The Undateables, czyli gdy wygląd i pierwotne instynkty górują nad dobrym sercem
Na przykładzie programu „The Undateables” z Netflixa (nierandkowalni) wspólnie z laxmanCR7 dzielimy się z Wami swoimi wnioskami, które zaobserwowaliśmy jeśli chodzi o rynek matrymonialny (randkowy). Program pokazuje co tak naprawdę się liczy podczas dobierania płciowego, co słyszymy, a w co wierzymy, jeśli chodzi o tę sferę życia. Mało tego. Przez takie nieracjonalne i niepraktyczne podejście dajemy nietrafione rady dla osób, których pozycja na takim rynku jest słabsza od naszej. Skutkiem słyszenia takich fałszywych rad stajemy się naiwni i odczuwamy duży, niepotrzebny ból, gdy zderzamy się z rzeczywistością. Ludzie nie chcą być okłamywani, mimo, że kłamstwo jest przyjemne i przyjmują je – ale tylko z początku. No bo kto, by nie chciał słyszeć o sobie w superlatywach, kto by nie chciał słyszeć, że dostanie wszystko, będzie kochany, lubiany, szanowany, wygra miliardy, zapisze się w historii ludzkości, stworzy dobrą rodzinę i nie będzie to takie trudne? Ale nie. Nie rodzimy się równi, zasługujący na wszystko, równie inteligentni, równie utalentowani, czy równie atrakcyjni fizycznie i seksualnie. Rady osoby atrakcyjnej nie będą działały dla osoby nieatrakcyjnej i na odwrót.
Zarys The Undateables
Na początek krótki, oficjalny opis programu za polską stroną Netflix’a.
Pogodny serial opowiadający o losach niepełnosprawnych osób, które zwróciły się do biura matrymonialnego z prośbą o pomoc w znalezieniu partnera. Polska nazwa: banalne „Gotowi na miłość”. Dostępne tylko kilka odcinków.
Hadyn, czyli nieatrakcyjny, niepełnosprawny dobry chłopak z pasjami
Poznajcie Hadyna (cyfra „1” na zdjęciu). Jego choroba głównie powoduje deformacje fizyczne twarzy, ale też osłabia jego słuch. Bohater lubi jeździć na desce, jest komunikatywny, miły, spokojny, mówi nam o swojej wymarzonej dziewczynie. Można powiedzieć: standard.
Nim Hadyn umówi się na randkę, w programie następuje dosyć krępująca rozmowa jego ze swoim bratem. Owy brat jest… cóż, obiektywnie przystojny – twarz, wzrost, zarys mięśni, wszystko się zgadza. Brat przyznaje bez ogródek, że ma powodzenie, regularnie się spotyka z dziewczynami i ma swoje grono znajomych.
Potem następuje coś co jest znane – porady atrakcyjnego brata dla nieszczęśliwego, nieatrakcyjnego Hadyna. Wszystko co słyszymy, da się śmiało podpiąć pod to co się słyszy od ludzi, którzy powtarzają nic nie znaczące truizmy i żyją w nieświadomości (tak jak „bądź sobą!”). A więc jego brat mówi o tym, by być otwartym, towarzyskim, dać sobie szansę. Jednym słowem – “just be confident, bro”.
Jest to fragment szczególnie uwierający, bowiem mocno uwypukla to, o czym wszyscy wiemy, ale wolimy się do tego nie przyznawać. Wolimy wierzyć w słowa brata, ale rzeczywistość pokazuje zgoła co innego. Takie pocieszanie bywa co najwyżej bałamuceniem, choć jeśli nieintencjonalnie niedobrym to na pewno naiwnym, idealistycznym i infantylnym przekazem do świata.
Wcale nie trzeba być wyjątkowo zdeformowanym, by przekonać się, jak bezwzględne bywają prawa rynku matrymonialnego, jeśli nie spełnia się danego “progu” atrakcyjności. Ci ludzie nie będą „zasługiwali” na miłość. Nie dostaną jej. Będą musieli pracować zdecydowanie ciężej i nie dostaną zrozumienia od ludzi, którym wszystko przyszło łatwiej, bo urodzili się atrakcyjniejsi genetycznie.
Żadnymi nakazami i zakazami się tego nie zmieni, a wady „charakteru” (osobowości) ludzi nieatrakcyjnych zawsze są wyolbrzymiane, by ludzie ich odrzucający mogli zracjonalizować sobie owe odrzucenia.
Co można byłoby powiedzieć Hadynowi, by to było realistyczniejsze, a jednocześnie nie tak bolesne? Że wszystko to co mówimy o pewności siebie i cechach podobnych może nie wystarczyć, by zdobyć miłość, że na pewno będzie miał trochę ciężej, ale nie powinien się załamywać, tylko rozwijać te sfery na które MA WPŁYW. I najważniejsze – powinien „wymaksować” swoją atrakcyjność fizyczną, na tym się skupić, bo bez tego nie dostanie szansy na zaprezentowanie swoich cech tzw. wnętrza. Reszta – czyli poznanie kogoś odpowiedniego to wypadkowa losu (często całkiem romantycznego, więc warto mieć nadzieję i być wytrwałym), szczęścia, dogodnych okoliczności i właśnie atrakcyjności.
Hadyn też nie chciałby być okłamywany przez choćby potencjalną jego dziewczynę, że się jej podoba (gdy tak nie jest), czy ona go kocha (gdy tak by nie było). Tylko prawda się liczy. Kłamstwo komplikuje wszystko.
Tom i Sarah, czyli atrakcyjni, niepełnosprawni ludzie
Przejdźmy do dwóch innych przypadków ze zdjęcia, które są równie ciekawe. Na zdjęciach Tom i Sarah (zdj. 2 i 3).
Tom cierpi na Zespół Tourette’a. Nie jest to jego jakaś zaawansowana forma. Raczej objawia się niekontrolowanymi tikami, które jednak nie zaburzają życia wokół niego, ale wyglądają nieprzyjemnie. Jak łatwo zauważyć Tim jest typowym przystojniakiem (alfa – fizyczny) i jest to fakt. Nie ma on problemu, by znaleźć kobietą chętną na randkę. Sama randka również przebiega bezproblemowo, a dziewczyna w komentarzu po spotkaniu jest wyraźnie zadowolona, chce go wspierać, jego wady nie mają znaczenia i wszystko układa się tak jak powinno.
Z kolei Sarah była normalną, lubianą dziewczyną aż do pechowego zdarzenia. Po wypadku (udarze) nie może wrócić do pełnej sprawności psychicznej i fizycznej – cierpi na afazję. Zapomina słów, nie potrafi budować zdań, jest wycofana i niedostępna. Siłą rzeczy jej sprawy osobiste ucierpiały, choć pozostaje cały czas atrakcyjną dziewczyną. Jej randka również jest bardzo udana, a wady schodzą na dalszy plan.
Wnioski
Spójrzmy na Toma. Co może działać na jego korzyść? Okazuje się, że jego schorzenie (Tourette) może współgrać z byciem przystojnym i postawnym. Tom, jako że przechodzi pierwszy test atrakcyjności fizycznej, zyskuje czas i możliwość pełniejszej prezentacji samego siebie. Może więc uruchomić w kobiecie silne emocje z tego względu, że ma w sobie skazę, trudność i jest emocjonalnie nieprzystępny. Ma w sobie coś z „dzikusa” – i nie mówię tu o potocznym znaczeniu tego wyrazu jako obrazy, ale jako o głębszym, podświadomym, wyczuwalnym archetypie.
Kobiety, jak już wiemy, często poszukują owego niebezpiecznego pierwiastka, który zapewnić mogą źli chłopcy/ mężczyźni (agresja, nałogi, porywczość, tajemnica). To jest też bliskie motywowi „Pięknej i bestii” – poszukiwanie tajemniczego, niebezpiecznego mężczyzny i próba jego oswojenia (nawiasem mówiąc, o tym samym traktuje trylogia „Greya”). Nasz bohater Tom spełnia te warunki – jako nieokiełznany samiec alfa (przystojniak) ze skazą, dysponuje w ręku silną kartą wzbudzającą kobiece zainteresowanie i pożądanie. Jego wady dodają mu tylko uroku.
Podobnie sprawa ma się z Sarah, choć ona jednak uderza w zupełnie inne struny. Z oczywistych względów nie wzbudza w płci przeciwnej uczucia niebezpieczeństwa. Dziewczyna raczej odwołuje się do tego, czego w dużym stopniu poszukują w kobietach mężczyźni. Sarah jest wycofana, zraniona i dotknięta chorobą, ale mimo wszystko jej choroba implikuje pewne „pozytywne” cechy – nieśmiałość, delikatność, opiekuńczość. Uruchamia to w mężczyznach potrzebę przyjścia z odsieczą i otoczenia Sarah opieką. Z tego względu, jak sądzę, bez problemu może ona znaleźć kogoś, kto da jej bezpieczeństwo, wsparcie, pomoże się rozwijać i nauczy świata na nowo. Podobnie jednak jak w przypadku Toma, nie byłoby to takie proste, gdyby Sarah nie była atrakcyjna.
Przedstawione przykłady to niewielka próbka, ale co nieco ukazują i zostawiają nas z głębszymi przemyśleniami. Przede wszystkim uświadamiają w bezwzględny sposób, że praktycznie niemożliwe jest wytworzenie w osobie takiego zestawu cech, który rekompensowałby w pełni ewentualne braki w atrakcyjności fizycznej. Zaburzenia neurologiczne i psychologiczne (Tourette, afazja) zdają się w ogóle nie przeszkadzać w zdobyciu partnera – oczywiście, jeśli wygląd temu najpierw nie przeszkadza. Działa tu po prostu efekt aureoli, bardzo dobrze już opisany i poznany – tutaj artykuł Świadomości Związków na ten temat. Z kolei deformacja fizyczna z góry skazuje na większe trudności – nawet jeśli ktoś jest otwarty, dynamiczny, inteligentny i pewny siebie.
Wracając do samego formatu programu, można zastanawiać się kto tak naprawdę jest „nierandkowalny”. Być może uderzamy tutaj w banał, ale kilka obejrzanych odcinków zostawia nas z niewesołymi myślami, że koniec końców to brzydota fizyczna stanowi dyskwalifikujący punkt większości, jak nie wszystkich relacji – choć, naturalnie, każdy ma swój własny próg dopuszczalnej atrakcyjności płci przeciwnej.
Jeśli chodzi o różnicę w podejściu do płci: przeciętne kobiety w porównaniu do przeciętnych mężczyzn zawsze mają zdecydowanie wyższą pulę mężczyzn, którzy widzą je atrakcyjnymi, ale dla skrajnie brzydkich kobiet sytuacja jest też bardzo ciężka (i tu już nie działa przysłowiowe „każda potwora znajdzie swego amatora”).
Słowa pocieszenia to coraz częściej jedynie wygodna, pełna hipokryzji wymówka tych „lepiej genetycznie” usytuowanych. Ewolucja ciągle jest w nas (za) silna.
problem brzydoty to problem inżynieryjny, gdyby był odpowiednio nagłasniany zostałby równie szybko rozwiązany, niestety ludzie mają to w dupie, a druga sprawa trzeba do tego ogromnych środków finansowych – inzynieria genetyczna to przyszłość, zwyczajnie każdy bęzie mógł wyglądac jak chce – czyli być urodziwym i wtedy zacznie się zabawa od nowa , bo oto ci piękni od urodzenia będą też musieli się starać, nawet głupi przykłąd łysienia – słyszałeś kolego o firmie stemson th, która zajmuje się klonowaniem włosów?
Zgadam się z artykułem. Atrakcyjność fizyczna jest bardzo ważna, co odczułam na własnej skórze. Byłam brzydką nastolatką, chuda, nijaka= zerowe zainteresowanie. Olałam temat randek i pomyślałam ,,kiedyś się trafi”. Panowie zaczęli się mną interesować, jak (cytując ich samych) ,,się wyrobiłam”. Nagle słyszałam, że mam świetny charakter i osobowość (tatarata). Teraz nie narzekam na powodzenie i zainteresowanie. Chłopaka mam, w moim mniemaniu atrakcyjnego i z fajnym (również według mnie) charakterem. Jednak nie ma co być naiwnym. Mój chłopak też powiedział pare razy, że jak kobieta nie jest atrakcyjna dla męzczyzny, to na dłuższą mętę to nie da rady.
Tak jest, prawda musi być a nie mydlenie oczu, a potem zawód 🙂
A TERAZ LUDZISKA, UWAGA! ROBIMY ZRZUTKĘ NA DZIAŁALNOŚĆ AUTORA. ODWALA KAWAŁ ŚWIETNEJ ROBOTY, PISANIE ARTYKUŁÓW I PROWADZENIE BLOGA TO CIĘŻKA PRACA, A CZYTAĆ SIĘ CHCE……UŚWIADAMIAĆ SIĘ CHCE…. WYSKAKUJEMY Z FORSY, RAZ DWA!
Tu? https://zrzutka.pl/
W artykuliku na początku strony ” Czy pomożesz nam działać w….” tam jest wszystko opisane co i jak.
Racja, samo się nic nie robi, dzięki.
Dokładnie. Jesteśmy równi tylko względem prawa i to teoretycznie. Ta żałosna tzw ‘miłość’ i cała przyjemność z tym związana nie jest dla brzydkich i tyle, trzeba to przyjąć do wiadomości i się z tym pogodzić. Nie można za brak powodzenia winić innych, takie litowanie się nad sobą – bo mnie ktoś nie chce pokochać i będę sam/a, sretetete…. … jakie to słabe! No nie chce, a choćby chciała taka osoba to jej Matka Natura NIE DA i pozamiatane! Tylko ją można za to winić jak już. Trzeba być SILNYM! Jestem ogrem/ flądrą, TRUDNO! Nie jestem przeznaczony/a do rozpłodu, jestem z innej kasty i tyle, tak sobie powiedz! Inwestuje w siebie, rozwijam pasję i z tym kojarzę przyjemność, zdobywam pozycję, kasę, robię swoje, za nikim się nie oglądam i za nikim nie ganiam, SZANUJĘ SIEBIE, mam wy…….! I się bawię, wtedy grania mam po uszy a tą całą tzw‘miłość’ mogę ojscać. W kłopoty się nie wpakuję i nikt mnie nie wyrucha, bo już znam te gierki. Kobieta, nawet jak paskudna to i tak znajdzie chętnego na sex i jeszcze zarobi na tym…. Także nie jest źle, pogoń z mrzonkami trzeba sobie darować. Tak naprawdę jak się nad tym głębiej zastanowić to ‘miłość’ OSŁABIA zamiast HARTOWAĆ. Koniec końców wszyscy się zestarzejemy, zbrzydniemy i stąd wyniesiemy. Co zabierzesz ze sobą do gleby czy w eter jak tam sobie kto wierzy? Ładnego ciała nie przemycisz, ale piękny umysł może zostać, lepiej inwestować w to. Kto czerpał całe życie poczucie satysfakcji jeno z urody nie inwestując w ducha tego marny los na stare lata.
Brzydki facet, tylko i wyłącznie, jeśli już, może być atrakcyjny dla Pań tylko wtedy, kiedy jast MegaALFA z zachowania, ma wysoką pozycję w stadzie, ogrom szmalu i dominuje nad wszystkimi innymi samcami w otoczeniu. Przykład Hitlera, kobiety ponoć na sam jego widok dostawały orgazmu i nikt mi nie powie że leciały na ten jego wąsik…
I się pytam co w tym programie robi Michał Wójcik ? To już w polskim kabarecie go nie chcą……..?
Pewnie że to problem systemowy (tu tkwi sedno sprawy) co nie zmienia faktu ze trzeba też indywidualnie się rozwijać
„maksowanie wyglądu” to systemowo ślepa uliczka.
Kobiety szukają najlepszych porównawczo, więc nawet maksowanie przez 100 % facetów spowoduje jedynie, że kobiety zaostrzą door selection. Gdy już wszyscy będa mieli kaloryfer, chadskull dojdzie kolejne kryterium, nawet dziś nieznane.
Dlatego „szansą na rozpłód” w skali większości facetów wydaje się przeniesienie źródeł ich siły na pozawyglądowe aspekty czyli (jak przez tysiące lat) na zasoby jakie mogą rynkowo lepiej oferować + (od niedawna) kontrola hipergamii (testy DNA, brak preferencji w sądach rodzinnych dla kobiet, zaniechanie dotowania samotnego macierzyństwa z pieniędzy odebranych betaproviderom).
Dziś zasoby kobiety „ogarniają” via państwo, więc nie muszą nic facetom dawać „w zamian”, a hipergamia jest uwolniona i wspierana przez prawo.
Systemowo owszem, ale indywidualnie na ten moment innego wyjścia nie ma. No, można czekać biernie jak księżniczki, że ktoś zapuka do ich drzwi i będzie to Brad Pitt (a i tak mu nie otworzą, bo się wystraszą, albo pomyślą, że to sen).
podobnie dla kobiet eksplozja (prężenie pupy na insta ma zasięg światowy) hipergamii indywidualnie ma sens (daje szansę na najlepsze geny swiata), ale systemowo je wyniszcza.
„Wszystkie społeczeństwa, które dokonały wielkiego postępu i przetrwały przez wiele wieków wykorzystywały tę formułę z bardzo niewielkimi odstępstwami i jest to dość niezwykle, że tak pozornie różne kultury wytworzyły tak podobne małżeństwa. Społeczeństwa, które odchodziły od tego były szybko zastępowane. Ta „umowa” między płciami była korzystna dla mężczyzn-beta, kobiet po 35 roku życia i dzieci, ale bardzo ograniczyła aktywność mężczyzn-alfa i kobiet przed 35tką (razem stanowią o wiele mniejszą grupę niż wcześniej). Przedcywilizacyjny standard, gdzie każdy mężczyzna-alfa miał na wyłączność 3 lub więcej młodych kobiet, zastępując starzejące się młodszymi, podczas gdy masy mężczyzn-beta walczyły o niewielkie zasoby resztek pożywienia/starzejących się kobiet, był chaotyczny i niestabilny, pozostawiając beta-mężczyzn walce i bezproduktywności, a starzejące się kobiety porzucone przez ich alfa wybranków skazywane były na biedę. No więc co się stanie jeśli tradycyjną kontrolę nad cywilizacją zdejmiemy z kobiet i mężczyzn?” https://justpaste.it/jswk
Dlatego kobiety (podświadomie choćby) dążą do rozdzielenia pozyskiwania zasobów (beta) od prokreacji (alfa) wykorzystując do tego prawo i demokrację. A mężczyźni? Beta – oddają połowę zarobków państwu, za które to zasoby państwa „uniezależniają” od nich ich („własne”) kobiety 😉 A Alfa – … czasem o tym napiszą 😉
W końcu coś prawdziwego do bólu. Chcecie się rozwijać? Zacznijcie przede wszystkim od wyglądu. Resztę gdy będziecie już wyglądać zdobędziecie łatwiej.
Jeśli nie podobamy się fizycznie partnerce to pewnym dowodem na to jest slaby jakościowo sex ?,bez zaangażowania ,wykonywania niektórych czynności sexualnych itd .
Na pewno tak, plus jeszcze trzy czynniki:
– kobieta ma Cię za pewnik, więc nie chce się jej starać
– kobieta jest leniwcem i seks bierny też jej pasuje
– kobieta jest aseksualna (jednak to bardzo rzadkie – 1% ludzi, około połowa z tego kobiet)
Nie zawsze więc chodzi o odpowiednie dobranie się genetyczne, ale jest najważniejsze. Atrakcyjność + miłość musi zajść.
Bardzo ciekawy artykuł. Pewnie dla niektórych bolesny ale pokazujący rzeczywistość a nie bujanie w obłokach.
Interesująca jest ta rada dla tego Hadyna. Kwestią zasadniczą jest to „wymaksowanie” atrakcyjności. Cóż jasne facet może poddać się np wielu operacjom plastycznym tylko pytanie brzmi po co miałby to robić (kupa kasy a są inwestycje przynoszące lepsze zwroty) Zaznaczam nie jestem zwolennikiem black pill Kluczową sprawą jest tu motywacja dla której miałby to robić. Jeśli tą motywacją byłoby to żeby poznać przypadkiem atrakcyjną kobietę która ewentualnie się nim zainteresuje to uważam ze byłoby to dla niego szkodliwe jeszcze bardziej niż przed podjęciem tych wszystkich starań i z dużym prawdopodobieństwem zakończyłoby się jeszcze większym rozczarowaniem a może i nawet depresją. Natomiast jeśli podjąłby pracę nad sobą dla siebie samego bo tego pragnie poprawi mu to samopoczucie będzie się lepiej czul bez oczekiwania ze inni a zwłaszcza kobiety to docenią to jak najbardziej ok. Genów i tak nie zmieni, a szczęście można zapewnić sobie tylko sam odnajdując swoją drogę życiową
Kwestia jest taka, że nie może się starać dla kobiety, która tak naprawdę nie istnieje – ona się pojawi dopiero po osiągnięciu danego progu atrakcyjności. Ale nie jest to konkretna osoba, dlatego lepiej działać dla siebie i brać od życia co przyniesie w trakcie rozwoju.
” … dlatego lepiej działać dla siebie i brać od życia co przyniesie w trakcie rozwoju” I z tym się całkowicie zgadzam to jest sprawa kluczowa
„ona się pojawi dopiero po osiągnięciu danego progu atrakcyjności” Albo pojawi się albo nie. To życie pokaże.
Natomiast w przypadku takich gości jak ten Hadyn z artykułu często jest tak że oni jak podejmą jakąś pracę nad sobą to jednak oczekują ze kiedyś tą „wymarzoną” kobietę spotkają i ona się jednak nimi zainteresuje.
Czy jednak można zmienić swoją fizyczność a nawet i osobowość całkowicie. Raczej wątpię. Owszem napisałem o tych operacjach ale powiedzmy sobie szczerze ilu facetów się im podda a nawet gdyby to też niczego im to nie gwarantuje. Pytanie czy gra jest warta świeczki.
ja raczej w takim przypadku jak tego Hadyna radziłbym raczej normalnie dbać o siebie swój wygląd odnaleźć swój cel w życiu, a jeśli jakaś kobieta się pojawi to fajnie i tyle
Pisałem to już w komentarzach pod innym artykułem. Jestem po przeszcepie włosów u najlepszego chirurga w Polsce i nawet nie wiesz jak wzrosłą gwałtownie moja atrakcyjność u kobiet. Akurat w moim przypadku łysienie psuja moje SMV i po prostu mi nie pasowało (wysokie bardzo i cofniete czoło, chuda wąska twarz, brak zarostu pomimo 29 lat i szczupłe ciało), pomimo, że twarz z przodu mam spoko. Odkąd mam na nowo włosy z przodu, wyglądam milion razy lepiej i polecam to każdemu facetowi. Nie pocieszajcie się Stathamami, Dieselami, the Rockami etc., nie jesteście nimi 😉
Jak ci ten przeszczep poprawił samopoczucie czujesz się atrakcyjniejszy po prostu masz lepszy komfort to ok w porządku, ale jeśli myślisz ze zapewni ci miłość kobiety to niestety możesz się rozczarować. jak się ma niską samoocenę niskie poczucie własnej wartości to żadne operacje tego nie zmienią
Według mnie lepiej pogodzić się z rzeczywistością i skupiać się na tym na co mamy realny wpływ i wyznaczyć sobie priorytety (dla każdego mogą być inne) Wiem ze łatwo się to mówi a trudniej robi. bo wymaga przewartościowania całego swojego myślenia ale jest to możliwe.
Wystarczy popatrzeć na kobiety które skupiają się głównie na swoim wyglądzie. To kobiety w większości poddają się operacjom plastycznym myśląc że zatrzymają upływający czas. To złudzenie. Tak się jednak nie dzieje. I tak ciągle są niezadowolone ze swej fizyczności to tu za dużo to tam za mało itp Dlaczego? bo maja niską samoocenę i tyle
Nie tylko, bo mają zaburzoną osobowość. Dużo tych kobiet pędzących za wyglądem porzuca w końcu z frustracji swoje działania i staje się bardzo arogancka, specjalnie nie chce dobrze wyglądać itd. Vide wiele feminiazistek. No i jak słyszały, że mają niską samoocenę to zaczynają z siebie robić bóstwo, teraz to mają tak wysoką samoocenę wystrzeloną w kosmos. A w życiu trzeba balansu.
ok zgoda, ale często to podświadomie mają nadal niska samoocenę mimo że na zewnątrz próbują odgrywać zupełnie coś odwrotnego (racja to też zaburzona osobowość)
Nie? Po prostu obiektywnie lepiej wyglądam i mam względne powodzenie u spoko dziewczyn.
Czemu pogodzić? Skoro coś źle wygląda (np. łysienie w moim przypadku), to warto skorzystać z dostępnych i EFEKTYWNYCH rozwiązań (np. przeszczep włosów, które świetnie u mnie wygląda i naturalnie – to są moje własne cebulki włosowe pobrane z tyłu głowy i przeinstalowane na przód, po czym normalnie one wyrosły i zajebiście wygląda).
Wiadomo, że jest to tylko jeden z czynników i nie zapewni nagle wysokiej samooceny na poziomie 1000. Aczkolwiek warto również o niego zadbać (wygląd jest zawsze wysoko wartościowany) i jednocześnie zająć się innym aspektami. Nie rozumiem Twojego niezrozumienia tutaj
Z mojej strony nie ma żadnego niezrozumienia, Przecież napisałem już wcześniej ze jak uważasz że ten przeszczep ci pomógł to ok. Ja po prostu nie robiłbym tego z powodu kobiet i tyle. Każdy ma swoje priorytety. A że o wygląd należy dbać no pewnie że tak. Ja tu jednak jestem zwolennikiem tradycyjnych metod. Dawniej faceci nie mieli operacji plastycznych a potrafili dbać o siebie i wyglądali męsko tylko oczywiście nie byli zazwyczaj dzisiejszymi modelami z gazet dla bab. Dzisiejsze „księżniczki” mają oczywiście w w tym względzie wielkie wymagania, choć większość jak zmyje make up to przeciętne dziewczyny ale nawet jak zrobiłbyś i 100 operacji to takim i tak nie dogodzisz. Poza tym na dzień dzisiejszy na geny wpływu nie masz. Dałem ten przykład kobiet które np robią sobie te silikonowe cycki Podobają ci się one? bo mnie np nie. od razu widać że to sztuczne ale oczywiście kwestia gustu
Przeczytaj wpis Alana bardzo ciekawy i pouczający
Hej co to za chirurg i ile kosztuje taki zabieg
Odpowiedniego progu atrakcyjności czyli jakiego? Proszę o dokładne sprecyzowanie.
Subiektywna sprawa, tak jak gust. Im wyższy poziom atrakcyjności, tym większa szansa, że spełni próg większej ilości ludzi.
„Genów i tak nie zmieni”- otóż nie. Genetyka idzie mocno do przodu. W naszych czasach istnieje już metoda edycji genów CRISPCAS9.Pozwala ona edytowac geny nie tylko zarodka, ale i osoby dorosłej(w ograniczonym stopniu). Otworzy to nowe możliwości dla ludzkości. Nie będizemy już dłuzej niewolnikami swojej biologii. Oczywiście grozi to konsekwencjami, rozdizału ludzkości na dwa gatunki. Tych lepszych Alfa-bogaczy i reszty, nawet nie Beta, ale może już Gamma, lub Omega, ale dla dobra wszystkich(egoistyczny altruizm), lepiej było by ulepszyć, całą populacje(np naród).
https://pl.wikipedia.org/wiki/Metoda_CRISPR/Cas
To nie jest jeszcze szeroko dostępne i mam duże obawy co do tego ,że miałoby przynieść to cokolwiek dobrego. Gdyby miałoby to służyć jedynie eliminacji np. podatności na choroby to jeszcze, ale żeby wybierać sobie kolor włosów dziecka, poziom IQ i też kto więcej zapłaci ten będzie miał „kosmiczne dziecko”… no mój romantyzm tego nie widzi!
W tej sprawie tak samo uważam. po pierwsze to jednak pieśń przyszłości a poza tym wcale nie musi to być takie dobre. W skali masowej jest to jest jest więc lepiej twardo stąpać po ziemi
Pieśń przyszłości, czyli 20-30 lat. Badania Zheng Qui wykazały, że eksperymenty na ludziach sa możliwe(stworzył embriony odporne na AIDS).
Też się obawiam tego, że ludzkosć może wdłuższej perspektywie podzielić się na dwa gatunki: Nadludzi i resztę. Może niektórym bogaci nadludzie daliby możliwość edycji genów, ale nie na taki poziom jak geny bogaczy,aby mieli w ręku marchewkę za którą plebs by gonił,ale nie aż taką aby ich dogoniono.
Jednakże żyjemy na takim świecie na jakim żyjemy. Może nas zastąpią genetyczni modyfikowani ludzie? Może to i lepiej dla ludzkości jako takiej( tak wiem, kogo to obchodzi z perspektywy samolubnych genów 😛 ). Czy to dobrze? Gatunki które wymierały wskutek konkurencji lub niedostosowania do środowiska nikt nie pytał o zdanie na temat jak sie z tym czują.
Jest szansa na to ze poprawi to los wszystkich. Technologie tą można stosować nie tylko na embrionach, ale i na osobnikach dorosłych(w ograniczonym stopniu). Raczej od tego nie urośniesz(raczej),ale można poprawić ukłąd odpornosciowy, wydolność fizyczną,albo poziom wytwarzanych hormonów w tym i płciowych.
ps; Tez myslę że zwykłym ludziom szybko nie udostępnia tego świetnego wynalazku. Istnieje, też problem debaty nad moralnością procedury edycji genów. Wiadomo jednak jak jest z moralnością na szczytach władz i elitach tego świata.
Przypuszczam, że „wymaksowanie” swojego wyglądu sprawi, że osoba nieatrakcyjna w dłuższej perspektywie i tak będzie nieszczęśliwa. Może facet trochę oszukać wyglądem, ale partnerka przy pierwszej lepszej okazji zdradzi go lub zostawi, nawet będąc potraktowaną przez „uwodziciela” jak szmata – o czym wszyscy wiemy. Pytanie co bardziej boli: samotność czy odrzucenie? Znałem takie przypadki i właśnie teraz na „stare” lata przychodzą naprawdę gorzkie i smutne refleksje na temat relacji K-M. Sam będąc nieatrakcyjnym z wyglądu pomimo mitycznych >180 cm wzrostu :-D, dałem się niestety kilkukrotnie upokorzyć efemerycznymi znajomościami, a niekiedy odbywało się to w sposób po prostu podły. Każdorazowo mówiłem, że to ostatni raz i zamykam temat relacji K-M, daję sobie z tym spokój. Niestety próbowałem i starałem się, w końcu ok. 30 roku życia poddałem się. Teraz zaliczam dosłownie drobne wtopy, samotność boli, ale nie muszę nikomu nadskakiwać lub obawiać się czy nie mam po kolacji „mięsa w zębach”, bo mnie ktoś zostawi. Ból prolongowany, ale łatwiejszy do zniesienia. Jeśli jesteś zewnętrznie lub wewnętrznie „przegrywem” to nie zmienisz tego, bo masz to w genach, uzyskałeś też jako prezent w wychowaniu. Możesz oszukiwać, ale ile tak wytrzymasz? Najgorsze, że moment poszukiwania partnera jest tak krótki i bezwzględny, a ta cała”miłość” to eufemizm zwykłej chuci zarezerwowany dla pięknych, sławnych lub bogatych. Wewnętrzne cechy mogą dla kobiety się liczyć, ale tylko takie, które przyniosą konkretną korzyść. Masz pasję? No to świetnie, byle żeby przyniosła jej forsę albo wam rozgłos.
Żebym miał taką wiedzę wcześniej to absolutnie nie podejmowałbym tego „tematu” i młodość spędził może tylko trochę szczęśliwiej, ale na pewno pożyteczniej. Przepraszam za długi wpis, ale zebrało się i świetny artykuł tylko to sprowokował.
Przypuszczam, że “wymaksowanie” swojego wyglądu sprawi, że osoba nieatrakcyjna w dłuższej perspektywie i tak będzie nieszczęśliwa.
Nie widzę powodu. Nie jesteś w stanie przewidzieć jakie będziesz miał emocje w przyszłości w zupełnie innym położeniu, w zupełnie innej sytuacji i uzyskując inne rezultaty. Jeśli pewność siebie urośnie, dostaniesz pozytywne gratyfikacje to możesz jednak uzyskać szczęście. Na dodatek wiesz, że to tylko Twoja ciężka praca i to wzmacnia samoocenę. Oczywiście póki żyjesz jeszcze ideałami, że wygląd miał nie mieć znaczenia to można cierpieć, ale da się z tego „wyrosnąć”. Po prostu akceptujesz świat jakim jest, a nie życzeniowo jakim wmawia się, że jest lub chciałoby się taki mieć.
Może facet trochę oszukać wyglądem, ale partnerka przy pierwszej lepszej okazji zdradzi go lub zostawi
Nie byłbym tego taki pewien. Kobiety nie zdradzają w większości przypadków tylko ze względu na wygląd, ale większy zestaw cech, emocji jakie się w nich wzbudza, czy jak mówisz korzyści. Ewentualnie gdy macie silną więź, bo zanikła w ich związku, lub nigdy jej nie było (albo np. jest w związku z przyjacielem, czy z rozsądku, a nie romantycznie). Dlatego nie można myśleć, że wygląd stanowi 100% atrakcyjności, ale jest BARDZO WAŻNY, szczególnie by uzyskać szansę na okazanie wnętrza. Bo zauważ, że ktoś może wygląd perfect, ale jak zacznie zachowywać się jak debil, wygadywać jakieś idiotyzmy, to normalna kobieta odwróci się na pięcie. Oczywiście jest sporo kobiet, które będą chciały i tak np. uprawiać seks z kimś takim, ale nie warto na nie patrzeć, naprawdę.
Redpillerze, nie znasz może jakiegoś lepszego określenia niż „przyjaciel” na takie okazje? W końcu przyjaźń to bardzo głęboka więź, której w relacjach nazywanych „friendzone” nie ma. Swoją drogą, sam też nie mam odpowiedniego polskiego słowa na to, anglojęzyczny „orbiter” chyba lepiej opisuje taką relację niż „przyjaciel”.
Ja uważam tak jak starożytni, że przyjaźń to jest właśnie prawdziwa miłość. To jest dokładnie ta miłość, która pojawia się tak często choćby w chrześcijańskiej Biblii (swoją drogą, kiedyś wdałem się w rozmowę z księdzem na temat tego, dlaczego praktycznie nigdy w Kościele się o tym w sposób dosłowny nie mówi).
Ogólnie nasz język też jest zagmatwany, bo jak widać friendzone nazywany jest przyjaźnią, przyjaźnią nazywa się też dobre relacje z danymi kobietami z którymi nie ma pożądania, są też przyjaźnie z seksem, ale bez miłości…
Ciężko to w ogóle jakoś pozytywnie nazwać, bo nawet „kolega” nie pasuje do tego, jak ktoś jest wykorzystywany, manipulowany fałszywą nadzieją. Orbiter z kolei raczej nie wyjawia swoich zamiarów i uczuć, nie musi być wykorzystywany, ale pasuje najlepiej. Nie zastanawiałem się nad tym wcześniej…
Może kolega, koleżka ew kupel, choć tu też niektórzy oceniają wysoko bycie kuplami, a niektórzy przelotnie tudzież, relacja o ” mniejszej temperaturze”
Co to red pill zmienia się w black pill?
Nie, ponieważ nadal postuluje się rozwój i maksymalizację atrakcyjności.