Kiedyś to było… i nikt nie narzekał

Zostań darczyńcą/wesprzyj autoraJeśli doceniasz stronę, kliknij, by dowiedzieć się o sposobach wsparcia 🙂

Znacie powiedzenie kiedyś to było? Jest to idealizowanie przeszłości przez ludzi którzy twierdzą, że kiedyś wszystko było lepsze. I czasy i ludzie. I nikt wtedy wg nich nie narzekał. Przygotowałem dwa wpisy w stylu tego, który istnieje już jako pasta. Te wpisy mają pokazać absurd wybielania dawnych czasów. Niektórzy mówili mi, że płakali do łez czytając je. Inni mówili, że jest to głupie. Może sami są boomerami, ale nie są tego świadomi?

Boomerzy np. twierdzą, że kiedyś było mniej chorób, a ludzie byli odporniejsi – nikt nie narzekał. Wszyscy mężczyźni oczywiście byli męscy, twardzi, a ci zniewieściali nie istnieli. Podobni do nich ludzie mówią: „dobre czasy tworzą słabych ludzi, a złe czasy tworzą silnych ludzi”. To oczywiście nieprawda — konflikt pokoleń istniał od zawsze, a ludzie z natury są sentymentalni: nawet głębokie cierpienie po latach nie wydaje się już tak bolesne. Na dowód co do narzekań starego pokolenia na młode, zamieszczam list Seneki Młodszego (62 rok naszej ery), który krytykował wszechobecne zniewieścienie prawie 2000 lat temuklik.

Tak czy siak co byś nie powiedział boomerowi, to dawne czasy pochwali, a na obecne będzie narzekać. Oczywiście siebie samego pokaże jako wzór twardości, zaradności, pomysłowości, intelektu. Cóż, być może im starszy człowiek tym bardziej zadufany w sobie? Bo niby pokory się nabiera…

Od starszego pokolenia usłyszysz też, że dziś na dzieci się chucha i dmucha, że to wszystko prowadzi do zaburzeń, zboczeń (których NIBY kiedyś nie było) – były. Że to wina braku twardej ręki w wojsku dla chłopaków i tak dalej…

Zaorzmy te bzdury absurdalnym humorem.

kiedyś to było

Kiedyś to było

Kiedyś to było. Nikt nie narzekał.

My, urodzeni w przeszłości, z nostalgią wspominamy tamten czas. Nikt nie narzekał.
Mieszkaliśmy w baraku przy oczyszczalni. Było nas siedmioro i pół – to pół to kuzyn, który stracił dolną część ciała w betoniarce. Na śniadanie jedliśmy wspomnienia – te starsze smażyło się lepiej. Ojciec nie dożył, bo zniknął podczas rozważań filozoficznych nad istnieniem pociągów. Pociągi istniały. Ojciec pod jeden z nich wpadł. Nikt nie narzekał.

Każde z nas miało inne nazwisko i jedną wspólną matkę. Matka miała tylko jedno oko, ale sześć kijów – na każdego po jednym i zapasowy. Była pogodna, lubiła bić nas przy muzyce – najczęściej to były pieśni masowe z radia lub śpiew sąsiada, który miał guz mózgu i talent. Kiedy padał deszcz, kąpaliśmy się na dachu. Jak świeciło słońce, używaliśmy moczu. Nikt nie narzekał.

Do szkoły szliśmy przez bagna. Albo przez ruiny czegoś, co kiedyś było miejscem kultu, a teraz służyło do picia denaturatu. Uczyliśmy się alfabetu z kapsli, a matematyki licząc siniaki. Jeśli ktoś miał wszystkie zęby, był podejrzany. Jeśli miał obie nerki – jeszcze bardziej. Nasza nauczycielka była – po prostu była, bez kompetencji i umowy. Jej mąż zginął, spadając z krzesła i pisali o tym w wiadomościach rozdawanych papierowo. Nikt nie narzekał.

Po lekcjach pracowaliśmy w fabryce gwoździ. Naszym zadaniem było odsysanie rdzy z maszyn ustami. Wypłata przychodziła w postaci lepszego, lub gorszego spojrzenia brygadzisty. Czasem pozwalał oddychać. Czasem nie. W weekendy chodziliśmy na pogrzeby obcych ludzi, bo był tam rosół. Czasem był i zmarły, ale to nie miało znaczenia. Nikt nie narzekał.

Zima była surowa – nie nosiliśmy kurtek, tylko ciężkie wyrzuty sumienia. Grzaliśmy się, przytulając do silnika od Ursusa albo wspomnień o sierpniu ’83, kiedy dziadek znalazł puszkę pasztetu i podzielił się nią z psem, bo nas nie było wtedy w domu – zmarliśmy chwilowo. Ale potem wróciliśmy i pasztetu już nie było. Nikt nie narzekał.

Nasza ciotka Halina żyła w piecu. Mówiła, że ciepło tam, i że ogień oczyszcza. Kiedyś próbowała nas spalić z miłości, tak jak ojciec nas bił z miłości, ale jej nie wyszło. Teraz sprzedaje kadzidła i mówi o duchowości. Czasami dzwoni. Czasami bije. Nikt nie narzekał.

Na święta robiliśmy drzewko z drutu kolczastego. Bombki były z pęcherzy, a łańcuch z kiełbasy… znaczy z gazety o kiełbasie, bo kiełbas w sklepach nie było. Wierzyliśmy w Mikołaja, dopóki jeden nie wypadł przez okno z trzeciego piętra i nie rozbił sobie twarzy o nasze dzieciństwo. Potem już tylko śpiewaliśmy kolędy w rytm migreny babci. Nikt nie narzekał.

Miłość poznawaliśmy przez walkę. Kto wygrał, ten mógł się zakochać. Całowanie było surowo zabronione, więc robiliśmy to często. Seks był nielegalny, więc rodziły się dzieci i choroby razem z nimi. Nazywaliśmy je po rzeczach, które były nam drogie: Renta, Sznur, Rdzawy i jeden Chlebek. Nikt długo nie pożył i nikt nie narzekał.

Dzisiaj patrzę na te dzieci, co mają tablety, wyjawiają emocje i prawo głosu. Co noszą kaski, ochraniacze i znają definicję „trauma”. Patrzę i myślę: dobrze im. Tylko że potem zamykam oczy i wracam do tamtego jeziora, tego bicia, tego głodu, chorób, tej oczyszczalni, tej piwnicy, tego płotu pod napięciem. I wtedy wiem jedno: Byliśmy szczęśliwi. Bez powodu. Bez szans. Bez zębów.

Nikt nie narzekał.

Kiedyś to było. Kolejny wpis z pamiętnika boomera

Było nas piętnaścioro, choć co dzień ta liczba się zmieniała. Każdy spółkował z każdym, nawet rodzina. Mieszkaliśmy w opuszczonym bunkrze na skraju osiedla, który wcześniej należał do jednostki wojskowej, a jeszcze wcześniej do sekty sadowników-kanibali. Ściany były z azbestu i rozpaczy. Ktoś kiedyś próbował to wysadzić, ale materia była twardsza niż życie. Nikt nie narzekał.

Matka mówiła, że jesteśmy z wpadki, ale nigdy nie doprecyzowała – z czyjej. Ojciec raz się pojawił, dał nam łopatę i zniknął. Mówiliśmy, że poszedł po lody. Po dziesięciu latach nabraliśmy podejrzeń. Jedliśmy glinę. Glina była wszędzie. Pod nogami, w ustach, w sercach. Mówiono, że wzmacnia szkliwo i wolę. Nikt nie narzekał.

Chodziliśmy do szkoły, ale szkoła nie chciała, żebyśmy przychodzili. Zwłaszcza po incydencie z martwym gołębiem i nieżywym katechetą. Potem prowadziliśmy zajęcia sami. Jeden z nas potrafił pisać, inny liczyć, a trzeci miał podręcznik od biologii z 1953 roku. Ogólnie zamiast podręczników mieliśmy – cegły. Zamiast kredy – węgiel. Zamiast klasówek – pojedynki na gwoździe. Nikt nie narzekał.

Kąpaliśmy się w deszczu. Jak nie padało, polewaliśmy się ropą. Mieliśmy po niej wysypkę, ale było nam ciepło. Gdy ktoś złapał zapalenie płuc, zakopywaliśmy go do połowy w ziemi i zostawialiśmy na noc. Jeśli rano nadal kasłał, dostawał nieprzyjemne komentarze. Jeśli nie – dostawał krzyż. Nikt nie narzekał.

Zamiast zabawek – drut kolczasty. Zamiast rowerów – beczki z kałem. Jeździliśmy nimi z górki, krzycząc „wolność albo sraczka!”. Raz sąsiad próbował nas zabić, bo zjedliśmy mu psa, ale potem przyniósł budyń i powiedział, że tak naprawdę to był jego brat. Nikt nie narzekał.

Zima była wtedy prawdziwa. Mróz wchodził pod skórę i zostawał nie tylko do lata, ale i na lata. Nosiliśmy po trzy skarpety na jednej nodze, drugą grzaliśmy w zupie z gwoździ. Matka robiła nam na drutach rękawice, ale nie miała włóczki, więc były z bólu. I z błota. Babcia mówiła, że jak boli, to znaczy, że żyjesz. Gdy umarła – przestaliśmy w to wierzyć. Nikt nie narzekał.

Letnie wieczory spędzaliśmy na rozgrzanych dachach, licząc satelity i nieistniejące marzenia. Czasem któryś z nas znikał na parę dni, ale wracał z nową blizną i nową opowieścią. O tym, jak przeżył tydzień w piwnicy pod sklepem, albo jak zaprzyjaźnił się z bezdomnym karłem-misjonarzem. Miał głos jak przetarty asfalt i mówił do siebie. Czy był obłąkany? Nikt nie pytał. Nikt nie narzekał.

Czasem ktoś rodził dziecko. Czasem w piaskownicy, czasem w autobusie. Było tyle dzieci, że można było je wypożyczać jak książki. Ktoś je kiedyś próbował spisać, ale liczby przestały się zgadzać, a alfabet się wyczerpał. Nikt nie narzekał.

Nie było leków. Nie było terapeutów. Był pokrzywa, spirytus i zapomnienie. Kto przeżył – ten leczył innych. Kto nie – ten służył za przykład jak nie postępować. Nikt nie miał czasu na traumy. Wspomnienia trzeba było kisić i zakopywać głęboko, jak ogórki. Albo miny. Nikt nie narzekał.

Dzisiaj niektórzy z nas mają dzieci. Karmią je jarmużem, mówią, że krzyk to przemoc, że nie wolno biegać boso po żwirze. Przepraszają je, że podnieśli głos. A dzieci mają alergię na kurz, słowo „nie” i brak zasięgu w telefonie. Dziwne to wszystko. Bardzo.

Dziś poza nami, ludźmi starej daty – wszyscy narzekają. Nie my, nam zawsze jest dobrze, bo żyliśmy w trudnych czasach, a wam jest za dobrze.

Spodobał Ci się mój artykuł, lub moja praca tutaj? Spójrz poniżej w jaki sposób możesz mi pomóc. Dzięki regularnemu wsparciu mogę ocenić, czy moja praca się przydaje.

wpłata na konto bankowe

Nr konta: 20 1870 1045 2078 1033 2145 0001

Tytułem (wymagane): Bezinteresowna darowizna

Odbiorca: SW

Będę wdzięczny za ustawienie comiesięcznego, automatycznego zlecenia wpłaty, ponieważ moja praca również jest regularna. Preferuję wpłatę na konto, ponieważ cała kwota dociera do mnie bez prowizji.

BLIK, przelewy automatyczne (szybkie), Google/Apple PAY i zagraniczne (SEPA) - BuyCoffee

Kliknij, by - kliknij w obrazek

Nie trzeba mieć konta na tym portalu i jest wybór przelewów anonimowych (np. BLIK). Nie trzeba podać prawdziwych danych. Niestety prowizja to 10%.

Paypal - kliknij w obrazek

darowizna paypal

Dla darowizny comiesięcznej zaznacz "Make this a monthly donation." Tutaj też są prowizje, ale to dobra opcja dla tych, którzy nie chcą wysyłać przelewów z banku.

Tutaj przeczytasz więcej o podejmowanych działaniach i o samych darowiznach.

PS. Potrzebuję też pomocy z SEO, optymalizacją WordPress i promowaniem strony (strona nie dociera do wielu ludzi).

Profil strony na Facebooku

UWAGA: Teksty zawarte na stronie mają charakter informacyjny, lub są subiektywnym zdaniem autora, a nie poradą medyczną. Autor nie jest psychologiem, a jest pasjonatem takich treści, który przekazuje je, lub interpretuje po swojemu. Dystans do treści jest wskazany. Autor nie daje gwarancji, że jego rady się sprawdzą i nie ponosi odpowiedzialności za ewentualne szkody wywołane praktykowaniem jego wizji danego tematu. Autor nie diagnozuje nikogo, a jedynie opisuje tematy z własnej perspektywy. Najlepiej jakby moje teksty były traktowane jako materiał rozrywkowy, lub jako ciekawostki. Autor (czy też autorzy, bo artykuły pisało wiele osób) nie uznają, że ich recepty na życie są i będą idealne - każdy używa ich na własną odpowiedzialność.