Walka z feminizmem i typy mężczyzn uzdrawiających relacje. Ankieta
Jeden z obserwujących stronę napisał, że walcząc z feminizmem należy być tradycyjnym mężczyzną m.in utrzymującym kobiety i niepozwalającym im pracować, bo jak wiadomo możliwość pracy dla kobiet jest feministyczna. Jeśli popiera się pracę kobiet to od razu jest się według niego feministą. Niezbyt się z tym zgadzam, dlatego zapytam Ciebie czytelniku jakie jest teraz najlepsze wyjście do walki z feminizmem będąc mężczyzną? Jakim kierunkiem należy podążać? I jakim mężczyzną należałoby być, by te relacje uzdrowić, by obie płcie czerpały na zmianach jak najwięcej, a nie tylko jedna płeć?
1) Bycie tradycyjnym mężczyzną. Utrzymywanie kobiet, płacenie za nie, traktowanie ich w sposób szczególny. Życie z celem, by „ratować księżniczki z wieży”, by przyjmować na siebie wszelkie trudy związane z byciem z kobietą i posiadaniem rodziny. Odpowiedzialność kobiety jest praktycznie zerowa (nie jej wina jakby coś było nie tak). Inicjatywa ma należeć do mężczyzny, „zdobywanie” kobiety, otwieranie im drzwi, nadszacunek za samą płeć, delikatne traktowanie i wiele więcej. Oczywiście tutaj wymaga się więcej od mężczyzny, w tym nieokazywania emocji, jest zakaz okazywania słabości, jest silna presja na sukces i wyśrubowane normy męskości. Nie toleruje się też mężczyzn np. ofiar przemocy, bo uważa się, że to własna wina mężczyzny, że się nie obronił. Ogólnie nie toleruje się słów, że przemoc może też być wynikiem działania kobiety wobec mężczyzny. Uważanie, że „nie ma dziś prawdziwych mężczyzn. Są same zniewieściałe pipy! Oni są winni temu co złe w społeczeństwie!”.
Dyskryminować mężczyzn w tradycyjnym pojęciu nie tylko wolno, ale i trzeba. Na wojnie, w rodzinie, w państwie, w pracy, w chorobie, w emocjach, wszędzie.
I nawet jeśli niektóre z tych punktów nazwane zostały szlachetnymi to kobiety nie mają już tradycyjnych obowiązków i norm kobiecości do spełnienia w tych czasach, ani wobec społeczeństwa, ani rodziny, a tym bardziej mężczyzny. Warto się zastanowić zatem nad przyjmowaniem tej roli mężczyzny. Nad tym czy ten cały trud, zagryzanie zębów i branie tego wszystkiego na własne barki się opłaca, gdy w zamian dostaje się nicość, a można nawet odnieść sporo strat w sferze psychiki, zdrowia, czy finansowych. Tak małe szczegóły jak szarmanckość i wynoszenie kobiety na piedestał w relacji powodują później, że takie kobiety chcą być traktowane jak księżniczki, a mężczyznę nie traktują równie dobrze.
2) Walka o prawdziwą, a nie fałszywą równość, którą niestety feminizm promuje (jest nią uprzywilejowanie kobiet – przypomnienie pierwsze i drugie). Czyli tutaj jest propozycja m.in, że obie płcie mogą pracować, obie płacą za siebie na randkach, starają się traktować na równi, a nie z przywilejami dla kobiet, czyli wymagając od nich mniej. Kobiety w tej opcji wychodzą z inicjatywą i nie żądają wyjątkowego traktowania jakby były płcią lepszą. Odpowiedzialność spada na obie płcie, a nie na jedną, bądź drugą. Nie ma parytetów, nie ma specjalnych ułatwień dla żadnej z płci, nie ma specjalnych praw i przepisów, które ewidentnie godzą tylko w jedną płeć. W tej opcji słabość nie jest ani kobieca ani męska, a człowiecza i niezależnie od płci należy się człowiekowi takie same wsparcie, współczucie czy pomoc. Ofiary mogą być kobietami i mężczyznami. Toksyczna może być tak jak męskość, tak kobiecość. Nie ma płci złej, ani dobrej.
Uwaga: równość to nie bycie takimi samymi!
3) Odejście od relacji, relacje bez zaangażowania mężczyzny, być może samotność i wejście w strefę MGTOW.
4) Bycie totalnym i skrajnym przeciwieństwem mężczyzny, czyli bycie mężczyzną bez własnego zdania, uległym, milusim do bólu, nawet jak go biją, wspierającym uprzywilejowanie kobiet (feministą dzisiaj, nie?), plującym nawet na w porządku mężczyzn i wstydzącym się bycia mężczyzną. Jest to danie się wykastrować z bycia mężczyzną i robienie za „żonę” dla kobiet. Kobieta w tym modelu rządzi mężczyzną. Taki mężczyzna popiera też prawa, które godzą w mężczyzn jak ustawa pseudoantyprzemocowa. Ewentualnie przebiera się w sukienki i maluje, by identyfikować się z płcią, jak sądzi lepszą od swojej własnej. I nawet jeśli mężczyzna może i ma zwykle jakieś cechy kobiece, bo nie jesteśmy sztywnymi kalkami (nie mam nic przeciwko, daję im wolność) to niestety wielu z nich wmawia, by być wręcz karykaturą tego co uważa za antymęskie. Oczywiście w tym modelu istnieje współczucie jedynie kobietom i uważanie ich za jedyne możliwe ofiary złego, bo męskiego świata. Czasem można jeszcze usłyszeć, że współczucie dla mężczyzn istnieje, bo pozwala się im płakać (głównie w słowach, bo w praktyce różnie z tym bywa), ale nie idą za tym inne rozwiązania i nie widzi się innych problemów. Co z tego, że np. mężczyźni z depresją będą mogli zapłakać, jak reszta która dostaje utrudnienia może i płakać nie będzie, ale będzie miała utrudnienia względem kobiet?
W tym modelu nie istnieje toksyczna kobiecość, ale szeroko opisuje się toksyczną męskość. Nie uważa się też, że przemoc kobiet wobec mężczyzn istnieje np. że nie można zgwałcić mężczyzny będąc kobietą, czy też nie liczy się przemoc psychiczna, którą kobiety stosują częściej. Totalnie bezkarnie.
Sposób nr 4 to uważanie, że „nie ma dziś dobrych, dojrzałych mężczyzn. Są sami toksyczni, agresywni, patriarchalni mężczyźni! Oni są winni temu co złe w społeczeństwie!”.
Sam uważam, że punkt 1 i 4 ma ze sobą zbyt wiele wspólnego, a jest nią utrudnianie życia innym mężczyznom, lekceważenie mężczyzn, pogarda do nich, tylko w trochę innej formie. Do tego centralizowanie potrzeb kobiet, ale też traktowanie ich bardziej jak dzieci, czy niepełnosprawne osoby, rzadko odpowiedzialne za swoje życie, porażki, sukcesy, czy przemoc. Do tego wmawianie, że mężczyzna musi więcej, a kobieta może więcej.
A więc 1, 2, 3 czy 4? A może jest jeszcze inne wyjście? Zapraszam do głosowania, ewentualnie napisania komentarza i dyskusji.