Męskie kręgi towarzyskie. Hierarchie, cele, liderzy i ofiary
W tej serii zastanowimy się nad tym czym są i w jakim celu powstają płciowe kręgi towarzyskie. Co nie zaskakuje płcie tworzą je zazwyczaj w inny sposób, przez co kompletnie nie potrafią się zrozumieć. Mężczyzna słysząc typową rozmowę prowadzoną przez grupę kobiet przeważnie nie rozumie zupełnie o czym, a jeszcze bardziej po co one tak rozmawiają. Jaki mają w tym cel? Najlepszym przykładem takiego zdziwienia jest już chyba klasyczna scena w pociągu z kultowego filmu „Dzień Świra”, w której to Adaś Miauczyński z obrzydzeniem ucieka z przedziału zawładniętego przez trójkę szczebioczących o wszystkim i o niczym dziewcząt. Otóż odpowiedź jest oczywista i tym razem udzielę jej już na wstępie. Kobiece rozmowy zazwyczaj nie mają celu*, natomiast same w sobie są celem.
* To oczywiście generalizacja (nie da się ich uniknąć mówiąc o „społeczeństwie”), ponieważ istnieją, choć w mniejszości, kobiety skupione na celu (nie tylko w pracy), rozmawiające konkretnie, bezpośrednio, czy szukające rozwiązań. Tak samo istnieją mężczyźni, którzy nie tylko lubią rozmawiać o wszystkim i o niczym, ale też na pierwszym miejscu stawiają tworzenie więzi, czy uczuć.
Analogicznie kobiety mają często problem ze zrozumieniem i akceptowaniem zasad hierarchii stosowanych przez mężczyzn. Dla przykładu feministki robią to, gdy negują zasadę: temu damy więcej ile on wnosi (proporcjonalnie), a nie wszystkim po równo. Damy władzę temu kto na to zasłuży, ale damy mu też odpowiedzialność, co jest sprzeczne z feministycznymi żądaniami władzy/przywilejów bez odpowiedzialności.
Dziś zajmiemy się męskimi kręgami towarzyskimi i tym wszystkim co może pozwolić zrozumieć grupy mężczyzn. W drugiej części opiszę kobiece kręgi.
Pamiętajmy, że im częściej obie płcie spędzają czas ze sobą, tym częściej ich strategie będą się rozmywać, ale też jedna płeć może nauczyć się czegoś od drugiej. Mimo wszystko nie sądzę, by wszystkie różnice mogły się kiedykolwiek zatrzeć, ponieważ biologia pełni w nich istotną rolę.
Mężczyźni szukają celów i rozwiązań
Mężczyźni spotykają się ze sobą zazwyczaj w jakimś celu. Tak było od prehistorii (polowania), czy to dzisiaj w pracy (celem jest wykonanie postawionego im zadania), na meczu (doping ulubionej drużynie), czy przy każdej możliwej innej okazji (ba, nawet jak umawiają się na spotkanie „towarzyskie” to np. bardziej „na piwo”, niż, by tworzyć więzi emocjonalne – choć oczywiście nie jest tak, że mimowolnie się nie tworzą). Mężczyźni nawet jak próbują podrywać kobiety to szukają w tym dalszego celu jakim jest chociażby seks, co kobiety może odstraszać. Mężczyźni jednak określają cel, problem, a następnie szukają rozwiązań. Znamienne jest to, że kobiety rzadko przyznają się, że kogokolwiek szukają, albo uważają, że tkwią na portalu randkowym z „nudów” – nie mają zazwyczaj określonego celu, planu i sposobu działania, by cel wykonać, jakim jest poznanie i przyciągnięcie wymarzonego mężczyzny. To odróżnia kobiety od mężczyzn, bo mężczyźni wykonują zadanie, wiedzą (albo muszą wiedzieć) co i dlaczego się dzieje, a kobiety chcą czuć emocje, magię, które najlepiej w ich mniemaniu powstawałyby „same”, choć w 90% to jest praca mężczyzny który określił plan działania i ewentualnie biologia.
Wielokrotnie spotkałem się z nienawiścią kobiet do sformułowań w stylu „ewolucyjne dobieranie się w pary”, „rynek matrymonialny”. Co innego mężczyźni. Kiedy poznają zasady „gier godowych” doskonale zauważają, że jest to system naczyń połączonych w określony sposób i ciekawa wiedza. Kobiety… wolą czuć, wolą, by było miło i przyjemnie, zamiast racjonalnie i czasem przez to boleśnie – m.in właśnie na polu związków. Czasem też chcą oddalić mężczyzn od tego, by to wszystko rozumieć, bo jak dobrze wiemy od samych kobiet – one same się doskonale rozumieją i zazwyczaj nienawidzą 😉
Mężczyźni zatem stawiają sobie cel, a rozmawiają przy okazji jegoż, najczęściej też na dany, konkretny temat. Oczywiście zakładamy, że w grupie mężczyzn która się spotyka nie ma kobiet, które mogą rozmyć takie zachowania (niestety wielu mężczyzn głupieje przy kobietach, porzuca zasady i hierarchię na rzecz przypodobania się płci przeciwnej).
Mężczyzn nazywamy w The Red Pill „królami cywilizacji”, którzy w przeciętnym przekroju zdecydowanie lepiej radzą sobie z zadaniami, budowaniem, czy zarabianiem, niżeli uczuciami i relacjami. Jednak jeśli mężczyzna zostanie wyrzutkiem w procesie odtrącenia przez jedną, lub obie płcie (np. w dzieciństwie), może też przestać „działać”.
Hierarchia mężczyzn, czyli liderzy i wyrzutki (uwaga, dzieci też to robią!)
Pierwszą rzeczą, która ma miejsce po tym, gdy spotkają się ze sobą obcy mężczyźni jest naturalne wykształcenie hierarchii. Hierarchia jest czymś absolutnie nieodzownym w sytuacji, gdy mamy do czynienia ze spotykającymi się dwoma lub więcej mężczyznami. To, jakie kto miejsce zajmie w tej hierarchii zależy od zasad panujących w męskiej grupie (mężczyźni uwielbiają logiczne, jasne zasady), czy też posiadanego przez mężczyznę zestawu cech, przydatnego do osiągnięcia postawionych przed grupą celów. Gdy celem jest wykonanie pracy fizycznej, wyżej w hierarchii staną ci mężczyźni, którzy dysponują większą siłą fizyczną. Gdy celem jest praca o charakterze intelektualnym, premiowane są kompetencje umysłowe. Gdy z kolei celem jest hierarchia socjalna (typowo w grupce znajomych, zabawa) to najważniejszymi cechami będą umiejętności społeczne, poczucie humoru, umiejętność pokazania się w lepszym świetle przez ciekawe opowiadania, żarty, osiągnięcia czy trofea itd. Podobne formowanie grup widzimy nawet podczas grania w gry multiplayer, gdzie mężczyźni też rywalizują o wynik, choć w sposób wirtualny.
Rzeczą nieodzownie związaną z formowaniem się hierarchii w męskiej grupie jest wyłonienie lidera (możemy nazwać go samcem alfa), a czasami, w patologicznych grupach (tzw. mentalność dresa) – ofiary, czyli mężczyzny niemogącego się w żaden sposób obronić, a którego cechy i kompetencje będą podważane (może mieć on cechy żeńskie, być słabszym fizycznie, nieśmiałym, introwertycznym, chorym, brzydkim, niechętnym do stosowania agresji np. w bójce czy słownie).
Wyłanianie liderów i ofiar nie jest związane z płcią, ani nawet z wiekiem, ponieważ nawet małe dzieci potrafią podobnie funkcjonować w grupach – hołubiąc sobie dane osoby z grupy bardziej, czyniąc ją czy je bardziej popularnymi, a inne zaszczuwając. U dzieci jest to proces nieświadomy: popularnymi jednostkami najczęściej są osoby chętne do wspólnej zabawy, pewne siebie, zdrowe, atrakcyjne fizycznie, silne fizycznie, inteligentne i zdolne (ale nie nazbyt, bo dziecko może być aroganckie, lub rówieśnicy mogą nie rozumieć jego przesłań).
(to wskazówka do wychowywania dzieci w zdrowiu: socjalizacja, dbanie o zdrowie, siłę i atrakcyjność).
Źródło: Przetacznik-Gierowska M., Makiełło-Jarża G., Psychologia rozwojowa i wychowawcza wieku dziecięcego, Warszawa 1985.
Jako dorośli możemy zachowywać się lepiej, bo świadomie. Dlatego rozróżniajmy wzorce patologiczne od zdrowych – wyłanianie ofiar, które się zaszczuwa nie jest zdrowym i wartościowym wzorcem. Wyłanianie lidera owszem, ponieważ grupa powinna mieć punkt odniesienia wobec tego kto osiąga najwyższe wyniki.
By przetrwać w grupie przeróżnych, często niezbyt miłych, a bardzo szorstkich mężczyzn potrzeba wiele siły (psychicznej i fizycznej) oraz odporności, czego kobiety zazwyczaj nie rozumieją nie mając do czynienia z tak silną presją i rywalizacją, bo i społeczeństwo traktuje je łagodniej (choć głównie robią to mężczyźni często pełniąc rolę ich obrońców na własne, nieprzymuszone życzenie, by nieudolnie próbować zwiększyć swój status). Niekiedy te same kobiety przebywając z patologicznymi mężczyznami potrafią kopiować ich zachowania i też próbować dyskredytować mężczyzn, których spotykają sam na sam (rzadziej, boją się) czy w grupie (szczególnie takiej, która jest im przychylna). Jak pisałem, mentalność „dresa” u obu płci ukazuje się w podobny sposób, ale chodzi o tłamszenie jednoosobowe lub grupowe danej osoby.
Tylko dominujący mężczyzna będzie mógł zostać liderem. Uległy mężczyzna może wyłącznie podążać za osobami dominującymi
Lider w grupie męskiej pojawia się niejako automatycznie, ponieważ jest to „widoczne” często nawet bez rozmowy. Już po krótkiej chwili wiadomo, że dana osoba jest pod względem swoich cech najbardziej predestynowana do objęcia przywództwa nad grupą, ma też cechy osoby dominującej. Lider zazwyczaj będzie miał określoną mowę ciała (patrzenie w oczy, wypięta klatka piersiowa, spokój), gesty (silny uścisk dłoni), fizyczność, ubiór (skrojony pod okoliczność spotkania), mentalność (poważny człowiek, a nie zwykły, tani agresor). Tak więc, w drużynie piłkarskiej liderem jest kapitan (często jest to osoba z największymi zasługami, posłuchem, stażem w drużynie), w jednostce lub oddziale wojskowym dowódca, w firmie dyrektor itd.
Lider w określonych grupach ma za zadanie prowadzić resztę grupy do osiągnięcia celu (jawnie wypowiedzianego, lub podświadomego). Często ciąży na nim bardzo duża odpowiedzialność, ale jednocześnie dysponuje dużym autorytetem i sporą władzą nad pozostałymi członkami grupy. Jeżeli grupa mężczyzn osiągnie cel, gloria i chwała spływa na wszystkich jej członków. Jednak gdy grupa poniesie porażkę, gros odpowiedzialności za nią ponosi właśnie lider, który w takim momencie bardzo często musi pożegnać się ze swoją pozycją i przekazać ją bardziej kompetentnemu następcy. Trochę jak u niektórych gatunków zwierząt gdzie przewodnik stada zostaje przegoniony, jeśli tylko okaże słabości, utraci zdrowie, jego wyniki będą mizerne i nie będzie mógł kierować już stadem. Mężczyźni tak naprawdę bez końca rywalizują o to który z nich będzie liderem, o to, który mężczyzna będzie lepszym od poprzednika (i jak pisałem, będzie to robione w mniej lub bardziej fair sposób, w zależności od typu mężczyzn, czy patologicznego, toksycznego, czy prawdziwie męskiego wzorca).
Jakie cechy pozycjonują danego mężczyznę na szczycie hierarchii społecznej (w zależności do jakiej grupy trafi)? Są to m.in. odwaga, majątek, intelekt i siła fizyczna – wszystkie wektory mówiące o sukcesach, a nie porażkach. Wyobraźcie sobie spotkanie towarzyskie, podczas którego spotykają się czterej znajomi. Jeden jest wziętym prawnikiem noszącym zegarek (który powierzchownie podnosi jego status), drugi rozchwytywanym konsultantem, a trzeci biznesmenem. Trójka przystojnych, ale bardzo spokojnych facetów w najlepszych garniturach od Armaniego. Ciężko spośród nich wyłonić lidera, ponieważ są podobni.
Jeden z tych mężczyzn, co można zauważyć, nosi torebkę za swoją żonę, lub daje jej się wypowiadać za niego, dzięki czemu traci status. Jeśli on nie może być liderem w domu, dlaczego inni mężczyźni mieliby uznać jego wysoki status?
Czwarty to ogolony na łyso typowy „Seba”. Jednak ten niepozorny Seba miesiąc temu wyszedł ze szpitala, po tym jak pod jego Rosomakiem w czasie odbywania misji w Afganistanie wybuchła mina. Seba podczas wypadku stracił dwóch kolegów, jednego uratował i sam został poważnie ranny. Kto będzie w tym kręgu naturalnym liderem, który przykuje uwagę i zyska szacunek pozostałych? Prawdopodobnie Seba. Bo faceci bardzo często cenią w najwyższy sposób odwagę i poświęcenie, czyli charakter i zachowania bardziej, niż status materialny (co znaczy, że bezdomny, biedny, nerwowy i bardzo źle ubrany mężczyzna miałby wielki trud, by zostać liderem). Dodatkowo ten sam „Seba” może w przyszłości ubrać się równie dobrze co pozostali panowie, ale na zawsze będzie miał przewagę odwagi nad nimi.
Feministki często krytykują mężczyzn, że są zbyt brawurowi, impulsywni, dominujący, czy zbyt często podejmują niepotrzebne (?) ryzyko nazywając to toksyczną męskością. Tyle, że do tego zmusza mężczyzn społeczeństwo: i kobiety i mężczyźni. Mężczyźni próbują zrobić coś, co postawi ich wyżej w hierarchii, osiągnąć jakiś mniejszy czy większy sukces, uzyskać wyższy wynik, niż ktoś inny. Często jest to okupowane utratą zdrowia, nie jest też do końca „rozsądne”, ale bez takich zachowań większość mężczyzn stałaby w hierarchii nisko, nie mieliby kobiet, może nawet nie wyszlibyśmy z jaskiń w obawie przed ryzykiem, a kobiety przecież też nie chcą mężczyzn, którzy są nikim, kimś przeciętnym, zwykłym, którzy boją się wyciągnąć rękę po rzeczy, które świat im oferuje. Neurotyczni* (wrażliwi) mężczyźni mają grubo tutaj pod górkę.
* neurotyzm powstaje w wyniku ciężkich doświadczeń do 5 roku życia, odtrącenia rówieśniczego i zaniedbań rodzicielskich, ale też w grę wchodzą czynniki genetyczne
Oczywiście zdobywanie kobiet dzieje się „samo”, albo przy okazji, jeśli tylko mężczyzna zyskuje w cechach lidera, staje się popularnym i cenionym. Co innego, gdy płciom wmawia się, że są równe i startują na równym pułapie, by zostać „pokochanymi”. Teraz to się dzieje za sprawą wychowania mężczyzn przez kobiety, które… jakby nie znały siebie samych, kiedy to same „polowały” na obecnego ojca ich dzieci. Mężczyźni jako słabi, malutcy, biedni i bez sukcesów nie są łakomym kąskiem dla kobiet, z kolei kobiety nawet jak są słabe, małe, czy niezbyt zaradne i tak znajdą swoich adoratorów.
Wracając do dobierania się w pary. Załóżmy hipotetycznie, że w pewnym momencie przy stoliku czterech omawianych panów pojawia się kobieta. Jej pierwsza uwaga skierowana jest oczywiście na trzech przystojnych mężczyzn. Widzi trzech samców alfa, mają skrojone garnitury, walizki, odpowiednio dobrane zegarki i jednego, źle ubranego „przegrywa”. Jednak gdy zauważy ona szacunek, z jakim pozostali mężczyźni zwracają się do niego może zacząć się nim interesować. Po pewnym czasie ta kobieta najchętniej zaakceptowałaby propozycję spotkania właśnie od niego.
Nic nie imponuje kobiecie w mężczyźnie tak mocno, jak szacunek dla tego mężczyzny ze strony pozostałych facetów w danej grupie. Nazywa się to podświadomą preselekcją: mężczyzna jest wyłaniany na lidera przez innych mężczyzn, a kobiety podążają tym tropem, by uznać mężczyznę za wartościowego (podobnie działa sytuacja, gdy mężczyzna ma wiele „adoratorek” i to kobiety pokazują innym kobietom, że dany mężczyzna jest wartościowy).
Możemy się spierać czy silniej działa preselekcja ze strony mężczyzn, czy kobiet, bo jednak wielu badań na ten temat nie znajdziemy.
Za to znajdziemy potwierdzenie w badaniach tego, że liderzy grup, „bossowie”, zazwyczaj mają więcej partnerek, niż mężczyźni „w cieniu” (pomijam wyrzutków, bo ci nie przedłużą swojej linii genetycznej).
Myślicie, że młodzi gangsterzy mają powodzenie, bo są inteligentni, mili i oczytani?
„Palmer i Tilley (1995) opublikowali w The Journal of Sex Research badanie dociekające możliwych ewolucyjnych motywów, dla których młodzi ludzie dołączają do gangów ulicznych. Pokazali, że ich członkowie mają wyraźnie więcej partnerek w porównaniu z grupą kontrolną. Z kolei szefowie gangów mieli ich zdecydowanie najwięcej; żadna osoba spoza środowiska nawet nie zbliżyła się do ich liczby.
Cyt.:
Cz. g. zgłaszają średnio większą liczbę partnerek seksualnych z ostatnich 30 dni niż inni w tym samym okresie (1.67 : 1.22); test t-studenta jednostronny, t = 2.16, l. stopni swobody = 118, p-wartość < .025
Dwaj liderzy gangów zgłosili 11 i 10 partnerek w ciągu ostatnich 90 dni.
Wielu członków w naszym badaniu miało tyle samo lub więcej partnerek w ciągu ostatniego miesiąca co przeciętny mężczyzna w badaniu Laumanna i wsp. przez cały rok.
Dla kontrastu, nikt z grupy kontrolnej nie zgłosił więcej niż pięciu partnerek w ciągu ostatnich 90 dni.
Przewidujemy, że bossowie, jak wiele innych postaci na czele ludzkich społeczności, mają nie tylko większy dostęp do większej liczby kobiet, lecz także dostęp bardziej ekskluzywny.
Lit.:
Palmer CT, Tilley CF. 1995. Sexual Access to Females as a Motivation For Joining Gangs: An Evolutionary Approach. The Journal of Sex Research, 32(3):213-217.
Mocan N, Tekin E. 2006. Ugly Criminals. National Bureau of Economic Research (NBER) Working Paper No. 12019.”
Reasumując – walka o status lidera ma dla mężczyzn sens i jest całkiem pożyteczna.
C.D nastąpi.
Cześć,
czy Twoim zdaniem istnieje jakiś sposób na pokonanie neurotyzmu? Cieżko jest go zwalczyć poprzez przełamywanie strefy komfortu, bo każde niepowodzenie wywołuje złe emocje. Czy w ogóle możliwa jest zmiana neurotyka?
Peterson twierdzi, że neurotycy mają zawsze problemy z insuliną poprzez nadmiar stresorów, tak więc należy zadbać o dietę o niskim indeksie glikemicznym, sporo posiłków, przy czym rano tłuste i dużo białka. Większość neurotyków miewa problemy ze śniadaniami, nie jadło w szkole, lub jadło badziew, a potem problemy emocjonalne się pogłębiały. Do tego trzeba zrobić wszystko, by móc spać 9 godzin, a co można mieć poukładane by robić to samo w podobnych godzinach, czyli nie robić ze swojego życia ciągłej zmiany bo na to źle reaguje neurotyk.
Reszta to niestety tylko przełamywanie się, bo bez tego nie ma rozwoju, a bez rozwoju jest zawsze strach, a po strachu smutek, że się czegoś nie wykonało czy nie umiało.
Są jeszcze tabletki do tego (antydepresanty), które mogą nieco otępić.
Używki w stylu alkohol zakazane, bo rozregulowują organizm, tak jak insulinę, glukozę tak emocje.
„kobiety nie mają zazwyczaj określonego celu, planu i sposobu działania, by cel wykonać, jakim jest poznanie i przyciągnięcie wymarzonego mężczyzny”. Nie do końca się zgodzę. Kobiety mają cel. Mieć dobrego, bogatego przystojnego męża i dzieci (patrz hipergamia) Plan działania. Postawy bierne, które na tym portalu zostały wielokrotnie opisane. Co do hierarchii w grupie. Owszem dobrze opisane. Ale należy pamiętać, że istnieją również grupy w których nie ma hierarchii
A może są hierarchie tylko ich nie widać lub nie ma wyraźnych różnic między jej członkami?
„Plan działania. Postawy bierne, które na tym portalu zostały wielokrotnie opisane” – ja bym jednak powiedział że mają plan który warto im pokrzyżować i zobaczyć co będzie. Plan to po prostu łóżko – jeśli kobieta jest strażnikiem seksu i dojdzie dos tego że już chce to proponuje odmówić, po co:
Oczywiście to dotyczy kobiety którą chcesz traktować poważnie – powiedzmy że dobrze rokuje. Jeśli nie rokuje to olej i wiesz co robić 😉
Jeśli chodzi o to spotykanie się tylko w konkretnym celu, „na piwo” itp., to powiem szczerze, że ta narzucona nam przez kulturę reguła bardzo mnie irytuje. Pamiętam, jak to było jeszcze w dzieciństwie: ktoś dzwonił domofonem, bądź pukał do drzwi i mówił: „wyjdź na dwór”. Cel tego wyjścia w ogóle nie był przedstawiany. Nie był nawet znany temu, który wołał drugiego, bo głównym celem – którego w dzieciństwie się jeszcze nikt nie wstydził – było to, że cokolwiek się zamierza zrobić, przyjemniej będzie zrobić z kolegą niż bez niego.
Doczepię się też jeszcze do fragmentu odnośnie lidera w grupie:
Wypięta klatka piersiowa i spokój kłócą się ze sobą. Człowiek spokojny jest rozluźniony i nie skupia się na wywieraniu wrażenia swoimi potencjalnymi możliwościami fizycznymi. Sam kiedyś się tak napinałem i zdecydowanie nie było to oznaką spokoju.
Z patrzeniem w oczy sprawa jest skomplikowana. Dzieci i młodzież – do powiedzmy 15 lat – nie mają żadnych zahamowań przed patrzeniem się w oczy dorosłych, a o dominację w grupie w ten sposób nie rywalizują.
Później się człowiek uczy, by odruch patrzenia w oczy hamować. Jednak tak jak w każdej innej kwestii, tak i tutaj są osoby lepiej i gorzej czujące niepisane reguły społeczne, mniej lub więcej się zapominające itp. W związku z tym, czasem spotyka się kogoś, kto nad tym swoim odruchem patrzenia w oczy nie panuje, a jednocześnie liderem nie jest. Pamiętam bardzo dobrego kolegę (znaliśmy się wyłącznie jako dorośli), który ewidentnie miał charakter uległy, ale w oczy się patrzył.
Niejednokrotnie spotkałem się z tą tezą, czy to w telewizji, czy przez kogoś teoretyzującego sobie w grupie kolegów, natomiast nie zaobserwowałem tego w tzw. życiu prywatnym. W zawodowym zauważyłem: jest jakaś garstka manipulantów, którzy gonią za stanowiskami, oraz duża grupa osób która widzi jakie tu reguły obowiązują i nie chce w tej grze uczestniczyć. Ale tych manipulantów walczących o stanowiska zdecydowanie nie nazwałbym naturalnymi liderami – są liderami w warunkach sztucznych, natomiast w bardziej spontanicznych sytuacjach takiej roli przeważnie nie przejmują.
No cóż, ja nie mówię o manipulantach, bo rywalizacja nie jest równoznaczna z tym określeniem. W sporcie nie widzisz rywalizacji? To taki najbardziej jaskrawy przykład. W biznesie – który mężczyzna więcej zarobi i będzie miał większą ilość umiejętności itd. W sytuacjach społecznych jest podobnie, cisi, nieśmiali i wycofani są na szarym końcu. Dobrze wiesz, że okazywanie słabości też nie jest za dobrze przyjmowane. Sporo z tych rzeczy jest podświadomych i robionych „automatycznie”, więc nie dziwi mnie, że można tego nie widzieć na 1 rzut oka.
Co do wypięcia klatki, to nie musi być wcale spięta postawa, a całkowicie naturalna, zupełnie odwrotna niż pogarbiona.
Patrzenie w oczy to samo, w drugą stronę, na pewno nie będzie liderem ten co patrzy w ziemię i boi się kontaktu wzrokowego, który może oznaczać nieśmiałość, brak odwagi.
Ogólnie moim zdaniem trzeba rozróżnić też kto udaje takie rzeczy, a komu to przychodzi naturalnie. Inna sprawa, że jestem za zasadą fake it till make it, ale nie w złych celach, ale by sobie pomóc.
Ja w swojej wypowiedzi skupiłem się na rywalizacji o bycie liderem. I po prostu nie widzę jej w życiu prywatnym, natomiast w zawodowym widzę w wykonaniu manipulantów.
W sporcie jest rywalizacja, ale nie przekłada się ona na bycie liderem w grupie.
Postawa naturalna to jest uzależniona od typu budowy, poziomu wytrenowania poszczególnych grup mięśni, aktualnej dyspozycji (zmęczenie). Byłem kiedyś napinaczem i pamiętam, że było to wyolbrzymione. Nie miało się to nijak do mojej pozycji w danej grupie. Spotykam czasem napinaczy (niektórych z nich nawet bardzo lubię), głównie młodych chłopaków w wieku ok 20 lat. Ja na ich tle jestem przygarbiony, ale – jak to często bywa w interakcjach z dużą różnicą wieku – lekko lub mocno dominującą stroną jest człowiek starszy, czyli ja.
Ja odrzuciłem tę zasadę. Uważam ją za bardzo szkodliwą. Jeszcze bardziej prowadzi nas ku traktowaniu siebie jak robota, a nie człowieka mającego emocje, własne naturalne odruchy i potrzeby.
Odrzucenie takich zasad może się kończyć brakiem rozwoju = nic nie robię, jestem jaki jestem. Jeśli nie ma się sukcesów to to nie pomaga.
Spróbuję szerzej opisać swój pogląd odnośnie „fake it till you make it”. Podstawowym problemem rozwoju przy pomocy tej metody jest wątpliwość, czy rzeczywiście rozwój następuje w tym kierunku co powinien. Jeśli człowiek udaje, to znaczy że jego własny instynkt go w tym kierunku nie pcha. Pchają go za to poglądy, które otrzymał od innych ludzi – rodziców, kolegów, mass-mediów… Na jakiej podstawie miałbym mieć przekonanie, że to co sam czuję wskazuje mi zły kierunek, natomiast to co inni mi przekazują – dobry?
Odrzucenie zasady udawania nie jest równoznaczne z brakiem rozwoju, bo nadal może następować rozwój w tych aspektach, do których rozwoju pcha autentyczna natura danego człowieka. Można się też rozwijać w aspektach, w których wprawdzie się nie chce, ale czynnik zewnętrzny zmusza – nie ma jednak wtedy konieczności udawania czegokolwiek – po prostu można się zachowywać jak uczeń w szkole – uczy się trochę, ale nie kryje przed nikim, że wcale nie ma na to ochoty.
Weźmy sobie taki przykład, opowieści z kategorii „psychologia ewolucyjna”, który to dział z tego co widzę bardzo odpowiada zarówno Tobie, jak i wielu osobom w kręgu tzw. manosphere. Jakiś entuzjasta psychologii ewolucyjnej, po naczytaniu się jej, zamiast oceniać ludzką naturę na podstawie obserwacji samego siebie i własnego otoczenia, zaczyna na ślepo przypisywać jej cechy pochodzące z teorioewolucyjnej literatury, przypisywać zachowania naturalne dla jednego gatunku jako niby to naturalne dla drugiego… I zamiast kierować się własnym instynktem, zaczyna kierować się tym, jak psychologia ewolucyjna postrzega instynkt człowieka najlepiej przystosowanego do przekazania genów. I zaczyna żyć ideą „fake it till you make it”, wmawiając też swojemu otoczeniu nieprawdę. Uzyskujemy wtedy sytuację jak w bajce Andersena „Nowe szaty króla” – wszyscy czują, że coś jest nie tak, ale nie potrafią się do tego przyznać.
Tak i mamy teraz wśród dorosłych mężczyzn (poglądy i zachowania kobiet są mi mniej znane): mnóstwo mężczyzn w deklaracjach słownych przekonuje, jak to bardzo ciągnie ich do obowiązków, narzuconych na mężczyzn przez kulturę w ramach tzw. podrywu. A czynami w większości wypadków wcale nie udaje im się tego potwierdzić, bo jest to aż tak dalekie od ich autentycznej natury. Nie potrafiłem jednak tego dostrzec, gdy byłem zaślepiony autorytetem teorii ewolucji jako niekwestionowanej prawdy – nawet obserwowalna oczami rzeczywistość miała dla mnie mniejszą wagę niż ta pseudowiedza.
A propos rywalizacji, lider rzadko rywalizuje bo ma świadomość tego że jest liderem ! Nie musi sobie nic udowadniać bo jego pozycja nie zależy od opinii ludzi a raczej pozycji ludzi zależy od jego opinii.
Mam świetny przykład po sąsiedzku, właściciel małej rodzinnej firmy, od ponad 10 lat jego syn kręci tym biznesem, doszło do „walki” o władzę między nimi jakieś 10 lat temu, młody wygrał, zarządza firmą ale to stary LIDERUJE. Młody super prowadzi firmę, ale respekt do staruszka czuje i liczy się z jego zdaniem. Każda poważna decyzja jest konsultowana ze Starszym.
Więc podsumowując LIDER nie rywalizuje. Autor ma rację LIDERZY i mocne osoby nie boją się patrzeć w oczy i śmiało wygłaszają tezy które niekoniecznie zaakceptuje reszta.