Czy alkoholizm kobiet odpowiada za niską dzietność?

Zostań darczyńcą/podziękuj autorowiJeśli doceniasz stronę i nie chcesz, by zniknęła z internetu kliknij, by wybrać sposób wsparcia 🙂

Jarosław Kaczyński zasugerował, że dzieci w Polsce nie rodzą się, bo kobiety wolą dawać w szyję. Czy alkoholizm kobiet odpowiada za niską dzietność? Czy młode kobiety wolą alkohol od dzieci? Jeśli tak to dlaczego? Czy politycy, którzy mają dbać o kraj i być jego głosem powinni wypowiadać takie słowa? Czy takie działania są w stanie zmotywować kobiety do rodzenia?

I najważniejsze pytanie, czy mężczyźni chcą tych dzieci bardziej, niż kobiety i czy piją mniej, by pomijać nas w takich wypowiedziach? I pomijam już kwestię słów polityka PiSu jakoby mężczyźni, by się uzależnić muszą pić przeciętnie 20 lat, co jest nieprawdą, bo istnieje nawet wielu uzależnionych, nastoletnich chłopców. Tyle, że nie są często diagnozowani, ponieważ uznaje się, że pijący mężczyzna to taka „norma bycia mężczyzną i nam wolno bardziej”. Przez takie wierzenia kulturowe (konserwatywne, a jakże) wielu ludzi popada w naganny styl życia, a problem jest widziany nie tam gdzie faktycznie jest.

Dla tych, którzy nie chcą czytać mojego ironicznego wstępu jak najbardziej polecam przejście do punktu nr 3, czyli „Z jakich powodów mogło wzrosnąć spożycie alkoholu u kobiet?”.

Polki dają w szyję i nie rodzą dzieci. Żarciki u wujka Janusz…. Jarosława

Pewnie wszyscy słyszeliście już o tym jak to Jarosław Kaczyński, mentor wielu ludzi w Polsce – powiedział, że przyczyną niskiej dzietności jest pijaństwo u kobiet.

Słowa te miały być żartem skierowanym do elektoratu, wszak bicie braw na politycznym meetingu jest ważne. Powiesz coś o seksie to lud się uśmiechnie. W końcu co ma elektryzować przyziemnych wyborców, jak nie takie same, przyziemne sprawy? Zamiast dawania tyłka to jest dawanie w szyję, prawda?

Ubogointelektualny elektorat jest takimi słowami upojony (bo przecież nie alkoholem, którego nie piją – wszak wyłącznie młode kobiety tak robią). Zwolennicy czerstwego, januszowego poczucia humoru uznają to za dobry kabaret w podobnym stylu do: „hehe, bo chłop się za babę przebroł Halyna, NIESAMOWITE”.

Kaczyński żeby zadowolić pewne grupy społeczne mówi o tych sprawach, jak gimnazjalni (przynajmniej umysłowo) prawicowi publicyści (lewicowi prymitywi mają trochę inne grzechy jak cipkomaryjki, ale to dla mnie jeden pies obniżania poziomu).

W kręgach szurów prawicy szumnie mówi się, że transgenderyzm/transseksualizm nie istnieje, może rzuci się równie żenującym żartem o helikopterze bojowym jak o zaburzeniu tożsamości płciowej. Tam się coś powie o kobietach, jak o istotach niższego rzędu od mężczyzn. Brakuje jeszcze tekstu typu „piz*** w rurkach, które panoszą się na ulicy, więc przywrócić służbę wojskową”.

I to jest myślenie niby strategiczne, niby mamy się za rozwiniętą cywilizację, jakby to tyczyło nas wszystkich. Nie. To są typowe rzeczy powtarzane przez motłoch, przez prymitywów. Nie przez ludzi z kulturą, inteligencją, z empatią, czy z wiedzą. Nawet na pijackich spędach u niezbyt rozgarniętego wujka nie powinno się takich, poniżej krytyki rzeczy opowiadać, jakby były prawdą objawioną.

Mizogini też oczywiście się cieszą ze słów Jarosława. Wszak jak zrzucić winę jednostronnie na tę grupę społeczną której nie lubią (kobiety) – to miód dla ich uszu. Bo mężczyźni są święci. Mężczyźni nie piją. Mężczyźni to wzorowi ojcowie w razie pojawienia się dziecka (a samotne matki to są samotne „bo tak”, albo bo zgwałciły tych wszystkich biednych mężczyzn, którzy rozbili rodziny). Mężczyźni pewnie mają niesamowity instynkt tacierzyński od młodego wieku, chcą się opiekować dziećmi, tylko kobiety nie chcą im ich rodzić.

I kto w to wierzy? Na pewno nie ktoś, kto przemyślał sprawę bez emocji. Bez sympatii i antypatii do danych grup społecznych (płci).

Pomińmy to, że przyczyn niskiej dzietności jest bardzo dużo i kraje rozwinięte zawsze będą mierzyć się z takim problemem. Najwięcej dzieci rodzi się tam gdzie jest biednie, NUDNO (brakuje możliwości, celu i sensu), gdzie nie myśli się o konsekwencjach (można wątpić w IQ takich ludzi), po wojnach, gdzie religia steruje ludźmi, albo jak wprowadzonych jest dużo zakazów i nakazów (siermiężna kultura ograniczająca prawa człowieka). Czy tego chcemy? Czy ludzkość naprawdę jest takim „perpetum debile”, że najpierw coś buduje, potem wojnami niszczy, a potem odbudowuje i tak w koło Macieju?

Dzisiejsi ludzie po prostu wiedzą, że ilość nie przekłada się na jakość. To, że narobi się dużo dzieci nie znaczy, że rodzina jest okej.

Przeciwnie. Przechadzając się w okolice MOPSu możecie zobaczyć rodziny wielodzietne, mieszkające w mieszkaniach socjalnych w których libacje alkoholowe urządzane są jak nie codziennie, to prawie codziennie.

I tam można i pić i robić dzieci. Ale to nie przekłada się na nic pożytecznego. Jest tam biednie, nie za mądrze, dzieci są chorowite, występuje przemoc. Wątpliwe, by to były szczęśliwe rodziny. Jest za to duża szansa na to, że będą one potrzebowały pomocy psychologicznej, której pokolenie januszowe nie uznaje. „Trzeba samemu se radzić i nie narzekoć, nie mazgaić się!” – rzekną.

Dzisiejsze pokolenie dorosłych ma też dużo urazu do własnych rodziców, gdyż wielu z nich nie nadawało się do sprawowania tej funkcji. M.in. dlatego, że traktowali swoje dzieci paskudnie i lekceważąco (może te dzieci nie były chciane, ale trzeba było robić?). Wiele z nich było też spłodzonych w pijackim amoku PRLu, gdzie bimber pędzono na potęgę, alkohol lał się w miejscach pracy, w osławionym wojsku na przymusowym, patologicznym poborze, a nieprzytomnych ludzi częściej zbierano z ulicy, niż dzisiaj.

Do tego ludzie zdradzają się na potęgę. 2/3 ludzi usprawiedliwia zdrady!

I jeśli takie dziecko wchodzi w dorosłe życie to myśli sobie:

„Po co mi taka rodzina? Rodzina nie kojarzy się dobrze. To brak wsparcia, cierpienie, wzajemna niechęć, oszustwa. Trzeba dużo więcej wysiłku, by rodzina była czymś więcej niż dziecioróbstwem”.

Ci dorośli mają różne dysfunkcje typu DDA, czy DDD i wszystkie powikłania z tym związane. I te osoby, właśnie przez marne wychowanie i marną miłość nabawiły się zaburzeń, które nie pozwalają im być dobrymi rodzicami. Idzie to z pokolenia na pokolenie, aż ktoś w końcu mówi „stop, już dzieci z tych genów nie będzie, nie potrzeba kolejnych cierpień – to sztuka dla sztuki”.

Jestem daleki od mówienia, że to co wyżej napisałem to jedyny powód niskiej dzietności, ale jeden z wielu. I do takich tematów trzeba podejść POWAŻNIE, a nie kabaretem. Ale w polityce dzieje się kabaret, bo kabaret jest populistyczny. Kabaret daje emocje. Szczucie daje emocje (śmiech, czy agresję, niech ktoś sobie jakąś emocję wybierze). Wiedza i merytoryczne informacje są nudne, a do tego są nierozumiane przez wielu. Bo do zrozumienia trzeba wysiłku. Czytania. Myślenia. A nie pustego rechotu.

Do tego ludzie mocno upolitycznieni są jak fanatycy.

Jak im powiesz, by jedli gruz to będą jeść gruz. Jak powiesz im prawie dowolną bzdurę – uwierzą, bo mówi to „wódz”. No ale jacy wyborcy taka władza, czy jaka władza taki kraj (a może i przyszli wyborcy) – każdy sobie wybierze jedno z tych twierdzeń. Wolałbym by polityka była tylko merytoryczna, inteligentna, a nie gwarna i populistyczna (czy tam pospólstyczna), ale to niemożliwe. Niemożliwe dopóty poziom edukacji nie wzrośnie, by uczył takich postaw nas wszystkich. Władzę też.

Jakbym miał się zamienić w Kaczyńskiego i jeśli ktoś go popiera z mężczyzn to możemy zastosować jego retorykę, ale wymierzoną w mężczyzn (parafrazą).

To tak jakby powiedzieć, że niska dzietność to wina mężczyzn bo teraz większość samotnych to homoseksualiści, a ci w związkach, ale bezdzietni to kryptohomoseksualiści. Albo lepiej, kastraci – niemężczyźni! Przecież to jest super pożywka dla tych co tak żyją pogardą do innych.

Tylko czy taka narracja, by się przyjęła? Czy jakikolwiek bezdzietny mężczyzna i to bez kobiety, jakim jest Kaczyński mógłby wypowiedzieć takie słowa? No nie. Bo musiałby zaatakować samego siebie. Nie tylko mężczyzn, ale siebie.

Być może wśród radykalnych, sfeminizowanych kobiet, które są mizoandryczkami dostałby pochwały, ale mężczyźni nie klaskaliby. Takie teksty działają jedynie na ludzi mających napisane na czole „nienawiść”, „arogancja”, „pogarda”, „pycha”, „hipokryzja”, „głupota”.

Typowe „dziel i rządź”. Mów kto jest zły, a kto dobry. Mów co jest białe, a co czarne. Mów prosto, a nie skomplikowanie. Mów kto nasi, a kto wróg. Tocz wojnę wewnątrz kraju. Nie mów, że istnieje coś po środku, by przekaz nie był zdystansowany, rzetelny i obiektywny.

Powiedz innym, że niepotrzebne są dowody, badania, fakty. Wystarczy insynuować i obrażać. Lud to kupi. Ten ogłupiony. I ten kto politykę traktuje albo jak marny skecz, albo po prostu wojnę przeciwko sąsiadowi, czy sąsiadce (czy tam płci). Zwykłe bicie piany, ale bez pożytku.

Czy to prawda, że kobiety piją więcej, niż kiedyś?

alkoholizm kobiet

Prawda, kobiety piją więcej alkoholu, niż w przeszłości. Tu badanie.

Tyle, że niczego to nie zmienia w odpowiedzi na pierwotną tezę. Pierwotną tezą było wmawianie, że alkohol u kobiet wpływa na niską dzietność, ponieważ taką mają mentalność. Taka była teza. Jest to co najwyżej marna korelacja, a korelacja nie oznacza przyczynowości.

Więc owszem, kobiety piją więcej, niż kiedyś, ale nadal mniej, niż mężczyźni.

Szacuje się, że w skali światowej 237 mln mężczyzn i 46 mln kobiet cierpi na zaburzenia związane z używaniem alkoholu, zwłaszcza w Europie (14,8% mężczyzn i 3,5% kobiet). – Global status report on alcohol and health 2018.

Według raportu OECD w 2020 roku przeciętny mieszkaniec Polski wypił 11,7 l czystego alkoholu. Wśród kobiet było to średnio 5,6 l, a wśród mężczyzn – 18,4 l, czyli 3,3 razy więcej.

W takiej sytuacji należy wspomnieć o pijących mężczyznach, ale i tych, którzy nie chcą odpowiedzialności. Oni sami nie chcą mieć gromadki dzieci. Też chcą się bawić do późnych lat.

Ja wiem, że wielu osobom nie podoba się równość, bo wg nich trzeba komuś dowalić BARDZIEJ i powiedzieć, że jest BARDZIEJ odpowiedzialny, ale dzieci są efektem współżycia kobiety i mężczyzny (na ogół). Czy to jest nierówne? Niewspominanie o jednej części decyzyjnej jest zbyt stronnicze.

I żeby było to bardziej obiektywne należy wspomnieć o rodzicach tych ludzi jak ich wychowali, że teraz dzieci mieć już nie chcą. Albo o babciach i dziadkach jaki przykład im dali (np. wyzywając się w domu, PIJĄC, złorzecząc, a potem idąc do kościoła i udając świętszych od papieży – totalny fałsz).

Ale nie, wtedy jacyś rodzice i dziadkowie – może nawet elektorat m.in. PiSu, by się obraził. Dlatego polityk tego nie powie.

Odpowiedzialność za stan kraju mamy my wszyscy – w tym co promujemy, w tym co popieramy i czego uczymy. Nasze codzienne zachowania względem siebie coś mówią, a to też odzwierciedlenie tego w jakich rodzinach żyliśmy i co było nam wpajane.

Im więcej damsko-męskich kłótni, stawiania sobie żądań i wyrazów pogardy, a nie wsparcia i empatii, tym będzie mniej par. Bez par dzieci nie ma. To podstawa, ale podstawa to za mało. I jeśli ktoś ma nie pić alkoholu, by być dobrym rodzicem to obie płcie, a nie jedna.

Z jakich powodów mogło wzrosnąć spożycie alkoholu u kobiet?

kobiety piją coraz więcej alkoholu

1. Kobiety mają więcej okazji do picia alkoholu, niż kiedyś, ponieważ socjalizują się bardziej. Dziś mogą się edukować, chodzą na imprezy, mają życie pełne możliwości, niezależność finansową. Przepychana jest kultura hedonizmu w stylu picia po pracy, w czasie studiów, lub na meetingach zawodowych. Jest promocja „wyszalenia się w młodości” i zachodzi wydłużony okres dojrzewania. Ogólnie alkohol jest ukazywany jako dobra zabawa i RELAKS.

2. Kobiety mogą stresować się bardziej czy to przez presję mediów społecznościowych, które tworzą kompleksy (ludzie czują się porażkami życiowymi porównując się z królami i królowymi instagrama prezentującymi „idealne” życie, idealny wygląd itd.), czy też jeśli chodzi o utrzymanie pracy zawodowej (kto nie ma odporności emocjonalnej ten wie jak ciężko jest przetrwać – i znowu, młody wiek jest tu czynnikiem).

3. Jeśli kiedyś kobiety rodziły w bardzo młodym wieku (nawet gdy o antykoncepcji nie słyszano) to czas na alkohol był minimalny, bo były inne zajęcia. Jak nie ciąża, to okres po ciąży, regeneracja i zajmowanie się dzieckiem. Dziś są inne zajęcia i nie ma na to prostej recepty.

4. Kobiety mogą nie mieć stabilizacji życiowej, w tym stabilizacji miłosnej, która również reguluje emocje. Jak wiemy w dzisiejszych czasach jest więcej rozstań, singielstwa, bo ludzie wymagają więcej, gdy cywilizacja jest rozwinięta. Tak samo w kontekście zapewniania czegoś dzieciom, tak samo budowania związku nie na siłę, a z kimś dobrze dopasowanym.

I czasem te wymagania może faktycznie są zbyt wysokie pod batutą „nie bądź z byle kim, ceń siebie!”, „musisz być zakochana po uszy bez pamięci, bo musisz czuć tak, że brakuje ci tchu!”, ale nie sugerowałbym tutaj, że nagle wszystkie kobiety mają nierealistyczne oczekiwania wobec mężczyzn, a mężczyźni to by przyjęli i uwielbiali każdą – otóż nie.

Jeśli kobiety, by twierdziły, że brakuje im dobrze zarabiających mężczyzn, by decydować się na dzieci to czas wspierać mężczyzn, by mogli tyle zarabiać, zamiast na siłę wpychać kobiety na rynek pracy parytetami. Podobnie jeśli chodzi o wsparcie emocjonalne mężczyzn, by byli silniejsi mentalnie. O zdrowiu fizycznym mówi się więcej, niż o psychicznym, ale nadal mało.

Rozstania, które prowokują niektórzy mężczyźni i np. rozbijają rodziny, czy zdradzają też nie zachęcają kobiet do zostawania matkami (a mężczyzn ojcami, bo kobiety zdradzają częściej, niż kiedyś). Lęk i negatywne myślenie nie są pomocne. Jeśli kobiety słuchają, że absolutnie każda samotna matka to ktoś gorszy, a może i pasożyt, gdy nie wnika się, czy jest winną swojej sytuacji, to coraz więcej kobiet mówi, że nie ma to sensu. Za duże koszty, za dużo cierpienia i może być za mało pomocy ze strony mężczyzny, czy pewności, że on nie zostawi ich samych.

Oczywiście nie neguję tutaj też sytuacji, że istnieją kobiety, które usilnie nie wybierają dobrego mężczyzny, bo wydaje im się nudny, słaby, czy niemęski, no ale to też kultura promuje złe wzorce bycia mężczyzną i one też się na to nabierają. Tani pozer, poniżający macho cham, koleś myślący tylko o kasie, czy inny agresor miałby być męski. Jednym słowem dowolny narcyz, socjopata, czy psychopata miałby być dobrym mężem i ojcem. Nie bardzo.

5. Pomimo częstszej socjalizacji relacje kobiet mogą być płytkie, mogą się szybko kończyć, co też wpływa na stres.

6. Cóż, dziś kobiety nie mają zakazu picia alkoholu. Nie są batożone, nie ma kamieniowania, nie ma izolowania społecznego – im bardziej prymitywna kultura, tym więcej rozwiązań opartych na przemocy. Dodaję ten punkt dla tych którzy zawsze mają jedno rozwiązanie na każdy problem 🙂

7. Pamiętajmy, że kiedyś było źle widziane, by kobieta piła. Dziś z tym jest różnie, zatem kobiety korzystają z wolności, TAK JAK MĘŻCZYŹNI i to pokazuje, że w wielu aspektach tak się nie różnimy, a to konserwatywne role płciowe formowały nasze „ja”, a to nie było nasze „ja”. Przynajmniej w takich aspektach. Na to kim jesteśmy wpływa bardzo wiele czynników.

8. Jak mówiłem, są reklamy, są seriale, jest telewizja – możemy zauważyć trendy, że jest promowanie np. wina dla kobiet, albo drinków smakowych – byle wyglądało to na kulturalne, lub nawet zdrowe picie (reklamy dla mężczyzn to samo, ryby, bar, piłka nożna, co chwila jakaś data by świętować).

9. Są też depresje, nerwice, fobie społeczne, zaburzenia odżywiania (różne problemy emocjonalne), które ciężko leczyć, a przyczyny nie są łatwe do wybadania. Jeśli ktoś choruje emocjonalnie może sięgać po używki, by próbować sobie pomóc (choć marnie). Kiedyś z kolei powielało się głupoty w stylu: „Jest ci smutno? Zrób sobie dziecko!”, „Macie problemy w związku? Zróbcie dziecko, to wam je naprawi!”. No nie, dziecko nie może być ani przedmiotem w sporze, ani czymś co magicznie rozwiązuje problemy, ani nie może być zapełnieniem pustki. Wtedy dziecko jest WYKORZYSTYWANE przez dorosłych i odpowiedzialność jest przenoszona na nie. A dziecku się OFERUJE, trzeba mu ZAPEWNIĆ. Trzeba podchodzić do niego z pozycji DAWANIA, a nie parentyfikacji. Nie ma innej drogi.

Dziecko ma być owocem miłości, owocem dobrego związku i odpowiedzialnej decyzji. „Ja chcę dziecka, ja mu zapewnię, to czego potrzebuję, ja je obronię, ja wpływam na to jakie będzie i jakim będę autorytetem”. Tylko taka opcja jest racjonalna i zmniejsza szanse na występowanie zaburzeń, niezaradności, czy problemów ze zdrowiem.

10. Jest też kultura randkowania z alkoholem w tle, by przełamać nieśmiałość i żeby zaprezentować się lepiej, bo tona ludzi boi się odrzucenia. Kobiety może nawet bardziej, bo np. nie są uczone wykazywania się inicjatywą.

11. Niektóre kobiety twierdzą, że stresuje je nadmiar obowiązków, ponieważ mężczyźni nie pomagają im w domu i z dziećmi, pomimo, że one pracują i w domu i zawodowo (ale ten aspekt tyczy kobiet, które jednak urodziły). Czyli kwestie łączenia pracy zawodowej z domową.

12. Na tej samej zasadzie częściej piją ogólnie osoby samotne, w tym kobiety, które opuścił partner, ale i gdy „dzieci opuściły gniazdo”. Niestety nasze społeczeństwo jest bardzo rozwarstwione m.in. przez poszukiwanie pracy, lub edukacji poza miejscem zamieszkania, czy też mieszkań z dala od domu rodzinnego, a wzajemne więzi są łatwe do zniszczenia (i proszę mi tutaj nie sugerować narzucania takich więzi przymusem).

13. Ostatni punkt to brak profilaktyki i leczenia. Od lat wałkuje się, że alkohol to głównie problem mężczyzn, więc brakuje programów zachęcających kobiety do leczenia, lub wczesnego diagnozowania tendencji do uzależnień (szczególnie gdy twierdzą, że robią to z powodu zabijania cierpienia, stresu, kompleksów lub lęków, a nie dla przyjemności).

Profilaktyka jest potrzebna. Kobiety są narażone na szybsze występowanie chorób przez alkoholizm (marskość, choroby serca, rak piersi) i szybciej się upijają m.in. przez niższą wagę i niższą zawartość wody w organizmie (łatwiej o odwodnienie, a trudniej o detoksykację).

Kobiety piją więcej, niż kiedyś, ale co to ma do dzietności i co z mężczyznami, którzy piją jeszcze więcej?

I okej. Wymieniłem kilka przyczyn zwiększonego spożycia alkoholu przez kobiety (a jest ich pewnie więcej, ale pisałbym 5x dłużej). Tyle, że wszystkie, lub większość tych punktów można przypisać też mężczyznom, którzy nawet uzależniają się częściej i piją więcej od kobiet.

Nie może być czegoś takiego jak narracja o jednej płci, gdy obie płcie w tym uczestniczą. Alkohol również wpływa na płodność mężczyzn, na psychikę i zdrowie mężczyzn, na zdolności mężczyzn (w tym tacierzyńskie), albo na chęć tamowania cierpienia takim stylem życia (niejeden mężczyzna powiedział, że ma dość udawania wiecznie twardego samca alfa).

I często u mnie na stronie opisuję uzależnienia jako cierpienie osoby, która się uzależnia. W narracji przedmiotowej, pozbawionej empatii jest to zawsze „dobrowolny wybór głupiej osoby, która cierpi na własne życzenie i przecież sama to sobie wlewa do ust”. Taka przyczyna nie leży w każdym z przypadków i u mnie takiej, ignoranckiej narracji nie będzie. Czas poznać jaki jest dokładny mechanizm uzależnień. Wolna wola w takim wypadku jest ograniczona. Obrażanie i obwinianie jest ostatnim co należy robić, by komuś pomóc. Zapytania czemu ktoś zachowuje się w dany sposób, próba jakiegoś zrozumienia skąd się to bierze – prędzej.

U przyczyn tendencji do uzależnień może leżeć neurotyzm wyniesiony z domu, przez co taka osoba nie radzi sobie emocjonalnie i nijak na to nie ma wpływ styl życia, bo przyczyna jest inna, a styl życia to tylko jej skutek. Są też problemy ze stylem przywiązywania się (m.in uzależnieniowy – od różnych rzeczy). Złe doświadczenia mogą też powodować taki obrót spraw. Oddzielmy wolny wybór (gdy mamy na to dowód), od sytuacji gdzie ludzie są niedojrzali i bawią się, bo uznają (czy tak im wpojono), że na tym polega młodość, ale oddzielmy też sprawy, które są wewnętrzną krzywdą.

Tu co prawda forumowicze nie piszą o alkoholu, ale o niechęci do ludzi, która powstała na skutek urazów w wieku dziecięcym, lub nastoletnim.

Nasze czasy sprzyjają uzależnieniom, ponieważ to są czasy ogromu bodźców, stresu, a jednocześnie możliwości. Sklepy z rzeczami uzależniającymi są za każdym rogiem i są tanie. Nie ma produktów na kartki. W internecie czy w telewizji też co chwila pojawiają się emocjonujące rzeczy, które stwarzają atmosferę zagrożenia. Cały czas coś ma się dziać złego. Jest tworzenie strachu i paniki. Niektóre media specjalnie taką narrację podkręcają. I to też sprzyja uzależnieniom, gdzie alkohol tłumi na moment te niewygodne odczucia, nerwy.

Więcej o tym pisałem np. tutaj, gdy mowa o neuroprzekaźnikach, które wpływają na nasze samopoczucie.

To może zakazać alkoholu? Jakie są rozwiązania?

Wielu ludziom przychodzą do głowy tylko recepty drastyczne, jak np. przymus zakładania rodziny, podatki od bycia osobą bezdzietną i samotną, nie wspominając o kopiowaniu islamu do naszej kultury. Nie sądzę, by to były rozwiązania, które są pożyteczne, bo równie pożytecznym może być stworzenie urzędów do spraw przymusowego swatania par i zapładniania pod groźbą więzienia, jeśli złamie się wydane nakazy.

Po alkoholu zdarza się również dużo wpadek, więc… no cóż, jakiś intelektualny mentor mógłby zasugerować jednak większe spożycie alkoholu i częstszy seks unikając antykoncepcji. Alkohol powoduje więcej zachowań ryzykownych, a wtedy o antykoncepcji można nie podumać.

Ludzie w ten sposób lawirują i próbują nazywać swoje radykalne poglądy umiarkowanymi, „bo kiedyś się sprawdzały”, „bo gdzieś to jakoś działa”. I zostają baju baju, nieprzemyślane bajeczki…

Pamiętajmy, że radykalizm to czasem objaw frustracji i bezradności (w końcu jakieś rozwiązanie musi być wprowadzone na dany problem, a nie ma pomysłów), więc trzeba zrozumieć, że takie poglądy będą powstawać ale nie znaczy, że należy ślepo je popierać.

Nie będzie tak, że zakazując alkoholu nagle wszystkie problemy się rozwiążą. Nie, przyjdą inne. Po prostu dostosowane do naszych czasów, które są inne niż dawniej.

Pytaj ludzi czemu nie chcą dzieci na dużą skalę. Pytaj co by musiało się stać, by chcieli

Nie ma takich badań by stwierdzić, że w parach bezdzietnych to kobieta decyduje by nie mieć dzieci, a mężczyzna chce. Bo np. ona woli alkohol, albo decyduje tak z innego, szkodliwego powodu. Nie ma takich zależności. Jeśli kobiety nie chcą mieć dzieci to podają inne, lub różne powody czemu tak się dzieje. Zawsze mamy wybór, albo posłuchać tego, albo „wiedzieć lepiej”.

Można być politykiem dla ludu i go słuchać, albo uważać, że polityk wie lepiej od ludu i on zarządza.

Kluczem są powyższe pytania, plus pytanie jak pomóc tym parom, które chcą mieć dzieci, ale mają jakąś trudność (np. problemy z płodnością, mieszkaniami, dostępem do lekarzy, ochroną ich dziecka w szkole, dojazdami w mniejszych miejscowościach i wiele innych). Ostatnio doszedł również strach przed utratą pracy, ponieważ wiele interesów się zwija. Są obawy o niewypłacalność emerytur, więc ludzie zbierają coraz więcej pieniędzy na zapas.

Ludzie są dziś zbyt świadomi, zbyt mądrzy, by nie widzieć ile trzeba włożyć w wychowywanie, by to sprawnie działało. Nie wystarczy chatka ze słomy, spanie w dziesięć osób obok siebie, byle jakie jedzenie prokurujące choroby i brud wokół.

Ja wiem, że niektórzy cenią postawę „jakoś to będzie”, ale to nie jest cecha inteligentnych rodziców, a już na pewno nie przejmujących się losem innych (czyli dzieci). Poczucie bezpieczeństwa i stabilizacja jest podstawą, by cokolwiek planować.

Ludzie myślą co zapewnić dziecku, ile ono potrzebuje, jak w bardzo zdrowym związku powinny takie dzieci się rodzić, jak ono sobie poradzi w szkole, ile wyda się na jego zdrowie, co z jego przyszłością, mieszkaniem, może jego związkiem i jego szansą na rodzinę. O tym ludzie będą myśleć i nie można im tego już zakazać. To nie czasy braku edukacji, tzw. ciemnogrodu, by ludzie nawet nie umieli pisać i czytać. Teraz ludzie czytają informacje: mają świadomość o dietach, o psychice, o tym jak wystrzec się toksycznych osób, czy o niedopasowanie, które łatwiej wychodzi, niż w czasach „prostego życia” (prawie każdy musiał robić to samo i lubić to samo). O wielu rzeczach. I nie chcą, by z ich dzieckiem było coś nie tak. Troszczą się, zamiast być bezmyślnymi zwierzątkami.

Pamiętajmy, że kiedyś nie analizowało się zbytnio partnerów, ponieważ psychologia nie była rozwinięta. Mieliśmy kilka mądrości ludowych typu, żeby mężczyzna nie bił i nie pił, czy ogólniki, by kobieta miała dobre serce. Nie było głębszych analiz, ani związków, ani wychowywania dzieci. Co z tego, że dzieci się rodziły, jak pary nie mogły na siebie patrzeć? Co z tego, jeśli te dzieci nabywały złych wzorców z którymi się mierzą do dziś? Nic nie było poprawione, bo zakazywano o tym myśleć. Dziś tak nie ma. Niska dzietność wskazuje na to, byśmy wszyscy jakoś się rozwijali i już nie zamiatali problemów pod dywan, które były zamiatane tyle lat trwania cywilizacji.

Zatem pierwszymi którymi należy się interesować w kontekście dzietności są ludzie którzy sami z nieprzymuszonej woli chcą mieć i lubią dzieci. To absolutna podstawa, bo to często znaczy, że wychowali się w rodzinie, gdzie ta rodzina jest okej, scalona i trzyma się razem, a nie wojuje ze sobą. Ale to najprędzej znaczy, że oni sami czują się na siłach, by mieć dzieci. Taką siłę ludziom trzeba dać. Jej nie bierze się z powietrza. Nie wymusza się jej nakazem.

Nie ma co przymuszać jednostek, które nie są super zdrowe, a które podejmują odpowiedzialną decyzję, by nie przekazywać tego cierpienia dzieciom. Z niewolnika nie ma pracownika, a już na pewno nie ma wtedy miłości. Dziecko chore kosztuje więcej, a chory rodzic ma trudniej o zarobienie odpowiednich pieniędzy. Dlatego idziemy drogą kompetencji i wsparcia, a nie nakazów.

Nie ma co słuchać spłycania korelacji, że w Afryce ludzie mają dzieci, co miałoby oznaczać, że stan materialny nie gra roli wcale (ale jakoś tam gra, plus inne czynniki). Jak cofniemy nasz poziom rozwoju, wiedzy, inteligencji, możliwości, czy świadomości do ich etapu to też będziemy mieli wysoką dzietność. I przy okazji tonę ich problemów, które jednak zostały u nas rozwiązane (np. będziemy wierzyć w szamaństwo, w to, że modlitwy leczą choroby, albo, że można wymodlić sobie dziecko). To, że są efekty uboczne, czy poboczne rozwoju to inna sprawa. Nie istnieje świat bezproblemowy, ani władza idealna i zawsze coś da się ulepszyć.

I ostatecznie, karanie rodziców za posiadanie dzieci, albo za samo zapłodnienie jest kontrproduktywne. Albo dba się o rodziców (obywateli i obywatelki – bez podziału) i o same dzieci, albo nie ma dzieci. Dziecko to jest wspólny interes. Dziecko to wartość dodana dla państwa, ale głównie dla kobiety i mężczyzny. Nigdy dla jednej płci. Albo łączymy, albo dzielimy. Mój wybór widać jaki jest.

Pozdrawiam odróżniających obrażających i szczujących od piszących o faktach.

Profil strony na Facebooku: https://www.facebook.com/swiadomosczwiazkow

Spodobał Ci się mój artykuł i moja praca tutaj? Spójrz poniżej w jaki sposób możesz podziękować! Dzięki regularnemu wsparciu mogę ocenić, czy moja praca się przydaje. We wszystko co tutaj widzisz inwestuję samodzielnie (również finansowo) i nie chciałbym by skończyło się to zniknięciem strony z internetu 🙂

wpłata na konto bankowe

Nr konta: 20 1870 1045 2078 1033 2145 0001

Tytułem (wymagane): Bezinteresowna darowizna

Odbiorca: SW

Będę wdzięczny za ustawienie comiesięcznego, automatycznego zlecenia wpłaty, ponieważ moja praca również jest regularna. Preferuję wpłatę na konto, ponieważ cała kwota dociera do mnie bez prowizji.

BLIK, przelewy automatyczne (szybkie), Google/Apple PAY i zagraniczne (SEPA) - BuyCoffee

Kliknij, by - kliknij w obrazek

Nie trzeba mieć konta na tym portalu i jest wybór przelewów anonimowych (np. BLIK). Nie trzeba podać prawdziwych danych. Niestety prowizja to 10%.

Paypal - kliknij w obrazek

darowizna paypal

Dla darowizny comiesięcznej zaznacz "Make this a monthly donation." Tutaj też są prowizje, ale można wspierać comiesięcznie w prostszy sposób, niż ustawia się to w banku. Coś za coś.

Tutaj przeczytasz więcej o podejmowanych działaniach i o samych darowiznach.

PS. Potrzebuję też pomocy z SEO, optymalizacją WordPress i reklamą (strona nie dociera do wielu ludzi). Szukam też kogoś z dobrym głosem do czytania tekstów.

UWAGA: Teksty zawarte na stronie mają charakter informacyjny, lub są subiektywnym zdaniem autora, a nie poradą naukowo-medyczną (mimo, że wiele z informacji jest zaczerpniętych z badań). Autor nie jest psychologiem, nie "leczy", a jest pasjonatem takich treści, który przekazuje je, lub interpretuje po swojemu. Dlatego treści mogą być niedokładne (acz nie muszą). Dystans do nich jest wskazany. Autor nie daje gwarancji, że jego rady się sprawdzą i nie ponosi odpowiedzialności za ewentualne szkody wywołane praktykowaniem jego wizji danego tematu. Autor nie diagnozuje nikogo, a jedynie opisuje tematy z własnej perspektywy. Artykuły na stronie nie powinny zastępować leczenia, czy wizyt u specjalistów (chyba, że czytelnik ceni mnie bardziej, ale to jego osobista decyzja) i najlepiej jakby moje teksty były traktowane jako materiał rozrywkowy, lub jako ciekawostki. Autor (czy też autorzy, bo artykuły pisało wiele osób) nie uznają, że ich recepty na życie są i będą idealne - każdy używa ich na własną odpowiedzialność.