Normalni chłopcy dręczyli kiedyś zwierzęta (konserwatyzm wróć)
Stasiuk opowiada w wywiadzie, że normalni chłopcy w jego czasach dręczyli zwierzęta aż do gasnącej krwi i rzucali kamieniami w pociągi, bo wandalizm był okej (a kapusie, tzn. konfidenci już wiadomo, że nie). Coś mi to przypomina. Niektórym pewnie też. I niektórym to się bardzo podobało. Czuli się wtedy silni, sprawczy, męscy, rozrywkowi i docenieni.
A ja się cieszę, że odchodzimy od tego i analizujemy każdą część gatunku ludzkiego, by takich błędów nie popełniać. By poznać prawdę o sobie i o tym co nas otaczało. Poznajemy jakie zło się wpajało, które było nazywane normalnością.
Niektórzy nie kojarzą tych czasów, więc muszę rozwinąć czego kiedyś uczono, co było modne, albo jak niektórzy mówią, że tak było naturalnie, a dziś naturę się (niestety wg nich) niszczy.
Stare, dobre czasy. Normalni chłopcy, normalne dziewczyny. Tylko zdrowe wartości dawnych czasów…
Do kolekcji tych prawd starych czasów trzeba dopisać, że NORMALNI chłopcy w dzieciństwie:
- gnębili zwierzęta „naukowo”, „bo chłopcy poznają świat, podejmują ryzyko i są ciekawi świata”
- gnębili kolegów (np. szkole) „naukowo”, bo „chłopcy muszą się bić” i to „test na słabości, których nie można tolerować” (więc to sprawców przemocy należy wychwalać, a ofiary jechać równo)
- gnębili homoseksualistów „dla obrony wartości i normalności” (oczywiście naukowo, mimo, że przecież torturowano tę grupę społeczną w celu wyleczenia)
- gnębili i molestowali dziewczynki „naukowo”, „bo boys will be boys i nie ma co dusić męskości w zarodku, a w ogóle to końskie zaloty – nic złego”
To była normalność, tacy byli normalni chłopcy, a teraz homo nie wiadomo, lgbt i zniewieścienie. Wszystko pod dyktando kobiet. Negacja toksycznej męskości, która przecież jest super, a najpewniej wg nich – nie istnieje. Niedługo się wszystkim od tej poprawności politycznej, miękkości i empatii w dupach poprzewraca i świat nam wyginie właśnie przez to. Właśnie przez to.
Kiedyś to byłooo…
Tak, ironizowałem, jak ktoś jeszcze nie ogarnął. Ale już nie.
Śmierdzi mi tu konserwatywnym wychowaniem na które jestem uczulony tak samo, jak na radykalny feminizm. Mnie się na to nie nabierze. Można te postawy zbalansować i być po środku niezależnie jak bardzo ktoś będzie chciał nazywać to obrzydliwym symetryzowaniem. W taki sposób krytykant pokazuje kim jest i że nie jest przyjacielem. On nie wie czym jest przyjaźń, bo nie był wychowany w zdrowych wartościach. Bagno nazywa zdrowiem. Bagno, które toczy tkankę ludzką od zarania dziejów i które uczyło, że zło jest dobrem, a dobro jest złem. Na opak.
Oczywiście konserwy się buntują, mówią, że to nie tak (Putin też tak mówi gdy promuje konserwatyzm), ale tego nie wypada już nawet słuchać. Wszelkie argumenty są wytrącone po ich stronie. A takie poglądy słyszałem już w młodości od tych co tak „promowali wartości”. Tak, wiem, wiem, wina mojego otoczenia, a nigdzie indziej pewnie tego nie ma i nie było…
Widzę w tym promocję ciemnej triady, czyli zupełnie spaczonej moralności.
Można było nabyć naprawdę niefajnych cech przez takie wychowanie, presję grupy itd. Szczególnie lubili to ludzie, których było więcej niż dziś, a których nie chciałoby się spotkać w uliczce na mieście pijanych, czy naćpanych. Wielu z nich potem grupowało się w mini-gangi, najczęściej kibolskie, napadali na ludzi pod dowolnym pretekstem. Niezależnie czy taka koszulka im nie pasowała, tatuaż, długie włosy. Nieważne. Po prostu napadali ludzi. Niby ludzi tego samego gatunku, ale zupełnie innych. Jakbyśmy byli z innych planet.
Wielu z nich wycierało sobie gębę religią, która fakt faktem też dawała im paliwo do pewnych zachowań. Inni udawali patriotów, ale tylko w celu siania agresji do innych ludzi, niż „sami swoi”. Ot sygnalizacja cnoty.
Dla takich ludzi życie to wojna. Argument siły na polowaniu zwanym życiem jest dla nich jedynym środkiem „rozmowy” i współistnienia.
Dla mnie są sadystami, psychopatami, socjopatami i ogólnie psycholami. Nie muszę rzucać tutaj fajnymi słówkami. Nieważne, czy popierają to chłopcy, czy dziewczęta – bo takie też istnieją i są obrzydliwe. Wiecie, wychowanie i kultura wpływa na wszystkich w otoczeniu, ale niektóre rzeczy bardziej jakby promowało się do jednej płci, a co innego do drugiej.
I nie wiem co Stasiuk chciał tu przekazać. Czy pochwalić się tym, czy promować to co uznał za normalne?
Brakuje mi jeszcze w tym mówienia, że prawdziwy chłop to musi pić. I to było „normalne”, a teraz to sami abstynenci. Nudziarze.
I to były biedne realia dawnych czasów i trzeba nazwać to jednoznacznie – było to toksyczne. Pod płaszczem dobrych rzeczy realizowało się patologię. Ta sama patologia nie jest dziś świadoma, że nią jest i broni jej. Z kim przystajesz takim się stajesz – i oni tacy się stali. Nie chcą się rozwinąć. Nie chcą nawet na sekundę się zatrzymać i pomyśleć. Nie. Od razu jest kontra.
Wielu ludzi idealizuje stare czasy przez pryzmat zapomnienia bo np. minęło 30-40 lat i dziś mówią, że było super i w ogóle co to za narzekanie rozpieszczonego pokolenia? Tak samo ci osobnicy wychwalali „kręcenie wora” na niewolniczym, przymusowym poborze wojskowym.
Oni musieli sobie wmówić, że to wszystko było dobre i pozytywne, bo przecież żyliby z urazem, a psychika się broni na różne sposoby. Wypiera wiele rzeczy.
Prawda jest jednak taka, że nawet ząb wyrywany na żywca po trzydziestu latach nie boli, tak jak bolał wtedy gdy mdlało się z bólu krzycząc wniebogłosy. Sentymentalna część psychiki zniekształca wspomnienia i stąd powtarzanie „kiedyś to było”.
Tak. Było. I dobrze, że się zmyło. Choć jeszcze nie do końca. Musimy nad tym nadal pracować.
Nie masz racji. U mnie się mówiło że chłop musi pic, a alkoholu nie lubię, zabijałem zwierzęta (matka się brzydziła, ale przecież rosół trzeba było zrobić by coś jeść), a gangusem ani chuliganem nie jestem, nigdy nikogo nie pobiłem, a nawet sam byłem bity przez partnerkę i nie umiałem ani odejść ani się postawić gdy sam byłem gnębiony. Wymień to niby te wytrącone argumenty. Nie wpłynęło to na moją wysoka wrażliwość, bo ostatecznie zawsze wybór należał do mnie. Po prostu to wynikało z innych realiów, weź pod uwagę że gdy on był młody w Polsce było ponad milion mikro gospodarstw przy 40 milionach Polaków w ogóle, tego typu nawyki i krzywda zwierząt wynikała z dużej części że zwykłej biedy która wtedy była, może braku wykształcenia i o wiele bardziej wiejskiego trybu życia. Presja grupy, no proszę cię. Przypisujesz cechy bardzo na wyrost. Pochodzę z podobnego zapewne środowiska (Śląsk i wiek mam podobny co on więc doświadczenia pokoleniowe zapewne te same nas kształtowały) i jako osoba dorastająca w tamtych czasach muszę przyznać że było tak jak on mówi, a przejmowanie się zwierzęca krzywdą to wynik dopiero ostatnich lat, wynik między innymi szalejacego wokeizmu będącego zasługa nienawidzonego feminizmu który pochyla się nad problemami mniejszości. Dzisiaj nie przeszłyby nawet stare bajki dla dzieci (sceny z topionymi kotkami w worku, nawet Disney to robił). Moim zdaniem nie masz racji ani trochę, krzywda każdej istoty jest zła, ale ocenianie przez pryzmatów czasów gdzie jest tego świadomy każdy, a czasów gdzie chłopstwo stanowiło prawie 50% naszego społeczeństwa to spora przesada. Moja babcia też miała takie podejście, że jak koty się mnożą to wziąć i potopic albo zakopać żywcem, ja wtedy jako dziecko płakałem,albo stosowałem dywersję i robiłem akcje ratunkowa, ale nie uważam by to stanowilo z niej złego czlowieka. Moja matke to samo zachowanie już obrzydzalo a ja bym już tego nie zrobił, to ocenianie z perspektywy wygodnego fotela dziś nie ma za grosz sensu. Zanim wymiana pokoleniowa nie zajdzie te grupy będą się scierac że sobą, powodując co jakiś czas konflikty i dyskusje, ale w końcu stare wymrze a nowe nie będzie miało nawet wyobrażenia że można było się czymś takim przejmować.
przecież rosół trzeba było zrobić by coś jeść
Pomiędzy dręczeniem zwierząt dla „nauki”, a czasem zabawy, a zabijaniem „na raz” ucinając głowę jak kurze by np. było coś na obiad jest różnica. Ogromna.
przejmowanie się zwierzęca krzywdą to wynik dopiero ostatnich lat, wynik między innymi szalejacego wokeizmu będącego zasługa nienawidzonego feminizmu który pochyla się nad problemami mniejszości.
Nie wiem kogo to zasługa i czy kogokolwiek, czy ktoś ma to w swojej naturze. Na mnie feminizm nie musiał wpływać, bym nie chciał dręczyć zwierząt. Ba, o feminizmie nie słyszałem w mojej młodości. Tak jak nie słyszałem o toksycznej męskości, a doskonale widziałem jej objawy w grupach mężczyzn i nie zgadzałem się z podejściem takich patusów.
Znam też wielu ludzi ze starego pokolenia, którzy nie chcą krzywdzić, ale oni opierali się temu co było im narzucane. Więc to nie kwestia samych czasów.
Zanim wymiana pokoleniowa nie zajdzie te grupy będą się scierac że sobą, powodując co jakiś czas konflikty i dyskusje, ale w końcu stare wymrze a nowe nie będzie miało nawet wyobrażenia że można było się czymś takim przejmować.
Piszesz to tak, jakby wszystko samo miało przejść, bo jest wymiana pokoleniowa. Nie, samo nic nie przejdzie. Przechodzi działaniem i krytyką starych, konserwatywnych wierzeń. Ale sama krytyka to też za mało, bo musi przyjść zmiana. I to zmiana w którą ludzie uwierzą. Jeśli z kolei ktoś powie, że to wina „woke” I „lewakuf” to wielu z automatu powie, że nie mają racji i będą „zakochani” w tym co stare, bo oni pogardę mają już stricte ukierunkowaną.
Presja grupy, no proszę cię. Przypisujesz cechy bardzo na wyrost.
Oczywiście istnieje taka presja. Ludzie chcą akceptacji, a nie bycia wyrzutkami, dlatego większość się dostosowuje. Swoimi ścieżkami i to bez depresji czy fobii chodzi mało osób.
Moja babcia też miała takie podejście, że jak koty się mnożą to wziąć i potopic albo zakopać żywcem, ja wtedy jako dziecko płakałem,albo stosowałem dywersję i robiłem akcje ratunkowa, ale nie uważam by to stanowilo z niej złego czlowieka
A ja uważam, że zakopanie żywcem to tortury. Pisanie takich rzeczy, że to nie było nic złego to normalizacja psycholstwa. Potem się mówi, że ludzie są kompletnie wyprani z jakiegoś ludzkiego podejścia. Zaczyna się od zwierząt, potem do ludzi też się ma samą antypatię i znieczulicę.
jako dziecko płakałem,albo stosowałem dywersję i robiłem akcje ratunkowa
I za to chwała, ale chyba i tak mocno przesiąknąłeś tamtym stylem bycia. Ja ostatnimi czasy całkowicie biorę wrażliwość na klatę i chcę ją rozwijać i z niej korzystać wbrew każdemu kto to hejtuje u mężczyzn. Lubię bunt w dobrych celach. Uległość i potakiwanie, że jest jak jest i tak będzie, zostawiam komu innemu.
Ja się tam nie znam, ale po śmierci to byłoby mi wszystko jedno czy ktoś zrobi ze mnie rosół czy nie, więc myślę, że raczej niewielka to różnica. A „nauka zabijania” też nie jest takim przymiotem psychopaty, jest ogromna różnica, czy np. zabijasz w taki sposób, że ofiara nawet się nie zorientuje że nie żyje, czy sprawiasz jej ból długi i powolny (np. uderzeniem za daleko od szyji, przez co więcej krwi zostaje, krew podtrzymuje świadomość która trwa dłużej, zdąży się nawet zestresować, w efekcie mięso smakuje inaczej). Wydaje się że odeszliśmy od wojen, ale uważam, że zdobywanie pożywienia w sposób naturalny i śmierć jako naturalny jej element nie powinny być plewione czy traktowane jak wiedza zakazana, ja bym tam chciał by moje potencjalne dziecko umiało patroszyć rybę czy koguta i nakarmi mnie gdy ja będę niedołężny, sprawnie ją ogłuszać czy w końcu przyrządzać, albo zdecydowanie i odważnie odeprzeć atak w razie np. wojny, idą w końcu niespokojne czasy. Może niekoniecznie miejsce na to jest w szkole, ale rodzic powinien poruszyć ten temat, może zabrać na strzelnicę, polowanie i ognisko, porozmawiać o śmierci, wszystko obsrrwując wrażliwość dziecka, tak uważam.
Pochylanie się nad problemami mniejszości, a często absurdalnych mniejszości (rzędu 0,05% populacji i dostosowyanie ogoółu pod to to ich domena. Sorry, ale problemy trzeba priorytetyzować. Mi jest smutno, że istnieją chorzy, zwierzęta na świecie cierpią, ale również jest mi smutno, że ludzie głodują a to już ze sobą się gryzie i trzeba wybierać. Owszem, zajmijmy się problemami zwierząt, ale najpierw zajmijmy się głodem u ludzi. Ostatni przypadek w krakowie, wysłanie patrolu policji, straży miejskiej i angażowanie służb monitorujących w pościg za rowerzystą który przejechał gołębia, który po koła wleciał (na rynku zawsze praktycznie dywan z gołębi), w mieście gdzie martwego gołębia spotkasz na każdym kroku. Jak to nie jest marnotrawienie sił i zasobów w imię prawa, to ja nie wiem co jest.
krótkowzroczne myślenie. Owszem, tortury, zatem trzeba tego nie robić żywcem i najpierw walnąć łopatą, takie jest myślenie niektórych. Ginięcie pod kołami samochodów czy rozszarpanie przez psa czy sieczkujący kombajn też do najprzyjemniejszych nie należy, a takie rzeczy zdarzają się wychodzącym i wiejskim kotom. Jedyna różnica, że to intencjonalność, chociaż i z tym można się kłócić, bo taki pies intencję ma zabijać od początku do końca i on taki ma instykt, a człowiek nie może, bo rzekomy rozum, by po chwili wrócić do myślenia, że od zwierząt znowu aż tak się nie różnimy (hipergamia). Mnożenie się bezmyślne, to też tortury, bo taką populację nic dobrego poza głodem nie czeka, to też są tortury, tyle ze rozciągnięte w czasie. Zwierzę oczywiście konsekewencji nie przewidzi, bo jego pamięć sięga może kilka sekund wstecz, ale jeśli człowiek chce trzymać nad tym pieczę, to alternatyw nie widzę – kastracja to też tortury w innej formie pod plaszczykiem wspolczucia, obcinanie narządów pozbawianie możliwości rozmnażania, zabawa w boga i decydowanie za kogoś/coś/trzymanie pieczy/pozbawianie cudzej wolności w imię lepszego wyboru. Zależy jak patrzeć, tą moralność trzeba skalibrować. Rozwiązanie siłowe, chociaż pozornie brutalne i odczłowieczające, problem redukcji populacji jednak rozwiązuje, alternatywy działają mocno średnio, bo wszystkich dzikich zwierząt za lapę nie wyłapiesz i do weterynarza nie zaprowadzisz.
jest ogromna różnica, czy np. zabijasz w taki sposób, że ofiara nawet się nie zorientuje że nie żyje, czy sprawiasz jej ból długi i powolny
O tym cały czas mówię. To jest dręczenie. Tak jak to zakopywanie żywcem. Bo wtedy ofiara cierpi świadomie i długotrwale. A jeśli krótkie cięcie i tylko spożywasz, bo musisz, bo wyjścia nie masz to już inna sytuacja. Zbyt się też naoglądałem rzeźni, gdzie świnie były kopane, rzucane, łamane im kości. Zero humanitaryzmu. Rozumiem, że ktoś kto w tym pracuje musi się wyzbyć emocji i już nic go nie rusza, ale to przesada. Dlatego nie będę bronił dręczenia. Będę bronił humanitaryzm, unikanie bólu lub pomaganie by ból zmniejszyć. Tak jak piszący ten tekst mówi o dręczeniu, ja mówię, że ratowałem zwierzęta, czy ludzi. Inne podejście i inne godne promowania i nawet nie dzieliłbym tego na płcie. Nie widzę powodu. Pewne rzeczy tyczą ludzi i to ludzi powinno się uczyć danych zachowań, a nie płcie.