To feminizm i brak empatii do mężczyzn stworzył inceli i samotność obu płci
Spis treści
- 1 Jeden mężczyzna ma wiele kobiet, wiele kobiet ma jednego mężczyznę. Ok. A co z całą resztą? Gdzie plusy?
- 2 Monogamia, czyli narzut kulturowy (wychowawczy)
- 3 Mysia utopia, a dobre czasy
- 4 Kobiety są ważniejsze, więc nie ma zdziwienia, że mężczyźni nie zawsze dają radę
- 5 Polityka skłóca i skłócać będzie
- 6 Czy samotność mężczyzn ma inne przyczyny?
Skąd bierze się zjawisko inceli (samotnych mężczyzn nie z własnego wyboru) i dlaczego coraz więcej kobiet narzeka na mężczyzn (nie chcąc się z nimi wiązać?)? To generuje samotność obu płci. Jedni przypisują powstanie inceli rozpieszczeniu mężczyzn (głupota, ponieważ mężczyźni są surowiej traktowani od kobiet), inni kryzysowi męskości (głupota, ponieważ nasza kultura karmi się nieustannym odbieraniem męskości mężczyznom, a jest to nieobiektywne), a jeszcze inni widzą problem w nikłym wsparciu mężczyzn (słyszymy, że mężczyźni nie chcą dorosnąć, kupować mieszkań, nie mają dobrej pracy i wykształcenia itd. – a co się robi, by to zmienić? Nic! Bo za ważniejsze uznaje się kobiety!).
Ale czy to wszystko? Nie. Im więcej szczegółów w analizie, tym bliżej jesteśmy prawdy.
Dlatego sprawdźmy co dzieje się w społeczeństwach, które popierają prymitywne instynkty, takie jak poligamia, hipergamia i uprzywilejowanie kobiet (ponieważ biologicznie są uważane za płeć ważniejszą, a dziś przenosimy to w aspekt wychowawczy) i jak bardzo te czynniki wpływają na powstanie męskiego incelizmu oraz samotności obu płci.
Dla niezaznajomionych powtórzę: incel to mężczyzna wykluczony z rynku matrymonialnego, który nie ma praktycznie szans na zdobycie partnerki (jest samotny nie z własnego wyboru). Takich, samotnych mężczyzn jest coraz więcej (czasem nazywają się „przegrywami”).
I dziwnym trafem zbiega się to z ustawieniem kobiet społecznie wyżej, niż były do tej pory (choć wiele z nich swojego przywileju nie rozpoznaje). Nie obserwuje się zjawiska incelizmu w kontekście kobiet w identycznych proporcjach. Kobiety singielkami są częściej z własnego wyboru.
Jeden mężczyzna ma wiele kobiet, wiele kobiet ma jednego mężczyznę. Ok. A co z całą resztą? Gdzie plusy?
W społeczeństwach gdzie praktykuje się poligamię, zdradzanie, prostytucję i kulturę rozwiązłości tam rośnie nie tylko poziom nieszczęścia, ale również przemoc wynikająca z samotności mężczyzn.
Kobiece strategie seksualne/związkowe promują uganianie się przez większość kobiet za małą ilością ponadprzeciętnie atrakcyjnych mężczyzn. Takich mężczyzn jest na tyle mało, że nie są w stanie związać się monogamicznie z ogromnymi liczbami zainteresowanych nimi kobiet. Po prostu jest to niemożliwe matematycznie. Jeśli istnieje dysproporcja (nierówność) to powstają haremy, gdzie jeden mężczyzna wysokiej półki ma wiele kobiet, lecz te kobiety nie mogą zmusić go do monogamii. Same z kolei nie uważają, że powinny obniżyć wymagania, by związać się z kimś w okolicach swojego poziomu. Wtedy twierdzą takie rzeczy (wybaczcie za poziom porównania, ale innego na szybko nie znalazłem):
Poziom kobiet (a raczej przeświadczenie o takim poziomie) jest sztucznie podwyższane uprzywilejowaniem kobiet (parytety, przywileje), jak i ich kulturowym ubóstwianiem (piosenki, filmy, obrona, komplementy, delikatniejsze traktowanie). W takiej sytuacji kobieta, która zarabia kwotę X miesięcznie chce mężczyzny który zarabia MINIMUM tyle co ona i prowadzi poziom życia minimum jak ona. Powiem gorzej. Taka kobieta może twierdzić, że zwiąże się tylko z takim mężczyzną, który PODNIESIE jej poziom życia. Takich mężczyzn jest mało i nie ma fizycznej możliwości, by było ich dużo (szczególnie jeśli kobietom pomaga się zajmować miejsca mężczyzn w społeczeństwie). Mimo to kobiety chcą na ogół tylko tych nielicznych mężczyzn i zostało im wmówione, że tacy mężczyźni im się należą.
Kobiety zamiast oferować więcej mężczyznom (dzięki temu, że mężczyźni postawili je na piedestał w społeczeństwie, dali im możliwości) zaczęły po prostu więcej wymagać. Roszczeniowość, wymaganie więcej, niż się oferuje, czy pogarda do „gorszych” rodzi samotność. I tak samo rodzi inceli.
Spójrzmy z perspektywy mężczyzn. Historycznie 8000 lat temu 17 kobiet rozmnożyło się w przeliczeniu na JEDNEGO mężczyznę. Mimo, że dziś narzeka się na „kryzys męskości”, to kiedyś (gdy uważano, że męskość jest „lepsza”) wcale nie było lepiej z dobieraniem się w pary, a mężczyźni wcale nie mieli drastycznie mniej problemów (ani samobójstw, et cetera). Niezależnie czy rządzą mężczyźni mający wiele żon, czy rządzą kobiety odrzucając przeciętnych mężczyzn to skutki są dokładnie takie same.
Bo jeśli jeden mężczyzna może mieć pięć kobiet, to dla pozostałych czterech mężczyzn brakuje kobiet, mimo że mogą być całkiem w porządku ludźmi, a którzy mogą słyszeć, że nie spełniają standardów atrakcyjności, męskości (powtórzę, ludzi uczy się tego, by wmawiać i atakować słabości mężczyzn), czy poziomu moralności, co nie jest celne ani prawdziwe, że wszystkie kobiety umawiają się tylko z moralnymi mężczyznami.
Tam gdzie poligamia i gdzie hipergamia zamiast monogamii tam zjawisko inceli. Tam tylko nieliczni mężczyźni mają wiele kobiet (kobiety „wymieniają” się nimi i walczą o ich uwagę, co powoduje u tych mężczyzn skutki jak u każdego rozpieszczonego człowieka). Brak monogamii skutkuje tym, że kobiety nie zauważają i nie doceniają przeciętnych mężczyzn (mimo, że te kobiety same są w ogromnej mierze przeciętne – co najwyżej samoocena u nich jest zbyt wywindowana SZTUCZNIE w górę).
Ostatecznym efektem tego jest plaga wykluczonych mężczyzn, którzy w ogóle nie mają zainteresowania kobiet, a do tego są obrażani, że są słabi, zniewieściali, albo, że boją się inteligentnych, czy dobrze zarabiających kobiet. To nie pomaga.
Kopać leżącego jest zawsze najłatwiej, a gdy jest to mężczyzna, jest na to przyzwolenie. W tym wypadku mamy coś odwrotnego niż rozpieszczenie.
Incele wg badań czasem dokonują przemocy dlatego, że czują się śmieciami, są samotni, a czasem dlatego, że widzą, że niektórzy mężczyźni dzięki przemocy stają się atrakcyjni dla kobiet. Niezależnie czy zarabiają pieniądze w sposób niemoralny (gangsterzy, złodzieje, oszuści majątkowi), czy też robią to dla popisywania się przed innymi np. pobiją lub wyśmieją innego mężczyznę. W ten sposób utrwala się przekaz, że prymitywny przemocowiec (bad boy), to ktoś kogo toksyczna męskość jest znacząca i prawidłowa, a więc jednocześnie atrakcyjna.
Takie wzorce są błędne, ale dość automatyczne, ponieważ przypominają czasy prehistorii. Prehistorii w której mężczyźni nierzadko byli rabusiami, piratami, czy toczyli więcej wojen pt. „plemię na plemię i wioska na wioskę”. W takiej sytuacji kobiety były łupem, a przemoc pozwalała mężczyznom „zdobywać” kobiety. Zdobywca bowiem był traktowany jako zwycięzca, a więc atrakcyjniejszy niż ten słaby, który dał się pokonać. Tak też u prymitywnych ludzi powstaje pogarda do słabości i brak empatii.
Dziś żyjemy w mniej prymitywnym środowisku, a płcie zdobywają siebie inaczej. Jednak niektóre naleciałości instynktów z dawnych lat nadal tkwią w ludziach, stąd niektórzy mężczyźni, którzy zachowują się jak wyżej, ale i niektóre kobiety, które mają fantazje o gwałtach, czy popierające przemocowców. Dziś takich ludzi nazywamy zaburzonymi, ale mimo to istnieją i mają się całkiem dobrze. Co gorsza wielu z nich zabiera się za nauczanie jakie mają być płcie i relacje, mimo, że utkwili ze swoim umysłem w czasach jaskiniowych (pomijam tych, którzy jednocześnie promują czasy jaskiniowe, a jednocześnie równość, co w ogóle nie ma prawa zaistnieć).
Monogamia, czyli narzut kulturowy (wychowawczy)
Monogamia buduje większy ład, choć oczywiście nie jest idealnym wyjściem (prawdopodobnie takich nawet nie ma).
Monogamia obniża testosteron u mężczyzn, co jedni uznają za plus, inni za minus. Mężczyźni mający bezpieczeństwo w związkach stają się mniej agresywni (czyli stosują mniej przemocy), są spokojniejsi o swój los, o swoje przekazanie genów i o swoje pragnienia. Są po prostu „udomowieni”. Tak jak udomowiony niedźwiedź atakuje rzadziej, niż ten w dziczy. Udomowiony niedźwiedź ma zapewnione przetrwanie, nie musi brutalnie walczyć, ale również nie lęka się o to, że zostanie zabity, czy jego zasoby zostaną mu odebrane.
Dlatego tak często słyszy się, że mężczyźni w związkach są „beta”, co niekoniecznie jest minusem. Usidlony mężczyzna zawsze jest bardziej beta i nie da się tego zniwelować, tak jak udomowiony niedźwiedź zawsze będzie gorzej sobie radził w dziczy po wypuszczeniu na wolność.
Podobnie ojcostwo obniża testosteron, co również buduje silniejszą chęć takich mężczyzn do monogamii, a co buduje jeszcze większy ład, ponieważ mężczyzna przywiązuje się do swojej rodziny, zamiast „szaleć poza jaskinią”.
Oczywiście nie każdy mężczyzna przywiąże się do rodziny, ponieważ mimo naturalnego instynktu mogą na niego działać silniej inne zaburzenia (jeśli posiada). Taki mężczyzna może uciekać od wychowywania, a może nawet uciec od kobiety w ciąży, lub krótko po. Dlatego tak ważnym dla kobiet jest odpowiednia selekcja mężczyzny z którym uprawiają seks i wchodzą w związki. Nikt takich rzeczy płci nie uczy, to też płcie błądzą polegając na instynkach, wzorcach wyniesionych z domu, albo na kłamstwach, które wypowiada o sobie partner/partnerka opisując siebie w superlatywach w czasie randkowania.
Potem słyszymy krzyki, że tylko druga płeć jest winna, albo słyszymy prośby o aborcję na życzenie, ponieważ ciężko o naukę odpowiedzialności dotyczącą tego z kim budujemy zażyłość.
Mysia utopia, a dobre czasy
Niektórzy mówią o mysiej utopii w kontekście „osłabienia” mężczyzn, ale tak działa świat – im więcej bezpieczeństwa, im mniej wojen, tym większy spokój i nie ma zapotrzebowania na brutalną walkę zwiększającą testosteron.
Dlatego jeśli znajdziesz cytat pt. „silni ludzie tworzą dobre czasy, a słabi ludzie trudne czasy” pamiętaj o tym wpisie. Niedostatek w społeczeństwie i liczne zagrożenia selekcjonują zdrowszych, bardziej sprawczych ludzi, którzy dbają o otoczenie, by stworzyć lepszy świat (ci słabsi szybciej giną). Później następuje dobrobyt, a dobrobyt generuje większe rozleniwienie, ponieważ nie ma zagrożenia i nie trzeba selekcjonować jednostek, które „będa nosić krzyż”. W czasach dobrobytu i rozwoju medycyny słabsze jednostki mogą spokojnie żyć (i dlatego widzimy je częściej), gdy w siermiężnych czasach zginęłyby szybciej.
Na tej samej zasadzie działa obniżenie dzietności w populacji. Im kraje bogatsze, bezpieczniejsze, z dużymi możliwościami i promowaniem intelektu, tym natura mniej popycha nas do takich instynktów, jak bezmyślne płodzenie.
Ale okazuje się przez to, że wielu mężczyzn jest nieprzydatnych i stają się samotni. Następny etap to najczęściej wojna, gdzie nadwyżka mężczyzn zostaje zredukowana i cykl się powtarza.
Kobiety są ważniejsze, więc nie ma zdziwienia, że mężczyźni nie zawsze dają radę
Aktualnie żyjemy w czasach rozrostu kobiecych strategii, ponieważ mówimy kobietom, że mają prawo robić to co chcą, ciągle im mało praw, zawsze mają być bez winy za swoje porażki, bo winni są mężczyźni oraz patriarchat. Feministki walczą o to, by kobiety mogły mieć setkę mężczyzn i nie wolno tego oceniać. Z kolei mężczyzna niech sobie radzi sam i niech będzie głównie krytykowany, że nie spełnia standardów i zawsze sam sobie jest winien.
Incele jako prawiczki są krytykowani jako ci przegrani, a mężczyźni, którzy mają wiele kobiet są krytykowani, że nie potrafią się zaangażować dla jednej kobiety.
Bo tylko nieliczne grupy mężczyzn mają wiele kobiet, a inni nie mają wcale lub trafiła im się jedna na jakiś czas trochę jak ślepej kurze ziarno. I są dla niej zdesperowani.
Mimo posiadania związku nie daje on tym mężczyznom bezpieczeństwa, ponieważ wiedzą, że są łatwo zastępowalni, a kobiety mają tak dużo opcji na partnerów i tak wmówioną coraz bardziej niechęć do monogamii i bycia stabilną relacyjnie (bo mają złudzenie, że inny mężczyzna da im więcej, albo, że lepiej być singielką niż mieć trudności), że mężczyźni mają podświadomy lub świadomy lęk, że i tak zostaną porzuceni, a ich dzieci nie są ich w żadnym stopniu (bo dzieci są własnością kobiet).
Po prostu kobiety mają sporo władzy nad relacjami, dziećmi, prawami, wychowaniem, seksem, czy finansami, przez co czują się silne i z takiego względu coraz więcej z nich patrzy na mężczyzn z góry. Mężczyzn, którzy przez brak równomiernej władzy mają niższą samoocenę, mniejsze możliwości, mniej wsparcia i współczucia, a więcej zakazów i nakazów, przez co wyglądają na „słabych”.
W dobrych czasach kobiety grupują się, by dostać jak najwięcej od mężczyzn, a mężczyźni zajęci są walką między sobą (niewiele wnosi), walką o kobiety (zapewnianiem im zysków), odpuszczaniem (izolacja społeczna), lub walką o status (zwykle przegraną), ponieważ to kobieta ma odnieść sukces priorytetowo. W takiej sytuacji tylko nieliczni mężczyźni się wybiją. Zrozumienia nie ma. Co najwyżej jest to traktowane jako narzekanie (a, że kobietom wolno to dostają więcej).
Osobny problem to kontrolowanie mężczyzn (np. by nie stosowali przemocy, nie mieli za dużych oczekiwań), ale już brak kontroli kobiet (bo w końcu walczą o wolność, o prawa). Dzięki temu mężczyźni są stłumieni, a kobiety „szaleją”, co dla nieświadomych ludzi brzmi jak zamiana ról płciowych. I co oczywiście skutkuje obrażaniem mężczyzn np. od zniewieściałych (i to mimo promowania retoryki, by mężczyźni otwierali się emocjonalnie i otwarcie mówili o problemach, cierpieniu, bolączkach).
W takiej sytuacji mężczyźni nie mają prawa czuć się ani dobrze, ani silnymi psychicznie, ani nie wiedzą jaki kierunek obrać. Społeczeństwo realnie ma dla mężczyzn do zaoferowania tylko krytykę i mówienie „popraw się, bo nikogo nie obchodzisz i to co wnosisz jest zawsze za mało”.
Mężczyźni patrząc na to nie bez powodu popadają w zwątpienie, a wtedy łatwo o wykluczenie.
Ale to również miecz obosieczny, ponieważ jeśli mężczyźni nie są wspierani to kobiety nie dostają takich mężczyzn, jakich by chciały, same są uczone, by nie wspierać, a zostawić ślepemu losowi „nieudacznika”, a do tego kobiety często nabywają charakteru dość konfliktowego, ponieważ płci specjalnej troski nie wolno ruszyć w żaden sposób. Można jej tylko słuchać i potakiwać. Tylko problem w tym, że to też kobiet nie zadowala, bo wiecznie i we wszystkim potakujący im mężczyźni są wygodni, ale nie szanowani.
Bez szacunku z kolei miłości nie ma. i znowu zataczamy koło z samotnością.
Polityka skłóca i skłócać będzie
Problemem osobnym jest dzisiejsza polityka. Brakuje inicjatyw pomagających mężczyznom. Do tego nieważne ile praw dostaną kobiety i tak będziemy słyszeć, że nadal są uciemiężone, a to mężczyźni są uprzywilejowani. Dla udowonienia tezy będą pokazywani nam tylko ci mężczyźni, którzy osiągnęli ponadprzeciętny sukces, a o całej reszcie mężczyzn będzie głucha cisza. I to mimo, że są większością społeczeństwa.
Dysproporcja to nie jest równość. Zapominanie o ogromnej liczbie mężczyzn stanowiących o całości to nie jest podawanie obiektywnych danych. A mimo to na podstawie takich kłamstw buduje się świadomość społeczną o tym jak wygląda sytuacja płci.
Wszystko dla władzy, a nie dlatego, by społeczeństwu było realnie lepiej.
Czy samotność mężczyzn ma inne przyczyny?
Oczywiście. Pamiętajmy, by nie zrzucać wszystkich problemów jednej grupy społecznej, lub jednego człowieka na jeden czynnik (np. na feminizm), ponieważ może to być za mało, by określić realny powód problemu (w tym wypadku mężczyzny).
Powodów samotności nie będę tutaj wypisywał, ponieważ wyszedłby z tego kolejny artykuł. Ważnym jest tylko to, by podzielić sobie czynniki danego problemu na zewnętrzne, czyli takie na które nie mamy wpływu i wewnętrzne, czyli takie nad którymi można pracować.
Jeśli sami nie potrafimy tego przeanalizować zawsze ktoś inny może służyć pomocą. Ale musi to być ktoś kto nie potępi nas, a to jak wiadomo nie jest dość pewne wśród ludzi, którzy poniżają mężczyzn za słabości. Zmiany muszą nadejść, by mężczyźni wydostali się z takich kagańców.
Ale zmiany zaczynają się od zmian w mentalności, a te w przypadku traktowania mężczyzn idą zdecydowanie wolniej, niż w przypadku kobiet, którym udało się np. porzucić uprzedzenia wobec nich w kontekście zatrudniania w męskich zawodach. Zdecydowanie gorzej idzie społeczeństwu w porzuceniu uprzedzeń co do zatrudniania mężczyzn w kobiecych zawodach (taka osobna ciekawostka na koniec).
Do następnego i jak zawsze zachęcam do wspierania mojej działalności.