlatego warto być osobą uważną, rozważną, a nie machającą rękoma na te wszystkie zagwozdki.
Toksyczność ludzi to skala, spektrum, zmienność, prawie nigdy stałość zachowań
Toksyczność człowieka nie zawsze jest zerojedynkowa. Nie jest tak, że ktoś zrobił rzecz X to zawsze będzie tym totalnie toksycznym i należy od razu go wieszać, czy po prostu odrzucać. Bo czasem i prawie idealnemu człowiekowi się „wymsknie”. Toksyczność badamy głównie w długotrwałych zachowaniach, które nie są przemocą (bo jak zajdzie ostre pobicie, to wiadomo, że w definicję to nie wchodzi i nie ma przebacz). Toksyczność badamy patrząc, czy człowiek się zmienia po zwróceniu uwagi (jednym, czasem trzecim), choć oczywiście nie każdy ma cierpliwość, czas, siłę i chęci na to, więc wielu ludzi zrezygnuje na samym początku.
Czy to dobry wybór? Różnie z tym jest, ponieważ okazuje się, że nawet najstaranniej wybrany „ideał” też może okazywać toksyczne zachowania, albo mogą one wyjść po czasie, albo ujawnić się dopiero w kryzysowej sytuacji. Łatwo być w porządku, jak wszystko idzie w życiu jak po maśle, jest zdrówko, kasa, sukcesy, powodzenie i wszystko się dobrze układa. Gorzej, jak ludzie tracą stabilny grunt pod nogami.
Zatem jeśli występuje jakaś toksyczność to najpierw ją nazywamy, identyfikujemy, a potem staramy się tak dogadać, by taką toksyczność wyeliminować, lub zmniejszyć jej poziom. Nie da się inaczej budować związków. Gdyby wszyscy po jednym przewinieniu mieli się rozstawać to dawno byśmy wyginęli.
Niestety dwie zamknięte głowy, stawiające na swoim, niepokorne i agresywne nigdy niczego nie zmienią i nie zbudują. Dla nich najwyraźniej związki nie są. Oni powinni być jednoosobową działalnością świadczącą usługi tylko dla siebie.
Jak ktoś dotrwał do tego momentu to dalsza część artykułu to będzie pestka. A, że nie chcę by był za długi to podzieliłem go na części.
Jakie są objawy wpadnięcia w toksyczny, niezdrowy związek, lub jakie są toksyczne zachowania?
Fatalna komunikacja i pogarda przepowiada rozwód / rozstanie
Niektórzy lubią ośmieszać komunikację jako coś co nie wpływa na związki, albo wpływa w marginalnym stopniu. Błąd. Są nawet na ten temat liczne badania. Komunikacja na bazie pogardy jest agresywna, obśmiewająca, lekceważąca, sarkastyczna, lub nie istnieje (osoba się wycofuje, nakazuje domyślania się, lub stosuje ciche dni). Taka komunikacja może nawet przypominać rywalizację wrogów, co jest zaprzeczeniem współpracy przyjaciół.
Brak pogardy daje wstęp do poczucia szacunku, akceptacji, zaufania, miłości, bezpieczeństwa, troski, czy życzliwości.
Jeśli ktoś twierdzi, że bazą związków nie są takie zachowania to w jego rodzinie chyba o czymś zapomniano. Niech on cofnie taśmę życia do czasów dzieciństwa.
Co ciekawe o tym też zapominają rodzice. Gdy ich dziecko już od młodego wieku klnie, czy gardzi innymi to biją je za karę, mimo, że sami je tego wszystkiego nauczyli. I takie dziecko potem też uważa, że przemoc jest wyjściem dla podporządkowania sobie kogoś innego.
Spiny z byle powodu. Nie masz prawa do własnej autonomii, a nawet do własnego zdania i zainteresowań
Naprawdę ciężko jest żyć z osobą z którą każda odmienna opinia staje się polem do rywalizacji, opluwania i wrogości. Nie ma tam szukania prawdy, obiektywnych danych, nie ma tam ciekawości. Jest za to przepychanie argumentów poprzez poniżenie, poprzez typowo prymitywny argument siły. Doskonale widzę to w dyskusjach w internecie puentowanych oceną, czy wyzwiskiem jako argumentem ostatecznym. Reszta się nie liczy. Ani fakty, ani dane, ani skutki. Ważne, by przepchnąć pogląd z którym ktoś się związał emocjonalnie.
Ludzie z którymi łatwo wpaść w konflikt nie są tymi z którymi warto iść ramię w ramię. Taka znajomość byłaby krucha jak kości z osteoporozą. W jakim celu chcemy je co chwila łamać, jeśli z innymi ludźmi możemy nie tylko żyć, ale i rozmawiać rozwojowo, asertywnie, bez obrażania i bez odczłowieczania?
Przykład ze związku. Nawet słuchanie innej muzyki, może być „zranieniem” osoby, która jest bluszczem, która nie ma tolerancji na „inność”. Ona nie chce inności, bo to dla niej już atak, już coś przykrego. Taka osoba chce symbiozy z partnerem jak matki z noworodkiem, które jest bezbronne, które nie ma żadnych granic, nie ma różnic, po prostu jest połączone, scalone, zależne i można je uformować, jak tylko się chce – często z podobieństwem do nas samych.
I naprawdę rozumiem, że ludzie bardzo różni mają ciężko się dogadać, ale ludzie, którzy muszą być we wszystkim tacy sami są równie skrajną patologią. I ona też doprowadzi do kontrolowania albo jednej strony, albo siebie wzajemnie. Ale raczej to jedna strona inicjuję „scalenie” poprzez kontrolę i jest to osoba, która ma bardziej sadystyczne skłonności.
Tacy ludzie wywodzą się z rodzin dysfunkcyjnych, w których ktoś też używał podobnej kontroli w miłości. Np. rodzic nadopiekuńczy, który używa kontroli do wychowywania i nie daje dziecku swobody, czy indywidualności. To jest przemoc nazywana miłością. Wielki błąd. Należy zachować złoty środek pomiędzy dawaniem komuś niezależności (popełniaj błędy, ucz się, rozwijaj swoje talenty, które mogą być różne od rodzica), a opieką nad nim (pomogę w razie czego). Niedojrzali ludzie mają z tym ogromny problem. Skrajność zawsze jest tym łatwiejszym, ale i pierwszym wyborem.
Insynuacje, nawet jeśli niczego się nie zrobiło
Jeszcze się dobrze nie znacie, nie postępowałeś wcześniej w ten sposób, ale już będziesz kimś najgorszym, już będziesz zdradzał, manipulował, już będziesz bił, już nie będziesz doceniał, już zostawisz, gdy ci się poprawi.
Ba, nie popierasz nawet przemocy, ale nieważne. Ta osoba „wie”.
Ona zauważy, że piszesz z kimś? Od razu jesteś najgorszy, bo poświęcasz komuś więcej czasu. Pokażesz, że to kolega – nieważne. Za moment wynajdzie nowy problem.
Nie odpisałeś, bo czułeś się gorzej, albo zmęczony? Nie. Chodzi o to, że olewasz, że kłamiesz, robiłeś coś innego – balangowałeś pewnie. I to bez tej osoby. Jak śmiałeś?
Wysłałeś wiadomość, której ta osoba nie zrozumiała? Pewnie to test, pewnie to miała być wiadomość do kogoś innego, komu poświęcasz czas. Pewnie mylą ci się wiadomości, bo nie chcesz się skupić na tej osobie.
Odmówiłeś seksu, bo byłeś zmęczony, albo takie masz zasady? Nieważne. Jesteś najgorszy, udajesz, poprzedniczki/poprzednicy byli lepsi, wszyscy „pewnie” dostawali co chcieli od ciebie na skinienie, tylko ta osoba nie.
I udowadniaj, że nie jesteś takim potworem, za jakiego cię uważa i, że wcale nie traktujesz tej osoby gorzej, niż innych.
Miejcie na uwadze, że taka osoba po rozstaniu i tak was oczerni, nawet jak byliście okej. Tylko wtedy już się bronić nie będziecie mogli.
Patrzcie więc na takie początkowe oskarżenia. Nienawiść drzemiąca w człowieku wypłynie prędzej, czy później. Ale ta nienawiść to skrywane głęboko kompleksy, to brak umiejętności przyznania się przed sobą kim się samemu jest.
Z moich doświadczeń wynika, że wspominane oskarżenia znikąd kończą się hipokryzją osoby, która je wykonywała i zaczęła robić to samo o co oskarżała (choć czasem, bo czasem są to tylko lęki).
I to się wiąże z kolejnym punktem:
Projekcje w związkach i odwracanie kota ogonem (sprawca robi z siebie ofiarę)
Projekcje nie pozwalają ani się rozwijać, ani rozwiązywać problemów związanych z nami samymi, ani odkryć co nas konkretnie boli, ponieważ przenosimy własne cechy, wady i przewinienia na kogoś innego. Projekcja broni nas przed przyznaniem się przed sobą co robimy i jacy obiektywnie jesteśmy.
Projekcji używają stosujący różnoraką przemoc. Powiedzmy ktoś ich „sprowokował” jak twierdzą. Odczuli w tym czasie ból, którego źródła nie rozpoznali. Mogła to być zazdrość, poczucie zagrożenia, może coś im się przypomniało z przeszłości jako trauma. Ba! Może było to poczucie wrażliwości, oraz empatii, gdy zauważyli kogoś słabego, ale, że nie tolerują u siebie słabości (nie zostali nauczeni pomocy słabszym, a agresji), to za własne nerwy, czy brak spokoju (po prostu jakieś uwrażliwienie) obarczyli ofiarę, która np. została pobita. I wtedy racjonalizują sobie to jakimiś tam szlachetnymi pobudkami, a z ofiary robią winnego całego zamieszania. Oni niestety mając silne mechanizmy obronne nie rozumieją tych emocji, nie umieją ich nazwać, to też będzie ciężko do nich dotrzeć. Dlatego głównym celem psychologów powinno być docieranie do źródeł zachowań ludzi (a nawet poglądów), a te można się bardzo zdziwić jakie są.
Przykład ze związku jest bardziej codzienny. Osoba stosująca projekcje niszczy cię, obraża, zawodzi, kłamie, ale gdy zwrócisz jej uwagę (nawet kulturalnie) robi z siebie ofiarę. Wtedy słyszysz: niszczysz ją troglodyto. Stosujesz przemoc! Ranisz biedną osobę. Tak nie wolno. Niedopuszczalne. Bo ona chce „miłości” co oznacza czerpanie wyłącznie pozytywnych komunikatów (choć sama lepszych nie daje i nie widzi w tym problemu, ponieważ stosuje projekcję uważając, że wszelkie negatywne cechy należą do kogoś innego).
Takie zachowanie uczy, że nie możesz zwracać uwagi, że nie powinieneś strzec własnych granic, tylko cenić cudze. I to cenić granice kogoś kto stosuje przemoc, w tym psychiczną. Niesamowite jak łatwo ludzie potrafią wykorzystać kogoś wrażliwość, uczynność, dobroć, zależność, zakochanie. Ale tak właśnie jest z toksycznymi partnerami.
W poprzednim punkcie pisałem o insynuacjach/oskarżeniach. To jest chleb powszedni narcystycznych projekcji. Taka osoba będzie doszukiwała się zdrad u innych w większej częstotliwości wtedy, gdy sama zaplanuje zdradę. Celem jest uniknięcie poczucia winy za własne, negatywne zachowania i danie sobie na nie pozwolenia. Wszak wina zawsze jest gdzieś indziej.
Stosujący projekcje sami będąc potworami mogą widzieć potwory wszędzie wokół, a najbardziej tam gdzie zbudują bliższą relację, co powieli marną relację z którymś z rodziców wobec którego mają nieświadomy uraz. Będąc prześladowcami będą myśleć, że ktoś ich prześladuje. Gardząc minimalną potrzebą uwagi u innych sami nierzadko pokażą, że sami tej uwagi potrzebują w sposób przesadzony. Mając problem, że ktoś komuś współczuje pokażą, że sami mają ten brak i są zazdrośni, że ktoś inny im tego nie okazywał od dziecka. Jednak problem zobaczą w kimś kto zachowuje się kompletnie normalnie, wręcz żebrze o ochłapy.
To jest naprawdę tragiczne i ludzie bez stabilnej samooceny i własnego „ja” nie powinni w takich relacjach przebywać, ponieważ spadną w jeszcze gorszy dół.
Inny przykład projekcji. Jesteś spokojny, mówisz grzecznie co i jak, a ktoś sugeruje ci zdenerwowanie, co miałoby osłabić siłę argumentu (głównie robią tak ci, którzy byli wychowywani w modelu, że emocje są z natury „złe” i „głupie”). Myślisz sobie czy ta osoba naprawdę nie umie czytać ludzi, manipuluje, a może sama jest zdenerwowana i woli to przekierować na kogoś, niż przyznać, że ma problem?
Inną z projekcji jest branie własnych potrzeb, lub życzeń za cudze. Przykład? Jedna strona chce mieć dzieci, druga nie. I tutaj zaznaczę, że są to stanowcze i ostateczne decyzje. Jednak jedna strona uważa, że druga strona ma identyczne zdanie, „tylko sobie pogrywa”, „jest chwiejna w tym, wcale nie mówi co myśli”. Taka osoba nie szanuje odmiennego poglądu, ale też stara się zaprojektować podobne myśli u tamtej strony sądząc, że myśli dokładnie tak samo, mimo ewidentnych znaków, że jest inaczej.
A potem widzimy wrabianie w dzieci, albo decydowanie o dzieciach „siłą”, bo „wiemy lepiej” co dla kogo jest dobre, bo przecież dla nas jest to dobre. Znowu ten narcyzm i egoizm, znowu.
Wsparcie nie istnieje, a to kluczowa umiejętność także dla rodziców
Związek to mała drużyna. Członkowie drużyny wzajemnie sobie pomagają. Nie służą, nie ulegają, ale pomagają. Bo chcą. Bo są dobrzy z natury. Bo dobrze życzą tej osobie, z którą się wiążą. Bo związek to nie walka o swoje, tylko o nasze. Pomagając komuś pomagasz też sobie.
Innych opcji nie ma. Drużyna musi rozumieć, że jest od siebie zależna. Jeśli ktoś źle życzy członkowi drużyny jest sabotażystą i szkodnikiem.
Niestety toksyczni ludzie w związkach kochają osłabiać swoich partnerów, a robią to po to, by poczuć się silniejszymi od nich, by partnerzy stracili moc czy to do walki o swoje, lub do odejścia.
A z czego to wynika? Zwykle z kompleksów, lub braku poprawnych więzi z rodzicami. Wtedy taka osoba boi się, że jak druga pójdzie do lepszej pracy, czy pójdzie na siłownię, albo wyleczy problemy emocjonalne to tę drugą osobę zostawi. Z taką niewiarą, z takim poziomem lęku zostaje jedynie hamowanie nawet najbardziej pożytecznych celów.
Poza tym jest inny aspekt – jeśli chcesz wsparcia, to uruchamiasz u toksycznego egoisty silną potrzebę ucieczki na wolność. Wolność dla niego to swoboda. Do związków przystosowany nie jest, bo w związkach nie myślisz tylko o sobie, nie żyjesz tylko własnymi emocjami, przyjemnościami i trudami. Masz dodatkowy bagaż, jest to „uwiązanie”.
Dlatego jeśli potrzeba Ci wsparcia, uzewnętrzniasz się emocjonalnie, to taka osoba atakuje Cię, czy wyśmiewa. Ona nie potrafi pomóc. Ona atakuje, by ktokolwiek o niej nie pomyślał jako o kimś słabym, niekompetentnym, uciekającym od obciążeń jaką jest troska, czy nawet podstawowa życzliwość. Panicznie bojąc się ukazania wad i słabości atak wykonuje pierwsza. To właśnie z patologicznego zapatrzenia we własną wartość i wielkość, z narcyzmu bierze się brak empatii, a brak empatii prowadzi do uważania się ofiarę nie wtedy jak się jest osobą skrzywdzoną (np. pobitą, oszukaną), tylko wtedy, jak trzeba się dla kogoś poświęcić, wesprzeć, czy pomóc. Współczucie jest zastąpione agresją, by móc ze spokojem patrzeć na cierpienia innych, a czasem nawet odczuwać z tego dumę. Duma z pogardy do „słabszych” motywuje do przemocy wobec nich, lub ucieczek od odpowiedzialności w razie problemów.
To też ważny punkt, jeśli chcemy oceniać, czy ktoś nadaje się na rodzica. Jeśli taka osoba potrafi motywować słabszych, potrafi umacniać słabszych, ich słabość, lęki, czy smutki nie wywołują w niej poczucia dyskomfortu, a chęć pomocy i prowadzenia to będzie rodzicem-opoką, który będzie uczył radzenia sobie społecznie w wymierny sposób. Rodzic wyśmiewający, atakujący, lub unikający tematów stworzy „przegrywa”, którego może odchowa, ale nie wychowa. Ewentualnie ucieknie od wychowywania, co widzimy po pladze porozbijanych rodzin. O tym warto pamiętać przy planowaniu rodzicielstwa.
Nie ma między wami zaufania
Nie wierzysz tej osobie ani w to, że jesteś dla niej opcją numer jeden, ani, że wesprze cię w najtrudniejszych chwilach, ani, że nie obrobi cię za plecami, ani, że ma dobre intencje, ani nawet, że mówi prawdę gdy o coś pytasz. Nie wierzysz, że jej zaangażowanie jest szczere, a może jest tylko prowizoryczne, powierzchowne?
Może masz paranoję, ponieważ przenosisz stare krzywdy na nową osobę, a może masz rację, ponieważ ta osoba naprawdę nie zachowuje się w sposób „miłosny” wobec Ciebie i naruszyła Twoje zaufanie. Może zauważyłeś, że jej odpowiedzi mijają się z prawdą?
Czas wypracować zaufanie i porozmawiać o tym z drugą stroną jak to zrobić. Troskliwa osoba wysłucha i nie będzie miała problemu z daniem Ci komfortu.
Jednak jeśli już wcześniej te zaufanie nadwyrężała możesz zastać opór, a opór to niechęć do stworzenia dobrego związku.
Wzbudzanie zazdrości i sugestywnie pokazywanie, że jest się singlem/singielką
Taka osoba podrywa i chce być podrywana. Dla niej to zabawa. Nie ma tam miejsca dla Ciebie. Normalna osoba spławia ludzi podrywających ją, jeśli już zależy jej na kimś. Taka osoba nie wikła się w nowe relacje, które dla zachowania pozorów są spłycane do robienia sobie żartów.
„To nic takiego, miej jakiś dystans”.
To prawda, taki pięciuset kilometrowy.
„Należy mi się, jesteś mi winien”
Masz być wdzięczny, że ktoś w ogóle cię zechciał? Słyszysz o jakichś zadośćuczynieniach za każdą chwilę cennego życia STRACONĄ z tobą? Słyszysz, że tej osobie należy się specjalne traktowanie, ponieważ ostatnio zrobiła ci kolację (czy coś podobnie błahego)? A może gorzej – obiecała, że coś zrobi i to miałby być największy jej atut? Obiecywanie, tak?
Oj, będzie źle.
Odwoływanie spotkań, mimo planowanych terminów
Nieważne czy powody odwoływania spotkań są prawdziwe, czy nie, bo perfekcyjny kłamca ukaże je jako powody realne. Ale jeśli macie mieć relację, to musicie się widywać. Jeśli nie spotykacie się pół roku, rok, a niektórzy nawet czekają dłużej (naiwni) to znaczy, że albo naprawdę strasznie, powtórzę STRASZNIE coś wam się na głowę zawaliło z możliwościami spotkań (wyjazd za chlebem na Cypr i blokada przez mafię na lotnisku), a może którejś ze stron nie za bardzo zależy. A może nawet i obu?
To nie jest relacja, to fikcja. Nie da się dobrze poznać człowieka przez internet. Im bardziej sądzisz, że znasz człowieka, bo rozmawiasz z nim przez internet i tylko internet, tym wiedz bardziej, że to tylko wyobraźnia. Nie raz zdziwiłem się po czasie kto kim jest, gdy w internecie prezentował się zupełnie inaczej.
Ukrywanie wszystkiego
Ja wiem. Istnieją ludzie bardzo nieufni, skrzywdzeni, czasem paranoiczni, więc ukrywają wiele rzeczy w obawie, że ktoś to wykorzysta. Ale jeśli czas mija, a ty nic o człowieku nie wiesz, ani nazwiska, ani jego miejsca zamieszkania, mimo randek to jest to grubymi nićmi szyte. Myślisz wtedy co ta osoba ma ukrycia? Myślisz czy traktuje cię poważnie? A może wstydzi się ciebie?
Każde z tych wyjść nie rokuje na głębszą relację.
Utrzymywanie kontaktów z ex
Rzadko kiedy kontakt z ex musi być utrzymywany. Rzadko kiedy dwie strony wypalają się na dobre, by na zawsze i dojrzale powiedzieć sobie, że do siebie nie wrócą i są „przyjaciółmi”, czy jakkolwiek sobie to nazwą.
Jeśli jeden związek zostaje pogrzebany, to taka osoba powinna zająć się nową osobą, na niej się skupić, a nie namiętnie wypisywać do ex, czy nawet się spotykać.
Najgorzej jak taka osoba ma kilka takich ex po których lawiruje i są łatwo dostępni.
Niestety znam takie sytuacje, że ludzie trzymają ex w orbicie tylko w razie jakby z nową osobą nie wyszło. A to, że oszukują ją, że jest dla nich ważna to tam mniejsza. Najważniejsze, że jest pod ręką w razie czego i można do niej wrócić, potem mówiąc, że jednak to ją się „kocha” (to są te super szczęśliwe związki oparte na oszustwie, lękach przed samotnością i kalkulacji zysków).
Kilka słów i załatwione.
Spowiadanie się z waszej relacji i to w niepochlebny o tobie sposób
Jak ktoś cię obgaduje to nie ma prawa stworzyć z tobą związku, dlatego, że z zasady nie szanuje cię, a na pewno szanuje cię mniej niż osoby którym wyrzuca wasze sekrety, wasz związek, wasze problemy.
Nieważne jak to usprawiedliwi. Znajomi tej osoby wiedzą często o tobie więcej niż ty sam/a i to w negatywnym słowa znaczeniu.
Jeśli dwie osoby nie umieją między sobą załatwić konfliktu, to nie nadają się dla siebie. Pożegnać nielojalną osobę, która stawia cię daleko w kolejności priorytetów i szacunku.
Dramy, kłótnie, agresja, kontrola, przemoc, ciche dni, obrażanie się i wybuchy złości są dowodami na miłość
Takie zachowania biorą się z domów, gdzie rodzice usprawiedliwiali paskudne zachowania wobec dzieci „miłością” – tak, w tym przemoc fizyczną i psychiczną.
Wspomniane myślenie prowokuje co najwyżej do nienawiści. Do robienia rzeczy wyniszczających ludzi, a nie budujących związek. W takim związku (czy nawet rodzinie) człowiek ma wypaczoną moralność. Dobro nazywa złem, a zło dobrem.
Znamy pary, które sobie mówią: „kłócimy się, więc nam zależy na sobie”, „nie biłbym, gdybym tak nie kochał”, „poniosło mnie, bo tak mi zależy, „to co, seks na zgodę” (po entej kłótni?).
Ale spokojnie, nie jest to toksyczny związek wg nich. Do czasu kolejnej kłótni w której okażą sobie nienawiść i do czasu aż o niej znów zapomną na moment.
Przekręcanie twoich słów i kontekstu
Nikt nie lubi się tłumaczyć z czegoś czego nie powiedział, nie myślał i nie zrobił, ale są tacy ludzie, którzy tego wymagają, a najgorzej jak z takim człowiekiem się umawiasz.
Jeśli się nie rozumiecie, to albo ktoś ma w tym cel i specjalnie robi wszystko byście się nie rozumieli, albo naprawdę stoicie na innym poziomie rozwoju intelektualnego.
I tylko rozmowy tekstowe dają nam dowody na to, że coś nie zostało, lub zostało powiedziane. Łatwo dzięki temu je przytoczyć. Mamy archiwa rozmów, można to wszystko okazać.
Gorzej jak rozmawia się na żywo. Wtedy wmówić można wszystko, bo nikt nie cofnie taśmy sprzed kilku dni co było.
Ale jeśli jest to nagminne to można się wypalić. Tu też komunikacja szwankuje – albo wyrażanie się, albo odbiór komunikatów.
Idealizacja/bombardowanie miłością
Idealizacja zawsze kończy się dewaluacją. Zawsze. Ale dewaluacja brzmi mało groźnie. Partner po prostu zostaje sprowadzony do roli śmiecia, może nawet obiektu nienawiści. Zachodzi chęć wyżycia się na nim, tylko dlatego, że nie spełnił fantazji o byciu idealnym. Nieidealny partner staje się zagrożeniem dla komfortu żądającego idealności, władzy, podporządkowania. Nie ma tam miejsca na „zwykłe życie zwykłych ludzi”.
Kto uwierzy w niesłychane słówka o sobie, o wyjątkowości relacji i największych uczuciach pod słońcem ten zostanie głęboko pogrzebany na żywca i nie poczuje nic więcej, niż tragiczny zawód. Albo będzie kontrolowany z pozycji niskiej samooceny i zależności przez takie właśnie ochłapy pozorowanej miłości.
Na ogół normalni ludzie dość wolno rozwijają zaangażowanie, nie są tak zachłyśnięci sobą. Jeśli powie im się, by przystopowali to nie mają z tym problemu, bo słuchają wskazówek. Toksyczne osoby – nie.
Problem w tym, że idealizacja w 99.9% przypadków jest kłamstwem (minimum sytuacji to stonowane docenienie), a dewaluacja jest zawsze prawdą. Niestety osoby zakochane, a raczej uzależnione emocjonalnie starają się myśleć, że to ta pierwsza wersja partnera jest tą obiektywną, że da się wrócić do tej wersji, że znów będzie sielanka, ale to nie jest prawda. Albo dzieje się to np. przez maksymalnie 7 dni w miesiącu dla uśpienia czujności. Bardzo ciężko jest odejść od kogoś, kto nam się jednocześnie jawi jako super dobry i super zły, kiedy nie mamy takiej manii obwiniania innych, ponieważ wtedy myślimy, że może to nasza wina, może ta osoba miała gorszy dzień, to też warto starać się, by przywrócić tamte chwile świetności. Jest to mocno wyczerpujące i potrafi na wiele lat zbudować dużą skazę, choć powstała ona w domu rodzinnym. Rodzic tej skazy nie naprawił, a dziecko próbuje, mimo, że nie ono jest winne tej sytuacji.
I to jest dobra nauczka – nie naprawiaj nieswoich win i nie przepraszaj za nieswoje błędy.
Czemu ciężko jest odejść od osoby toksycznej, która bombarduje miłością? Po czasie związku nie umiemy uwierzyć, że osoba zachowująca się jak anioł, mówiąca piękne rzeczy, staje się wcieleniem diabła, zgnilizny i wrogości. Nie wiemy jak to możliwe, że osoba mówiąca wzniośle o wierności, o tym co najważniejsze po prostu zdradza w perfidny sposób. Nie rozumiemy tego, co podwaja ból.
Jednak jeśli zrozumiemy, że fatalny charakter takiej toksycznej, narcystycznej osoby nie jest zależny od naszej winy, a to są tylko jej wady, lęki, słabości to zrozumiemy szybko, że nie ma za kim tęsknić, a ta osoba jest tylko tekturką, aktorem przykrywającym usilnie swoje najgorsze cechy, których ma 80%, a reszta to pozerka, totalny brak osobowości. Trzeba rozumieć, że za zgniłymi osobami się nie tęskni i trochę się im współczuje, że są tak marne, ale to nie jest już współczucie chcące pomóc, a raczej takie, które buduje zgrzyt zębami i chęć dystansu.
Idealizacja z dewaluacją to są też mechanizmy narcystyczne. Narcyzi dobrze czują się tylko w kompozycji idealnej, gdy są idealnie traktowani, gdy czują się idealnie, albo gdy wydaje im się, że partner jest idealny, bezproblemowy, niesamowicie dopasowany – wszystko 10/10. Ale taki stan nie trwa wiecznie, bo każdy ma wady, każdy ma słabości, uległość narcyza też może denerwować (szczególnie, gdy uległy jest mężczyzna). To wszystko wychodzi z czasem. Narcyz nie ma zbytniej tolerancji na „zgrzyty”, wszystko to staje się dla niego ujmą i ciężarem za który może się mścić, albo odejdzie szukając nowego obiektu, który da mu energię i będzie mógł w nim obronić swoje wielkościowe złudzenie.
Ludzie stonowani są może nudniejsi, przewidywalni, ale i nie są niebezpieczni. Kto ma pociąg do niebezpiecznych ludzi też ma problem ze sobą i szuka wypełnienia domowych braków.
C.D. nastąpi.
Hej
Miałem wrażenie, że kiedyś opublikowałeś drugą część tego artykułu, ale najwidoczniej to było fałszywe wspomnienie wynikłe ze skojarzenia z innym, też dwuczęściowym artykułem. Szkoda, bo spodobała mi się ta część i chętnie zobaczę drugą.
To co tutaj napisałeś jest potrzebne, bo dzięki temu można się nauczyć co zrobić, by przypadkiem samemu nie uczynić swojego związku toksycznym. Z drugiej jednak strony mam wrażenie, że w tym artykule wieje pesymizmem, bo skoro miało się w rodzinnym domu toksyczne wzorce i chciałoby się wejść w związek jako osoba nietoksyczna to ma się, mówiąc prosto, przerąbane – jesteś skazany na bycie toksycznym.
Nie straszmy jednak takim czarnym scenariuszem. Według mnie człowiek może poprzez pracę nad sobą nauczyć się nowych, lepszych wzorców i stać gotowym na zdrowy związek.
To szczególnie kieruję do osób, które mogły przerazić się tym artykułem 😉
Cześć. Kiedy nowy artykuł mogę wiedzieć?
Ostatnio mam mocne pogorszenie objawów, więc ciężej mi idzie, ale na dniach powinien być ten o idealnym mężczyźnie. Ze dwa akapity do korekty jeszcze.
Z mojej strony ostrzegawcze lampki to tatuaże, kolorowe włosy, nadwaga – świadczy albo o patologicznym pragnieniu uwagi lub braku kontroli nawet nad własnym ciałem, co źle rokuje. No ale to trochę z igły widły, taki męski shittest, bo nawet gruba i wytatuowana może być fajna, co nie zmienia faktu, że często te fizyczne cechy przekładają się na konkretne typy osobowości
Na początku zabrzmiałeś jak totalny boomer, no ale na szczęście stwierdziłeś, że ocenianie ludzi po ich wyglądzie to już jest przesada. Trzeba być boomerem żeby twierdzić, że wygląd człowieka odzwierciedla jego charakter.
Dobry tekst, widzę to na przykladzie własnego związku, z tym że niektóre zachowania były w zarodku, niektóre bardziej występowały u mnie, niektóre wygasły z czasem. I nie wiem czy to my jesteśmy obaj toksyczni (chociaż swoją drogą jak patrzę na facebook na grupy z problemami związkowymi – np. taka związkawka to co drugi post radzący na jakiś problem to coś w stylu – to ewidentny toxic, och, co za toksyczne zachowanie, natychmiast zerwij – zamiast mierzyć się z problemem.) Na przykład w moim związku bardzo ciężko weszły szacunek i czułe słówka, a mówienie do siebie per debilu czy wytykanie tego co robimy źle było na porządku dziennym, bo na początku uważaliśmy, że jesteśmy ponadto i szczerość jest najważniejsza i nie ma co mówić do siebie że się robi dobrą robotę, jak się jej nie robi. Średnio to działało, bo jednak gdzieś tam w środku, taka pyskówka zawsze jakoś bolała.
Efekt setek zwróceń uwagi, że mi się to nie podoba dopiero dał niewielki efekt. Dzięki redpiller za ten tekst, bo chociaż nie wszystko u mnie było, to takie teksty otwierają oczy
U mnie tak wyglądały te lampki:
Utrzymywanie kontaktów z ex – z mojej strony nie było, z jej – wygasło z czasem, bo ich zerwanie było gwałtowne, wszedłem trochę między nich jak między wódkę i zakąskę, jednego dnia była tu, drugiego już ze mną. Aczkolwiek, w chwilach krzyzysu potrafiło się odnowić. Takie mam wrażenie, jakby sama po pewnym czasie doszła do tego, że jest to coś nietaktownego, w chwili złości nie opanowała tego, ale generalnie facet miał więcej godności i twardo to zerwał, skoro wybrała mnie a nie jego. Odciął tą gałąź, chociaż wydaje mi się że w jej psychice też zaszła zmiana. Ale fakt faktem, było, dojście do tego jak to wygląda z boku wymagało jednak czasu.
Spowiadanie się z waszej relacji i to w niepochlebny o tobie sposób – było, aczkolwiek wiedziałem już wtedy, że to czerwona lampka wtedy już chciałem kończyć, ale uprzedziła mnie zerwaniem. Inna sprawa, ze ostatecznie wrocilismy do siebie. I nie, nie czuje sie jak cuck, widze ze to już nie wróci.
Idealizacja/bombardowanie miłościąMój i to bardzo potężny błąd. Niby akceptowałem ją ze swoimi wadami, ale zachowywałem się totalnie jakbym nie miał innego celu w życiu, trochę też dlatego, że naprawdę wiele poświęcałem, bardzo chciałem tam być. Gdy dostałem tą szansę, zaniedbałem wszystko inne, co paradoksalnie obniżyło tę jakość. Ale bez przesady, nienawisci tu nie ma, lub jest podobnie jak z naszą rodową relacja z Ukraińcami – czasem podszepty typu „Wołyń” w głowie przypominaja to co najgorsze i nieprzepracowane momenty powracaja z podwojna sila, ale nie burza calosci.
Ukrywanie wszystkiego
Tu mam potężne wątpliwości, bo jednak jakaś przestrzeń osobista jest potrzebna. U jednego bardziej, u innego mniej, jeden wiedzie podwojne zycie, a drugi potajemnice wpieprza salceson z lodowki bedac wege. Małe sekrety zostawilbym dla zdrowia psychicznego, nie trzeba wszystkiego tlumaczyc partnerowi, duze, rzutujące na związek już nie.
„„Należy mi się, jesteś mi winien”Nic ci nie jestem winien, nic ci nie obiecywałem, tak jej kiedyś powiedziałem. Zamiast się oświadczyć, na jednym kolanie zapytałem, czy chce sobie zmarnować życie ze mną, bo wiedziałem i jestem świadomym swoich wad, a ciągle jeszcze ją idealizując, byłem pewien, że nie zapewnię jej takiego poziomu życia, jaki powinienem. Ale i tak pytanie zadałem. Temat co jakiś czas wraca w związku, ale raczej powiązany z częsciową słuszną złością i żalem, bo jednak w tak długiej relacji, osoby niszczą się nazwazjem i jest to norma, ze z takich zwiazkow wychodzimy poobijani. Moze ciagle mam jeszcze rozowe okulary, moze nie wiem ze mozna inaczej, ale tak uwazam.
Nie ma między wami zaufaniaTrudno sie zgodzic i nie zgodzic jednoczesnie. Nie ma pełnego, co nie znaczy ze nie ma go w ogole. Pelnego zaufania nie mam nawet do siebie, a co dopiero do kogos, wiec sam fakt, ze chociaz troche komus ufam, to juz cos dobrego. Inna sprawa, ze trzeba sie liczyc z tym, ze predzej czy pozniej partner w jakiejs kwestii i tak nawali i nikt nie jest alfa i omegą.
Wsparcie.
Tu uważam, żę jest to skorelowane z czasem i poziomem zaangazowania. Na początku zawsze jest naskakiwanie, potężne zakochanie, potem z czasem stopniowa obojętność i trzeba zwykłej pracy.
Do tych z rozmow sie nie odniose, bo jednak jak sie rozmawia z kims codziennie to codzienna analiza to by byla jakas masakra
Pamiętajcie, zę wiele rzeczy trzeba brać na poprawkę, że nawet zwykły nastrój na to wpływa. Mam wrażenie, że zależnie od stopnia zmęczenia i chęci byliśmy raz przykładną para, a w innych momentach, według tych krytererów w ogoóle. Na przykład zołzownictwo i podejscie „wszystko masz w dupie” mocno wjeżdza przy dziecku, gdy jedna osoba czuje sie przytloczona nadmiarem obowiazkow, albo zwyczajnie sobie nie radzi, mimo iz drugi partner sie stara. To co podałeś to dobry wstęp, ogólniki, ale jednak kazdy przypadek trzeba rozkrecac na czesci pierwsze inwidualnie.
Na każdy taki punkt książkę można napisać, ale muszę skracać 😉
generalnie facet miał więcej godności i twardo to zerwał, skoro wybrała mnie a nie jego
Jeśli to był stały związek to ja bym się nie babrał w coś takiego. Też widziałem już takie sytuacje, że jak kobieta zmieniała gałąź (była to zdrada, bo poznawała kogoś w CZASIE trwania związku), to nie należało się cieszyć, że „wybrała mnie, to jestem lepszy” tylko „ona ma łatwość w nieprzywiązywaniu się, obwinianiu innych, to też zmienia gałęzie i nie ma z tym problemu – negatywy widzi poza sobą”. Ale życzę powodzenia.
Tu mam potężne wątpliwości, bo jednak jakaś przestrzeń osobista jest potrzebna.
Wiesz, jest różnica między ukrywaniem wszystkiego, nawet podstawowych informacji, a mówieniem kompletnie wszystkiego. Takie małe rzeczy to nie problem, często nie są nawet zbyt ważne dla związku.
mówienie do siebie per debilu
I skąd wy to wynosicie, to ja nie wiem.
Z drugiej strony jak sobie przypominam pyskówki z gimnazjum o byle co…
Ale nie, to nie jest nic dobrego.
Zresztą jak jest dziecko to ono to chłonie. Nawet jak się czegoś nie uczy to ono obserwuje.
Wsparcie.
Tu uważam, żę jest to skorelowane z czasem i poziomem zaangazowania
A może w ogóle tego nie być, ani na początku, ani wcale. Albo z początku tylko dla tworzenia złudzenia, że ktoś jest dobrą osobą. Trzeba mieć na to na uwadze. Jeśli ktoś odcina wsparcie, a nawet gardzi i mówi „zajmij się sobą”, „nie marudź”, „nie chcę obciążenia”, a wcześniej był osobą, która mówiła, że będzie wspierać, pomagać itd. to niestety, nie rokuje to.
W drugiej części będzie choćby o wymuszaniu, a właśnie wymuszanie będzie efektem obietnic i drastycznej zmiany. I to się źle kończy. Obojętność to mało przy tym poziomie zawodu.
Pamiętajcie, zę wiele rzeczy trzeba brać na poprawkę, że nawet zwykły nastrój na to wpływa
Ano prawda. Gorzej jak ktoś cały czas ma zły nastrój „z winy innych” i się wyżywa, albo jak toksyczne kobiety „bo mam okres, to mogę, a w ogóle to twoja wina”.
Może nie być tego teraz, a może być w przyszłości. Lepiej mieć te informacje z tyłu głowy.
Może nie było to u Ciebie tak drastyczne. Może po prostu byłeś lekko zdesperowany powiedzmy, czy zależny, a to ma mniejsze natężenie.
Zresztą pytanie jaki byś był gdyby Cię odrzuciła W CZASIE tej idealizacji, albo zdradziła i czy w czasie tej idealizacji byłeś emocjonalnie mocno zaangażowany. Jeśli nie, a tylko robiłeś coś bo tak sądziłeś, że musisz, to jest inaczej, niż gdy emocje są silne i one kierują tobą. Można idealizować emocjonalnie, a można bo jest to wyuczone np. że tak trzeba .To tak jak są ludzie empatyczni, co czują współczucie, a są tacy, którzy pomagają, bo wiedzą, że tak trzeba, ale nic nie czują z tego współczucia. Albo ktoś jest agresywny, bo czuje agresję, a inny bo go tak nauczyli, że tak trzeba.
I dlatego te wszystkie punkty dałoby się nieźle rozwinąć, a komentarze też w tym pomagają, bo zawsze coś można dodać i wyjaśnić.
„mówienie do siebie per debilu”. cóż, bez ewentualnej obrazy, ale zakrawa mi to na (tzw.) doły społeczne, osobiście nie spotkałem się z czymś takim.
a mi na hołdowanie sztucznej uprzejmości, dworskie popierdywanie, jak dobierze się dwójka, która dogaduje się w konkretnych, krótkich słowach to tak to bywa, chociaż z boku faktycznie źle to może wyglądać. Jak najbardziej reprezentuję dół społeczny. Zresztą, czy to nie ty chwilę temu pisałeś coś o egalitaryźmie, by przypisywać mi etykietkę niziny?
Miej tylko na uwadze, że złe cechy charakteru rosną z czasem, bo tolerancja się zwiększa i obojętność na to czy cokolwiek kogoś skrzywdzi, bo przecież i tak nie odejdzie i tak nie ma konsekwencji. Jak ludzie na początku mówią do siebie „debilu”, „ofermo” to na stare lata mogą skończyć mówiąc: „ty stara k…” i tym podobne. Pogarda jeszcze nic dobrego nie zbudowała.
tak, ja, ale co to ma do rzeczy? co egalitaryzm ma wspólnego z chamskim wyrażaniem się? po prostu z chamstwem par excellence. tak, nie dzielę ludzi na klasy społeczne, zwłaszcza w sensie burżuazyjnym, czyli z jej tzw. klasą średnią i apoteozą tejże, nie oznacza to bynajmniej nieistnienia dołów społecznych, notabene obecnych także w społeczeństwach bezklasowych, nawet jeśli bezklasowych tylko nominalnie czy że tak powiem dezyderatywnie, próbą budowy takowego były państwa socjalistyczne czy faszystowskie, prl, zsrr, trzecia rzesza, włochy mussoliniego, doły społeczne to środowiska np. kryminalistów, to zupełnie inne sprawy, jeśli cię to uraziło czy obraziło, trudno, twój problem (zwrot ten, ów „twój problem”, jest mi obcy, śmierdzi kapitalizmem i lumpenliberalizmem, nie uznaję i nie używam go, ale w przypadkach „obrażania się” jest on chyba właściwy). ende.
pozwolę się wtrącić.
Chwal to czego chcesz mieć więcej. Zauważaj drobnostki i nagradzaj. To proste i skuteczne.
Zacząłem od tego, żeby coś dać od siebie, a otworzyłem okienko do skomenowania przez kwestię nazywania się wzajemnie „ty debilu” itp.
Zastanów się chwilę – czy to wnosi coś pozytywnego?
Nawet jak mówicie tak pomiędzy sobą, to takie rzeczy lubią eskalować. Dodatkowo kobiety są emocjonalne i za tym idzie też jakiś ładunek emocjonalny – niekoniecznie tak beztroski jak wyzywanie się pomiędzy kumplami na boisku. Sam kreujesz jej stosunek do Ciebie + Szacunek nie należy się komuś kto pozwala tak się nazywać. Ja jestem pod tym względem bardzo wyczulony, ucinam jak kobieta nazwie mnie nawet w jej mniemaniu czule „głupolu, głuptasku itp”.
beztroski jak wyzywanie się pomiędzy kumplami na boisku
Raz to jest beztroskie, a raz ewidentnie emocjonalne i określa pogardliwy stosunek. Najlepiej widać to przed walkami patoMMA, gdzie wyzwiska idą ostre i nie ma tam nic beztroskiego, a ewidentna nienawiść, brak szacunku i uznanie kogoś za szmatę, co dalej prowadzi właśnie do eskalacji fizycznej.
Więc nie idealizowałbym tego, że hehe chłopcy to tylko tak się wyzywają dla żarcików, a tylko kobiety mówią co myślą. Ignorowanie tego na wczesnym etapie wychowania prowadzi do tego, że zaczyna to być regularnie stosowane u chłopców i przez to wzmacniane, a ofiary przemocy ignorowane bo „hehe chłopcy to tylko tak się hehe biją. Zostawmy ich i niech sobie podadzą ręce na zgodę.” Nic bardziej mylnego.
Kult przemocy rodzi przemoc, a kult wyzwisk rodzi wyzwiska eskalujące przemoc niezależnie co się o tym nie powie i jak bardzo stara się to usprawiedliwić robiąc z tego coś pozytywnego i niewinnego.
ucinam jak kobieta nazwie mnie nawet w jej mniemaniu czule „głupolu, głuptasku itp”.
To brzmi infantylnie jak robią to dorosłe osoby. Czy ma ładunek negatywny? Pewnie też zależy, ale głównie brzmi to dziecinnie.