Depresja, a złe traktowanie ludzi z problemami emocjonalnymi
Depresja jest ciężką chorobą emocjonalną wokół której krążą obraźliwe mity, a ludzie nią dotknięci są często źle traktowani. Chorzy w efekcie nie wierzą w leczenie, wstydzą się go, tak jak wstydzą poprosić o pomoc. Wielu ludzi chorych na depresję popełnia samobójstwa, lub podejmuje próby samobójcze, które mogą być wołaniem o wsparcie. Inni zabijają się w sposób rozłożony w czasie biorąc używki maskujące ciężkie emocje, których zdrowi nie odczuwają, lub nie odczuwają w tak dużym natężeniu. Depresja to nie wybór.
Problemem jest pogardliwe nastawienie otoczenia do chorych na depresję i do samej choroby emocjonalnej, która może być uznawana za wymysł, manipulację, toksyczne narzekanie, nieudacznictwo, czy słabość, a jak wiemy wielu ludzi słabościami się brzydzi. Nie da się pomóc komuś kim się gardzi.
W przeszłości osoby z problemami emocjonalnymi dosłownie torturowano, nawet gdy dochodziło do „leczenia”. Stosowało się lobotomię, diatremię, „terapię” przypalaniem, elektrowstrząsy, katowanie, gwałty, czy zamykanie w ciemnych pomieszczeniach ze szczurami i robactwem. Ludzie mieli przeróżne pomysły na wybijanie problemów z głów innych (dosłownie i w przenośni). Świat w przeszłości nie był zbyt łaskawy dla ludzi chorych na tle emocji, ale ostatnimi czasy to się mozolnie zmienia. Zmienia, bo rozumiemy te choroby coraz bardziej.
I właśnie w celu lepszego zrozumienia problemów emocjonalnych spisałem ogromną listę ciekawostek o depresji: o tym jak może się objawiać, o tym jak jest odbierana, co może w niej pomóc, ale i co zaszkodzić. Przez niezrozumienie, lub agresję wobec chorych zaszkodzić im łatwo.
Człowiek dotknięty chorobą, lub problemami emocjonalnymi spowodowanymi przez krzywdy ze strony innych ludzi (rodzic, który nie jest przyjacielem dziecka ma w tym swój udział) jest zmuszony do naprawiania tego wiele lat. Jego postępy są cofnięte, spowolnione, lub nigdy nie osiąga pełni potencjału życiowego, kiedy inni mogą cieszyć się choć namiastką, lub pełnią życia. Trzeba zrozumieć, że pomoc słabszym powoduje wzrost ich produktywności, niezależnie czy jeśli chodzi o działania dla rodziny, związku, państwa, nauki, czy dla gospodarki. Każda z takich osób może mieć jakiś talent – pomimo słabości.
Jednak siła nie powinna brać się z wskakiwania na garb innym, czy wykorzystywania swojej przewagi do niszczenia słabszych, a to widzimy w przypadku złego traktowania ludzi m.in z depresją.
Silnym jest ten, który potrafi pomóc słabszemu. Takim człowiekiem trzeba się stać, takich ludzi należy wychowywać i tylko tacy ludzie będą mogli nieść pomoc dalej. Silny człowiek powinien być dumny z tego, że pomaga i, że to on ma ku temu możliwości. To jest przywilej. Ról odwracać nie można, tak jak to nie 10 letnie dziecko powinno opiekować się rodzicem – bo takie postawienie sprawy kończy się właśnie problemami emocjonalnymi.
Chłopskim rozumem nie wyleczysz depresji, choć możesz przekierować chwilowy smutek na inny bodziec
W przestrzeni publicznej zdarza się słyszeć antynaukowe, „logicznie” brzmiące kłamstwa, takie jak ta, że depresję można wyleczyć samymi chęciami. Inną formą szkodliwych tez jest mówienie, że „rozczulanie” się nad osobami w depresji krzywdzi ich, bo zamiast się ogarnąć jak po przysłowiowym „liściu” to dalej „marudzą”. Takie chłopskorozumowe podejście wynika z odwiecznego tresowania (głównie mężczyzn, choć nie tylko) na osoby, które mają zakaz posiadania innych emocji, niż gniew. Miałoby to prowadzić do aktywnych rozwiązań w stylu „jestem zdenerwowany, więc coś z tym robię, a jak zrobię to na pewno problem minie”.
I oczywiście, w pewnych przypadkach takie podejście działa, szczególnie jak mamy do czynienia z chwilowym smutkiem z konkretnego powodu, ale w przypadku cięższych spraw i problemów emocjonalnych jest to bardzo szkodliwe. Nie dość, że depresja nie musi mieć przyczyny, więc żadne logiczne rozwiązanie tu nie pomoże, to długotrwałe tłumienie emocji prowadzi do chorób niszczących ciało (nie bez powodu mężczyźni żyją krócej).
Wielu ludzi mających objawy ze strony ciała, czy jakieś już konkretne jednostki chorobowe nie wie, że pierwszorzędną ich przyczyną mogły być zszargane emocje, traumy i krzywdy wyniesione nawet z lat bardzo wczesnych, które osłabiają m.in. układ odpornościowy.
Pozwalanie na emocje wcale nie doprowadzi do tego, że więcej osób będzie chorowało na depresję, albo będzie słabymi. Ci co są zdrowi będą zdrowi, a chorzy będą mieli mniej upokarzające środowisko do rozwoju. Czasem wystarczy kilkukrotne okazanie emocji, wraz z otrzymaniem pozytywnego wsparcia od kilku ludzi, by się wzmocnić i nie musieć już tych emocji okazywać. Jest to wbrew temu co piszą niektórzy, że pozwolenie na emocje je utrwala. Ale to też zależy od konkretnego przypadku – mało kto ma talent do rozpoznawania tego naturalnie.
Dlatego społeczeństwo należy edukować, by mogło zapobiec tragicznym skutkom – by było sojusznikiem cierpiących. Empatia jest czymś co społeczeństwo leczy, a jej brak wzmacnia chęć krzywdzenia innych – świadomie i nieświadomie. Nieświadomie, bo wiele z negatywnego podejścia do chorych wynika z niezrozumienia z czym się borykają, albo z błędnych przekonań.
Depresję od chwilowego smutku ciężko odróżnić na pierwszy rzut oka. Ludzie ją mylą z jakąś „słabością”, ponieważ nikt nie wymachuje im papierem z diagnozą przed oczami. Dla ludzi z zewnątrz osoby dotknięte depresją wcale nie muszą „wyglądać” depresyjnie, mogą okazywać emocje, ale i nie muszą okazywać żadnych emocji (wtedy są apatyczni, lub tak zestresowani, że zablokowani na reakcje). Skala różności zachowań osób z problemami emocjonalnymi jest tak duża, że nie sposób tego wypisać. Mimo tego ludzie, którym brak empatii automatycznie reagują na osoby dotknięte depresją, jak na kogoś zdrowego kto wydziwia.
Zatem wiele zabobonów należy sprostować.
Myślę, że taki przekaz najłatwiej dotrze do rodziców kochających własne dzieci, czy też do bliskich których szanujemy. Inni mogą niestety machnąć na to ręką, dlatego osoby z problemami emocjonalnymi będą mierzyć się od najmłodszych lat z częstym wykluczeniem i stygmatyzacją.
Zbiór ciekawostek i faktów o depresji (wielu z nich nie przeczytasz w innym miejscu)
Poniższy spis nie zastąpi diagnozy u specjalisty, aczkolwiek kryteria diagnostyczne są zbyt rozmyte w stosunku do tego, jak wielu ludzi ma różne objawy (tym bardziej mężczyźni). Diagnozy są moim zdaniem niedoszacowane, ale jest to moje prywatne zdanie.
- depresja to nie słabość, którą należy pogardzać; to nie „słaby charakter”, „użalanie się”, ani „granie ofiary” tylko prawdziwe cierpienie, którego zdrowa osoba nie odczuwa
- depresji nie nabywa się z własnej winy, choć można pogorszyć sobie nastrój
- depresja to nie lenistwo, a m.in zaburzenia napędu/energii/motywacji (depresja energię odbiera, człowiek nie kontroluje tego)
- form depresji jest kilka: może być czasowa (związana z czynnikami zewnętrznymi), może być endogenna (od urodzenia), może być reaktywna (nagromadzenie stresu) – form depresji jest bardzo dużo i nie sposób ich wymienić na tej liście
- depresję mogą wywołać krzywdzący ludzie (z rodzicami na czele, którym m.in brak empatii, czy miłości do dziecka, co najpierw skutkuje deprywacją emocjonalną)
- wiele lat depresja była uznawana za wymysł, manipulację, bycie wariatem, słabeuszem, leniem, opanowanym przez złe duchy, szatana – takie osoby były poddawane ostracyzmowi, a nierzadko zostawały ofiarami przemocy; ot, wadziły komuś „silnemu” i „zdrowemu”, a on uważał, że przemocą „oczyszcza” społeczeństwo z „chorych”, jakby to miała być zaraza
- to, że ktoś w depresji ma okresy dni z energią, widać, że potrafi czasem „zadziałać” nie oznacza, że nie jest chory
- depresji nie wyleczysz bieganiem, siłownią, braniem na siebie nadmiaru godzin w pracy, chęciami, czy innymi tego typu radami, które mogą zadziałać jedynie na chwilowe smutki, czy nerwy; możesz biegać dzień w dzień przełamując depresję na siłę, udając, że jej nie ma podczas biegu, ale ona ciągle będzie, jutro wróci, albo odbierze moc nawet do oddychania, że położysz się na środku drogi z poczuciem bezsensu istnienia
- mówienie „weź się w garść”, „nie żal się”, lub bardziej agresywne zachowania nie spowodują wyleczenia osoby z depresją, tylko jej usilne, aktorskie wręcz tłumienie emocji, które może skutkować nerwicą, fobią społeczną, lub innymi chorobami, a to nie koniec fatalnych skutków (co nie oznacza, że należy tylko się żalić i nic ze sobą nawet nie próbować zrobić)
- mówienie „ja nie mam depresji, więc inni nie powinni mieć”, albo „też mam smutki i jakoś nie mam się za chorego” jest jeszcze głupsze, jeszcze bardziej narcystyczne i pomaga poczuć się lepiej co najwyżej mówiącemu w ten sposób
- naukowcy badają czy depresja może być efektem zaburzeń odporności, mikroflory jelit, zbyt niskiego poziomu witamin, zaburzeń hormonalnych (czasem podobnie się objawiają) i wielu innych czynników, które są bazą, a depresja następstwem innych chorób
- tam gdzie osoba zdrowa w moment zapomni o porażce, osoba z depresją może pamiętać ją długo i odczuwać identyczną emocję po 20 latach po jej doznaniu
- tam gdzie osoba bez depresji odczuwa porażkę jako lekkie ukłucie, tam osoba w depresji może odczuć to przynajmniej kilka razy mocniej i nie dziwnym jest, że na końcu energię traci, a jej zdolności są zmniejszone
- osoby w depresji to wcale nie osoby nad którymi ktoś się „pieścił” i wychowane bezstresowo; jest kompletnie na odwrót: osoby te albo nie są wychowywane wcale, albo wychowane przemocą, albo toksyczną nadopiekuńczością, która tylko pejoratywnie może brzmieć jako rozpuszczanie, ale w prawdziwym słowa znaczeniu jest dobitnym kontrolowaniem dziecka wyłącznie dla egoistycznych potrzeb rodzica, który daje fałszywą fasadę miłości
- w przypadku mężczyzn depresja to nie „zniewieścienie” co niektórzy próbują uważać za coś czego należy się wstydzić (często mówią to mizogini, którzy przypisują posiadanie emocji jedynie do kobiet, tak samo jak każdą słabość i ogólnie do tych cech pałają sporą niechęcią); prości ludzie mają proste diagnozy i przez to nieefektywne rozwiązania, pamiętajmy, by nimi nie być
- osoba w depresji niedostająca wsparcia może nienawidzić siebie, może uważać, że jest szkodnikiem, zaprzeczeniem człowieka, mężczyzny, kobiety (rzadziej)
- długotrwała depresja może obniżać intelekt, zdolności koncentracji, czy zapamiętywania, dlatego warto podejmować leczenie, zanim depresja zasieje spustoszenie
- osoba w depresji zwykle ma bardzo niskie poczucie własnej wartości, nie tylko dlatego, że inni ludzie mogli ją gorzej traktować, ale i dlatego, że ma ciężar, którego inni nie mają, co spowalnia osiąganie przez nią podobnych rezultatów
- osoby zdrowe, którym brakuje empatii próbują usilnie porównywać się z osobami w depresji jako tymi, którzy mają równie ciężko, czym usprawiedliwiają swoje ataki na osoby w depresji; dlatego słyszy się od nich słowa typu „inni mają gorzej, a jakoś nie zachowują się tak jak ty”, „ja jakoś sobie radzę, a też miałem ciężko” itd. – niektóre z tych tekstów mają dobre intencje, ale nie pomagają
- osoba w depresji częściej, niż osoba bez depresji woli być wysłuchana, albo woli obecność danej osoby, niż „rozwiązać logicznie problem”; jest to wynik braku akceptacji, niskiego poczucia własnej wartości, czy niewiary we własną sprawczość, które są mocno zaburzone przez objawy, trudne emocje, a nierzadko też negatywne ludzkie zachowania od czasów dziecięcych (bardzo często jest to stosowane wobec mężczyzn, który dodatkowo otrzymują określenia od „baby” – co uniemożliwia otrzymanie pomocy)
- osoby w depresji, tak jak osoby z innymi, dużymi problemami emocjonalnymi mogą być obrażane od egoistów, ponieważ są bardziej skoncentrowane na sobie; jeśli cierpienie rządzi człowiekiem, człowiek ledwo radzi sobie sam ze sobą to trudno by poświęcał ogrom czasu innym; zdrowi potrafią mieć więcej możliwości, więcej sił i jednocześnie więcej pretensji – ale to jedynie próba wmówienia, że osoba w depresji w rzeczywistości ma lepiej, niż ta zdrowa
- osoba w depresji nie musi umieć przyjmować pomocy, może się tego wstydzić, co może być ukazane jako opór, a co może powodować u ludzi niechęć do pomagania takiej osobie; czasem trzeba być wytrwałą osobą w pomaganiu
- osoba w depresji nie musi mieć problemów z codziennym funkcjonowaniem widocznym gołym okiem
- osoba w depresji może być bardzo uległa, nieasertywna, spowolniona, albo impulsywna i agresywna w reakcji na skrzywdzenie – ile osób tyle mechanizmów obronnych wyuczonych przez doświadczenia i wychowanie
- zbyt wymagający rodzic może doprowadzić do tego, że osoba utknie w depresji jako niemogąca spełnić większości tych nierealistycznych żądań i może długi czas nie móc poczuć się osobą wystarczającą; jest to kompletnie inne zachowanie, niż osoba narcystyczna, która nadmiernie dużo wymaga od innych ludzi (zbyt surowy rodzic może wychować poniżone dziecko, a przynajmniej tak samo surowe – kiedyś ten cykl skończy się większym problemem)
- obwinianie osób w depresji o ich stan szkodzi i wzmacnia bezradność, która jest wielokrotnie większa, niż u osób zdrowych z chwilowymi załamaniami; przykładem jest brak energii do wstania z łóżka, mimo spania po 20 godzin dziennie, brak siły, by nawet zadbać w podstawowy sposób o siebie (toaleta) itd. – choć jednak większość osób się do tego zmusza
- depresja może się objawiać smutkiem, agresją, apatią, wahaniami nastrojów, nadwrażliwością, ale i bólami cielesnymi (może boleć wszystko, od żołądka, jelit, po serce, a mięśnie mogą być na tyle spięte, by powodować większe bóle kręgosłupa i łatwiejsze przeciążenie)
- na depresję może zachorować każdy, nawet piękny i bogaty
- uśmiechające się, żartujące osoby też mogą mieć depresję; w ten sposób radzą sobie z chęcią bycia akceptowanymi w społeczeństwie, lub chwilowym zapomnieniem objawów
- osoby w depresji mogą mieć zaburzone poczucie bezpieczeństwa na skutek nieodpowiedniej opieki przez rodziców; ostatecznie tworzy się lęk w pakiecie z ciężarem smutku
- depresja sprzyja izolacji i poczuciu się jako wyrzutek społeczny
- w depresji odczuwanie przyjemności może być zaniżone, lub wyłączone, dlatego ciężko o motywację do zmian – nie ma poczucia nagrody za wysiłek, który i tak jest wielokrotnie większy, niż u innych ludzi, by osiągnąć to samo
- mówienie „odejdź od osoby z depresją bo pociągnie cię na dno” jest błędne, ponieważ wiele z tych osób stara się funkcjonować w miarę normalnie, a wsparcie może im w tym pomóc; to „zdrowa” osoba z sukcesami, która stosuje przemoc i jest lekceważąca prędzej może pociągnąć innych na dno
- każde negatywne emocje, z którymi człowiek nie umie sobie poradzić mogą skutkować uzależnieniem, które tylko chwilowo koi ból, a następnie je pogłębia (niestety chory człowiek tego może nie przyjmować, bo ból tu i teraz jest większy, niż ryzyko pogorszenia)
- depresję ciężko zdiagnozować patrząc na człowieka
- chęć leczenia depresji lekami to nie lekomania, jak niektórzy śmieją uważać, a próba naprawienia swojego stanu
- depresji nie da się sobie wmówić; czasem da się mylnie zdiagnozować krótki smutek jako depresję; gorzej jak trwa to długo
- można być w pełni świadomym swojej depresji; niektórzy uważają, że ludzie nie są w stanie zauważyć chorób psychicznych u siebie (tylko niekiedy i tylko niektóre z chorób)
- depresja to nie jest bycie „wariatem” co ma pogardliwy ton; osoba w depresji to taka sama osoba jak inne, tylko obdarzona długotrwałym cierpieniem, co skutkuje różnymi, może ciut nienaturalnymi zachowaniami dla osób, które jej nie mają
- jedni opisują depresję jako pustkę, lub ciężar, inni jako nieustanne odtwarzanie emocji podobnych do żałoby (jakby ktoś ważny właśnie nam umarł), kolejni 'jedynie’ jako ból rozlany po ciele, w głowie, w klatce piersiowej, czy w żołądku
- na depresję chorują często osoby wrażliwe, przejmujące się, empatycznie emocjonalnie (odczuwają bodźce z otoczenia na sobie), które nie są złe z natury, mają dobroczynną naturę, ale pomimo tego ich status w agresywnym, płytkim, wychwalającym się społeczeństwie jest niski (widzimy dużą promocję cech psychopatycznych i narcystycznych, które miałyby pomóc w odnoszeniu sukcesu, kreowaniu swojego wizerunku, czy manipulowaniu innymi bez skrupułów); w ten sposób dobroczynne osoby tracą swoją dobroć i popadają w zgorzknienie
- rozwiązaniem nie są skrajności: ani szukanie winy cały czas w sobie (to obniża samoocenę i wzbudza blokujące poczucie winy), albo cały czas u innych (bo to buduje całkowity brak chęci starań); należy dążyć do wypośrodkowania, do wyszczególnienia co można poprawić (i pomyśleć jak to zrobić), a czego nie można (i zaakceptować to jako jedną z cech)
- wyśmiewanie depresji jest na gorszym poziomie jak wyśmiewanie np. niskiego wzrostu; pomimo tego, że cechą wspólną jest tutaj wyśmiewanie czegoś na co człowiek nie ma wpływu (co już jest mizerne), tak osoba w depresji będzie dotknięta bardziej, niż stabilna emocjonalnie osoba, która ma jakieś wady, ale która na tyle czuje się pewnie, że nie odczuje tak obelg i odrzucenia
- osobie w depresji czasem wystarczy pomoc w załatwieniu leków, pamiętaniu o nich, lub wspólny pobyt u lekarza psychiatry, psychologa, terapeuty, by wzmocnić taką osobę i, by w przyszłości mogła radzić sobie lepiej sama; zostawianie ludzi z depresją na pastwę losu jest bezużyteczne; egoista nie przyjmie tego argumentu, ale niech ma świadomość, że jak będzie miał dzieci to spowoduje u nich problemy emocjonalne podobną postawą
- łatwiej można popaść w depresję kiedy ludzie mają słabe więzi społeczne, brak im prawdziwych przyjaciół, kochających rodziców, są bezradni w obliczu problemów (np. zakazywało im się działania, nie uczyło), ale i kiedy są przebodźcowani (głównie czymś negatywnym, ale nie tylko – liczy się liczba bodźców, lub stosunek liczby bodźców pozytywnych do negatywnych)
- wsparcie może pomóc zmniejszyć objawy depresji, a złe traktowanie chorej osoby może je spotęgować; dla osób w depresji pomocnym jest znalezienie sojuszników, lub poszukanie grupy wsparcia; jednak samo wsparcie nie daje 100% szans na wyleczenie, a jest dodatkową i wydajną pomocą
Dzięki zrozumieniu dużego cierpienia osób chorujących na depresję dziś nie mówi się już tak często, że to wariaci, histerycy, zmyślają, manipulują, że to egoiści, pasożyty, czy lenie. Teraz wiele osób już wie jak ciężko jest to pokonać i jak mały mamy na to wpływ.
To pokazuje, że ludzka natura się zmienia, że ludzie ewoluują. A przynajmniej niektórzy z nich. Jest to widoczne tam gdzie więcej jest wiedzy, gdzie ludzie nie idealizują przemocy, a już na pewno nie wobec słabszych. Uświadamianie pomaga.
Jeden z bardziej znanych przypadków depresji – Tomasz Beksiński
„Dziennik zapowiadanej śmierci”.
Jego „przyjaciółka” (wypowiada się w reportażu) też go nie rozumiała. Też nie miała empatii. Też próbowała mówić, że wszyscy mają takie problemy, jak on, więc niepotrzebnie dramatyzuje. A w ogóle to jest wychudzonym tchórzem. Trochę (a może nawet bardziej niż trochę) nim gardziła. Jak ma się takich przyjaciół, miłości nie zaznaje, w rodzinie było sporo dysfunkcji emocjonalnych wcześniej… nie dziwne, że życie zakończył. To było uwolnienie od piekła, którego inni nie rozumieją i nie czują. Dlatego świadomość społeczna na takie tematy musi rosnąć.
Brak taryfy ulgowej od silnych dla słabych, czyli pretekst do znęcania się nad ludźmi z problemami (w tym tymi emocjonalnymi)
Rozmowa nawiązała się po poście Pei, który nawoływał do niestygmatyzowania osób z autyzmem. Wszystko w porządku, cel szczytny, ale jak dochodzi depresja, czy inne problemy emocjonalne, które powodują słabości to wielu z podobnych uliczniaków (nie mówię, że sam Peja konkretnie ale z podobnego środowiska) lekko mówiąc nie najlepiej traktuje mężczyzn z problemami emocjonalnymi. Pokazywałem to w artykule o toksycznej męskości. Czy jeden problem zasługuje na więcej współczucia, niż drugi? Czy nie powinniśmy starać się zrozumieć ludzi dotkniętych niezależnie którym z nich?
Niestety w odpowiedzi dostałem powyższą odpowiedź (screen). Wypowiedziała się w ten sposób studentka (uczy się stomatologii – to ważne) dodając, że „jak się chce to zawsze się rozwiąże problemy” niejako w nawiązaniu, że i depresję da się pokonać „chęciami” – tak przynajmniej to zrozumiałem. Czyli jeśli sam nie pokonasz depresji to jest to twój brak chęci do walki ze słabościami, za co wg niej nie należy dawać taryfy ulgowej. To nie jest podejście rozumiejące, a potępiające, które nie rozwiązuje niczego.
Co ważne, ludzie będą mylić depresję ze słabością, więc stygmatyzacja ludzi ciężko chorych na emocje jest jakby automatyczna w przypadku ludzi wyznających powyższe poglądy.
Chłopski rozum, brak wiedzy w połączeniu z brakiem empatii, powtarzaniem kołczingowych formułek o tym, że „można wszystko”, mieszanka pseudowartości takich jak pogarda do słabości, czy kult nieskrępowanej siły (coś często skrajna prawica militarystyczna o tym lubuje mówić) powoduje, że swoją postawą można bardzo zaszkodzić potrzebującym pomocy. Dodajmy do tego wyznawanie determinizmu („słabi niech giną”), czy popieranie argumentu siły (silniejszy zawsze włada słabszymi) i mamy mieszankę wybuchową.
Mówienie o braku taryfy ulgowej dla „słabych” powoduje też to, że silniejsi mają pretekst, lub nawet usprawiedliwienie do znęcania się nad chorymi, słabszymi – jakkolwiek będzie to źle widziane na zewnątrz dla takich osób. Dawanie ochronki stosującemu przemoc jest jednak niemoralne. Pomaganie słabszym jest szlachetne i jest wykazaniem się prawdziwą, ogromną siłą, na którą nie stać jednostki tak łatwo denerwujące się słabościami innych. Bo to oni nie panują nad sobą i brakuje im ludzkich odruchów.
Leczenie choroby psychicznej nie jest tak proste, jak leczenie innych chorób
Nawiązując jeszcze do stomatologii, którą zaznaczyłem i medycyny samej w sobie…
Przecież chęciami nie zniszczy się bólu zęba, nie zniszczy się raka, tak jak nie zniszczy się problemów emocjonalnych, które często są chorobami. Choroby te chęci odbierają, a dodają słabości, których człowiek nie chce mieć. To nie jest jego decyzja. To nie jest jego wygoda. Ten człowiek widząc, że jest bezradny, bezsilny, cierpi katusze, ciężko mu się nawet oddycha, a do tego inni go atakują, że sam sobie jej winien – kim on może się poczuć słysząc taki przekaz i to często od najbliższych? W jaki sposób miałoby to prowadzić do jego wyleczenia? Takie zachowanie może jedynie tanio dowartościować osobę atakującą.
Ale przy zapaleniu miazgi możesz zęba wyrwać. Skuteczność wyleczenia bólu wynosi 100% taką metodą. Mózgu i emocji sobie nie wyrwiesz, choć jak wspominałem osoby chore psychicznie w przeszłości torturowano. Aktualnie na leczenie depresji stosuje się leki, które u jednych działają w 10%, u innych w 70%, a u kolejnych powodują jedynie skutki uboczne. Taka jest różnica w skuteczności leczenia psychiki, a chorób zębów, które znamy dokładniej.
Może stomatolodzy zamiast kanałówki powinni zaproponować modlitwę, wiarę i mówienie „dam sobie radę”, albo „będę silny to będzie dobrze i nie będzie bolało”? Dobrze wiemy, że to kpina. Tak można było mówić setki lat temu, gdy do wyrywania zębów trzeba było zatrudniać kowala. Niektórym takie placebo pomagało, by na 0,1 milisekundy zapomnieć o rwaniu na żywca.
Na tej samej zasadzie nie można równać rozwiązywania problemów emocjonalnych do kwestii chęci, albo wierzyć w lewoskrętną witaminę C, bo przecież ktoś powiedział, że można dzięki temu zdrowieć, czyli można. A, że nie zbadano tego i nie potwierdzono na wielu tysiącach przypadków? Nieważne, beton będzie beton, bo chce wierzyć w swoją teorię, lub w to co sam przeszedł, a nie w to co dotyka całe rzesze ludzi. Bo jemu smutek przeszedł, bo uznał, że sam zapracował sobie na to, a inni są miernotami szukającymi wymówek i dlatego mają „chorobę”. Nie to co on, siłacz od którego wszyscy muszą brać przykład…
Cóż, od osoby narcystycznej nie ma co oczekiwać ani wsparcia, ani zrozumienia.
Podsumowując.
Zanim kogoś ocenisz poznaj jego historię, może coś mu jest zdrowotnie, może miał ciężko, może był wieloletnią ofiarą przemocy, może wychował się w rodzinie w której był poniżany, stąd jego słabsze zachowania. Nie musisz się na nim wyżywać. Nie musisz się wywyższać. Normalnym tego tłumaczyć nie trzeba. Reszta będzie szukać pretekstu do poniżania gorzej sytuowanych, cierpiących, a potem okręcać kota ogonem, że jako sprawcy przemocy to oni są ofiarami, albo jakimiś bojownikami o dobre wartości, albo o „siłę mężczyzn”.
Więcej dobrego by zrobili, gdyby usunęli się w cień i nie komentowali tak poważnych problemów. Dzięki temu będzie mniej traum od wieku dziecięcego, a to da nam sprawniejszych dorosłych.
Świetny tekst, pełna oczywiście zgoda, tak, tak właśnie depresję odbiera (tzw.) społeczeństwo, obecnie jest z tym już trochę może lepiej niż kiedyś, ale trochę lepiej wcale i bynajmniej nie oznacza, że jest dobrze. Taka może tylko drobna uwaga, otóż wśród rozlicznych mitów związanych z depresją, czy może raczej stereotypów, jest taki, że osoby na nią chore nie chcą się leczyć, nie chcą iść do lekarza, psychologa czy psychiatry, bo się tego wstydzą. Może i tak jest, ale nie zawsze, ja np. nie idę z tym do lekarza nie dlatego bym się wstydził, bo niby czego i dlaczego miałbym się wstydzić, lecz z innych powodów (brak wyjścia z sytuacji, leczenie tu nic nie pomoże).
Bardzo przykro mi to słyszeć, Bury. Wprawiaj się w dobty nastrój. Puszczaj sobie swoja ulubioną muzyke, tańcz, tób to (coś pozytywnego i zdrowego) co sprawiało Ci przyjemmność. Kontakt z przyrodą bardzo leczy i uzdrawia. Wiem coś o tym. bardzo mi pomogło. Rozmowa z drugim człowiekiem. Kimś, kto wysłucha i zrozumie.
„Spłycając” temat. Depresja jest niczym innym jak… m.in. reakcją na presję. De-presja. Człowiek (jego układ nerwowy, ciało) chce uwolnić się od lub odreagować presję. Problemy, które powoduja depresję wynikają m.in. z problemów emocjonalnych, mentalnych, materialnych, a nawet duchowych.
Np. ze złego dopasowania między ludźmi (trzeba wtedy bardziej nad sobą oraz zwiazkiem pracować), z projekcji, filtrów, fałszywych wyobrażeń, rozczarowań iluzjami, a w końcu z traum.
„Najgorszym więzieniem na świecie jest dom bez pokoju. Uważaj, kogo poślubiasz lub w kim się zakochujesz!” (Johnny Depp)
No dobrze, dzięki za reakcję, nie wiem, na ile wskazane w niej porady brać na poważnie, bo nie wykluczam, że to ironia, jeśli jednak są one na poważnie, to oznaka, że mówimy o czymś innym niż depresja, albo, już całkiem wprost, i niezbyt grzecznie, że ty nie masz pojęcia, czym jest depresja (skoro remedium na nią miałaby być muzyka, taniec, przyroda itp.).
Napisałeś: „lecz z innych powodów (brak wyjścia z sytuacji, leczenie tu nic nie pomoże).” Dlatego napisałem o „powierzchownym”, tymczasowym remedium. Bo zależy czy zaleczamy objawy (na już, na teraz, żeby choc troche lepiej się czuć ioraz funkcjonować) czy zatrzymujemy się w życiu i przyglądamy przyczynie, przyczynom, nam samym oraz innym. I wtedy rozpoczynamy pracę wewnętrzną nad sobą. Idealnie ze świadomym, doświadczonym specjalistą.
Wierz mi, wiem czym jest depresja. Moja mama miała ją jak już bylem w szkole średniej. M.in. miałem zespół stresu pourazowego, jak żołnierz po powrocie z wojny (spowodowany bohaterstwem, idealistyczną walką przeciwko złu i bardzo wpływowym ludziom na świecie – za dużo wziąłem sam na siebie). I pojawiającą się, nawracającą i znikającą depresję wywołaną czynnikami zewenętrznymi oraz wewnętrznymi – bagaż z dzieciństwa na które wpływnęły traumy wojenne i powojenne przodków. Polecam to przeczytać na początek i szukac pomocy u dobrego specjalisty. https://swiadomosc-zwiazkow.pl/leczenie-depresji-usunmy-zlo-i-toksycznych-ludzi-potem-diagnozujmy/
dobra, dzięki, pozostanę jednak przy swoimi, ja to wszystko już przerabiałem, nawet więcej, bo między innymi i siłka, i to bardzo intensywna, do tego pływanie, nadto, z innego spectrum, tzw. podróże, to nic nie daje, nawet tymczasowo, bo wbrew pozorom, czy raczej złotej myśli, iż „nie na sytuacji bez wyjścia”, takie sytuacje są, a zwłaszcza w przypadku nagromadzenia się czynników depresjogennych, zwykle wystarczy jeden, a jeśli jest ich kilka, kilkanaście, to wtedy nic nie pomoże, co najwyżej można np. jakimiś lekami przytłumić świadomość.
To, co robiłeś „siłka, pływanie” jest świetne dla mężczyzny (o ile robi się to z umiarem i pomiędzy dniami wysiłku są dni odpoczynku dla ciała. Jednak trzeba zadbać o nasz dobrostan na każdym poziomie. Jesli zadbamy o samych siebie, to będziemy w stanie zadbac o innych.
Żeby uniknąć depresji trzeba zadbać o własny dobrostan duchowy, psychiczny (mentalny), fizyczny, emocjonalny (dobrze jest nauczyć się akceptacji siebie oraz innych). Jak wiadomo… dość często tak bywa, że ekspertem zostaje się po popełnionych błędach, zaliczonych porażkach i sukcesach (a tak naprawdę… są one lekcjami i tylko my oraz inni postrzegamy je jako porażki czy sukces). W prawie każdej nawet pozornej porażce można znaleźć ślad sukcesu, a w prawie każdym sukcesie można znaleźć echo porażki.
To, że człowiek chce się podnieść (i nieważne gdzie jest, np. jak nisko spadł ze szczytu), jest najważniejsze. Np. Empaci, którzy są odbierani przez tzw. ludzi pozorów jako „słabi”, bo „wrażliwi” są w rzeczywistości najsilniejszymi ludźmi. Dlaczego? Bo mimo iż są łamani/ złamani przez innych (np. przez ludzi, którzy cierpia na zaburzenia osobowości takie jak narcyzm, socjopatia lub psychopartia – wrodzone lub nabyte w dzieciństwie), to oni i tak składają się z powrotem i stają jeszcze bardziej silni.
Bo jak powiedział ktoś mądry: „Nie można złamać empaty.
Bez względu na to, jak toksyczny, manipulujący lub złośliwy ktoś jest wobec niego lub niej, to nie można złamać empaty.
A to dlatego, że… Ich siła nie leży tylko w ich zdolności
do odczuwania lub w ich wrażliwości czy czujności.
Uzdrowienie staje się sposobem myślenia empaty.
Próba ich złamania tylko ich wzmacnia.”
Piszę te komentarze do Ciebie, bo to jest raczej chcęć pomocy niż jakiekolwiek pouczanie (ja też otrzymałem lekcje w moim zyciu – zresztą, każdy z nas).
Np. teraz jestem w fazie tranzycji w moim życiu. Wróciełm na rynek pracy (pracuję tymczasowo jako Mikołaj) i bedę wracał do pracy w swojej branży oraz w razie czego się przebranżawiam (kursy on line). Pozdrawiam i życzę Ci dużo zdrowia. Na każdym polu życia.
Wartosciowy tekst. Warto też dodać, że według aktualnych badań leki na depresję chronią neurony i hipokamp przed uszkodzeniami wywołanymi stresem w chorobie depresyjnej, a wiele osob boi się leków niestety. Zawsze trzeba szukać pomocy w potrzebie i to dotyczy też problemów emocjonalnych. Nie jest to wstyd ani słabość.
według aktualnych badań leki na depresję chronią neurony i hipokamp przed uszkodzeniami wywołanymi stresem w chorobie depresyjnej, a wiele osob boi się leków niestety
A to mogę źródło/źródła z badań? Dorzuciłbym do artykułu.
Nie jest to wstyd ani słabość.
Dla wielu jest, bo jest niezrozumienie i krzywdzące właśnie stereotypy. Do lekarza nie wstyd iść ze złamaną nogą, ale ze złamaną psychiką już tak, mimo że rekonwalescencja może być dużo trudniejsza, lub niemożliwa, a złamana noga zwykle się zrasta. Ludzkość wolno się rozwija.
Bardzo się cieszę, że promuje Pan właściwe wzorce, że depresja to nie lenistwo, że nie można się wstydzić, tego że nie radzimy sobie z własnymi emocjami. Naprawdę to jest super!
Mój narzeczony niestety ma teraz problem od miesiąca z depresją – kredyt/inflacja. Jego koledzy piszą do mnie, że się o niego martwią, ja tez się martwię. Na szczęście namówiłam go do pójścia do lekarza, mam nadzieję, że mu pomoże jak wyrzuci z siebie emocje. Próbowaliśmy wszystkiego by mu pomóc.
Jak to zaburzenia neuroprzekaźników, zmęczenie, słaby sen, czasem niedobory to sama rozmowa niekoniecznie musi pomóc. Plus przydałoby się rozwiązanie problemu, bo jednak kłopoty finansowe stresują wielu ludzi i nie dają poczucia bezpieczeństwa. Rozmową nie da się choćby naprawić bezdomności 😉
Z innej strony o Beksińskim i depresji.
„Czy depresja także jest uwarunkowana ewolucyjnie? Oczywiście, jednak w dość przewrotny sposób. U zwierząt występuje stan podobny do depresji. Jest on obserwowany wtedy, kiedy młode straci matkę i jest praktycznie skazane na śmierć.
Staje się wtedy apatyczne, smutne, pozbawione inicjatywy, ale też strachu. Czasami w programach przyrodniczych możemy obserwować wspomniane sytuacje, kiedy drapieżnik zabije matkę, zostawiając jej potomstwo jeszcze przez jakiś czas przy życiu. Można to nazwać depresją opuszczeniową. Jak doszło do jej wykształcenia na drodze procesów ewolucyjnych? Paradoksalnie – przez zaniechanie. Niezależnie od tego, jak zachowywały się dzieci po śmierci matki, ginęły. Każde działanie i tak kończyło się śmiercią, więc nie pojawiła się żadna presja ewolucyjna, która premiowałaby potomstwo noszące w sobie geny powodujące zachowania agresywne lub inne.
Także ludzka depresja jest stanem podobnym do żałoby po śmierci kogoś najbliższego, bez kogo – jak subiektywnie możemy odczuwać – nie da się dalej żyć. Odkrył to już Freud w pionierskich czasach psychoanalizy. Zauważył on, że osoby w depresji są podobne do ludzi w żałobie. Z tą tylko różnicą, że ludzie w żałobie nie mają obniżonej samooceny i nie są tak wyprani z agresji, jak osoby w depresji.
W ten sposób wracamy do języka, w którym napisany jest program sterujący ludzką psychiką. Oprócz kodu ewolucji, który mamy wspólny ze zwierzętami, istnieje też kod relacji interpersonalnych. Ten jest typowy już tylko dla ludzi i wiąże się z pewnymi specyficznymi mechanizmami, które pozwalają homo sapiens na rozwój uczuciowości. Ta z kolei jest nam potrzebna do regulowania złożonych relacji międzyludzkich w naszych ogromnych stadach. W skrócie polega to na obserwacji, że rozwijające się dziecko już od najwcześniejszych dni życia przechodzi przez pewien specyficzny cykl rozwojowy, który na pewnym głębokim poziomie także jest zapisany w naszych genach. Jesteśmy zaprogramowani do wchodzenia w kolejne fazy dziecięcego rozwoju interpersonalnego, podczas których powinniśmy zdobyć konkretne doświadczenia i posiąść idące za tym umiejętności związane z budową odrębności, tożsamości i zdolności do komunikowania się z otoczeniem. Jest specyficzny czas na wykształcenie się świadomości odrębności swojej osoby względem matki i otoczenia, na nauczenie się tolerancji na frustrację, na zdobycie zaufania do świata, na doświadczenie poczucia siły, a potem także własnych ograniczeń. Pozytywne przejście przez ten cykl prowadzi do wytworzenia zdrowej, funkcjonalnej osobowości – przynajmniej na danym etapie, bo także w późniejszym życiu czeka na dzieci wiele pułapek (które omówię innym razem).
Całe książki o tym napisano, więc z pewnością nie uda mi się tu wszystkiego streścić w kilku zdaniach. Generalnie chodzi o to, że każde dziecko powinno gładko przejść przez pewne określone doświadczenia, co musi się odbyć w adekwatnym czasie i w pewien określony sposób – z empatią, miłością i zaangażowaniem ze strony rodzica. Niestety, u większości ludzi proces ten bywa nieco zachwiany. W zależności od tego, co i w jakiej fazie rozwoju nie zagrało, dany problem skutkuje powstaniem konkretnych zaburzeń osobowości. Pewne symptomy niepowodzeń rozwoju psychiki widoczne są już w dzieciństwie. Jednak w pełni objawiają się dopiero w dorosłości, kiedy można zdiagnozować konkretne charaktery, np. zależny, borderline, socjopatię, schizoidalność itp.
Generalnie osoby mające podatność na zaburzenia depresyjne to te, u których proces rozwoju dziecięcej psychiki został zakłócony, zanim zdążyło się wykształcić poczucie bezpieczeństwa i stałości. W tej przypadłości czuć echo straty obiektu pierwotnej miłości, najczęściej rodzica. Osoby depresyjne jako dzieci – kierując na kogoś całą swoją miłość – doznały rozczarowania. Choć może minąć wiele lat, psychiczna rana pozostaje w człowieku i sama z siebie nigdy się do końca nie goi. Wprost przeciwnie – otwiera się na nowo za każdym razem, kiedy dorosłą już osobę spotka jakiś interpersonalny zawód.
To jest właśnie paradoks, z którym ma problem medycznie ukierunkowana psychiatria. Praktycznie zawsze napad depresji rozpoczyna jakieś negatywne wydarzenie międzyludzkie. Jeśli ta przypadłość miałaby być tylko efektem czysto biologicznym, nie powinniśmy obserwować takiej zależności, prawda?
Ok, zanim wejdziemy jeszcze głębiej, podsumujmy to, co już ustaliliśmy. Osoby skłonne do depresji doznały w dzieciństwie zawodu ze strony osoby, na którą kierowały całą swoją miłość – czyli zazwyczaj rodzica. Jednocześnie w ich rozwoju nie dopełniły się pewne etapy, które normalnie prowadzą do wykształcenia poczucia bezpieczeństwa i stabilności. W efekcie toruje to drogę destrukcyjnemu mechanizmowi depresji, który u zwierząt wykształcił się z braku jakiejkolwiek alternatywy wobec nieuchronnej śmierci. U ludzi objawia się on jako proces psychicznego rozpadu – apatii, smutku i poczucia beznadziei.
Teraz dochodzimy do trzeciego z kodów „języka psychiki” – umysłowej racjonalizacji. Jako gatunek, który wykształcił zaawansowaną samoświadomość, musieliśmy dostać też od ewolucji coś, co pozwala nam podporządkować nasze pierwotne instynkty logicznemu myśleniu. Nazwałbym ten proces po prostu racjonalizacją. Polega on na nazywaniu naszych archaicznych odruchów i kontrolowaniu ich w sposób zrozumiały dla świadomości, czyli z wyłączeniem instynktu typowego dla zwierząt. Taka kolej rzeczy pociąga za sobą jednak pewne koszty. Tracimy kontakt z pierwotnymi potrzebami, które przecież często nie zostają w pełni zaspokojone w naszym dzieciństwie. Uczy się nas jednak, że dorosłym ludziom nie wypada kołysać się, krzyczeć jak niemowlę lub płakać – powinniśmy to wszystko tłamsić w sobie i racjonalizować. Tworzy się rozdźwięk, który co prawda pozwala żyć, ale formuje też klincz w naszej psychice objawiający się różnymi zaburzeniami. Przykładowe efekty opisywałem m.in. w poprzednim wpisie pt. Korzenie zła. Taki na przykład sadysta nie ma świadomości, że bije niewinną osobę za grzechy popełnione niegdyś przez swojego rodzica – najczęściej ojca.
A czego nie wie osoba w depresji? Nie wie, że… nienawidzi. To jest treść wypartych emocji, zapisana w tym trzecim (po ewolucji i potrzebach interpersonalnych) kodzie psychiki. Paradoks, który widać w osobach cierpiących na depresję. Nie ma w nich agresji, złości. Chyba, że… wobec siebie samych. Samobójstwo jest tego skrajnym przejawem, ale autoagresję u osób pogrążonych w depresji można dostrzec też w uporczywym obwinianiu się za swoją rzekomą niegodziwość, bycie złym, niegodnym, do niczego itp. To jest coś więcej niż poczucie beznadziei. To efekt… racjonalizacji.
Pytanie – racjonalizacji czego? Wiemy to już od czasów Freuda, choć ostatnio chyba o tym zapomnieliśmy, uwiedzeni Prozakiem i innymi antydepresantami. Choć w wielu innych miejscach ojciec psychoanalizy mylił się, w przypadku depresji rozbił bank. Zauważył mianowicie, że osoby w żałobie mają stabilną samoocenę, a w depresji nie, choć wszystkie inne objawy wydają się podobne. W trakcie swoich badań znalazł przyczynę. Osoby w depresji czują ogromny – ale w pełni uzasadniony – żal i gniew wobec osoby, która ich zawiodła. Pierwotnym adresatem złości jest oczywiście rodzic, ale potem w jego roli może wystąpić każdy inny człowiek, którego zachowanie powoduje odnowienie ran związanych z zawodem doznanym w dzieciństwie. Tyle, że w przypadku osób ze skłonnościami depresyjnymi ten gniew jest kierowany… na siebie. To właśnie wspomniany paradoks. Osoba pogrążona w depresji wydaje się pozbawiona agresji, choć na poziomie nieświadomości jest nią przepełniona. Jednak racjonalny umysł (mechanizmy obronne ego się kłaniają) odcina osobę od tej złości i przekierowuje na samą siebie, co objawia się radykalnym obniżeniem samooceny, samoobwinianiem, a w skrajnych przypadkach – próbami samobójczymi. Zapewne pośredniczą tu procesy z kodu ewolucyjnego, które sprawiają, że utrata najbliższego opiekuna powoduje bierność i apatię, tak jak dzieje się to w przypadku osierocenia dzikich zwierząt.
Trzeba sobie jasno powiedzieć, że ta wyparta złość jest naturalna i słuszna. Czujemy ją wobec osób, które nas zawiodły i tak być powinno. Kiedy dominuje prawda uczuć, wtedy nie ma depresji. Jednak ludzie skrzywieni przez życie gubią się, nie ufają swoim odczuciom. Zamiast wyrzucać agresję na zewnątrz i obwiniać prawdziwych winowajców, zwracają się przeciw sobie samym. Nasza katolicka kultura jeszcze to ułatwia, każąc „czcić ojca swego i matkę swoją”, niezależnie od tego, czy na tę cześć faktycznie zasłużyli. W depresji oba mechanizmy zazębiają się. Człowiek czuje się załamany tym, że został zawiedziony i – w jakimś sensie – opuszczony przez osobę, którą tak bardzo kochał i na którą tak bardzo liczył. A im bardziej do niej tęskni, tym bardziej ją idealizuje i tym mniej ma ochotę wylewać na nią swoją – skądinąd słuszną – złość.
Skoro jesteśmy już przy artystach, wróćmy do początku tego wpisu, czyli do rodziny Beksińskich. Ojciec przyznał się, że nigdy nie przytulał syna. W ogóle go nie dotykał, bo nie potrafił. Chciał mieć w nim kumpla, ale Tomasz w oczach ojca był tylko ślimaczącym się pulpetem. To już samo z siebie dużo mówi o patologii tej relacji. I o zawodzie, którego musiał doświadczać Tomasz (przypomnę – zawód ze strony obiektu pierwotnej miłości jest przyczyną depresji). Tak zapewne powstała pierwotna rana, choć dla jasności przekazu pomijamy tu rolę matki, która też pewnie była niebagatelna. Ta rana rozrywała się i ropiała za każdym razem, kiedy Tomasz doznawał kolejnych rozczarowań w dorosłym życiu. Przed samobójstwem mocno doświadczyło go też rozstanie z partnerką, którą nazywał „Nadkobietą”, co już samo w sobie jest alarmujące.
Słynny dziennikarz muzyczny od dawna zafascynowany był wizją swojej śmierci. W miesięczniku “Tylko rock” drukował felietony, które zatytułował “Opowieści z krypty”. Podpisywał się w nich jako Nosferatu lub Dracula. Był zafascynowany wampirami. W młodości rozwiesił nawet w mieście nekrologi informujące o swojej śmierci. Długo opowiadał też znajomym o planowanym samobójstwie. Niestety, nie brali oni jednak tych słów poważnie, choć Tomasz miał już na swoim koncie dwie nieudane próby.
Tomasz tuż przed śmiercią przyznał się swojej przyjaciółce: Ojciec brzydzi się mnie. Kiedy indziej zapisał: Tak! Ta nicość mnie pociąga. Starych biorę pod uwagę. Jestem świnia.
Po przeczytaniu poprzednich rozdziałów domyślacie się już pewnie, na co warto zwrócić uwagę w tych wyznaniach. Na agresję, która częściowo była kierunkowana właściwie – czyli na rodziców – ale jednak źle wyrażana. Nie wprost, a biernie i w sposób zawoalowany, vide „dokuczam”. No i z nutką poczucia winy – „jestem świnia”. Ostatecznie agresja Tomasza Beksińskiego została skierowana na samego siebie. Wybrał samozniszczenie. Jak się już być może domyślacie, w jego liście pożegnalnym także można dopatrzeć się agresji. Autoagresji. Brzmi ona podobnie jak w słowach piosenki Ryśka Riedla skierowanych do matki. I to też nie jest przypadek.
Chcę Cię przeprosić za to wszystko. A już w szczególności za swój parszywy egoizm i brak zrozumienia dla Ciebie. (…) Ja już jestem martwy, Tato. To co zrobię i do czego przygotowuje się spokojnie od paru miesięcy, będzie tylko postawieniem kropki nad i…”
Tak, to dowodzi, że słabi ludzie i problemy emocjonalne (w tym depresje, uzależnienia, a może nawet i przemoc, czy ryzykowne zachowania już w wieku nastoletnim itd) najczęściej wywodzą się z fatalnych domów w których miłości realnej nie było (choć nie tylko), a to może być przenoszone z pokolenia na pokolenie jako traumy. Na końcu tego łańcucha jest ktoś kto nie przekaże genów, bo albo sam się zabije, albo będzie niechciany bo niedostosowany. Uleczą się ci, którzy zrozumieją to, że wszystko zaczęło się w domu. I nie będą słuchać pogardliwego społeczeństwa, które dorabia masę teorii do różnych słabości, szczególnie gdy celowane jest to w mężczyzn. W mężczyzn, którzy miłości mogą dostawać mniej, bo kto by się tam nad płaczkiem rozczulał, a chłopców trzeba „twardo”. Nic bardziej mylnego. I na pewno nie od początków młodości.
Reszta powie, że to wymysł. Nie ma rady na nich, bo tam gdzie nie ma otwartej głowy nie będzie zmian nigdy. I tacy będą mieli największą podatność by krzywdzić własne dzieci i by nie wesprzeć nikogo w otoczeniu.
I do innych – nie chciałbym tu linkowania do antynaukowych wierzeń. Nie będę poklepywał po plecach ludzi, którzy mówią, że nie wierzą, że depresja istnieje, a ludzie z depresją to wymyślający. Wystarczająco takich sam poznałem w życiu, wystarczająco niszczą postępy tych którzy jeszcze walczą. I wystarczająco ich opisałem w tym artykule, by się powtarzać. Empatii można się nauczyć i nie zastępować jej negatywnymi postawami/emocjami wobec cierpiących. Rozumiem jedynie, że z pozycji osoby która nie ma depresji może być ciężko zrozumieć, że ktoś może mieć inaczej, ale my to nie wyznacznik tego jak inni się czują. Wystarczy zatem zaprzestać stawiania siebie jako punktu odniesienia. Wystarczy zacząć od zrozumienia analogii do sytego i głodnego, a potem z górki.
Przed samobójstwem mocno doświadczyło go też rozstanie z partnerką, którą nazywał „Nadkobietą”, co już samo w sobie jest alarmujące.
Jak to moi czytelnicy zrozumieją to i zrozumieją skąd często nienawiść do płci się bierze. Najpierw jest niska samoocena, odrzucenie w domu, dysfunkcje, potem idealizacja płci przeciwnej (bo często ich jako dzieci uznano za coś marnego), potem zawód na tej płci (słuszny, bo nie warto idealizować) i nienawiść (niesłuszna, lub słuszna jedynie do jednostek krzywdzących). Ale potem jest leczenie. Ale jak się to wszystko zrozumie i przestanie popadać w skrajności.
Nie będzie nadkobiet, nadmężczyzn, ani podkobiet ani podmężczyzn określając ogół płci, ani idealizując jednostki, czy gardząc za samą płeć. I nie będzie widzenia siebie w czarno-białych postawach. Ani śmieć, ani król i pan. Będzie balans. Będzie zauważanie wad i zalet, rozgraniczanie. I u siebie i u innych – dzielenie ludzi na naszych i nie naszych, z dobrymi wzorcami i tymi którzy jeszcze tkwią w toksycznych.
I będzie odrzucało się już ludzi tego typu którym byli rodzice i którymi oni nie powinni już być, a poziom wyżej. No chyba, że chce się, by dysfunkcje dalej były przekazywane…