Wojsko zrobi z ciebie samobójcę, a nie mężczyznę
Spis treści
- 1 Historie mężczyzn, którym wojsko zaszkodzi, a leczeniem powinni zająć się u terapeutów. Z niewolnika nie ma pracownika. Nie każdy się nadaje.
- 2 Opis mężczyzny bezradnego. Niby jak mu wojsko pomoże? On już był „dojeżdżany” w domu i w szkole. To dało mu niby SIŁĘ?
- 3 Drugi przykład. Dowalić mu, to będzie umiał trzymać młotek i wiertarkę! Niby jak mu wojsko pomoże?
- 4 Omówienie przypadków
- 5 Przymusowa służba wojskowa takich mężczyzn tylko zgnębi
- 6 Nie chciał wojska i jakoś sobie radzi. Da się
- 7 Czy tacy mężczyźni mogą stać się mężczyznami bez wojska?
- 8 Kto nie chce być mięsem armatnim ten egoista? Z jakiej racji?
Wojsko zrobi z ciebie mężczyznę! Takiej manipulacji słuchali nasi dziadkowie i ojcowie za komuny, tak słyszą Rosjanie przymusowo wysyłani na front (za odmowę więzienie i tortury, jak u nas w PRL). Pokażę dziś historie mężczyzn słabszych fizycznie i psychicznie, którym wojsko by tylko zaszkodziło (prawdopodobnie staliby się wtórnymi ofiarami przemocy, ponieważ od młodości tylko takich, negatywnych rzeczy doświadczali od ludzi).
W przestrzeni publicznej mężczyźni niechcący służyć, lub nienadający się do służby wojskowej są wyzywani, ponieważ społeczeństwo nadal powiela szkodliwe manipulacje o „prawdziwym mężczyźnie” (jest to związane z tradycyjnymi, konserwatywnymi rolami płciowymi). Wtedy słyszysz gromkie „przywrócić służbę wojskową dla tych pizd!”. O ile kobiety się wyemancypowały, dostały wiele praw, mają prawo kultywować różne role płciowe, mogą ubierać się prawie w co chcą, dostały wiele wolności, tak wobec mężczyzn nadal stosuje się techniki poniżania i zawstydzania, gdy nie pasują do jedynego słusznego obrazu mężczyzny „samca alfa”.
Mężczyźni w razie słabości, problemu, czy choroby psychicznej (jak depresja, czy fobie) rzadziej otrzymują POMOC, a częściej stają się OFIARAMI przemocy. Czyli prędzej podchodzi się do nich jak do obrzydliwych, lub szkodliwych ludzi, niż jak do kogoś kto ma np. złamaną nogę. Tylko cierpienie tego drugiego przypadku jest rozumiane.
Gnębienie słabszych mężczyzn jest to jedna z najcięższych dyskryminacji jaka może istnieć, ponieważ wpływa na każdą inną dyskryminację mężczyzn, co utrudnia mężczyznom walkę o swoje życie, zdrowie i prawa. I nad słabszymi najczęściej znęcają się ci, którzy wyśmiewają takie artykuły jak mój i takich mężczyzn jakich opisuję. I ci słabsi mężczyźni stają się jeszcze słabsi przez gnębienie (to jest dobijanie leżącego – bardzo „moralne”). W takiej sytuacji społeczeństwo ma wpojone, że dyskryminowanych, słabych, żalących się na cokolwiek mężczyzn nie należy słuchać bo to nie jest człowiek, tylko coś gorszego i coś co zasługuje na tylko negatywną reakcję.
Nie ma co się dziwić, że np. w USA ofiary przemocy szkolnej urządzają strzelaniny, lub popełniają samobójstwa. Gdy nie ma obrony ofiar, jest obrona sprawców. Prosta matematyka. Przemoc rodzi przemoc, a nie „uzdrowienie”.
Finlandia: poborowi byli gnębieni falą (poniżanie, groźby, kradzieże). Wszczęto śledztwo. Jak widać nie dzieje się tak tylko w sowieckich standardach, ale wszędzie tam gdzie jest przymus służby, a żołnierz nie ma prawa odejść i się poskarżyć.
Tutaj BLOG-pamiętnik o tym jak wyglądała fala. Sam bloger wspomina, że było to nieludzkie traktowanie, ból był nie do wytrzymania, ale… teraz mówi, że to potrzebne. Widać, że wspomnienia po latach trochę się rozmywają. Dlatego nie za bardzo warto słuchać starszych mężczyzn o tym, jak to młodym trzeba dorzucić do pieca, by się „życia” nauczyli.
Trzeba wiedzieć, że przymusowe wojsko owszem tworzy „jakichś” mężczyzn (głównie niezdolne do prawie niczego mięso armatnie), ale przy okazji tworzy samobójców, alkoholików, przemocowców i głupków. Szczególnie, jeśli trafią tam ludzie nie z własnej woli i którzy nie nadają się na bycie „wojakiem”. Wojsko tworzy głupków dlatego, że większość tych, którzy przeszli zasadniczą służbę wojskową bredzi o tym, że przymus dla każdego jest słuszny. Bredzą nawet wtedy, gdy sami byli obiektem znęcania się, ponieważ czas leczy rany i nie pamiętają dokładnie swoich cierpień.
Bredzą również dlatego, że wmówiono im manipulacją, że po służbie są ideałem mężczyzny i chcą „życzliwie”, by każdy takim ideałem był, jak oni sami. By każdy mężczyzna wyglądał tak samo, zachowywał się tak samo, myślał tak samo. By był idealną kopią idealnego, prawdziwego mężczyzny po służbie wojskowej (który ma de facto wiele wad, ponieważ jakość samej służby jest mierna, ale wykastrowani z samodzielnego myślenia ludzie nie tolerują takich faktów).
Ale bredzą oni o przymusowej służbie również dlatego, ponieważ nie chcą by nowe pokolenie miało lepiej od nich i by im się upiekło od tej mało wnoszącej tresury mężczyzn zwanej służbą przymusową.
Maksyma ta jest szkodliwa, ponieważ świat nigdy się nie rozwinie gdy będziemy myśleć, by inni mieli gorzej, lub przynajmniej tak samo źle. Myślący w ten sposób są jak ten sąsiad, który patrzy na nas z zazdrością, gdy nam powodzi się lepiej, ciągle podkłada nam nogi, uszkadza w nocy nasz sprzęt wokół domu, czy oplotkowuje nas, by wyrównać nas do jego, fatalnego poziomu.
Ludzie o takiej mentalności popierają przymusy nie zważając na szkody, bo sami te szkody powodują. I przed nimi trzeba ostrzegać, bo dla nich przemoc jest narzędziem do wzmacniania mężczyzn. Gdyby tacy ludzie rządzili torturowaliby mężczyzn wierząc w to, że jest to pomaganie mężczyznom, by stawali się silni.
Inni popierający przymus służby wojskowej są po prostu krótkowzroczni, nie mają wiedzy i im się wiele wydaje. Ale wydaje, bo nasłuchali się zbyt pozytywnych słów na temat rzeczy, które popierają (np. że wojsko to jakaś forma leczenia emocji, depresji, albo leczenia samych mężczyzn, tak jakby z natury, bez tego wojska mielibyśmy być chorzy i do naprawienia). Jakoś dla kobiet takich obozów „naprawczych” nie ma i nie mówi się tyle, że powinny być tresowane w zamknięciu.
Pamiętajmy, że ogrom zabierania wolności, promowania nierówności, gorszego traktowania i dyskryminacji popiera wielu mężczyzn wobec mężczyzn, a nie tylko feministki i kobiety. Jeśli będziemy światopoglądowo i politycznie ciągnąć na wschód to wrócą do nas standardy PRL. Nic się nie poprawi, a luka empatii wobec mężczyzn będzie się nasilać. Do cierpiących należy podchodzić łagodnie, z wyrozumiałością, współczuciem i pokorą, a nie agresją, stygmatyzacją i poniżaniem. Dzięki nowym zdobyczom nauki w kontekście psychologii i psychiatrii możemy stawać się lepszymi wspierającymi.
Historie mężczyzn, którym wojsko zaszkodzi, a leczeniem powinni zająć się u terapeutów. Z niewolnika nie ma pracownika. Nie każdy się nadaje.
Do zaprezentowania idiotyzmu wysyłania każdego do wojska pokażę historie dwóch mężczyzn, którzy przez zwolenników przymusowej służby są wyzywani od pizd w rurkach, ciot, bab i innych określeń, które mają ich odczłowieczyć (na pewno nie im pomóc, bo pomagają dobrzy ludzie, a toksyczni są głośni w swoich zniewagach). Mimo problemów, które ci mężczyźni mają zazwyczaj dostają kategorię A, jakby do służby się nadawali, dosłownie jak w pełni zdrowi, zdatni i w pełni sprawni.
Dlaczego tak jest? Po pierwsze dlatego, że uważa się, że każdy mężczyzna może nadawać się do wojska po określonym treningu (błąd, bo jeśli tak to wszystkie kobiety też by się nadawały). Nie każdy człowiek ma takie same predyspozycje.
Po drugie dlatego, że mężczyźni kwalifikowani w młodym wieku do służby rzadko kiedy mają diagnozy swoich dolegliwości (takie rzeczy łatwiej zebrać w dorosłości, często po długich latach diagnoz, a dziecko głównie liczy na rodziców w tej kwestii; jeśli dziecko ma problemy psychiczne to nierzadko spowodowane są winą rodziców, a którzy wcale nie muszą zajmować się pomaganiem mu). Sama komisja wojskowa to marnowanie pieniędzy, bo niczego nie bada. Raczej służy jedynie temu by każdemu NA SIŁĘ wcisnąć kategorię A – ślepemu, kulawemu i bez psychiki. No i daje pracę urzędnikowi-lekarzowi-wojskowemu. Jak większość urzędów działa to patologicznie, więc nie ma co się dziwić, że i instytucje którymi kierują (jak wojsko) są słabej jakości.
Po trzecie dlatego, że jeśli mężczyźni mają problemy emocjonalne, to w Polsce chorzy są traktowani jak wariaci, lenie, histerycy, cwaniacy, lub słabi, niżeli chorzy i cierpiący. Na ogół wojsko nie szanuje problemów psychicznych i nie widzi problemu, by taki mężczyzna służył, mimo, że on się nie nadaje. W Polsce nie ma kultury popierania leczenia i diagnozowania takich dolegliwości od młodości, a mężczyźni głównie słyszą wyzwiska, lub rzeczy typu „radź sobie sam, po męsku”, przez co NIE MÓWIĄ NICZEGO O SWOIM PROBLEMIE (i dlatego POCZYTAJ PONIŻSZE HISTORIE). Jeśli mężczyźni nie mówią o tych problemach, to jest to niedoszacowane i mało kto wie z czym się mierzą.
Po czwarte dlatego, że z racji lęków, bezradności i nieporadności ci mężczyźni nie są tak sprytni, by sobie załatwić stosowne orzeczenia (realnie cwańsi od nich potrafią się wymigać, a tamtym cały czas wiatr wieje w oczy i nie mogą przerwać tego kręgu porażek).
Po piąte dlatego, że nawet jeśli są dużo słabsi fizycznie (i nie mogą tego wytrenować) to nie jest to choroba jako stan medyczny, a jednocześnie jest traktowana jak choroba przez społeczeństwo, ponieważ na ogół tacy mężczyźni są źle traktowani (są również ofiarami przemocy) i dla nich spędzanie czasu z napastliwymi, kpiącymi ludźmi jest wzmocnieniem traumy.
Jeśli ktoś po przeczytaniu tych historii mężczyzn uważa, że pomoże im wojsko – niech poszuka komórek mózgowych tam gdzie zostały mu wytrzepane siłą w wojsku, w domu, czy w innym miejscu gdzie sami byli tresowani jak małpki.
Takich mężczyzn wbrew pozorom jest dużo. Po prostu ze wstydu nie mówią wiele, lub nie rozumieją swoich problemów i emocji. W młodym wieku nikt o tym nie uczy i nie podchodzi do tego poważnie (z troską).
Takim tematem zainteresować się powinni nie tylko sami mężczyźni, którzy są traktowani jako obywatele drugiej kategorii, którzy mają mieć mniej wolności, niż kobiety (a przy okazji służba da im więcej obowiązków i mniej przywilejów za nią), ale również powinni zainteresować się tym obecni, lub przyszli rodzice. Ich dziecko również może mieć problemy emocjonalne. Szczególnie jak ci rodzice pominą się z powołaniem i musztrę będą robić dziecku już w domu, a pozytywnych wzmocnień jemu nie zaoferują.
Teraz spójrzmy na opisy doświadczeń dwóch mężczyzn (oni piszą o sobie w pierwszej osobie).
Opis mężczyzny bezradnego. Niby jak mu wojsko pomoże? On już był „dojeżdżany” w domu i w szkole. To dało mu niby SIŁĘ?
Mężczyzna nr 1 mówi:
Nie potrafię rozmawiać i żyć z ludźmi. Nie mogę tego wytrzymać. Zawsze odstawałem i byłem tym dziwnym odmieńcem, którego nikt tak na prawdę nie lubił i byłem obiektem żartów. Nie potrafiłem nawet pogadać z babcią czy dziadkiem. Ktoś coś mi mówił, a ja tylko odburkiwałem, bo miałem pustkę w głowie i próbowałem przetrwać bycie poza domem. Najchętniej bym uciekał jak najdalej.
Nie potrafię sobie wyobrazić jak to jest mieć znajomego z którym się rozmawia ciągle i długo spędza czas. Pisze w zamian z ludźmi przez internet. W takiej formie ludzie wydają się mądrzejsi i bardziej wyrażeni (oprócz trolli). Piszą rzeczowo, dają czas pomyśleć i poszukać informacji żeby odpowiedzieć.
Jak to jest w realnym życiu? Owszem są gęsty i więcej kanałów informacji przez ciało i ton głosu, ale to są opinie bez pokrycia i denerwowanie się. Ja zupełnie do tego nie pasuje i nie cierpię. Nie lubię mówić czegoś, czego nie jestem pewny.
Oprócz tego jestem kompletnie bezradny. Potrzebuje instrukcji żeby pójść do żabki albo fryzjera. Co mam tam powiedzieć? Gdzie pójść, gdzie usiąść? Nawet na urodzinach babci siedzę bezradny jak sierota. Myślę tylko żeby wyjść, ale co zrobić żeby nikogo nie obrazić? Powiedzieć coś? Komu? Jak głośno? Przez lęk nie potrafię odezwać się tak żeby ktoś zwrócił na mnie uwagę i zrozumiał co mówię. Jedynie cicho mruczę, a ludzie rozumieją zupełnie coś innego. Jakbym krzyknął to zepsuł bym atmosferę, bo ludzie pomyśleli by sobie że coś nie tak i się obraziłem i ich nie lubię.
Jak się jedzie pociągiem? Np. jedzie gdzie indziej niż powinien, bo jeszcze nie zmienili, albo stoi na innym torze, niż jest w aplikacji. Jak się zachować w poradni zdrowia to totalna magia i chaos.
Kiedyś w szkole przykleiłem się do jednej osoby i za nią chodziłem w szkole, bo było tylko śmianie się ze mnie. Potrafiłem tylko przykleić się i tak chodzić ze strachu. To była jedyna osoba, która mnie nie gnębiła. Nie wiedziałem jak dojść do jakiejś klasy, gdzie usiąść, jakie zadanie zrobić. Gdzie teraz idziemy po dzwonku? Na wfie byłem tylko tym co stał w miejscu i piłka się od niego odbijała i wleciał samobój. Na siatce nie potrafiłem odbić. Bałem się piłki i uderzeń. Często reszta mnie ignorowała i grali w pięciu na siacie. Do teraz śnią mi się koszmary z wf-u, szatni itd. Kąpiele też były dla mnie ciężkie, ponieważ koledzy mnie wywracali, zamykali mi wodę, zabierali ubrania. Przestałem się przez to myć publicznie.
Do tego dochodzi jeszcze lęk i depresja. Poza domem czuję się jak w niebezpieczeństwie, zagrożony. Ze sklepu intuicja mówi mi żeby uciekać. Co jak coś źle zrobię, potknę się, zgubię telefon, portfel? Kupię coś czego nie ma w sklepie? Co jak cena będzie inna niż na półce i nie starczy mi pieniędzy? Co jak wziąłem coś innego, niż miałem? A może potraktują mnie jak złodzieja, bo bardzo długo analizuję co kupić żeby nie było źle? Wiele pytań, które są głupie i stresują.
Serce wali i ciśnie nawet jak pójdę po bułki z rodzicem. Na dworcu kręci mi się w głowie. Ręce się trzęsą. Pęcherz ciągle ciśnie, głową boli, mam biegunki. Nawet nie potrafię wejść na ruchome schody. Nie wiem co ludzie do mnie mówią, bo to stres. Co jak mi się przesłyszało?
Pewnie ludzie na ulicy ciągle mnie oceniają, że jestem biedakiem, nieudacznikiem. Nie potrafię się odezwać. Ktoś mówi dzień dobry, ja nie wiem czy to do mnie. Nie potrafię otworzyć ust i powiedzieć czegoś zrozumiałego, żebym nie wyszedł na głupka. Nawet jak czasem mi się to uda, to potem analizuję czy to było do mnie i czy mnie ktoś nie ocenił jako głąba, lub słabego.
Wszystko to dla mnie jest cierpieniem. Zamiatanie podłogi to droga przez mękę. Trzymam miotłę jak kaleka, potykam się o własne nogi. Przy myciu szmatki chce umrzeć, bo może nie udać się ją do końca wymyć i ktoś mnie będzie wyzywał. Po co wstawać z łóżka? Nie chcę cierpieć tak jak w szkole przez 50 lat w fabryce. Będę całe życie bezrobotnym przez lęki i depresję. Zrobienie obiadu wypala mnie na cały dzień. Nie chcę mi się grać, oglądać. Nie ma sensu w życiu, bo kim ja w nim jestem?
Przeklinam istnienie z każdą chwilą kiedy zdaje sobie sprawę, że będę musiał jeszcze więcej cierpieć, będę mieszany z błotem, okrzyczany, zganiony, wyzywany. Wszystko z własnej winy bo „za mało daje od siebie”, bo się zbyt przejmuję, a nie umiem inaczej. Będę napadany, popychany, bity, Bóg wie co.
Do tego ciągle boi mnie głowa. Ledwo mogę myśleć. Każde zadanie na myślenie to walenie młotem w głowę. Natura obdarzyła mnie słabym, wątłym ciałem. Z niskim wzrostem. Duże zakola. Twarz zniszczona trądzikiem. Krzywy kręgosłup, niedoleczone płaskostopie. Cofnięta szczęka. Rozstępy po przytyciu w szpitalu.
W szpitalu psychiatrycznym również nikt się takimi jak ja nie interesuje, faszerują lekami i zostawiają na całe dnie z agresywniejszymi chorymi, którzy mają inne problemy niż moje. Błagam o koniec.
Drugi przykład. Dowalić mu, to będzie umiał trzymać młotek i wiertarkę! Niby jak mu wojsko pomoże?
Mężczyzna nr 2 mówi:
Moim problemem jest to, że nie potrafię rozmawiać z ludźmi, unikam interakcji społecznych i się w nich nie odnajduję, totalnie nie umiem podtrzymać rozmowy i wykazać się w jej trakcie jakąś spontanicznością i entuzjazmem. Jestem osobą antypatyczną, mam silne poczucie własnej nieudolności, co przeszkadza mi w podjęciu się jakiejś pracy, bardzo boję się tego, że sobie nie poradzę i będę wyśmiany, a takich sytuacji w swoim życiu już doświadczyłem.
Kilka lat temu pomagałem na budowie i nie potrafiłem zmienić wiertła, jestem kompletną lebiegą, a jak mam coś zrobić, gdy ktoś mnie obserwuje, to trzęsą mi się ręce i wywołuje to we mnie silny stres. Zresztą nie musiałby ktoś nawet patrzeć, gdybym robił coś samotnie pierwszy raz, bez żadnych świadków, to też bym się dość mocno stresował, że mi nie wyjdzie.
Ale w jaki sposób może mi na to poradzić psychiatra? Leki przeciwlękowe się raczej nie nadają, bo to zamulacze i człowiek po nich nie myśli zbyt sprawnie. Rada żeby „wyjść do ludzi” jest jak najbardziej zasadna, problem jest taki, że ja nie mam żadnych znajomych, a ludzi z którymi kiedyś miałem styczność nie chcę znać, nawet tych do których miałem stosunek neutralny. Wstydzę się tego kim jestem, bo oni mają na koncie różne osiągnięcia, a ja tylko i wyłącznie same porażki i nic mi życiu nie wychodzi.
Nie zamierzam się zabarykadować w przegrywie i w nim ugrzęznąć już na zawsze, chcę chociaż częściowo z niego wyjść i ruszyć coś z życiem do przodu. W przeciągu najbliższych tygodni będę miał urodziny i mam zamiar poprosić ojca żeby mi pożyczył pieniądze na wznowienie prawa jazdy, którego kilka lat temu nie udało mi się zdać (dodam, że aż 7-krotnie, dostawałem ataków paniki na egzaminach), a potem wypadałoby poszukać pracy i starać się funkcjonować z innymi ludźmi i się tam jakkolwiek odnaleźć, ale to wszystko mnie przerasta i wydaje się być bardzo odległe. Samo myślenie o tym przyprawia mnie o ciężar nie do zniesienia, smutek którego nie jestem w stanie pokonać. Jak słucham, że mężczyźni rozwiązują problemy, bo czują gniew, to ja czuję gniew do tych ludzi, że nie wiedzą o czym mówią i czuję gniew do siebie, że jestem takim nieudacznikiem.
Wysłanie CV dla mnie jest wręcz nierealne i sama myśl o tym mnie paraliżuje, rubryka „doświadczenie” byłaby u mnie pusta, za co jest mi straszliwie głupio i się źle z tym czuję, chyba już wolałbym pojechać bezpośrednio na miejsce i się zapytać o pracę. W ogóle wejście do zakładu, zobaczenie hali, różnych maszyn, całej masy ludzi, no jest to przerażające, mam agorafobię. I wiem, że nie dałbym sobie rady z tym wszystkim, tylko bym rzucił to przy pierwszej lepszej okazji, by nie czuć tego zabijającego mnie stresu.
Lęki przeszkadzają w tym wszystkim najbardziej, samo czytanie ogłoszeń sprawia, że boli mnie głowa i mnie to dołuję, bo chyba do niczego się nie nadaję… Praca w sklepie to zbyt duża ekspozycja na ludzi, gdybym wszedł do jakiegoś i zobaczył przed kasą kogoś kogo znam, to wyszedłbym ze sklepu, a co dopiero gdy ja miałbym stać przed tą kasą? Na prace manualne jestem zbyt nieporadny. Żeby pomagać i tyrać na budowie zbyt boję się egzystowania z Sebixami, a wykonywanie tego typu pracy też nie zachęca. Co ja mam ze sobą począć? Nie mam pomysłu na siebie. Przyznanie się rodzicom nie wchodzi raczej w grę, nie zrozumieją i wyśmieją, albo uznają, że wmawiam sobie problemy.
Omówienie przypadków
Wymienieni mężczyźni prawdopodobnie są neurotykami i mają jakąś formę nadwrażliwości, może deprywację emocjonalną. Jest mało prawdopodobne, że otrzymywali zdrowe wsparcie w domu. Efektem jest fobia społeczna, depresja, nerwica, możliwe, że wyuczona bezradność, czy osobowość zależna. Osoby te na pewno nie mają wysokiej samooceny, która chroni przed negatywnym samopoczuciem, krytyką i podejmowaniem decyzji.
Drugi człowiek ma jakby większą wiarę w to, że może mu się coś udać, ma trochę mniej lęków, ale nadal jedzie po równi pochyłej. Mężczyzna numer dwa również podchodzi do spraw neurotycznie, nadmiernie emocjonalnie i te emocje go przytłaczają. Wysoki poziom wstydu nie pozwala mu się przyznać do problemów nawet rodzicom, co pokazuje, że również nie ma z nimi dobrego kontaktu, a to nie pomaga.
Największe problemy tacy mężczyźni jak mniemam mają z lękami, uczuciem porażki (lub bycia porażką) i z ludźmi, którzy ich źle traktowali.
Każdy człowiek w przypadku stresu ma dwie reakcje: walcz lub uciekaj (choć de facto są też osoby „zamrożone”). Neurotycy zazwyczaj uciekają, ponieważ emocje przytłaczają ich, a do tego biorą je do siebie. Np. nie uważają, że problem wynika z winy innych, z wad innych i ze słabości innych. Wszystko kierują do siebie.
Niezależnie czy są to mężczyźni heteroseksualni, czy homoseksualni, są wrzucani do jednego wora i często traktuje się ich jak homoseksualnych, a wobec homoseksualistów jak wiemy panuje silna homofobia. Szczególnie w środowiskach „macho”. W wielu krajach niegdyś nawet pacyfistów traktowano jak homoseksualistów i próbowano im na siłę zmieniać płeć na kobiecą, lub zamykano w szpitalach psychiatrycznych, gdzie byli torturowani. Taka była i jest pogarda do słabości, lub łagodności mężczyzn.
Ogólnie wszystkie najbardziej upokarzające mężczyzn wyzwiska są oparte na zniewieścieniu. W takiej sytuacji dobry, miły, kulturalny mężczyzna nieniszczący innych już może mieć odbierane prawo do czucia się mężczyzną, a to jeszcze bardziej obniża sprawczość i samoocenę. Jeśli dodatkowo miałby jakiś problem obniżający jego siłę fizyczną i psychiczną to wielu patologicznych ludzi będzie się na nim wyżywać.
Nie zrozumie tego osoba, która ma wysoką samoocenę „od zawsze” ponieważ na nią tego typu poniżanie nie działa, ale to nie znaczy, że taka osoba ma z automatu patent do radzenia tym, którzy sobie nie radzą. Zazwyczaj inne metody muszą być stosowane.
Neurotyczni (emocjonalni) mężczyźni często od młodości są obiektem przemocy czy to słownej, psychicznej, fizycznej czy seksualnej, co nie pozwala im wejść w dorosłe życie sprawnymi, a z traumą i nienawiścią do siebie. Nie jest wtedy prosto „walnąć pięścią w stół i „wziąć się w garść”. Bo te problemy w psychice są namnożone, a nadwrażliwość spotęgowana przemocą nie pozwala na racjonalną ocenę sytuacji, na dystans, na wolność.
Przymusowa służba wojskowa takich mężczyzn tylko zgnębi
Czy wojsko mogłoby takim mężczyznom pomóc? W czym? Siłę psychiczną już budowali z wspaniałymi kolegami w szkole nie tylko na wf-ie. Czy zbudowali? Wcale. Pogorszyło im się.
Siłę fizyczną w wojsku by zbudowali, której tyle lat nie zbudowali? Jest to utrudnione w takim przypadku.
Poza tym ich psychika i tak niszczyłaby wszystkie postępy. Do utrzymania sprawności trzeba wytrwałości, a nie psychiki labilnej (wrażliwej, zmiennej, nieodpornej). Nawet jakby im dać karnet na siłownię niewiele by to wniosło. Ale przynajmniej mogliby dbać o siebie na wolności, a nie w zamknięciu w wojsku gdzie 90% czasu obija się bąki, pije, albo z nudów wyprawia cuda wobec słabszych, bo słaby się nie postawi (żeby nie dostać po głowie jeszcze mocniej) i nie zakapuje.
Do czego taki mężczyzna mógłby nadawać się w wojsku? Tylko jak być pożywką dla innych, by poczuli się bardziej męscy, pewniejsi siebie i nie takimi przegrywami za jakich się mają. Bo przynajmniej nie byliby na dole łańcucha pokarmowego, czy też na dole łańcucha statusu wśród grupy.
Wbrew temu co niektórzy trąbią kierując się wybiórczymi badaniami, lub chłopskim rozumem, na takich właśnie neurotycznych mężczyzn działają terapie (ich zdaniem terapie są tylko dla kobiet – głupota!). Na takich mężczyzn działa akceptacja, wygadanie się (choć to trudne gdy jest się tak nieufnym), a następnie trening umiejętności społecznych i trening radzenia sobie ze stresem. Na takich mężczyzn działają rzeczy naprawiające emocje, bo tacy mężczyźni nie czują się ani kochani, ani szanowani. Oczywiście sami również nie lubią siebie samych, bo jest to lustro naszych doświadczeń.
Terapia i problemy emocjonalne są bardziej skomplikowane niż „rozwiązania” pastwieniem się w wojsku, tresurą uległości wobec dowódcy, czy próbą integracji z innymi mężczyznami opartą na walkach, które będą z góry przegrane. Bo taki osobnik do niej nawet nie przystąpi i nie da się go tego nauczyć.
On już walczył i przegrał w niższej rangi problemie, bo nie dawał rady w szkole. Ale przynajmniej w szkole był tylko kilka godzin, a resztę mógł spędzić poza domem. W wojsku musiałby 24/24 żyć ze swoimi oprawcami.
Tacy ludzie (ale i nie tylko, nawet dużo silniejsi) byli samobójcami w wojsku, lub PO WYJŚCIU z wojska. Idea przymusowej służby podoba się tylko tym, którzy albo się do niej nadają (więc powinni aplikować sami, dobrowolnie lub z zachętami od państwa), albo chcą się poznęcać właśnie nad słabszymi.
Stąd teksty typu, że wojsko zrobi z chłopaków mężczyzn, albo, że skończą się różne „zaburzenia”, nie będzie homoseksualizmu, transseksualizmu, nie będzie zniewieścienia, no i każdy mężczyzna będzie sprawny, przystojny, zaradny, dosłownie wojakiem z filmów akcji.
Ale to bzdury. Kto się ma nadawać ten się nadaje, a kto się nie nadaje ten doskonale o tym wie. Niestety tacy mężczyźni jak zaprezentowani są kulą u nogi w wojsku, w prawdziwych zadaniach, gdzie wymagana jest sprawność psychofizyczna. Taki osobnik tylko denerwuje swoją nieporadnością innych, ponieważ nie przynosi korzyści grupie.
W przypadku błędów jednostki (takiego nieporadnego żołnierza) oczywiście dowódca zarządza karę dla całej grupy, przez co grupa prowadzi lincz na takim żołnierzu. Jest to bezsensowne dla wszystkich stron tego problemu i nie uczy niczego wartościowego.
Czasem tacy mężczyźni nadawaliby się prędzej do służby zastępczej (opiekuńczej), aczkolwiek póki nie nauczą się opiekować samymi sobą to nie uda im się oddać tego innym ludziom. Z pustego i Salomon nie naleje.
Ale temat służby zastępczej (opiekuńczej) w tym ćwiczeń zastępczych zawsze był zamiatany pod dywan, a już na pewno się takim stał odkąd jest mowa o przymusowych ćwiczeniach wojskowych dla niby każdego.
I tak, to są ofiary, to są chorzy. To nie są ludzie, którzy wybrali swój los. Chorym i ofiarom należy się pomoc, lub przynajmniej zostawienie ich w spokoju. Każdy kto przyczynia się do niszczenia takich ludzi jest psychopatycznym sadystą i ma krew na rękach.
Wniosek jest prosty. Nie traumatyzować kolejnych pokoleń przymusem służby wojskowej tak niskiej jakości jaką była zawsze, a coraz bardziej promować terapie, bo tacy ludzie przez swoje problemy, przemoc często nie mogą nawet wyplątać się z problemów rodzinnych, związkowych czy szkolnych i nie osiągają za wiele, czyli tyle ile by mogli gdyby dostali realną pomoc.
A ci co tyle gadają o potrzebie służby wojskowej są tylko gadającymi głowami – hipokrytami, którzy leczą kompleksy, nic więcej. U nich czynów nie uświadczymy, oni sami nie zapiszą się do dobrowolnej służby. Po prostu gadają. I chcą innym dokopać.
Więcej o szkodliwości przymusu służby pisałem tutaj, łącznie z falą która zawsze występuje tam gdzie jest przymus, a gdzie znajdują się ze sobą mężczyźni przymusowo, łącznie z tymi którzy nie pasują do grupy, lub są słabsi.
Pamiętajmy, że historie które tutaj umieściłem to tylko dwa takie przypadki. One posłużyły mi tylko jako przykład, a są gorsze, trudniejsze, ale wszyscy dostają kategorię A. Trudno się takie rzeczy diagnozuje, a tacy ludzie w sytuacjach niestresowych zachowują się prawie normalnie, lub tylko lekko nieśmiałe i ciężko ich odróżnić od tych którzy mają potencjał na bycie wojakiem.
Oczywiście generalizuję, ale wielu ludzi w Polsce kocha czasy PRLu, traktowania mężczyzn „tradycyjnie” i idealizują to co było, a czego efektem są właśnie tacy ludzie jak z zaprezentowanych historii. Ci mężczyźni nie byli otoczeni należytą opieką i empatią, a byli od młodości tresowani i poniżani.
Pamiętajmy o traumach wielopokoleniowych. Nie trzeba sobie niczym (oprócz genami) zasłużyć na cierpienie i życie pod górkę, a społeczeństwo, które tego nie rozumie tylko jeszcze bardziej dokręci śrubę.
W takim państwie mamy żyć? Tak ma traktować obywateli? Tak mamy uczyć, by jeden drugiego traktował? Nie idźmy tą drogą, bo to droga prymitywna i nieskuteczna. W ten sposób można tylko komuś zaszkodzić.
Nie chciał wojska i jakoś sobie radzi. Da się
Czy tacy mężczyźni mogą stać się mężczyznami bez wojska?
Po pierwsze oni już są mężczyznami. Biologia, chromosomy itd. na to wskazują. Nie ma co podkopywać ich wartości, bo jeszcze niektórzy z nich mogliby pomyśleć o zmianie płci, albo, że są transseksualni. Troglodyci na pewno upewniliby ich, że są „babami”, albo imputowaliby im, że WYGODNIE im takimi być. Ale oni nie zasłużyli na swoje problemy własnymi działaniami i to nie jest wygoda. To jest ciężkie życie. Nie jest darem mieć takie cechy i takie schorzenia.
Po drugie etapy wychodzenia z takich problemów są zazwyczaj bardzo długie, bo tacy mężczyźni muszą odejść ze środowisk, które ich niszczyły. Mogła to być szkoła, mogła rodzina, mógł to być związek który ich dobijał. Rzadko kiedy udaje się to takim mężczyznom zrobić przed dwudziestym rokiem życia.
Po trzecie terapia, może w połączeniu z lekami, które pozwolą na zminimalizowanie stresu. Im mniejszy stres, tym więcej możliwości przetrwania w negatywnym środowisku i lepsze radzenie sobie z negatywnymi odczuciami (takimi jak porażka). Jednak porażki należy przyjąć, bo są naturalnym procesem uczenia się. W końcu musi się udać osiągnąć jakiś sukces. Takim mężczyznom przyjdzie to wolniej, trudniej, ale szanse są. I na takim sukcesie należy budować wiarę w siebie. Krok po kroku.
Jeśli tacy mężczyźni będą mieli szczęście trafić do dobrego środowiska i do dobrych ludzi – z problemów wyjdą szybciej mogąc w miarę normalnie funkcjonować.
Oznacza to, że będą jakościowymi członkami społeczeństwa, będą mężczyznami, ale nigdy nie będą nadawali się na wojaków. Tak jak nie każdy nadaje się na chirurga, paralotniarza czy tancerza. Bywa. Natura nie każdemu daje same zalety i talenty, ale mimo różnych predyspozycji wszyscy ci mężczyźni SĄ MĘŻCZYZNAMI. Mogą oni naprawdę wiele innych funkcji sprawować, bo bycie mężczyzną nie jest JEDNOWYMIAROWE. Mężczyzna to nie tylko żołnierz i koniec.
Poza tym mnóstwo mężczyzn dziś bez wojska jest sprawnymi i umieją „pościelić łóżko”. Czyli nie jest to warunek niezbędny dla mężczyzny, by coś potrafił i był okej.
Po setne. Takie problemy jak opisywanych mężczyzn powinny być rozpoznawane i leczone jak najwcześniej nie tylko, by sobie pomóc, ale i by na komisji wojskowej przedstawić historię chorób. Niestety w Polsce jest to trudne, ponieważ leczenie psychiki u nas nadal często uznaje się za bycie wariatem, a w szkołach każda taka rzecz, słabość zostaje mocno naznaczona powodując wstyd. I te problemy się piętrzą, a wojsko niegdyś było dodatkowym piekłem dla takich mężczyzn zaraz po wyjściu z już fatalnej dla nich szkoły i uciekając od fatalnych rówieśników.
Czyli trafiali spod deszczu w rynnę i nie ma co się dziwić, że niektórzy reagują na przymus służby, jak na wyrywanie zębów na żywca. MAJĄ POWÓD.
Kto nie chce być mięsem armatnim ten egoista? Z jakiej racji?
Niektórzy dziennikarze, czy posłowie nazywają egoistami mężczyzn niechcących służby przymusowej. Najzabawniejsze, że ci posłowie nie są objęci poborem, sami się wykręcili ze służby we wcześniejszych latach, albo teraz mają takie papiery lub taki wiek, że i teraz mogą się z niego wykręcić.
I co jest tym egoizmem? Tyranie u niewolnika za miskę ryżu? Co niby mężczyzna dostaje od państwa? Że wolno mu być zameldowanym, bo na mieszkanie i tak go nie stać? To jest ten przywilej? I to nad kobiety, które nie muszą być objęte szkoleniami/poborem? Co mężczyznom daje kraj niby, by kultywować obowiązki narażające zdrowie, psychikę i życie?
Państwo to czeka by mężczyznę udupić – podatkami, ograniczeniami, ustawami, albo by wziąć na pobór, albo zabrać rentę czy ubezpieczenie.
A jak patus mężczyznę okradnie czy pobije to nic mu się nie zrobi, albo da mu się zawiasy i dalej robi to samo.
Silni wobec słabych i słabi wobec silnych. Nie każdy nadaje się do walki. Przymus to niewolnictwo i tyrania. Wojsko zawodowe jest okej, tylko jak macie mało chętnych to stwórzcie lepsze warunki dla chętnych!
Ale po co? Lepiej brać mięsko i nie zajmować się zwiększaniem jakości samego wojska. Dalej kraść, bumelować, przyzwalać na falę i pieprzyć o patriotyzmie. Ładne słówka zawsze przykryją niekompetencje, tak jak przymusy, bo mięso nie może ani krytykować, ani się sprzeciwić. Bo jest mięsem, a nie człowiekiem.
Szanujący się mężczyzna był uczony czegoś innego tyle lat i już nawet nie wie czym jest szanowanie siebie.