Władimir Bukowski o feminizmie i totalitaryzmach

Zostań darczyńcą/podziękuj autorowiJeśli doceniasz stronę i chcesz pomóc autorowi, kliknij, by wybrać sposób wsparcia 🙂

Do napisania tego tekstu poza refleksją nad kondycją cywilizacji, skłoniła mnie książka Moskiewski proces: Dysydent w archiwach Kremla, ale też rozmowa z przyjacielem, w której zauważyliśmy to co przekazuje Władimir Bukowski w swojej książce. Przede wszystkim ujrzymy tu wpływ feminizmu i mass mediów na wzorce płciowe.

Tekst przygotował użytkownik Alatriste, za co bardzo dziękujemy i zachęcamy też innych do dzielenia się wiedzą, tematami, czy ciekawostkami.

Odwrócenie ról płciowych: czas start

Wiele lat temu, mój przyjaciel z Krakowa- Daniel, absolwent filmoznawstwa, motocyklista, włóczęga, trochę filozof a trochę Zorba co „z niejednego pieca chleb jadał” zaskoczył mnie nieoczekiwaną konkluzją podczas jednego z tych cudownych, gorących czerwcowych popołudni na Kazimierzu, gdy sączyliśmy piwo w ogródku „Alchemii”. „Ty, Łukasz, co jest dziś z tymi facetami w zachodnich filmach nie tak?” Uniosłem brwi w oczekiwaniu- to znaczy? „No wiesz, kolejny raz widzę scenę typu, panna drze się na swojego amanta tak że lustra pękają i świece bledną, a on tylko krok wstecz i „I am sorry, baby, I am sorry…”. Jacyś oni tacy wszyscy bez jaj. Zadumałem się, bo tego typu obserwacje miałem już wcześniej. Z kobiet w (głównie) amerykańskich filmach wylewają się (najczęściej akustycznie) fontanny agresji, można im obejrzeć migdałki, są ponad to bezczelne, ekspansywne, podczas gdy mężczyźni jacyś tacy mimozowaci, wycofani, wręcz zastraszeni.

Ponadto, co znacznie bardziej zauważalne, zmienił się w stosunku do klasycznego kina charakter ról kobiecych. Silne postacie kobiece- pozytywne czy negatywne, od zawsze były w kinematografii obecne, ale w sposób nie zacierający ich cech psychicznych właściwych płci. W jednym ze starych westernów gromada pionierek otoczonych przez chyba Apaczów nie traci rezonu, jedna z nich uśmiecha się filuternie do koleżanek i mówi „No cóż, nie poradzimy sobie? To przecież tylko mężczyźni”. Milady w „Trzech muszkieterach” to uwodzicielska zbrodniarka, która morduje bez różnicy mężczyzn i kobiety, ale nie przeszkadza jej to romansować tak z wrogami jak przyjaciółmi płci przeciwnej. Tymczasem kobiety w filmach doby dzisiejszej niejako wchodzą w męskie „buty”, starają się być takie same jak mężczyźni, tylko „bardziej”, co czyni z nich niejako karykaturę męskich postaci. Ani kobiety, ani mężczyźni. Jak wiecznie rozdarta i apodyktyczna Keira Knightley w „Piratach z Karaibów”- rozpieszczona córka gubernatora, która nagle „znikąd” posiada wiedzę o manewrach żeglarskich, i wydaje polecenia piratom którzy zęby zjedli na tym „rzemiośle”. Ich partnerzy mają być co najmniej posłuszni, a w każdym razie nie posiadać nad damską stroną żadnej przewagi, ani intelektualnej, ani w zakresie żadnych umiejętności.

Fala konsekwencji rewolucji seksualnej

opresja wobec kobiet

Seksualność tych kobiet – jeśli w ogóle jest podkreślana- to już nie przynęta, albo nagroda (choć przez wiele kobiet seks nadal jest uznawany za nagrodę dla mężczyzny). Teraz to drwina albo pułapka, w którą wciąga się stereotypowego „macho” żeby utrzeć mu nosa. Dosadniej- on gapi się na jej biust, a ona strzela/prowadzi/cokolwiek innego w obszarze tradycyjnych męskich umiejętności- lepiej od niego. Kobieta kina od lat 90-tych wręcz ostentacyjnie nie potrzebuję mężczyzny. Partnerka Banderasa w „Zorro” (Catherine Zeta- Jones) jest „od pięciolatka” trenowana w fechtunku, i niczym nie może jej nasz „wybawca Meksyku” i ludowy heros zaimponować, co komunikuje mu ona w chwili, gdy chce ją zacząć tej umiejętności uczyć. Pojawia się pytanie czy trenowała ją także kobieta. Żeby naturalnie przerwać pasmo „męskiej sukcesji”.. Nigdzie jednak nie widać tej tendencji wyraźniej, niż we współczesnych „Bondach”. Ten klasyczny już cykl szpiegowski zmieniał się przez lata zgodnie z mijającymi modami, ale nigdy nie tracił swoich charakterystycznych cech. Cynizmu, czarnego humoru, i machismo agenta, którego nagrodą w finale zawsze jest jakaś „Bondynka”.

„M”- przełożony Bonda, w powieściach Fleminga i starszych filmach z cyklu to konserwatysta, weteran Zimnej Wojny i admirał floty, „stary żeglarz, którego (Bond) kochał”. Już w Goldeneye to grana przez Judi Dench podstarzała „księgowa”, dama po 50-tce, która już podczas pierwszego spotkania komunikuje agentowi że jest „mizoginicznym dinozaurem Zimnej Wojny”(!!!) W przedostatnim filmie z cyklu, tradycyjna biurowa maskotka- sekretarka Money Penny, trzecioplanowa postać, nagle staje się …agentem polowym, który wykonuje na Bondzie w zasadzie regularną egzekucję. I to na polecenie „M”. Można by tak długo, nie tylko w ogródku Bonda. Z litości pominę remaki Mad Maxa czy najnowsze cykle Star Wars, gdzie tradycyjni męscy protagoniści nagle całkowicie ustępują pola kobietom. Bez żadnej fabularno logicznej czy psychologicznej konsekwencji, także bez tego, co było drogą każdego ze znanych bohaterów legendarnych sag i cykli- stawania się mistrzem przez trening, doświadczenie, cierpienie i dojrzałość, legendarne „I am a Jedi, like my father…”. Jak u Parzivala, który przebywszy długą drogę, z giermka w końcu staje się rycerzem. Kobiety nagle są lepsze tak wedle zasady Deus ex Machina, za pstryknięciem palcami. Bo tak – bez żadnego wysiłku, ścieżki doświadczenia, wyrzeczeń. Ująłbym to złośliwie, bo tupnęły nogą, „ja chcę!”. Magia kina. Tylko że kino to nie życie. (Co wykazały testy sprawnościowe do amerykańskich marines dwa lata temu- część kandydatek nie była w stanie trzy razy podciągnąć się na drążku).

Mężczyzna wychowywany przez matki. Czy naprawdę podoba się kobietom?

Pozytywni męscy bohaterowie ostatnio tworzonych filmów to zazwyczaj albo homoseksualiści, albo wrażliwi, niepewni siebie młodzieńcy o plączących się nogach, których „silna” koleżanka chroni i prowadzi, bo bez niej nie umieliby wysmarkać sobie nosa. Trochę jak Ewan McGregor w „Trainspotting”. Nadopiekuńcze matki przejęły role wychowawcze synów, przez co rzeczywiście do późnych lat są przez te matki wyręczani i wychowywani jakby nigdy nie mieli podejmować samodzielnych decyzji. Mężczyzna tradycyjnie męski, heteroseksualny, próbujący uwodzić kobiety, ekspansywny (koniecznie biały, i najlepiej starszy o co najmniej generację) niemal zawsze w filmach dziś jest groteskową karykaturą. Jest brutalny i ohydny jak „Begbie” w tymże samym filmie, jest obleśnym stalkerem molestującym i mordującym młode dziewczyny jak „stuntman Mike” w „Grindhouse; death proof” etc. etc. I często kończy koszmarną śmiercią albo spektakularnym upokorzeniem. Albo jest przyczyną problemów, które rozwiązać może wyłącznie- a jakże- „silna”, super błyskotliwa kobieta, zawsze znacznie lotniejsza i subtelniejsza od męskiego „jaskiniowca”. Jeśli mamy gdzieś znany od dawna, homerycki wręcz zespół bohaterów pop-kultury w typie drużyny z „The Expendables”, to koniecznie musi towarzyszyć im super sprawna dziewuszka, która w kluczowym momencie ratuje sytuację, albo choćby „kasuje” stukilowych antagonistów nie gorzej, niż jej dwa, trzy razy ciężsi i silniejsi kumple. To samo zapaśniczka Kutulun, w serialu Netflixa o Marco Polo. Wg. legendy ta na poły historyczna Mongołka miała zapowiedzieć, że wyjdzie za tego mężczyznę, który pokona ją w zmaganiach zapaśniczych. Mimo posiadania smukłej sylwetki i wątłych ramionek serialowa bohaterka jest trudnym przeciwnikiem dla stu kilowego mięśniaka, wodza jazdy całego ułusu, swego narzeczonego. Któremu na końcu wyznaję „pozwoliłam ci wygrać!” (sic…) Ktokolwiek ćwiczył jakikolwiek wrestling, rozumie dlaczego stworzono kategorie wagowe. Granice realizmu trzeszczą jak bikini na Grażynie po sezonie zimowym. Wszystko to, tą propagandową pralnię mózgów dostrzegałem już od dawna, ale nie wpadłem na pomysł żeby spiąć to klamrą jakiejś refleksji w jednym tekście. Tymczasem już dawno temu ktoś inny zrobił to znacznie lepiej niż ja mógłbym kiedykolwiek.

Władimir Bukowski o feminizmie i totalitaryzmach

Władimir Bukowski o feminizmie i totalitaryzmach
Okładka książki: https://lubimyczytac.pl/ksiazka/233475/moskiewski-proces-dysydent-w-archiwach-kremla

Władimir Bukowski, rosyjski opozycjonista który rzucił wyzwanie sowieckiemu komunizmowi, zwalczał go przez całe życie i doczekał jego upadku. Po puczu Janajewa stał się arbitrem w procesie między komunistycznym „betonem” a zwolennikami reform (tytułowy „Moskiewski proces”). Dzięki temu uzyskał uprzywilejowaną pozycję zezwalającą mu m.in. na dostęp do kremlowskich archiwów, pilnie do tej pory strzeżonych. Rezultatem dostępu do arcytajnych dokumentów z posiedzeń gabinetowych wierchuszki kompartii była książka opisująca ostatnie dekady ZSRR i jego wpływu na świat Zachodu poprzez intrygi, szpiegostwo, dywersję, propagandę i zwykły mord polityczny. W epilogu jednak znalazł miejsce na podsumowanie skutków upadku Sowietów tak na Rosję, jak na zachodnie demokracje. Był jednym z pierwszych którzy dostrzegli zagrożenia wynikające z marksizmu kulturowego w mediach, edukacji czy stosunkach międzyludzkich już w 1995 roku. Dostrzegł i poddał analizie tak poprawność polityczną jak feminizm. Stary totalitaryzm uodpornił go i wyostrzył mu zmysły na przejawy nowego, a raczej- kolejnej mutacji starego. Poniżej fragment tego podsumowania;

„Jednak najstraszniejsza i, bez wątpienia, najbardziej zgubna dla naszej cywilizacji jest kampania „wyzwolenia kobiet”, „uderzenia mężczyzn”, „zamienionych ról płciowych” czy jak tam jeszcze to się nazywa. I znów, jak w przypadku wielu innych epidemii, ta choroba przyjmuje nieco ostrzejszą postać w Ameryce i Wielkiej Brytanii niż w Europie. Jednocześnie wszystko świadczy o tym, że zaraza szybko się rozprzestrzenia, głównie za pośrednictwem elektronicznych środków informacji, przepełnionych obrazami uroczych, mądrych, ściśle myślących, super energicznych i niezwykle przedsiębiorczych damulek, zajmujących kierownicze stanowiska.
Mężczyzna, jeśli się w ogóle pojawia- to zawsze jako mazgaj, nic nie warty nieudacznik, i z reguły tylko po to, by mogła go ustawić i wydać mu polecenia taka właśnie, opisana wyżej damulka. Jedyne, co ma do powiedzenia, to:
Wybacz, wybacz, kochanie

Mężczyzna to zbiór cech negatywnych

Co drugi mężczyzna to wróg kobiet: nieokrzesane zwierzę, dyktator, gwałciciel i deprawator nieletnich. W istocie jedynym pozytywnym bohaterem-mężczyzną w dzisiejszych kinach i programach TV jest „niebieski”, (homoseksualista- przyp. mój) najlepiej cierpiący na AIDS. Ale i w tym przypadku pierwszeństwo przyznaje się drugiej stronie, którą uosabia niezmienna zwyciężczyni- wykradziona w dzieciństwie z domu czarnooka lesbijka, która ma „problemy z narkotykami”. Ale i mimo takich wzorców nie słyszy się o pożądaniu przez kobiety wrażliwców.

Jakkolwiek by to oburzająco wyglądało, ten typowy socjalistyczny realizm można byłoby uznać za kolejną modę, modne hobby naszej „elity”, gdyby nie to, że adresatem podobnych bzdur jest pokolenie. Młode pokolenie przedstawiane analogicznie: chłopak z reguły tępawy bęcwał, a dziewczyny – rozsądne i niewiarygodnie inteligentne. Pojawiła się już nawet praca „naukowa”, reklamowana w Wielkiej Brytanii na każdym rogu, „dowodząca”, że dziewczynki są bez porównania bardziej uzdolnione do matematyki niż chłopcy; jest też film, w którym czternastoletnie dziewczynki dużo lepiej grają w piłkę nożną niż ich rówieśnicy- chłopcy. Dzisiaj w telewizji, w kinie i w szkole rzeczywistość podawana jest młodemu pokoleniu w określonej formie: przedstawiciele płci męskiej to z natury „nieudacznicy”, istoty bierne, we wszystkim uzależnione od agresywnej, wspaniałej „Miss Wodzirej”.

Metody zniewolenia społeczeństwa

Wszystko to nie jest bynajmniej tylko śmieszne, lecz wyraźnie przestępcze, ponieważ może znaleźć wyraz w nasileniu przemocy wśród nastolatków, w patologii życia rodzinnego (dzieci bez ojców), we wzroście przestępczości nieletnich i wszelkiego rodzaju plag grożących nadchodzącemu pokoleniu. Cokolwiek by się powiedziało, ludzkiej natury nie da się zmienić poprzez ataki propagandy. Natomiast ona sama będzie się mścić na wszystkie sposoby, tak jak mściła się w przypadku prywatnej własności czy narodowości. A już w kwestii wzajemnych stosunków płci, jak w żadnej innej, reakcja odwetowa będzie okrutniejsza, jako że poruszone zostały fundamentalne podstawy bytu. Zwłaszcza że wojna nie ogranicza się do propagandy, lecz przenosi do Sali sądowej, a tym samym uruchamia się działanie całego państwowego mechanizmu przymusu.
Pamiętam, jak w 1991 roku, w dniach krachu Związku Sowieckiego zdawało nam się że cały świat drży w posadach, ale w Ameryce wiadomością numer jeden było doniesienie o dziewczynce, która podała do sądu organizację „boy-skautów” za to, że ta odmówiła przyjęcia jej w swoje szeregi. Zamiast po ojcowsku dać parę klapsów – dziewczynie za zakłócanie spokoju i wytłumaczyć jej kilka podstawowych życiowych prawd, dorośli haniebnie wykorzystali ją do swoich celów, przemieniając w bohaterkę narodową. Jednak następstwa tego były jeszcze gorsze: z niezrozumiałych powodów kobiety, w sumie stanowiące większość w każdym społeczeństwie, zostały nagle ogłoszone „mniejszością” prawnie chronioną i wspieraną. Prawny szantaż stał się normą: dosłownie każda organizacja, zarówno państwowa, jak i prywatna, zobowiązana jest do przestrzegania limitu kobiet na stanowiskach kierowniczych. W przeciwnym wypadku będzie oskarżona o „dyskryminację” (W czasach wydania „Procesu” chyba nie istniało jeszcze pojęcie parytetu. Przyp. mój).

Ale i tego okazało się nie dość: kolejne wynaturzenia systemu prawnego zaowocowały takimi pysznymi terminami jak „seksualne molestowanie”, „zgwałcenie na schadzce” czy „maltretowanie nieletnich”. Tak oto powstał cały asortyment środków zastraszania, które całkowicie zatruły stosunki międzyludzkie. W dzisiejszych Ameryce ludzie, jak w państwie totalitarnym, żyją w strachu i wzajemnej nieufności: mężczyźni boją się spojrzeć w czasie pracy na swoje koleżanki, nauczyciele wychowania fizycznego i trenerzy boją się dotknąć uczniów, rodzice boją się urzędników opieki społecznej, a wszyscy są zbyt zastraszeni by zabrać głos we własnej sprawie. […] Jesteśmy świadkami zmasowanego, frontalnego ataku na podstawy naszej cywilizacji, która została uznana za „kulturę martwych, białych Europejczyków”. Jeśli ten atak się powiedzie, cofniemy się do średniowiecza. Albo nawet gorzej. W minionych czasach Shakespeare mógł przynajmniej zupełnie swobodnie pisać i wystawić swoje dramaty. Dzisiaj większość jego dzieł byłaby zakazana jako „politycznie niepoprawna”; „Otello”- z powodu rasizmu, „Poskromienie złośnicy”- z powodu mizoginii, a „Romeo i Julia”- według wypowiedzi dość postępowej brytyjskiej nauczycielki, która odmówiła zaprowadzenia swoich wychowanków na ten spektakl- jako „prymitywny heteroseksualny spektakl”.

Na końcu i tak jedna cywilizacja podbija drugą

Konkludując- cała ta propagandowa farsa jest niesłychanie szkodliwa z dwóch powodów. Uczy dziewczynki że sama tylko ich płeć nadaje im wyjątkowy, uprzywilejowany, bezkarny status- ale nie jak dotychczas, jako gwarancję szacunku i troski mężczyzn, tylko w opozycji do społecznych reguł i zwykłych praw fizyki. „Mnie wolno wszystko, jestem boginią”. Sprawdzanie będzie o tyle brutalne, że fizyka newtonowska nie da się znieść dekretem czy postulatami organizacji feministycznych. I gdy pęknie bezpieczna bańka mydlana karmionych socjalizmem struktur wielkomiejskich, (choćby w obliczu wojny czy kataklizmu) doprowadzi to do „dysonansów poznawczych”, frustracji, rozczarowania. Poza tym ta iluzja będzie trwać wyłącznie w zastraszonych poprawnością polityczną społeczeństwach zachodu, ale nie w Azji czy kosmosie islamu. Drugi powód, to deprecjonowanie męskiej energii- z powodu arogancji i braku umiejętności przewidywania niweczy się płciową równowagę, to „Ying Yang” rozumiane we wszystkich kulturach. Kolejną generację mężczyzn przerabia się na „zagubionych chłopców” z ogrodów kensingtońskich. W tę lukę wejdą nieuchronnie silni, nie okaleczeni przez żadne ideologie chłopcy z innych kultur. Co widać już w niemieckich szkołach… Marksizm zniszczył struktury społeczne wszystkich kultur w jakich się rozplenił, zaatakował etnos, prawo własności i wszelkie hierarchie wypracowane przez tysiąclecia. Rezultat był destruktywny jak tajfun, doprowadził do rzezi, wojen, czystek etnicznych, rozpadu tradycyjnych małych społeczności.”A już w kwestii wzajemnych stosunków płci, jak w żadnej innej, reakcja odwetowa będzie okrutniejsza, jako że poruszone zostały fundamentalne podstawy bytu.”- ten cytat powinien być memento dla wszystkich inżynierów społecznych marksizmu kulturowego. Gdyby byli zdolni do jakiejkolwiek głębszej refleksji. Ponieważ natura nie wybacza błędów.

Tekst napisany na bazie fragmentów książki: Moskiewski proces: Dysydent w archiwach Kremla

 

Profil strony na Facebooku: https://www.facebook.com/swiadomosczwiazkow

Spodobał Ci się mój artykuł i moja praca tutaj? Spójrz poniżej w jaki sposób możesz podziękować! Dzięki regularnemu wsparciu mogę ocenić, czy moja praca się przydaje. We wszystko co tutaj widzisz inwestuję samodzielnie (również finansowo) i nie chciałbym by skończyło się to zniknięciem strony z internetu 🙂

wpłata na konto bankowe

Nr konta: 20 1870 1045 2078 1033 2145 0001

Tytułem (wymagane): Bezinteresowna darowizna

Odbiorca: SW

Będę wdzięczny za ustawienie comiesięcznego, automatycznego zlecenia wpłaty, ponieważ moja praca również jest regularna. Preferuję wpłatę na konto, ponieważ cała kwota dociera do mnie bez prowizji.

BLIK, przelewy automatyczne (szybkie), Google/Apple PAY i zagraniczne (SEPA) - BuyCoffee

Kliknij, by - kliknij w obrazek

Nie trzeba mieć konta na tym portalu i jest wybór przelewów anonimowych (np. BLIK). Nie trzeba podać prawdziwych danych. Niestety prowizja to 10%.

Paypal - kliknij w obrazek

darowizna paypal

Dla darowizny comiesięcznej zaznacz "Make this a monthly donation." Tutaj też są prowizje, ale można wspierać comiesięcznie w prostszy sposób, niż ustawia się to w banku. Coś za coś.

Tutaj przeczytasz więcej o podejmowanych działaniach i o samych darowiznach.

PS. Potrzebuję też pomocy z SEO, optymalizacją WordPress i reklamą (strona nie dociera do wielu ludzi). Szukam też kogoś z dobrym głosem do czytania tekstów.

UWAGA: Teksty zawarte na stronie mają charakter informacyjny, lub są subiektywnym zdaniem autora, a nie poradą naukowo-medyczną (mimo, że wiele z informacji jest zaczerpniętych z badań). Autor nie jest psychologiem, nie "leczy", a jest pasjonatem takich treści, który przekazuje je, lub interpretuje po swojemu. Dlatego treści mogą być niedokładne (acz nie muszą). Dystans do nich jest wskazany. Autor nie daje gwarancji, że jego rady się sprawdzą i nie ponosi odpowiedzialności za ewentualne szkody wywołane praktykowaniem jego wizji danego tematu. Autor nie diagnozuje nikogo, a jedynie opisuje tematy z własnej perspektywy. Artykuły na stronie nie powinny zastępować leczenia, czy wizyt u specjalistów (chyba, że czytelnik ceni mnie bardziej, ale to jego osobista decyzja) i najlepiej jakby moje teksty były traktowane jako materiał rozrywkowy, lub jako ciekawostki. Autor (czy też autorzy, bo artykuły pisało wiele osób) nie uznają, że ich recepty na życie są i będą idealne - każdy używa ich na własną odpowiedzialność.