Mówienie o dyskryminacji wymaga odwagi. Dyskryminujący chcą ci ją odebrać
Spis treści
- 1 Piłkarz Realu Madryt Vinicius wyzywany od małp. Jak reagować? Wg wielu nie reagować
- 2 Bandyci, czyli prawdziwi kibice, a pikniki won?
- 3 Odwaga bycia sobą i walki o swoje pomimo wrogiego społeczeństwa
- 4 Zamiast skłócać i napuszczać na siebie lepiej uczyć zrozumienia innych ludzi. Tylko to zmniejszy poziom dyskryminacji
- 5 Te twoje śmieszne problemy mały ludziku
Mówienie o dyskryminacji, lub o osobistych problemach wymaga odwagi, ponieważ istnieje ryzyko ośmieszenia, lekceważenia, wykluczenia, lub stania się ofiarą przemocy. Toksyczni ludzie pokazują w ten sposób, byś przestał im przeszkadzać w dyskryminowaniu. Tacy ludzie często są egoistyczni i brakuje im empatii, więc problemy innych ludzi ich nie interesują. I to jest najlżejsze z zachowań, które można otrzymać w razie otwarcia się, lub chęci spojrzenia na jakiś problem społeczny nie tyczący ich samych.
Tacy ludzie są narzędziem do dyskryminowania, uciszania, obwiniania ofiar i przyzwalania na przemoc (być może nawet do jej stosowania). W rzadkich przypadkach są po prostu ludźmi z małą wyobraźnią, którzy sądzą, że postępują dobrze („jeśli nie będziesz narzekał to będzie ci lepiej”), ale taka taktyka nie zmienia świata na lepsze. Powoduje utrzymanie statusu quo oraz nawołuje do zamknięcia się na ludzi i na świat.
Oczywiście to co jest dyskryminacją i do czego powinny mieć prawo osoby dyskryminowane powinno być poddane debacie (np. podstawowym prawem prawdziwych ofiar jest oferowanie im poczucia sprawiedliwości, sądu nad sprawcami, a potem zapobieganie, by zostanie ofiarą nie wystąpiło ponownie). Niektórzy jednak są np. profesjonalnymi, lub fałszywymi ofiarami (udają, przesadzają, fałszywie oskarżają, lub żądają przywilejów). Ani nie powinniśmy być bezkrytyczni przy słuchaniu próśb o uszanowanie dyskryminacji, ani nie powinniśmy być zamknięci na takie sprawy odgórnie.
Na początek pokażę przykład rzadki dla Polski (bo czarnoskórzy są u nas nieliczni), ale pokazujący mechanizm traktowania dyskryminowanych systemowo, kulturowo, czy historycznie.
Piłkarz Realu Madryt Vinicius wyzywany od małp. Jak reagować? Wg wielu nie reagować
Tematem tych komentarzy jest reakcja samego piłkarza na wyzywanie go przez kibiców od małp, obrzucanie go bananami i wydawanie odgłosów małp właśnie w jego kierunku (źródło). Piłkarz jest czarnoskóry, więc to był akurat atak na tle rasistowskim. Pierwsze co się rzuca w oczy? Oczywiście nazwanie sprzeciwu płaczem, by ośmieszyć ofiarę ataku. Druga rzecz? Nawoływanie do udawania, że wszystko jest okej, nawet jak nie jest. Trzecia? Naiwna wiara, że patusowi znudzi się znęcanie, jeśli będziemy go ignorować (a przecież może go rozjuszyć, gdy nie poczuje się dostatecznie zauważony).
Powyższe komentarze obrazują nam staromodne wychowanie, że nie można okazywać słabości, że trzeba wszystko dusić w sobie, że nie można prowokować agresorów do ataku, bo agresor atakuje tylko jak pokażesz słabość (czyli np. wtedy gdy nie chcesz by cię wyzywano; to ten sam mechanizm co mówiło się kobietom, by nie prowokowały gwałcicieli ładnym ubiorem). Jest to oczywiście victim blaming, ponieważ negatywna uwaga zbiera się BARDZIEJ na ofierze przemocy, niż na sprawcy, a tym samym jakby ofiara cierpi bardziej, a sprawca czuje się wybielony.
Takie wychowanie uczy życia w zakłamaniu, w uległości wobec agresora. Jedynie jego prawa są szanowane. Ulega się tu jego szantażowi.
W taki sam sposób wyzywani są protestujący przeciwko przymusowemu niewolnictwu mężczyzn w postaci poboru wojskowego, ale i każdej innej dyskryminacji. Niewolnik grzecznie potakuje, zgadza się na rozporządzanie nim i nie otwiera się, bo istnieje ryzyko, że ktoś się na nim wyżyje. To jest typowa postawa lękowa przed agresorem.
Dodać tutaj należy też analogię ze szkół w kontekście tego wychowania. Wielu ludzi dziś jasno twierdzi, że w szkołach gdy zachodzi agresja ze strony jednego ucznia na drugim to nauczyciele lub rodzice ofiary mówią „udawaj, że nic ci nie jest to cię zostawi”, „spokojnie, nie będziesz reagował to mu się znudzi”, „jakoś tam się pogódźcie, nie płacz”. I to jest ten sam typ ludzi, którzy uważają, że dyskryminację (która może być formą przemocy) pokonuje się ignorowaniem jej, albo uległością wobec agresora. Nic bardziej mylnego.
Rozsądne reakcje są dwie:
1) Indywidualna, gdy jednostka walczy o swoje w jakiś sposób, czyli czasem się postawi (jak ma jakiekolwiek szanse), czasem zgłosi fakt bycia ofiarą, czyli jednak otworzy się w swoim małym środowisku.
2) Lub systemowa, gdy zaczynamy działania na większą skalę określając problem np. danej grupy społecznej (czyli mówiąc i informując o nim). Trzeba otworzyć tabu, otworzyć to co negatywne, co miało zawstydzać i co należy zmienić. Wtedy działają kampanie informacyjne, działa zmiana prawa, czy zmiana systemu edukacji. Pomocne mogą być też debaty publiczne (byle nie były zamknięte poglądowo, bo wtedy jest tylko klepanie się po ramieniu). Jest wiele sposobów na pokonywanie problemów systemowych (w tym dyskryminacji) zawczasu.
Ale żeby tak się stało ludzie muszą mówić, że problem istnieje i że żądają uszanowania ich cierpień. Jeśli nie ma empatii od innych samoistnej, to trzeba o nią powalczyć.
I taką reakcję prezentuje poniższy komentujący, który NA SZCZĘŚCIE dostał więcej polubień, niż tamci wychowani „staroszkolnie”.
Dzięki otwarciu się ma szanse zmienić się świadomość społeczna na takie tematy i ewentualnie zmienią się regulacje dotyczące karania stosujących przemoc.
W tym wypadku bandytów stadionowych, nie tylko przecież rasistów.
Bandyci, czyli prawdziwi kibice, a pikniki won?
Zdecydowanie trzeba dążyć do tego, by kibicowanie przestało być formą przemocy, bo na tym traci widowisko, na tym tracą piłkarze, na tym tracą normalni kibice, ale i choćby rodziny z dziećmi, które chcą przychodzić na stadion. Po prostu spokojni ludzie, którzy cenią zabawę, widowisko, sztuczki techniczne, umiejętności sportowe i nie przychodzą, by uczestniczyć w wydarzeniach w stylu wojen gangów, które są zagrożeniem dla innych.
I to właśnie spokojni, pokojowi ludzie są dyskryminowani w tym aspekcie, a dodatkowo piłkarze, lub zarządy klubów (!) które często boją się kiboli.
Niestety agresywne kibolstwo uważa sport za zastępczą wojnę plemion z dawnych lat, gdzie trzeba zrobić wszystko by upokorzyć rywala (zamiast po prostu wygrać w sprawiedliwej grze na umiejętności, na zdobywanie bramek). Prymitywni ludzie mają prymitywne metody, zatem rolą reszty jest wycofywanie takich postaw do prehistorii.
Dobrze znamy taką mentalność – nie jesteś z naszego klubu, z naszej wioski, naszych barw i kolorów? Giń. Mentalność plemienna prymitywów jest do zniszczenia, by i sport ewoluował razem z całym społeczeństwem, a nie był poza nim. Nie może chodzić tylko, by tacy ludzie byli zostali wykluczeni z ulic, gdzie przecież pamiętamy wcześniejsze lata, gdzie był wysyp ludzi, którzy bili za byle powiedzenie, że nie kibicuje się temu klubowi co trzeba, ma się nie taką koszulkę, tatuaż i tak dalej.
Teraz jest tego mniej, ale nadal za mało się robi, by to wyplenić (np. wiele lat wyroki były marginalne za takie przestępstwa). Również dopiero od jakiegoś czasu staramy się pokazać sport jako rozwijającą zabawę służącą zdrowiu, a nie tylko jako możliwość upokorzenia rywala. I tą chęć upokarzania widać w wielu sferach życia wśród ludzi wychowanych przemocą i stąd poklask dla dyskryminacji ludzi, którzy na to nie zasługują.
Odwaga bycia sobą i walki o swoje pomimo wrogiego społeczeństwa
Co mają wspólnego homoseksualiści z heteroseksualnymi mężczyznami, którzy potrafią publicznie okazywać emocje, jak łzy, czy jasno mówiący o depresji (która niesłusznie jest diagnozowana przez ignorantów jako „lenistwo”), stanach smutku, lęku, albo innych chorobach mentalnych?
Wbrew pozorom obie grupy mają ze sobą coś wspólnego, mimo odmiennej orientacji. Obie są wyzywane od nieprawdziwych mężczyzn. Obie są dyskryminowane i zawstydzane, mimo, że nie krzywdzą innych, a to powinno być pierwszorzędnie potępiane w ucywilizowanym świecie. Jednak obie te grupy uznawane są za gorsze czy to za dane zachowanie, za daną chorobę (nierzadko wrodzoną), czy za to kim się urodzili (czyli ponownie rzecz od nich niezależną).
Ale przecież taki człowiek, który nie kryje się z homoseksualizmem, chorobą i emocjami jest odważny, bo jest sobą, pomimo ataków zewsząd. Środowisko dla niego jest zagrażające, nie akceptuje go, atakuje go, a on i tak jest sobą. Tylko taka postawa może coś zmienić i dać innym komfort do tego samego. Tylko taka postawa da reszcie ludzi siłę i poczucie własnej wartości. Ci, którzy ulegają szantażowi np. homofobów, czy chamów bez empatii nie zmienią niczego, a stracą pełnowartościowe życie.
Ci ulegający przemocy będą kryć się z problemem, chorobą, cierpieniem i może nawet nigdy nie poproszą o pomoc. Może całe życie będą żyli z zadrą, którą nigdy nie wyjawią. Być może będą nawet odreagowywać te krzywdy, gdy jako ofiary sami staną się sprawcami przemocy (staną się socjopatami). Homoseksualiści będą udawać hetero z lęku przed przemocą homofobów, będą wchodzili w związki z kobietami udając, że kobieta ich kręci seksualnie i, że tą płeć preferują. Będą żyli właśnie w zakłamaniu. Czyli problem będzie istniał zamieciony pod dywan i będzie generował kolejne problemy. Bo to, że się kogoś zmusi, by udawał nie oznacza, że problem został rozwiązany.
Zamiast skłócać i napuszczać na siebie lepiej uczyć zrozumienia innych ludzi. Tylko to zmniejszy poziom dyskryminacji
Atakowani ludzie mają bardzo wiele wspólnego z każdą dyskryminacją. Jeśli moją stronę stworzyłem właśnie by mówić o dyskryminacji mężczyzn i widzę ile wyzwisk potrafi to generować, bo tak i tak masz się zachowywać, takie mieć cechy, takie mieć poglądy, o tym masz prawo mówić, a o tym nie, to myślę sobie, że da się sztamę zawiązać z ogromem ludzi, bo ogrom ludzi ma problemy. Tylko trzeba szanować cierpienia różnych grup społecznych, a nie tylko jednej. Trzeba starać się rozumieć te cierpienia, co pomaga w budowaniu empatii. A drogą współpracy osiągnie się więcej, bo wzrosną wszyscy. Wszyscy w mrówczej pracy będziemy ciągnąć się ku górze.
Ale to jest praca na lata. Wszyscy dyskryminowani od czegoś zaczynali, by zmienić świat, podejście, prawa i nigdy nie dostawali aprobaty od wszystkich.
Niezależnie czy powiemy, że jest rosnąca plaga fałszywych oskarżeń wśród pewnych kobiet, czy zbyt częste porzucanie matek z dziećmi przez pewnych mężczyzn, czy istnieje nadmiar homofobii kończącej się jakąś przemocą. Są różne problemy. Nie trzeba twierdzić, że jesteśmy w jednej drużynie broniącej jednej grupy społecznej przed resztą i, że jest to oblężona twierdza. Można rozumieć każdą z tych grup i każdą wspierać, bo nie ma wartości w życzeniu komuś, by miał gorzej i w tym utkwił.
Niestety w głowach pewnych ludzi jest tylko walka plemion, walka klas, czy kast. Są dyskryminowani i dyskryminujący jako przeciwnicy. Nie mogą oni pomyśleć, że mamy wspólne problemy i powinniśmy się wspierać, by je pokonywać. Dla nich albo jedna grupa społeczna, albo przegrywa, nie ma wygranej kilku grup na raz (a dla mnie to się nazywa budowanie społeczeństwa, a nie gett).
Niestety w takich umysłach dana grupa jest wrogiem, który wyłącznie im zagraża. I zrozumiałe, że nie chcą współpracować z wrogiem. Problem w tym, że jest to wróg sztucznie wykreowany, więc ich niechęć do współpracy została poddana sabotażowi. Nie umieją tego zrobić z powodu bycia wmanipulowanymi w sztuczny konflikt.
Bardzo wiele mnie nauczyło spojrzenie z boku na takich ludzi i na te sprawy, bo okazało się jak wiele osób nie potrafi rozumieć innych i jak bardzo zostało nauczonych walki tylko o swoją hermetyczną grupę, w sposób zamknięty, paranoiczny, agresywny, napięty. Nie ma w tym nawet możliwości lekkiej zmiany zdania, czy otwarcia się na inną perspektywę. I to niezależnie czy lewo, czy prawo, czy polityka, religia, nauka, sport, fanbojstwo marek, narodów, walka grup społecznych, czy inne tematy. Tam gdzie tacy radykalni ludzie się spotykają tam będą takie postawy, a oni będą przekonani, że walczą w słusznej sprawie, bo chcą wroga dobić.
Ale nie potrafią oni zobaczyć pełni obrazu, bo jak pisałem na 100% są ofiarami kastracji mentalnej, może od dzieciństwa, może trochę później im się coś przydarzyło i zatracili takie umiejętności, lub zwątpili w ich sensowność.
Niestety na tym polegają wszystkie wojny, że nie zauważa się człowieka w kimś innym, w innej grupie, w innym narodzie, tylko w swojej grupie widzi się wartych ludzi bronienia, albo wstawiania się za nimi. Jednych idealizujesz, drugich demonizujesz i lekceważysz.
Ja wojny nie chcę z innymi grupami społecznymi, które nie toczą otwartej wojny wobec mnie (np. nie twierdzą, że „kill all men”, bo tych wiadomo trzeba krytykować). Ale co do innych grup to nic to nie wnosi. Jest tylko przerzucanie się łajnem, a bo wy zaczęliście dyskryminację, a bo ja walczę tylko o swoje, a bo sami jesteście sobie winni, więc od siebie nic nie dam, albo mylenie sprawcy z ofiarą, albo mówienie że dana grupa jednostronnie jest winna, a druga święta – wszystko to niedojrzałe pobudki do zmian i nie są obiektywne.
Więc jak mówię, szanuję cierpienia, jestem otwarty, by o nich posłuchać, ale np. sprawdzam, czy ktoś nie czuje się niesłusznie dumny z powodów od niego niezależnych, jak płeć, orientacja, kolor skóry i inne. Bo ani nie ma sensu duma, ani dyskryminacja z takich powodów. Przypisanie się do lepszej kasty bez udowodnienia tego czynami jest bezwartościową próbą walki z kompleksami, nic więcej. I w kompleksie niższości, lub wyższości, czyli dwóch skrajnościach łatwo popaść w chęć dyskryminowania.
Ale to właśnie ci mówiący o dyskryminacji, a nie dyskryminujący innych są odważni, bo łamią system, zamiast go podtrzymywać. Jednak opisywani przeze mnie bezkrytyczni konserwatyści nigdy nie pozwolą na złamanie systemu bo go uwielbiają, wyidealizowali go sobie w sposób bezmyślny, że kiedyś było lepiej, a teraz jesteśmy niszczeni. Jednak świat nie jest czarno-biały i dobrze wiadomo, że nie wszystko jest tak jednostronne. W jednych rzeczach jest lepiej, w innych może i gorzej – dlatego rozmawiamy. Uproszczenia nie powinny nikogo interesować. Trzeba szukać więcej źródeł i wiedzy, a nie tylko powtarzać frazesy innych i myśleć że ma się własne zdanie.
Te twoje śmieszne problemy mały ludziku
Na przykładzie dyskryminowanych grup społecznych możemy zauważyć, że zakaz mówienia o ich problemach doprowadzał do tego, że te grupy były dyskryminowane i nic się w tym aspekcie od lat nie zmieniało. Był to stan stały. Ot co najwyżej takie osoby słyszały, że płaczą, że są słabe, głupie, histeryzujące, nienormalne, wymyślają nieistniejące problemy (może, że nawet kłamią, lub manipulują) i na tym odczłowieczającym etapie miało się to zakończyć.
Mówiąc prostym językiem słyszeli: wracajcie do nor mali ludzie i nie zawadzajcie lepszej kaście.
Ostatnio dużo mówię o niewolnictwie mentalnym, tresurze ludzi w ten sposób. Uważam to za krzywdę psychiczną już od narodzin. Jest to kastracja z umiejętności współpracy, wspierania i podejmowania działań pomocnych ludziom. System tworzy dwie postawy: brak odwagi, by się mu sprzeciwić, ale i zamknięcie na problemy innych, lub wręcz alergiczne podejście do nich.
Taki jest efekt wychowania przemocą i dlatego tak ciężko ludziom pokonać system, który jest często dla nich niesprawiedliwy. Inni z kolei tych niesprawiedliwości wobec innych grup społecznych nie widzą, ponieważ są maksymalnie skoncentrowani na sobie. Czasem dlatego, że problemy innych ich denerwują, nie widzą pełni obrazu ich cierpień, przez co czują się zmuszani do zrobienia czegoś co im nie pasuje, a czasami dlatego, że sami się czują skrzywdzeni i nie mają pojemności psychicznej na to, by jeszcze zajmować się innymi poza swoją krzywdą (to też jest ciekawe, bo nie zawsze umieją tego rozpoznać u siebie).
Jednak nie da się wywalczyć swoich praw jeśli się o nich nie mówi, jeśli nie ma się miejsca na wolny głos ku temu, jeśli nie tłumaczy się innym jak te problemy wyglądają od środka, jak to na tych ludzi wpływa i co dałoby się osiągnąć zapobiegając tym problemom. Nie mówię, że to zawsze wystarczy, ale jest jakimś początkiem.
I mamy wybór. Wstawiając się za dyskryminowaną, prawdziwą ofiarą jesteśmy za pomaganiem ludziom, którzy nie czynią zła i są niesłusznie krzywdzeni. Wzrasta ilość dobra na tym świecie. Wzrasta odwaga kolejnych ludzi do walki o lepsze jutro. Wstawiając się za sprawcą, czyli potępiając ofiarę przyczyniamy się do rozrostu zła i przemocy na tym świecie. Przyczyniamy się do tego, że ludzie nie mają szans znaleźć pomocy i są osamotnieni w swoim cierpieniu. Wzrasta też wtedy ilość zadr i konfliktów nawet w małych społecznościach. Ja swoją stronę wybrałem i tak ją uzasadniam.