Najczęstsze powody szybkich i burzliwych rozstań cz.1
Spis treści
- 1 Brak zrozumienia wzajemnych potrzeb
- 2 Idealizacja i czarna rozpacz
- 3 Umiejętność radzenia sobie z rozczarowaniem i walka o władzę
- 4 Prawdziwy zawód cechami charakteru naszej partnerki/naszego partnera
- 5 Rok związku daje początkową stabilność, ale co dalej?
- 6 Nigdy nie było prawdziwego końca związku
- 7 Jesteś tylko plastrem na złamane serce, lub produktem do wypełnienia czasu pomiędzy poważnymi związkami
- 8 Ludzie chcą zwrotu inwestycji
- 9 Wracają toksyczne nawyki rodzinne, lub z poprzednich związków
- 10 Jesteś chwiejną emocjonalnie osobą, jesteś narcyzem/narcyzką, czy też masz zaburzenie borderline…
- 11 Komunikacja szwankuje
- 12 Wpisy powiązane:
Kto nie przeżył choć raz burzliwego rozstania niech pierwszy rzuci kamieniem! Im więcej emocji w czasie trwania relacji, tym gorsze, bardziej bolesne rozstanie (czasem kończone upijaniem się, ryzykownymi zachowaniami, a nawet samobójstwem, co częściej tyczy mężczyzn). Postanowiłem zebrać wszelkie powody gwałtownych, bolesnych rozstań, by wytłumaczyć jak się przed nimi ustrzec, ale też, by zrozumieć ich przyczyny (i tego potwornego bólu!). Niestety, zdecydowanie łatwiej jest zakochać się, niżeli utrzymać długoletnią miłość, dlatego nie należy na początku relacji popełniać błędów, które rozpiszę i być przygotowanym na ich rozwiązywanie. Według badań aż 70-80% par rozstaje się do roku czasu! To musi być wiedza, którą powinien posiąść każdy. Do dzieła!
Brak zrozumienia wzajemnych potrzeb
Umówmy się. Im jesteśmy młodsi, tym bardziej skupieni na sobie, ale też mniej wiemy o innych ludziach. W parach damsko-męskich może zaistnieć też problem różnych cech płciowych (choć z czasem się one zacierają), które mogą być ileś czasu trudnymi do zrozumienia. Niektórzy do końca życia drą szaty i chcą swojego partnera zmienić w kogoś kim nigdy nie będzie, inni rozumieją dane różnice oraz starają się z nimi żyć jak najlepiej mogą, a ci z grupy trzeciej rozstają się bardzo prędko.
Ci z opcji trzeciej nie rozumieją, że nie ma związków bez docierania się. Po prostu nie ma. Nawet brat z siostrą, mimo tego, że żyją pod jednym dachem od urodzenia mogą się nie rozumieć, ani nawet siebie dobrze znać! A co dopiero gdy poznają się dwie osoby z zupełnie innych środowisk, mające inne przeżycia, inne cechy, inne postrzeganie świata, inne poglądy, inne problemy, inną emocjonalność.
Ale im bardziej jest się świadomymi takich różnic, im bardziej jesteśmy nastawieni na współpracę, niż zdominowanie partnera naszymi-jedynymi słusznymi poglądami, tym łatwiej będzie nam zrozumieć potrzeby drugiej strony i bez większego spinania się zbudować związek.
Uniwersalnymi prawidłami dla większości jednostek płci są:
Mężczyźni: chcą być szanowani, chcą się czuć potrzebnymi (najlepiej niezastąpionymi, niełatwo wymienialnymi na inny model), nienawidzą bycia zdominowanymi przez kobiety, lubią kierować relacją bez ciągłego czepialstwa, krytykanctwa czy roszczeniowości ze strony kobiet. To wzmacnia męską pewność siebie, zdecydowanie, produktywność i chęć działania (dla związku, rodziny i kobiety). Wielu mężczyzn ma też instynkt bohatera – lubi ratować kobiety z opresji, rozwiązywać zadania, czy problemy. Jeśli jednak sami są w potrzebie, w problemach których nie mogą sami w obecnym momencie pokonać, potrafią dozgonnie docenić kobiety, które pomogą im stanąć na nogi, by mogli realizować się jako mężczyźni i jako ludzie. Jednak wielu mężczyzn musi też nauczyć się przyjmować pomoc, by nie czuć się niemęskimi, czy wybrakowanymi. Cóż, taka nasza, nie zawsze ciekawa socjalizacja.
Kobiety: chcą czuć, że mężczyźni ich pragną, chcą być akceptowane, nierzadko też mieć poczucie, że mężczyzna się nimi opiekuje i mają w nim oparcie, czy tzw. poczucie bezpieczeństwa. Kobiety uwielbiają dawanie im uwagi, ale też mogą chcieć podążać za mężczyzną (ale też tylko za tym, którego umieją uszanować, co w czasach feminizmu i emancypacji jest coraz rzadsze!). W takiej sytuacji uwydatnia się też ich łagodność, chęć współpracy i opiekuńczość.
Idealizacja i czarna rozpacz
Burzliwe rozstania tyczą najczęściej tych osób, które wyidealizowały sobie partnera/partnerkę, ale też jeśli są w jakiś sposób od nich zależnymi (utrata tego, to jak utrata siebie, a nikt nie chce do tego dopuścić).
Niedojrzali ludzie bardzo łatwo popadają w stany skrajne, nie są przyzwyczajeni do tego, by funkcjonować w stabilnym, dla nich nudnym jeszcze środowisku. Osoby takie, często neurotyczne, nie są też stabilne emocjonalnie, co przekłada się na skrajne postawy, czy też skrajny odbiór osoby, którą wybrali. Raz ta osoba jest dla nich idealna, raz jest złem wcielonym wobec którego odczuwają złość, smutek i zawód. Dziś kochają, jutro nienawidzą i chcą odejść.
Tyle, że oni TAKĄ OSOBĘ WYBRALI, o czym zapominają. Niedojrzałe osoby nie biorą odpowiedzialności za swój wybór, bo nawet nie uznają, że powstanie pary to ich własna decyzja. Nie emocji, nie czarów marów, nie przeznaczenia, tylko silnego, własnego postanowienia – także w trudach.
Bo te trudy będą, mniejsze lub większe, nie dziś, to jutro albo za kilka lat. Nie ma ludzi wiecznie szczęśliwych, bezproblemowych, zdrowych i wiecznie młodych. W życiu trzeba być przygotowanym i na najgorsze – także na to, że partner może kiedyś stracić obie nogi w wypadku. I co wtedy? Jeśli potrafi przejść się takie problemy, to inne (którymi teraz się przejmujemy) stają się błahostką, śmiejemy się z nich, a negatywne emocje nie będą nami władać. Kolejny słowoklucz to oczywiście nietolerancja nudzenia się u osób niedojrzałych. Stabilne emocjonalnie osoby nie widzą problemu w nudzeniu się. Dojrzałe emocjonalnie osoby nie są z kolei roszczeniowe i nie żądają, by to partner zmieniał ich życie w mniej nudne. Te osoby same potrafią zadbać o siebie, o swój nastrój, o swoje zajęcia.
Niestety niedojrzałe osoby chcą być pod prądem emocji, adrenaliny, chcą by się coś działo, to też sabotują relację po tym, jak wcześniej uznawały „drugą połówkę” za kogoś wymarzonego – a robią to podświadomie, by sprowokować emocje, do których dążą. Nie liczy się dla nich konkretna osoba, a emocje które generuje.
Rozwiązania:
Jasne postanowienia dotyczące relacji pomagają ją usprawniać, ale też przechodzić trudy z nią związane.
Zależność od drugiej połówki powinna zostać wyeliminowana (np. finansowa, bytowa), by porzucić dużą ilość idealizacji.
Jeśli chcemy tolerancji naszych wad, tolerujemy wady u innych. Szukamy rozwiązań problemów, zamiast umartwiania się nad nimi.
Pracujemy nad samooceną. Im niższa samoocena, tym silniejsza zależność od innych (w tym emocjonalna).
Silna idealizacja nie zwiastuje niczego dobrego. Tąpnięcie będzie duże. Trzeba się hamować.
Umiejętność radzenia sobie z rozczarowaniem i walka o władzę
Identycznie jak z umiejętnością radzenia sobie z nudą, czy wadami innych osób, trzeba wykształcić sobie umiejętność radzenia sobie z rozczarowaniem, świadomym, lub nieświadomym. Jeśli umiemy być osobami wyrozumiałymi, czy też szukającymi rozwiązań na dane problemy, niżeli zamykającymi się na nie, lub odczuwającymi tylko negatywne emocje, to przejdziemy przez każdą, nawet najgorszą fazę związku. Ta przychodzi absolutnie zawsze, jeśli tylko wchodzimy w związek dość szybko (powiedzmy gdy znamy się rok, a nie po 10 latach przyjaźni).
Rozczarowanie to problem, owszem, niestety który u niedojrzałych osób powoduje falę kłótni, obarczania siebie winą za „nieszczęście”, czy wypominania. W takim momencie jest tylko krok od zerwania. Para będzie walczyć o władzę, o dominację której strony retoryka będzie uznana za słuszną, czy też która ugasi pożar.
Jeśli wygra osoba rozczarowana bardziej, a która nie umie sobie poradzić z tym, dojdzie do rozstania. Podpowiem, zwykle to są kobiety, które inicjują większość rozstań, są bardziej niezadowolone z innych, niż z siebie i swoich zachowań względem mężczyzn, a które też silniej oczekują tzw. zabezpieczenia wspólnej przyszłości.
Prawdziwy zawód cechami charakteru naszej partnerki/naszego partnera
Czasem nie trzeba idealizować danej osoby, by nagle stracić nią zainteresowanie, a po prostu dogłębnie ją poznać. Zazwyczaj wychodzi to po zamieszkaniu razem. Inna relacja jest, gdy ludzie spotykają się na odległość, co kilka miesięcy, inna, gdy widzą się co jakiś czas „na mieście”, inna, gdy widzą jak dany człowiek zachowuje się w domu. Może nigdy nie sprząta po sobie, może w domu krzyczy, może nie robił tego poza domem, a może nie było dane tego poznać.
Oczywiście można i należy pracować nad takimi rzeczami, zamiast wnet podejmować decyzji o rozstaniu, ale niektóre rzeczy nas po prostu obrzydzają i zauważenie ich to one way ticket. Dobrze jest znać cechy, które nas usilnie odrzucają i potrafić jak najszybciej sprawdzić, czy nasz partner/partnerka je przejawia.
Rok związku daje początkową stabilność, ale co dalej?
Zazwyczaj ludzie potrzebują roku do półtora spotykania się, by uznać, że relacja może być oficjalna. Niestety jeśli choć jedna ze stron związku nie ma planu na ten związek, czy to jeśli chodzi o zamieszkanie razem, czy przeprowadzkę – zwykle traci motywację do dalszych spotkań i zaczyna uważać relację za niezobowiązującą. Ludzie potrzebują wiedzieć na czym stoją i czy stoją z kimś, czy sami. Pamiętajmy, że po tym roku nie chodzi o to, by mieszkać ze sobą, czy nawet brać ślub. Chodzi o sam plan, myślenie co dalej. Jeśli na większość z pytań odpowiadamy „nie wiem” – będzie gruchot kości w samotności.
Nigdy nie było prawdziwego końca związku
Ludzie rozstają się często w mało przyjemny sposób, a przede wszystkim bez szacunku do siebie. Jedni zrywają przez sms, internet, inni z huczną awanturą, inni prowokują, by druga strona zerwała. Jeszcze inni zdradzają i to ma za zadanie pokazać, że jest to koniec związku. Nie ma w tym dojrzałej rozmowy, czasem przeprosin, nie ma w tym wcześniejszej pracy nad poprawą czegokolwiek w takim związku zanim dojdzie do rozstania. I nie mówię „pracą” w sensie rozmów i nawijania nad uchem, że ktoś jest do niczego, bo to żadna praca – tak samo nie ma pracy na odległość nad relacją, co też pewne osoby uważają, że to są realne działania. Nie.
I niestety skutki takich, niepełnych pół-rozstań mogą być opłakane. Jedno to ból, zawód, niezrozumienie, a drugie to pozostawanie w próżni emocjonalnej, czyli niemożność związania się z kolejną osobą dopóki obecne emocje nie zostaną przepracowane, domknięte.
Jeśli nie chce się krzywdzić innych nie powinno się w ten sposób postępować, a przecież związki na tym polegają, by nie chcieć tego robić, a budować lepsze uczucia.
Jesteś tylko plastrem na złamane serce, lub produktem do wypełnienia czasu pomiędzy poważnymi związkami
Są ludzie, którzy wykorzystują innych do własnych celów w bardzo przeróżny sposób. Jednym z tych celów jest wykorzystanie partnera do tego, by uleczyć rany po poprzedniej relacji, lub wypełnić lukę między chęcią wejścia w poważny związek, a relacją frywolną. Wchodzą wtedy w związek udając miłość, czerpiąc poczucie siły i bezpieczeństwa zapewnionego przez partnera, który nierzadko uwielbia taką osobę otaczać opieką i… i nagle to wszystko się kończy. Plaster zadziałał na kilka miesięcy, może trochę dłużej, człowiek został wyleczony, dowartościowany, skończył się czas luźnych związków, zatem nie ma sensu już budować relacji. Cel osiągnięty. I taki związek kończy się, zwykle jednostronnym rozczarowaniem i bólem, bo przecież ta osoba pomagała, robiła wszystko co chciała ta druga osoba, a nagle stała się kimś nieodpowiednim.
Dlatego bardzo toksycznym jest skakanie z związku w związek jak małpka zmieniająca gałąź, co też częściej uprawiają kobiety, które nie umieją być same. Przy takich zachowaniach nie ma czasu na bardziej dogłębne poznanie siebie, uregulowanie emocji, poradzenie sobie z bólem związanym z inną osobą – jest tylko parcie na zależność od kogoś innego i wykorzystanie go do swoich, najczęściej niemówionych wprost celów. W ten sposób transferujemy swój ból na kolejną osobę, nie jest to pełne uleczenie. Mężczyźni postępują w trochę inny sposób, częściej twierdzą, że relacja jest poważna, gdy nie jest.
Oczywiście nie ma zachowań sztywno przypisanych do płci, mogą one wymieniać się nimi.
Ludzie chcą zwrotu inwestycji
Cóż, wielu ludzi w miłości zachowuje się w sposób wyrachowany. Z pewnością w pewnym stopniu jest to dobre, ale tylko w niewielkim – przede wszystkim aby nie mieć poczucia dawania od siebie w próżnię. Miłość powinna być bezinteresowna: daję, bo chcę. Nie ma innych powodów do miłości. Nie ma wtedy wypominania, wmawiania, że jest się wykorzystywaną osobą. Nie ma tego.
Jednak spora ilość ludzi przelicza emocje na wkład i jeśli nie dostaje odpowiedniej ilości rewanżu – może nagle się ulotnić.
Takie osoby zwykle nie mówią też co dokładnie i kiedy chcą dostać. Ot liczą na to, że partner będzie wiedział co ma robić. Ból musi być duży.
Wracają toksyczne nawyki rodzinne, lub z poprzednich związków
Po dłuższym czasie relacji, gdy emocje nie są już tak silne, ludzie przestają tolerować rzeczy których nie lubią, co może wzmacniać konflikty, ale też wracają im nawyki rodzinne, czy też z poprzednich związków. Pamiętajmy, że ludzie mogą być sterowani, zwykle nieświadomie, swoimi wzorcami rodzinnymi (podpatrywanie traktowania się matki i ojca, czy też babci z dziadkiem). Jeśli są rozwodnikami – mogą pamiętać tamte wzorce i je powielać. Ludzie są bardzo skomplikowanymi stworzeniami, więc miło by było, gdyby chcieli zrozumieć siebie i innych. To pomaga w pracy nad sobą i swoimi relacjami.
Jesteś chwiejną emocjonalnie osobą, jesteś narcyzem/narcyzką, czy też masz zaburzenie borderline…
Takie osoby szybko zrywają swoje związki, ponieważ:
- wymagają dużo
- ciągle im mało
- szukają wyłącznej winy w kimś innym
- nie są zdecydowane i pewne swego, w tym partnera/partnerki
- ewentualnie tak boją się cierpienia w razie zerwania przez drugą stronę, że robią to pierwsze, by jego uniknąć
Przejawiasz takie cechy? Warto poddać się terapii, bo nie tylko powodujesz ból u siebie, ale i u innych osób. Nie tędy droga w budowaniu relacji.
Nutka więcej o narcyzmie:
Grupa badawcza Mayo Clinic definiuje narcystyczne zaburzenie osobowości jako „zaburzenie psychiczne, w którym człowiek ma wyolbrzymione poczucie własnej ważności i głęboką potrzebę podziwu”. Narcyzm często charakteryzuje się brakiem prawdziwej intymności i bliskości w związku (nie licząc tej fizycznej).
Oznaki narcyzmu mogą obejmować (między innymi) kompleks wyższości, wspaniały obraz siebie, poczucie uprzywilejowania, roszczeniowość, zarozumiałość, naruszenie granic innych, fałszywy urok, syndrom Don Juana i Księżniczki, manipulację, nieodpowiedzialność, łamanie zasad, skrajny egoizm, negatywne emocje i pogardę wobec innych.Co istotne, badania wskazują, że wysoki narcyzm jest skorelowany z podatnością na niewierność.
A to i tak tylko jedna z odsłon narcyzmu…
Komunikacja szwankuje
Początki relacji są jak opera mydlana, jesteśmy zainteresowani wszystkim co robimy z partnerem, czy co partner powie. Tolerancja na takie rzeczy jest bardzo wysoka. Ale to działa tylko moment. Wszelakie badania, a najbardziej te dotyczące spraw rozwodowych, potwierdzają, że najczęstszym problemem par są trudności komunikacyjne, które prowadzą do najczęstszego powodu rozwodów – konfliktu charakterów. Bardzo wielu ludzi nie potrafi jasno formułować swoich myśli, pragnień, potrzeb, czy też emocji. Wielu ludzi nie zna siebie samych i nawet jak jest nieszczęśliwa, to nie wie dokładnie czemu. Wielu ludzi ma problem z odczytywaniem co partner ma na myśli, jeszcze inni pragną, by partner miał się domyślać i wiedział o co im chodzi, nawet gdy ci tego nie zakomunikują. Jeszcze inni są zbyt stanowczy, czy agresywni w wyrażaniu siebie, a inni zbyt asekuracyjni, bojaźliwi, kręcą, wykręcają się, przez co mówią nieprawdę lub niepełną prawdę, mówią to co inni chcą usłyszeć, by „było miło” i nie było konfliktu – jednocześnie problemy nie są wtenczas rozwiązywane. Niestety, w szkołach uczymy się wielu zbędnych rzeczy, a rzeczy tyczących relacji tj. komunikacji, czy logicznego myślenia, które pomaga w niej – absolutnie.
Czasem przeglądając sprawy rozwodowe, powody kłótni par, można pomyśleć – czy oni naprawdę mają po 40 lat, czy 15? Wiele z tych problemów jest błaha, ale przez problemy komunikacyjne i emocjonalne, przez pogardę, pasywną, lub bezpośrednią choć też przez upór, są podnoszone do rangi wielkiego problemu.
Do zapamiętania: problemy komunikacyjne kończą się pogardą, co jest przeciwieństwem wzajemnego szacunku! A bez szacunku miłości nie będzie.
C.D. wkrótce
Aktualizacja.
Zawsze powtarzam jak mantrę, nawet do ostatniej partnerki „oczekuję od Ciebie szacunku, bo gdy dasz mi go dasz mi wszystko co możesz mi dać”.
Czytając ten tekst mam mętlik w glowie zerwalem z dziewczyną 3 lata temu ,drazniło mnie jej zachowanie pretensje proba zmiany mnie oraz wymóg właśnie po roku znajomości abym sie określił czy będzie ślub itd ale najbardziej denerwowało mnie to ze nie uprawiala ze mna pełnego seksu po tych miesiącach bycia razem (był tylko oralny w zabezpieczeniu ,w jej stronę oczywiście bez) mówiłem jej tylko ze to nie jest dla mnie normalne po tak długiej znajomości ale nigdy nie postawiłem sprawy jasno,jej odpowiedź była taka ze jesli dalej będę sie tak zachowywał to nigdy pełnego sexu nie będzie (nie.okresli dokładnie co nie tak ).Ja machalem ręką na jej zachowanie i tak w tym tkwilem aż w koncu po telefoniecznej klotni ja rzuciłem po tym jak odezwała sie do mnie po 2 tyg od poprzedniej sprzeczki że jej nie wspieram (miala problemy w pracy ).Pytanie gdzie leżała wina czy ja bylem za mało konkretny klarowny w rozmowie i postepowaniu wspieraniu jej czy z nią było coś nie tak .Ciężko określić czy jest ze mna coś nie tak na podstawie tekstów i filmików z neta.
Na pewno przydałby się jej głos. Inaczej wróżenie z fusów. Może nie czuła się bezpiecznie, może za dużo myślałeś o sobie, może była dziewicą, może jedynie miała Cię za kumpla którego nie chce do seksu, może to nie był związek dla niej, tylko taka gadanina. A może po prostu nie pasowaliście do siebie. Nawet nie wiadomo czy się spotykaliście, czy to było na odległość (wtedy czas takiej relacji się nie liczy za bardzo). Nie wiadomo czemu była gadka o ślubie, może z niskiej samooceny, może z powodu wiary, może bo była niedojrzała i nie wiedziała co chciała. Jest jedynie jedno wielkie może. Relacje są zbyt skomplikowane, by dawać osądy bez danych. Takie rzeczy pomagam analizować choćby przez maila, ale oczywiście liczę na wsparcie mnie.
Poza tym warto było też ją rozkręcić seksualnie oralnym w jej stronę, czy w każdy inny sposób, bo może wtedy prędzej by się otworzyła. Może tego nie umiesz. Zgaduj zgadula. Samym żądaniem seksu na pewno nic się nie wskóra. Jako facet trzeba wiedzieć co mówić, jak mówić, jak dotykać, jak pieścić, aż kobieta powie „okej, chcę”. etc. Czasem to przychodzi z doświadczeniem, czasem bo kobieta sama pokieruje, czasem dowie się od kogoś, różne są opcje.
Jako facet trzeba wiedzieć co mówić, jak mówić, jak dotykać, jak pieścić, aż kobieta powie „okej, chcę”.
Serio? Brzmi to jak instrukcja optykania sie z niemowlakiem. Mnie to męczy, nie można jakoś prościej? Skąd niby przecietny mezczyzna ma to wiedziec? Trzeba doswiadczenia, a skąd je brać jeśli ma się baaaardzo ograniczony dostęp do seksu?
Najzabawniejsze jest w tym wszystkim to, że propaganda twierdzi iż podryw jest czymś dla mężczyzny instynktownym… a jak się wejdzie w szczegóły, to okazuje się, że podrywanie wymaga od zdecydowanej większości mężczyzn zachowania kompletnie sztucznego (użyłem określenia „większość” a nie „wszyscy”, bo jednak mogą się trafić tacy, dla których jest w tym zachowaniu cokolwiek naturalnego).
Paw podrywa samicę zachowując się naturalnie. Nie potrzebuje szkół podrywu, które przekażą mu instrukcję jak przypodobać się samicy. Mężczyzna, aby spełnić narzucony mu przez kulturę obowiązek podrywu, musi wyrzec się swojej własnej osobowości, zachowywać się sztucznie i przedstawiać siebie jako kogoś kim na prawdę nie jest.
A cały ten wysiłek po to, aby uzyskać „female validation”, czyli coś do czego wcale by nie dążył, gdyby presja zewnętrzna nie zasugerowała mu, że starać się o to powinien.
Ale wypowiadaj się za siebie, a nie za innych, że Ty to robiłeś dla walidacji. Ludzie robią to, by mieć dobre, trwałe, silne relacje, w których pożądanie, jak i miłość nie zanika. W których porzuca się egoizm, który jest podstawową cechą osobowości człowieka niedojrzałego, by nauczyć się współpracy i wzajemności. Jak człowiek chce coś mieć to szuka na to sposobów. Nic nie jest mu dane z góry. Uczy się, doświadcza, próbuje.
Kobiety też mogą nie mieć zaprogramowanego z góry zrozumienia mężczyzn. Czy to jednak będzie sztuczność i konflikt z osobowością, jeśli zechcą się tego zrozumienia nauczyć i otworzyć na nie? Nie, posiądą nowe informacje, które pozwolą na tworzenie lepszych związków, czy budowania rodzin, bo ostatecznie związki mogą do tego też prowadzić.
Same plusy. Nie miały czegoś z narodzin, mają dziś. Podobnie mogą się rozwijać mężczyźni. Obierają plan i działają.
A jak nie, to nikt nie zmusza, można być samemu, ograniczać wszelkie interakcje, nie zdobywać też przez to przyjaciół, bo np. nie wyuczyło się umiejętności społecznych. Wszystko jest umiejętnością, która nie zawsze tkwi w „osobowości” czy „naturze”.
Tak naprawdę jakby dziecko cywilizacji łacińskiej wyrzucić pontonem do osady małp to te dziecko nie miałoby wyższej inteligencji niż te małpy i mogłoby nie przeżyć (z wielkim prawdopodobieństwem, nawet gdyby małpy dokarmiały i traktowały jak swoje „dziecko”). Dziecko miałoby potrzeby, ale też średnio radziłoby sobie z ich realizacją, musiałoby się ich uczyć. Jak nie „samo” to od innych – ale w gronie małp jest dużo ciężej, niż mając wykształconego ojca i matkę, system edukacji, cały narzut kulturowy i wiele więcej. Trzeba to rozumieć. Wszystkiego się uczymy, mało co jest nam dane.
Takie uroki bycia człowiekiem.
Też wypowiadasz się nie tylko za siebie, ale także za innych. Po prostu w pewnych sprawach mam przeciwne obserwacje i uogólniam je w analogiczny sposób jak Ty, czy inni wypowiadający się. Widzę że zdecydowanie nie jestem żadnym wyjątkiem, więc to w swoich wypowiedziach wyrażam.
Jeśli będą zachowywały się sztucznie, będą ukrywały swoje prawdziwe zainteresowania a demonstrowały fikcyjne, to niewątpliwie konflikt z osobowością będzie. Jeśli będą mówiły nie to, co same myślą, lecz to co kalkulacja przedstawia im jako miłe dla drugiej strony, to nie będzie to w porządku.
Nie przypominam sobie, aby ktokolwiek musiał mnie uczyć, jak zdobywać przyjaciół – do tej nauki pchał mnie – jak i chłopaków z którymi się przyjaźniłem – instynkt. Zewnętrzne wpływy często wręcz próbowały osłabiać te relacje (w dorosłym życiu, niestety z dużym skutkiem), a nie uczyły jak doprowadzić je do jak najlepszego stanu. Różnica między zdobywaniem przyjaciół, a przysłowiowym „wyrywaniem lasek” jest więc drastyczna.
Wiesz czemu nie jesteś wyjątkiem? Bo wiele osób, które tu zaglądają mają problemy z relacjami. To was łączy. Co nie znaczy, że obrana ścieżka czy sposoby tłumaczenia sobie tych rzeczy jest trafne.
Jeśli ktoś jest szczęśliwy z tym co robi, nie krzywdzi innych to okej. Jeśli nie jest, albo krzywdzi – coś musi zmienić.
Przykład?
Operujmy na konkretach. Najjaśniejszym jest to, że kobiety zazwyczaj prą bardziej na poczucie bezpieczeństwa, czy rzeczy emocjonalne, niżeli seksualne. Zupełnie jest inna kolejność. U kobiety najpierw jest bezpieczeństw i zaufanie, później seks.
Mężczyźni z kolei czasem tego seksu potrzebują jak jedzenia i nie mają wielu obaw, które mają kobiety, co jest np. związane z zachodzeniem w ciąże. I płcie muszą się w tym porozumieć, muszą się dogadać, iść na kompromisy, wiedzieć jakie mają potrzeby i jakie potrzeby ma druga strona.
Jeśli mężczyzna będzie egoistą to będzie tupał nogą i mówił, że seks ma być na już, bo on chce i nie zamierza chodzić na żadne kompromisy bo nie są zgodne z jego naturą. Jeśli kobieta będzie egoistką to będzie chciała, by mężczyzna ją tylko adorował, zapewniał bezpieczeństwo, a nie da nic w zamian i też powie, że to nie jej natura cokolwiek dawać od siebie dla mężczyzny.
Czasem mężczyzna może iść z kobietą na film romantyczny, mimo że ich nie lubi, by sprawić kobiecie przyjemność. Tak samo kobieta może coś zrobić, co nie do końca dla niej jest czymś najlepszym, a lubi to jej mężczyzna.
Jeśli ktoś ma z tym problem, to nic dziwnego, że relacji nie ma. Nie można tak skrajnie myśleć tylko o sobie.
Super, ale to są tylko racjonalizacje sukcesów lub porażek w danych obszarach.
Gdyby wszyscy ludzie mieli taki instynkt, to nikt by nie narzekał na brak przyjaciół i nie wychodziłyby książki pod takim właśnie tytułem jak „jak zjednać sobie przyjaciół”.
To nie jest nic zaprogramowanego u każdego w taki sam sposób. Jedni będą mieli trudniej zdobyć przyjaciół, a inni podrywać, a jeszcze inni będą dobrzy tylko w biznesie, a relacjach nie, a jeszcze inni w relacjach super, a biznesowo tragicznie. Jedni będą w miarę dobrym rodzicem bez uczenia się, a inni powinni się trochę poduczyć, poprawić swoje błędy i je zauważać, a nie mieć się za hiperduper najlepszego rodzica „bo tak”.
Nic z tych rzeczy nie musi leżeć w naturze, instynkcie i osobowości, nic. I nikt nie rodzi się ideałem który wie i umie wszystko. Czasem sukces to splot różnych wydarzeń i umiejętności nabytych samoistnie, a nawet w sposób nieświadomy, a nie „instynkt”. Czasem to podpatrywanie, czego mogło nie być gdy chodzi o obycie z kobietami. Może nie miał wzoru u ojca. Przyczyn jest tona, bo ludzie są bardzo skomplikowani.
O ile oczywiście miło mi jest czytać w internecie wypowiedzi osób przedstawiających podobne zdanie jak moje, jednak wnioski na temat tego czy jestem wyjątkiem wyciągałem i wyciągam z interakcji na żywo. Przy czym w ostatnich latach w większym stopniu z obserwacji młodzieży (tak 16-20 lat), jako że u nich naturalne odruchy są mniej spacyfikowane niż u osób starszych.
Przykład na to, że też wypowiadasz się za innych dałeś w tym samym wpisie, co to pytanie: „Operujmy na konkretach. Najjaśniejszym jest to, że kobiety zazwyczaj prą bardziej […]”. W analogiczny sposób ja uogólniłem pewne zjawisko, tylko że występujące wśród mężczyzn.
A czy nie lepiej byłoby, aby kobieta poszła na ten film romantyczny z koleżanką, której też się będzie podobał, a z kolei mężczyzna to co lubi zrobił z kolegą? W imię czego się tak umartwiać i z czasu, który mógłby być przyjemnym relaksem, robić uciążliwą pracę?
Przez całe wieki ludzie nie mieli problemu z tym, że małżonkowie spełniali mnóstwo swoich potrzeb emocjonalnych w towarzystwie osób tej samej płci. Po co było to psuć?
Te książki przeważnie kierowane są dla dorosłych. Dorosłych, u których instynkt jest bez porównania bardziej stłumiony niż u dzieci. Prawdopodobnie istnieją też przypadki dzieci, które mają z tym problem – jednak w przeciwieństwie do dorosłych, nie jest to zjawisko masowe. I tak z moich obserwacji z mojego dzieciństwa: pamiętam chłopaków mających problemy z osobami znęcającymi się nad nimi, natomiast mieli oni przyjaciół – tylko że ci przyjaciele nie byli zdolni wyeliminować znęcania.
A czy nie lepiej byłoby, aby kobieta poszła na ten film romantyczny z koleżanką, której też się będzie podobał, a z kolei mężczyzna to co lubi zrobił z kolegą? W imię czego się tak umartwiać i z czasu, który mógłby być przyjemnym relaksem, robić uciążliwą pracę?
To jest tylko przykład tego, że można porzucić egoizm, porzucić to, że jak małe dziecko wszystko musi być po naszemu i nic nie zrobimy na przekór sobie, nigdy nie zagryziemy zębów, albo nie na otworzymy się na nowe, choćby z ciekawości. W ten sposób to nawet przyjaźni jednopłciowych nie da się prowadzić. Nie ma takich możliwości, by wszyscy we wszystkim i zawsze pasowali, byli wręcz jednomyślni, mieli może nawet te same emocje w tych samych sytuacjach. To bardzo optymistyczny i naiwny scenariusz.
Dam inny przykład – matka zrobi Ci tort który Ci średnio smakuje. Czy powiesz „to jest gówno” czy jednak zachowasz się taktownie? Możesz jak dziecko krzyczeć i tupać nogą że niedobre, zachować się „zgodnie z naturą i osobowością”, a możesz pomyśleć nad uczuciami drugiej strony i spróbować to wyjaśnić w inny sposób, czy nawet zagryźć zęby właśnie. Nic się nie stanie od tego, korona z głowy nie spadnie. Ludzie uczą się tego głównie z praktyki, a nie jest im to dane przy narodzinach.
I naprawdę sądzisz, że choćby matka czy ojciec jak mają dziecko to rodzice są przystosowani do tego, by na każdą reakcje czy problem dziecka reagować przyjemnością? Bo mają to w naturze, albo ,że matki mają, a ojcowie to już nie? Też jest nieprzyjemność bardzo często, ale życie nie składa się z przyjemności, nie po to na tym świecie jesteśmy by tylko nas głaskano i miód by leciał z nieba.
To jest skrajny egoizm i skrajny egocentryzm, jeśli się tego chce, ciągłych przyjemności i nigdy naginania się pod nic i nikogo, nic ponad to. Nic co się chwali w społeczeństwie. W samotności droga wolna, nie trzeba poświęcenia, nie trzeba żadnych cnót. Wtedy można się zamknąć na wszystko i nie trzeba umieć współpracować.
Przez całe wieki ludzie nie mieli problemu z tym, że małżonkowie spełniali mnóstwo swoich potrzeb emocjonalnych w towarzystwie osób tej samej płci. Po co było to psuć?
Nie znam tych wieków, to są tylko puste opowieści. Dziwne, że są ludzie, którzy potrafią spędzać czas z obiema płciami. Czy to nie dowód na to, że się da? Nie dowód na to, że można się porozumieć, tylko trzeba znaleźć ku temu odpowiednie jednostki, a nie losowo wzięte z jakiegoś najgorszego i najbardziej odmiennego od nas zbioru? Ale też popracować nad swoim egocentryzmem, że nie wszystko musi być po naszemu. Popracować nad swoją zamkniętością, nie reagować bólem, że coś jest inaczej, ktoś ma inaczej.
Prawdopodobnie istnieją też przypadki dzieci, które mają z tym problem – jednak w przeciwieństwie do dorosłych, nie jest to zjawisko masowe. I tak z moich obserwacji z mojego dzieciństwa: pamiętam chłopaków mających problemy z osobami znęcającymi się nad nimi, natomiast mieli oni przyjaciół – tylko że ci przyjaciele nie byli zdolni wyeliminować znęcania.
Dzieci to akurat mają mniej cech wybitnie męskich i żeńskich, bo to się dopiero rozwija (przecież znamy termin „mężnienie” i wcale nie chodzi tutaj o sam wygląd), więc tym łatwiej powinno się dać porozumieć międzypłciowo.
Dzieci wyoutowanych jest sporo. Ba. Niektóre dzieci, które są obiektem znęcania potrafią przejść do grupek płci przeciwnej. I w niej funkcjonują lepiej. I w niej uczą się zrozumienia tej płci. Ot, przez praktykę, choć jako dzieci bardziej instyntkownie niż świadomie. Identycznie jest z dorosłymi, ale już powinni co nieco o sobie i innych wiedzieć.
Ty mówisz, że mężczyźni z mężczyznami się rozumieją. Ale ci właśnie co się znęcają, a ci co unikają agresji to dwa różny typy mężczyzn, które nie będą się rozumieć. Mimo, że ta sama płeć, ale inne zainteresowania, inne myślenie, inne poglądy. Tak więc mówienie, że to tylko problem z rozumieniem płci to bardzo wąski zakres patrzenia na mnogość i różnorodność ludzi.
Są sprawy, dla których warto się poświęcić. Jednak coś co ma być rozrywką, do takich spraw nie należy. Jeśli jakieś rozrywki wzbudzają pozytywne emocje u kobiet, a negatywne u mężczyzn, to niech kobiety oddają się tym rozrywkom w swoim gronie. Analogicznie mężczyźni.
To co proponujesz to nie jest porzucanie egoizmu, lecz dręczenie siebie i innych.
Pewnie że się da. Tylko w imię jakiej wyższej idei człowiek miałby sobie dobierać towarzystwo gorsze, jeśli ma dostępne lepsze? Też potrafię spędzać czas z obiema płciami, jednak większą satysfakcję sprawia mi spędzanie w towarzystwie męskim. I ma dużo większy, pozytywny, wpływ na moje zdrowie psychiczne (czasami analizuję sobie, kiedy jestem bliżej, a kiedy dalej od stanu depresji).
W tej kwestii w 100% się z tobą zgadzam! Powinno być łatwiej porozumiewać się między płciami niż w przypadku dorosłych! A co mamy u dzieci? Samoistny podział płciowy, z bardzo nielicznymi wyjątkami od tej reguły. Pamiętam w pierwszych klasach podstawówki, że czasami nauczycielka sadzała w jednej ławce chłopca i dziewczynkę, aby uzyskać bardzo pożądany dla niej efekt: kompletny brak interakcji między nimi.
Dlaczego więc tak rzadko widujemy dogadujące się międzypłciowo dzieci, a tak często dogadujących się dorosłych? Może np. presja społeczna ma na to wpływ, oraz obecna u dorosłych a nieobecna jeszcze u dzieci umiejętność ukrywania emocji?
To co proponujesz to nie jest porzucanie egoizmu, lecz dręczenie siebie i innych.
Każdy egoista się może pod tym podpisać. Choćby najmniej musiał dać od siebie, cokolwiek zmienić pod kogoś, to powie, że to dręczenie.
Dla mnie i podkreślę kolejny raz, dla mnie te problemy to abstrakcja. Z obiema płciami idzie identycznie spędzać czas, tyle, że trzeba dobrać odpowiednią ku temu osobę. Nie da się dobrze spędzać czasu i rozumieć z każdym mężczyzną, tak samo jak nie da z każdą kobietą. Ale da się z pewnymi mężczyznami i pewnymi kobietami.
Tylko w imię jakiej wyższej idei człowiek miałby sobie dobierać towarzystwo gorsze, jeśli ma dostępne lepsze?
Dla jednostki? W żadnej. Niech spędza z kim chce. Nikt przecież nie broni. Gorzej jak całkowicie się odrzuca płeć przeciwną i namawia do tego innych.
A co mamy u dzieci? Samoistny podział płciowy, z bardzo nielicznymi wyjątkami od tej reguły.
To jedynie Twoje obserwacje, ktoś inny może mieć inne. Ja nie pamiętam jak to było. Poza tym miej na uwadze, że wcześniej była silna presja by chłopcy byli chłopcami, a faceci facetami, a dziewczynki dziewczynkami, więc to rodzice i nauczyciele tworzyli grupki, by oddzielać płcie. Bo jeszcze się okaże, że chłopak który spędza czas z dziewczynkami będzie chciał się ubierać jak dziewczynka, zachowywać jak dziewczynka, albo zachce być w przyszłości kobietą. Takich zabobono banialuków trochę mieliśmy i mamy do dzisiaj.
Dlaczego więc tak rzadko widujemy dogadujące się międzypłciowo dzieci, a tak często dogadujących się dorosłych?
Dzieci też odczuwają presję – chcą być akceptowane, robią to podświadomie. Chcą mieć przynależność do grupy.
A dorośli z kolei wykształcili umiejętności i porzucili różne bariery.
[O dzieciach i samoistnej separacji płciowej]
To może jeśli odwiedza tę stronę ktoś kto ma przeciwne obserwacje – niech je przedstawi i napisze w którym kraju to zaobserwował, w jakim regionie itp. Moje obserwacje są z Polski centralnej oraz południowej.
Bardzo podejrzane stwierdzenie. Większość ludzi jednak ze swojego dzieciństwa pamięta sporo. Nawet chyba nie znam osobiście nikogo, kto by swoje dzieciństwo do tego stopnia zapomniał.
Czy miałeś okazję obserwować, aby samoistnie stworzyła się dziecięca grupa mieszana i celowo przez ingerencję rodziców czy nauczycieli została rozmontowana? Ja nigdy czegoś takiego nie widziałem. Widziałem natomiast to co opisałem: nauczycielki sadzające chłopca z dziewczynką, z nadzieją (zazwyczaj słuszną) że nie będzie między nimi żadnej interakcji, podczas gdyby posadzić dziewczynkę z dziewczynką, chłopca z chłopcem, to te interakcje by były.
Mam słabą pamięć. Musiałbym więcej rzeczy sobie przypomnieć, to może poskładałaby się ta pamięć w całość. Nigdy też nie zwracałem na to uwagi – może dopiero jak zacząłem analizować te wszelkie zależności, ale to sporo lat już miałem. Przykładowo wielu chłopców bało się rozmawiać z dziewczynkami, ale z dwóch powodów
1) aby nie skrzywdzić, bo to taka wrażliwa płeć, chłopcy to wiadomo, mogą się wyzywać…
2) bo to lepsza płeć, bardziej głęboka, mądra, chłopiec przy niej to nikt
Czemu mogło nie być zbyt dużych interakcji można też wyjaśnić innymi przyczynami
1) bo dziewczynki są grzeczne i same temperują chłopca, by nie rozrabiał, bo lekcja nie jest od tego – same też bały się złych wpisów w dzienniku, więc nie miały zamiaru się z „dziczyzną” integrować
2) wstyd
3) jak patus z kulturalnym kujonem został posadzony w ławce ci też nie mieli interakcji, choć patus mógł próbować znęcać się nad tym miłym kujonem, więc nauczycielka robiła krzywdę temu inteligentowi, choć wydawało się jej, że to patus się dostosuje i wejdzie na wyższy poziom
4) jak chłopcy się już wcześniej znali w miarę dobrze to wiadomo, że jakaś interakcja będzie, z dziewczynkami mogli się nie znać, bo one gdzieś tam miały swoje grupki, także na w-f, a chłopcy mniej lub bardziej mogli się jednak znać, więc minimum interakcji jest
Technika mieszania płci była stosowana także dla uspokojenia najbardziej problematycznych dziewczyn.
Z pewnością tak, ale na takiej zasadzie, że wstyd można odczuwać przed rozmową z człowiekiem obcym. Osoba tej samej płci dużo szybciej przestawała być postrzegana jako obca niż osoba płci przeciwnej.
Różnie możemy rozumieć słowo „patus”. Ja w swojej klasie nie miałem żadnego patusa w moim rozumieniu. W moim rozumieniu na takie określenie zasługiwał jeden chłopak na kilkuset (nie wiem jak z dziewczynami, bo żadnej z nich nie znałem) – i na patusa żaden nauczyciel nie miał sensownego rozwiązania – szczęśliwie dla wszystkich, te osoby przeważnie nie pojawiały się w szkole zbyt często i na szczególnie długo.
Piszę o szkole podstawowej. W moim przypadku była 8-klasowa, ale myślę że nie zmienia to wiele, jako że nie zaobserwowałem w tej kwestii drastycznych różnic między klasą 6 a 8.
Było trochę chłopaków sprawiających nauczycielom problemy większe niż przeciętna. Jeśli zostali przymusowo posadzeni z dobrym uczniem, przeważnie kończyło się to dobrą relacją między nimi, relacją która utrzymywała się także po wyjściu ze szkoły. W przypadku par chłopak-dziewczyna – przeważnie kończyło się to jedynie na tolerowaniu siebie wzajemnie.
U mnie w szkole dopiero w klasie 4 WF-y były osobne, wcześniej były wspólne. Myślę, że to była norma w większości szkół. Ja idąc do pierwszej klasy, mającej ponad 30 osób, znałem chyba tylko dwóch. Po prostu z dużego miejskiego osiedla wszystkich wymieszali – żaden z moich rówieśników z mojego bloku (ani żadna z rówieśniczek) nie trafił do mojej klasy. Wszyscy zostali wyrwani ze swojej grupy i wprowadzeni do zupełnie nowej, więc te relacje międzyludzkie musiały się dopiero utworzyć.
Ja w swojej klasie nie miałem żadnego patusa w moim rozumieniu.
A u mnie było sporo – znęcali się nad innymi fizycznie i psychicznie. To już patusiarstwo młodzieńcze. Większość się tej grupki bała, musiała się wkupić, mało kto się postawił bo wpiernicz i inne „kary”. Dlatego nie zamierzam wmawiać sobie i innym, że każdy mężczyzna jest taki sam i dogadałby się z drugim, za to od kobiet to zawsze jesteśmy bardzo różni. Otóż to. Może nas wiele łączyć.
Jeśli zostali przymusowo posadzeni z dobrym uczniem, przeważnie kończyło się to dobrą relacją między nimi, relacją która utrzymywała się także po wyjściu ze szkoły
A u nas na odwrót, to ci gorsi dręczyli tych lepszych i to się kończyło przepisywaniem do innych klas tych lepszych, albo taki lepszy sam się stawał gangusem by być zaakceptowanym.
Podpisuje sie pod Fanatykiem. Ja tez nie robie tego dla przyjemnosci tylko dlatego, aby czuc sie atrakcyjnym i nie gorszym pod tym wzgledem od innych facetow.
Pytanie kto lubi rzeczy, które nie przychodzą na pstryk palcem i trzeba na nie zapracować? Ano nikt, bo praca jest zawsze ciężka. Zmiany są ciężkie. Najłatwiej jest wtedy, gdy coś przychodzi samo i spada z nieba, ale tego praktycznie nikt nie doświadcza. Dopiero po ciężko wykonanej pracy ludzie czują się przyjemnie. Nikt za to nie docenia mocno rzeczy, które są nam dawane na tacy.
A jak ktoś podrywa tylko dla bycia atrakcyjnym, to mam drugą złą wiadomość. Nie jest to zdrowe. Albo celem jest zdrowy, dobry, trwały związek, albo niewyrównana samoocena, problemy, albo jakieś małostkowe sprawy. Sorry! Kolejna praca do wykonania i przestawienie się na działanie dla dobra większej sprawy, niż dla pustych emocji.
Zresztą jestem przekonany, że sami nie lubicie kobiet, które też np. wchodzą na portale randkowe, tylko po to, by podbijać sobie ego. One tam nawet podrywać nie muszą, wystarczy, że się pojawią. Ale mechanizm jest identyczny. Nie jest to nic dobrego, ani u nich, ani u mężczyzn którzy mają podobne „cele”.
Jeśli nie zapoznaje się kobiet/mężczyzn, by stworzyć z nimi dobry związek, by oferować wzajemność, by wymieniać się miłością, tylko by poczuć się lepiej, a więc traktować związek, czy tę osobę przedmiotowo – to lepiej jednak zrezygnować ze związków.
Podam ciekawszy przykład obrazujący te zachowanie – gdy ktoś robi dziecko, bo inni mają, albo żeby się dowartościować, by nie czuć się gorszym, albo żeby te dziecko coś dla nas robiło. Nie my dla niego jak być powinno, tylko dziecko dla nas.
To jest pierwszy krok do zbudowania toksycznej rodziny. Celem posiadania rodziny ma być stworzenie dobrej rodziny, zapewnienie miłości, dawanie od siebie, uczenie tego dziecka, a nie jakieś płytkie cele, czy wykorzystywanie dziecka odwracając role gdzie dziecko zajmuje się rodzicem i jego przewrażliwieniem. Wielu ludzi w Polsce w takich, dysfunkcyjnych rodzinach się wychowało, wśród narcyzów i egoistów, a potem dzieci mają problemy i się wygrzebują z tego latami, albo nigdy, albo sami traktują innych tak jak rodzice traktowali – też przedmiotowo.
Albo się z tego uwalniamy, albo kopiujemy co toksyczne. Każdy sam podejmuje wybór.
Bardzo dużo osób, na przykład ci, którzy wkładają duży wysiłek w uzyskiwanie wysokiej formy sportowej, mając pełną świadomość że nigdy nie osiągną poziomu wyczynowego i nie będą na tym zarabiać. Obecnie jestem jednym z nich.
Są ciężkie prace po których czuję się przyjemnie, a są i ciężkie prace po których czuję się marnie. Te po których czuję się przyjemnie to prace będące w zgodzie z moim instynktem, natomiast te drugie – gdy w celu ich wykonania, muszę swój instynkt jak najmocniej otępić.
Po ciężkim treningu sportowym czuję się wspaniale, natomiast na przykład po nauce tańca nie odczuwałem absolutnie niczego pozytywnego.
Cieszę się, że się zgadzamy, jednak niejednokrotnie na tej stronie przekonywałeś, że odradzasz drogę MGTOW.
Nie odradzam jeśli dla kogoś jest to szczęście, lub wynik atrakcyjności której nie idzie poprawić.
Nie znam jednak wielu przypadków szczęśliwych osób, którzy poszli tą drogą.
Nie znam też osób aż tak nieatrakcyjnych, że niczego nie mogą poprawić.
Znam ludzi którzy są wygodni, nie chcą się rozwijać, są totalnymi egoistami, albo uparcie doszukują się problemu w płci przeciwnej, a nigdy w sobie. Są też tacy którzy wykorzystują kobiety do seksu, a potem porzucają, bo przecież oni są antyzwiązki, antyzaangażowanie, więc używając każdego środku by wziąć co chcą i wio. To nie są rzeczy, których powinno się uczyć, bo jest to toksyczne.
Za to popieram rozwijanie się, staranie się wzajemnie rozumieć z płcią przeciwną, wyznaczanie sobie kolejnych celów, umiejętność chodzenia na kompromisy, umiejętność dawania, czyli porzucania skrajnego egoizmu.
MGTOW to droga na łatwiznę, to jest produkt feminizmu i jego lustrzane odbicie, niczego innego. Tak jak kobietom się mówi, że mają być silne i niezależne, tak MGTOW też chce być w skorupie, silny, niezależny, sam. Nie będzie się nikim i niczym martwił, on jest ważny i koniec.
Ostatecznie okazuje się, że przez to nie ma już zdrowych związków i rodzin, bo każdy tylko o własnej dupie myśli, niezależnie od płci. A ja jestem za Red Pill – rozwojem i rozumieniem, a nie rezygnacją i ucieczką.
Ja bym nie powiedział, że MGTOW to łatwizna. To droga trudna, ale dająca satysfakcję – analogicznie jak utrzymywanie wysokiej formy sportowej dla człowieka to ceniącego – niektóre elementy treningu potrafią być potwornie nieprzyjemne, ale wykonuje się je dla satysfakcji, która przychodzi później.
Przeciwstawianie się wszechobecnej presji społecznej to nie jest łatwizna! Ale dzięki temu przeciwstawieniu się, można spędzać czas w sposób dający autentyczną satysfakcję – nie tylko dumę z tego, że udało się osiągnąć coś co cenią inni.
Ja jestem przeciwny samotności. Trzeba spędzać czas w naturalnym dla siebie towarzystwie – niech przykładem będą dzieci i młodzież – spędzają czas głównie w towarzystwie osób tej samej płci, bo są do siebie podobni, mają wspólne zainteresowania, rozumieją się, nie muszą udawać kogoś kim nie są.
I przecież te wszystkie strony o tematyce RedPill właśnie sugerują, że do utrzymania relacji kobieta-mężczyzna potrzebna jest ta skorupa, siła i niezależność. Natomiast jest ona dużą przeszkodą w stworzeniu i utrzymaniu normalnej przyjaźni.
Przeciwstawianie się wszechobecnej presji społecznej to nie jest łatwizna
Za to łatwizną jest nie prowadzić żadnych interakcji, bo interakcja to działanie. Brak działania jest łatwizną. Łatwizną jest też m.in sprowadzanie relacji tylko do seksu, nie trzeba wtedy wykazywać się empatią, troską, może kimś się czasem zaopiekować, może wysłuchać, może dać jakieś rady czy pocieszenie. Wszystko jest pozostawione samemu sobie. Zawsze jest łatwiej żyć samemu, niż z kimś, a tym bardziej się o kogoś zatroszczyć czy wziąć odpowiedzialność, tak jak robią to rodzice wobec dzieci choćby, czy partner w lepszym położeniu może za partnera w gorszym położeniu.
Trzeba spędzać czas w naturalnym dla siebie towarzystwie – niech przykładem będą dzieci i młodzież – spędzają czas głównie w towarzystwie osób tej samej płci, bo są do siebie podobni, mają wspólne zainteresowania, rozumieją się, nie muszą udawać kogoś kim nie są.
Powtórzę, ludzie i płcie nie są zwykle tak skrajnie inne, by nie mieć wspólnych zainteresowań, rozumieć się, czy też udawać kogoś kim nie są. Dziwnym trafem większość ludzi od wieków potrafi spędzać czas, jest tysiące par międzypłciowych, które funkcjonują normalnie. Nikt nie każe umawiać się z osobą zupełnie inną, w stylu karyna z filozofem, tylko znaleźć punkt zaczepny i budować je dalej z czasem. Da się. Ale najłatwiej uciec.
I przecież te wszystkie strony o tematyce RedPill właśnie sugerują, że do utrzymania relacji kobieta-mężczyzna potrzebna jest ta skorupa, siła i niezależność.
Ale nie tak SKRAJNA. Chodzi m.in o to, by nie robić z siebie ofiary losu, wykształcić pewność siebie, jakąś minimalną zaradność, jakiś brak polegania na kobiecie jak na drugiem mamie co za rączkę wszędzie zaprowadzi i zrobi wszystko za mężczyznę. To nie jest płakanie z byle powodu. To nie jest udawanie kogoś kim nie jesteś, to jest budowanie swojej siły, ale też możliwości dzielenia się z kimś tym co w życiu zdobędziesz. I to jest super.
’Dopiero po ciężko wykonanej pracy ludzie czują się przyjemnie. Nikt za to nie docenia mocno rzeczy, które są nam dawane na tacy.’
Zgadza się, mówimy o NORMALNYCH ludziach, Ci inni zwalają pracę na innych i oczekują efektów które i tak są niezadowalające ;).
Ale rozbijmy to troche – jeśli patrzysz na związek jak na pracę, która przynosi efekty (związek się rozwija, stabilnie, bez rollercoastera) to przyjemna praca którą chce sie wykonywać bo są świetne efekty. Z drugiej strony jeśli podchodzi do tego że to ciężkie i nie ma efektów (może są ale ci się nie chce) to odpuść z takim podejściem możesz co najwyżej poranić kogoś i siebie.
Związek to ciężka praca, ale może być przyjemna kwestia tego czy umiesz grać zespołowo i patrzeć „MY” a nie „Ja i ona/on”.
cholera czytam bloga od samego powstanie chyba ze 3 posty były, a i tak uwikłałem się w związek z czystej postaci narcyzem.
Prawda niestety jest taka że „toksyczność” wychodzi po woli, sączy się i pytanie brzmi czy umiesz wyłączyć emocje i popatrzeć z dystansem na to jak to wygląda. Nadal podtrzymam teorię że ludzi poznajemy po zamieszkaniu wtedy wszystko wychodzi, pytanie brzmi KIEDY ZAMIESZKAĆ RAZEM 😉
Można prościej.
Niestety nie ma innej drogi niż praktyka. Żadnych czarów marów nie ma. Ja dodatkowo uczyłem się przez PUA, fajna jest książka Neilla Straussa – Gra.
Plus komentarz niżej, że niby to nienaturalne. Nieprawda. To jest tak samo naturalne jak praca w fabryce czy jako kierownik, rzecz do wyuczenia, której nie dostajemy w momencie narodzin. Choć większość z tego można wyczuć już w samej interakcji. Jedni są bardziej naturalni w tym, ale też mają wyższe IQ emocjonalne by wyłapywać sygnały i wiedzieć co robić, jeszcze inni mają talent, a komuś go zabraknie. Życie, nie każdemu dano po równo.
Zresztą jak ktoś sądzi, że każdemu np. wychodzi 1 pocałunek i od razu jest w tym mistrzem to mam złą wiadomość. Owszem, niektórzy czują mniej więcej co powinno się robić, ale większość idzie na ryzyko. I tutaj tak samo. Jedni będą uczyć się dalej, a drudzy zawisną na tym samym poziomie twierdząc, że nic innego nie będą robić, nie będą słuchać, nawet jak kobieta podpowiada. I kończą średnio. Dlatego mówienie, że jest to sztuczne i wyrzeczenie się swojej osobowości bo nie umie się tego bardzo dobrze do mnie nie dociera. Ja się jakoś nie czuje sztucznie i się niczego nie musiałem wyrzec. Ot uczyłem się, sprawdzałem, dociekałem, podobało mi się to – tak jak innym ludziom, nie jest to nic szczególnego.
Porównania do zwierząt też nie powinny nas interesować. Jesteśmy dużo bardziej skomplikowanym gatunkiem, a kobiety tym bardziej wykształciły w toku ewolucji dużo bardziej skomplikowane metody doboru płciowego.
Zwierzęta z kolei potrafią zabijać po zapłodnieniu, więc możemy sobie wybiórczo co najwyżej porównywać, że te mają łatwiej, a te trudniej. Nic z tego nie wynika oprócz użalania się, że te zwierzęta to taki „łatwy” żywot mają, a nam nikt nie daje kobiety bez robienia niczego dobrego w jej kierunku, która będzie nas uwielbiać, pożądać, najlepiej wiecznie. Tym większa to bzdura, że zwierzęta nie mają skomplikowanych interakcji, tylko walcz, przetrwaj, kopuluj, ewentualnie zaimponuj przed kopulacją (ha, ludzie też to mają). Wszystko u zwierząt jest jednak bardzo uproszczone, one nawet nie mają świadomości tego, tylko wykonują plan biologiczny. Nie mają słów, nie mają kultury, nie mają skomplikowanych odczuć podczas dotyku który mogą kontrolować, nie uczą się bycia coraz lepszymi w pocałunkach i seksie, tak jak ludzie wraz z doświadczeniem i oczywiście otwartym umysłem. Tona tego.
I znowu koło zatoczone, trzeba je sobie stworzyć… Bez kitu kurwa ja już na rzęsach staje w tym wszystkim. Pewnosc siebie mam graniczącą z arogancją, żart, uśmiech, podteksty, patrzenie w oczy, wygląd, wzrost, elokwencja, a efekty jak były hujowe tak są, nawet tzw. ku***szony nie chcą za bardzo dawać. Umówmy się na kawę, wymieńmy się numerami, nie nie nie nie nie nie nie nie NIE! NIE! NIE! Wkurwiam się czytając jak inni (w tym Ty) koszą laski jak zboże, a ja musze na recznym jezdzic.
Arogancja nie pomaga jak się nie podrywa zaburzonej, głównie masochistki. Zresztą co to za pewność siebie jeśli mówisz, że musisz podrywać żeby się nie czuć gorszym niż inni? To raz. Nie wiemy nic więcej co robisz i jak robisz, może dobrze, może źle – pic or didnt happen.
Dalej, gdzie to robisz? Jak na portalach randkowych to radzę się usunąć z nich, przecież tam 80% facetów jest odrzucana. Można się nabawić niezłego kryzysu niepotrzebnie.
PS kto to są niby te kur***szony? Jak to rozpoznać? I co do nich piszesz?
To nie tylko tzw. IQ emocjonalne. Dochodzi jeszcze jeden element: im silniej męską psychikę ma dany mężczyzna, tym trudniej będzie mu zrozumieć kobiety. Gdybym miał oceniać swoje IQ emocjonalne na podstawie wychwytywania nieoczywistych sygnałów w interakcjach z kobietami, to wyszedłby mi wynik bardzo niski. A jednak w relacjach męskich to wychwytywanie idzie mi zupełnie nieźle. Dlatego, że myślę i odczuwam podobnie do nich.
Nie podzielam tego wierzenia.
Wiele gatunków ma skomplikowane interakcje. A niektóre – jak małpy – potrafią mieć dość podobne do ludzkich. Jeśli chodzi o imponowanie u ludzi, to mężczyźni starają się imponować innym mężczyznom, kobiety – innym kobietom. To jest bardzo wyraźnie widoczne, tylko – pech niesamowity – kłóci się z większością bajeczek tworzonych przez wielbicieli tzw. psychologii ewolucyjnej.
Bo nie mają propagandy, która by im wmówiła że to takie super ważne. Pomysł stawania się jak najlepszym w seksie czy w pocałunkach to wariactwo. Widać te zwierzęta jeszcze nie zwariowały.
Skrajnie męski umysł często wykształca zaburzenia jak autyzm i asperger, nie rozumie wielu zasad społecznych, a tym bardziej emocjonalnych. Ale to skrajny.
I skrajnie kobieca kobieta też nie zrozumie mężczyzny z totalnie męskim umysłem, bo on nie będzie miał tylu emocji, zmartwień, czy przemyśleń tego samego typu ile ona.
Tylko co z tego – większość ludzi nie jest skrajna i może się zrozumieć. Pytanie czy taka osoba chce zrozumieć, umie być otwartą i wyrozumiałą, nie naciskać że ma być po jej.
Co wg Ciebie jest wierzeniem z tego? Że jesteśmy bardziej skomplikowani? Ne ma bardziej rozwiniętego gatunku na ziemi, żaden nie stworzy kultury i edukacji, a tym bardziej świadomości.
Czy może to, że kobiety mają bardziej skomplikowany dobór płciowy niż tylko proste wektory jak siła i grzywa, jak u lwów?
Nie pamiętam niestety nazwy filmu na ten temat, ale było to coś w stylu „ewolucja pożądania”. Jest książka na ten temat oczywiście psychologa ewolucyjnego, też polecam, ale film bardziej na szybko by był. Niestety za chiny nie mogę sobie przypomnieć.
Może to być też wymienne, mężczyźni imponować kobietom, by te ich zechciały, tak samo kobiety mężczyznom, by oni je zechcieli.
Tzn co się kłóci i gdzie? Potrzebne źródło.
Zwierzęta po prostu są proste. Czasem wystarczy 10 sekundowy akt kopulacji, by doszło do zapłodnienia i koniec tematu. Nie zastanawiają się też czy to jest gwałt, czy akt „miłości” bo zwierzęta nie są zdolne do takiego rozumowania, ani oddzielania tego. Nie rozumieją nawet czym jest wierność, nie narzuciły monogamii, która jest pożyteczniejsza niż hipergamia czy poligamia. To wszystko ludzkie, często mądrzejsze i o czym zapominamy.
Co dla Ciebie jest wariactwem dla innych jest normą. Bardzo dobrze jest być dobrym w tym co się robi, niezależnie od sfery. Seksualnej tak samo. Jeśli jesteś dobry w seksie prędzej kobieta będzie zadowolona, niż jak jesteś słaby. Jak koślawo przytulasz to też będziesz raczej creepem niż gościem, który będzie uznany za dobry materiał do relacji. Prosta sprawa. Lepiej być dobrym w czymś, niż słabym, tym bardziej jeśli ktoś to lubi i my możemy to lubić.
Mówienie o tym, że to jest wariactwem bo zwierzęta tego nie robią to równie dobrze możemy powiedzieć, że zwierzęta nie gotują, nie tańczą, nie robią kabaretów, nie uprawiają sportów wyczynowych, czy nie wiedzą czym jest miłość. Wszystko według tej teorii byłoby głupie i wariactwem.
Ale ja tam się do zwierząt nie porównuję.
Brzmi to dla mnie trochę jak: skoro z kimś jestem, nieważne ile i jakie jest tło naszej relacji to należy mi się seks, bo tak, rozkładaj nogi i wjeżdżam na pełnej. Tak można podejść do prostytutek (chyba, choć wydaje mi się, że nawet im należy się choć odrobina uwagi…).
W trakcie pieszczot warto obserwować reakcje, kierować się nimi, „aha, jak liżę ją za uchem to się wykręca, zaciska paznokcie na moich ramionach, wzdycha, więc musi jej się to podobać, będę kontynuować i ulepszac ta pieszczotę”, zdarzy sie, że chyba sama powie: o Boże, jakie to przyjemne, prawda? A jak nie to samemu zapytać czy to w trakcie tak bardziej w seksualny sposób czy po fakcie – normalnym tonem w celach informacyjnych, ocierać się o nią przy tym, pokazywać swoje pożądanie, niech sama też poczuje co te pieszczoty z Tobą robią. Takimi rzeczami buduje się przede wszystkim klimat, czego kobiety BARDZO potrzebują, poza tym jest to cholernie przyjemne i działa na wyobraźnię i samo podniecenie jak szalone. Oczywiście nie mogę się wypowiadać za wszystkie, ale im mniej presji na sam akt seksu, tym większa ochota by się na niego otworzyć. Często gęsto mam tak, że jeśli ktoś mnie bezpośrednio namawia na coś, na co nie mam ochoty i nie robi w tego sposób wyrozumiały tylko nerwowy, wymagający i pospieszny, tym bardziej nie mam na to ochoty i wydaje mi się, że większość tak ma. Nikt nie lubi, gdy ignoruje się jego uczucia czy przekonania.
Krok po kroku to najlepsza taktyka, a do tego potrzeba cierpliwości i wyrozumiałości.
Kroczek po kroczku to wy sobie możecie robić bo macie wybór, niewiele do roboty w tym temacie (postawa roszczeniowa i oczekująca) nie ten to następnych 10ciu czeka w kolejce, mężczyzna nie ma czasu na niepewne inwestycje, bo więcej czasu, pieniedzy i zaangazowania oraz obciążenia psychicznego zwiazanego z czasem już 100ym odrzuceniem musi zainwestować, szybko testować czy kobieta go pożąda czy ma być frajerem czasoumilaczem a do wyra inny (na taki taki układ mało który facet się zgodzi). Jak wychodzi że gra seksem jako kartą przetargową to idziemy do innej ktora wniesie coś więcej a co najmniej tyle samo. Nie zrozumiesz bo przedkladasz realia zycia kobiecego na realia zycia mezczyzny i wychodzi Ci: my nie mamy z tym problemu wiec czemu Wy macie. Co tym facetom tak na seksie zalezy, przecież jest na wyciągnięcie ręki.
Niestety ona dobrze mówi, bo zakładając, że seks się należy i będzie się go żądać nawet przed pierwszym spotkaniem, albo na 1 spotkaniu gdzie kobiety nie ufają, to jest strzelanie sobie w kolano. Kobiety są inne niż mężczyźni, mają inną budową psychiczną, boją się wpadki (ciąży), boją się skrzywdzenia, przemocy wobec siebie, albo wykorzystania „na raz” i trzeba to rozumieć, inaczej wypadnie się z gry jeszcze bardziej. Podobnie działają pretensje. Kobiety nie lubią nacisku, bo wtedy libido im usycha kompletnie. Jak pisałem wcześniej ,trzeba nauczyć się kobietę „nakręcić”, a nie zmuszać, czy rozkazywać. To jest dobre dla masochistek, desperatek… i stworzy się toksyczną, przemocową relację. Nie tędy droga.
Nie ma innej opcji dla mężczyzn którzy nie są alfa czy bad boyami z natury i wyglądu, by byli cierpliwymi i budowali normalne relacje z kimś kogo lubią, może później pokochają. Seks wtedy przychodzi „sam”, bo relacja jest bliska, wzajemna, jest więź, ale i ta relacja jest kierowana przez mężczyznę w stronę randek, czy powolnego zbliżenia fizycznego (także poprzez przytulanie, czy całowanie), który stawia też granicę by nie dawać się wykorzystywać.
A jak ci mężczyźni nie lubią tej kobiety, nie chcą z nią poważnej relacji, nie chcą jej poznać rozmawiając na multum tematów, tylko chcą seksu, typowo po przedmiotowo to od tego są prostytutki. Liczenie na szybki seks z losową kobietą np z tindera będąc przeciętnym z wyglądu jest trudne, dlatego zalecałem porzucenie portali randkowych. To nic nie daje, nic nie wnosi, a niektórych boli. Po co? Oczywiście jest mała szansa, że znajdzie się kobietę na szybki numerek, ale powtórzę pytanie, czy chodzi tylko o seks? Mówienie o karcie przetargowej nie będąc jeszcze w związku, ani nie widząc zachowań, że kobieta naprawdę stosuje szantaże w stylu „kup mi sukienkę będzie seks” jest mylne. To że kobieta odmawia seksu nieznajomemu to nie jest granie kartą przetargową. Tak samo jak mężczyzna jest dla niej chamem i ona odmawia – tak samo, to nie jest karta przetargowa a racjonalny powód odmowy.
Dalej – zaangażowanie. Każda strona daje tyle samo zaangażowania. Spotyka się, rozmawia, jest fifty fifty, nikt nie każe na 1 spotkaniu kobiecie remontować domu, by wyjść na tym stratnym i wykorzystanym. Jeśli się kalkuluje, że nawet jedno czy trzy spotkania to za dużo, a wszystko co się daje od siebie jest do bólu interesowne, nawet rozmawianie, czy zapytanie jak samopoczucie, albo spotkanie na którym po prostu się spaceruje i poznaje (bez spiny), to kobiety też to wyczuwają i będą zwiewać. Typowe syndromy nice guya, czy desperata, które mówiłem, że trzeba eliminować. Przynajmniej jeśli chce się normalnego, zdrowego związku.
PS kobiety mają mniej czasu bo się szybciej starzeją i szybciej kończy im się możliwość reprodukcji. Jeśli są wartościowe, a do tego planują rodzinę to tym bardziej będą odrzucać mężczyzn na pstryk liczących na seks i głównie seks. Trzeba też coś umieć dać od siebie bezinteresownie, a nie roszczeniowo. A takie frywolne lolity, „no children” to się za super przystojniakami głównie uganiają, czy materializmem i sponsoringiem. Ewentualnie jeszcze za super emocjami, ale to trzeba być mocno dynamicznym, ciekawym człowiekiem i to też działa tylko w realu. Wszystko zależy jakiej kobiety się szuka i czego ona szuka. Do każdej indywidualnie trzeba dotrzeć, bo jedna właśnie – może jest słaba w kontaktach społecznych to też dziwne, by od razu szalała jak jakaś super pewna siebie osoba.
To zabawne co mówisz bo powołujesz się na PUA a oni właśnie namawiają do jak najszybszego seksu 1-2 randki żeby nie wpaść w rame przyjaciela, ich zdaniem nawet te kobiety po ktorych bysmy sie nie spodziewali sa gotowe na seks na pierwszym spotkaniu, takze ja juz nie wierze tym co tutaj sie wypowiadają laskom, że trzeba powoli. Powoli to mówią takim jak ja, a gdyby to był ktoś inny to dupa by była grana bez zbednych ceregieli.
Ja nie jestem PUA – w większości te techniki nie są skuteczne, a kompromitują facetów. Działają w ograniczonym stopniu. Oczywiście szybki seks pozwoli na to, by kobieta tak szybko nie uciekła, bo większość nie chce wyjść na łatwe, czy też przywiązuje się po seksie, ale jeśli ma się zamiar wejść w związek, to ten seks nie musi być na już.
Trzeba się oduczyć myślenia skrajnościami w stylu, że albo seks ma być teraz, albo w ogóle go nie ma i jest się wykorzystywanym. A co jest po środku? Normalna relacja, gdzie każdy stawia jakieś granice, umie też od siebie coś dawać, poznaje się i seks jest przy okazji. Faceci którzy mogą sobie żądać seksu od razu to zazwyczaj ten top 10-20% i też tylko przy specyficznych kobietach, bo wiele z nich jest absolutnie niepewna siebie, boi się wręcz rozebrać, a co dopiero ciąży i krzywdy. Tak jest z nimi. Miałem kobiet wiele to mówię jak było. Poza tym ja trochę gustuję w ciepłych kluchach, a nie przebojowych dresiarach, więc mówię, trzeba ustalić czego się chce i dostosować taktykę.
A i jeszcze coś. Co innego wymuszać seks, żądać go, a co innego umieć do niego szybko doprowadzić technikami zwiekszającymi własną atrakcyjność, czy zrozumienie kobiety, jej psychiki i ciała.
Jestem juz zmęczony, nie wiem już jakich tych technik się uczyć i co jeszcze podciągnąć, niby przy rozmowie z dziewczynami nie są w stanie utrzymać kontaktu wzrokowego, przeskakują z nogi na nogę i poprawiają te włosy, a nic z tego nie wychodzi. Naprawde mozna popasc w załamanie. Niestety czasem wychodzi moja agresja na wierzch z tego powodu.
Niestety nie widząc Cię i nie znając dobrze nie da się wiele powiedzieć co robisz źle. Może nic – może są zajęte, może akurat nie w ich typie jesteś, może naciskasz w jakiś sposób, gdybanie. Zazwyczaj wygląd robi 80% roboty, potem brak „creepy” zachowań, a potem dopasowanie osobowościowe, bo jak wiadomo jakaś zlewaczała alternatywka nie dogada się z prawakiem 😉
Obejrzyj jeszcze raz https://youtu.be/7bRi2lLUGNo
Są jeszcze inne filmy tego rodzaju? Z tego kanału?
https://www.youtube.com/c/FACEandLMS/videos
Dziękuję. Wiekszosc moich problemów wynika z tego, że mam wrazenie, że każdy facet dookoła ma liczniki nabite pod korek, Bartek PUA z UltraFacet jest łysy a twierdzi że ma licznik 150+ i to mi się kłóci z RedPillem
mam wrazenie, że każdy facet dookoła ma liczniki nabite pod korek
Krowa która dużo muczy.
Bartek PUA z UltraFacet jest łysy a twierdzi że ma licznik 150+ i to mi się kłóci z RedPillem
Nie wygląda tak źle, ale pua to też trochę marketing. Gość musi tak mówić, by ktoś mu wierzył i kupował jego produkty. Lepiej spytaj kobiet czy jest atrakcyjny. Im więcej spytasz tym większa próbka czy aby na pewno miałby szanse mieć tak wiele kobiet. Dla mnie bzdury.
Pytanie kobiet o takie rzeczy ma sens? Wiadomo przeciez ze jedno mówią a potem robią zupełnie cos odwrotnego. Każdy to wie. Albo mówią to co wypada mówić.
Ale nie w każdym wypadku.
Jeśli się zapyta bez kontekstu, bez mówienia kim jest ten człowiek, a jedynie zapyta na ile jest atrakcyjny i poda jedynie jego jakieś dobre foto, to powinny odpowiedzi być szczere. Gorzej jak się powie, że jest trenerem uwodzenia, że miał 3912942195 kobiet, to nagle się im włączyć mogą negatywne emocje i odrzucić go nawet gdyby miałyby go za atrakcyjnego bez tego kontekstu. Z kobiet też trzeba umieć wyciągać informacje, umieć naprowadzić tak, by przekonania i emocje nie przykryły im tego…
Z kobietami jak z dziećmi.
To są wszystko uproszczenia i nie polecam ich stosować w każdej sytuacji, bo to zależy od kontekstu.
Ja raczej tutaj opisywałem metodę technika śledczego, który wydobywa informacje z podejrzanych, czy też po prostu psychologii uwzględniającej emocjonalny stosunek do danej rzeczy. Trochę też naturę kobiet trzeba znać, bo one rzadko kiedy cokolwiek wprost mówią, a wiele nie mówią, bo boją się oceny. Naprawdę nie dziwie się mężczyznom że mają takie problemy, bo na ten temat 8 tomów grubych książek można napisać i dalej nie widzieć wszystkich zależności, albo rozumieć je w zbyt prosty sposób, a nie w zależności od kontekstu i okoliczności.
Dobre. Napisz na temat niedojrzałości. W końcu zrywanie przez sms, ghosting jest tego przejawem.
Ghosting będzie w części trzeciej, już niedługo.
Kocham Twoje artykuły, dobrze że jesteś!!
Cieszę się 🙂 A cóż to za nagły wysyp kobiet w komentarzach?
Przypadek zupełny. Czytam Cię od roku, a nie zabieram głosu często bo 99,9% moich myśli przelewasz na papier sam, nic dodać nic ująć
Ehh popłakałam się czytając twój artykuł 🙁 tak jakbyś znał moją relację. Dziękuję. Teraz rozumiem dużo więcej 🙁
Płakać to tu nie ma co, tylko co można to zmieniać, usprawniać, rozumieć. To rodzi też spokój – ale powoli, nic nie ma od razu.