„To wspaniałe życie”, czyli konsumpcjonizm w związkach

Zostań darczyńcą/podziękuj autorowiJeśli doceniasz stronę i nie chcesz, by zniknęła z internetu kliknij, by wybrać sposób wsparcia 🙂

Moi drodzy czytelnicy. Rozpoczęło się lato, a wraz z nim okres letargu dla wielu osób. Osobiście uważam, że to dobry moment, aby zastanowić się nad swoimi losami i przyszłością. Dlatego pomyślałem, że zapoznam Was z filmem „To wspaniałe życie”, który neguje obecny nam dzisiaj konsumpcjonizm w związkach. Mam wrażenie, że pewne wzorce, które były znane w czasach naszych dziadków można podsumować hasłem: „To se ne vrati”.

Ileż to już razy w życiu było przerabiane, że zdarzają się rzeczy niesłychane.
Tak też wydarzyło się na ekranie, gdzie pewne wartości są dzisiaj nieznane.

Było to ponad 70 lat temu i wówczas nie wzbudziło większej sensacji.
Jednak po wielu latach „nowoczesności” daje uczucie pewnej frustracji.

Bo to co kiedyś wpisywało się w nurt normalności i nikogo nie zaskakiwało.

Tak teraz daje do myślenia wielu ludzikom, aby na nowo im żyć się zachciało.

„To wspaniałe życie” sporo osób chciałoby wpisać sobie w życiorysy.
Dlatego nie pozostaje nic innego jak opowiedzieć nam Mary Bailey losy.

Zapraszamy na seans

Na początku chciałbym zaznaczyć, że jeśli ktoś z Państwa nie miał okazji oglądać filmu „To wspaniałe życie” z 1946 roku to powinien się z nim zapoznać przed przeczytaniem tekstu. Film ten w tamtych latach nie zrobił większej furory, ale z każdym kolejnym rokiem zmian zachodzących na ziemi jest coraz bardziej doceniany przez większe grono osób. Nie brakowało ludzi, którzy postulowali, aby tak jak „Kevin sam w domu” był emitowany każdego roku podczas Świąt Bożego Narodzenia w telewizji. Tego trendu niestety nie zauważyłem. Ale każdy kto ma internet może poświęcić ponad 2 godziny ze swojego cennego czasu, aby zapoznać się z powyższym filmem.

Może nie jest to film, który swoją jakością wzbudza takie zachwyty jak kasowe produkcje prosto z Hollywood. Nie zmienia to jednak faktu, że ta ekranizacja ma głębszy przekaz, który chcieliśmy zaprezentować. Bo to co kiedyś było normalnością jest obecnie traktowane jako heroizm i ogromna odwaga.

Cudowna postać żeńska wyzbyta z materializmu

kobieta która nie jest materialistką

Nikt nie ma wątpliwości, że George Bailey był postacią, która swoim życiem zasłużyła na szacunek wszystkich mieszkańców Bedford Falls. No prawie wszystkich. Jednak chciałbym zauważyć, że miał przyjemność spotkać w swoim życiu cudowną kobietę, którą była wówczas Mary Hutch (nazwisko panieńskie). To co najbardziej mnie zaskoczyło u tej Pani poza jej wspaniałym sercem i wspieraniem męża w jego decyzjach to przede wszystkim jej zachowanie w alternatywnej rzeczywistości. Ukazywała ona jak wyglądałby świat, gdyby nigdy nie urodził się George Bailey. Mary pracowała w bibliotece, ale ostatecznie została starą panną. A bardziej elokwentnym określeniem było to, że nikogo sobie nie znalazła. Nie szukała przygód, jakiś wojaży, mimo iż mogła liczyć na zainteresowanie ze strony wielu mężczyzn, także tych zamożnych. Po prostu była piękną i wartościową kobietą. Zresztą sam George kiedyś zapytał dlaczego wybrała jego, a nie kogoś innego czy jego przyjaciela Sama, który znakomicie odnalazł się w biznesie. Wyjaśniła, iż właśnie jemu chce urodzić dzieci. Zresztą na jednym się nie skończyło.

Mary już podczas kryzysu w 1929 roku zachowała klasę. Gdy w firmie George’a Bailey’a pojawili się klienci, którzy chcieli odzyskać swój kapitał, zdecydowała się wyciągnąć pieniądze przeznaczone na podróż poślubną. Ostatecznie dzięki tej kwocie firma George’a Bailey’a nie zbankrutowała a mieszkańcy Bedford Falls mieli co włożyć do przysłowiowej miski. Nawet zdążyła urządzić małżonkowi noc poślubną w domu, w którym zawsze chciała zamieszkać. Na pierwszy rzut oka przypominał ruderę. Ale miał swój klimat. Zawsze mogła przecież wyjść za Sama i pławić się w luksusach.

Żona George’a Baileya stanęła na wysokości zadania, gdy jego firma wpadła w kłopoty finansowe. Stało się tak za sprawą wuja, który zgubił 8 tysięcy dolarów. Przez biznesmenem ciążyło widmo bankructwa a on sam mógłby trafić za kratki. Pogrążony w smutku George podjął decyzję, że chce targnąć na swoje życie. W takiej sytuacji wiele kobiet mogłoby odwrócić się od swoich małżonków, poszukać kogoś bardziej „zaradnego”. Ale Mary zachowała się nie tylko jak na cudowną żonę przystało, ale i pokazała, że tak naprawdę prawdziwych przyjaciół poznaje się tylko w biedzie. Kobieta udała się do mieszkańców miasta, którzy w większości należeli do grona ich przyjaciół. Każdy bez wyjątku postanowił pomóc George’owi, któremu nota bene wiele zawdzięczali. Ostatecznie nie tylko udało się uratować George’a, ale również jego firmę. To właśnie Mary była ogromnym wsparciem dla swojego męża. Nie konkurowała z nim, ale wspierała go we wszystkich decyzjach. Mimo, iż to fikcyjna historia to chciałoby się powiedzieć, że znalezienie takiej żony w dzisiejszych czasach jest niczym trafienie „szóstki” w Lotto. Próbować zawsze można, ale statystyki składanych pozwów rozwodowych przez kobiety są zatrważające, a wszystkie pozostałe związki, które trwają niekoniecznie są budowane na głębokich wartościach.

Upadek cywilizacji czy powrót do korzeni?

Powszechna feminizacja w skali globalnej sprawiła, że rośnie ilość kobiet, które chcą nie tylko przywdziewać męskie role, ale również rywalizować z samymi mężczyznami. Tam gdzie jest to niemożliwe ze względu na naturalne ograniczenia, wykorzystywane jest różnej maści równouprawnienie. Brzmi to trochę komicznie, bo czymś naturalnym jest to, że jeśli ludzie chcą ze sobą rywalizować to powinni robić to na zasadach wolnorynkowych. Każdy ma wolny wybór, powinien znać również jego pozytywne oraz negatywne aspekty. Wielokrotnie informowaliśmy, że na rynku matrymonialnym również działa Zasada Pareto. Na 80% samców beta przypada 20% samców alfa. Z czego tych pozytywnych mamy około 3%. Oznacza to mniej więcej tyle, że większość kobiet nie będzie w stanie w 100% spełnić swojej hipergamicznej natury i będzie musiała zadowolić się mężczyzną, którego nigdy w pełni nie pokocha. Istnieje szansa, że przez jakiś czas będzie mogła być jedną z wielu kobiet jakiegoś samca alfa. W ostatecznym rozrachunku większość z nich nie oszuka zegara biologicznego i nie usidli takiego mężczyzny. Próbować oczywiście zawsze można, bo nic nie stoi na przeszkodzie. Ale prawdopodobieństwo jest stosunkowe niskie.

To jest również ogromny problem dla większości mężczyzn. Bo mamy obecnie do czynienia z sytuacją, w której to coraz więcej osób w społeczeństwie ma problem, aby doszło do przecięcia krzywej popytu i podaży na tym rynku matrymonialnym w ich przypadku. Pytanie brzmi, która ze stron wcześniej zdecyduje się obniżyć swoje oczekiwania? Na blogu już wielokrotnie informowaliśmy, że pewnych rzeczy nie przeskoczymy. Tak jak w przypadku mężczyzn z wyższym wykształceniem. Teoretycznie każdy może je nabyć, ale nie widać wyraźnego trendu, aby miało się tak stać w przyszłości.

Jakie mamy tego efekty? Obecnie są mocno odczuwalne dla wielu gospodarek na świecie, gdzie przyrost naturalny jest stosunkowo niski. Mówimy tutaj o współczynniku niższym niż 2,14, który jest potrzebny do zastępowalności pokoleń. Gdzieś istnieje iskierka nadziei, że może wrócimy do normalności, ale mam coraz większe wątpliwości. Każdy ma prawo mieć ogromne oczekiwania, ale powinny być adekwatne do rzeczywistości, w której przyszło nam żyć. A ta jest przedstawiona w krzywym zwierciadle. Dlaczego? Już tłumaczę.

Era konsumpcjonizmu oraz social mediów

W moim odczuciu to właśnie nadmierny konsumpcjonizm oraz social media tworzą wykreowany wizerunek świata, który w małym procencie czasowym otacza większość z nas. Bo zastanówmy się na spokojnie. Jakie oczekiwania może mieć społeczeństwo jeśli wchodząc na Instagrama, Facebooka czy Snapchata widzi tylko pozytywne emocje i bajkowe życie? Czy ktoś tam żali się, że ma pod górkę? Że musi ciężko pracować? Że ma problemy zdrowotne? Że musi radzić sobie sam w życiu? Że po prostu nie ma lekko? Nie. Widzimy obraz, gdzie przedstawiany są cudowne momenty z życia ludzi: zagraniczne wakacje, drogie restauracje, świetne imprezy czy eleganckie ciuchy. Nie oszukujmy się, że działa to na wyobraźnie ludzi i każdy chciałby tak żyć. Tylko zastanawialiście się ile to wszystko procentowo zajmuje czasu w naszym życiu, a ile czasu musimy w trudzie poświęcić innym czynnościom, aby to osiągnąć? Przede wszystkim zachęcam, aby na początek zastanowić się nad samym sobą. Jeżeli ktoś ma potrzebę, aby szukać uwagi w taki sposób to ma wolny wybór. Bo wiem, że jest spore grono osób, dla których prezentowanie takiego życia to po prostu praca.

OK, zaraz przeczytam, że inne osoby może również chcą dzięki temu zarabiać w social mediach i wieść bajkowe życie. Nie ma sprawy. Tylko miejcie świadomość, że wiele osób ma przez to wypaczony obraz świata, w którym przyszło nam żyć. A przez to wypaczone zostały oczekiwania na rynku matrymonialnym. W szczególności w kraju, gdzie mediana zarobków wynosi zaledwie około 2500 pln netto. To są oczywiście aspekty związane z finansami w kraju, gdzie wciąż nie mamy rynku pracownika, a produktywność pracy nie rośnie tak dynamicznie, gdyż sporo pieniędzy wciąż niestety jest lokowane w tzw. „bezpieczne” aktywa jak np. nieruchomości czy ziemia. Ale to jednak temat na bloga o zupełnie innej tematyce.

Podsumowanie

Tradycyjnie już mogę przypomnieć o tym o czym wspominałem kilkukrotnie w swoich tekstach. Jeśli chodzi o Was Panowie to przede wszystkim inwestujcie we własny rozwój, bo to właśnie on daje najlepsze zwroty. Dla tych, którzy mają wrażenie, że cierpią na syndrom „Miłego gościa” polecam przeczytać książkę pt. „No More Mr Nice Guy” autorstwa Roberta Glovera. Zawiera wiele cennych wskazówek, które mogą Wam pomóc. Myślę, że to istotne elementy, aby podnieść swoją wartość na rynku matrymonialnym. Jeśli chodzi o Was Panie to zastanówcie się czasami czy droga, którą wybrałyście jest właściwa długoterminowo i czy może warto byłoby zaczerpnąć chociaż trochę inspiracji z Mary Bailey (Hutch – nazwisko panieńskie). Być może wówczas coraz częściej będzie dochodzić do przecięcia krzywej popytu i podaży na rynku matrymonialnym. Mam taką nadzieje, biorąc pod uwagę, że żyjemy w erze cyfryzacji i teoretycznie łatwiej o stworzenie pełnego ogniska domowego. Może okazać się, że Alvin Toffler miał rację. Ale ten temat wezmę pod uwagę być może przy jednym z kolejnych tekstów.

PS. Wszystkim naszym czytelnikom życzę powodzenia 🙂

Autor: TOT

Nowy profil na Facebooku: https://www.facebook.com/swiadomosczwiazkow

Spodobał Ci się mój artykuł i moja praca tutaj? Spójrz poniżej w jaki sposób możesz podziękować! Dzięki regularnemu wsparciu mogę ocenić, czy moja praca się przydaje. We wszystko co tutaj widzisz inwestuję samodzielnie (również finansowo) i nie chciałbym by skończyło się to zniknięciem strony z internetu 🙂

wpłata na konto bankowe

Nr konta: 20 1870 1045 2078 1033 2145 0001

Tytułem (wymagane): Bezinteresowna darowizna

Odbiorca: SW

Będę wdzięczny za ustawienie comiesięcznego, automatycznego zlecenia wpłaty, ponieważ moja praca również jest regularna. Preferuję wpłatę na konto, ponieważ cała kwota dociera do mnie bez prowizji.

BLIK, przelewy automatyczne (szybkie), Google/Apple PAY i zagraniczne (SEPA) - BuyCoffee

Kliknij, by - kliknij w obrazek

Nie trzeba mieć konta na tym portalu i jest wybór przelewów anonimowych (np. BLIK). Nie trzeba podać prawdziwych danych. Niestety prowizja to 10%.

Paypal - kliknij w obrazek

darowizna paypal

Dla darowizny comiesięcznej zaznacz "Make this a monthly donation." Tutaj też są prowizje, ale można wspierać comiesięcznie w prostszy sposób, niż ustawia się to w banku. Coś za coś.

Tutaj przeczytasz więcej o podejmowanych działaniach i o samych darowiznach.

PS. Potrzebuję też pomocy z SEO, optymalizacją WordPress i reklamą (strona nie dociera do wielu ludzi). Szukam też kogoś z dobrym głosem do czytania tekstów.

UWAGA: Teksty zawarte na stronie mają charakter informacyjny, lub są subiektywnym zdaniem autora, a nie poradą naukowo-medyczną (mimo, że wiele z informacji jest zaczerpniętych z badań). Autor nie jest psychologiem, nie "leczy", a jest pasjonatem takich treści, który przekazuje je, lub interpretuje po swojemu. Dlatego treści mogą być niedokładne (acz nie muszą). Dystans do nich jest wskazany. Autor nie daje gwarancji, że jego rady się sprawdzą i nie ponosi odpowiedzialności za ewentualne szkody wywołane praktykowaniem jego wizji danego tematu. Autor nie diagnozuje nikogo, a jedynie opisuje tematy z własnej perspektywy. Artykuły na stronie nie powinny zastępować leczenia, czy wizyt u specjalistów (chyba, że czytelnik ceni mnie bardziej, ale to jego osobista decyzja) i najlepiej jakby moje teksty były traktowane jako materiał rozrywkowy, lub jako ciekawostki. Autor (czy też autorzy, bo artykuły pisało wiele osób) nie uznają, że ich recepty na życie są i będą idealne - każdy używa ich na własną odpowiedzialność.