Aroganckie dupki (top 20%) rujnują randkowanie studentkom. Śmiech na sali!
Spis treści
- 1 Zbyt mało mężczyzn studiuje? Czas wyrównać szanse odniesienia sukcesu najwyraźniej i dla nich
- 2 Love story nie wyszło? Winnym w oczach toksycznej części społeczeństwa zawsze musi być mężczyzna
- 3 Złote penisy może i rujnują randki kobietom, ale czy aby na pewno wszystkich studentów można przypisać do tej grupy?
- 4 Samiec alfa ma kilka kobiet, samiec beta nie ma żadnej. Kobiety muszą przestać wspierać ten trend, lub nie narzekać na sferę związków
- 5 Studia, czyli feminizm wszędzie, a mężczyźni nie będą tego bullshitu słuchać
- 6 Feminizm psuje też studentki
- 7 Czy istnieją jakieś rozwiązania na ten problem?
- 8 Rada dla mężczyzn?
„Złote penisy rujnują miłość kobietom” (top 20%). Artykuł NY Post sugeruje, że studenci są tak bardzo uprzywilejowani, że zaczynają zachowywać się toksycznie wobec studentek z którymi randkują. Miałoby to wynikać z dysproporcji studiujących mężczyzn do studiujących kobiet (studentów jest 40%, studentek 60%). Studenci mieliby być wręcz rozchwytywani przez studentki z tego powodu. Ci z kolei widząc jak bardzo są obiektem pożądania i jak wiele może im się upiec – zaczynają się zachowywać toksycznie. Czyli jak każdy rozpieszczony człowiek. W ogromnej mierze ludzie nie stawiają sobie granic sami, tylko ktoś im musi je postawić (zaczyna się to od wpływu rodziców, kończy na tzw. stosunkach społecznych i ustalonej kulturze). W przypadku braku stawiania granic ludzie dają się ponieść władzy, pożądaniu, przywilejom, a na końcu bezkarności. Dotyczy to tak samo obu płci.
Omawiany termin złotych penisów wymyśliły sfrustrowane studentki Sarah Lawrence College z Nowego Jorku, gdzie 3/4 całkowitej liczby studentów stanowią kobiety. Twierdzą one, że właśnie w tym miejscu nie mogą sobie pozwolić na randkowanie z „dobrym” typem mężczyzny, bo według nich tacy na studiach nie istnieją.
Jest to mylne założenie studentek, ponieważ dużo większym problemem jest arogancja kobiet z wyższym wykształceniem, które w sporej części (bo pewnie nie wszystkie) uważają gorzej wykształconych mężczyzn za głupszych od siebie (albo uważają w ten sposób tych którzy mają niższy status społeczny od nich, czym może sterować hipergamia). Jeśli większa liczba kobiet, niż mężczyzn uzyskuje wyższe wykształcenie, a do tego więcej kobiet, niż mężczyzn jest w stałych związkach to nie widać w tych liczbach uprzywilejowania mężczyzn.
Problemem tych kobiet na pewno będzie to, że jeśli zaczną uznawać wszystkich studentów za toksycznych, a niewykształconych mężczyzn za niegodnych relacji z nimi to nie zostanie im nikt do wyboru. Wrzucanie wszystkich osób z danej grupy do jednego worka działa jak widać bardzo szkodliwie.
Dlatego nie piszę o wszystkich kobietach, tylko tych specyficznych. Szczególnie o tych, które tak bardzo narzekają na rynek matrymonialny, na swój stan singielstwa, na wszystkich mężczyzn, na to, że niby mamy przywileje (a one swoich nie widzą). Gdyby widziały swoje przywileje i trudność mężczyzn np. w omawianych przeze mnie obszarach to wzięłyby odpowiedzialność za swoje wybory toksycznych mężczyzn, nierzadko braku empatii, „luźnego życia”, a może i nawet życia totalnie biernego. Księżniczki mogą sobie czekać w wieży na bycie wybranymi, a w związku mają prawo mówić, że wszystko co złe staje się dziełem mężczyzny. One mogą „umyć rączki” i grać świętoszki. Mogą. Mają prawo. I mają prawo ponieść tego konsekwencje. Ale konsekwencje wyznaczą tylko ci, którzy wyznaczą im granice i nie będą dawać im niesłusznej uwagi.
Zbyt mało mężczyzn studiuje? Czas wyrównać szanse odniesienia sukcesu najwyraźniej i dla nich
Studentki zechciały zauważyć, że tylko 40% mężczyzn studiuje w porównaniu do 60% kobiet. Wg statystyk z USA 1981r. był ostatnim w którym więcej mężczyzn, niż kobiet zdobyło wyższe wykształcenie. Od tylu dekad mężczyźni są w tyle za kobietami w edukacji.
Co do USA:
1. Kobiety w tym państwie dostają darmowe stypendia warte ogromne ilości pieniędzy, co ma zachęcić je do studiowania (m.in dlatego przewyższają mężczyzn liczbą studiujących). Oczywiście jest to dyskryminacja mężczyzn, ponieważ mężczyźni nie mają dostępu do darmowych pomocy w takich liczbach. Takie same, lub podobne mechanizmy wprowadzane są w Europie. Trzeba wiedzieć, że darmowe stypendia nie są darmowe – ktoś musiał je wcześniej opłacić (społeczeństwo, na czele z mężczyznami).
2. Kobiety zaciągają większe pożyczki na studia (w USA trzeba je najpierw zaciągnąć, następnie spłacić). Nie żyjemy w równościowym świecie, gdzie kobiety są namawiane w równy sposób do mężczyzn do opiekowania się mężczyznami finansowo (zamiast tylko sobą). Nadal uważa się, że tylko rolą mężczyzny jest sponsorowanie innych. Jest to wzorzec do zmiany, który ewidentnie będzie postępował, ponieważ już teraz widujemy coraz mniej mężczyzn, którzy płacą za kobiety na randkach. I bardzo dobrze.
Powyższe punkty rozumiane jako zachowania ogółu powodują, że kobiety studiują częściej, a mężczyźni pracują częściej i więcej.
Pytam się zatem gdzie jest równość? Gdzie są parytety, dodatkowe punkty i wspomagacze dla mężczyzn, by wyrównać liczbę studiujących kobiet i mężczyzn? Przecież to są metody feministek, by dzięki dyskryminacji „pozytywnej” 50% kobietom dać dostęp np. do władzy, czy edukacji, a tym samym zabierać szanse równie kompetentnym, a nawet kompetentniejszym mężczyznom na angaż.
To może zamiast narzekać, że jest tylko 40% studentów czas ich zachęcić do studiowania i im w tym pomóc? Przecież to super sprawa być leniwym głąbem, ale płci „uparytetowanej” przez co dostaje się angaż, stanowisko, wejściówkę, zasoby, a nawet dobre oceny tylko za płeć (nieważne którą, taka jest idea parytetów). Takie narzędzia popierają feministki, ale… tylko względem kobiet. Wszak o to chodzi właśnie w ich pojmowaniu równości (która nią nie jest, dlatego na mojej stronie prezentuje poprawną jej formę).
Love story nie wyszło? Winnym w oczach toksycznej części społeczeństwa zawsze musi być mężczyzna
Ogólnie zabawne jest, że studentki zamiast rozmawiać o samej edukacji na studiach, o systemie szkolnictwa, o tym, czy studia pomogą im w znalezieniu odpowiedniej pracy, w nauczeniu się odpowiednich umiejętności, czy w spłaceniu długu studenckiego to narzekają na to, że randki na studiach nie wyglądają, tak jak w filmach romantycznych.
NY Post pisze:
Kiedy brakuje mężczyzn, kultura randkowania staje się mniej monogamiczna – mężczyźni częściej traktują kobiety jako obiekty seksualne i traktują związki niepoważnie.
Dla uzyskania bardziej obiektywnych danych należy dodać, że kiedy kobiet brakuje (a brakuje ich prawie wszędzie poza specyficznymi studiami i po wieku emerytalnym), kobiety stają się bardziej hipergamiczne. Czyli częściej traktują mężczyzn jako przedmioty do osiągania zysku (zaopiekuj się nią, pomóż jej w życiu, rozwijaj ją, wspomagaj), porzucają ich, gdy ten zysk tracą, lub inny mężczyzna zaoferuje im więcej. Takie kobiety nie chcą się zbytnio angażować w relacje uznając, że mężczyźni to tylko dodatkowe problemy. Traktują one mężczyzn bardzo luźno – jak zasób do wielokrotnej wymiany aż znajdą „mr. right”. Prowadzi to do zwiększania ich żądań do wręcz nierealistycznych. To z kolei buduje pogardę do mężczyzn, ale i traktowanie siebie jako osoby wyjątkowe, gatunek specjalny.
Skądś to znamy, prawda? I co by osoby nie mające wiedzy na temat świata nie mówiły, to kobiety średnio (nie licząc tych najmniej atrakcyjnych) mają przywileje tak samo duże, jak jedynie nieliczna, najbardziej atrakcyjna grupa mężczyzn. Od większości mężczyzn mają po prostu lepiej. To właśnie mężczyźni dobijając innych mężczyzn w słabościach tworzą kobietom ochronkę.
Nierównowaga uczy postaw egoistycznych i braku szacunku. Płeć jest tu bez znaczenia. Liczy się tylko sfera i czas w którym dana grupa płci ma przywileje i z nich korzysta.
Ale pamiętajmy, że świadome osoby nie wchodzą w ten dyskurs, nie działają na te osoby mechanizmy tłumu. Są oni indywidualistami i podążają za własnym systemem wartości. Niestety takich osób jest zbyt mało, reszta jest kierowana pędem dużych grup.
Złote penisy może i rujnują randki kobietom, ale czy aby na pewno wszystkich studentów można przypisać do tej grupy?
Specyficzna grupa mężczyzn nazwanych złotymi penisami miałaby być nieznośna dla kobiet. Myślą oni, że są nie wiadomo kim, są aroganccy, zimni emocjonalnie, zdradzają, obrażają, ghostują kobiety i wiele więcej. Ci mężczyźni wiedzą, że są hiper atrakcyjni dla kobiet, ponieważ są przez nie masowo wybierani (mogą mieć nawet kilka partnerek na raz), a one wybaczają im większość, lub wszystkie cechy toksyczne. Studentki z Nowego Jorku obwiniają o taki stan rzeczy samych (albo i wszystkich) mężczyzn nie widząc jak wybory i zachowania samych kobiet wpływają na opisywane „przywileje” dla opisywanej, skromnej grupy mężczyzn.
To tak jakby mężczyźni wybierali tylko modelki, te modelki byłyby toksyczne, a oni dalej nie widzieliby problemu w sobie, mimo, że mieliby dostęp do 95% dobrych, choć trochę mniej atrakcyjnych kobiet do wyboru.
Pamiętajmy, że to, że 40% mężczyzn studiuje nie znaczy, że 100% z nich jest wybierana przez te studentki do związków, czy do seksu. Czyli nie jest tak, że 100% studentów będzie miało syndrom złotego penisa. Nadal wśród studiujących będzie sporo nerdów, którzy przysłowiowo będą podpierać ściany (ale mogą być całkiem mili, dobrzy i wartościowi, mogą się rozwijać z czasem). W tej grupie będzie też sporo mężczyzn przeciętnych, czyli zupełnie niewidocznych dla wymagających kobiet (same są zbyt aroganckie, przeceniają siebie i nie chcą tego w sobie zauważyć). Nadal jakaś część mężczyzn będzie osobami uległymi, którzy będą przepraszać, że żyją i usługiwać kobietom wierząc, że to one są jedynymi dyskryminowanymi na świecie. Nadal przecież jakiś % z całości studentów to będą mężczyźni homoseksualni, których nie można wliczać jako dostępnych dla kobiet.
Ostatecznie okaże się studentki wybiorą pewnie do 15% najatrakcyjniejszych studentów z całości, tylko za tą grupą będą się uganiać, tą dowartościowywać i tej nabijać liczniki partnerek seksualnych. I o tych studentach/mężczyznach, dość nielicznej grupie mężczyzn mowa jest w artykułach „sfrustrowanych kobiet”.
Samiec alfa ma kilka kobiet, samiec beta nie ma żadnej. Kobiety muszą przestać wspierać ten trend, lub nie narzekać na sferę związków
Jeśli chociaż 10% mężczyzn będzie miało po kilka partnerek na raz (bo same studentki przyznają, że wzbudzają oni aż tak duże zainteresowanie) to znaczy, że dla pozostałej części mężczyzn zabraknie kobiet. Warto nie zapomnieć, że kobiet w wieku reprodukcyjnym jest mniej, niż mężczyzn w tym wieku, ponieważ chłopców rodzi się więcej. Oznacza to, że nawet jeśli jeden mężczyzna miałby jedną kobietę to i tak dla wielu mężczyzn zabrakłoby kobiet. W sytuacji gdy jeden mężczyzna ma pięć kobiet, drugi trzy, trzeci dwie, to wielu mężczyzn pozostanie bez pary. Na to wpływają wybory kobiet, które nawet nie są świadome tych mechanizmów. Bo skąd one mają to wiedzieć? Z kreskówek? Z systemu edukacji, który wmawia im, że są dyskryminowane i tylko o tym mówi? Nie atakowałbym ich za to aż tak, póki nie dostaną garści wiedzy.
Trzeba dodać też, że jest sporo kobiet, które nie są już stanu wolnego na studiach, więc w tamtym miejscu nie szukają partnerów. Nie ma szans zatem, by 100% studentów było złotymi penisami. Żadna logika nie jest w stanie tego uzasadnić.
Niestety kobietom cały czas trzeba uświadamiać, że też są uprzywilejowane w wielu sferach, w tym na rynku matrymonialnym. Brak wiedzy na temat własnego uprzywilejowania doprowadza je do tego, że często nie umieją z własnej władzy, czy dużych możliwości wyboru korzystać. One też często naiwnie wierzą, że ten rozwiązły samiec alfa wybierze je jako te ostatnie do związku, że zakończą jego zabawę, co kończy się kolejnym syndromem – wdowie po samcu alfa.
Niestety ci mężczyźni przekonani o własnej wartości (dzięki totalnej uwadze kobiet), o tym, że spotka ich pochwała, a wręcz nagroda za bycie tak atrakcyjnymi po prostu nie widzą sensu, by zachowywać się lepiej. Wręcz przeciwnie. Jeśli kobiety biegają za nimi pomimo ich toksycznych zachowań to ci mężczyźni zaczynają sądzić, że warto takie cechy mieć. I oni też nie wiedzą, że jest to wynik atrakcyjności, czy przywileju w danej grupie, niżeli tego, że bycie toksycznym mężczyzną miałoby zapewniać sukces.
Nie możemy nie mówić, że nie jest winą tych kobiet, które wybierają owych, toksycznych mężczyzn raz za razem, zamiast skupić się na jakościowym mężczyźnie lubiącym stałe relacje, monogamiczny, normalnym, ale zapewne będzie trochę mniej wyróżniający się z tłumu (a może i ciut wsparcia będzie potrzebować, czyli ludzkiej życzliwości).
Sztuką przecież jest szlifować nieodkryte diamenty, a nie podnosić perły z brzegu, które świecą się z dużej odległości i każdy je widzi.
Studia, czyli feminizm wszędzie, a mężczyźni nie będą tego bullshitu słuchać
Mężczyźni rezygnują ze studiów z wielu powodów, nie jest tak, że tylko „kobiety są inteligentne, ambitne, a mężczyźni nie” (bo takie aroganckie sentencje słyszymy). Jednym z powodów rezygnacji jest przymus jak najszybszego znalezienia pracy (by zwiększać swoją wartość rynkową, samodzielność, niezależność), niechęć do bycia zadłużonym, ale też wiedza, że studia niekoniecznie muszą pomóc mężczyznom w zdobyciu umiejętności i pracy w danym zawodzie. To są powody główne. Ale czasem wspominanym powodem jest też to, że większość kierunków studiów opanował feminizm.
I niestety na kierunkach kompletnie niezwiązanych z tematem wykładowcy pokazują projekty o tym, że jest za mało kobiet w polityce, za mało u władzy, że kobiety zarabiają za mało z powodu pay gapu (który jednak nie istnieje, pisałem o tym artykuł), że kobiet nie zachęca się do studiów technicznych. Naprawdę masa tez ideologicznych. I mężczyźni muszą to chłonąć, muszą uważać, że taka jest prawda, innej nie ma, bo inaczej zostaną wyrzuceni z tych studiów. Muszą też siebie obwiniać, że sami się brzydko przyczyniają do tych problemów kobiet, gdy wcale tak być nie musi.
(to jest slajd wykładowcy, który dostałem od anonimowego darczyńcy na kierunku finansowym, a nie żadnym „dżender”).
Wybaczcie, tak mężczyźni nie będą postępować na dużą skalę. Tak zrobi jakiś % uległych mężczyzn, czy mężczyzn bez wiedzy, którzy też nie będą ani pierwszym ani dziesiątym wyborem kobiet na partnerów. Nie słyszałem, by kobiety fantazjowały o uległych mężczyznach – chyba tylko po to, by ich wykorzystać, lub skrzywdzić (ale pewnie słyszałem zbyt mało i nie piszę tego ironicznie, chętnie poznałbym takie kobiety i poszerzył wiedzę).
Pamiętajmy, że uległość może być wynikiem dysfunkcji w rodzinie, wynikiem chorób, krzywd, lub specyficznego zestawu hormonów.
Feminizm psuje też studentki
Studentki też są programowane, by wraz z uzyskaniem statusu studenta chłonąć feministyczne poglądy, co już na tym etapie powoduje ogromny konflikt płci.
Kobiety należy edukować co do konsekwencji uganiania się za top 20% mężczyzn.
- samotność teraz, lub w starszym wieku
- samotność w związku (fikcyjny związek, który istnieje na papierze, ale brakuje w nim więzi)
- duża szansa na bycie zdradzoną, co może motywować te kobiety do zdradzania wtórnego (z zemsty)
- samotne macierzyństwo (opisywany mężczyzna nie poczuwa się do odpowiedzialności, a dzieci nie lubi; z kolei samiec beta ma więcej cech dobrego ojca, czy dobrego przyjaciela)
- wspomniany syndrom wdowie po samcu alfa
- powoduje to też zawód dość dużej ilości mężczyzn, którzy zaczynają być traktowani trochę jak podludzie i zrównywani niesłusznie z tamtą grupą toksycznych mężczyzn, a co z kolei prowadzi do wzmożonej agresji, a nawet mizoginii (nie, nie jest to usprawiedliwienie, zwykła obserwacja)
- psucie charakterów tych mężczyzn, lub utrzymanie zepsutego charakteru u „atrakcyjnego dupka”
Jednak zaświadczam, poświadczam, że znam kobiety, które mimo edukacji wyższej nie chciały słuchać bzdur o wszechobecnej i jedynej dyskryminacji kobiet. Wypadło im to drugim uchem. Można z nimi normalnie żyć, wspierają mężczyznę, jest dobrze. Niestety jak pisałem, trzeba diamenty szlifować, a to wymaga pracy i empatii (taka miękka sprawa dla niektórych, czym gardzą).
Starają się, poświęcają i współpracują tylko osoby wartościowe. Wygodna droga nie jest dla takich ludzi.
Czy istnieją jakieś rozwiązania na ten problem?
Jeśli kobiety uważają, że uganianie się za aroganckimi, wykształconymi, przystojnymi dupkami to część ich biologicznej natury to mam złe wieści. Rozwiązań wtedy nie będzie. Będzie trzeba im powiedzieć, że muszą się swojej biologii ślepo podporządkować i po prostu cierpieć! Czyli być cały czas tylko zapładnianymi, zdradzanymi, porzucanymi, obrażanymi, no i ślepo zakochanymi w ludziach, którym gdyby założyć worek na głowę… nie poświęciłyby chwili. A i tak przecież nie należy wspomnieć, że te, które chcą robić aborcje na życzenie uważają, że to przecież wina mężczyzny, wiadomo. Chamy z nas i cała nasza płeć jest zła. Prawda? Ok, koniec ironii.
Jednak jeśli kobieta uważa, że jej hipergamia jest kulturowo narzucona, ponieważ to mężczyźni niegdyś mieli dostęp do edukacji, czy gromadzenia zasobów (w tym pieniędzy), a kobiety nie, a teraz takich różnic nie ma, to proszę bardzo. Czas na rozwój, czas na zatrzymanie szkodliwych wzorców. Czas na zaliczenie metaforycznego baranka o ścianę.
1. Zaczniemy od zwiększania wiedzy i świadomości, także na temat swoich przywilejów, ale i na temat trudów mężczyzn, co może zwiększyć poziom empatii, co z kolei przełoży się na zdrowsze związki. Jak lubisz płeć przeciwną to prędzej z nią coś zbudujesz, niż jak nią gardzisz (albo np. 90% osobnikami tej płci). Nie ma sensu wyszukiwać cały czas wady w tej płci i jeśli chciał(a)byś ją opluć, a potem zostawić. Sorry, to nie działa.
2. Dalej będzie nauka szybkiego rozróżniania, który (np.) mężczyzna będzie wartościowy, a który nie. + odnalezienie w sobie wartości za którymi chce się podążać. Jeśli są to fajne fotki na insta z podróży, by ludzie zazdrościli to nie ma co się dziwić, że płytka osoba spotkała płytkiego, choć wykształconego mężczyznę i nie do końca może im grać „emocjonalnie”.
3. Trzeci punkt temat to zrozumienie, że seksualność kobiet jest bardziej skomplikowana, niż męska, przez co kobieta może odczuwać pożądanie do mężczyzny z którym stworzy więź emocjonalną i to mimo tego, że mógł wcześniej nie być w jej typie, czy też nie być na topie atrakcyjności fizycznej. Tak, miałem takie relacje. Pamiętam jak mnie jedna obrażała wiele lat temu, bo źle się ubieram, może zbyt „tanio”, a potem na imprezie jak nawijałem, prowadziłem grupę i żartowałem, to powiedziała „a nie sądziłam, że taki jesteś”, a potem dobierała się do rozporka. I poszła gadka rozwojowa, że „nie oceniaj póki nie poznasz dobrze”. Wstyd dla niej.
4. Czwarty temat to postulowanie równości płci, by te dysproporcje były jak najmniejsze w omawianych sferach. Mówmy o wszystkim gdzie ktoś cierpi, a nie gadajmy bredni, że faceci mają milczeć, bo to „użalanie się”, a nad kobietami trzeba otaczać parasol ochronny. Tu też trzeba wystąpić przeciw konserwom, niestety.
5. Piąty to uświadamianie innych kobiet na temat tego, że usilne wybaczanie cech toksycznych mężczyznom, których one wybierają do seksu nie pomaga im samym. Wybaczanie ładniejszym kobietom cech toksycznych działa identycznie.
6. Szósty to zrozumienie, że system edukacji może trochę też nas skłócać, tak jak feminizm i jego wypaczona równość. Niestety to samo ma konserwatyzm nakładający presję na mężczyzn i nie edukujących ich, by stawali się lepsi. Niestety niektórzy nawet postulują tutaj przemoc wobec słabszego i to ma być wg nich „męskie”.
7. Siódmy to nauka rozróżniania który mężczyzna jest inteligentny – a nie jest to zawsze ten, który ma wyższe wykształcenie. Ba, odkąd studia są powszechne warto nie myśleć jednostronnie, że wykształcenie daje jakąś wyjątkowość.
8. Ósmy to nauka kobiet, by dojrzale podchodziły do relacji. Nie słuchały co koleżanki powiedzą, nie co rodzice powiedzą, tylko co one czują kto do nich będzie pasować. Np. jeśli miałby im pasować model z okładek gazet z ewidentnie wyższym wykształceniem „bo co ludzie powiedzą”, albo z kasą „bo ojciec tak chciał”, to taki gość pomacha tym kobietom papierkiem przed oczami i nie tylko tym, ale nic poza tym. Brawo.
9. Dziewiąty to nauka stawiania granic, nauka karania i odrzucania mężczyzn, którzy ewidentnie źle traktują te dobre (oby tak było) kobiety, czyli np zdradzają je. Nie można tych mężczyzn nagradzać dodatkowym zainteresowaniem, lub uważać, że ten zdradzający przy nowej się „zmieni” i tak się w niej zakocha, że przestanie być zdradliwą szują.
10. Dziesiąty punkt to szlifowanie diamentów, zamiast przychodzenie na gotowe. Ale to cecha, którą wynosi się z domu. Rozpieszczone dziecko będzie roszczeniowe. Nie będzie chciało w relacji starać dla płci przeciwnej, a może i dla nikogo, bo będzie to dla niego bolesne.
Rada dla mężczyzn?
Jeśli NAPRAWDĘ kobiety AŻ tak cenią studiujących mężczyzn to może warto na te studia iść, jeśli ma się na to czas i środki, czyli bez spiny? Najlepiej jakiś „kobiecy” kierunek, by studiowało tam ich np. 80%.
Jeśli trafi się tam sporo singielek to jest szansa, że któraś pomacha do mężczyzny zaczepnie, a może dwie, a może trzy i z którąś zagra chemia.
Nie sprawdzałem tego osobiście. Kto wie, może w przyszłości? Ale jest to jakaś myśl.
Jednak jak zawsze na stronie nie polecam być toksycznym ch***, zdradzającym, poniżającym kobiety egoistą etc. Celem tutaj są zdrowe relacje i tylko takie.
Dla mężczyzn z USA ratunku wielkiego nie ma, bo idąc na studia muszą je spłacać, a koszty są ogromne. Dla znalezienia kobiety nie warto wplątywać się w spiralę długów.
Do następnego!