Mężczyźni nie żalą się bo są za to karceni. Otwartość może przynieść szkody
Przy kim możesz się otworzyć będąc mężczyzną? Do kogo dzwonisz gdy jesteś w dołku? Mężczyźni odpowiadają – do nikogo. Bo są mężczyznami. Nikogo to nie obchodzi. Nikt nie wykaże się troską, ani współczuciem. A poza tym mężczyźni się nie żalą, bo to „babskie pierdoły są”, albo „emocjonalnie otwierają się tylko mięczaki” (albo jeszcze lepiej – pewnie tylko homoseksualiści, co miałoby być obelgą). Takie myślenie wynika z konserwatywnych ról płciowych, które z kolei utrudniają zdobycie przyjaciół, uzyskanie stabilności emocjonalnej, a nawet łatwiejszego radzenia sobie bez popadania w zachowania skrajne (np. przemocy wobec siebie, lub innych, co też doprowadza do znacznego skrócenia życia mężczyzn na tle kobiet).
Niektórzy mówią, że „mężczyźni sobie radzą bez tego, nie potrzeba im otwierania się”.
Tak sobie „radzimy”, że górujemy w samobójstwach, uzależnieniach, przemocy wynikającej z cierpienia (smutek po czasie zamieniany jest na agresję jako reakcja obronna) i utajnionych depresjach. Bo wstyd przed męskimi ziomami się otworzyć, bo co najwyżej zjadą, powiedzą coś na przekór, nie zrozumieją, albo nawet nie wysłuchają.
Relacje (w tym przyjaźnie) mężczyzn stają się sztuczne, jeśli mężczyźni nie mogą być w pełni sobą, muszą ukrywać to kim naprawdę są, jakie mają prawdziwe emocje, co prowadzi dalej do udawania kogoś kim nie jest. Udawanie jest wyczerpujące, a taka przyjaźń nieprawdziwa i kończy się wraz z okazaniem słabości, albo wraz z przyniesieniem strat „przyjacielowi” (ale nie, prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie).
Warto mieć dobrych ludzi wokół siebie, warto takich szukać, warto kimś takim być, warto się rozwijać i warto krytykować negatywne postawy społeczne, które mimo, że są zewnętrznym problemem to nierzadko prowadzą do problemów ludzi do wewnątrz.
Warto na początek obejrzeć poniższy film.
Jeden ważny cytat z niego: „Gdy się otworzę oni użyją tego przeciw mnie”.
Zamykanie się mężczyzn w sobie to mechanizm obronny. Nie tak jak feministki mówią, że mężczyźni nie mówią o problemach bo lubimy sobie sami szkodzić, a dlatego, że otoczenie bardzo często zrobi z takiego otwartego mężczyzny worek treningowy.
Oczywiście wszystko to wynik braku empatii, cechy której zanik będzie powodował, że ten świat nie stanie się lepszym miejscem.
Mężczyźni są zawsze sami sobie winnymi? Mów tak dalej i pokazuj, że nie chcesz zrozumieć sytuacji mężczyzn
To jest moja dawka przypominająca o tym jak fatalne wzorce wpaja się mężczyznom, a to właśnie mężczyźni częściej są samotni, ciężej jest im znaleźć przyjaciół, albo są to płytkie przyjaźnie gdzie nie ma pełnej otwartości, a co najwyżej budują je wspólne aktywności (nie zawsze pomocne).
Czasem słyszę, że mężczyźni zawsze są winnymi swoich problemów, ponieważ usilnie nie chcą się otworzyć. Ci ludzie nie rozumieją, że mężczyźni może i by chcieli się otworzyć, ale nie mają komu, albo od czasów dzieciństwa otrzymywali tylko karcące, negatywne reakcje po tym jak się otworzyli, lub ukazali emocje. I zaczynało się to od rodziców w stylu „nie jęcz, nie płacz jak baba”, kończąc na dalszych reakcjach w społeczeństwie.
Niedawno usłyszałem nawet, że mężczyźni „grają cwaniaków”, „ludzi sukcesu” (mitomania), „zimnych, nieczułych i chłodnych” tylko z powodu kobiet w otoczeniu. Niektórzy sądzą, że wyłącznie męskie grupy mogą rozwiązać ten problem.
Nie rozwiążą go, jeśli grupowicz dołącza do niej w wieku 50 lat i był nauczony zupełnie innych postaw. Dla niego będzie to niekomfortowe. Trudno nagiąć stare drzewo. Co innego młodsi bracia po płci.
Zresztą, by zobaczyć te „tradycyjnie męskie grupy” (które niby miałyby być z nastawienia pomocne słabszym) wystarczy iść do zawodówki. Niski poziom prezentowany w wielu tego typu szkołach powoduje, że dochodzi tam do większej ilości bijatyk, agresji, znęcania się i tym bardziej ci zaszczuci nie mają opcji, by się podnieść, a już na pewno nie, by znaleźć przyjaciół. A tam dziewczyn nie ma, lub są w znikomej ilości, więc nie zawsze chodzi o podlizywanie się płci przeciwnej.
Sam jestem ogromnie zdziwiony gdy spotykam mężczyznę empatycznego, rozumiejącego, cierpliwego, nieoceniającego, nieagresywnego, ani nieimpulsywnego gdy jakiś mężczyzna, lub chłopiec okazuje słabość. Wtedy myślę sobie co jest nie tak? Co się stało? Jak to się dzieje? Kim on jest? Czy to prawda?
Bo to są nieliczne przypadki. Ale takich męskich przyjaciół warto mieć. I wtedy takiemu mówię – brawo, zachowałeś człowieczeństwo mimo prania mózgu mężczyznom, że powinni być inni. Nie próbujesz chłopie szukać akceptacji w toksycznej grupie wspólnie karcąc słabszego.
To jest ten prostszy wybór, bo grupa ma ubaw, jest to traktowane jako coś pozytywnego (błędnie), a członek grupy czuje się chroniony przed poniżaniem (nie zawsze). Trzeba mieć odwagę, by się temu przeciwstawić.
Co można zrobić, by mężczyznom pomóc długofalowo jako płci i zmienić ukazaną mentalność?
Jakie są rozwiązania na ten problem? Oczywiście uczyć od najmłodszych lat, by mężczyźni pomagali słabszym, bronili słabszych, czy krzywdzonych – nie tylko kobiety. Pomaganie innym uczy bycia dobrym człowiekiem. W rodzinach wielodzietnych chłopcy mogą opiekować się rodzeństwem. To też pomaga. W szkołach nie może być przyzwolenia na ochronę sprawców dręczenia. Gdyby jeszcze mężczyzn zachęcano do sprawowania ról opiekuńczych byłby to duży postęp w zmianie wzorców myślenia stricte egoistycznego. Problem w tym, że w takich zawodach zbyt mało się płaci (a jednak na mężczyznach dalej ciąży ciężar bycia tym „zaradniejszym” i lepiej sytuowanym). Do tego mężczyzna-pielęgniarz wg wielu nie jest mężczyzną, bo jest to zbyt miękki i „dobry” wykonując taki zawód, a dla wielu męskość musi mieć w sobie pierwiastek zła (to niestety oszukany wzorzec męskości, czyli trójca seksualizacji, poniżania i wyparcia emocji innych, niż złości).
Inne potrzebne zachowania to nauka otwierania się bez szkód, niezamieniania smutku na agresję, lub udawania, że danej emocji nie ma (bo to uczy wypierania, że ona istnieje, a to odbija się na zdrowiu fizycznym, a potem przedwczesnej śmierci). Nie można zapomnieć o jednoczesnej nauce rozwiązywania problemów (żeby nie stanęło tylko na otwieraniu się). Inne to nauka wysłuchiwania, cierpliwości, ale też potępianie kultury indywidualizmu i wyjątkowości jednostki. Kolejne to nauka nieoceniania – nie byłeś w skórze drugiego to nie wiesz co przeżywa. Ostatnio na stronie gabinetu psychiatrycznego wyczytałem coś ważnego w tym temacie:
Intuicja podpowiada nam, że najlepiej zrozumieć mogą nas osoby, które przeżyły podobną sytuację co my.
Tymczasem częściej bywa zupełnie na odwrót. Pokonanie przeciwności losu robi z nas nieczułych na cudzą krzywdę – nie potrafimy okazywać zrozumienia innym, a im gorzej radzi sobie druga osoba z swoimi trudnościami, tym gorzej nam idzie odgrzebanie w sobie zdolności do współczucia.
W psychologii to zjawisko nazywa się luką empatyczną – nie jesteśmy w stanie zrozumieć emocji drugiej osoby, ale wpływa to także na świadomość naszych własnych odczuć. Badania na ten temat prowadzili badacze z Kellogg School na Northwestern University. Jedno z nich polegało na skoku do lodowatej wody w jeziorze Michigan, a śmiałkowie wypełniali ankietę. Niektórzy z nich odpowiadali na pytania po skoku, a niektórzy przed. W ankiecie przedstawiono historię osoby, która miała skoczyć, ale w ostatniej chwili się wycofała.
Ci którzy odpowiadali na pytania po skoku oceniali tego, który stchórzył znacznie ostrzej, bez zrozumienia, a nawet z pogardą, natomiast ci, którzy odpowiadali przed skokiem byli dla niego bardziej łaskawi. Przeprowadzili kilka takich badań i stwierdzono, że ci, którzy przeżyli niektóre sytuacje, są mniej zdolni do zrozumienia osób, które stają w podobnych, trudnych dla nich sytuacjach.
Czyli wśród ludzi, którzy uzyskali sukces można częściej usłyszeć pogardę do tych, którzy sukcesów nie mają: „ja zarabiam to spokojnie każdy może też zarobić, naharowałem się, nie będę więc współczuł leniom”. Albo „ja też mam ciężkie życie, co mnie obchodzi ktoś z depresją i „wymyślonym” problemem?”.
„Ja radzę, to każdy ma radzić. Ja umiem, to każdy ma umieć. Ja jestem silny, to każdy taki ma być. Ja jestem zdrowy to każdy takim może być. Wystarczy być takim jak ja. Wystarczy pracować nad sobą tyle co ja.”
Brzmi to trochę narcystycznie, trochę ignorancko, trochę płytko. Brzmi jak przecenianie siebie i swojej roli. Jest to próba centralizowania siebie jako autorytetu, który wskazuje innym, że powinni być dokładnie kimś takim jak on, czuć to co on, myśleć jak on.
Chwała takim ludziom za pracę nad sobą, bo o to w tym wszystkim też chodzi, ale reszta to spłycenie tematu. To co w ich życiu działa nie musi zadziałać u każdego innego. Empatia to nie czarno-biała próba pokazania komuś gdzie jest jego miejsce, a próba zrozumienia jego specyficznej sytuacji bez atakowania.
Przykład poniższy pokazuje, że tacy ludzie empatię mogą lekko tracić, nie chcą też zrozumieć tych, którym ciężko się otworzyć przed innymi. A przy tym przecież ten człowiek dodaje, że ma super ludzi wokół siebie (i pewne inne sprzyjające okoliczności temu, by było mu lepiej, a przecież inni mogli ich nie mieć).
Jakby każdy był taki sam, przeżył to samo, miał takie same ciężary, takich samych (fajnych) ludzi wokół (w tym rodziców/rodzinę), takie same cechy, zdrowie (wiele z tych wektorów jest ustalanych przy narodzinach, lub przez wychowanie, czy doświadczenia). Negatywne myślenie wobec ludzi z problemami, lub wobec skrzywdzonych to wina szybkich ocen niepodpartych żadnym myśleniem na temat trudów innych, bo swoje uważa się zawsze za ważniejsze, większe, a swoje rozwiązania za jedyne słuszne dla każdej osoby po kolei. Ale już mówiłem, proste, szybkie oceny niepodparte szczegółową analizą są zawsze nieobiektywne.
I kontynuując znalezisko:
Brak empatii ma negatywne skutki dla nas i tych, którzy nas otaczają – utrudnia życie w społeczeństwie. Badania Kristin Laggattuty udowodniły, że rodzice mają problem z zrozumieniem lęków i obaw swoich dzieci – czy wy pamiętacie jak to jest bać się ciemności, odpowiedzi ustnej przed całą klasą, tego, że inne dzieci będą nas wyśmiewać?
Badacze twierdzą, że nie powinniśmy w dorosłym życiu opierać naszych opinii wyłącznie na własnym doświadczeniu. Należy myśleć nie o tym, jak my się czuliśmy w danej sytuacji, tylko jak może się czuć ta konkretna osoba, która w tej chwili ją przeżywa. Należy pamiętać, że to empatia blokuje zachowania agresywne i okrutne. Jeżeli jesteśmy w stanie zrozumieć ból i wczuć się w sytuację kogoś, kto ten ból odczuwa, nie będzie dla nas łatwe zadawanie go drugiej osobie.
Człowiek bez empatii może być obojętny wobec uczuć innych ludzi lub robić i mówić rzeczy, które mogą prowadzić do zranienia drugiej osoby lub nieporozumień, nawet jeżeli nie jest tego świadomy. Osobie takiej może być łatwo odnosić duże sukcesy, być wynalazcami, nie zmienia to jednak faktu, że kontakt z nimi może być trudny.
Jak zawsze życzę przełamywania barier społecznych. Ma być prawdziwie, świadomie, bez wyparcia i inaczej niż postępuje nie zawsze mająca rację większość kierowana modą, trendami, szczuciem osób medialnych, czy instynktami zamiast głębszym myśleniem na temat ludzi i rzeczywistości 🙂
Bardzo dobry tekst, jednak chciałam zwrócić uwagę że to krytykowane często na tej stronie feministki jakoś czulej, empatyczniej niż inne kobiety traktują mężczyzn, a przynajmniej o to wzywają.
feministki jakoś czulej, empatyczniej niż inne kobiety traktują mężczyzn
Rzadkość. Zwykle jest „jesteś mężczyzną, więc jesteś winny problemom kobiet, masz przywileje więc nie żądaj współczucia, a tak w ogóle to sam sobie jesteś winien bo taki świat stworzyłeś”.
Taka narracja, że co złego to mężczyzna do tego doprowadziła niestety. Ciężko mieć empatię jak się widzi kogoś winnym i złym.
Ale, że inni mężczyźni dokładają innym mężczyznom to racja. Mężczyzna musi się uczyć współpracy i empatii, bo naturalnie może mieć ciut mniejsze predyspozycje do tego – szczególnie gdy jest nauczony walki od najmłodszych lat, bo czyha na niego wiele niebezpieczeństw i braku docenienia.
a przynajmniej o to wzywają
Wzywać to jedno, a robić na odwrót to drugie. Wzywać można do wielu rzeczy sygnalizując cnotę, ale słowa są tanie i nie muszą za nimi iść czyny.
https://swiadomosc-zwiazkow.pl/sygnalizowanie-cnoty-virtue-signalling/
Jeśli feministki naprawdę ogólnie jako grupa i to ta najbardziej wpływowa walczyłaby o równość, a nie jak często mówią o to co dla kobiet (najczęściej przywileje) to wielu mężczyzn by ich popierało. Ale widać w tym często zupełnie inne działania, niż omawiane i dlatego nie ma zgody.
A, że czasem mówią o tym współczuciu dla mężczyzn czy toksycznej męskości, która rani wielu mężczyzn to nie ma to znaczenia, bo zaraz zagłosują za jakąś ustawą antyprzemocową, jednostronnymi parytetami czy konwencjami chroniącymi kobiety w szczególny (a więc uprzywilejowany) sposób i czar pryska.
Poza tym pierwszymi i tak byli MRA, którzy użyli określenia toksycznej męskości na psychopatyczną i narcystyczną męskość, czyli właśnie ciemnej triady. No i red pille zaczęły przez postawy antyfeministyczne myśleć, że warto mieć cechy ciemnej triady i to jedyna słuszna męskość. Czyli jeśli feministki ją krytykują to znaczy, że trzeba im zawsze iść na opak. Bardzo to średnie działanie. I zostaje to przedstawiane zbyt skrajnie, jako chodzenie w sukienkach albo właśnie ciemna triada, a przecież po środku jeszcze są inni mężczyźni o cechach mieszanych, którzy idą w złoty środek biorąc co najlepsze z cech dobrych do życia w społeczeństwie z różnymi grupami społecznymi.
najbardziej mnie bawi jak faceci w internecie obwiniają kobiety o to że nie mogą się żalić czy okazać słabości a to mężczyźni są największymi troglodytami dla mężczyzn i co rusz się wyzywają, wyśmiewają
paranoja
Mnie to tam nie śmieszy, raczej zastanawiam się czemu wielu z nich nie widzi odpowiedzialności mężczyzn za los innych mężczyzn. Jak wielu z nas sobą gardzi, pluje z byle różnicy zdań, odczłowiecza, ośmiesza przy słabościach (to fakt faktów akurat). To wszystko przecież rodzi dyskryminację, z którą „walczą”, albo samobójstwa, depresje, uzależnienia i inne tego typu problemy. Chyba uznali, że to wszystko to wina kobiet, a nasza płeć święta?
Bardzo głupim, by było też sądzić, że mężczyźni tylko po to się dobijają wzajemnie, by kobiety musiały ich potem ugłaskiwać by uleczyć rany, a jak nie leczą to winią tylko je. Istny sabotaż. No ale to tam co kto woli. Jak im te niby słabe, chwiejne, nielogiczne wg nich kobiety rujnują świat i psychikę, mimo, że mają się za twardzieli, tych wiecznie mądrzejszych, odporniejszych i stabilniejszych, to wygląda to średnio wiarygodnie. Trochę jakby dorosły płakał, że mu 5 latek nadepnął na odcisk i nie mógł się z tego piekła wyrwać.
Wiń przemoc. Wszyscy mężczyźni których spotkałem którzy obrażali innych mężczyzn w słabościach to ci, którzy zostali wychowani na przemocy, na biciu, na mówieniu że jest to dobre, a nawet męskie. Czasem oni sami uczestniczą w walkach, napinają się cały czas. Duże ich skupisko znajdziesz pod komentarzami patostreamów, patomma, fame, jakichś kibolskich odłamów sportu, forów dotyczące ustawek na mordoklepy z użyciem narzędzi. Chodzi o emocje, o zniszczenie człowieka. Dla nich to jest wartość. Od nich możesz spodziewać się haka w plecy, a nie pomocy. Każdy słabszy od nich nieważne z jakiego powodu, czy nawet choroby jest dla nich kumulacją energii dzięki której dalej mogą stosować przemoc. Z punktu widzenia normalnego człowieka wydaje się to nienormalne, ale takich jak oni jest dużo. 90% z nich ma prawicowe poglądy jak słucham z nimi wywiadów, noszą plakietki korwina. Szkoda, bo sympatyzowałem z prawicą, ale oni mnie dostatecznie odstraszyli po tym jak politycy mnie zawiedli. Nie oczekiwałbym, by popierali to co piszesz o wspieraniu mężczyzn, bo w tym nie ma agresji, którą popierają nieważne czy wobec mężczyzn, kobiet. Tylko jedna forma przekazu do nich dociera.
Rozumiem, widzę to i dlatego właśnie moja inicjatywa jest dla mniejszości. Tamto wszystko jest kierowane populizmem i prymitywnymi instynktami. Myślę, że też jednak skrajności pokazałeś, a skrajności mogą nie pokazywać dobrze obrazu rzeczy o której się mówi. Są różne odłamy. Ale tak, co do przemocy to raczej racja. Nie wnikałem jeszcze, spieszę się, ale dużo racji jest w tym promowaniu danych postaw, zamiast tępieniu w zarodku od najmłodszych lat. Stąd właśnie dorosły jest jaki jest, głosuje za czym głosuje, bo to jego system wartości czy braku wartości wyuczony wcześniej.